Przed wami kolejny rozdział. Przerwa wyszła odrobinę dłuższa niż początkowo planowałam, ( rozdział miał pojawić się na początku stycznia, ale cóż.. ) W każdym razie teraz rozdział wreszcie jest gotowy. Przyznaję, że najwięcej zachodu było z napisaniem listu Harry'ego do rodziny Malfoy. Ale szaaa… nie mówię już nic więcej.

Co do samego opowiadania, w rozdział siódmy oraz rozdział ósmy, wprowdziłam drobną zmianę przy opisie tego co Harry dowiedział się od goblinów. Na potrzeby tekstu Harry jest wciąż dziedzicem rodziny Potter, nie tylko dziedzicem zastępczym dla rodziny Malfoy. Zmiana jest niewielka, ale otwiera ona pewne dodatkowe możliwości...

Agata1 – Skoro rodzina Black posiada gobelin, a Narcyza wywodzi się z tego rodu, pomysł z gobelinem wydał mi się naturalny. Sama przynajmniej w kilku opowiadaniach trafiłam na różne sposoby wykorzystania wątku gobelinu i przyznaję, że ma on potencjał. Co do zdolności Harry'ego, przede wszystkim starałam się by były one w miarę normalne, oczywiście w granicach świata HP. Poza tym jak pewnie zauważyłaś, część zdolności pochodzi z Horkruksa. Co do reakcji Malfoy'ów, to powiem tak, to rodzice. Po prostu.

Zapraszam do czytania.

][ ][ ][

MALFOY NIE POTTER

][ ][ ][

Rozdział 9

Syn

Potrzeba czegoś więcej niż więzów krwi,

żeby utkać rodzinę, prawda?

Potrzeba nici dobroci i zrozumienia;

miłości i cierpliwości.

xxx

Louise Jensen, rodzina

][ ][ ][

Egipt, Punkt widzenia Harry'ego.

Gdy opuścili monumentalny gmach, uderzyło w nich gorące, suche powietrze. Czując skwar lejący się na nich z nieba, przez kilka sekund miał ochotę zawrócić i ponownie skryć się w chłodnych ścianach Gringotta.

- Czy masz jeszcze ochotę na wycieczkę, Harry?

- Wycieczkę?

- Obiecałem ci rano niespodziankę i tak sobie myślę, że moglibyśmy wybrać się na plażę. Nie zabiorę cię tam gdzie planowałem, bo nie chcę byś mi znowu zemdlał. Postaramy się znaleźć sposób na poradzenie sobie z twoimi zdolnościami, ale na razie będziemy trzymać się magicznych części Egiptu.

- Jestem za. Magiczny Egipt w zupełności mi wystarczy.

- Znakomicie. W takim razie idziemy na plażę. Znam jedno miejsce, gdzie nie kręcą się żadni przyziemni. Zgadzasz się?

- Nigdy nie byłem na plaży… - wyrwało mu się, zanim zdołał ugryźć się w język. Oczy Billa dziwnie pociemniały, zaraz jednak uśmiechnął się do niego.

- Pora to nadrobić, nie uważasz? Pokochasz tutejsze plaże.

- Wierzę.. – odpowiedział mu z uśmiechem i dodał. – Marzę o tym aby zobaczyć prawdziwą plażę. Chodźmy, szkoda dnia.

- Złap się mnie. – słysząc polecenie, niemal automatycznie, mocno schwycił się starszego czarodzieja.

- Aportacja?

- Tak. Harry. Aligio. – rozbrzmiało zaklęcie wiążące, zaraz po tym, świat rozpłynął się przed jego oczami.

][ ][ ][

Błękitna tafla zdawała się migotać w blasku słońca. Stojąc na gorącym piasku, jak urzeczony wpatrywał się w błyszczący bezmiar wody. Obrazki w książkach które jako dziecko oglądał w szkolnej bibliotece, nawet w połowie nie oddawały tego widoku.

- Zgaduję, że podoba ci się moja niespodzianka. – podskoczył gdy Bill objął go ramieniem, stając tuż obok.

- To niesamowite miejsce. – szepnął, rozglądając się po plaży/ Niewielka kotlinka otoczona była rozłożystymi palmami. Złocisty piasek tworzył pas przybrzeżny, a dalej woda rozciągała się aż po horyzont.

