Przed wami coś nowego, a może tak naprawdę coś starego, wręcz bardzo, bardzo starego. Poniższy tekst jest efektem zmiksowania kilku moich zapomnianych pomysłów, z moich starych, porzuconych opowiadań - Przekleństwo Widzącego które kiedyś, dawno temu miało jeszcze inny tytuł, oraz jednego z moich pierwszych tekstów jakie napisałam - Spalone Mosty. W dużym skrócie z pierwszego tekstu najważniejszy wątek to para: Harry/Bill Weasley oraz pewna podróż, a z drugiego cóż... fakt że Harry jest biologicznym dzieckiem Lucjusza i Narcyzy Malfoy, a tym samym bratem Draco - młodszym bratem o ile ktoś pamięta stary tekst :) Co wyjdzie z tego wszystkiego?

Zobaczycie :)

][ ][ ][

Teraz jeszcze, zanim zaproszę was do czytania, proszę jeszcze o udział w małym głosowaniu. Mam nadzieję, że pomożecie mi wybrać jeden z wątków fabularnych.

Oto propozycje:

- Dobry Voldemort ( na ile ktoś taki jak Czarny Pan może być dobry ale ci co znają moje pozostałe teksty wiedzą o co mi chodzi )

- Zły Voldemort - ( czyli walka z nim i dążenie do pokonania Czarnego Pana i zniszczenia jego wszystkich horkruksów )

CZEKAM NA WASZE GŁOSY :)

][ ][ ][

Teraz już zapraszam do czytania, rozdział prawie w całości zaczerpnięty ze starej wersji tekstu, prawie bowiem jeden z głównych wątków zmieniłam i musiałam rozpisać część sceny na nowo. I tak, kolejne rozdziały na pewno będą nieco dłuższe, bardziej standardowe dla mojego pisania :)

][ ][ ][

MALFOY, NIE POTTER

][ ][ ][

Rozdział 1

Nie chcę znów tego czuć

Odwaga to panowanie nad strachem,

a nie brak strachu.

xxx

Mark Twain

][ ][ ][

Punkt widzenia Harry'ego

Spać. Wiele by oddał za to, aby zamknąć oczy i po prostu zasnąć. Niestety wiedział, że nie będzie mu to dane. Nie miał pojęcia co się z nim dzieje, ani dlaczego tak jest. Jedyne czego był pewien to to, że nie odważy się położyć. Nie, przed nastaniem świtu.

Nie chcę znów tego czuć. – zadrżał i skulił się, podciągając kolana pod brodę. Nie chcę tego czuć... Proszę... Nigdy więcej.

Strach, ból, złość, radość, smutek… - nie rozumiał tego, ale od chwili gdy przekroczył próg numeru czwartego przy Privet Drive, rozmaite emocje atakowały go każdej nocy. Mieszały się ze sobą, kotłowały, przyprawiając go o potworny ból głowy. Atakowały go raz za razem sprawiając, że w jednej sekundzie było mu gorąco, a w następnej, jego wnętrze ogarniał potworny chłód.

Bał się ich. Wzbudzały w nim strach ponieważ wiedział, że żadna z tych emocji, nie należy do niego. Każdej nocy gdy tylko pozwalał sobie na rozluźnienie, gdy tylko zaczynał wpadać w ramiona niespokojnego snu, oblepiały go i dusiły niczym szal, zbyt ciasno owinięty wokół szyi.

Dlatego w końcu, przestał sypiać nocami. W południe pozwalał sobie na krótką drzemkę. Był szczęśliwy jeśli udało mu się przespać trzy godziny. Niestety zazwyczaj nie dane mu było nawet tyle. Dudley o to dbał. Ciotka Petunia nigdy do niego nie zaglądała, ale jego kuzyn szybko zorientował się, w jego zmienionych godzinach snu. Tak, od dwóch tygodni robił wszystko, by być wystarczająco głośnym, aby się obudził.

