Rozdział trzydziesty piąty: Zmienny
Harry pochylił się do przodu, wpatrując spokojnie w Regulusa.
– Wiem, że za nią tęsknisz – powiedział, przez co Regulus zamarł nad przygotowywaną właśnie herbatą. Był odwrócony do Harry'ego i praktycznie nie oglądał się na niego od chwili, w której Harry wszedł do Srebrnego Lustra za pomocą sieci fiuu. – Nie musisz przy mnie udawać, Regulusie. Zbliżyliście się do siebie na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Była twoją kuzynką, a twoje wspomnienia z dzieciństwa są znacznie świeższe niż jej mogły być, ponieważ fizycznie się nie zestarzałeś. Możesz mi powiedzieć, że wciąż odbywasz żałobę po Narcyzie.
Regulus odwrócił się z dwiema filiżankami herbaty w dłoniach i wyrazem nienaturalnego spokoju na twarzy.
– Oczywiście że odbywam.
Harry przywołał do siebie jedną z filiżanek, na tyle delikatnie, że nie rozlał nawet kropli, po czym przymrużył oczy, odkładając ją na poręcz fotela.
– No to dlaczego zachowujesz się, jakby wcale tak nie było? Nie sądzę, żeby ktokolwiek oczekiwał po tobie tak stoickiej postawy po pogrzebie.
– Nie chciałem cię jeszcze bardziej obciążać – powiedział cicho Regulus i upił nieco herbaty. Harry widział na bokach jego twarzy oznaki zbliżającego się załamania, ale był gotów poczekać, aż samo nadejdzie. – Miałeś dość na głowie, zniszczyłeś horkruksa, opiekowałeś się Draco...
– I tak zauważyłem – wyszeptał Harry. – Przyszedłbym do ciebie zaraz po pogrzebie, ale Draco naprawdę potrzebował wtedy nieco więcej otuchy. Po prostu tym razem odmówiłem, kiedy poprosił, żebym został z nim trochę dłużej. Umiem określić, kiedy faktycznie mnie potrzebuje, jak to było przez ostatnich kilka dni, a kiedy po prostu chce się wylegiwać w łóżku i wagarować.
Regulus prawie się uśmiechnął. Potem zamrugał.
– Ale to chyba znaczy, że urwałeś się z lekcji, Harry? – powiedział.
– Jesteś od nich ważniejszy.
Regulus wziął głęboki oddech i polizał usta. Harry zaczekał. W ciągu ostatnich kilku miesięcy Regulus częściej pocieszał innych niż potrzebował pocieszenia, za wyjątkiem koszmarów o krainie Śmierci. A Harry nie tylko był od niego młodszy, ale był też kimś, kogo Regulus uważał za swoje dziecko, swojego dziedzica, którego powinien chronić. Oczywiście, że dziwnie się czuł z ideą, że miałby się zwierzać komuś takiemu.
– To ona nauczyła mnie, jak sobie radzić – zaczął cicho Regulus – kiedy twoje dziecko znajduje się w ciągłym niebezpieczeństwie albo bierze udział w bitwie. Zawsze troszczyła się o Draco, ale nie dopuściła, żeby paranoja kompletnie zdominowała jej życie. Zamiast tego skupiała się na artefaktach Blacków, na zaginionym mężu, na wieściach z bitew i informacjach napływających z waszych międzynarodowych koneksji. Czasem, jak nie zwrócę na to w porę uwagi, potrafię nabrać obsesji na punkcie jednej troski. Nauczyłem się od niej funkcjonowania na wielu poziomach na raz.
– To dobrze – wyszeptał Harry.
Regulus posłał mu niewielki uśmiech.
– Nie pomagało, że kiedyś znałem ją jako małego diabła wcielonego, wiesz, była najbardziej towarzyska ze swoich sióstr – przynajmniej według standardów rodziny Blacków – a teraz nagle przyszło mi poznać tę opanowaną i idealną kobietę. – Potrząsnął ze zdumieniem głową. – Małżeństwo z Lucjuszem Malfoyem dobrze jej zrobiło, a nie powiedziałbym tego na samym początku ich relacji.
– Dlaczego nie? – zapytał Harry. Z tego, co Narcyza mówiła mu o ich zalotach, to zawsze wiedziała, że chciała poślubić Lucjusza, więc ślub po ich siódmym roku w Hogwarcie był czystą formalnością.
– Lucjusz Malfoy był zimniejszy na głębszym od niej poziomie – odpowiedział Regulus. – Uzupełniali się nawzajem, oczywiście, ale jest pewna różnica między tym, a sytuacją, kiedy jeden partner żeruje na drugim. Bez trudu byłem w stanie przewidzieć, że Narcyza zdoła roztopić nieco chłodu Lucjusza, albo jak wiele jego potrzeb zostanie przez nią spełnionych. Ale nie wiedziałem, w jaki sposób byłaby w stanie otrzymać od niego cokolwiek w zamian. Miała już własną siłę i nie musiała na nikim polegać, a gdyby kiedykolwiek potrzebowała ludzkiego ciepła, on nie miałby żadnego.