Postąpił kilka kolejnych kroków, czując się jak w bajce. Nigdy nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek znajdzie się w miejscu tak cudownym, jak to.

- Cieszę się, że ci się podoba, Harry. Chodź, skorzystajmy z wody. Przyda nam się ochłoda w tym piekielnym upale. – zgadzając się z Billem, po raz kolejny rozejrzał się po pustej plaży, po czym zapytał:

- Dlaczego właściwie jesteśmy tu sami? Czy w taką pogodę, plaża nie powinna być pełna? Wspominałeś że mugole się tu nie zapuszczają, ale co z czarodziejami?

- Ta plaża nie jest powszechnie dostępna.

- Jak to?

- To tereny hodowli małż, a przynajmniej wschodnia strona tutejszej plaży. W każdym razie, cały ten teren należy do Gringotta. Pracownicy mają pozwolenie na korzystanie z zachodniego brzegu. Oczywiście gobliny przeliczają wszystko na galeony, jest tu więc zazwyczaj pusto. Skoro tak źle reagujesz na przyziemnych, uznałem, że to miejsce będzie najlepsze.

- Zapłaciłeś żebyśmy mogli tu przyjść?

- Nie do końca. Powiedzmy że regularnie współpracuję z goblinem który trzyma pieczę nad tym terenem. – zastanowiło go na czym polega ta współpraca, ale Bill nie powiedział nic więcej. Uznał więc, że pora na zmianę tematu.

- Chodźmy do wody.

- Chodźmy.

][ ][ ][

Zupełnie stracił poczucie czasu. Nie był pewny jak długo siedzieli w wodzie. Czuł się w niej tak samo wolny, jak nurkując na miotle w powietrzu. Dotąd jedynym jego doświadczeniem było nurkowanie w lodowatym jeziorze, w czasie drugiego zadania turnieju trójmagicznego. Tamto wydarzenie tak naprawdę miało też niewiele wspólnego z pływaniem. Miał skrzeloziele od Zgredka, poza tym całą swoją uwagę skupiał wówczas na uwolnieniu swojego zakładnika. Tak wtedy marzył o tym, by jak najszybciej znaleźć się na suchym lądzie. Teraz było inaczej. Plaża była po prostu wspaniała.

Mogę tu zostać na zawsze. – uśmiechając się do własnych myśli, po raz kolejny powtórzył ruch Billa, który obecnie uczył go pływać. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócę.

- Harry, myślę że powinniśmy wracać. Robi się późno.

- Dobrze. – podniósł się w wodzie, Razem ruszyli w stronę brzegu. Wychodząc poczuł, że upał towarzyszący im przez cały dzień, zelżał. Gdy jego mokre ciało owiał delikatny powiew wiatru, zadrżał.

- Ubierz się, robi się zimno. Calor. – Bill wysuszył go zaklęciem. Wdzięczny za to, w kilka minut był gotowy. Schylił się by wziąć buty i w tym momencie zaburczało mu w brzuchu. Zaczerwienił się, pewien że Bill także to słyszał.

- Chyba nareszcie jesteś głodny.

- Trochę.

- Chodź. Ja też chcę coś zjeść. – Bill wyciągnął w jego kierunku dłoń. Schwycił ją.

– Gotowy?

- Tak.

- Aligio.

Błękitna woda zamigotała i rozmyła się w mieszaninie barw.

][ ][ ][

Po raz kolejny obrócił pióro w palcach, wpatrując się w pusty pergamin. Kolację zjedli już dobre pół godziny temu, a on wciąż nie napisał ani słowa. Nie wiedział, co ma napisać. Jak zacząć? Jak mam napisać komuś, że jestem jego synem? Jak do cholery mam powiedzieć komuś takiemu jak rodzina Malfoy'ów, że do cholery jestem ich dzieckiem?! – zamknął oczy, odchylając się do tyłu i opierając głowę o ścianę.

Kilka minut później z rozmyślań wyrwało go ciche skrzypnięcie drzwi. Otworzył oczy, unosząc głowę. W progu pojawił się Bill.

- I jak?

- Nijak. Chyba nie umiem tego napisać…

- Czy zgodzisz się abym ci pomógł?

- Chcę! – krzyknął i zaraz zmieszał się, dodając znacznie ciszej. – Chyba potrzebuję pomocy. Ja naprawdę nie wiem co mam im napisać.

- W takim razie, zrobimy to razem, dobrze?

