Uwaga: Jeśli wolicie pomijać sceny erotyczne, to będą w pierwszej części.
Rozdział dwudziesty dziewiąty: Spójrz w przyszłość
Harry ostrożnie wślizgnął się do pokoju. Oczywiście zawsze istniała szansa, że Draco go zauważy i…
– Expelliarmus!
I zauważył Harry'ego znacznie szybciej niż ostatnim razem. Harry odskoczył i opadł z obrotem na podłogę. Był pod wrażeniem. Zaklęcie i tak by na niego nie podziałało, bo nieczęsto już korzystał z różdżki, ale Draco nie mógł o tym wiedzieć. W końcu każdy mógł tu wejść. Zadziałałoby za to na śmierciożercę, któremu wydawałoby się, że Draco był w pełni skupiony na drewnianym celu w kształcie czarodzieja, stojącym po przeciwnej stronie sali od pojedynków.
Draco prychnął na widok Harry'ego, ale nie przestał rzucać klątw.
– Dolor impoderatus! Aere alieno demersus! Caligo auriculam!
Harry uniknął, kolejno, zaklęcia bólu, zaklęcia, które przeniosłoby na Dracona wszelkie długi życia, jakie Harry mógłby mieć wobec innych czarodziejów, i zaklęcia, które wytrąciłoby go z równowagi, powodując intensywne oszołomienie w uchu wewnętrznym. Nie mógł złapać tchu, ale to, co mógł oszczędzić, poświęcił na śmiech. Draco był wspaniały.
– Nie wierć się tyle, co? – mruknął Draco i zatrzymał się na chwilę, by złapać oddech.
Harry uniósł brew i odpłacił mu się, unosząc go w powietrze za piętę za pomocą Levicorpus. W przeciwieństwie do poprzedniego razu, Draco zachował spokój i rzucił Finite Incantatem, mimo że o mało nie spadł przez to na głowę. Sapnął cicho, przywalając łopatkami o podłogę.
Harry nie miał pojęcia, jak utrzymał uchwyt na swojej różdżce po przeturlaniu się w ten sposób na podłodze, ale najwyraźniej musiał, bo zaraz potem użył niewerbalnego zaklęcia, a Harry poczuł, jak pnącze zaczyna rosnąć mu wzdłuż nogi, owijając się i ściskając mocno. Skoncentrował się, pragnąc, by pnącze uschło i opadło na podłogę i właśnie wtedy Draco ponownie rzucił zaklęcie rażące ucho, przez co Harry zatoczył się i upadł.
– W prawdziwej bitwie już byłbyś martwy – pochwalił się Draco gdzieś nad nim.
– Nie martwy, po prostu byłoby mi nieprzyjemnie – mruknął Harry i rzucił niewerbalne Finite Incantatem, co powinien był zrobić od samego początku. Uśmiechnął się do Dracona. – Chciałem je odrzucić w jakiś efektowny sposób, a ty to wykorzystałeś i dałeś radę mnie trafić. Brawo.
Klatka piersiowa Dracona poruszała się szybko, a jego oczy praktycznie błyszczały z pasji. Harry'ego kompletnie nie zaskoczyło, kiedy jego chłopak pochylił się i pochwycił jego usta w głodnym pocałunku. Odwzajemniał go przez chwilę, po czym odsunął się, potrząsając głową.
– Przyszedłem cię przetestować, tak, ale też zabrać cię na obiad… – zaczął.
Draco klęknął przed nim, wyraźnie kompletnie nie przejmując się jego słowami. Harry jeszcze nigdy nie widział u niego tego rodzaju półuśmiechu. Rozpiął Harry'emu spodnie, w dalszym ciągu go nie słuchając.
– Draco?
– Mówiłeś coś? - Draco zaparł się stopami o podłogę i wierzgnął, przez co Harry znalazł się na plecach, a Draco nad nim. – Czy to było ważne? – dodał Draco, po czym pochylił głowę w kierunku tego okropnego, złego miejsca na boku szyi Harry'ego.
– Draconie Malfoyu, nawet nie myśl o ugryzieniu…
Draco go nie posłuchał i ugryzł. Harry wygiął szyję, dysząc. Niezamknięte drzwi i obiad dryfowały gdzieś w głębi jego umysłu, ale nie mogły przedrzeć się do przodu, nie kiedy Draco cokolwiek natarczywie ściągał mu spodnie i majtki.
– Podnieca cię pokonanie mnie? – zdołał wymamrotać Harry.
– Podniecenie mnie podnieca – poprawił go Draco, po czym pochylił się i wziął do ust kutasa Harry'ego.
