Rozdział trzydziesty szósty: Ich ofiara
Harry powoli otworzył oczy. Uznał, że względem momentalnego poprawienia sytuacji ciężko byłoby pokonać brak wyjącego bólu w prawej ręce.
Kiedy spróbował sięgnąć po okulary, uświadomił sobie, że ktoś trzyma go za lewą dłoń i powstrzymuje przed poruszaniem nią. Obrócił zaspaną głowę i wbił wzrok w Dracona, który siedział na krześle obok łóżka.
– Witaj – powiedział niemal bezgłośnie Draco.
Harry poruszył się lekko, po czym znieruchomiał; sam nie wiedział, co właściwie powiedzieć czy zrobić. Kompletnie nie był przygotowany na ten wyraz oczu Dracona. Oznajmiał nim po prostu, że cieszy się z odzyskania Harry'ego i prawdopodobnie też tego, że ręka go już najwyraźniej nie boli. Nie było oskarżeń, których Harry tak się obawiał, żadnego przekonania, że Harry był idiotą, a Draco zawsze, ale to zawsze miał rację.
Może teraz nie, ale powinienem być na to gotowy. Jak nic lada moment poruszy sprawę mojej ręki.
Chwilę później Draco rozbił ten koncept na kawałki.
– Jak się czujesz? – zapytał.
– Lepiej. – Harry celowo poruszył się, przeciągając koc po swojej ręce, a mimo to poczuł tylko lekkie swędzenie zamiast palącego bólu. Wziął głęboki oddech i spojrzał na nią.
Czerń prawie całkowicie zniknęła, z wyjątkiem kilku płatków i strzępów wciąż osadzonych w nowej, szorstkiej, zaczerwienionej skórze, która była tak błyszcząca i napięta, że przypominała Harry'emu kiełbasę. Tylko dwa palce wyglądały zdrowo, kciuk i mały, pozostałe były wciąż pokryte chrupką czernią. Wyprostował je i syknął, krzywiąc się.
– Madam Pomfrey powiedziała, że dłoń będzie goiła się najdłużej – powiedział Draco. – Coś w związku z delikatniejszymi nerwami w opuszkach palców. Ale reszta chyba już nie boli?
Harry pokręcił głową.
– Niewiele pamiętam z kilku ostatnich dni – powiedział i zamrugał, słysząc swój doszczętnie zachrypnięty głos. Cóż, czyli jeszcze przed odpowiedzią Dracona ustalił jedną kwestię, która go ominęła.
– Było dużo wrzeszczenia. Profesor Snape nie żartował, ten eliksir był naprawdę potężnie bolesny. – Draco był blady, kiedy Harry na niego zerknął. – Już rozumiem, czemu niektórzy ludzie woleliby raczej zginąć niż przejść przez coś takiego.
Harry byłby w stanie uzyskać dostęp do mglistych wspomnień prawdziwej agonii, prawdopodobnie zdolnej do doprowadzenia go na skraj poczytalności, gdyby tylko po nie sięgnął. Nie sięgnął po nie.
– Jak długo znajdowałem się pod wpływem eliksiru? – zapytał.
– To już drugi dzień. – Draco sięgnął po okulary i nałożył mu je na nos, a jego dotyk pozostał na policzkach Harry'ego. Wciąż nie puścił lewej dłoni. – Miałeś gości, ale nic pilnego. Voldemort niczego nie zaatakował. – Uśmiechnął się nagle tym rodzajem uśmiechu, który przypomniał Harry'emu, że jego animagiczna postać była lisem. – A Snape i twój brat tańczyli wokół ciebie jak kwoki wokół pisklęcia.
Harry poczuł, że rumieni się ze wstydu, ale… cóż, nie mógł ich winić. Jeśli faktycznie krzyczał tak głośno, jak sugerowało na to jego gardło, to nic dziwnego, że się niepokoili.
No i...
No i Draco wciąż był przy nim, siedział obok i najwyraźniej nie przejmował się kłótnią, którą odbyli zanim Harry stracił przytomność. Harry przygryzł wargę i zaczął ją agresywnie przeżuwać. Skoro już o tym mowa, przypomniał też sobie, że Draco przyszedł i usiadł przy nim jeszcze zanim eliksir przejął nad Harrym kontrolę.
Czy to oznacza, że jednak nie będzie ochrzanu?
Cisza, która rozciągała się między nimi wydawała się Harry'emu równie surowa i rozciągnięta, co skóra na prawej ręce. Draco zdawał się nią kompletnie nie przejmować, ale z drugiej strony miał parę dni na postanowienie, co powinien mu powiedzieć.
– Posłuchaj, Draco – zaczął Harry, postanawiając, że jako pierwszy poruszy ten temat. – Przykro mi, jeśli zestresowałem cię w czasie...
Zamrugał, kiedy Draco przyłożył mu palec do ust. Kiedy umilkł, Draco odsunął się i wyprostował, po czym przyjrzał mu się z takim spokojem, że Harry'ego aż oczy zapiekły od łez. Dopiero po chwili zrozumiał, dlaczego. Przypominał mu Narcyzę. Odwrócił wzrok.