][ ][ ][

Niecałe czterdzieści minut później, leżał przed nim gotowy list. Spoglądając na niego, wcale nie był pewny, czy chce aby Malfoy'owie dostali go w swoje ręce. Nie. Wiedział, że nie chce wysyłać tego listu. Czemu wciąż nie mogę być po prostu Potterem? Dlaczego to wszystko jest tak cholernie skomplikowane? Czemu nie mogę powiedzieć i Dumbledore'owi i Malfoy'om że mam ich wszystkich gdzieś?

Dlaczego mam wybrać albo jedno albo drugie? Dlaczego nie mogę po prostu zostać tu w Egipcie i zostawić ich wszystkich w cholerę… Malfoy… Ja nie chcę by byli moją rodziną… Przecież oni mnie nienawidzą! Ja nie jestem synem, którego tak bardzo pragną…

Ja… nawet nie wiem co to znaczy, być czyimś synem…

- Wyślę go poprzez Gringotta, w ten sposób szybciej dotrze na miejsce i będziemy mieli pewność, że nie trafi w żadnej niepowołane ręce. – przywrócony do rzeczywistości przez ciche słowa przyjaciela, zapytał.

- Czy nie możemy z tym jeszcze trochę zaczekać? Wiem że muszę się z nimi skontaktować, ale… nie mogę tego zrobić po wakacjach?

- To twój wybór Harry. Powiedz mi, czego ty chcesz?

- Nie wiem… - westchnął.

- Boisz się?

- Oni mnie nienawidzą.

- Nie nienawidzą cię Harry. Żaden rodzic nie nienawidzi swojego dziecka.

- Co mam zrobić? – spojrzał w brązowe oczy Billa.

- Jeśli chcesz mieć szansę porozmawiać z nimi zanim wrócisz do Hogwartu pod skrzydła Dumbleodre'a, powinieneś wysłać ten list.

- A co jeśli nie chcę oglądać ani ich ani cholernego Dumbledore'a?

- Wiesz że to niemożliwe. We wrześniu musisz wrócić do szkoły.

- Wiem, ale nie powiem żebym był z tego powodu szczęśliwy. Hogwart zawsze był moim domem, ale teraz… - urwał, nie kończąc.

- Wciąż są wakacje, masz jeszcze trochę czasu zanim tam wrócisz.

- Mam czas przed powrotem do Hogwartu, ale mówiłeś, że powinienem wysłać list do Malfoy'ów.

- Tak, jednak jeśli ostatecznie nie będziesz tego chciał, to nikt nie zmusi cię do spotkania z nimi. Na razie wyślij im list i zaczekaj, zobacz co odpowiedzą.

- A jeśli zażądają bym do nich poszedł? Jeśli są moimi rodzicami to przecież mogą mnie zmusić do tego bym z nimi zamieszkał.

- Mylisz się Harry, nie mogą.

- Jak to?

- W chwili obecnej, w magicznym świecie, wciąż pozostajesz Harrym Potterem. Tym samym, twoimi opiekunami w dalszym ciągu są twoja ciotka i wujek. Ponadto jako magiczna sierota, pozostawiona pod opieką przyziemnych, posiadasz także magicznego opiekuna. Jest nim…

- Dumbleodre.

- Tak. Zazwyczaj opiekun domu przejmuje pieczę nad dziećmi urodzonymi w przyziemnej rodzinie. Jest on odpowiedzialny za ucznia w czasie roku szkolnego. To dlatego o większości wypadków na zajęciach czy też w czasie zawodów quditcha, rodzice przyziemnych dzieci nie są nawet informowani.

- Dlaczego w takim razie moim opiekunem nie jest Mcgonagall?

- Jesteś Złotym Chłopcem, który pokonał Czarnego Pana, czy potrzeba więcej wyjaśnień? Umieszczając cię u przyziemnych krewnych, Dumbledore mógł wystąpić o opiekę nad tobą, nie tylko w czasie roku szkolnego, ale i podczas wakacji. Zrobił to zapewne aby chronić cię. A przynajmniej on to tak nazywa. Nie wiem czy wiesz, ale jeszcze przed tym, jak przyszedłeś na pierwszy rok do Hogwartu, w Proroku Codziennym, co roku pojawiał się wywiad z Dumbledorem. Opowiadał on w nim o swoich spotkaniach z tobą. O tym jak wspaniałe jest twoje życie i jak nie możesz się doczekać rozpoczęcia nauki w Hogwarcie.

