Ciche marzenie
Zilidya D. Ragon
Sequel
05.
Severus tylko otworzył drzwi i natychmiast dotarł do niego cichy krzyk syna, szarganego przez koszmary. Natychmiast zamknął drzwi i podbiegł do niego. Wyuczyli się z Harrym pewnego sposobu budzenia, który wyrywał go z koszmarów bardzo efektownie. Snape przytulił go do piersi, wsuwając dłonie we włosy i głaszcząc go jednocześnie po plecach. Potter sapnął natychmiast wybudzony i złapał się go zachłannie. Robił to za każdym razem, rozdzierając tym serce mistrza eliksirów. Jak on mógł przez tyle lat uważać, że chłopak jest rozpuszczonym bachorem? Każdym gestem błagał o uwagę, ale nie o taką, jaką on go podejrzewał. Pragnął rodzicielskiej uwagi, nie rozgłosu.
Oddech obudzonego powoli się uspokajał. Odsunął się od niego z wyraźną niechęcią i po raz pierwszy Severus zdecydował się na pewien gest. Przyciągnął go na powrót i pocałował w czoło. Chłopak sapnął i spojrzał na niego dziwnym spojrzeniem. Mistrz drgnął. Jeśli w oczach można ujrzeć miłość, to właśnie ją zobaczył.
Tyle lat czekał na powrót pamięci u Snape'a. I choć on niczego nie pamiętał, w Harrym rozwinęła się miłość do tego mężczyzny czynami, które dla niego zrobił. Odkąd go już pamiętał, nie potrafił ukryć tego uczucia.
Chrząknął, nie wiedząc co powiedzieć i Harry odsunął się zażenowany.
― Dzięki, tato.
Może i Harry był już prawie dorosły, ale nadal zachowywał się czasem z dziecinnym rozbrojeniem. Severus przeczesał mu jeszcze raz włosy i wstał.
― Widzę, że udało ci się w końcu coś zjeść ― skomentował pustą miskę, stojącą nadal na stoliku.
― Hermiona wpadła na pomysł ukrycia zapachu potrawy i zjadłem bez poprzednich efektów.
― Mogłem też o tym pomyśleć. Podejrzewałem raczej problem z żołądkiem, a nie tylko o sam zapach.
Na chwilę zapadła cisza. Przywołanie herbaty z kuchni z kilkoma innymi potrawami także bez zapachu skłoniło obu do skorzystania z posiłku. Dużo większy apetyt syna zadowolił Severusa. Odzyskał też kolory, choć pod oczami miał nadal ciemne kręgi, ale to wina koszmarów, na które nadal nie znalazł lekarstwa.
― Przestań tak na mnie patrzeć, tato.
― Musisz z kimś porozmawiać o tych snach, bo cię wykończą.
― Czy to ma coś wspólnego z tym co widziałem przed kilkoma minutami? ― zapytał, odkładając sztućce. ― Dlaczego rada szkolna tak bardzo nalega na moje wyjście?
― Chcą dzięki tobie uzyskać sponsorów na odbudowę Hogwartu. Uważają, że musisz ukończyć naukę w odpowiednich warunkach. Nie mogą pozwolić Bohaterowi przenieść się do innej szkoły, bo ta nie spełnia warunków, ale tylko dzięki tobie mogą to uzyskać. Zamknięte koło.
― Nikogo z nich nie interesuje moje zdanie?
― Oczywiście ― stwierdził chłodno Snape. ― Nawet moje zdanie zostało przegłosowane, jako rodzica.
― Cóż, zastraszanie odebraniem mnie było efektowne.
― Harry!
― Za to przeklniecie paru członków rady uważam za całkiem świetną obronę.
― Nikogo nie przekląłem.
― Szkoda.
Zapadła chwila ciszy, gdy jedli. Potem Harry usiadł na powrót w fotelu i sięgnął po gazetę. Musiał zapoznać się z bieżącymi informacjami.
― Nawet Wizengamot nic nie robi, dopóki się nie ujawnię?
― Dokładnie. Cały świat stanął w miejscu.
Młody mężczyzna przewrócił oczami.
― Czy przed Hogwartem są jacyś dziennikarze?
