Ciche marzenie

Zilidya D. Ragon

Sequel

04.

― Podejrzewasz, że to wpojenie?

― Co masz na myśli?

― Przywiązanie do pierwszej osoby, która okazała mu dobroć.

― Można by to tak ująć, ale to jest Harry. Nie podejrzewałabym go o to. Był zawsze specyficznym dzieckiem, a potem nastolatkiem, ale nie przywiązałby się tak do Severusa, tylko z powodu odrobiny dobroci w dzieciństwie.

― Ukrywają się tak od tygodnia i żadnemu to nie przeszkadza, choć jeszcze nie tak dawno skakali sobie do gardeł. Czas wygonić ich na światło dzienne z tych lochów.

― Severus przecież wychodzi. Omawia z radą szkolną wszelkie zmiany na nowy rok szkolny. Naprawy wkrótce się zaczną, wszystko wróci do normalności. Nie ma już zagrożenia w postaci mrocznego czarodzieja stulecia.

― Harry w końcu musi pokazać się światu. Przyjaciele też chcą się z nim zobaczyć.

― Tego pierwszego to wolałabym mu darować. Rozedrą go na strzępy wszystkie czarodziejskie kraje.

― Z ochotą to zobaczę, gdy obok będzie stał Severus.

Minerva odstawiła filiżankę z herbatą i spojrzała przez okno swojego salonu. Pomfrey pożegnała się cicho i zostawiła przyjaciółkę zamyśloną.

OOO

― Nadal nie masz apetytu? ― zapytał Severus zaraz po przekroczeniu progu swoich komnat i zobaczeniu stolika tuż przy kominku zapełnionego kilkoma talerzami.

Potrawy utrzymywały ciepło dzięki odpowiednim zaklęciom.

― Robi mi się niedobrze za każdym razem, gdy poczuję zapach.

Harry siedział przed kominkiem z książką na kolanach, ale nie wydawał się ją czytać.

― Mikstury nie zastąpią normalnego posiłku, to tylko środek zastępczy na krótką metę. Jeśli nie przestaniesz pić eliksirów wzmacniających, to zacznę je robić w jakimś obrzydliwym smaku.

― Gulaszem wołowym teraz też nie smakują ― burknął pod nosem.

― Harry!

Potter westchnął ciężko.

― Tak, wiem, tato. Nie jestem głodny po prostu.

― Spróbuj chociaż suche tosty. Cokolwiek.

Poddał się. Severus to widział. Drżącą dłonią sięgnął po ciepłego nadal tosta. Nie posmarował go niczym, po prostu ugryzł, żuł chwilę i przełknął. Dał radę zjeść połowę, nim mistrz eliksirów dostrzegł pierwszy symptom, że to nie tędy droga.

― Będę rzygał ― sapnął Potter i przechylił się przez fotel, by zwymiotować do pojemnika, który przywołał Snape.

Blady opadł na oparcie fotela i z cichym westchnieniem przyjął wilgotny ręcznik.

― Dzięki.

Po części go rozumiał. Był nadal zmęczony. Nikomu nie powiedzieli, że magia Voldemorta, gdy ten umarł, mocno zareagowała, opuszczając lub na nowo dostosowując organizm młodego mężczyzny. Z ledwością poruszał się po komnatach Severusa, w większości potrzebując jego pomocy lub chociażby ściany, aby się podeprzeć. Brak apetytu powodował, że nie mógł odzyskać sił. Koszmary męczyły go w nocy, nie dając spokojnie spać. Eliksir bezsennego snu przestał pomagać na trzecią noc. Tak szybkiej odporności nigdy dotąd mistrz eliksirów nie widział. Ale to był Harry Potter, wielokrotnie go zaskoczył, więc czemu teraz nie miałoby być inaczej.

― Ustaliłeś co z Malfoyami? ― zapytał cicho, nie odsłaniając spod ręcznika twarzy.

― Nadal przesłuchuje ich ministerstwo. Nie mam żadnej władzy, więc moja prośba o widzenie jest raczej gdzieś na końcu kolejki.

― A Wybrańca? ― Odchylił rąbek, spoglądając na Severusa. ― Gdybym to ja chciał z nimi widzieć?

― Już chcesz skorzystać z przywilejów? ― I upartość go nie dziwiła. Potter zawsze dążył do tego co chciał. Trudno byłoby się nie domyśleć po kim to miał. Po raz pierwszy nie mógł tego zwalić na Jamesa.

― Nikogo tym nie skrzywdzę, a dowiem się czy tylko ty przełamałeś zaklęcie, czy zadziałało na wszystkich jednocześnie.

― Masz jakieś podejrzenia?

― Podejrzewam, że z powodu wyczerpania magicznego zaklęcie mogło utracić moc. Nigdy dotąd nie straciłem tyle magii. Zwykle byłem ranny w zwyczajny sposób.

