Nowy rozdział! Czy trzeba dodawać coś więcej? Myślę, że nic nie mówię i po prostu zapraszam was do czytania. No dobrze, poza tym, przypominam jeszcze że inne moje opowiadanie - Malfoy nie Potter ( Harry/Bill ) także jest już w nowej odsłonie, jeszcze w tym tygodniu pojawi się w nim rozdział trzeci.
Teraz po prostu zapraszam.
][ ][ ][
NIE BAW SIĘ OGNIEM, BO CIĘ SPALĘ
][ ][ ][
Rozdział 13
Egipt
Gdy jestem z tobą,
Wszystko jest łatwiejsze
…
][ ][ ][
Punkt widzenia Harry'ego
Chłodna woda przyjemnie chłodziła jego rozgrzaną od prażącego słońca skórę. Przesunął dłonią po piasku na dnie i uśmiechnął się do leżącego tuż obok Severusa. Dzięki kilku prostym zaklęciom unosił się na wodzie, niczym na materacu. Jego płuca wciąż były zbyt słabe na jakikolwiek większy wysiłek, więc po prostu leżał niczym w łóżku, ciesząc się chłodem, w ten upalny dzień.
Nie był pewny, jak długo już tu są ani która jest tak właściwie godzina, jednak szczerze, nie bardzo miało to dla niego znaczenie. Tak, plaża naprawdę była znacznie lepsza niż snucie się po tłocznym targu.
Mogę tu zostać do wieczora… - pomyślał, ponownie sięgając dłonią w stronę jasnego piasku, pokrywającego dno. Uwielbiam plażę…
- Czy w Egipcie możemy też się wybrać na plażę? – unosząc lekko głowę, zwrócił się do Severusa.
- Oczywiście, jeśli tylko będziesz tego chciał Shaan.
- Chyba sobie żartujesz, jak mógłbym nie chcieć? Przecież to najlepsze z miejsc w których do tej pory byliśmy. Kocham plażę!– zawołał. Severus roześmiał się.
- W porządku, obiecuję ci, że odwiedzimy plażę.
- Trzymam cię za słowo Severusie, pamiętaj o tym. – rzucił i z przekomarzaniem machnął ręką, rozchlapując na niego wodę.
- Ej ty…. – Severus odpowiedział mu tym samym.
Kilka kolejnych minut słychać było tylko plusk wody i ich głośny śmiech. W końcu jednak musiał przerwać. Zaniósł się suchym kaszlem.
- Shaan? – machnął ręką na znak że nic mu nie jest.
- W porządku, to nic takiego, naprawdę. – powiedział, odzyskując oddech. - Nic mi nie jest.
- Chyba powinniśmy już wracać.
- Nie, chciałbym jeszcze tu zostać. Proszę? Słońce tak bardzo grzeje... – słodko uśmiechnął się do niego. Ten tylko westchnął po czym jego twarz też rozjaśnił uśmiech gdy mu odpowiadał:
- Dobrze, zostaniemy jeszcze pół godziny, w porządku?
- Będzie idealnie. – rzucił, nim jednak ponownie położył się na wodzie, dostrzegł grymas przebiegający przez twarz Severusa.
- Sev? – zaczął i zamarł dostrzegając, że ten łapie się za ramię. W jednej chwili zrozumiał.
Voldemort.
- To on.
- Tak, Shaan, Musimy już wracać. – chciał powiedzieć coś jeszcze, ale Severus pochylił się i schwycił go w swoje objęcia, unosząc w górę. Gdy kierowali się w stronę brzegu, zacisnął pięści.
Nigdy więcej, Voldemort. Nie pozwolę ci go ranić… Cholera, nie pozwolę!
][ ][ ][
Już z daleka dostrzegł czekającego na nich Voldemorta. Stał niedbale oparty o wysoką palmę. Gdy tylko zbliżyli się do niego, ten zmierzył Severusa groźnym spojrzeniem i rzucił:
- Gdzie byliście?
- Na plaży. – zdecydował się wtrącić do rozmowy, zanim Severus coś powie. Wciąż był wściekły z powodu tego, w jaki sposób Voldemort ich tu przywołał.
- Mieliście pozostać na targu.
- Nie miałem ochoty na zakupy w tym cholernym upale. Wolałem pójść na plażę. – odparował. Wiedział że dopóki znajdują się w tłumie, nie może poruszyć tematu mrocznego znaku, ale nie czuł skrupułów przed daniem do zrozumienia Voldemortowi, że ten nie może mu od tak rozkazywać.
