Na prośbę kilku osób, pomimo iż ff ma już kilka lat, kontynuuję „Ciche marzenie".

Zobaczymy co z tego wyjdzie :D

Ciche marzenie

Zilidya D. Ragon

Sequel

01.

Powrót do Dursleyów odbył się w dziwnej ciszy. Po drodze Harry rozmyślał, o czym zapomniał. Dopiero przed samym domem pod numer cztery uzmysłowił sobie kogo pominął. Albus i pielęgniarka.

To jednak potrafił rozwiązać. Pani Figg pomoże mu wysłać list, a potem i jej zmodyfikuje pamięć. Czym mniej osób będzie wiedziało, że wie kim jest naprawdę, tym lepiej. Wiedział, że sąsiadka jest czarownicą, choć przed spotkaniem z ojcem brał to za dziwactwo, takie które i jemu się udzieliło. Skądś przecież Dursleyowie musieli mieć jakiś spaczony obraz jemu podobnych. Szczegółów dowie się z czasem. Wiecznie nie będą go ukrywać. Ciągle nie będzie małym chłopcem.

Nauczył się po próbach na skrzatach, że wymazywanie jest trudne. Nie miał wystarczająco doświadczenia, by zrobić to idealnie, ale zastąpienie obrazów było dużo prostsze i skuteczniejsze. Zamienił w całej trójce własny obraz na jakieś inne dziecko, które potem niby oddali pod opiekę odpowiednich służb. Mówiono mu przecież, że prawo wobec dzieci działa podobnie w obu światach. Musiał przejrzeć wspomnienia obu mężczyzn, by dopasować osoby z ministerstwa magii, aby miało jak najmocniejsze wsparcie prawdy. Nie wiedział jak ominąć przysięgę taty i Potterów, więc osnuł ją mgłą. Miał nadzieję, że Snape uzna ją za naturalną, spowodowaną czasem i nadal będzie starał się go chronić jako przyjaciel Lily. Nic więcej nie potrafił wymyślić. Nie umiał całkowicie usunąć się z umysłu tego mężczyzny. Chciał mieć kogoś, nawet jeśli on już niewiele z tego pamięta. Usunięcie dowodów swojej bytności trochę zabolało. To był pierwszy raz, gdy naprawdę coś było kupione tylko dla niego, ale nie miał wyboru.

Był teraz przeraźliwie zmęczony, a jeszcze czekali go Dursleyowie. Z nimi nie miał zamiaru się tak bawić.

List do Albusa był treściwy.

„Ukryję Pana błędy, ale żądam tego samego. Wróciłem do Dursleyów, Snape i Malfoyowie nic nie pamiętają. Proszę zająć się pielęgniarką."

Teraz wiedział, dlaczego tak często widywał sowę lub dwie u sąsiadki. Magiczna poczta była zabawna. Pozwolił sobie na wypicie herbaty, nim zdecydował się zająć Dursleyami.

Była niedziela i całą trójką siedzieli przed telewizorem, gdy cicho wszedł do domu. Klucz zawsze był pod doniczką, więc nie miał problemu z takim cichym wtargnięciem.

Od tego momentu jego życie wróciło na stary tor.

Gdy Dursleyowie powoli wracali do przytomności, schował się do schowka pod schodami i bezgłośnie wymówił życzenie:

― Chciałbym, żeby tata kiedyś naprawdę o mnie sobie przypomniał.

Nawet nie wiedział, że Los pozwoli spełnić się temu dziecięcemu życzeniu, choć musiał poczekać jeszcze ponad siedem lat.

OOO

― To naprawdę cud, że przeżył. Takie ukąszenie powinno go zabić.

― Przepraszam, że nie pozwoliłem umrzeć największemu bohaterowi tej durnej wojenki. ― Głos wyraźnie zdawał się być oburzony, z czego Severus był nawet zadowolony.

Rzadko ktoś ośmielił się stanąć w jego obronie.

Powoli wracał do świadomości i wspomnienia ostatnich dni także wracały na swoje miejsce w skołatanej głowie.

― Panie Potter, jest pan wyraźnie przemęczony. Powinien pan odpoczywać, o ile w ogóle pozwolił pan sobie na sen. Bitwa skończyła się dwa dni temu.

― Proszę mnie nie dotykać.

To sformułowanie spowodowało nagle, że Severus poczuł ból głowy. Gdzieś już to słyszał, ale w bardziej dziecinny sposób. Pewnie w szkole jakiś durny bachor tak to powiedział i nagle mu się przypomniało. Nie miał siły otworzyć oczy, szyja bolała niemiłosiernie i jeszcze Potter darł mu się nad głową z Pomfrey do kompletu.