– Dobrze sobie radzę, Harry – powiedział Draco. – Obiecuję. Wciąż nie doszedłem do siebie po jej śmierci – jego oddech zaciął się na chwilę – i prawdopodobnie nigdy tego tak do końca nie zrobię. Ale miałeś rację. Krzyczenie na ciebie za to, co zrobiłeś, w żaden sposób nam nie służy. Mi jest żal, że mnie nie słuchasz, a tobie jest żal, że traktuję cię jak dziecko. – Draco przechylił głowę, a jego twarz wciąż pozostawała spokojna, ale Harry widział już, jak wiele wysiłku kosztowało go utrzymywanie tej maski. – Dlatego od teraz spróbujemy rozmawiać ze sobą w sposób, który tego nie uwzględni. Będzie to wymagało wysiłku…
– Poświęceń? – zapytał Harry, nie dowierzając, że Draco był gotów zmienić sposób, w jaki od zawsze zwracał się do Harry'ego. Przecież jedne z pierwszych zamienionych między nimi słów to było skarcenie Harry'ego za nie zwrócenie się do Dracona po imieniu zaraz po przydzieleniu go do Slytherinu.
– Wysiłku – powiedział Draco, naciskając na słowo i zerkając na niego z lekką irytacją – z obu stron. To ważne, Harry. To jest ważniejsze od czegokolwiek, czego do tej pory się podjęliśmy i nie mam zamiaru dopuścić, żebyśmy ponownie osunęli się w ciszę, która rani nas obu. – Sięgnął wolną ręką i przyłożył ją zaraz przy sercu Harry'ego. Harry poruszył się, czując się bezbronnie, ale Draco się nie odsunął. – Więc... Proszę. Powiedz mi, co jest nie tak, a ja obiecuję, że wysłucham cię bez besztania. Proszę, powiedz mi, co jest nie tak.
Harry chciał się odsunąć, wznieść ochronną skorupę, którą doskonalił na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Przecież jak tylko zaufa Draconowi, że jednak go nie ochrzani, to i tak do tego dojdzie. Tak już po prostu było. Harry nie mógł poprosić go o tak dogłębną zmianę, dlatego skupił się na alternatywie i zaczął to ignorować. Czy taka zmiana na siłę, wymuszenie nienaturalnego splotu w ich więzi, nie skończy się tylko zranieniem ich obu?
Ale...
Chciał zaufać Draconowi. A Draco powiedział, że robił to z własnej woli, a nie dlatego, że magia Harry'ego go do tego przymusiła, albo że bał się, że jeśli tego nie zrobi, to go straci. Nieufność wobec tych intencji wywołałaby w Harrym spazm podejrzeń, na które po prostu nie miał sił.
No i, Merlinie, naprawdę chciał z kimś porozmawiać.
Skakanie z tego klifu nie różni się niczym od wszystkich innych klifów, z których już skoczyłeś.
– W porządku – powiedział cicho. – Ale… raczej nie będę w stanie powiedzieć ci o wszystkim od razu.
– Nawet tego po tobie nie oczekiwałem. – Draco załagodził swój głos praktycznie do mrukliwego nucenia, którego Harry używał przy nim podczas żałoby, po czym złapał Harry'ego za podbródek i przechylił mu głowę, nakłaniając do ponownego spojrzenia na siebie. – A co z rozmową ze Snape'em? Czy dasz sobie z tym radę?
– Ostatnim razem nazwał mnie idiotą – powiedział Harry, czując jak narasta w nim stare znużenie. – Raczej nie uda mi się zmienić faktu, że tym właśnie jestem w jego oczach.
– A potem uwarzył eliksir, który wyleczył ci rękę. – Harry aż zarumienił się przez brak karcącego tonu w jego głosie. – On cię kocha, Harry. Nie, nie zawsze dobrze to wyraża. I nie, nie sądzę, żeby wyzywanie cię od idiotów było w porządku z jego strony. Ale to kolejny wysiłek, którego będziecie musieli się podjąć. Czy dasz sobie z tym radę?
– To niesprawiedliwe – powiedział po chwili Harry – kiedy tak o coś prosisz zamiast żądać, wiesz.
– Dlaczego?
Harry wtulił głowę w kolana, czując, jakby jego życie właśnie wskoczyło do wymiaru, który zawsze chciał odwiedzić, ale nigdy nie wierzył, że kiedykolwiek znajdzie do niego ścieżkę.
– No bo – mruknął głosem stłumionym przez materiał – wtedy chcę cię posłuchać.
Draco zaśmiał się cicho, po czym oparł o Harry'ego, co momentalnie ogrzało go od karku po biodra. Jego ręka pogładziła włosy Harry'ego w tym zaborczym geście, który uwielbiał wykonywać, ale który teraz uderzył Harry'ego jako nie tyle posiadania, co miłości.
– To dobrze – powiedział.
Harry wypuścił drżący oddech.
– Spróbuję.
– To dobrze. – Draco odsunął się i ponownie odchylił mu głowę, mimo że Harry wolałby trzymać ją pochyloną i osłoniętą. Jego oczy były bezlitośnie miłe, co powinno było przestrzec Harry'ego przed słowami, które padły w następnej kolejności, ale nie zdążyły zrobić tego w porę. – Czy możesz mi powiedzieć, co czułeś po śmierci mojej matki?