- Powinniście mnie najpierw o tym poinformować.
- Przepraszam panie, my po prostu… - Severus zaczął, ale przerwał mu, po raz kolejny, wchodząc w słowo:
- Jak niby miałem to zrobić? Sową? Czy może użyć takiej metody jak twoja?– syknął w jego stronę, wciąż zły na niego, za ból który ten zadał przez ten cholerny tatuaż Severusowi.
- Czyżbyś oczekiwał, że ja użyję sowy? – słysząc to chciał coś odpowiedzieć, ale Severus zacisnął palce na jego ramieniu..
- Przepraszam Panie, to się więcej nie powtórzy. – słysząc jego słowa, ponownie prychnął, ale nie powiedział już nic więcej.
- Wystarczy, to już nie ważne. Wracajmy do hotelu. Nie pozostało wiele czasu, a wciąż musimy się jeszcze spakować. Świstoklik uruchomi się za niewiele ponad godzinę.
Egipt.
Te słowa przypomniały mu o tym, że dziś mają wyruszyć dalej. Oparty o ramię Severusa, zostawił na razie temat mrocznego znaku i zaczął zastanawiać się nad tym, co ich tam czeka. Wiedział, że jadą do miejsca w którym się narodził, aby tam mógł przejść przez kolejne palenie. Wiedział o tym, ale wciąż było to dla niego nieco surrealistyczne.
To wciąż brzmi całkowicie absurdalnie… czy ja naprawdę narodziłem się dzięki magii Voldemorta? Czy to w ogóle możliwe?
][ ][ ][
Jedną ręką wczepiając się w szatę Severusa, po raz ostatni rozejrzał się po pokoju hotelowym w którym spali, po czym wyciągnął drugą dłoń w stronę kamienia trzymanego przez Voldemorta. Dotknął go. Był chłodny w dotyku, podobnie jak poprzednie. Prawdę mówiąc, te kamienie były znacznie zimniejsze niż jakiekolwiek inne, które miał okazję trzymać.
Czy ma to jakiś związek z tym, że to świstoklik? - zastanawiał się. Jednak ani puchar w czasie trzeciego zadania, ani świstoklik na mistrzostwa, nie był taki zimny… Dlaczego te są? Czy to dlatego, że ma nas przenieść do innego kraju? Może… - szarpnięcie w okolicy pępka przerwało jego rozmyślania. Zacisnął powieki, po raz kolejny powtarzając sobie:
Nienawidzę świstoklików.
][ ][ ][
Lecieli długo. Stracił rachubę czasu, ale zdawało mu się, że była to najdłuższa z ich dotychczasowych podróży. Słyszał szum wokół siebie. Odważył się nawet uchylić kilka razy powieki, za każdym razem jednak widział tą samą plątaninę barw.
Jak długo jeszcze ten świstoklik… - chciał zapytać, ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Jedynym pocieszeniem dla niego, były ramiona Severusa, które wciąż trzymały go blisko.
Niech to się wreszcie skończy…
Ponownie otworzył oczy, tylko po to by zobaczyć, że dalej lecą. To było coraz dziwniejsze. Czy to powinno aż tyle trwać? Czy świstoklik mógłby być wadliwy? – ledwie ta myśl przebiegła przez jego umysł, poczuł szarpnięcie. Zaraz po tym zorientował się, że ramiona Severusa już dłużej go nie obejmują. Kolejne szarpnięcie i gwałtownie poleciał w tył.
Co się dzieje? – Krzyknął, uderzając o ziemię. Rozchodzący się od pleców ból, sparaliżował całe jego ciało, odbierając mu oddech. Skupiając się na tym, aby wprowadzić powietrze do płuc, powoli usiadł.
Zamrugał, rozglądając się. Jasne promienie słońca oślepiły go na kilka sekund, w końcu jednak zdołał się rozejrzeć. Znajdował się w jakimś wąskim zaułku. Po obu stronach dostrzegł żółtawe ściany budynków. Zbierając się z ziemi, wstał, ostrożnie przytrzymując się muru. Jego oddech w końcu wrócił do normy. Odetchnął pojmując jeszcze jedną rzecz. Był sam.
- Severus! – zawołał, ale nie otrzymał odpowiedzi. – Severus! – zawołał ponownie. Wciąż cisza. Gdzie oni są? Dlaczego się rozdzieliliśmy? – zastanawiając się nad tym, powoli ruszył w stronę gwaru który dobiegał do niego gdzieś od przodu. Idąc przytrzymywał się ścian. Starał się nie spieszyć, wciąż mając w pamięci chwilę, gdy omal nie spadł ze schodów.