Westchnął, wiedząc że długo tak nie pociągnie. W tym roku, z uwagi na odbywający się turniej trójmagiczny oraz całą historię mającą miejsce na cmentarzu, rok szkolny zakończył się osiemnastego czerwca. Był pewny, że większość cieszyła się z tego powodu, on jednak nie był szczęśliwy. Gdyby mógł wybierać, to osobiście sto razy bardziej wolałby przesiadywać teraz w Hogwarcie. W tym momencie był gotowy nawet na to, aby spędzać wszystkie wieczory na czyszczeniu kociołków, pod okiem Snape'a.

Wszystko byłoby lepsze, niż spędzenie jeszcze jednego dnia w tym domu. – spojrzał w stronę okna, na księżyc wysoko wiszący na niebie. Z uwagi na szybszy koniec roku szkolnego, choć siedział tu już od trzech tygodni, miał przed sobą jeszcze całe wakacje. Był dopiero dziewiąty lipca. Przed końcem sierpnia nie wyjadę stąd... - przymknął oczy, boleśnie świadom tego że nikt po niego nie przyjdzie. Zwykle liczył na to, że spędzi kilka tygodni w domu Rona, ale czuł, że w tym roku nie będzie mu to dane. Nie, nie tylko czuł, wiedział to.

Dlaczego znów mi to zrobiłeś, Dumbledore? Westchnął, ponownie powracając myślami do rozmowy którą usłyszał wkrótce po zakończeniu trzeciego zadania. Rozmowy którą usłyszał przez czysty przypadek... Rozmowy która na zawsze zmieniła jego nastawienie do Albusa Dumbledore'a.

][ ][ ][

Wspomnienie

Wracał właśnie do dormitorium, gdy okazało się że Irytek porozrzucał łajnobomby w całym korytarzu, odcinając główną drogę do wieży gryfonów. Nie chcąc natknąć się na żadnego z nauczycieli, zwłaszcza o tak późnej porze, zdecydował się na wybranie okrężnej drogi. Wolał dłuższy spacer niż tłumaczenie się przed którymś z profesorów z tego, że to nie on rozrzucił łajnobomby. Był już w połowie drogi, gdy usłyszał szybko zbliżające się kroki. Nie mając innej drogi ucieczki, ukrył się za gobelinem, w jednym z rzadko używanych przejść.

Wstrzymując oddech nasłuchiwał czy kroki się oddalają i wtedy doszedł do niego strzęp rozmowy. Jednego z głosów nie mógł skojarzyć, jednak nie miał wątpliwości co do tego, że drugim z rozmówców jest Dumbledore.

- To nie będzie potrzebne. Zdecydowałem, że Harry w tym roku pozostanie na całe wakacje pod opieką ciotki i wujka. Uważam, że w obecnej sytuacji, zwłaszcza po tym, co stało się pod koniec roku, tak będzie dla niego najlepiej.

- Czy Molly nie proponowała że zabierze go do siebie? Mógłby spędzić u niej całe lato. Wydaje mi się że to byłoby dla niego dobre. Po tym co się wydarzyło, powinien znaleźć się wśród ludzi, z którymi może porozmawiać o tym, przez co przeszedł.

- Nie, to nie byłoby dla niego dobre. Myślę że powinien pobyć trochę sam. Teraz najlepszy będzie dla niego spokój i odpoczynek. Po powrocie do szkoły musi skupić się na nauce. Skoro Voldemort się odrodził, nie może dłużej pozwalać sobie na to by cokolwiek go rozpraszało. Czeka go wiele pracy i zabawy z przyjaciółmi nie są tym, o czym powinien teraz myśleć.

- On nie ma jeszcze nawet piętnastu lat, Albusie. To jeszcze dziecko. Nie możesz zabraniać mu spotykania się z przyjaciółmi.

- Oczywiście że mu tego nie zabraniam. Przecież zobaczy się z nimi pierwszego września. Chodzi jednak o to aby pojął co jest najważniejsze. Nie możemy zapominać, że to on jest Chłopcem Który Przeżył. Na jego barkach spoczywa wielkie zadanie i ogromna odpowiedzialność.