Harry drgnął; spodziewał się trochę więcej gry wstępnej, a nie tylko malinki i oczywistych intencji Dracona. Ale ciepło, wilgoć i sposób, w jaki Draco ssał go dziko, zaciekle, w ten sam sposób, w jaki szedł do bitwy, szybko roztopiły jego zastrzeżenia.
Spróbował zaprotestować, co samo w sobie było szlachetne z jego strony. Przecież ktoś mógł tu w każdej chwili wejść. Naprawdę potrzebowali zjeść, a potem wrócić do sypialni, w dodatku musiał jeszcze trochę przebadać horkruksy, ponieważ nie sądził, by mogli już dłużej odkładać udanie się po pierścień…
I wtedy język Dracona wygiął się tak, że przez ciało Harry'ego przebiegły dreszcze, a w duszy popłynęły strumienie śmiechu. Harry poczuł, jak ogarnia go to samo radosne podniecenie, które zwykle odczuwał podczas seksu. Trzymał biodra na podłodze samą siłą woli.
– No chodź, Harry – mruknął Draco i jakimś cudem chuchnął i jednocześnie zassał czubek jego penisa.
Harry wiedział, o co Draco prosił – żeby przestał się powstrzymywać i pozwolił swojemu ciału robić to, co chciało – i po chwili wahania wreszcie się poddał. Jego biodra poruszyły się jeszcze kilka razy i Harry nie próbował ich utrzymać. Czuł, jak przyjemność przepływa przez jego ciało, budując się aż nazbyt szybko w porównaniu do innych takich sytuacji, ale ta była spontaniczna i nieplanowana, i o to właśnie chodziło.
A potem poczuł się zbyt dobrze i już nie mógł wytrzymać, i doszedł z zawstydzającą kombinacją chrząknięcia i westchnienia. Draco promieniował nad nim zadowoleniem z siebie, jakby to było letnie światło słoneczne.
Draco odsunął się chwilę później i rzucił zaklęcie zamykające w kierunku drzwi. Następnie zdjął koszulę, nie odrywając oczu od twarzy Harry'ego.
Harry uśmiechnął się i podniósł się na łokciu, całując go mocno. Obiad może poczekać.
– Harry, czy mogę cię ze sobą prosić?
Harry zatrzymał się z zaskoczenia, kiedy usłyszał zaproszenie McGonagall. Nawet się na niego nie obejrzała, po prostu minęła go, powiewając szatami, i szła dalej, jakby w pełni spodziewała się, że ruszy za nią do gabinetu. Harry zerknął na Dracona, któremu w odpowiedzi twarz stężała z determinacją, by udać się tam z nim.
Harry wzruszył ramionami i poszedł za McGonagall w kierunku gargulca. Kiedy dyrektorka odwróciła się i zobaczyła przy nim Dracona, zamarła na moment, ale szybko opuściła brodę i wymamrotała coś, co brzmiało jak:
– Podejrzewam, że pan Malfoy ma prawo być obecny w każdej dyskusji, która dotyczy twojej przyszłości.
Czy postanowiła już dłużej mnie nie wspierać? Przyszło mu do głowy, że nacisk ze strony ministerstwa i rodziców mógł okazać się zbyt przytłaczający, więc wyprostował się w oczekiwaniu na zniesienie złych wieści. Ciężko mu będzie bez ochrony Hogwartu, ale w razie potrzeby zawsze będzie mógł zrobić ze Srebrnego Lustra swoją bazę wypadową. Był przekonany, że choćby nie wiem, co mogłaby chcieć zrobić Harry'emu, McGonagall nigdy nie odeśle od siebie uczniów i uchodźców, którzy przybyliby do niej po schronienie.
Dotarli do biura, a McGonagall usiadła za biurkiem, oglądając się przelotnie na miecz Gryffindora. Harry zajął jedno z foteli przed biurkiem, posyłając horkruksowi własne łypnięcie. Wciąż nie wiedział, kto miałby wbić się na jego ostrze.
Poza mną.
Harry wiedział, że gdyby przyszło co do czego, miałby w sobie dość woli i odwagi, by się tego podjąć. Nie chciał i w tej chwili wydawało się mało prawdopodobne, że przyjdzie mu stać się ofiarą, ponieważ był potrzebny do walki z okruchami duszy i wyssania magii innych horkruksów. Ale mógł to zrobić, gdyby było trzeba.
– Harry.
Spojrzał z powrotem na McGonagall, która w międzyczasie założyła okulary i trzymała w rękach jakiś papier. Przez chwilę przyglądała mu się uważnie, po czym podniosła wzrok na Harry'ego.
– Czy myślałeś już o tym, co zamierzasz zrobić po Hogwarcie? – zapytała rześkim tonem.
