Ciche marzenie

Zilidya D. Ragon

Sequel

Część 19

Kilka kolejnych dni minęło w nerwowej ekscytacji. Lucjusz Malfoy wraz z Hermioną Granger byli rozchwytywani przez ministerstwo magii, zaczepiani przez dziennikarzy i dziwnie ignorowani przez Harry'ego Pottera.

Ten ostatni był niesamowicie spokojny, co prawda, nie zmylił tym swojego rodzica. Ten jeden mężczyzna nie dałby się tak łatwo zwodzić. Lata funkcjonowania jako szpieg uczuliły go na wszelkie choćby najmniejsze ślady w mimice twarzy, gestykulacji, że ktoś kłamie.

A Harry wyraźnie łgał w żywe oczy i to każdemu. Severus nie potrafił tylko odkryć w jakim temacie.

Wszystko, co wiązało ze zdrowiem syna miał podawane przez zaklęcie, więc tutaj nic nie dało się ukryć. A jednak coś się działo. Syn oszukiwał wszystkich, że wszystko jest w porządku, a on czuł, że nie. Tylko nie wiedział co.

Harry jadł regularnie.

Przy pomocy Granger i młodego Malfoya zawsze coś przekąsił w porach posiłków. Waga jednak ciągle była zbyt niska, a zdarzały się dni, że nagle drastycznie spadała, aby w dzień lub dwa wrócić do wcześniejszego pomiaru.

Natomiast magia się uspokoiła. Nie działo się też nic, co mogłoby zdenerwować nowego Czarnego Pana. Dziennikarze woleli kontaktować się z Granger lub Malfoyem niż zaiskrzyć wcześniejsze „konfrontacje" z Potterem.

Natomiast w środę Harry Potter wręcz eksplodował.

Nikt, pewnie nawet sam Wybraniec, nie wiedział co było iskrą. Draco po prostu był na miejscu o bardzo złym czasie. Tak początkowo podejrzewał.

Pierwsze uderzenie ścięło go z nóg na plecy tuż pod ścianą salonu, w którym najzwyczajniej czytał po obiedzie. Drugi młody mężczyzna wpadł do środka niczym gradowa burza, złapał go za przód koszuli i podniósł jakby nic nie ważył. Następnie uderzył go w przeponę. Gdy próbował wstać, otrzymał następny cios, który złamał mu nos.

Cichy alarm rozbrzmiał w całym domu. Każdy dorosły przerwał cokolwiek robił. Po sprecyzowaniu centrum wydarzeń skierowali się biegiem. Gdy dotarli do salonu zastali tam Pottera klęczącego na Malfoyu, którego trzymał za nadgarstki, by powstrzymać przed rzuceniem zaklęcia. Harry krwawił dosyć mocno z czoła, ale zdecydowanie Draco wyglądał gorzej.

― Co tu się dzieje?! ― krzyknął Severus, powoli podchodząc.

Nie chciał ryzykować, by syn wpadł w większy gniew. Nie wiadomo jak to mogłoby się skończyć dla nich wszystkich, a już na pewno dla Draco.

Nagle Draco zepchnął adwersarza z siebie. Potter zdążył uklęknąć nim ten odzyskał równowagę i znów go złapał, tym razem za kark. Sam jednak zareagował przyciśnięciem różdżki do jego szczęki.

― Odważysz się? ― warknął przez zęby Czarny Pan. ― Sprzeciwisz mi się?

― Tobie zawsze, Potter! ― odszczekał szczeniacko.

Krew z rozciętego policzka ściekła na jego dłoń, a wzrok Harry'ego podążył za kroplą. Starł ją kciukiem i zlizał z palca, patrząc w oczy Wybrańca. Wściekłe spojrzenie lustrowało każdą zmianę na twarzy, czekając na mniej lub więcej ataków pod jego kierunkiem.

― Macie natychmiast przestać! ― Severus oderwał syna od Draco.

Popchnął obu w stronę kanapy.

― Oczekuję wytłumaczenia co tu się stało.

Oboje starszych Malfoyów pozwoliło działać mistrzowi eliksirów.

― Odwal się, Snape! ― Krzyk Pottera zaskoczył każdego, nawet samego Severusa.

Harry nie usiadł, stał pobudzony, wściekły i magia aż iskrzyła wokół niego.

― Harry, co cię opętało? ― spytał bardzo spokojnie.

Granica panowania nad sobą Pottera była niebywale krucha i wyczuwał to każdą cząsteczką swojego ciała.

― Czemu nikt mi nie powiedział?!

― O czym?

Bardzo wzburzony mężczyzna znów podszedł do siedzącego Draco i, rozrywając guziki w rękawach koszuli, pokazał symbole na jego nadgarstkach.

― Hej! ― oburzył się na to przedmiotowe traktowanie.

― Milcz, debilu!

Tym razem Malfoy był przygotowany i bez problemu odepchnął Pottera.

― To była moja decyzja.

― Pojebało cię do końca!? Życie ci nie miłe?