Dźwięk oddalających się kroków, zagłuszył kolejne słowa... Ale on, nie potrzebował niczego więcej. To co udało mu się podsłuchać sprawiło, że minęło blisko dwadzieścia minut, nim był w stanie zmusić własne ciało do ruchu. Opuszczając kryjówkę, powoli ruszył w stronę wieży, zupełnie nie przejmując się tym, czy nakryje go któryś z profesorów.

Koniec wspomnienia

][ ][ ][

Zabawy z przyjaciółmi nie są tym, o czym powinien teraz myśleć.

Minął cały miesiąc od momentu, gdy usłyszał te słowa, jednak bolały wciąż tak samo. Nigdy nie spodziewałby się, że to akurat od dyrektora usłyszy coś takiego. Prawdę mówiąc, stracił do Dumbledore'a całe pokładane w nim zaufanie. Nie tylko z powodu tej rozmowy, choć ona była tym, co przelało czarę. Tak naprawdę wszystko zaczęło się od tego całego turnieju, w którym, wbrew swojej woli, musiał wziąć udział. Turnieju Trójmagicznego, który był przeznaczony dla uczniów z siódmego roku. Turnieju, w którym kilkukrotnie omal nie umarł.

Nie ufał mu również przez to, że pozwolił śmierciożercy ukrywać się przez cały rok w Hogwarcie. Nie ufał mu także dlatego, że niewiele brakowało, a Cedrik by umarł.

Nie ufał mu i wiedział, że już nie zaufa.

Nie po tym wszystkim. Nie po tym jak odciąłeś mnie od całego magicznego świata porzucając na Prived Drive... Nie po tym jak potraktowałeś mnie niczym narzędzie, które gdzieś trzeba przechować.

- Porzuciłeś mnie tutaj nie przejmując się tym, że Voldemort odrodził się, używając mojej krwi. - Ochrona którą zapewniła mi krew mojej mamy, nie pomoże mi więcej... Teraz w naszych żyłach płynie ta sama krew...

- Jestem pewien, że zdajesz sobie z tego sprawę, Dumbledore. Skoro nawet ja, przy niewielkim wysiłku byłem w stanie dodać dwa do dwóch, to ty na pewno o tym wiesz.

Wiesz o tym, a i tak zostawiłeś mnie tutaj. Zostawiłeś mnie tu pozbawionego jakichkolwiek informacji o tym, co dzieje się w magicznym świecie... Czy Voldemort zaczął działać? Czy doszło do kolejnych ataków takich jak ten w czasie Mistrzostw Świata w Quiditchu? Czy ludzie wiedzą już o tym, że Voldemort powrócił? Czy Ministerstwo robi coś, żeby go powstrzymać? - te i wiele innych pytań, kołatały mu się w głowie, na żadne z nich, nie znał jednak odpowiedzi.

Nie wiem nic. Nie tylko o obecnej sytuacji w magicznym świecie, ale nawet o tym, co się dzieje z moimi przyjaciółmi. Od czasu powrotu na Privert Drive, nie otrzymałem ani jednej przesyłki.

Nie wierzył w to, że przyjaciele do niego nie piszą. W każde poprzednie wakacje, przynajmniej raz w tygodniu, dostawał od każdego z nich informację o tym, co akurat robią. Był pewien, że nawet gdyby ktoś zabronił im pisać, oni z pewnością i tak by się z nim skontaktowali, a już na pewno Ron napisałby do niego.

On miałby w nosie wszelkie zakazy... Poza tym, jest jeszcze Bill. Od niego także ostatni list przyszedł w dzień zakończenia roku szkolnego. Dotąd pisał regularnie, a teraz, nic nie przyszło. Nie wierzę w to, że od tak, bez żadnego wyjaśnienia zerwałby kontakt. On nie jest tego rodzaju osobą.

- Nawet jeśli miałby dosyć korespondowania ze mną, po prostu by mi o tym napisał.