Harry poczuł, jak szczęka mu opada.
– Co proszę? – zapytał.
Draco szturchnął go łokciem.
– Pyta, co chcesz robić po wojnie, idioto – powiedział.
– Wiem przecież – powiedział Harry, choć nie był pewien, czy naprawdę wiedział; jego umysł wciąż był zbyt oszołomiony ze zdziwienia, by wymyślić cokolwiek innego. – Po prostu… przecież pani wie, jak to będzie, Madam. Mam zamiar pracować jako vates. Ta wojna wyrządziła wiele spustoszeń w Brytanii i jestem pewien, że będzie ich jeszcze więcej, więc postaram się je wszystkie naprawić. Spróbuję zawrzeć pokój z ministerstwem i nowym ministrem, który, mam nadzieję, pojawi się w miejscu Junipera. Jak inaczej miałoby to wyglądać?
– Prawdę mówiąc, Harry, nie chciałabym cię w żaden sposób ograniczać. – McGonagall odłożyła pergamin i pochyliła się do przodu. – Jeśli naprawdę chcesz spędzić na tym resztę życia, to to uszanuję. Ale czy jesteś tego pewien? Może masz jeszcze jakieś inne ambicje, które chciałbyś osiągnąć? Jeśli tak, to jakie? Mam wrażenie, że mogłabym ci coś poradzić w ich zakresie.
Draco objął go w pasie.
– Będzie ze mną mieszkał, oczywiście – powiedział. – Zawsze zamierzałem być częścią życia Harry'ego.
Harry poczuł rumieniec na twarzy. Co innego wyrażać czułość w fizyczny sposób na osobności albo przy ludziach, którzy i tak już o wszystkim wiedzieli, jak na przykład Snape'ie, ale taka reakcja w towarzystwie dyrektorki mogła zostać uznana za bezczelną.
Wyglądało na to, że McGonagall tym razem nie odebrała tego w ten sposób. Po prostu skinęła głową.
– To dość oczywiste, panie Malfoy – mruknęła. – Jeśli się nie mylę, wasz siódmy rytuał połączenia odbędzie się w Halloween, a potem nikt nie będzie w stanie zalecać się już do dowolnego z was ani was rozdzielić.
– Magia sprawi, że pożałują, jeśli tylko spróbują. – Uśmiech Dracona był gotów rozerwać świat na strzępy.
Harry poczuł, jak jego rumieniec się pogłębia. Czy naprawdę wszyscy muszą wiedzieć o nas tego rodzaju szczegóły?
– Oczywiście, że będę mieszkał z Draco – powiedział jednak. – Ale... niczego więcej nie chcę, Madam. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Doceniam, że postanowiła pani o tym ze mną porozmawiać, ale już wiem, jak będzie wyglądała reszta mojego życia. – Wciąż nie był w stanie tak do końca opanować swojego zaskoczenia. Skoro ktoś już musiał z nim o tym porozmawiać, to czemu nie Snape? Czy McGonagall poważnie chciała zasugerować, że mógłby po prostu osiąść w cichej pracy gdzieś w Anglii i żyć w ten sposób? Przecież to niedorzeczne. Jego magia zawsze będzie go wyróżniała, podobnie jak przymus pomagania innym ludziom tak długo, jak tylko jest w stanie. Harry miał nadzieję, że akurat ta potrzeba będzie istniała w nim jeszcze przez długi czas po walce z Voldemortem.
McGonagall uśmiechnęła się do niego, jakby powiedział coś jednocześnie mądrego i zabawnego.
– Nikt nie wie, jak będzie wyglądała reszta jego życia, Harry. Nie odrzucaj pochopnie innych możliwości. Podsunęła mu pergamin, który wcześniej trzymała w rękach. – Oto lista wymagań koniecznych do spełnienia, by zostać aurorem – lub wynalazcą zaklęć – w innych krajach, a także innych zawodów, które wymagają zarówno ogromnej magii, jak i elastycznego umysłu. Daj mi znać, jeśli któryś z nich przypadnie ci do gustu, a zdobędę ci więcej informacji na ich temat.
Harry powoli przyjął podaną listę. To takie dziwne. Będę wdzięczny, jeśli tylko przeżyję wojnę, a ona chce, żebym... co?
– Dlaczego, Madam? – zapytał cicho, patrząc na nią.