Harry zamrugał i przełknął ślinę.
– Czy chcesz usłyszeć…
– Tak. – Głos Dracona był zawzięty. – Nie jestem tak szlachetny co ty, Harry. Nieczęsto robię cokolwiek z obowiązku, czy dlatego, że wydaje mi się, że ktoś może tego potrzebować. Kiedy pytam, o czym myślisz, to znaczy, że chcę usłyszeć, o czym myślisz.
Draco przycisnął się jeszcze mocniej do Harry'ego, który nagle odkrył, że został obrócony i leżał w ramionach Dracona z głową ułożoną pod jego podbródkiem. Draco wtulił mocno twarz we włosy Harry'ego i zdmuchnął je z drogi.
– Świadomość, że ktoś inny otwarcie ją opłakuje, bardzo podniosłaby mnie wtedy na duchu – wymamrotał Draco. – Większość ludzi trzymała się ode mnie z daleka, z szacunku wobec mojej żałoby – albo twojej magii, nie jestem pewien – a, oczywiście, Lucjusza chyba szlag by trafił, gdyby okazał jakąś emocję więcej niż raz. – Harry usłyszał gorycz płynącą pod powierzchnią jego głosu, ale zniknęła, zanim zdążył o to zapytać. – A teraz. Mów.
Harry przełknął ślinę raz i drugi. Jeśli ten układ jednak nie zadziała, to nie był pewien, czy zdoła ponownie wycofać się za bariery, które teraz miał opuścić. Draco prawdopodobnie powiedziałby, że to dobrze, ale biorąc pod uwagę wysiłek wojenny… Harry nie był tego taki pewien.
Ale czasami trzeba było po prostu skoczyć. Czasem trzeba było zaufać komuś na słowo bez czekania na solidne dowody.
Położył głowę na piersi Dracona, zamknął oczy i zaczął mówić.
Connor czekał przy wejściu do skrzydła szpitalnego i zobaczył, jak Harry wychodził, opierając się o Dracona i rozmawiając z nim cicho. Connor zauważył ślady łez na policzkach brata i zmarszczył brwi. Czemu płacze? Czy ręka dalej tak go boli?
– Harry! – zawołał, dając znać o swojej obecności, kiedy wyglądało na to, że lada moment zwyczajnie miną wnękę, w której na nich czekał.
Harry odwrócił się i przywitał go szerokim uśmiechem. Connor opanował impuls, by go momentalnie przytulić, bo nie wiedział, na ile wyleczona była jego ręka. Zamiast tego zatańczył niepewnie wokół brata, klepnął go niezręcznie parę razy po plecach i wreszcie objął z lewej strony.
Musiało to idiotycznie wyglądać. Ale Merlinie, dobrze było zobaczyć Harry'ego ponownie na nogach i z parą normalnych rąk, a nie jedną z mięsa i kości, a drugą ze spalonego tortu weselnego, przynajmniej jeśli sądzić po zapachu.
– Jak się masz, Connor? – zapytał Harry, wyciągając rękę, by dotknąć dłoni Connora, gdy odsunął się po uścisku. – Jak sprawy mają się z rodzicami Parvati?
Connor prychnął.
– Postępują.
Patilowie udali się do ministerstwa, gdzie znaleźli jakieś książki, na podstawie których powołali się na kilka starożytnych praw, na które nikt nie zwracał już większej uwagi, próbując argumentować, że ich córki powinny zostać im zwrócone w ramach więzów małżeńskich i warunków czegoś, co nazywa się „powrotem dziewic". Parvati postawiła się temu pomysłowi, wysyłając rodzicom bardzo szczegółowy opis tego, co do tej pory zdążyli zrobić już z Connorem, przy okazji załączając wyjaśnienie, że nawet głębszy pocałunek wyjmował ją spod tego prawa. Padma i Luna najwyraźniej zrobiły jeszcze więcej i to tak zszokowało Patilów, że nie odzywali się przez ostatnie kilka dni.
– A jak twoja ręka? – dodał szybko, przypominając sobie, że jedną z ulubionych taktyk Harry'ego, aby ludzie przestali zwracać na niego uwagę, było wspominanie o ich własnych problemach.
– Przeżyję – powiedział Harry. – Czuję się znacznie lepiej, chociaż odzyskanie pełnej sprawności w dłoni zajmie mi kilka tygodni. Draco powiedział, że tańczyłeś wokół łóżka, kiedy byłem nieprzytomny. – Spojrzał Connorowi w oczy i nie odwrócił wzroku. – Dziękuję.
Connor odczekał chwilę, by zobaczyć, czy Harry powie coś o Snape'ie, ale wyglądało na to, że nie miał niczego więcej do powiedzenia na ten temat. Dlatego postanowił łaskawie kiwnąć głową, zamiast pośpiesznie podawać kulawe wyjaśnienia. Draco najwyraźniej nie powiedział Harry'emu, że Connor otrzymał szlaban za ciśnięcie w Snape'a klątwą. Oczywiście, gdyby tylko ktokolwiek w ogóle powiedział mu o eliksirze, zamiast po prostu wchodzić i wylewać go na rękę Harry'ego, przez co ten zaczął się wić i wrzeszczeć jak szaleniec, to nie poczułby w ogóle potrzeby do wyciągnięcia różdżki, nie padłyby żadne klątwy i nie doszłoby do żadnego szlabanu.