- Severus! – zawołał po raz kolejny, nie zamierzając wołać Voldemorta. Nie sądził by nawet w obcym kraju, wołanie „Voldemort" było dobrym pomysłem.
Co to, to nie. – pomyślał, docierając do końca zaułka. Wyjrzał na ulicę wypełnioną samochodami, ludźmi i wszechogarniającym hałasem.
- Ten świstoklik naprawdę musiał być wadliwy. – oparł się plecami o mur, już czując zmęczenie. Jak w tym tłumie mam dostrzec Severusa? Przecież to nierealne!
- Co teraz? – westchnął.
][ ][ ][
Punkt widzenia Voldemorta
Poczuł że świstoklik rozgrzewa się pod jego palcami, zaraz po tym z szarpnięciem poleciał do przodu. Upadł na kolano, ale nawet nie jęknął, czując jak ostry kamień rozcina skórę. Świstoklik poturlał się po ziemi. Podniósł się, mrużąc oczy w jasnymświetle.
Rozejrzał się i zaklął. To nie było miejsce w którym mieli wylądować, choć z pewnością był w Egipcie. Dlaczego świstoklik nie zadziałał właściwie?
- Odpowiedzialny za to umrze powolną śmiercią. – syknął, ponownie się rozglądając, tylko po to by upewnić się że ani Shaan ani Severus nie dotarli tu razem z nim.
Ruszył wąską kamienistą ścieżką w dół, w stronę majaczącej przed nim wioski. Dość dobrze znał Egipt i wiedział gdzie jest, wciąż jednak nie miał pojęcia jak daleko od niego są Severus wraz z jego synem.
Mam nadzieję, że są razem. – pomyślał i zatrzymał się, wiedząc co robić. Wysunął różdżkę z rękawa i wyszeptał zaklęcie.
][ ][ ][
Punkt widzenia Severusa
Serce podeszło mu do gardła, gdy niespodziewane szarpnięcie, wyrwało Shaana z jego ramion. Zaraz po tym upadł, boleśnie uderzając stopami w ziemię. Jego lewą kostkę, przeszyło ukłucie. Zerwał się, mrugając w zbyt jasnym dla jego oczu, świetle. Kostka zdradliwie się pod nim ugięła, ale zignorował to.
- Shaan! – zawołał, rozglądając się. – Shaan! – powtórzył, okręcając się do okoła. Odpowiedziała mu cisza. Był sam. Z każdej strony otaczał go piasek, żółtymi falami ciągnący się aż po horyzont. Był tylko piasek i słońce prażące z nieba.
- Cholera! – zaklął. Dlaczego ten przeklęty świstoklik zawiódł?
- Shaan, gdzie jesteś? – szepnął, robiąc krok do przodu. Kostka się pod nim załamała. Cholera. – zaklął ponownie i przywołał różdżkę.
- Episkey. – rzucił zaklęcie, unieruchamiając bolącą kostkę. Był pewny, że jest skręcona, ale w tym momencie dużo ważniejsze było dla niego dowiedzenie się, gdzie świstoklik wyniósł Shaana.
Jeśli coś ci się stało, to połamię wszystkie kończyny temu, który stworzył ten przeklęty świstoklik. – pomyślał, ponownie się rozglądając. Nagle jego lewe ramię przeszył znajomy ból.
Voldemort. – w jednej chwili złapał się za rękę na której miał wytatuowany mroczny znak i ściskając go lekko, aportował się.
][ ][ ][
Noga ponownie się pod nim ugięła i upadłby, gdyby nie silne ramię, które w porę go podtrzymało. Wyprostował się, spoglądając wprost w czerwone tęczówki Czarnego Pana po czym, skłaniając lekko głowę w jego stronę, wyszeptał.
- Dziękuję mój panie.
- Shaana nie ma z tobą?
- Nie, uderzenie wyrwało go z moich ramion. Nie wiem gdzie on teraz jest.
- Gdzie ciebie rzuciło? – usłyszał gdy rozglądał się wokół. Dostrzegając niewielką wioskę w dole wzgórza na którym obecnie stali, odpowiedział:
- Na pustynię.
- To przynajmniej kilkanaście kilometrów.
- Shaan może być wszędzie.
- Tak.