– Myślę, że między nimi było coś więcej, niż tylko to. – Harry ostrożnie szturchnął swoje myśli o Narcyzie. Nawet teraz dawały wrażenie dziury po zębie. – Otrzymała od niego coś, czego potrzebowała, coś ważniejszego od ciepła.
– Co prawdopodobnie tylko dowodzi, że ich nie rozumiałem i nigdy nie zrozumiem. – Regulus uśmiechnął się krzywo i wzruszył ramionami. – A kobieta, po której obchodzę żałobę, to bardziej kobieta z ostatnich kilku miesięcy, oraz kuzynka, którą znałem jako dziecko, a nie wszystkie kobiety, którymi była pomiędzy.
– Zrozumiałaby to – powiedział Harry. – Nie było cię tam i to nie z własnej winy. Wszystkim wydawało się, że nie żyłeś. – Wciąż irytował się na myśl o zaklęciu i manipulacji Dumbledore'a, przez które pozornie wyglądało, jakby to Syriusz był jedynym dziedzicem Blacków i wszyscy bardzo szybko pousuwali sobie Regulusa z głów. – Jak myślisz, dlaczego powinieneś odbywać żałobę po wszystkim, czym kiedykolwiek była?
Regulus przygryzł wargę, przez co wyglądał bardzo młodo.
– Bo była tak cudowną kobietą – powiedział w końcu – że bluźnierstwem wydaje mi się nie opłakiwać jej w takim stopniu, w jakim powinna być opłakiwana.
– Już i tak to otrzyma – powiedział Harry. – Od Lucjusza. Od Draco. Ale opłakuj to, kim była dla ciebie, Regulusie. Jestem prawie pewien, że nigdy nie była taka dla nikogo innego. Mroczne, czystokrwiste czarownice zwykle nie przyjmują od siebie nawzajem rad rodzicielskich.
– Zauważyłem – powiedział sucho Regulus. – Matka Narcyzy nigdy nie była w stanie powiedzieć mojej matce, jak wychowywać mnie i Syriusza, chociaż próbowała… a Syriuszowi naprawdę wyszłoby na dobre, gdyby tylko nasza matka jej posłuchała. – Znowu się zawahał. – Czy nie chciałbyś spędzić następnego weekendu w moim towarzystwie, Harry? W posiadłościach Blacków wciąż znajduje się kilka tajemnic, których jeszcze ci nie pokazałem, a naprawdę powinieneś je znać.
Harry się uśmiechnął.
– Z przyjemnością. – W ten sposób będzie miał okazję do zobaczenia się ponownie z Regulusem i przy okazji sprawdzenia, jak sobie radził z żałobą. Chwilowo wszystko wyglądało cicho i spokojnie, żadnych histerii czy wybuchów, ale możliwe, że z czasem pozwoli się przekonać do wyrzucenia ich z siebie.
Rozmawiali o innych sprawach, Regulus z determinacją zmieniał temat, a Harry mu pozwalał. Otworzył drogę. Regulus nie zamknie się za ścianami z kości lub lodu i nie będzie udawał, że nic się nie stało. Harry wiedział, jak katastrofalne to mogłoby być.
Rozmawiali o innych horkruksach, metodach niszczenia ich, kiedy już je zdobędą, a w pewnym momencie Regulus zaczął żartobliwie rozważać metody zwabienia Evana Rosiera. Harry tylko uśmiechał się przez tę część. Miał wrażenie, że puchar Hufflepuff będzie ostatnim horkruksem, na jaki się porwie. Magia Rosiera nie była równie niebezpieczna, co mechanizmy obronne, które strzegły pierścienia, ale pozostawał w ciągłym ruchu i nigdy nie można było przewidzieć, gdzie uda się w następnej kolejności.
W końcu Regulus westchnął.
– Naprawdę lubię twoje towarzystwo, Harry, ale Severus będzie się zastanawiał, gdzie mu zniknąłeś.
– Pewnie tak – powiedział Harry. Przegapił eliksiry. Wstał, ostrożnie nie odrywając wzroku od Regulusa i przyglądając mu się spokojnie i wyceniająco. – Do zobaczenia w przyszły weekend? Bez żadnych, nagłych wymówek?
– Nie, chyba że obudzę się z bólem gardła i przeziębieniem, od którego powinieneś trzymać dystans przynajmniej stu mil.
Harry uśmiechnął się, po czym przeszedł przez połączenie fiuu do skrzydła szpitalnego. Draco czekał na niego, przez co Harry podniósł z niepokojem głowę, a jego instynkty z ostatnich kilku dni wzburzyły się lekko. Czy coś się wydarzyło podczas jego nieobecności? Czy Draco na niego czekał, bo miał nadzieję, że jednak wróci wcześniej?