– Powiedziałeś mu o wizycie Stowarzyszenia Charłaków? – dodał w kierunku Dracona.
Harry momentalnie się wyprostował, a Draco łypnął na niego gniewnie. Connor podejrzewał, że o tym też nie wspomniał, ale tylko dlatego, że czekał aż Harry nabierze nieco sił po zabiegu. Wzruszył jednak tylko ramionami w obliczu spojrzenia swojego szwagra. Stowarzyszenie Charłaków wystosowało do Harry'ego bardzo unikalną prośbę, nikt inny nie byłby w stanie tego zrobić. Powinien się o niej czym prędzej dowiedzieć i stawić jej czoła.
Według Connora istniała tylko jedna, rozsądna decyzja, jaką można było w tym momencie podjąć, ale to w końcu Harry. Jeszcze przed śniadaniem znajdzie sześć wyjątków od reguły.
– Co z nimi? – zapytał Harry tym swoim Głosem Wybrańca. Connor skrzywił się w jego kierunku, przez co Harry zamrugał i przechylił lekko głowę, dzięki czemu wyglądał bardziej jak człowiek. Connor to zaaprobował. Wolał mieć częściej do czynienia ze swoim bratem, nie Wybrańcem.
– Chcą zaoferować pomoc, wiesz, a nie o nią prosić – powiedział Connor. – I myślę, że powinieneś przyjąć ich ofertę. Nie będziesz chciał. Będzie ci się wydawało, że nie mogą sobie na to pozwolić. Ale powiedzieli, że naprawdę tego chcą, a rola vatesa skupia się wokół ochrony wolnej woli, więc nie możesz powstrzymać ludzi przed pomaganiem ci, kiedy sami tego chcą. – Zastanawiał się, czy Harry doceni elegancką logikę tego argumentu. Raczej nie. Jego wyraz twarzy już zapowiadał, że lada moment znajdzie sobie jakąś wymówkę, by jednak się tego nie podjąć.
– Nie wiem, czego ta oferta dotyczy – powiedział Harry.
Och. Cóż, to wszystko zmienia. Ale Connor z radością chciał podjąć się wyjaśnień. Spojrzenie Dracona stawało się coraz bardziej mordercze, a on sam ciągnął Harry'ego za ramię, jakby chciał zabrać go gdzieś w dal, dzięki czemu wreszcie przestanie słuchać Connora. Dlatego to właśnie na jego barkach spoczywało przygotowanie brata.
– Większość pracujących z charłakami czarodziejów i czarownic nie ma zbyt wiele magii – wyjaśnił Connor. – Tylko tacy mogą z nimi faktycznie blisko pracować, inaczej dochodzi do wybuchów zazdrości i rywalizacji. – Został zapędzony w kozi róg przez jednego z gości, który naprawdę chciał powiedzieć komuś o tym wszystkim, więc teraz wydawało mu się, że całkiem sporo wie na ten temat.
– To też, ale pełnoprawni czarodzieje i czarownice po prostu nie chcą zadawać się z charłakami – mruknął Draco.
Harry zmarszczył na niego brwi.
– Malfoy, ja wiem, że to dla ciebie trudne, ale postaraj się nie być dupkiem – powiedział Connor i ciągnął dalej, ponieważ komentarz Dracona naprawdę nie zasługiwał na nic więcej. – Dlatego doszli do wniosku, że mogą kontynuować działalność polityczną bez swojej magii i że tobie ona bardziej się przyda. Chcą, żebyś wypił ich magię za pomocą daru absorbere i stał się silniejszy przed kolejną walką z Voldemortem.
Harry zamrugał. Potem zamrugał ponownie.
Wreszcie pobladł i potrząsnął głową.
– Idiota – syknął Draco na Connora. – Chciałem poświęcić trochę czasu na przygotowanie go i…
– Nikt nie chce słuchać o twoim życiu seksualnym, Malfoy – zauważył Connor, bardziej skupiony na obserwowaniu twarzy brata. – Potrzebował o tym usłyszeć i lepiej, żeby doszło do tego zanim jeden z nich do niego dotrze. Przestań kręcić głową, Harry. Przecież powiedziałem, że chcą to zaoferować.
Draco aż zapluł się w nieokreślonym wybuchu wściekłości. Connor pomyślał, że ten wygląd mu pasuje. Przynajmniej był w stanie dalej ciągnąć sprzeczkę z Harrym bez ciągłych wtrąceń Dracona.