Mimowolnie uśmiechnął się, na myśl o starszym bracie Rona. Poznał go w zeszłe wakacje, podczas swojej dorocznej wizyty w Norze. Początkowo ich rozmowy były jedynie przelotną wymianą zdań, to jednak bardzo szybko się zmieniło. Zanim się zorientował, opowiadał mu o wszystkim, czując się przy nim o wiele pewniej, niż kiedykolwiek przy Ronie. Różnica wieku między nimi, zdawała się nie mieć żadnego znaczenia. Często chodzili wieczorami na wspólne spacery, lub po prostu milczeli razem, siedząc w ogrodzie i wpatrując się w błyszczące na niebie gwiazdy.

Gdy lato dobiegło końca, podejrzewał że i ta znajomość się zakończy, jednak wkrótce po rozpoczęciu roku szkolnego, otrzymał od niego pierwszy list. Z czasem, zaczęli korespondować regularnie, wysyłając sobie wiadomości co dwa tygodnie. Nie tylko on opowiadał o swojej codzienności Billowi, ale i ten, zwierzał mu się z problemów, z jakimi aktualnie się mierzył.

Chociaż nikomu nie wspominał o tych listach, bardzo wiele dla niego znaczyły. Brak jakiejkolwiek wiadomości z jego strony, naprawdę bardzo mu doskwierał. Tym bardziej, że urwanie kontaktów, było tak bardzo nienaturalne. Jeszcze byłby skłonny uwierzyć że Ron lub Hermiona otrzymali zakaz pisania do niego. Uwierzyłby w to, że nie znaleźli jeszcze okazji na przemycenie wiadomości. Ale Bill... brak wiadomości z jego strony, zbyt mocno przypominał mu sytuację z wakacji po pierwszym roku.

Wtedy to Zgredek zatrzymywał moją pocztę... Kto to robi tym razem? Tak, naprawdę nie wierzył, że nikt do niego nie pisze. Ktoś trzeci macza w tym wszystkim palce. Jeśli zaś zapytać się, kto jest na tyle silny by to zrobić, to na myśl przychodzą jedynie dwie osoby.

- Dumbledore i Voldemort.

Jednak jeśli zastanowić się, kto miałby jakikolwiek interes w odcięciu mnie od informacji, to odpowiedź jest już tylko jedna. W końcu to pewien staruch zmusił mnie, do pozostawienia Hedwigi w Hogwarcie.

- Chciałbym napisać do Billa… Może on pomógłby mi zrozumieć, co się ze mną dzieje? Może słyszał o kimś kto też przeżywał coś podobnego? – mocniej owinął ręce wokół kolan. On na pewno byłby mi w stanie pomóc. – o ile to możliwe, skulił się jeszcze mocniej. Zmęczenie ostatnich tygodni sprawiło, że jego powieki zaczęły opadać. Starał się z tym walczyć ale z każdą sekundą, stawało się to coraz trudniejsze.

Nagle wściekłość w nim zabulgotała, kilka sekund później, zrobiło mu się tak smutno, że w oczach zakręciły mu się łzy. Zaraz po tym, musiał przysłonić usta ręką, by powstrzymać śmiech. To jednak wystarczyło, aby wszelkie oznaki senności całkowicie wyparowały. Zerwał się z łóżka i na palcach, by nie narobić niepotrzebnego hałasu, skierował się do łazienki.

][ ][ ][

W gardle miał tak sucho, że język przyklejał mu się do podniebienia, a każde przełknięcie śliny, powodowało ból. Odkręcił wodę i pochylił się na umywalką, aby ugasić pragnienie. W końcu uniósł wzrok, pozwalając sobie spojrzeć przelotnie w szklaną taflę lustra.

Czarne, zwykle rozczochrane włosy, w strąkach lepiły się do czoła. Okrągłe oprawki okularów nie były w stanie ukryć, paskudnych sińców, które miał pod oczami. Blada twarz i mocno odcinająca się na czole blizna w kształcie błyskawicy, również nie dodawały mu uroku. Jakby tego było mało, stracił przynajmniej kilka kilogramów. Dudley wciąż pozostawał na diecie, tym samym on, ponownie dostawał mniej jedzenia, niż jego kuzyn. Niestety tym razem, nie miał ciastek ani czekolady, którymi mógłby zaspokoić swój apetyt.