– Harry! – Draco sięgnął przed siebie i złapał go za prawą rękę, prawdopodobnie tylko dlatego, że znajdowała się bliżej od lewej.
Ból był natychmiastowy, niczym gorące wiertło, i Harry zemdlał.
Draco zagapił się, po czym szybko uklęknął obok Harry'ego. Chciał tylko powiedzieć mu o spektakularnie złym humorze Snape'a z tego ranka, kiedy zorientował się, że Harry nie pojawił się na eliksirach. Nie spodziewał się, że padnie od samego dotknięcia.
I wtedy dostrzegł przebłysk czerni nad bandażami okrywającymi prawą rękę Harry'ego i zamarł.
Nie widziałem... w ciągu ostatnich kilku dni ani razu nie pokazał mi swojego ramienia. Po prostu założyłem, że już wszystko się wyleczyło. Draco przymrużył oczy, zauważając, że wciąż ciężko mu się skupić na tej czerni. W dodatku używał zaklęcia niezauważalności, żeby nie ściągać na nie uwagi. Niech go szlag trafi!
Szybko rozwinął bandaże i syknął. Z ręki Harry'ego opadały czarne, zeschnięte płatki skóry, jakby była za mocno przypieczonym tostem. Ciało pod spodem było gąbczaste pod dotykiem, a jego dłoń przypominała czarno–czerwony szpon kraba.
Harry obudził się w tym momencie i syknął ostro z bólu pod tym dotykiem, więc Draco odłożył na bok wyrzuty i oskarżenia. Potem na niego nakrzyczy. W tej chwili najważniejsze było wyleczenie ręki Harry'ego na tyle, na ile to było możliwe.
– Chodź – powiedział cicho i pociągnął za lewe ramię Harry'ego, pomagając mu usiąść. – Chcesz z tym iść do Madam Pomfrey, czy profesora Snape'a?
Harry zamarł na chwilę, po czym chyba zdał sobie sprawę, że już się z tego nie wywinie. Lekko potrząsnął głową.
– Już rozmawiałem z Madam Pomfrey – powiedział. – Tylko przykułaby mnie do łóżka, nic więcej. Po prostu byłoby dużo krzątania i zamieszania. Zabierz mnie do Snape'a. – Syknął pod nosem, wstając. Draco obejrzał się, sprawdzając, czy jego szata nie ociera się czasem o prawą rękę Harry'ego i zmarszczył brwi, gdy zobaczył, że tak nie jest.
– Czy twoja ręka cały czas tak boli? – zapytał.
– Kiedy ociera się o nią powietrze. – Harry wzruszył ramionami i spojrzał na bandaże, które Draco upuścił na ziemię. Ponownie owinęły się wokół jego prawej ręki. Tym razem Draco zauważył, że pomiędzy materiałem a skórą jest wąska warstwa powietrza. – Co i tak boli mniej, niż kiedy coś innego ją dotyka.
Draco przymrużył oczy. Pewność osiadła mu w żołądku niczym kamień.
– Nosisz te bandaże wyłącznie po to, żeby ludzie się na ciebie nie gapili – powiedział. – Same w sobie w ogóle ci nie pomagają.
Harry zmarszczył brwi w odpowiedzi.
– Oczywiście, że pomagają. Mówiłem ci, powietrze jest mniej bolesne, a dzięki nim przez większość czasu nie dotyka jej nic innego.
– Nie powiedziałeś mi o tym. Dlaczego? – Draco pragnął objąć Harry'ego, żeby go uspokoić, ale już raz powalił go przypadkiem na ziemię i nie miał ochoty na powtórkę. Zamiast tego wyprowadził go ze skrzydła szpitalnego i skręcili w kierunku lochów. Harry podążał za nim z lekką sztywnością w kręgosłupie. Draco był tym wszystkim coraz bardziej zdumiony. Widział, że Harry nie chciał zobaczyć się ze Snape'em, ale nie miał pojęcia, czemu.
– Oszalałeś, Draco?
– Czemu miałbym oszaleć? Co takiego zrobiłem? – To był jeden z nielicznych przypadków w ich relacji, kiedy Draco kompletnie nie był w stanie zrozumieć Harry'ego.
– Nie powiedziałem ci o tym – powiedział Harry, jakby mówił do bardzo małego dziecka – ponieważ wiedziałem, że doznałeś rany, której ogromu nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Kochasz tak niewielu ludzi, Draco, i dopiero co straciłeś jednego z nich. – Odwrócił się i nagle to Draco stał się adresatem zatroskanego spojrzenia. Harry uwolnił lewą rękę i delikatnie przesunął dłonią po policzku Dracona. – Czy jesteś na to gotowy? Wiesz, że mogę sam się przejść do Snape'a.
Przez dobre dwie chwile Draco po prostu mrugał, znajdując się psychicznie pośród czystej, białej mgiełki niezrozumienia.