– Chciałam mieć pewność, że patrzysz w przyszłość i myślisz o przetrwaniu – powiedziała spokojnie McGonagall. – Wygląda na to, że tak. A jeśli kiedyś zmienisz zdanie lub chcesz wiedzieć, czym mógłbyś się zająć poza vatesowaniem, to zerknij na tę listę. – Skinęła głową w jej kierunku. – Nie zrozum mnie źle, Harry. To, kim jesteś, kim zamierzasz być, jest cudowne. Ale przykuwanie się do jednego obowiązku do końca życia może okazać się problematyczne, ponieważ odzwierciedla to, do czego próbowali zmusić cię rodzice, kiedy szkolili cię, byś służył Connorowi. Nie chciałabym, żeby znowu do tego doszło.
– Nie dojdzie – powiedział Draco głosem silnym jak wichura. – Obiecuję, pani dyrektor.
– Cieszę się, że ma pana, panie Malfoy – powiedziała McGonagall – McGonagall, która względem Dracona zwykle okazywała niesmak lub niechęć.
Harry pozwolił Draconowi się przyciągnąć i objąć, ale wciąż tonął pośród tak ogromnych ilości zdumienia, że nie wiedział, jak właściwie na to wszystko zareagować. Co tu się dzieje? Czy wszyscy robią sobie jakieś jaja i nikt mnie nie uprzedził?
Po prostu… spodziewałbym się takiej troski ze strony Snape'a, Regulusa, a nawet Petera, ale nie McGonagall. Nie musiała tego robić.
– Dziękuję, Madam – powiedział, ponieważ nic innego nie przychodziło mu do głowy i, wciąż oszołomiony, wyszedł z gabinetu. Draco musiał go podtrzymać, żeby nie spadł głową naprzód z ruchomych schodów. Zanadto był zajęty zastanawianiem się, dlaczego McGonagall tak się tym przejmowała, że postanowiła podjąć się tego rodzaju wysiłku.
Czy to nie oczywiste, że stanę się po prostu przedłużeniem tego, kim już jestem?
Connor podał drzwiom do pokoju wspólnego Slytherinu hasło, które Harry przekazał mu poprzedniego dnia i zignorował zaskoczone zerknięcia, jakie rzucono mu po wejściu do środka. W ręce trzymał mocno Mapę Huncwotów. Niektóre ze sprawdzonych tajnych przejść okazały się bezużyteczne – zbyt niebezpieczne lub za daleko od pokojów wspólnych – ale inne w razie potrzeby mogłyby posłużyć jako tunele ewakuacyjne ze szkoły.
Zatrzymał się po dotarciu do drzwi sypialni, którą dzielili Draco i Harry. Po pierwsze, klamka lśniła od potężnego zaklęcia zamykającego. Po drugie, z wnętrza dobiegały głośne, choć przytłumione jęki.
Hmmm. Connor wiedział, że praca domowa z obrony przed mroczną magią zajmie mu resztę wieczoru, więc raczej nie będzie miał okazji, żeby tu później wrócić. Poza tym miny Ślizgonów prawdopodobnie oznaczały, że zmienią hasło zaraz po jego wyjściu. No i wreszcie, chciał po prostu zobaczyć się z bratem. Od kilku dni nie miał okazji z nim porozmawiać.
Wyciągnął różdżkę i wymamrotał Finite, ale i tak musiał powtórzyć to kilka razy, zanim zaklęcie zaiskrzyło i rozwiało się. Connor uśmiechnął się zwycięsko. Czyli to Draco rzucił to zaklęcie, nie Harry, inaczej raczej nie zdołałby się przez nie przebić.
Przesłonił dłonią oczy i wszedł do pokoju.
– Zasłońcie się! Są rzeczy, których nie chcę oglądać.
Usłyszał dwa skowyty, a może był to jeden skowyt i jedno stęknięcie, gdy ktoś został kopnięty we wrażliwe miejsce. Connor uśmiechnął się i zaczekał, aż ustaną odgłosy miotania się i szeleszczenia materiałem.
– Potter – powiedział Draco z wyraźnym obrzydzeniem.
– Malfoy – odparł Connor, opuszczając rękę. Ku jego uldze Harry był ubrany i starał się, mimo rumieńca, udawać, że po prostu swobodnie opiera się o łóżko. Draco leżał pod kołdrą. Connor nie wiedział i nie miał ochoty się przekonywać, jak bardzo był pod nimi roznegliżowany. – Harry, chciałem z tobą porozmawiać o tunelach, o których rozmawialiśmy, tych, które będą konieczne, jeśli Voldemort kiedykolwiek zaatakuje szkołę.
Twarz Harry'ego rozjaśniła się i skinął głową.
– Masz coś przeciwko, Draco? – wymamrotał.
– A czy to ma jakieś znaczenie, czy mam, czy nie? – mruknął Draco, chowając głowę pod kocami. – Nastrój już kompletnie poszedł w diabły, a ty i tak zaraz uciekniesz ze swoim bratem. Znam to spojrzenie.