- Ciekawe czy szybciej wykończy mnie głód, czy te przeklęte migreny… - rzucił szeptem w przestrzeń i nie oglądając się za siebie, opuścił łazienkę.

][ ][ ][

Wrócił do pogrążonego w mroku pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Księżyc skrył się za chmurami i za oknem panowała teraz nieprzenikniona ciemność. Powoli ruszył w stronę łóżka, nagle jednak zatrzymał się w pół kroku. Chociaż nie rozległ się żaden szmer, zrozumiał, że nie jest w pomieszczeniu sam. Jako Harry Potter, przeklęty Chłopiec Który Przeżył, niemal przez całą dobę znajdował się w centrum uwagi i już dawno nauczył się rozpoznawać momenty, w których był obserwowany.

- Kto tu jest? – zapytał szeptem, raz za razem wodząc wzrokiem po zacienionych kątach pomieszczenia. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi.

Pokój zdawał się opustoszały. Nadal słyszał tylko własny oddech, ale miał pewność, że to nie są jego urojenia. W pokoju, poza nim, ktoś jeszcze jest.

- Pokaż się! – krzyknął, na moment zapominając, z czym będzie się wiązać obudzenie śpiącego za ścianą wuja. Bardzo chciał mieć teraz przy sobie różdżkę, niestety miał bolesną świadomość, że ta wraz z resztą jego magicznych rzeczy, jest szczelnie zamknięta, w komórce pod schodami. Absolutnie poza jego zasięgiem.

– Wyjdź – słyszał, że głos zaczyna mu zdradliwie drżeć, ale nie umiał go opanować. Chciał zapalić światło, niestety po tym jak w zeszłym roku przepaliła się w lampie żarówka, wujek Vernon nie zgodził się, na wkręcenie nowej, uznając że byłoby to marnotrawstwo.

W napięciu licząc kolejne sekundy, zaczynał zastanawiać się, czy nie jest tu z nim jeden ze sługusów Voldemorta. Czy to jeden z jego śmierciożerców? Tylko jeśli to prawda, dlaczego jeszcze nie oberwałem jakimś paskudnym zaklęciem?

Może to nie śmierciożerca? Tylko, jeżeli nie jest to piesek Voldemorta, to właściwie kto taki? Jeśli nie jest to wróg, dlaczego nic nie mówi? Czemu wciąż się ukrywa?

- Proszę, pokaż się – po przedłużającej się ciszy, poprosił po raz kolejny, czując, że nie zniesie już dłużej, panującego w pomieszczeniu napięcia. Ta noc, w połączeniu z wydarzeniami z ostatnich dni, do tego stopnia nadszarpnęły jego nerwy, że drżał.

- Szsz, nie bój się. – wzdrygnął się, gdy niespodziewanie otoczyły go czyjeś ramiona, a przy uchu rozległ się cichy szept. Szarpnął się, rozpaczliwie starając oswobodzić z uścisku nieznanej mu osobny, jednak oplatające go dłonie, jedynie mocniej zacisnęły się na jego ramionach.

- Szsz, przepraszam, że cię przestraszyłem. Nie chciałem. Proszę nie denerwuj się. - słysząc to, ponownie spróbował się wyswobodzić, a gdy i ta próba nie dała rezultatu, zrezygnowany przestał się szamotać.

- Czego ode chcesz? Kim jesteś? – Czując zimne krople potu spływające wzdłuż karku, czekał na odpowiedź. Drżał, wciąż niepewny tego, czego ma oczekiwać od przybysza. To co dotąd usłyszał, upewniło go w tym, że jego rozmówcą jest mężczyzna. Niestety jednak, chociaż tembr głosu zaczynał się mu z czymś kojarzyć, nie umiał przypasować go do żadnej konkretnej twarzy.

- Nie chciałe cię wystaszyć. Chciałem cię tylko zobaczyć. Naprawdę nie sądziłem, że mnie wyczujesz. Przepraszam Harry, nie powinienem tak się skradać.