Zaraz potem zmieniło się ono w furię i przywaliłby Harry'emu, gdyby nie ta jego wrażliwa ręka. Tylko przez wzgląd na nią stanął za Harrym i popchnął go w głąb korytarza. Harry przechylił głowę, żeby się na niego obejrzeć.
– Ty idioto – syknął Draco. – Naprawdę wydawało ci się, że po śmierci matki będę inwalidą przez kilka miesięcy? Że przestało mi na tobie zależeć, bo cierpiałem? Czy nie przyszło ci do głowy, że w ten sposób mógłbym znaleźć sobie coś do roboty poza użalaniem się nad sobą?
– Nie przeszkadzałoby mi, gdybyś po tym cierpieniu dochodził do siebie przez kilka miesięcy – poprawił go Harry. Kręcił głową i próbował przystopować, ale Draco kroczył dalej, niezmordowanie, przed siebie, ze wszystkich sił starając się powstrzymać go przed zrobieniem czegoś głupiego, jak zatrzymanie się i wdanie w kłótnię. – Byłoby wspaniale, gdybyś już wcześniej zdołał dojść do siebie. Ale powinieneś mieć to, czego potrzebujesz, Draco i…
– A ja potrzebuję, żebyś był cały i zdrowy. – Harry próbował złapać za róg korytarza, żeby się zatrzymać. Draco z mistrzowskim wyczuciem zaprowadził go łukiem, a następnie po schodach w dół. – Nie tylko ja tam ucierpiałem, Harry. Nie tylko ja kogoś straciłem. Czy przejąłbym się losem jakiejś przypadkowej osoby, której nigdy nie poznałem, a która zginęła w ataku wilkołaków, albo od nalotu śmierciożerców? Nie. Ale zależy mi na tobie i tylko dlatego, że moja matka nie żyje, nie oznacza, że straciłem wszelką zdolność do kochania i wyglądania poza własne potrzeby. Uwłacza mi sam fakt, że coś takiego przyszło ci do głowy.
Harry niespodziewanie pochylił głowę i odsunął się w bok zgrabnym ruchem tancerza, przez co Draconowi pozostało tylko powietrze do popychania. Miał przymrużone oczy, ale to absolutny spokój na jego twarzy sprawił, że Draco się zamknął, nie jego spojrzenie. Tak właśnie Harry wyglądał, ilekroć był niebezpiecznie wściekły.
– Właśnie dlatego nie rozmawiałem z tobą, czy Snape'em – warknął Harry. – Właśnie dlatego uważałem, że nie powinieneś mieć dostępu do moich przemyśleń, nawet jeszcze zanim żałoba sprawiła, że zrobiły się dla ciebie niebezpieczne...
– Takim niebezpieczeństwem to ja mogę podetrzeć sobie moją czystokrwistą dupę...
– Kiedy nim właśnie jest! – krzyknął Harry. – To była druzgocąca strata, Draco i w pełni zasługiwałeś na całą tę uwagę, jaką ci po niej poświęciłem, żeby już nie wspomnieć, że tego właśnie w tym momencie potrzebowałeś. – Dyszał ciężko i Draconowi wydawało się, że zobaczył na jego policzkach lśnienie łez, ale po chwili zniknęły, osuszone magią – a może tylko mu się przywidziało. – Ale nie o to się kłóciliśmy. Kłóciliśmy się o to, co o tobie myślę. Nie, nigdy nie myślałem, że jesteś samolubny. Nie, nigdy nie myślałem, że utraciłeś wszelką zdolność kochania, ponieważ umarła jedna z niewielu osób, którą kochałeś. Przestań wkładać mi w usta słowa, których nigdy tam nie było. Nie mówiłem tobie i Snape'owi o czymkolwiek, co chodziło mi po głowie właśnie dlatego, że nie ufam wam, że mnie za to nie ochrzanicie!
W korytarzu aż zadzwoniło od tych słów. Draco zamrugał, a potem zrobił krok przed siebie, wyciągając do niego rękę. Harry zjeżył się, wszędzie wokół niego pojawiły się cienie sopli lodu. Draco wiedział jednak, że nic mu nie będzie. Nigdy nie było. Harry nigdy nie skrzywdził go magicznie.
– Harry – powiedział niemal bezgłośnie. – Już dobrze. Obiecuję, chcemy ci po prostu pomóc. Jeśli powiesz nam, że mamy przestać cię karcić, to przestaniemy.
Harry uśmiechnął się do niego z taką goryczą, że Draco zatrzymał się nagle.
– Na tym polega problem, Draco – odpowiedział. – Nie ufam, że tego nie zrobicie. Zacznie się niewinnie, pod pretekstem pocieszenia, takiego jak powiedzenie mi, że naprawdę nie powinienem żałować śmierci rodziców, bo i tak była szybsza, niż na to zasługiwali i przynajmniej to nie był ktoś mi bliższy. A to doprowadzi do kłótni. A jedyne, na co nie mogę sobie teraz pozwolić, to kłótnia z tobą, Snape'em lub Connorem o moje emocje. Chyba wszystko inne bym zniósł. Ale nie to. Są zbyt wyczerpujące.