– Nie chcę tego – powiedział uparcie Harry. – Nigdy… nie mogę. Nie mogę zrobić charłaka z kogoś, kto nie zrobił nic złego. Zawsze używałem tego jako kary, nie daru…
– Chcą ci to oddać – powiedział Connor. Postanowił dalej trafiać w ten jeden punkt. Harry szanował wolną wolę. Wcześniej czy później będzie musiał zacząć szanować wolną wolę ludzi gotowych poświęcić swoją magię. – W żaden inny sposób nie są w stanie przydać się w tej wojnie. Stowarzyszenie Charłaków nie ma obecnie władzy czy prestiżu w ministerstwie; nie mogą ci pomóc politycznie. Nie zrobią różnicy na polu bitwy. Mogą wspierać cię w gazetach, ale zbyt wielu ludzi dzieli uprzedzenia Malfoya, żeby ktokolwiek faktycznie zwrócił uwagę na ich zdanie. – Draco był już prawie siny z wściekłości. Connor oparł się impulsowi, by pokazać mu język. Teraz to on był tym dojrzałym i cierpliwym dorosłym. Nie jego wina, że Draco z uporem dalej zachowywał się jak dziecko. – A ich magia może ci pomóc. Czy odmówisz im jedynego sposobu, w jaki mogą naprawdę uczestniczyć w wojnie?
Harry był blady jak ściana i nie odpowiedział. Ku rozczarowaniu Connora, pozostawiło to Draconowi miejsce w rozmowie, do którego mógł wskoczyć.
– Nie powinien teraz podejmować takiej decyzji – warknął Draco głosem tak niskim, że brzmiał jak jakiś trollowy dialekt. – Ledwo wyszedł ze szpitalnego łóżka, przecież mogą poczekać…
– Wydaje ci się, że ich sprawa jest mniej ważna od innych wyłącznie przez te twoje idiotyczne uprzedzenia – zauważył Connor. Spokojnie, rozsądnie i tylko z jedną zniewagą na raz. Wygrywam w tej rozmowie. – A mi się wydaje, że Harry powinien sam zastanowić się, jak chce do tego podejść. Przynajmniej w ten sposób otrzymał nieco czasu na przemyślenie tego sobie.
Harry pochylił głowę.
– Tak – wymamrotał po chwili. – Muszę to przemyśleć.
Spróbował odsunąć się od Dracona, ale Draco ponownie przyciągnął go do siebie i zaczął mamrotać mu na ucho. Connor nastawił uszu, ale i tak ledwie wyłapał wyszeptane słowa.
– W naszej sypialni i w mojej obecności będzie ci się myślało równie dobrze, co gdziekolwiek indziej, tak? Obiecuję, otrzymasz ciszę, jeśli tego właśnie potrzebujesz. Zaoferuję moją opinię dopiero, kiedy o nią zapytasz.
Harry zawahał się.
– Wysiłki z obu stron – powiedział Draco, czego Connor nie zrozumiał, ale co sprawiło, że Harry rozluźnił się w jego uścisku.
– Masz rację – powiedział i przytaknął Connorowi. – Jeśli któryś się z tobą skontaktuje, daj im znać, że podejmę decyzję do jutrzejszego południa.
I wtedy udali się z Draconem w stronę lochów, zostawiając Connora ze zmarszczonymi brwiami. Wiedział, że wygrał. Wiedział, że postąpił słusznie, zwracając uwagę Harry'ego na tę kwestię już teraz, dzięki czemu nie spadło to na niego jak worek cegieł w chwili, w której Stowarzyszenie Charłaków spróbowałoby skontaktować się z nim bezpośrednio.
A mimo to miał wrażenie, że Draco dzielił znacznie głębszą więź z jego bratem od niego i może nie wygrał tej potyczki, ale wygrał wojnę jako taką.
Czasami było to irytujące.
Draco dotrzymał słowa. Naprawdę chciał powiedzieć Harry'emu, że według niego powinien po prostu przyjąć ofertę czarodziejów i czarownic, którzy okazali się na tyle głupi, żeby w ogóle ją złożyć – no i zresztą i tak nie byli wiele lepsi od charłaków, z którymi przecież obcowali na co dzień, więc czemu nie dać im czegoś z nimi wspólnego? – ale trzymał język za zębami i po prostu patrzył, jak Harry usiadł po przeciwnej stronie łóżka i zaczął stukać palcami po narzucie.
Chciał dowiedzieć się, co Harry'emu chodziło po głowie, ale Harry jeszcze nie zaoferował, że może się tym podzielić. A Draco nie chciał wdawać się w absurdalne zawiłości myślenia o tym, czy powinien zapytać o to, czy może zapytać. Dlatego położył się z rękami za głową i przyglądał baldachimowi, myśląc zamiast tego o absurdalnym zachowaniu Pottera.
Zdawał się wierzyć, że bliskość Dracona i Harry'ego musi wiązać się z bezwzględnym odrzuceniem Connora przez Harry'ego i nie martwił się tym wyłącznie, kiedy Harry nie okazywał wyraźnej preferencji żadnemu z nich, albo kiedy wygrywał. Draco prychnął. Dureń zmienił się pod pewnymi względami, ale najwyraźniej nie zaakceptował faktu, że musieli radzić sobie z tym, co mają, a nie z tym, co chcieliby mieć.
Pomińmy tylko fakt, że do ciebie to dotarło dopiero parę dni temu, wyszeptał mu na ucho głos, który brzmiał zupełnie jak ten Pottera.