- Co takiego?! Przecież ja po raz pierwszy spotkałem go w czasie uczty w Wielkiej Sali! On nigdy mnie nie odwiedził na Privet Drive! Nigdy się nie zainteresował tym gdzie śpię i czy mam co jeść! Skoro moje życie z ciotką było tak wspaniałe, to dlaczego do cholery przez tyle lat mieszkałem w przeklętej komórce pod schodami!

- W komórce?

- Ja… - urwał, spuszczając wzrok. Nie chciał o tym mówić i przeklinał się za to, że w gniewie powiedział zbyt wiele.

- To już przeszłość.

- Harry...

- To naprawdę nic takiego.

- Powiedziałeś właśnie, że mieszkałeś w komórce pod schodami i uważasz że to nic takiego? Harry, jak długo tam mieszkałeś?

- Do jedenastych urodzin. Gdy otrzymałem mój pierwszy list z Hogwartu, był on zaadresowany do komórki pod schodami. Po tym uznali że powinienem się przenieść do zapasowej sypialni Dudley'a. – powiedział to, wciąż nie podnosząc wzroku. Nie potrafił spojrzeć Billowi w oczy. Choć opowiadał mu praktycznie o wszystkim, tą część życia pochował głęboko i nie mówił o niej nikomu.

- Dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś?

- Ja… - znów umilkł.

- Nie ufasz mi? – te słowa sprawiły że poderwał głowę, ponownie patrząc mu w oczy.

- Ufam! To nie tak… ja po prostu nie chciałem… Nie chciałem byś uznał mnie za dziwaka. Byś znienawidził mnie tak, jak nienawidzi mnie ciocia i wujek… - wbrew jego woli, głos mu się załamał.

Gdy objęły go silne ręce i został wciągnięty na kolana, nie zaprotestował. Wtulił się w klatkę, ukrywając twarz w jego szacie. Chciał powstrzymać kręcące się pod powiekami łzy, ale nie zdołał. Jego ciałem wstrząsnął szloch.

- Cii… ciii… Nigdy cię nie znienawidzę, Harry. Nigdy.

Nie wiedział ile tak siedzieli. Nawet się nad tym nie zastanawiał. Chciał żeby ta chwila trwała wiecznie.

][ ][ ][

Obudziły go promienie słońca wpadające przez nie zasłonięte okno. Zamrugał, starając się odegnać resztki snu. W pokoju było bardzo ciepło, co wcale nie ułatwiało zwleczenia się z łóżka. Zrzucił z siebie cienki koc i powoli usiadł. Nie był pewien która jest godzina, ale słońce stojące wysoko na niebie, sugerowało że musi być już dość późno.

Jak tylko wyszedł z sypialni, dostrzegł siedzącego przy stole Billa. Uśmiechnął się do niego mimowolnie i powiedział:

- Dobry.

- Dobrze spałeś?

- Tak. Dawno nie spało mi się tak dobrze. Która godzina?

- Prawie południe, przespałeś pół dnia.

- Południe? Ale, czy nie miałeś dziś być w pracy?

- Zmiana planów, Wyjazd wycieczki przyziemnych nieco się opóźnił, dlatego do pracy idę dopiero jutro. Dziś mam wolne. Jak chcesz, możemy znów wybrać się na plażę. Co ty na to?

- Byłoby wspaniale.

- To idź się umyć, śniadanie na ciebie już czeka.

- Dobrze, dziękuję za śniadanie.

- Nie ma za co, Harry. Nie ma za co.

][ ][ ][

Nim minęło piętnaście minut, siedział już naprzeciw Billa wgryzając się w kanapkę. Połknął ją w kilku kęsach. Wiedział, że się spieszy, ale naprawdę chciał iść na plażę. Otarł twarz ręką i spoglądając na obserwującego go przyjaciela, rzucił.

- Możemy iść.

- Spokojnie Harry, napij się herbaty.. Plaża nam nie ucieknie. – słysząc to, wytknął do Billa język ale i tak posłusznie sięgnął po kubek.

- Czy pójdziemy na tą samą plażę co wczoraj?

- Tak, na razie postaramy się unikać przyziemnych.

- Dobrze. – zgodził się, i dużo ciszej dodał. – Przez te cholerne zdolności, zaczynam nie lubić mugoli.

