Ciche marzenie

Zilidya D. Ragon

Sequel

10.

Uspokojenie magii Harry'ego zajęło im prawie godzinę. Lucjusz powstrzymywał ludzi przy wejściu do lochów przed wkroczeniem do kwater Snape'a. McGonagall szybko mu pomogła, gdy cicho przekazał jej, że to Potter ma problem z magią. We dwoje postawili barierę prywatności, by w żaden sposób nikt nie zorientował się, co się dzieje w komnatach mistrza eliksirów.

― Powtarzam po raz kolejny, jedno z zaklęć ochronnych zamku pękło i staramy się je unormować ― tłumaczyła spokojnie dziennikarzom oraz innym, którzy zbiegli, gdy hałasy dotarły na wyższe części. ― Dyrektor się wszystkim zajmuje.

― Co tu robi Lucjusz Malfoy? Jeszcze wczoraj był oskarżany…

― Przypominam panu, że jestem teraz objęty protektoratem i doskonale zna pan konsekwencje ― wtrącił się Malfoy.

― Potter to jeszcze dziecko! Namieszał mu pan w głowie!

― Czarny Pan nie potrafił, a ja miałbym szansę? ― zaśmiał się chłodno, zerkając do tyłu, gdy czuł jak bariera drga.

Martwił się o syna, ale nie mógł tego okazać.

― Panie Malfoy, proszę sprawdzić jak postępują działania, ja ich tutaj zatrzymam ― poleciła spokojnie profesorka.

― Oczywiście.

Dwa razy nie trzeba było mu powtarzać. Wrócił na niższy poziom i poczuł ulgę. Nasilenie opadało falami, ale zmniejszało się z każdym zrywem coraz intensywniej. Szkody były tylko w salonie, jakby po przeniknięciu ścian traciły swoją niszczycielską siłę.

Harry leżał na podłodze tak jak wcześniej. Draco przytrzymywał go ramieniem w tej półsiedzącej pozycji, gdy ten łapczywie zagarniał jego prawe ramię. Chyba nie zdawał sobie nawet sprawy, że siniaki pewnie pojawią się wkrótce po takim intensywnym dotyku.

Severus uspokajająco głaskał go po włosach, cicho coś szepcząc. Sądząc po ruchach różdżki, leczył wewnętrzne obrażenia.

― Spróbuj go powoli wyprostować. Muszę usztywnić klatkę piersiową, ma połamane żebra.

― Stąd ta piana na ustach? ― szepnął cicho Draco, delikatnie układając nieprzytomnego na podłodze i odsuwając szkło poza zasięg.

Nic nie przetrwało. Cała podłoga zalegała kawałkami przeróżnych rzeczy. Wyglądało to jakby cały pokój przerzucono przez niszczarkę i to wielokrotnie.

Severus pracował powoli. Usunięcie koszuli zajęło mu ruch różdżką, ale opatrunki już zakładał ostrożniej.

― Przeniesienie go do skrzydła szpitalnego raczej odpada. Przy wejściu do lochów zgromadzili się wszyscy, którzy byli w Wielkiej Sali i w jej pobliżu. Reszta pewnie też wkrótce się zjawi.

― Nie może tu zostać. To chyba jeszcze się powtórzy.

― A co z Malfoy Manor? ― spytał Draco. ― Mamy tam salę na dziką magię. Na tę też powinna się nadać.

Severus spojrzał na Lucjusza.

― Doskonale wiesz, że nie odmówię wam pomocy. Zajmiemy się Harrym, dopóki nie załatwisz tutaj wszystkiego. Powiedziałem o problemie Harry'ego z magią McGonagall, a ona udobruchała tłum kłamstwem, że pękło zaklęcie ochronne zamku i zajmujesz się nim natychmiastowo.

― Nie zdejmujcie mu rękawiczek pod żadnym pretekstem.

Pozwolił Draco unieść zaklęciem lewitacyjnym syna i patrzył jak przechodzą przez kominek. Potem wezwał skrzata.

― Uratuj co się da.

― Tak, panie Snape.

Oczyścił się szybkim czarem i ruszył w stronę wyjścia z lochów. McGonagall wyraźnie odetchnęła, gdy dotknął jej ramienia.

― Sprawa zakończona. A to zgromadzenie w jakim celu? ― zapytał prześmiewczo zebranych, gromiąc ich jak pierwszorocznych przyłapanych na kombinowaniu. ― Rozdajemy coś za darmo?

Nagle wszyscy przypomnieli sobie o swoich wcześniejszych zadaniach i rozeszli się. Kilku dziennikarzy zrobiło szybko zdjęcie, ale poprzestali jedynie na tym.

― Herbaty, Minervo?

― Z miłą chęcią, Severusie ― zgodziła się, pojmując jego pretekst do prywatnej rozmowy.

Gdy znaleźli się w jego gabinecie, przywołał skrzata i wydał mu polecenie. Milczał, dopóki serwis z herbatą nie pojawił się na stoliku koło kominka.

― Harry nie panuje nad magią Czarnego Pana i muszę go zabrać w bezpieczne miejsce, na tak długo, aż tego nie ogarnie.

― Oczywiście, że to rozumiem. Musisz zająć się synem.

― Nie zostawię cię z tym wszystkim samej. Będę w stałym kontakcie i w każdej chwili mogę przybyć.

― Większość już załatwione. Póki nie zakończą się prace remontowe, nie mamy nawet możliwości przygotowania nowego roku szkolnego. Spokojnie możesz zająć się Harrym.