― Posiedzę przy nim chwilę i pójdę się przespać. Czy to panią zadowala?

Bachor nawet nie pytał o zgodę, po prostu chciał pozbyć się tej wrednej baby. Severus miał nadzieję, że mu się uda, był zmęczony i cisza pozwoliłaby mu z powrotem zasnąć. Miał mętlik w bolącej coraz bardziej głowie.

Po cichnących powoli krokach domyślił się, że pielęgniarka poszła do innych pacjentów.

― Wiem, że pan nie śpi. Potrzebuje pan jakiegoś eliksiru przeciwbólowego? ― Poczuł dotknięcie na swojej dłoni i ciche sapnięcie.

Zawsze miał chłodne dłonie, ale bez przesady, żeby od razu taka reakcja. Warknąłby przez zęby, ale nie miał siły nawet na to.

― Podam coś na ból. Powoli uniosę pana głowę, żeby bardziej nie bolało. Nie chcę sprawiać więcej bólu niż już pan czuje.

I tak zabolało, ale chłodny eliksir natychmiast odegnał to uczucie, chociaż ból głowy nie minął. I skąd Potter wiedział, że bolało go cokolwiek? No cóż, trudno tego się nie domyślić, skoro wielki wąż prawie odgryzł mu głowę.

― Wygraliśmy. ― Usłyszał chwilę później, gdy krzesło obok łóżka skrzypnęło. ― Tom nie żyje naprawdę i nigdy już nie wróci. Pewnie chciałby pan wiedzieć. Jest pan wolny.

Ostatnie zdanie wyciągnęło z niego oddech. Prawie tak samo bolesny jęk wypłynął z jego ust.

Znów poczuł dotyk na swojej dłoni.

― Spokojnie. Teraz już wszystko będzie dobrze. Proszę odpocząć.

O dziwo posłuchał. Senne mary nie dały mu jednak spokoju.

„— Czy mogę mówić do ciebie „tato", zamiast „ojcze"?

Oczywiście, synu.

Dziękuję, tato."

Próbował wyrwać się z tego snu, ale miał z tym problem. Ciągle słyszał ten cichy głos, jakby skryty pod kocem, pytający go o tak ważną rzecz. Nawet przez sen czuł narastający ból głowy i dziwny uścisk w klatce. Czegoś szukał, ale nie wiedział czego. Ta strata bolała.

Gdy ponownie się obudził, miał siłę w końcu otworzyć powieki i rozejrzeć się. Sala szpitalna Hogwartu. Otrzymał jednak ten przywilej, że leżał w oddzielnej sali dla pojedynczych pacjentów. Zza drzwi słyszał hałas wielu osób.

― Dzień dobry, Severusie.

W drzwiach pojawiła się Pomfrey w towarzystwie Minervy. Obie blade, ale lekko uśmiechnięte.

― Staraj się nic na razie nie mówić, ciągle leczę twoje gardło. Będzie boleć, gdybyś próbował się odezwać.

Jakby o tym nie wiedział. Bolało nawet przełykanie.

― Dzięki szybkiej reakcji pana Pottera, który podał ci Wywar Żywej Śmierci, jad Nagini nie zdołał poczynić żadnych nieodwracalnych uszkodzeń. Antidotum zwalczył go całkowicie. Rana będzie zasklepiać się jednak jeszcze z dwa, trzy dni. Pozwól sobie na odpoczynek, Severusie. Zasłużyłeś.

Doskonale o tym wiedział i bez takich tekstów.

― Co z Potterem? ― zapytała Minerva pielęgniarki, gdy pomagała jej przy zmianie opatrunku Severusa.

Nie miał jak się sprzeciwić, co wyraźnie ją bawiło, choć ukrywała to pod nikłym uśmiechem, gdy patrzył na nią tym swoim lodowatym wzrokiem. Na nią niestety w ogóle nie działał.

― W końcu pozwolił sobie na sen. Jest wyczerpany magicznie.

― Minęły trzy dni od bitwy, a dopiero teraz poszedł się przespać?

― Nie zostawił Severusa nawet na chwilę, dopóki się nie ocknął.