Ukrył się znowu pod ręcznikiem, nie zwodząc tym mistrza eliksirów. Odesłał całą zawartość stolika, pozostawiając herbatniki i herbatę.

― Twoi przyjaciele chcieliby się z tobą zobaczyć. Zaczynają mnie oskarżać, że przerobiłem cię na miksturę.

― Zarobiłbyś fortunę ― roześmiał się słabo, oddychając głąbiej i kładąc ręcznik na stoliku. ― Eliksir z Wybrańca na wszystkie twoje problemy. Efekty uboczne stała migrena.

― Czyli mogę ich wpuścić? ― zapytał, kierując się do drzwi.

― Czekają tam? ― Wyraźnie był zaniepokojony.

― Tak. Wspomniałem im tylko, że nadal nie czujesz się na siłach.

― Powinienem się z nimi spotkać. Nie uciekłem przed Tomem, nie ucieknę przed przyjaciółmi. ― Odłożył książkę z kolan na stolik i kiwnął głową, że jest gotowy.

― Zapraszam.

Hermiona weszła pierwsza, rozglądając się szybko po salonie, jakby była tu po raz pierwszy. Mogła się nieco zdziwić, bo teraz jego układ się zmienił. Dodano nowe drzwi, prowadzące do sypialni Harry'ego. Przed kominkiem stał o jeden fotel więcej. Ustawienie mebli miało pomóc Severusowi w szybkiej pomocy choremu synowi, większość szafek z eliksirami była na tyle blisko, by nie musiał daleko odchodzić.

― Cześć, stary. Aleś się ukrył ― zażartował Weasley, podchodząc z zamiarem klepnięcia kumpla w ramię, ale zatrzymał się w połowie. ― Ooo…

― Ron, to było niegrzeczne ― zrugała go dziewczyna, przykucając obok fotela i kładąc dłoń na dłoni Harry'ego. ― Jak się czujesz?

― Po twojej reakcji sądząc, to nie wyglądam za dobrze. ― Delikatnie wysunął dłoń z jej uścisku, poprawiając niby mimochodem włosy.

Ten gest Severus widział u niego często. Zwykle brał go za gest zdenerwowania, teraz już wiedział, że w ten sposób ukrywał niechęć dotyku. Wolał, żeby wszyscy brali to za zdenerwowanie niż poznali prawdę. Czytanie z dotyku zrobiłoby z niego jeszcze większego odszczepieńca. Samo bycie Chłopcem, Który Przeżył robiło wystarczająco dużo zamieszania.

Ciche prychnięcie Severusa stojącego z boku zbył milczeniem.

― Dyrektor Snape mówił nam, że źle to przechodzisz, ale nie podejrzewałam, że aż tak poważnie.

― Czym mniej mówię na zewnątrz o jego stanie, tym lepiej ― poinformował ich Severus, stawiając eliksir przed Harrym. ― Napij się chociaż herbaty, zanim to zażyjesz.

― Dobrze, tato.

Dłoń Snape'a zadrżała i spojrzał na syna, a następnie na jego przyjaciół. Oboje patrzyli na nich szeroko otwartymi oczami całkowicie zszokowani. Weasley próbował coś powiedzieć, ale tylko poruszał ustami.

― Tego też im nie mówiłeś ― zauważył Potter.

― Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, czy im powiedzieć. Mogę…

― Nie! ― zerwał się z fotela, chcąc złapać go za rękę i powstrzymać przed użyciem różdżki. Nagły ruch nie był dla niego wskazany. Nogi ugięły się pod nim prawie natychmiast. Szybka reakcja Rona i Severusa zapobiegła upadkowi. Weasley obserwował spokojnie poczynania Snape'a, gdy wspólnie układali Harry'ego na fotelu. Hermiona położyła mu okład na czole, gdy sam Harry próbował zapanować nad zawrotami głowy. Nikt nic nie mówił.

Kilka minut trwało, nim się ktoś odezwał.

― Tato, nigdy nie używaj Obliviate na moich przyjaciołach. Nie chcę powtórki z rozrywki.

― Powtórki? Czy użył już pan na nas tego zaklęcia? ― wtrąciła się natychmiast Hermiona.

― To ja użyłem tego czaru ― odpowiedział Harry. ― Ale nie na was, tylko na tacie.

― O co chodzi z tym tatą? Dlaczego Snape? Nie mogłeś wybrać sobie kogoś innego? Rozumiem, że chciałeś zawsze mieć rodzinę, ale on!

Harry uśmiechnął się słabo, doskonale podążając za logiką Rona. Za długo go znał, by nie połapać się w jego myśleniu.

Severus i Hermiona jednak nie. Widział to po ich twarzach. Ten pierwszy miał już zamiar wybuchnąć, ale złapał go za dłoń i ścisnął. Mars na czole spowodował, że spojrzał na niego z lekkim wyrzutem, ale przemilczał, co zobaczył.