– Nie dąsaj się – powiedział Harry rześkim tonem, którego Connor nie usłyszałby od niego jeszcze zaledwie rok temu, i pocałował Dracona w policzek. – Idź spać, jeśli chcesz lub zabierz się za pracę domową z obrony. Zaraz wrócę.
Draco naburmuszył się i celowo łypnął złowrogo na Connora zza pleców Harry'ego, gdy ten ruszył w kierunku drzwi. Connor zastanowił się, czy nie pokazać mu języka.
– Przestań tak na niego patrzeć, Draco – powiedział Harry, nie odwracając się. – I zostaw go w spokoju, Connor. – Delikatnie zamknął za nimi drzwi sypialni, po czym potrząsnął głową. – Masz szczęście, że już raz dzisiaj doszedł, inaczej by cię przeklął – powiedział.
Connor poczuł, jak rumieniec wpływa mu na policzki.
– Nie musiałem o tym wiedzieć, Harry.
– Pamiętaj o tym następnym razem, gdy do nas wpadniesz. – Harry skrzyżował ramiona. – Czy mapa była tylko wymówką?
– A potrzebuję wymówki, żeby spędzić z tobą czas? – Connor zacisnął dłoń na mapie, nie mogąc doczekać się odpowiedzi Harry'ego.
Harry zamrugał i wyraz jego twarzy złagodniał.
– Oczywiście że nie, Connor. Ale to nie wydaje się aż tak pilne, żebyś musiał przedzierać się przez zaklęcie zamykające, zwłaszcza że wiedziałeś, co się za nim dzieje.
– Wydawało mi się, że jak wyjdę, to od razu zmienią hasło – powiedział Connor, oglądając się przez ramię na pokój wspólny Slytherinu. – Poza tym i tak już zszedłem do lochów. – Rzucił bratu ujmujący uśmiech. – Obiecuję, naprawdę chciałem spędzić z tobą czas.
Harry uśmiechnął się i usiadł na najwyższym schodku przed drzwiami sypialni, przejmując od niego mapę.
– Z których tuneli chcesz skorzystać?
– Nie tego za posągiem garbatej wiedźmy – powiedział natychmiast Connor. Spędził już kilka dni na studiowaniu tej mapy i uważał się za swego rodzaju eksperta. – Wyjście jest w Hogsmeade, które w razie ataku Voldemorta prawdopodobnie okazałoby się równie niebezpieczne co Hogwart. Z tego samego powodu odpada też ten na drugim piętrze, bo kończy się za chatą Hagrida.
– Póki co mówisz mi o tunelach, z których nie możemy korzystać, a nie o tych, z których możemy. – Harry niecierpliwie zaszeleścił mapą, patrząc jak wiele maleńkich kropek porusza się tam i z powrotem. Connor zerknął w dół i przypadkowo zauważył dwie kropki podpisane „Zachariasz" i „Hermiona" idące w kierunku pokoju wspólnego Puchonów. Pośpiesznie odwrócił wzrok.
– Dlatego pomyślałem o tych tunelach – powiedział i przesunął palcami po mapie, dotykając pięciu z nich. Wieże Gryffindoru i Ravenclawu miały po jednym, kolejny znajdował się w pobliżu Hufflepuffu, a dwa pod Slytherinem. – Nieczęsto się z nich korzysta, bo istnieje wiele krótszych ścieżek na błonia. Pewnie nawet Huncwoci weszli do nich tylko parę razy. No bo pewnie, komu by się chciało schodzić z wieży Gryffindoru tylko po to, by przejść pod lochami Slytherinu i nagle znaleźć się w przeciwnym kierunku do Zakazanego Lasu.
Harry zmarszczył brwi. Connor podejrzewał, że to dlatego, że tunele wybiegały poza granice mapy i nie widać było, gdzie się kończyły.
– Gdzie prowadzą?
– Parvati stworzyła światełko i wysłała je w głąb, żeby się tego dowiedzieć – powiedział Connor. – I… cóż, nigdzie w pobliżu, to na pewno. – Z kieszeni szaty wyciągnął myślodsiewnię i stuknął w nią, żeby wróciła do normalnego rozmiaru. Na dnie mieniło się pojedyncze wspomnienie, kropla srebrzystego płynu. – Umieściła tu to, co pokazało jej światło.
Harry pochylił się i włożył głowę we wspomnienie, a Connor podążył za nim, mimo że już je widział. Według niego to była niesamowita podróż i nie uważał, by chęć zobaczenia jej ponownie była przestępstwem.