Uwolniony niespodziewanie z unieruchamiającego go dotąd uścisku, odsunął się szybko, niepewnie odwracając w stronę skąd dobiegły do niego ostatnie słowa. W padającym z okna świetle dał radę rozróżnić jedynie niewyraźny zarys sylwetki zlewającej się z otoczeniem.

- Finite Incantatem - ledwie przebrzmiało ciche zaklęcie, a sylwetka stojącego przed nim mężczyzny przestała być tak eteryczna. - Lumos - kolejne zaklęcie i ciemne kąty pokoju, rozjaśniło blade światło, padające z końca różdżki przybysza. Blask zamigotał w długich rudych kosmykach i w tym samym momencie, do Harry'ego wreszcie dotarło, kim jest jego gość.

- Bill...

Zanim na dobre miał szansę zastanowić się nad całą sytuacją, roześmiał się i wpadł w jego ramiona. Bill mocno przytulił go do siebie. Przez kilka minut stali w milczeniu. Wsłuchując się w jego oddech, w końcu zrozumiał co tak właściwie robi, spróbował się więc odsunąć, jednak Bill jedynie wzmocnił uścisk, przyciągając go bliżej siebie.

- Zostań.

To jedno słowo wystarczyło by się poddał. Ukrył twarz w jego szacie, wdychając zapach drzewa sandałowego. Był zmieszany, a zarazem nie chciał przerywać tej chwili. Zupełnie tak jakby był rozdarty między tym co odczuwa jego ciało, a tym co podpowiada rozum. Nie był pewien, ile jeszcze tak stali, w końcu jednak Bill pozwolił mu wyswobodzić się z jego objęć i sam nieco odsunął się od niego.

- Przepraszam że cię przestraszyłem, Harry.

Po tych słowach, uniósł wzrok, by spojrzeć w oczy wyższego czarodzieja. Chciał powiedzieć mu, że nie musi go za nic przepraszać, zrezygnował jednak. Sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Zachowanie Billa wywołało u niego dziwne uczucia, których w obecnym momencie, nie potrafił nawet nazwać.

- Co tu robisz? Przecież ostatnio pisałeś, że nie wrócisz do kraju przed nadejściem jesieni. Wspominałeś, że będziesz w domu dopiero w okolicach października. - Harry spytał w końcu, gdy wisząca między nimi cisza, zaczęła się przedłużać. Zwykle milczenie mu nie przeszkadzało, teraz jednak, zdawało się nieprzyjemnie ciążyć.

- To prawda, ale zlecono mi dostarczenie pewnej przesyłki. Dlatego przyleciałem dziś rano do kraju. To jednak krótka wizyta. Jutro wieczorem wracam do Egiptu. Pojutrze wchodzimy do piramidy i muszę być na miejscu.

Harry przytaknął mu, przygryzając sobie przy tym lekko wargę. Po odpowiedzi Billa zaczął zastanawiać się nad tym, czemu ten go odwiedził, skoro przyjechał tu wyłącznie w interesach. Skoro masz tak niewiele czasu na pobyt, dlaczego nie zdecydowałeś się spędzić go z rodziną? - chciał o to zapytać, ostatecznie jednak nic nie powiedział. Bał się, że wtedy on po prostu sobie pójdzie, a tego nie chciał. Odwiedziny Billa były najradośniejszą chwilą w ciągu całych wakacji i miał nadzieję, że będzie ona trwała jak najdłużej.

Z rozmyślań wyrwał go delikatny dotyk na twarzy. Bill wsunął dłoń pod jego podbródek, zmuszając go by na niego spojrzał. Dobrze wiedząc na co patrzy Bill, mimowolnie spojrzał w bok, odwracając od niego wzrok. Nie mając pojęcia jak mu to wyjaśnić. Jeszcze kilkanaście minut temu marzył o tym by mu wszystko powiedzieć, ale teraz po prostu się bał. Nie chciał by ktokolwiek uznał go za wariata, a już na pewno, nie on.

Nie chcę by zaczął dziwnie na mnie patrzeć... By myślał, że coś ze mną jest nie tak...

- Dlaczego wyglądasz jak śmierć, Harry?

][ ][ ][

Koniec Rozdziału 1