Urlop ci się należy, Severusie. Będę, dla twojego spokoju, wysyłać ci co wieczór raport z postępów.

― Będziemy w Malfoy Manor.

― Jesteś tego pewien, Severusie?

― Ufam decyzji mojego syna.

― Rozumiem.

OOO

Harry'ego najpierw obudził piekielny ból głowy, zaraz potem ból reszty ciała.

― Nie ruszaj się.

Zamazany obraz Draco poruszył się i coś chłodnego dotknęło jego warg.

― Pij powoli, to eliksir przeciwbólowy.

Posłuchał i odetchnął, gdy mikstura zaczęła działać.

― Co się stało?

― Nic nie pamiętasz?

― Grałem z tobą w czarodziejskie szachy i twoja wieża zaatakowała mojego skoczka. Oszukiwałeś.

― W czarodziejskich szachach nie da się oszukiwać. Nagle zerwałeś się na nogi, a potem zacząłeś drżeć i upadłeś.

― Zezłościłem się i chciałem iść do siebie.

― Nigdy nie przegrałeś w szachy?

― Prawie zawsze przegrywałem z Ronem.

― To dlaczego zbity pionek tak cię rozzłościł?

Harry milczał. Jeszcze się nie przełamał, jeśli chodzi o zaufanie do tego blondyna.

Dorośli zdecydowali się wybrać ten moment na wejście.

― Jak się czujesz?

― Dziwnie słabo. Eliksir pomógł na bolące mięśnie i głowę, ale nie mam ochoty nawet się ruszyć. Ile to trwało?

― Ponad godzinę Draco próbował cię uspokoić. Trzymałeś się go tak panicznie, że miał siniaki.

― Przepraszam, Draco.

― Trochę maści i wszystko zeszło. Ale zdemolowałeś cały salon Severusa i to doszczętnie.

Spanikowany wzrok Harry'ego i dziwne ściśnięcie dłoni na kołdrze zrozumiał chyba tylko Snape.

― Nawet nie myśl, że będę cię za to karał w jakikolwiek sposób.

― Odkupię…

― Przestań, Harry. ― Severus natychmiast znalazł się przy nim i delikatnie przyciągnął do siebie. ― Nigdy nie myśl, że rzeczy będą dla mnie ważniejsze niż ty.

― Ale…

― Nigdy, synu. ― Wplótł dłoń w jego włosy i przytulił do piersi.

Potter siedział z zamkniętymi oczami, ale nie drgnął. Jego dłonie spoczywały luźno wzdłuż ciała i tylko szybki oddech świadczył, że to wyznanie coś dla niego znaczyło.

― Przypominam ci, Harry, że jesteśmy czarodziejami. Większość mebli skrzaty bez większych problemów zreperują ― wtrącił się młody Malfoy. ― A teraz odpowiedź czy dasz radę ruszyć tyłek z łóżka i pójdziesz ze mną do ogrodu? Mamy cudowne jezioro i pogodę idealną na kąpiel.

― Draco, Harry dopiero co się obudził ― zauważył Snape.

― Poskładałeś go do kupy. A ja mam już przygotowany dla nas piknik nad jeziorem. Są wakacje i musimy się wyszaleć.

Harry prychnął rozbawiony tym dziecięcym zachowaniem.

― Nie wiem czy dam radę popływać, ale potowarzyszę ci nad jeziorem ― rzekł, gdy Snape odsunął się odrobinę.

― Jesteś pewien, synu?

― Tak. Inaczej będziesz jeszcze bardziej się martwił, a tego nie chcę.

― Zjedź coś z Draco ― nie odpuścił jednak Severus. ― Przynajmniej jedną kanapkę.

― Dobrze, tato.

― A ty od razu wysyłasz patronusa, gdyby coś się działo.

― Tak jest, sir ― zasalutował Draco i zaczął wyciągać jakieś rzeczy z szafy. ― Weź się przebieraj, Harry. Tam jest gorąco.

Energia udzieliła się Potterowi i wstał. Nie był tak mrawy jak chciałby Snape, ale o wiele bardziej wolał go takiego niż leżącego bez sił w łóżku.

― My natomiast będziemy na tarasie popijać wino. Narcyza już pewnie na nas czeka i będzie oburzona, że ją ignorujemy tak długo.

Harry przebrał się przy odrobinie pomocy ze strony Draco, gdy parę razy się zachwiał. Stabilne ramie ciągle było w pobliżu, gdy opuścili jego sypialnię, jak się dowiedział. Poczuł dziwne szarpnięcie, opuszczając korytarz i obejrzał się za siebie.

― Ta część skrzydła chroni przed dziką magią. Pomoże ci, gdybyś znowu zdecydował się wściekać za pierdołę ― wytłumaczył Malfoy i pociągnął go delikatnie dalej.

Trójka dorosłych siedziała na tarasie, cicho rozmawiając wesoło.

Potter zatrzymał się w pobliżu stolika i kiwnął głową w stronę kobiety. Ta odpowiedziała mu podobnie i uśmiechnęła się delikatnie.

― Idziemy? ― ponaglał go Draco.

― Czy ty zdziecinniałeś zaraz po powrocie do domu? ― burknął i westchnął.

― Nie zachowuj się jak Sev i chodź.

― Czyli nadal po prostu jesteś dziecinny ― westchnął i ruszył za nim, mijając tatę, który złapał go za dłoń i ścisnął delikatnie.

― Baw się dobrze, synu.

― Dziękuję, tato. O ile pierwsze go nie utopię.