][ ][ ][
Punkt widzenia Harry'ego
Ponownie powiódł wzrokiem po otoczeniu. Przechodnie go mijali, nie spoglądając w jego kierunku ani razu. Każdy spieszył się w swoją stronę. Otaczający go gwar był mieszaniną wielu języków. Był pewny że wśród mijających go przechodniów, jest wielu turystów. Sam chciałby być jednym z nich, jednak wolałby najpierw wiedzieć, gdzie jest.
- Wiem, że jestem gdzieś w Egipcie, ale co dalej? – westchnął. Jak mam u licha wrócić do Severusa? I gdzie do cholery jest teraz Voldemort? Co mam wysłać do nich sowę? – parsknął.
- Może nie byłby to taki zły pomysł, gdybym jeszcze jakąś miał… - sarknął, wiedząc, że powinien ruszyć się z miejsca. Może pójdę do Gringotta? Tam przynajmniej będę miał szansę na nawiązanie kontaktu z Severusem… W końcu gobliny mają swoje sowy… - uznając że to najlepszy pomysł na jaki może teraz wpaść, ruszył przed siebie, mając nadzieję trafić na jakiegoś czarodzieja.
Ktoś musi wiedzieć, jak dostać się stąd do gringotta… - pomyślał, powoli stawiając krok za krokiem. Nim pokonał odległość jednego budynku, silne szarpnięcie za ramię, zmusiło go do zatrzymania się. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z wysokim mężczyzną, posturą przypominającą mu wujka Vernona. Mężczyzna był brudny, wyraźnie chwiał się na nogach i cuchnęło od niego sfermentowanym alkoholem.
Cholera. – szarpnął się, próbując wyswobodzić rękę. Mężczyzna okazał się silniejszy. Zaraz po tym usłyszał kilka niezrozumiałych słów, wybełkotanych przez niego. Nie zrozumiał nic z tego co mówił. Ponownie szarpnął się, ale palce mężczyzny jedynie mocniej zacisnęły się na jego ramieniu. Zaraz po tym ten szarpnął go, ciągnąc w stronę zaułka w którym niedawno wyrzucił go świstoklik.
- Puść mnie! – zawołał, mając nadzieję, że ktoś się tym zainteresuje. Jednocześnie wysunął nieco z rękawa różdżkę. Wciąż miał w pamięci słowa Uzdrowiciela i z pewnością nie chciał używać magii w takim tłumie mugoli, ale nie zamierzał, dać mu się zaciągnąć w tamten cholerny zaułek.
Wysunął nieco, ukrytą w rękawie różdżkę i przekręcił lekko nadgarstek. Różdżka gładko wsunęła się w jego dłoń. Tymczasem mężczyzna ponownie go pociągnął. Jęknął zmuszony do oparcia się o jego klatkę. Wszech ogarniający smród wypełnił jego nozdrza. Zemdliło go.
- Niech cię cholera – syknął i wbijając różdżkę w jego pierś, rzucił:
- Maerens. – oczy mężczyzny wywróciły się w głąb czaszki i niczym kamień padł on na bruk. Zaklął, lądując na nim. Pospiesznie podniósł się i odsunął na bezpieczną odległość. Rozejrzał się, ale nawet teraz, nikt zdawał się nie zwracać na nich żadnej uwagi.
Nie oglądając się za siebie, ruszył przed siebie. Chciał jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Ani trochę nie obchodziło go to, że pozostawił oszołomionego tłuściocha na ziemi. Jak dla niego, mógł on tam zostać.
Na zawsze.
Ponownie ukrył różdżkę w rękawie koszuli. Teraz pora dostać się do gringotta. – pomyślał i w tej samej chwili zachwiał się. Na kilka sekund świat rozmył się przed jego oczami. Naprawdę nie powinienem używać magii. – potrząsnął głową by pozbyć się mroczków. Skupiając się na stawianiu jednej nogi przed drugą, znów rozejrzał się, w poszukiwaniu jakiegoś czarodzieja.
- Gdzie jest ten cholerny gringott?! – syknął i znów się potknął. Jego płuca wypełnił ogień. Zaniósł się kaszlem. Cholera nie teraz… - zdążył jeszcze pomyśleć, nim wszystko spowiła ciemność.
Nie poczuł rąk, które ochroniły go przed upadkiem.
][ ][ ][
Punkt widzenia Severusa
Złapał go i przycisnął do siebie, chroniąc przed uderzeniem o twarde kamienie. Wątłe ciało przelewało mu się przez ręce, gdy brał go w ramiona. Zaklął słysząc jego świszczący oddech. Przyciskając go do siebie, spojrzał na stojącego tuż obok Czarnego Pana.