No dobra, to boli, że nam nie ufa. Draco przysunął się o kolejny krok bliżej. Harry cofnął się o krok. Już widać było po nim, że starał się to wszystko jakoś załagodzić, udając, że do niczego nie doszło, przełknąć złość, żal i wszystkie inne emocje, jakich w tej chwili doświadczał.
– Przepraszam – powiedział w końcu Harry, otwierając oczy. Są nienaturalnie jasne, pomyślał z niepokojem Draco. – Nie powinienem był dopuścić do czegoś takiego, nie kiedy wciąż obchodzisz żałobę, a już na pewno nie w chwili, w której mamy ważniejsze zmartwienia. Idę zobaczyć się ze Snape'em w sprawie tej ręki. Zgadzam się, już czas. Zaczernienie nie postępuje, ale ból nie chce ustąpić.
– Harry – wyszeptał Draco, nie mogąc teraz uwierzyć, że nie pomyślał o tym wcześniej. – Ty też kochałeś moją matkę.
– Nie rozmawiamy o tym – warknął Harry, po czym odwrócił się i ponownie ruszył w stronę lochów.
– Kochałeś ją – powiedział Draco, idąc za nim. – Wiem przecież. Proszę. Nie wyobrażam sobie, że mógłbyś w tym temacie czuć cokolwiek, za co mógłbym cię zbesztać. Albo Snape, skoro już o tym mowa. Proszę czy możemy o tym porozmawiać?
– Ja tam mogę to sobie wyobrazić – mruknął ponuro Harry, po czym utkwił w nim spokojne spojrzenie. – Posłuchaj... Draco, doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Kocham cię bardziej niż potrafię wyrazić słowami, magią lub czynami. Wszystko to razem wzięte wciąż nie ujęłoby tego w pełni. Otrzymasz ode mnie wszystko, czego potrzebujesz. Ale tego nie potrzebujesz i nie dostaniesz. Odpuść.
Draco zamilkł i przygryzł wargę. Znał się na tyle dobrze w języku mowy i ciała Harry'ego, że wiedział, że tym razem nacisk na nic się nie zda, więc nie wyraził na głos myśli i uczuć.
Może Snape zrobi na nim wrażenie. Mam taką nadzieję.
W drodze do lochów Harry skupił się na wzmacnianiu swoich barier z powrotem. Snape bez wątpienia zareaguje na widok jego ręki zupełnie jak Draco, więc chciał być na to przygotowany. Nigdy nie powinno było dojść do tego załamania. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby Draco i Snape – i Connor też, skoro już o tym mowa, nawet jeśli od czasu śmierci Narcyzy zachowywał pełen szacunku dystans – nigdy nie podejrzewali, że coś ukrywał. Wtedy nie dostawałby ciągłych nagan za to, że z nikim nie rozmawiał.
Harry'ego ogarnęło ogromne znużenie na myśl o tych naganach. Co się stało, gdy Draco dowiedział się o jego ręce? Tak. Oczywiście. Ochrzan. Wyglądało na to, że Harry nie był w stanie zachować się jak należy. Trzymaj to w tajemnicy i milcz, źle. Podziel się tym, znowu źle.
Wiedział, co powiedzieliby o jego rodzicach, o ciemności, którą nosił w sobie, o jego uczuciach względem śmierci Narcyzy.
Zasłużyli na to, Harry. Jak możesz ich opłakiwać?
Tak naprawdę nie jesteś aż taki mroczny, Harry. Nigdy nie dopuściłbyś się do takich czynów, co Voldemort.
Zginęła w ofierze, Harry. Chciała umrzeć.
Wszyscy mieli dobre intencje. Wszyscy chcieli tylko zbesztać go za to, jak się czuł i wprowadzić w bardziej akceptowalny nastrój. Wszyscy się mylili.
Skoro tak źle zareagowałem na reakcję Draco na moje ramię, to Merlin wie, co by się stało, gdybym powiedział Snape'owi coś o tym, że część mnie lubi krzywdzić ludzi, lubi mścić się na moich wrogach. Nie wysłuchałby mnie w spokoju. Nie jest do tego zdolny. Spróbowałby przekonać mnie, że ta część mnie nie istnieje, kiedy wiem, że istnieje, albo że wszystko jest w porządku, kiedy wiem, że tak nie jest, ponieważ narusza moje zasady.
Nie było idealnego rozwiązania problemu. To, co było, to częściowe, stworzone przez Harry'ego rozwiązanie. Nie pytali, bo nie mieli pojęcia, czego mogło brakować, a on trzymał swoje uczucia dla siebie, rozmyślał o nich na osobności i przepracowywał na własną rękę.