Kula wyczarowanego światła unosiła się obok ukrytego wejścia do tunelu w wieży Gryffindoru, małej szczeliny między kamieniami. Ręka Parvati pojawiła się na chwilę w polu widzenia i szarpnęła za szczelinę, a ściana się otworzyła. Światło pomknęło przed siebie i przez chwilę tańczyło w górę i w dół, pokazując, że pokój tuż za wejściem jest wciąż wystarczająco duży, by człowiek mógł się w nim zmieścić.
A potem poleciało.
Connor z trudem stłumił wesoły okrzyk. Przy wszystkich tych nagłych zakrętach, opadaniu i wznoszeniu się przypominało to śmiganie na Błyskawicy po oszałamiającym labiryncie tuneli. Czasami światło wzlatywało po schodach, ale nieczęsto. Przez większość czasu tunel po prostu prowadził w dół, zataczając pętlę przez grube kamienne mury zamku i tylko raz przecinając się z innym – korytarzem, który prowadził z wieży Ravenclawu.
Mknęli coraz głębiej i głębiej, a potem kula światła wynurzyła się w korytarzu w lochach. Harry wydał z siebie cichy, zdziwiony dźwięk.
– Nie wiedziałem, że jest tam wejście do tunelu – wyszeptał.
– Niewiele osób o tym wie – powiedział Connor. – A teraz patrz. Myślę, że to najbardziej niebezpieczna część podróży, ponieważ musimy przejść z jednego tunelu do drugiego, co nas kompletnie odsłoni, jeśli po szkole będą biegali śmierciożercy.
Światło przemknęło szybko po podłodze w kierunku kolejnej drobnej szczeliny w kamieniach. Connor wiedział, że to pęknięcie można było otworzyć w dokładnie ten sam sposób, co oryginalne. Zastanawiał się, czy to przypadek, czy może dobry znak, ale gdyby tak przymrużyć oczy, oba otwory zdawały się mieć kształt błyskawicy.
W dół, w górę, skręt jeden i drugi, ale tym razem tunel był wilgotniejszy i schodził jeszcze głębiej niż wcześniej, nad kamieniami, które lśniły od wody i poprzez gęsto ubite nory o ścianach z ziemi zmieszanej ze skałą, co przypominało Connorowi starożytne domy czarodziejów, które widział w swoim podręczniku do historii magii. Czasami sufit opadał niepokojąco nisko, ale zawsze było dość miejsca, by się przez nie przeczołgać. Jeśli kiedykolwiek faktycznie przyjdzie im skorzystać z tej drogi ucieczki, Connor domyślał się z niechęcią, że to pewnie na niego spadnie nakłanianie klaustrofobicznych ludzi do wciśnięcia się w te miejsca.
Potem widok tunelu ustąpił miejsca wodospadowi, bo jezioro przebiło się przez sufit.
Harry drgnął.
– Jak mamy to minąć? – zapytał wyzywająco.
– To iluzja – powiedział Connor, uśmiechając się czule, gdy kula światła Parvati przebiła się przez kurtynę wody, rozsypując za sobą maleńkie krople. Przez chwilę błękit i światło zamknęły się wokół nich, a potem znaleźli się po drugiej stronie, w tunelu, który, jeśli nie idealnie suchy, to przynajmniej nie był bardziej mokry niż wcześniej. – Zastanów się nad tym, Harry. Gdyby doszło do tak dużego wyłomu w fundamentach Hogwartu, szkoła już wcześniej miałaby kłopoty, co nie?
Harry niechętnie skinął głową. Następnie pochylił się do przodu, gdy kula światła wpadła do dołu.
– Jest tu jakaś drabina?
– Na ścianie. – Connor wskazał na bok wspomnienia, niemal za ich głowami, gdzie blask kuli odsłaniał prymitywne uchwyty wyrzeźbione w kamieniu wiele wieków temu.
Harry obserwował w napiętym milczeniu, jak dół rozszerzył się do kolejnego tunelu, przechodząc w niemal idealną pochyłą prowadzącą na powierzchnię. Ziemia wokół nich pokryła się szybko pnączami, ścieżka minęła ogromne, splecione ze sobą korzenie i wyłoniła się pośród ciemności i zimnego powietrza.
– Gdzie...
– Za Zakazanym Lasem – powiedział Connor. – Oraz osłonami anty–aportacyjnymi Hogwartu. Jeśli kiedykolwiek będziemy musieli uciec w ten sposób, możemy zaraz po wyjściu aportować się do azylów.
Harry potrząsnął z podziwem głową. Jego twarz jednak szybko ponownie zrobiła się surowa.
– Tego rodzaju teren jest naturalnym środowiskiem dla co bardziej niebezpiecznych roślin Indigeny – mruknął. – Poproszę Neville'a, żeby zasadził te lilie, nad którymi tyle pracował, wzdłuż tunelu. W ten sposób będziemy w stanie się odwinąć, jeśli spróbuje zaatakować nas w czasie ucieczki.