― Cały czas tam krążą. Po co ci to wiedzieć?
Harry wstał.
― Czas stawić temu czoło.
― Teraz?
― Nie ma po co czekać. Przygotuję się.
Severus też powstał.
― Jeśli pozwolisz to przygotuję dla ciebie odpowiedni ubiór.
W lekkim wykrzywieniu warg Harry zdołał odczytać przekorę. Poddał się jednak. Jedynie co w obecnej chwili posiadał to tych kilka rzeczy, które przynieśli, gdy wrócili do Hogwartu tuż przed bitwą. Nie było tam nic odpowiedniego na taką sytuację.
― Zdam się na ciebie, tato.
Nie pożałował tego. Może odrobinę przypominał teraz Severusa Snape'a, ale ciemno zielona, prawie wręcz czarna szata ze srebrnymi ornamentami na kołnierzyku i mankietach rękawów była odpowiednio dopasowana do jego postury. Widząc się w lustrze zdał sobie sprawę, że czuć od niego potęgę, której zwykle nie dostrzegał. Może to jednak sprawa mocy Toma, która ciągle w nim tkwiła?
― Myślisz, że powinienem ukryć te cienie pod oczami?
― Według mnie nie powinieneś. Pokaż im się od ludzkiej strony. Niech zobaczą, że twoja siła też ma słabości.
― Ty nigdy tak nie robiłeś.
― Nie jestem tobą. Poza tym byłem szpiegiem i nie mogłem nikomu pokazać, że jestem słaby. Zwłaszcza Czarnemu Panu i jego zwolennikom. ― Wyprostował jakieś niewidoczne mankamenty w stroju Harry'ego i odwrócił go do siebie. ― Wyglądasz świetnie, Harry.
― Dziękuję, tato.
Snape sięgnął do kieszeni i wyjął z niej pierścień. Ujął prawą dłoń syna i nałożył go na mały palec.
― To sygnet rodowy mojej rodziny. Zwykle pierworodny otrzymuje je na swoje jedenaste urodziny. Chciałbym żebyś go nosił z dumą.
Harry spojrzał na niego i nagle przyciągnął go do siebie, przytulając mocno.
― Będę, tato.
Wyprostowali się oboje po chwili.
― Co dokładnie planujesz im powiedzieć?
― Mam zamiar grzecznie powiedzieć im, żeby się odpieprzyli.
OOO
Pomimo tego, że bitwa skończyła się prawie dwa tygodnie temu, nadal w zamku przebywało mnóstwo ludzi. Można dostrzec było już robotników, sprzątających gruzy wraz ze skrzatami. Kilku czarodziejów wzmacniało zaklęciami uszkodzone ściany. Ich przejście powodowało, ze wszyscy zamierali w miejscu, a zaraz potem podążali za nimi. W kilkanaście minut utworzył się pochód. Harry zbytnio się tym nie przejął, podążając na błonia. Czym więcej będzie świadków, tym lepszy uzyska efekt. Hermiona i Ron dołączyli do nich zaraz przy wyjściu. Po szybkich oddechach mógł stwierdzić, że biegli do niego pełnym pędem. Wiadomości zawsze szybko obiegały zamek, teraz też to nie dziwiło.
Po raz pierwszy mógł zobaczyć pole bitwy i zatrzymał się w szoku za szczycie schodów. Chwilę zajęło mu opamiętanie się. Błyski magicznych fleszy ujęły go w tej pozie, zanim zaczął schodzić ze schodów. Błonia nadal nosiły ślady wybuchów po zaklęciach. Drzewa na brzegu Zakazanego Lasu były nadpalone, połamane i spora ich część leżała na ziemi. Gdy wkroczył na jeden z większych pagórków, by stać powyżej zebranych, mógł dokładnie zobaczyć jak wygląda Hogwart. Brama i jej całe otoczenie były czarne od sadzy. Zwykle jasne mury wydawały się być ubrane w całun żałobny.
Choć spodziewał się natychmiastowego ataku pytań, nikt nie odezwał się do niego słowem. Słyszał szepty zebranych, ale nikt nie kierował pytań bezpośrednio do niego. Severus stanął niżej, tuż przy Hermionie i Ronie. Reszta z przyjaciół stało nieopodal.