Poza tym i tak mieli wystarczająco dużo własnych spraw, które zaprzątały ich na co dzień. Draco dopiero co stracił matkę. Snape miał lekcje do prowadzenia, a jego przyjaźń z Regulusem znów się rozwijała. Connor był obecnie zaangażowany w pomoc Parvati w walce z kilkoma niejasnymi manewrami prawnymi, za pomocą których rodzice próbowali zmusić ją do powrotu do domu. Wszyscy mieli własne życia. Żaden z nich nie potrzebował dostępu do jego wewnętrznych uczuć.
Mogę po prostu wyciszyć te emocje. Wtedy będą tylko moje. To tysiąc razy lepsze niż stałe ochrzany.
Snape przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywał się w poczerniałe ramię. Wreszcie sięgnął i przejechał po nim palcem. Harry zamknął oczy i zadygotał z bólu.
– Mały idiota – wyszeptał Snape.
Za późno zobaczył, jak Draco kręci wściekle głową, a kiedy Harry otworzył oczy, pojawił się w nich przebłysk ponurej satysfakcji. Snape skorzystał z legilimencji, żeby wyłapać najbardziej powierzchowne myśli Harry'ego i doszedł do wniosku, że zadowolenie chłopca nie miało żadnego związku ze stanem jego ręki. Była to bardziej cyniczna przyjemność, jaką Snape też czasami odczuwał, kiedy przewidział czyjeś najgłupsze możliwe zachowanie i ta osoba dokładnie tak zareagowała.
Snape'owi nie spodobało się, że został oceniony jako dureń.
Harry odezwał się jednak, zanim zdążył się sprzeciwić.
– Tak, jestem idiotą, już dawno temu powinienem był przyjść do pana z tym problemem i tak dalej. Tu wstaw wszystkie inne idiomy, którymi zwykle pan mnie określa. Mogę je nawet za pana wyrecytować. Czy możemy teraz zająć się leczeniem mojej ręki? – Miał półprzymknięte oczy, w których migotał nieznany Snape'owi, niebezpieczny ogień.
Przynajmniej słowa Harry'ego pozwoliły mu zrozumieć, co było nie tak.
Moje metody nie odnoszą już zamierzonego skutku. Być może nigdy tego nie robiły. Nie mogę karcić Harry'ego, póki nie zacznie o siebie dbać, a groźby działają tylko, kiedy Harry czuje się winny. Merlin jeden wie, że nie chcę rozniecać w nim tego poczucia winy. Teraz potrzebuje ode mnie czegoś innego.
Czego?
Ponieważ obecnie nie znał odpowiedzi na to pytanie, Snape postanowił zadowolić się neutralnym podejściem i zobaczyć, co z niego wyniknie.
– Trucizna przestała postępować – powiedział. – W tej chwili musimy oczyścić twoją rękę ze skażonego ciała, żeby nowe, silne mięśnie i skóra mogły wyrosnąć na ich miejscu. Harry kiwnął głową. Snape spojrzał mu w oczy. – Istnieje eliksir, dzięki któremu twoja ręka sama złuszczy z siebie to skażenie. Został stworzony z myślą o ofiarach poparzeń. Okazał się nie do końca równie skuteczny, co zakładano; czerpie siły z magii ofiary, przez co słabszych czarodziejów i czarownice potrafił przemienić w charłaki.
Harry prychnął.
– To przynajmniej nie będzie problemem.
Draco otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, po czym je zamknął. Snape to zaaprobował. Wyglądało na to, że Draco też nie znalazł jeszcze wyjścia z tego dylematu – co właściwie powiedzieć Harry'emu, żeby nie zostało to niewłaściwie zinterpretowane – więc najlepiej byłoby obecnie zachować ciszę.
– Jest to również niezwykle bolesny proces.
Harry spojrzał mu prosto w oczy.
– To też nie będzie problemem.
– Może być – powiedział cicho Snape. – Harry, wiem, że masz wysoki próg bólu, ale mówimy teraz o zupełnie innym poziomie. Wylądujesz w łóżku na kilka dni i w miarę możliwości będziemy musieli utrzymywać cię w tym czasie kompletnie nieprzytomnym, żeby cierpienie nie przytłoczyło twojej poczytalności.
Nozdrza Harry'ego rozszerzyły się, a zęby zacisnęły. Potem skinął głową.
– Skoro tak ma być, to niech i tak będzie – powiedział.
Snape nienawidził rezygnacji w jego tonie i obojętności, która to poparła, jakby Harry podejmował się tego wyłącznie dlatego, że ktoś go zmusił. Wciąż, w gruncie rzeczy, nie dbał o siebie tak, jak Snape by tego pragnął.
Jednak po raz pierwszy Snape zaczął przyjmować do wiadomości fakt, że Harry'ego nie można było po prostu namówić do tego rodzaju troski. Potrzebował czegoś innego.