Severus przewrócił oczami. Ten bachor przywiązał się do niego po zwykłym obejrzeniu wspomnień w myślodsiewni. Też coś? Nie był jego ojcem, żeby tak się nad nim rozczulać…

Majak senny powrócił ponownie przed jego oczami wraz z bólem głowy. Nagle coś innego targnęło jego umysłem. Ból głowy był częstym efektem ubocznym przy ingerencji legilimencji. Czyżby ktoś majstrował przy jego wspomnieniach? I przy których?

Gdy tylko wydostanie się stąd, będzie mógł sprawdzić w myślodsiewni. Odkąd Voldemort wrócił, przechowywał większość swoich wspomnień. Kilka wcześniejszych lat też miał.

Poczekał aż obie kobiety odsuną się od łóżka i spróbował wstać.

― A ty dokąd?

Z ochotą na nią warknąłby, ale spojrzał tylko chłodno i zgarnął koc, aby owinąć się nim. Czuł się słabo, ale do swojej komnaty dojdzie bez niczyjej pomocy. Był tego pewien.

Nie wziął jednak pod uwagę ilości osób, które stawały mu na drodze. Jedni pytali go o zdrowie, inni po prostu chcieli się przywitać. Czy on wyglądał jak uosobienie manier dżentelmeńskich, by z każdym porozmawiać?

― Pomogę panu z tym motłochem ― zaśmiał się ktoś cicho tuż obok, podpierając ramieniem, gdy z zaskoczenia zachwiał się.

Potter przez ostatni rok naprawdę sporo urósł. Nie wiedział go i to zaskoczyło go po raz kolejny. Był jego wzrostu.

Nagle wszyscy przestali się nim interesować z bliska. Teraz powstała pusta przestrzeń, umożliwiająca im przejście bez zaczepiania. Nikt nie odważył się zastąpić drogi Potterowi, gdy szedł z Severusem.

― Wybraniec ― wyszeptał ledwie słyszalnie Severus, natychmiast tego żałując.

Gardło nawet przy takim małym wysiłku rozbolało ponownie, ale raczej zdołał się przyzwyczaić.

― To ten moment, w którym nie boję się z tego skorzystać. Musi się pan położyć, a jak widzę ma pan dosyć skrzydła szpitalnego. Komnata dyrektora czy stare komnaty?

Wskazał mu schody w dół. Już nie musiał przebywać w pokojach Albusa. Jego obowiązek zakończył się kilka dni temu.

Potter nie puścił go aż do chwili, gdy opadł ciężko na brzeg własnego łóżka.

― Pomóc w czymś? Albo coś podać?

― Stałeś się skrzatem, Potter? ― szepnął.

Ten sposób nie był bolesny tak jak wcześniej. Dłuższe nie używanie strun głosowych miało swoje wady, ale pewnie eliksiry Pomfrey działały dalej.

― Jeśli wtedy pan odpocznie, to tak.

― Sam powinieneś odpocząć. Wyglądasz strasznie. ― Kaszlnął i złapał się za gardło, bo ten czyn zabolał dużo intensywniej.

Szklanka wody pojawiła się prawie niezauważenie w jego dłoni.

― Nie mogłem zasnąć. Wolałem sprawdzić co u pana.

― Jak zawsze cichy bohater.

― Mam to po tacie ― odparł dziwnie pustym głosem.

Pomógł mu się położyć i przykrył.

― Będę w drugim pokoju, gdyby mnie pan potrzebował.

― Nie jesteś mi do niczego potrzebny, Potter. Odwaliłeś już swoją robotę i bądź łaskaw zostawić mnie w spokoju.

― Poczekam aż pan ochłonie. Proszę mnie nie dotykać, gdybym jednak zasnął ― dodał cicho, gdy zamykał drzwi sypialni.

Coś dziwnie nieznajomego przebiegło przez jego wspomnienia, ale on tego nie pamiętał, aby to było jego wspomnienie

„— Oczywiście. Dlaczego nie miałbyś...? — urwał nagle. — Czy oni zabraniali ci tego?

Harry kiwnął głową. Severus przywołał go gestem. Gdy ten zbliżył się, położył na jego ramieniu dłoń. Chłopak natychmiast odskoczył i opuścił głowę.

Proszę mnie nie dotykać — szepnął."

Ten Harry był mały. Z całą pewnością mniejszy niż gdy szedł do Hogwartu. Nie widywał się z Potterem przed rozpoczęciem jego nauki w szkole. Skąd więc to wspomnienie?

Zbyt zmęczony przejściem do swoich komnat pozwolił sobie na sen. Sprawdzi wspomnienia, gdy się obudzi.

OOO