― Witam wszystkich zebranych ― odezwał się, gdy po chwili w końcu zapadła cisza. ― Przepraszam, że tak długo musieliście na mnie czekać. Musiałem się trochę pozbierać. ― Uśmiechnął się wyrozumiale. ― Na początek odpowiem na wasze pytania…
Natychmiast rozpętało się pandemonium, gdy wszyscy naraz zaczęli mówić, ale Harry tylko uniósł dłoń i natychmiast zapadła ponownie cisza.
― Byłoby miłe, gdybyście mi nie przerywali. ― Nie do końca świadomie obniżył głos i wyczuć można w nim było lekki gniew.
Zgromadzeni zafalowali. Kilka osób cofnęło się.
― Będę odpowiadać tylko tym osobom, którym udzielę głosu. Reszta proszona jest o uniesienie ręki. Wskażę wybrańców. ― Znów uśmiechnął się lekko, gdy z wyraźną premedytacją użył tego sformułowania.
Natychmiast kilka dłoni uniosło się do góry.
― Proszę.
― Panie Potter, czy to prawda, że pańskim biologicznym ojcem jest Severus Snape, były śmierciożerca?
Oczekiwał tego pytania.
― Proszę dokładnie zacytować moją odpowiedź ― zaznaczył chłodno i widział jak magiczne pióra już drżą. ― Moim tatą jest Severus Snape, lojalny i wierny przyjaciel Albusa Dumbledore'a. Tylko to powinno was interesować. Resztę insynuacji możemy rozwiązywać na drodze sądowej.
Tłum zafalował. Harry wskazał kolejnego dziennikarza.
― Ja się pan czuje po tak ciężkiej walce?
― Przeraźliwie zmęczony. Oby kolejny Czarny Pan dał mi odetchnąć w wakacje, bo nie ręczę za siebie.
Severus już masował sobie nasadę nosa, choć można było zobaczyć też jak ukrywa słaby uśmiech.
― Czy będzie kontynuował pan naukę w Hogwarcie? Stracił pan rok. Co na to pański ojciec?
― Jedno pytanie naraz ― podkreślił i wskazany mężczyzna kiwnął głową, blednąc. ― Mój ojciec, James Potter, raczej teraz nie może już wyrazić swojego zdania. Jednak tata chciałby, abym wznowił naukę. Będę chodził do tej szkoły, niezależnie czy sponsorzy pomogą jej się podnieść z gruzów. Nie pozostawię swojego pierwszego domu, nawet jeśli w lochach będzie ciekło po ścianach, a w sali transmutacji nie ma okien. Sami zdecydujcie, czy chcecie by wasze dzieci utraciły możliwość przebywania w Hogwarcie i zdobywania wiedzy, jak i wieloletnich przyjaciół.
Pytano go jeszcze o kilka różnych spraw, większość związana z polityką, które zbył. Nie był zainteresowany takimi sprawami, dopóki nie wkraczały one w jego życie, co przekazał każdemu.
Wrócili do zamku. Przyjaciele towarzyszyli mu w tym.
― Byłeś straszny, kumplu ― jęknął Ron, gdy szli korytarzem z powrotem w stronę lochów.
― Muszę dołączyć do pana Weasleya. Nie podejrzewałem cię o taką manipulację ― stwierdził Severus.
― Postawiłem tylko kilka spraw jasno. Nie pozwolę sobą dyrygować. Skoro boją się mnie, to wykorzystam ich strach.
― Zaleciało Czarnym Panem.
― Wiem. Ale taki był zamiar.
― Wszedłeś wszystkim na ambicję. Teraz każdy będzie chciał wspomóc szkołę, aby móc potem mówić, że jego dzieci kończyły Hogwart wraz z Wybrańcem.
― To także było moim zamiarem. Każdego roku gazety manipulowały moim życiem, teraz ja wykorzystam je do tego samego.
― To jakie masz plany na przyszłość? ― zapytała nagle Hermiona.
― Zostanie ze mną aurorem! ― zawołał Ron jakby to było jasne.
― Raczej już nie mam na to ochoty ― stwierdził Harry, nie przejmując się wzrokiem zszokowanego rudzielca. ― Dość walki.