- Znajdziemy sposób byś zapanował nad tą zdolnością.

- Mam nadzieję.

- Nie martw się. Pomogę ci.

- Dziękuje.

- Jeszcze jedno Harry.

- Tak?

- Dziś rano zaniosłem twój list do Gringotta.

- Dziś? Ale… - prawdę mówiąc zmroziło go to. Napisanie go to jedno, ale dostarczenie go do Malfoy'ów to zupełnie co innego.

- Ile chciałeś czekać?

- Ja… nie wiem.

- Harry, trzeba było to zrobić, a teraz gdy jesteś poza granicami kraju, to najlepszy moment.

- Wiem, ale boję się. Jestem cholernym Harrym Potter'em! Nie sądzę by takiego syna oczekiwali… Co jeśli mnie znienawidzą? Ja wolałbym w takim przypadku w ogóle z nimi nie rozmawiać.

- Nie znienawidzą cię Harry. Nie martw się.

- Ale…

- Koniec tego gadania, Plaża czeka. Chodź, idziemy.

][ ][ ][

Wielka Brytania, punkt widzenia Lucjusza

Przestronną jadalnie, utrzymaną w kremowych barwach, zalewało pomarańczowe światło zachodzącego słońca. Ostatnie dania z kolacji właśnie zniknęły. Chwilę później przed nim zmaterializowała się szklanka pełna bursztynowego płynu. Sięgnął po nią, dostrzegając że Narcyza zdecydowała się na pozostanie przy herbacie.

Zwykle po kolacji przenosili się do salonu, dziś jednak jedli wyjątkowo późno i żadne z nich nie miało ochoty na ruszenie się z miejsca. Dopiero przed godziną wrócili międzynarodowym świstoklikiem z Paryża.

W tej chwili miał ochotę już tylko iść spać.

- Draco wraca jutro od Zabinich.

- Tak, powinien być w domu przed południem. – przytaknął.

- Dobrze, w takim razie może pomóc mi po obiedzie przy liście gości na przyjęcie. Zostały już tylko dwa tygodnie. Pora wysłać zaproszenia.

- Jestem pewien że będzie szczęśliwy mogąc ci pomóc. Uwielbia to tak samo jak ty.

- Dlatego to jego proszę o pomoc, nie ciebie. – w błękitnych oczach Narcyzy zamigotały wesołe iskierki. – A może tym razem, ty chcesz się tym zająć?

- Jeśli mnie do tego zmusisz, nie zobaczysz mnie na przyjęciu. – tym razem Narcyza jawnie się roześmiała.

- W porządku i tak nie odstąpię ci tej przyjemności. Czy jest ktoś, kogo powinniśmy w tym roku dodatkowo zaprosić?

- Nie. Chciałbym spotkać się z Newtem Scamanderem, ale on nie pojawi się w Wielkiej Brytanii przed początkiem września.

- W takim razie, dołączę jego nazwisko do listy na przyjęcie z okazji równonocy jesiennej.

- To będzie… - zaczął, ale donośny trzask uniemożliwił mu dokończenie zdania. Tuż przed nim zmaterializowała się skrzatka w ciemno zielonej sukience.

- O co chodzi? – spojrzał na nią groźnie. Nie lubił gdy mu przerywano.

- Fiora przeprasza, ale dostarczono list. – to mówiąc, skrzatka wyciągnęła w jego stronę kopertę zalakowaną czerwonym woskiem na którym wybito duże G.

Gringott.

Sięgnął po kopertę w pełni świadom że miesięczny raport powinien przyjść dopiero na koniec miesiąca. Może udało im się zakupić ziemię o której ostatnio rozmawialiśmy? – zastanawiając się nad tym, przełamał pieczęć i otworzył kopertę. Sięgnął do środka by wyciągnąć pergamin, ale to nie na niego natrafiły jego palce. Zaskoczony wyjął z wnętrza kolejną kopertę. Na niej nie było żadnej pieczęci ani nawet adresata.

- Nie wygląda to na list z Gringotta. Od kogo jest?

- Nie ma podpisu. – to mówiąc rozerwał kopertę i wyjął pojedynczy arkusz pergaminu. Rozłożył go, przelotnie spoglądając na podpis u dołu. Odczytał go raz, potem drugi i trzeci. Potter.

- Harry Potter. – powtórzył na głos.