- Musimy go gdzieś położyć, tu nie jestem w stanie mu pomóc. – Voldemort zamiast odpowiedzieć, schwycił go za ramię.
- Aligio. – słysząc znane zaklęcie, mocniej zacisnął palce na wątłym ciele, przytulając do siebie Shaana. Aportowali się.
][ ][ ][
Delikatnie płożył go w łóżku. Kilka sekund później wyciągnął zza paska eliksir i ostrożnie wlał mu go do gardła, masując przy tym jego krtań, by przełknął. Gdy jego nierówny oddech pogłębił się, odetchnął. Tymczasem Czarny Pan skierował różdżkę na Shaana. Rozpoznał zaklęcia diagnostyczne.
Przez kilka kolejnych minut panowała cisza, przerywana jedynie kolejnymi zaklęciami padającymi z różdżki Voldemorta. W końcu ten opuścił ją, a jego wzrok skierował się ponownie na niego.
- Jego magia jest na bardzo niskim poziomie. Sądzę że to nadwyrężyło jego płuca.
- Panie, czy myślisz że użył magii?
- Tak sądzę.
- Salzar z nim rozmawiał, on wiedział, że nie powinien używać teraz zaklęć. Jeśli mimo to rzucił jakieś zaklęcie, to… - nim miał szansę dokończyć, Voldemort zrobił to za niego.
- Musiał. Na ramieniu ma ślad po palcach. – to mówiąc Voldemort pochylił się i podwinął lewy rękaw z jego szaty, ukazując czerwony ślad. Odbite na skórze palce były wyraźnie widoczne.
- Szlag. Zabiję tego kto mu to zrobił. – zacisnął palce na kołdrze którą właśnie okrywał Shaana.
- Nie, ta przyjemność należy do mnie. – syczące słowa Voldemorta przyprawiły go o lodowaty dreszcz, przechodzący wzdłuż kręgosłupa.
][ ][ ][
Punkt widzenia Harry'ego
Pierwszą rzeczą która przebiła się do jego świadomości było potworne łupanie pod czaszką. Rozbiłem sobie głowę? – przebiegło mu przez myśl. Poruszył się i jęknął gdy o ile to możliwe, łupanie stało się jeszcze gorsze.
- Wypij – jedno słowo, wyszeptane dobrze znajomym głosem i flakonik który chwile później poczuł przy wargach, sprawiły że rozchylił usta i posłusznie przełknął. Gorzki eliksir wywołał u niego mdłości, zdołał jednak nad nimi zapanować. Chwilę później łupanie zmniejszyło się i był wreszcie w stanie uchylić ciężkie powieki. Pierwszym co dostrzegł, była twarz pochylającego się nad nim Severusa.
- Lepiej się czujesz? – usłyszał ciche pytanie.
- Sev… - nie zdołał powiedzieć nic więcej, schwycił jego szaty i ukrył w nich twarz. Dobrze znajomy zapach, pozwolił mu się uspokoić.
- Widziałem siniaki na twoim ramieniu, czy powiesz, kto to zrobił? – szeptem wypowiedziane słowa, sprawiły że zadrżał na samo wspomnienie, zmusił się jednak do tego, by mu odpowiedzieć:
- To był mężczyzna. Wysoki i gruby… myślę że był mugolem… on zacisnął palce na moim ramieniu i zaczął coś bełkotać… śmierdziało od niego… nie zrozumiałem co mówił, ale chciał mnie wciągnąć w zaułek… - urwał.
- Uderzyłeś go zaklęciem?
- Tak. Udało mi się wyciągnąć różdżkę. Użyłem zaklęcia Maerens… Jak on upadł, próbowałem stamtąd odejść, ale… zaczęło brakować mi tchu i… chyba uderzyłem się w głowę…
- Nie uderzyłeś, choć niewiele brakowało.
- Byłeś tam? – poderwał głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Pojawiliśmy się na kilka sekund przed tym, zanim straciłeś przytomność.
- Jak…
- Użyłem naszej więzi energii życiowej. Dzięki zaklęciu Voldemorta znów jesteś ze mną. – słysząc to przytaknął i po prostu ponownie się w niego wtulił, ciesząc jego obecnością.