Draco zamrugał zaskoczony.

― Chwila. Czy ty jesteś o to zły?

Uderzenie w szczękę odesłało go z powrotem na kanapę. Wrzask wściekłości z gardła Pottera rozbił szyby w oknach. Nawet dłoń Severusa na jego ramieniu nie pomogła.

― Jak mogliście mu na to pozwolić? To może kosztować go wszystko, nawet duszę! Nie mogę zdjąć już takiego zaklęcia!

Jęknął, łapiąc się za bok głowy i zrzucając dłoń taty.

Popatrzył na niego z gorzkim wyrzutem. Podszedł powoli do Draco, trzymającego dłoń na szczęce i uklęknął przed nim na jedno kolano. Magia skumulowała się wkoło Czarnego Pana. Delikatnie dotknął zranionego nosa i wyprostował go ze słyszalnym trzaskiem przy wtórze sapnięcia Draco. Krew wyparowała migocząc.

― Nie chcę widzieć cię cierpiącego, Draco. Jednak robisz wszystko, by do tego dążyć, Wybrańcze. Nie takiego losu dla ciebie oczekiwałem.

― Och, zamknij się, Potter. To ty mnie zlałeś.

Draco pochylił się i pocałował Harry'ego prosto w usta. Narcyza jako jedyna delikatnie parsknęła rozbawiona. Lucjusz i Severus jęknęli zgodnie, rzucając się do Draco, gdy Harry nagle upadł w jego ramiona, drżąc mocno.

Był przytomny i z całą pewnością cierpiał, przygryzając wargę z bólu. Po kilku minutach rozluźnił się z jękiem. Usiadł bardzo wolno, podpierany przez Snape'a.

― Ta przysięga to bardzo krótka smycz, Draco. Wręcz łańcuch. Nie będziesz mógł się z niej zerwać. Nie pozwoli ci na to pod żadnym pozorem. To jak lina na szubienicy, a ja jestem twoim katem, który kopnie w stołek, na którym stoisz.

Mówił cicho, dosłownie szeptem, choć doskonale było go słychać w ciszy, jaka zapanowała.

― Matka już mnie ostrzegała.

Narcyza wzruszyła ramionami, gdy Potter na nią spojrzał.

― Szkoda, że wtedy nic pani nie powiedziała. Jeszcze był czas rozwiązać przysięgę. Teraz już nie mogę.

― Każdą przysięgę da się rozwiązać ― zauważył Lucjusz.

― Nie, gdy otoczyła już serce. Myśli pan, że dlaczego Przysięgi Wieczyste są takie niebezpieczne? Zagnieżdżają się w sercu.

Westchnął ciężko i wstał, odrzucając niemo pomoc taty.

― Przepraszam za ten wybuch. Zirytowałem się, bo nic nie mogę zrobić.

― Akurat to widzieliśmy wszyscy doskonale.

Bladość na twarzy Harry'ego i migoczący zwój przed Severusem tylko mocniej wszystkich zaniepokoił. Syn tylko spojrzał na niego wymownie, marszcząc czoło i opuścił salon.

― Lepiej za nim idź, Draco ― polecił mu cicho Snape, sięgając po zwój.

Ciężko westchnął, czytając wyniki.

― Bardzo źle?

― Niestety, Narcyzo. Mikstury, które mu dotąd podawałem przestają działać.

― Przecież to niemożliwe. Eliksiry wzmacniają magię uzdrawiającą czarodzieja, nie mogą tak po prostu przestać działać ― zauważyła zaniepokojona.

― Ale mogą nie współgrać z dwoma rodzajami magii w jednym ciele.

― Całe swoje życie posiadał dwie. Dlaczego teraz są takie problematyczne? Wręcz powiedziałbym upierdliwe.

― Tego muszę się dowiedzieć.

Harry usiadł w fotelu przy oknie w swoim pokoju i odetchnął ciężko, rozluźniając się odrobinę. Nie zareagował na ciche pukanie ani nawet na ostrożne wejście młodego Malfoya.

― Severus się martwi. ― Podszedł bliżej.

Potter przymknął powieki i oparł głowę o oparcie.

― Wiem. Każdy przedmiot w tym domu o tym wręcz krzyczy.

Draco oparł się o parapet, obserwując go cały czas.

― Jak naprawdę się czujesz?

― Może cię to rozbawi, ale jak gąbka.

― Gąbka? Co to? Jakieś mugolskie ustrojstwo?

― Tak, to mugolski przedmiot. Może wsiąknąć mnóstwo wody, a po wyciśnięciu jest prawie sucha.

― Chcesz powiedzieć, że raz jesteś pełęn magii, a potem wyczerpany magicznie? ― Skojarzył fakty. ― Takie skoki są niebezpieczne dla czarodziei.

― Naprawdę chciałbym chociaż jednego, zwyczajnego dnia bez moich wybuchów. Zamartwianie taty nie było moim marzeniem.