– A wypełnisz korytarz pułapkami i sidłami? – zapytał z nadzieją Connor. Chciał przy tym pomóc. Płatanie figli komukolwiek w szkole wydawało się ostatnimi czasy nielojalne, więc chciał wyżyć się na śmierciożercach. Był pewien, że bliźniacy Weasley też chętnie pomogą.
– Oczywiście – powiedział Harry. – Ale trzeba będzie ostrożnie się do tego przyłożyć, żeby nie przeszkodziły nam w ucieczce.
Connor wyszczerzył się.
– Po pierwsze – powiedział, gdy wyciągali głowy ze srebrzystego płynu, ponieważ wspomnienie w gruncie rzeczy dobiegło już końca i światełko leciało teraz już tylko z powrotem do Hogwartu – moglibyśmy mieć pułapki, które umożliwiałyby przejście dużej grupie ludzi, ale uderzałyby w każdego, kto spróbowałby ruszyć za nimi. Jestem pewien, że Fred i George mogą popracować nad opóźnionymi w czasie zaklęciami, które brałyby pod uwagę kierunek tunelu czy herby domów na hogwarckich szatach.
Rozkoszował się wdzięcznym spojrzeniem, jakie posłał mu Harry. Widywał się z Harrym cokolwiek regularnie, zwłaszcza teraz, po rozpoczęciu roku szkolnego, ale w gruncie rzeczy po pogrzebie rodziców mieli naprawdę mało czasu, który mogliby tak po prostu ze sobą spędzić.
Przez chwilę Connor rozmyślał nad tym, że gdyby tylko wiedli inne życie, to martwiliby się teraz głównie o tegoroczne owutemy, rywalizację domów, quidditch i nieszczęścia związane z relacją z dziewczyną czy chłopakiem. To byłby tak prozaiczny zestaw zmartwień, że pod pewnymi względami Connor uważał je wręcz za fascynujące.
Ale żeby do tego doszło, wszystko musiałoby się zupełnie inaczej ułożyć. Żaden z nich nie mógłby być Chłopcem, Który Przeżył. Harry nie mógłby być tak magicznie potężny. Voldemort musiałby już nie żyć, bo Connor był całkiem pewien, że nie byliby w stanie zostawić wojny w rękach Neville'a, czy kogokolwiek innego, kto miałby go pokonać. To była wojna wszystkich i tak długo, jak istniała, Connor i Harry nie będą mieli czasu przejmować się tego rodzaju zwykłymi, nastoletnimi zmartwieniami.
Connor jednak nie chciałby, żeby było inaczej. Może to była jego gryfońska strona. Być może po tym jak przez dwanaście lat wydawało mu się, że to on był Chłopcem, Który Przeżył, teraz pragnął zwrócić na siebie uwagę. Może po prostu nienawidził idei, że cokolwiek powinno być przeciętne przez dłuższy czas. Chciał jednak walczyć równie mocno, co płatać figle i lubił w miarę możliwości pomagać Harry'emu.
– Jestem pewien, że Fred i George będą w stanie wymyślić jeszcze więcej – powiedział Harry, ściągając uwagę Connora z powrotem do ich rozmowy. – Ale ja nie mogę, nie teraz. Jutro porozmawiam z Neville'em i przebadam ten tunel. – Złożył mapę i oddał ją Connorowi. – Nie przejmuj się zmianą hasła. Zawsze mogę podać ci nowe, choć jestem pewien, że mógłbyś skorzystać ze swojej gryfońskiej przebiegłości i przyczaić się w pobliżu, póki go nie usłyszysz. – Uśmiechnął się lekko do Connora, dając mu znać, że tylko się droczy. – Ale nie usuwaj już żadnych zaklęć zamykających z naszych drzwi.
Connor nie był pewien, czemu akurat w tym momencie spojrzał na brata z namysłem, kiedy powinien po prostu przyjąć mapę i spadać. Zrobił to jednak i zadał pytanie, które po kryjomu ciążyło mu już przez cały sierpień.
– Harry?
– Hmmm? – Harry, który już miał ponownie otworzyć drzwi do sypialni, zatrzymał się i obejrzał na niego.
– Dlaczego nie przyszedłeś i nie porozmawiałeś ze mną o tym, co czułeś po śmierci Lily i Jamesa? – Connor już wcześniej zdecydował, że nie będzie tańczył wokół tematu, czy próbował wymijająco pytać. Był Gryfonem. Mógł być tak dosadny i szczery, jak chciał, w końcu dokładnie tego ludzie się po nim spodziewali.