Jasne, wiesz, jak najbardziej, pomińmy, pomyślał Draco i wrócił do meritum swoich myśli, które wcale nie zawierały w sobie sumienia brzmiącego jak brat Harry'ego.
Connor może i pragnie dorównywać Harry'emu w walce i byciu bliźniakiem, ale nie będzie w stanie. Sytuacja między nimi zanadto się zmieniła od czasu, kiedy Harry mu służył. Zdawał się być również przekonany, że opinie Dracona były gorsze od jego wyłącznie dlatego, że został wychowany jako mroczny czystokrwisty.
Jebać to.
Draco już zdecydował, że to on będzie tym dorosłym. Sam fakt, że Connor musiał podczas ostatniej rozmowy odwołać się do obelg oznaczał, że Draco był od niego dojrzalszy. To Draco przedstawiał racjonalne argumenty, wskazywał na konieczności związane z prowadzeniem wojny – i w związku z tym oczywiście, że miał zamiar w pewnym momencie powiedzieć Harry'emu o Stowarzyszeniu Charłaków – oraz przypominał wszystkim, że ich przywódca powinien być wypoczęty i nie przejmować się drobnostkami – co oznaczało, że powinien otrzymać nieco więcej czasu na dojście do siebie, zanim zostanie zaatakowany kolejnym nawałem obowiązków.
Miało to trzy zalety. Po pierwsze doprowadzi do zmiany ich relacji, dzięki czemu, miejmy nadzieję, Potter nieco wydorośleje. Po drugie Harry przekona się, że to on jest tutaj bardziej dorosły i w rezultacie to jego warto słuchać w razie konieczności podejmowania jakichś decyzji. Po trzecie wyniesie z tego ogromną satysfakcję.
– Draco?
Natychmiast usiadł, po czym przeszedł na czworaka po łóżku i usiadł obok Harry'ego.
– Tak? – zapytał łagodnie.
Harry oparł się o jedną z kolumn łóżka i przyglądał mu się w milczeniu. Argutus wpełzł mu na kolana, kiedy tak się wahał i rozważał słowa, więc Harry z roztargnieniem zaczął głaskać go po łuskach. Draco z rozbawieniem zobaczył, jak wąż omenu szturcha nosem prawą, szponiastą dłoń Harry'ego, jego język poruszał się w szybkich, migoczących ruchach, które prawdopodobnie były wyrazem troski.
– Naprawdę myślisz, że to nie ma znaczenia, jeśli przejmę ich magię?
Draco uniósł brwi.
– Zdecydowanie nie. Może i nie znoszę się z nim zgadzać, ale Connor miał rację, z własnej woli przyszli tu i powiedzieli, że chcą z niej zrezygnować. Staniesz się potężniejszy dzięki niej. Pokażesz się światu jako ktoś, kto pozwala pomagać nawet tym najsłabszym, w miarę ich możliwości.
– A ministerstwo może zacząć przedstawiać mnie w świetle kogoś skłonnego do osuszenia dosłownie każdego w ramach zbierania coraz większej potęgi – mruknął Harry. – Merlin wie, jak Juniper by to przyjął w tym momencie.
– Niech tak myślą – powiedział Draco. Nie spędził ostatnich dwóch dni na bezczynnym siedzeniu przy boku Harry'ego. Czytał w tym czasie, między innymi, gazety i był przekonany, że publiczny wizerunek Harry'ego przedstawiał się znacznie lepiej, niż się Harry'emu wydawało. – Nie przekona to nikogo, kto i tak już posądza cię o najgorsze. A każdemu zainteresowanemu możesz po prostu wyjaśnić swoje zasady. Przejmujesz magię wrogów i tę, która została ci zaoferowana z własnej woli, to wszystko.
Harry już praktycznie rzeźbił wyżłobienia w swojej wardze. Nie odpowiedział.
– Czy mogę zapytać – powiedział Draco – dlaczego wydaje ci się, że… – urwał. Nie, wcale nie powiedział, że uważa, że wygra tę wojnę bez wypijania magii. Nie będę wkładał mu słów w usta, zwłaszcza kiedy ostatnim razem tak kategorycznie mi tego zabronił. – Dlaczego nie chcesz zabrać ich magii, Harry? – zapytał w końcu.
– To kolejna ofiara – warknął Harry. – Nie jestem im przeciwny, kiedy sam się ich podejmuję. Ale nie chcę, żeby inni ludzie się poświęcali.
– Nawet, kiedy robią to z własnej woli?
Duch Narcyzy zawisł między nimi niczym namacalna mgła. Harry wziął kilka głębokich oddechów.
– Wiedzieliśmy, że do zniszczenia horkruksów konieczne będą ofiary – powiedział. – Jestem w stanie się z tym pogodzić. Nie wiem, czy jestem w stanie pogodzić się z ludźmi, którzy chcą oddać mi swoją magię.
– Ale nie przeszkadzałoby ci, gdybym to ja ją wypił – powiedział Draco.