Czego?
– W takim razie udaj się do Madam Pomfrey, Harry, i wyjaśnij jej sytuację. W międzyczasie uwarzę eliksir i wniosę go na górę – powiedział spokojnie Snape. – To nie potrwa długo. Powiedz jej, że powinna podać ci od razu bezsenny sen, żebyś był nieprzytomny zanim jeszcze skończę warzenie.
Draco poruszył się, jakby chciał odprowadzić Harry'ego, ale ten tylko rzucił mu chłodne spojrzenie.
– Chyba znajdę drogę do skrzydła szpitalnego, dzięki – powiedział i wyszedł.
Snape odwrócił się do Dracona zaraz po zamknięciu drzwi. Wcześniejsza, rozpaczliwa próba uciszenia go podpowiedziała mu, że Draco wiedział więcej, niż dawał to po sobie poznać.
– Co się z nim dzieje? – zapytał wyczekująco.
– Powiedział, że już nie może znieść ciągłego besztania. – Draco wpatrywał się w drzwi ze zmarszczonymi brwiami i po raz pierwszy od tygodnia Snape zobaczył na jego twarzy coś, co nie miało związku z żałobą po matce. – Nie chce mówić nam o tym, co czuje – najwyraźniej wliczając w to ból – z obawy, że źle to zrozumiemy. Powiedział, że już nie może znieść tego rodzaju kłótni. – Spojrzał na Snape'a. – I to by się sprawdzało. Widział pan, jaki był przed chwilą, kompletnie nie zdołał schować swoich emocji. Właściwie to od tygodnia przecież odstawiał tę szopkę pod tytułem „Nic–mi–nie–jest–po–prostu–skupiam–się–na–innych" i pewnie robiłby to dalej, gdybym go nie ochrzanił. Nie chce myśleć o tym, co czuje i nie chce o tym rozmawiać.
– A czy wiesz, jakie są źródła tych emocji? – zapytał cicho Snape, choć przychodziły mu do głowy przynajmniej dwa: śmierć Lily i Jamesa oraz śmierć Narcyzy.
– Myślę, że są co najmniej trzy – powiedział Draco. – Moja matka, jego rodzice i ciemność w nim, którą widziałem w noc śmierci Meduzy i Eos Rosier–Henlin. Co prawdopodobnie jest też czwartym źródłem traumy, ponieważ zobaczył to na własne oczy i nie chce o tym rozmawiać. – Draco wziął głęboki oddech i oparł czoło na dłoni. Snape praktycznie słyszał, jak chłopak walczył ze sobą, by wydusić z siebie następne słowa – miał jednak wrażenie, że tak było nie dlatego, że nie potrafił tego zrobić, a bardziej, że to był nowy koncept, który dopiero co zagnieździł się w jego umyśle i wciąż ciężko go było sformułować. – Uważa, że nie spędzimy nawet chwili na pocieszaniu go. Zamiast tego to, na czym naprawdę nam zależy – według niego – to przekonanie go, żeby zobaczył wszystko z naszej strony. Uważa, że jest to dla nas ważniejsze od tego, co naprawdę myśli i czuje. I wie pan co? – Podniósł wzrok, przygryzając wargę. – Chyba ma rację. Przynajmniej czasami.
Snape otworzył usta, żeby temu zaprzeczyć. Przecież już pocieszał Harry'ego bez słów i żądań, jak na przykład wtedy, gdy stracił Fawkesa…
Ale też próbował go przekonać, że jego uczucia były niewłaściwe pod pewnymi względami, jak na przykład wtedy, kiedy postawił Potterów przed sądem.
Zamknął usta i powoli wypuścił powietrze.
– Podejrzewam, panie Malfoy – mruknął – że nawet teraz nie myśleliśmy o nim jako o całkowicie uzdrowionym człowieku. Od dawna zadowalałem się po prostu łączeniem większości jego reakcji z przeżytym znęcaniem, albo jego instynktami do poświęcania się, czy też wreszcie tej przeklętej potrzeby oszczędzenia innym ludziom ciężaru jego uczuć. Wydawało mi się, że ukrywał się za tobą przez ostatni tydzień, używając twojej żałoby jako wymówki, by nie radzić sobie z własnym smutkiem. Ale może powinniśmy zaufać temu, co mówi, zamiast szukać ukrytych motywów. Po prostu nie chce już być traktowany jak dziecko, które potrzebuje pouczania. Myślę, że możemy się do tego dostosować.
Twarz Dracona zalśniła jak księżyc.
– Z tym bez trudu sobie poradzę. – Urwał, a wyraz jego twarzy nieco przygasł. – Ale jak mamy go przekonać, żeby znowu nam zaufał? Bo w tym właśnie tkwi źródło problemu, że nam po prostu nie ufa.