Harry zamarł, a rozbawienie zniknęło z jego twarzy. Następnie potrząsnął głową.
– Bo wtedy to ty potrzebowałeś pocieszenia – powiedział. – Wydawało mi się to dość oczywiste. Czułem się, jakbyś był jedynym członkiem rodziny, jaki jeszcze mi pozostał. Chciałem cię chronić, a nie obciążać.
– Bo jestem twoim ostatnim krewniakiem. – Connor pochylił się do przodu. – A kiedy zacząłem już wracać do siebie i przestałem się nienawidzić za żal, jaki odczuwałem z ich powodu? Dlaczego nie przyszedłeś i nie porozmawiałeś ze mną, Harry?
– Byłem dość zajęty przez resztę sierpnia – powiedział sucho Harry.
– A przyszedłbyś, gdybyś nie był?
– Nie. – Harry zacisnął usta.
– Dlaczego nie?
– Bo nie chciałem.
– Dlaczego nie?
Harry odwrócił od niego wzrok.
– Ponieważ to było moje – powiedział cicho. – Po prostu... nawet Draco i Snape'owi nie powiedziałem jeszcze o niczym szczegółowo, ponieważ nie chcę, żeby mnie osądzali za żałobę, którą wtedy przeżywałem.
Connor wydał z siebie zirytowany dźwięk i powstrzymał się od wyrzucenia rąk w powietrze, ale tylko dlatego, że ktoś z pokoju wspólnego Slytherinu mógł ich obserwować.
– Właśnie dlatego potrzebowałem twojego pocieszenia, Harry, ponieważ nienawidziłem swojego żalu i musiałeś mi powiedzieć, że to, co czułem, było w porządku. Dlaczego nie pozwoliłeś mi się pocieszyć i powiedzieć ci tego samego?
– Miałem inne rzeczy na głowie – powiedział Harry, poruszając się niespokojnie. – Trzeba było zorganizować pogrzeb. Skontaktować się z ludźmi. Wysłać kondolencje do innych osób, które straciły członków rodziny podczas ataku.
Connor wstał i stanął za nim. Harry odwrócił się do niego, zamiast pozwolić Connorowi zbliżyć się do jego pleców. Miał ręce założone na piersi, zaciętą twarz i zimne spojrzenie. Connor uznał, że jego brat naprawdę dobrze radził sobie z odrzucaniem innych od siebie.
Nawet nie spróbował przebić się przez tę maskę słowami, ponieważ było dla niego oczywiste, że to nie zadziała. Zamiast tego objął Harry'ego ramionami i przytulił. Harry tylko tam stał, jakby uścisk nic dla niego nie znaczył, ale Connor czuł, jak nieufność przesuwa mu się w mięśniach i wiedział, że jego brat z całą siłą stara się nad sobą zapanować i nie uciec do sypialni.
– Ja też jestem twoim bratem – wymamrotał mu Connor na ucho. – Wiem, że jesteś moim starszym bratem i moim opiekunem i wieżą siły dla mnie, kiedy tego potrzebuję, Harry, ale… ja też jestem twoim bratem, wiesz? Mogę odwdzięczyć się za przysługę. Na tym właśnie powinna polegać nasza relacja, a nie, że tylko ty robisz coś dla mnie. Wiem, że Snape i Draco w końcu zdołali cię przekonać do nawiązania z nimi tego rodzaju więzi. Też bym tak chciał.
– Domyślam się, że nie zależy ci na warzeniu eliksirów, które dzielę z jednym z nich, albo seksie, który dzielę z drugim – mruknął Harry.
Connor rozpoznał to jako kolejną taktykę, z której Harry korzystał, by powstrzymać ludzi przed zwracaniem na niego uwagi, ale i tak wybuchnął śmiechem, zanim zdołał się powstrzymać.
– Nie – powiedział, kiedy już się uspokoił. – Ale chcę częściej z tobą rozmawiać i to nie tylko o mnie, czy technikach obronnych, Harry. Wiem, że nie poradzisz sobie z tym tak od razu, ale jakby co, to jestem tu i chętnie z tobą czasami porozmawiam.
Ścisnął go jeszcze raz, po czym odsunął się i ruszył z powrotem w kierunku drzwi do pokoju wspólnego Slytherinu.
Harry mógł sobie być tak odległy i urażony, jak mu się podobało. To nie miało znaczenia. Connor zawsze będzie tam, aby otworzyć drzwi, za którymi chciałby się schować, bez względu na wszelkie zaklęcia zamykające.
Chociaż mam szczerą nadzieję, że nieczęsto znajdę za takimi drzwiami równie traumatyczne widoki, co jego ruchanie z Draco.