Harry szarpnął się jak ukąszony, ale Draco złapał go za podbródek i obrócił twarz w swoją stronę, zupełnie jak w skrzydle szpitalnym. Harry przestał się wyrywać na widok wyrazu jego oczu, a może twarzy; Draco był przekonany, że to było jedno z dwojga.
– Na tym polega różnica – powiedział Draco. Wydawało mu się, że tym razem już nie wkładał Harry'emu słów w usta. Tym razem miał po prostu rację. Prawda wirowała wokół niego jak upuszczane miecze, a on bez ostrzeżenia znalazł się w środku tego mentalnego świata, w który wkroczył, by przekonać ojca, by uczynił go magicznym dziedzicem, albo kiedy osiągnął swoją animagiczną formę. – Nie przeszkadza ci ofiara poddana z własnej woli, ani nawet osuszanie magii. Nie masz pretensji do Voldemorta za posiadanie tej zdolności. Ty po prostu nie chcesz tej mocy.
Harry milczał.
– Nie skorumpuje cię. – Draco wyciągnął ręce do boków Harry'ego i zmiął w palcach materiał szat przy jego żebrach. – Obiecuję, Harry. To, że stajesz się potężniejszy, nie oznacza, że staniesz się Mrocznym Panem.
– Tu nie tylko o to chodzi – wyszeptał Harry. – Nie chcę być potężniejszy, Draco. Ja nawet nie chcę, żeby mojej magii było tak wiele jak jej jest już teraz.
Draco zamrugał. Nie przypominał sobie, żeby Harry kiedykolwiek wyraził to przy nim w ten sposób.
– Dlaczego nie? – zapytał, kiedy bez powodzenia spróbował zrozumieć tę ideę na kilka różnych sposobów. Zawsze warto było kumulować jak najwięcej mocy, choćby po to, żeby twoi wrogowie nie zdołali jej dorwać.
– Bo nie chcę – powiedział Harry. – Bo wiesz... mógłbym robić to wszystko, co robię już teraz, gdybym był równie potężny co Snape albo Indigena. Nie muszę być do tego potężniejszy. W dodatku otrzymałem ją czystym przypadkiem. – Urwał, po czym przecisnął się przez barierę, którą Draco niemal wyczuł. – No i nie chcę, żeby mroczna część mnie miała do niej dostęp.
Draco pochylił się i pocałował go delikatnie. Harry zareagował na pocałunek, ale Draco wyczuł zmieszanie w jego ruchach.
Draco odsunął się i wyprostował dopiero, kiedy już uznał, że Harry został przyjemnie oszołomiony.
– Obiecuję ci, Harry – powiedział miękko. – W tym momencie tak niewielki przyrost magii już naprawdę nie będzie miał znaczenia. W dodatku masz przy sobie mnie, Snape'a, swojego brata i tylu sojuszników i przyjaciół, ilu tylko chcesz – i wszyscy będziemy cię pilnować. Możesz być pewny, że jak tylko zauważymy w tobie pierwsze oznaki nadużywania potęgi, to damy ci znać. Wiesz przecież, że nie masz wokół siebie zbyt wielu potulnych ludzi.
Dzięki tym słowom zdołał wygrać od niego uśmiech. Następnie spojrzenie Harry'ego ponownie zrobiło się pochmurne.
– I wierzysz, że ta ciemność we mnie istnieje?
– Poczułem ją w noc, kiedy Voldemort zaatakował Rezydencję Malfoyów. – Draco ponownie pogłaskał go pocieszająco po boku. – I zapoznam się z nią bliżej podczas rytuału w Halloween. – Podniósł brew, kiedy z twarzy Harry'ego spełzł wszelki wyraz, jakby nie wiedział, o co mu chodziło. – Chyba nie zapomniałeś, że ten rytuał nazywa się Rzucaniem Cieni?
Harry wzdrygnął się.
– Pomyślimy nad tym, kiedy przyjdzie na to pora. – Sięgnął przed siebie i ścisnął nadgarstek Dracona tak mocno, że aż zabolało, ale Draconowi to nie przeszkadzało. Przynajmniej tak długo, jak oznaczało to, co mu się wydawało, że oznacza.
Ale tak było.
– Pójdę do nich, spotkam się z nimi i… upewnię się, że nadal traktują to poważnie – powiedział Harry. – Jeśli tak, zaakceptuję ich magię.
– Dziękuję za przybycie, panie Potter... przepraszam, vatesie – poprawiła się stara czarownica, którą spotkał w drzwiach klasy obrony przed mroczną magią. Spojrzała na Harry'ego swoimi błękitnymi oczami, które okazały się tak przeszywające, że Harry musiał zwalczyć w sobie impuls do cofnięcia się o krok, mimo że była znacznie od niego niższa. – Nazywam się Teresa Keller. Proszę wejść do środka.
Harry tak zrobił i rozejrzał się. Wyglądało na to, że wszyscy obecni mieli w sobie bardzo nikłe pokłady magii, albo w ogóle byli charłakami. Miało sens, że wybrali salę do obrony przed mroczną magią jako miejsce spotkania; poza gabinetem dyrektorki i pokojami wspólnymi było to najsilniej chronione pomieszczenie w szkole. Będą tu bezpieczni, gdyby coś poszło nie tak.