- Napisał do ciebie Potter?

- Do nas. - poprawił zerkając na nagłówek i zaczął głośno czytać:

vvv

Pan i Pani Malfoy,

Zastanawiacie się pewnie dlaczego cholerny Złoty Chłopiec pisze do Was. Przyznaję że napisanie tego listu nie było dla mnie łatwe i gdyby nie namowa pewnego przyjaciela, zapewne w najbliższym czasie wcale bym go nie napisał.

Dlaczego do Was piszę?

W czasie mojej ostatniej wizyty w banku Gringotta, przeszedłem test dziedziczenia. Nie będę tłumaczył dlaczego się na to zdecydowałem, istotne jednak jest to, że wyniki które otrzymałem, nie były takie, jakich bym oczekiwał.

Ametyst Aquarius – jak zakładam, te imiona nie są Wam obce. Ja sam nie wiem co mam myśleć, nie jestem także pewny, czy chcę mieć z wami cokolwiek wspólnego. Niestety choćbym bardzo tego chciał, nie mogę zaprzeczyć temu, że jesteśmy rodziną.

vvv

List wypadł mu z ręki gdy to co właśnie przeczytał, w pełni do niego dotarło. Ametyst. Harry Potter to jego dawno zaginiony syn.

- On, on… - podniósł wzrok i zerwał się, łapiąc Narcyzę w objęcia, Drżała na całym ciele, z trudem łapiąc oddech. – On… znaleźliśmy go.

- Tak, znaleźliśmy. – szepnął, przesuwając kojącymi ruchami ręką po jej plecach. – Wróci do nas. – gdy to mówił jego głos brzmiał pewnie. – Zabiję też tego kto nam go odebrał. Przysięgam ci to.

Przez kilka kolejnych minut stali w milczeniu, Ciałem Narcyzy wstrząsał szloch.

- Fiora. – zawołał. Skrzatka zmaterializowała się natychmiast.

- Pan wzywał?

- Przynieś mi eliksir uspokajający. – trzasnęło i skrzat znikł by wrócić niecałą minutę później z zapieczętowanym flakonikiem w rękach. Odebrał od niej eliksir i napoił nim wciąż trzęsącą się Narcyzę. Usadził ją na krześle, dając jej chwilę na dojście do siebie. Sam sięgnął po pozostawiony na ziemi list, aby tym razem po cichu, doczytać go do końca.

- Czytaj na głos. – spoglądając na teraz znacznie spokojniejsza Narcyzę, przytaknął jej i zaczął czytać:

vvv

Cała ta sytuacja wciąż jest dla mnie nieco surrealistyczna. Zaczynając od tego że mam rodzinę, a kończąc na tym, że mój najgorszy szkolny wróg ma być moim bratem. Nie podoba mi się to i będąc szczerym w obecnej chwili wolałbym nie pisać tego listu. Wiem jednak że zaginięcie syna było dla Was traumatycznym przeżyciem…

Zasugerowano mi że powinniśmy się spotkać, nie jestem jednak pewny czy Wy tego chcecie, ani nawet tego, czy ja jestem na to gotowy. W każdym razie jednak, gdy rozpocznie się kolejny rok szkolny w Hogwarcie, Nasze spotkanie będzie znacznie trudniejsze.

Obecnie nie ma mnie w kraju, proszę jednak aby ta informacja nie została ujawniona. Jeśli chcecie do mnie napisać, przekażcie list przez Gringotta.

Harry Potter

vvv

- Musi do nas wrócić. – to mówiąc Narcyza zacisnęła palce na swojej sukni, - Musimy go tu sprowadzić, Lucjuszu.

- Wróci do nas, To nasz syn.

][ ][ ][

- Aligio – zaklęcie wykorzystywane w wielu opowiadaniach z fandomu HP, zaklęcie łączy ze sobą dwie osoby, pozwalając na aportację towarzyszącą, wraz z osobą która nie potrafi sama się aportować.

Fiora – imię skrzatki pochodzi od słowa Fiore – kwiatek i wywodzi się z języka włoskiego. Co do ubioru skrzata, pozwólcie że to wyjaśni się z czasem.

List – wiem że niektóre słowa w liście mogą zostać uznane za zbyt poważne na użycie ich przez Harry'ego ale nie zapominajcie że pisał on list razem z Billem.

][ ][ ][

Koniec rozdziału 9