W sypialni zaczęło robić się nagle ciepło. Wiatr, choć ono było zamknięte, krązył pomiędzy meblami. Harry niczego nie zauważył, nadal odpoczywając z zamknietymi oczami. Draco wyprostował się. Czuł, że to znów manifestacja magii Czarnego Pana, reagująca na polecenie.

Nad kolanami Harry'ego zaiskrzyło powietrze i zmaterializowała się bransoletka. Delikatnie opadła na nogę Pottera. Była w kolorze miedzi, bez żadnych wzorów.

Dopiero teraz Harry otworzył oczy i uniósł głowę. Podniósł bransoletkę i przyglądał się jej kilka sekund, ważąc na dłoni. Potem po prostu ją założył na prawy nadgarstek.

― Hej! ― Dość głośno oznajmił swoje oburzenie Draco. ― To może być przeklęte.

Oczy Pottera lśniły w tej chwili intensywnie. Magia migotała w źrenicach, wzmacniając ich barwę. Na koniec zrobiły się czerwone i takie pozostały. Młody mężczyzna odetchnął głęboko jakby ktoś zdjął mu ciężar z piersi i w końcu mógł swobodnie odetchnąć.

― Skąd to przyzwałeś? ― dopytywał Malfoy, łapiąc go za rękę i przyglądając się ozdobie bliżej.

― Nie wiem. Z piekła?

― Lepiej poinformuję ojca, gdyby jej właściciel zgłosił kradzież. A zrobi to na pewno. Jest potężna, nawet bez dotykania czuję jej moc.

― Słaba raczej w niczym by mi nie pomogła.

― Co teraz?

― A co ma być?

― Nie wiem. Masz jakieś plany? Wyglądasz teraz jak uosobienie Czarnego Pana z tymi czerwonymi oczami.

Potter szybko ruszył do łazienki. Dla pewności zdjął bransoletkę, ale zaraz po tym znów przymknął powieki i skrzywił się. Założył biżuterię i spojrzał w lustro.

― Cześć, Tom ― burknął i odwrócił się z grymasem na twarzy.

― Nie jesteś nim ― rzucił Chłodno Draco.

Harry przewrócił oczami z irytacją.

― To był sarkazm.

― Durny i gryfoński.

― Przypominam pańskiej slizgońskiej mości,że jestem tu, jak na razie, jedynym Gryfonem.

― Dobrze, że sobie przypomniałeś, bo zaczynałeś przypominać oszalałego ze strachu Puchona.

― Borsuki nie drżą ze strachu.

― To dlaczego ty drżysz?

Położył mu dłoń na ramieniu, a następnie przyciągnął do siebie.

― Nie podoba mi się to.

― Sam ją przyzwałeś.

― I to właśnie mi się nie podoba. Ma w sobie ogromne pokłady Dzikiej Magii. Bardziej spodziewałbym się czegoś mrocznego.

Harry nie poruszał się. Pozwalał się przytulać, choć sam nie podniósł nawet ręki. Zwyczajnie stał, patrząc w okno, jakby tam miały być wszystkie odpowiedzi na dręczące go pytania.

― Jesteś pewien,że to Dzika Magia?

― Potrafię rozróżniać wiele rodzajów magii, gdybyś zapomniał. ― Odsunął go od siebie na długość ramion i położył dłoń na wysokości serca Draco. ― O ty nadal nie zapomniałem, Wybrańcze. Idź teraz do Lucjusza, aj pewnie muszę iść do Severusa na badania. Jemu także nie spodoba się ta błyskotka.

Rozkaz był nad wyraz intensywny. Malfoy zmarszczył brwi, czując go, ale zrezygnował z przełamania go w tej chwili. Zdecydował, że będzie musiał sprawdzić, co się stanie, gdy odmówi wykonania jakiegoś polecenia Czarnego Pana. Może akurat magia Wybrańca mu pomoże.

Lucjusz prawie natychmiast znalazł informację o artefakcie, jaki przywołał do siebie Potter. Minister pokiwał głową, gdy go poinformował go o tej kradzieży z pilnie strzeżonego i zabezpieczonego miejsca w samym centrum aurorskiego magazynu w samym centrum ministerstwa magii. Nawet aurorzy nie zauważyli jego zniknięcia, dopóki nie poszli sprawdzić na polecenie ministra.

― Żadna z barier zabezpieczających nie została naruszona. Po prostu jej nie ma w ich środku ― złożył raport auror.

― Dziękuję. Zajmę się tym.

Kingsley spojrzał na Malfoya.

― Co Harry z nią zrobi?

― Wygląda na to, że bransoleta hamuje jego ataki „złego humoru", jak zaczynam je nazywać.

― Zgłoszę jej wypożyczenie przez pana Pottera.

― Czym dokładnie jest ta bransoleta?

― Służyła samemu Salazarowi, gdy budowano Hogwart. Stawiał nią wszystkie bariery. Podejrzewam, że kilka w ministerstwie także postawiono dzięki jej magii, choć już nie na taką skalę, jaką potrafił Slytherin.