Dziwnie się czuł, widząc wiele wpatrzonych w siebie oczu, zwłaszcza że wszyscy wiedzieli, w jakim celu się tu pojawił. Harry wyczuł falę niepewności i kiwnął do Keller głową.
– Madam, czy zmieniliście zdanie...
– Absolutnie nie, vatesie. – Keller podeszła do niego i Harry ponownie musiał spojrzeć jej w oczy. Merlinie, poruszała się jak królowa. Harry nie był w stanie sobie wyobrazić, ile czasu musiała spędzić na ćwiczeniu takiego noszenia się w świecie, w którym wielu ludzi patrzyło na nią z góry z powodu tak niskiego poziomu magii. – Rozmawialiśmy o tym przez wiele miesięcy, zanim w ogóle wyszliśmy z tą propozycją, właściwie to od początku wojny. Chcemy przekazać panu naszą magię. I chcemy, żeby pan użył jej w walce przeciw mordercy o wężowej twarzy i jego sługusom.
Wyjęła różdżkę i położyła ją na podłodze przed sobą. Nawet na chwilę nie oderwała wzroku od Harry'ego. Wszyscy pozostali zrobili to samo. Harry zauważył, że kilku zalał pot, ale wyglądało na to, że nikt nie miał zamiaru się wycofać.
Czyli on też nie mógł.
Ze spływającym mu po kręgosłupie dreszczem obrzydzenia, Harry otworzył dar absorbere i zaczął ich osuszać.
Nawet Keller zadrżała, kiedy magia ją opuściła, ale potrząsnęła głową i wyprostowała się, jakby wręcz uwolnił ją od jakiegoś ciężaru. Potem inni zaczęli robić to samo. Harry zobaczył w pewnej chwili łzy na policzkach jednej kobiety i zatrzymałby się, gdyby mógł, ale pochwyciła wzrokiem jego spojrzenie i zniecierpliwionym gestem nakazała mu kontynuować.
Harry starał się nie myśleć o magii przechodzącej przez jego przełyk. W większości była świetlista i smakowała znacznie lepiej od czegokolwiek, co kiedykolwiek zaabsorbował. Nawet artefakty Blacków zwykle miały w sobie lekki posmak Mroku, przez co czasem mocno buntowały się w jego gardzieli i ciężko było utrzymać je w środku.
Stłumił też bełkotliwy, szalony strach przed tym, kim właśnie się stawał, jaki but zaczynał przyciskać mu kark. Podjął decyzję. Powiedział kiedyś, że zaakceptuje wszystko, co ktoś inny zrobi z własnej woli, o ile to działanie nie zaszkodzi wolnej woli nikogo innego. I to był dar, który inni ludzie dawali nie z miłości do niego – co uniemożliwiłoby przyjęcie go – ale na rzecz wojny.
W takiej chwili musiał odłożyć na bok co wrażliwsze emocje.
Potem, oczywiście, zastanawiał się, czy odkładanie ich na bok nie oznaczało też porzucanie własnych zasad, naginania ich na rzecz wygody, przez co przyszło mu do głowy, że nie przyjęcie tej magii okazałoby się jeszcze bardziej samolubne z jego strony, przez co zaczął oskarżać się o usprawiedliwianie własnego egoizmu i w pewnym momencie zaczął wirować pośród niekończących łańcuchów spiralnych myśli i wszystkie wiązała tylko jedna odpowiedź:
Nie wiem.
Wreszcie zakończył osuszanie. Keller kiwnęła do niego głową i obróciła przed sobą dłoń, jakby chciała sprawdzić, jak wygląda bez magii.
– Dziękuję, vatesie – powiedziała. – W ten sposób staliśmy się częścią czegoś większego i nie będziemy już czuli się tacy bezużyteczni.
W pokoju wzniosła się fala podobnych podziękowań, dochodząca do niego ze wszystkich stron. Harry przytakiwał i uśmiechał się ilekroć był w stanie się do tego zmusić, a następnie wyszedł tak szybko, jak mógł. Zwijało mu się w żołądku i wiedział, do czego lada moment dojdzie.
Pobiegł do najbliższej toalety i ledwie zdążył opaść na kolana przed kibelkiem, a zaczął wymiotować. Nie uwolni magii, którą połknął, ale intensywne nudności musiały znaleźć jakieś ujście, więc wybrały jego fizyczny żołądek.
Po wszystkim Harry zamknął oczy i zadrżał. Podjął decyzję, którą uważał za słuszną po wysłuchaniu argumentów Dracona, Connora i wolnej woli tych, którzy chcieli oddać mu swoją magię. Pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że nie okaże się pierwszym krokiem w dół śliskiego zbocza.
Nie wiedział, czy tak było. Nie wiedział, czy nie.
Jedyne, czego w tej chwili był absolutnie pewien, to żalu, że nie był po prostu zwykłym czarodziejem, który nie musiał znosić tego rodzaju ekstremalnej magii, albo wycieńczenia związanego z tego rodzaju decyzjami.
To był ciężar, który przyszło mu nosić. Nie oznaczało to, że zawsze chciał to robić.