– Będziemy musieli zaryzykować. – Snape czuł, jak jego usta wykrzywiają się na tę myśl, ale jeśli była jakaś osoba, dla której powinien być gotów podjąć się ryzyka, to był to Harry. – Przyjdziemy do niego i zaoferujemy wysłuchanie ze świadomością, że w odpowiedzi może po prostu na nas nawarczeć. Nie ma gwarantowanego sposobu radzenia sobie z Harrym. Być może zanadto przywykliśmy do zakładania, że taka metoda istnieje, że rozumiemy wszystkie jego reakcje, ponieważ znamy jego przeszłość. Ale to już nie jest prawda. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek nią w pełni była.
Draco skinął głową, a jego twarz zapłonęła od determinacji.
– To ja pójdę do skrzydła szpitalnego i usiądę przy nim, proszę pana. – Zatrzymał się, kiedy dotarł do drzwi. – Czy uwarzenie eliksiru oczyszczenia naprawdę zajmie tylko kilka minut?
– Owszem – powiedział Snape. – To naprawdę prosty wywar; tylko związane z nim niedogodności uniemożliwiają częstsze używanie.
Draco ponownie skinął głową i wyszedł. Snape obrócił się i udał po konieczne mu składniki, jednocześnie usiłując pozbyć się wrażenia, że ogromna połać ziemi właśnie usunęła mu się spod nóg.
Czyli jedno z zadań, które zawsze wydawało mi się niewzruszone – opieka nad Harrym – jednak okazało się bardziej zmienne, niż zakładałem.
Trudno.
Kto jak kto, ale ja na pewno się nie poddam.
Po dotarciu do skrzydła szpitalnego, Draco z ulgą zobaczył, że eliksir bezsennych snów jeszcze nie uśpił w pełni Harry'ego. Harry leżał na łóżku, zwinięty w kłębek, ze spuszczonymi oczami i prawą ręką niezręcznie rozłożoną na piersi.
Wyprostował się, kiedy zobaczył zbliżającego się Dracona. Draco skrzywił się na widok kilku emocji znikających za jego obojętną maską.
– Jak się czujesz, Draco? – zapytał cicho Harry.
– Lepiej – powiedział Draco, siadając na krześle obok niego i łapiąc Harry'ego za lewą rękę. – A ty?
Harry tylko go obserwował.
– Dobrze – powiedział po chwili, a teraz, kiedy wiedział czego nasłuchiwać, Draco usłyszał w tym słowie iskrę wyzwania, założenie, że Draco zaraz zacznie upierać się, że właśnie, że mu coś jest, co doprowadzi do kłótni.
Nie odrywając od Harry'ego oczu, Draco wyciągnął rękę i odgarnął mu kosmyk włosów z czoła, odsłaniając bliznę w kształcie błyskawicy. Następnie nachylił się i pocałował ją. Kiedy się odsunął, Harry przyglądał mu się z wyrazem absolutnego zdumienia.
Draco nie wspomniał o tym. Ścisnął tylko dłoń Harry'ego i patrzył, jak jego powieki stopniowo zaczynają opadać coraz niżej, aż w końcu kompletnie się zamknęły. Jego ciało rozluźniło się z westchnieniem. Draco spojrzał na jego skażone, prawe ramię i potrząsnął głową.
Może nie kocham wielu ludzi, ale potrafię chronić tych, których kocham. A jeśli Harry potrzebuje teraz ode mnie bezwarunkowego wsparcia, to dokładnie to otrzyma.
Nie będzie go wiecznie potrzebował. Draco uśmiechnął się ulotnie. To dobrze, bo nie byłbym w stanie go wiecznie oferować. Ale z pewnością możemy na przemian dawać sobie nawzajem to, czego akurat potrzebujemy. Tego rodzaju wysiłek nie powinien pochodzić wyłącznie z mojej strony, jak to często bywało w czasie tych pierwszych paru lat w Hogwarcie, kiedy byłem przyjacielem Harry'ego, a on z całych sił starał się mnie odepchnąć, ale też nie powinno to być tak, jak było przez ostatni tydzień. I chyba najlepiej byłoby zacząć od nierozliczania się już nigdy więcej z długów, czy przysług. Najważniejsze jest to, że się kochamy i będziemy ze sobą związani, a nie kto kogo pocieszał w konkretny dzień kwietnia dwa lata temu.
Draco doznał osobliwego uczucia topnienia gdzieś w środku klatki piersiowej. Chwilę później nabrał przekonania, że w ten właśnie sposób przeszedł przez kolejną z licznych bram do dorosłości.
To taka strasznie długa droga. Ale podejrzewam, że będę je mijał tak długo, jak żyję. Próba nalegania na tylko jeden sposób radzenia sobie z problemami wywołuje tylko zamrożenie emocjonalne. Albo śmierć.
Dlatego właśnie Draco siedział spokojnie, trzymając swojego kochanka za rękę, ponieważ Harry tego potrzebował, ponieważ chciał i ponieważ mógł.