Nawet nie zauważył, kiedy sen po raz kolejny wziął go w swoje objęcia. Nie słyszał też jak chwilę później Voldemort wysuwa się z pokoju i znika z cichym trzaskiem.
vvv
Czarna tafla jeziora lśniła w oddali. Księżyc jasno świecił, rozjaśniając błonia srebrzystym blaskiem. Jeszcze zanim zbliżył się do jeziora, dostrzegł ciemną postać stojącą na brzegu. Poczuł ciepło rozlewające się w jego wnętrzu.
- Zatańczysz ze mną? – zapytał nieśmiało, powoli zmniejszając dzielącą ich odległość. Stojący przy wodzie chłopak, odwrócił się.
- Wiesz, że nie najlepszy ze mnie tancerz…
- Sev, zatańcz ze mną.
- Shaan, nie boisz się, że zmiażdżę ci palce?
- Sev, możesz je miażdżyć tak często jak chcesz, po prostu ze mną dziś zatańcz.
Severus zamiast odpowiedzieć, zbliżył się i objął go w pasie, zaraz po tym uniósł go w powietrze i zakręcił się z nim.
- Sev! Mieliśmy zatańczyć.
- Tańczymy, czyż nie? Jeśli twoje stopy nie dotykają ziemi, nie rozdepczę ich. – usłyszał w odpowiedzi, zaraz po tym, Severus zakręcił się z nim ponownie.
Roześmiał się.
vvv
Płomienie wesoło trzaskały w kominku, rozlewając pomarańczowy blask na cały pokój wspólny. Za zaczarowanym oknem widać było bezchmurne, nocne niebo. Porozrzucane na ziemi paczki po czekoladzie i porozstawiane butelki były jedyną pozostałością po mającej niedawno miejsce imprezie.
Slytherin wygrał puchar domów.
Ostatni świętujący właśnie udali się do dormitoriów. Wszyscy poza nimi. Żadnemu z nich nie chciało się jeszcze spać. Siedzieli w ciszy, wpatrując się w ogień. Czując ciepło bijące od kominka, przymknął oczy opierając głowę o nogę siedzącego za nim Severusa. Uśmiechnął się, gdy jego smukłe palce, musnęły jego włosy.
- Jutro zaczynają się wakacje.
- Tak. Wreszcie będziemy mieli czas tylko dla siebie.
Severus nie powiedział nic więcej, pochylił się i złożył na jego czole delikatny pocałunek.
vvv
Kaszlnął gdy tumany kurzu, uniosły się w powietrze.
- Sev, gdzie my właściwie idziemy?
- To niespodzianka, Shaan. Cierpliwości.
- Sev… - zaczął, ale ten właśnie się zatrzymał. Spojrzał na drewniane drzwi, z których w wielu miejscach odpadała farba. Nim miał szansę ponownie się odezwać, Severus nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się z głośnym zgrzytem.
Pierwszą rzeczą którą poczuł, był intensywny, słodki zapach. Kwiaty? - mimowolnie zaciekawiony, poszedł za Severusem. Jak tylko przeszedł przez próg, zatrzymał się zachwycony. Chociaż wciąż znajdowali się w Hogwarcie, stał teraz po środku pokoju, w którym całą podłogę pokrywały kwiaty przeróżnej barwy i wielkości. Nie tylko to było w tym zaskakujące, zamiast sufitu, miał nad głową jasne, błękitne niebo.
Prawdziwe niebo? Czy to rzeczywiście jest...
W pierwszej chwili pomyślał, że sufit jest zaczarowany tak jak ten w Wielkiej Sali. Jednak delikatny powiew wiatru który poczuł na skórze, choć w pomieszczeniu nie było żadnego okna, upewnił go w tym, że to nie jest zaklęcie.
- Podoba ci się, Shaan?
- To jest cudowne, Sev.
][ ][ ][
Początkowo pomysł na ten rozdział był nieco inny, ale cóż, myślę że wyszło całkiem nieźle.
Aportacja - przypominam, że w moich opowiadaniach używam określenia aportacja, a nie teleportacja, ponieważ jak już wspominałam, ono jakoś tak bardziej mi pasuje.
Maerens – dla tych co nie pamiętają, to czar mojego pomysłu, słowo z języka łacińskiego w tłumaczeniu "mdleć".
Aligio – zaklęcie łączące, ze świata Harry'ego, które pozwala na wspólną aportację.
Episkey – to jedno z zaklęć, także z historii Harry'ego, za jego pomocą Severus założył opatrunek na swoją zranioną kostkę.
W następnym rozdziale wreszcie zobaczymy miejsce w którym narodził się nasz Shaan.
][ ][ ][
Koniec rozdziału 13