― Zawsze miałem rodzinę, ale pewne wydarzenia w przeszłości spowodowały, że rozdzieliłem się z tatą. Moim prawdziwym, biologicznym tatą. Nie miał na to wpływu, bo to ja dokonałem za niego tego wyboru, nie dając mu możliwości zareagowania.

― Chcesz nam powiedzieć, że użyłeś Obliviate na dyrektorze Snape'ie w przeszłości? Dobrze kojarzę fakty?

― Doskonale.

Severus musiał znowu przyznać, że Harry potrafił dobierać przyjaciół.

― Nie jesteś Potterem, tylko Snapem?

― I tak i nie. Potterowie adoptowali mnie na prośbę taty, by mnie chronić.

― Nie mogli mieć własnych dzieci ― wtrącił się Snape, zajmując fotel tuż obok. ― A ja byłem kim byłem.

― Ale dlaczego? ― dopytywała się nadal dziewczyna, choć dyrektor musiał zacząć powoli zmieniać ten tok myślenia.

To była już kobieta. Oni wszyscy dorośli dużo szybciej przez tę wojnę. Koło niego przebywało trzech dorosłych ludzi, nie dzieci, które nie ukończyły jeszcze Hogwartu.

― Zagrażałem… ― chciał odpowiedzieć, ale mu przerwała, odwracając się do przyjaciela:

― Dlaczego zmieniłeś pamięć swojemu tacie i kiedy?

Harry spojrzał na mistrza eliksirów niepewnie.

― To twoja decyzja, Harry.

Kiwnął mu głową i zwrócił się do przyjaciół:

― Wiem, że może wam się to nie spodobać, ale to nasza wspólna sprawa z Severusem i zostanie to pomiędzy nami. To już przeszłość, ale są pewne fakty, których nie mogę wam zdradzić dla naszego wspólnego bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że zrozumiecie?

― Nie podoba mi się to, ale stanę po twojej stronie. A pan jeśli coś zrobi Harry'emu…

― Ron! ― Hermiona szturchnęła go w ramię.

― Już to omawialiśmy z tatą. Zyski z eliksiru z Wybrańca możemy podzielić ― roześmiał się szczerze.

― Teraz to niewielkie by były. Masz odpoczywać ― rzucił Severus i wstał. ― Zostawiam was samych, muszę wracać do pracy.

Kiwnął głową w stronę Granger, spojrzeniem wskazując stolik i ta skinęła mu w odpowiedzi, że rozumie. Wyszedł, cicho zamykając drzwi.

― Naprawdę tak źle wyglądam? ― spytał cicho Harry.

― Delikatnie mówiąc. Jak samo wstanie spowodowało, że omal nie straciłeś przytomności.

― Nie patrzyłem ostatnio w lustro. Severus pomaga mi we wszystkim, nawet w łazience.

― To naprawdę twój prawdziwy ojciec? ― upewniał się Ron.

― Tak. Byli już u nas z ministerstwa to potwierdzić. Im też się to nie podobało. Na początku twierdzili, że Snape chciał jakieś korzyści z tego. Nie mogli jednak zaprzeczyć wynikom zaklęcia pokrewieństwa. Mieliśmy 98%.

― Tego nie mogli już zdyskredytować.

― Co teraz planujesz? ― odezwał się po chwili ciszy Ron. ― Wszyscy czekają.

― Na co?

― Na ciebie.

― Na mnie? Zrobiłem już swoje, czego jeszcze chcą! ― uniósł głos.

― Nie czytasz gazet?

― Tata je zawsze zostawia na stole, ale jakoś nie mam ochoty znów czytać tych szmatławców i ich bajek.

― Cóż… ― Hermiona rozejrzała się i sięgnęła po jedną z pozostawionych na kanapie gazet. ― W większości piszą prawdę. Jesteś Zbawcą czarodziejskiego świata i wszyscy chcą cię nagrodzić. Możesz zażądać czegokolwiek i ci to dadzą.

― Chcę świętego spokoju!

― I dadzą ci go, ale najpierw musisz do nich wyjść i im to powiedzieć. Snape może cię chronić tylko do czasu pełnoletności, a potem wszystko zależy tylko od ciebie. A teraz powinieneś coś zjeść.

― Robi mi się niedobrze na sam zapach jedzenia.

Granger sięgnęła po proszek fiuu i jej głowa zniknęła na moment w zielonych płomieniach. Po chwili pojawiła się przed Harrym miseczka kleiku.

― Kazałam zamaskować zapach. Spróbuj teraz.

Harry sięgnął niepewnie po łyżkę. Nie czując zapachu, udało mu się zjeść połowę, nim ją odsunął. Oparł się o oparcie, czekając czy znowu zwymiotuje, ale tym razem nic się nie stało. Westchnął z ulgą. Poczuł rozleniwienie i powieki zaczęły mu opadać. Poczuł jak któryś z przyjaciół okrywa go kocem i zasnął, zanim wyszli.