Ciche marzenie

Zilidya D. Ragon

Sequel

11.

Harry nie utopił Draco. Cóż, trudno byłoby go utopić, siedząc na miękkim kocu, pod rozłożystą wierzbą płaczącą, trzymając piwo kremowe i powoli jedząc nawet smaczną kanapkę z tuńczykiem.

Draco pływał, co jakiś czas spoglądając w jego stronę i szczerząc się jak głupi. Takiego Malfoya nikt na pewno nie znał w szkole, tego Potter był pewien. Po jakimś kwadransie ten wyszedł na brzeg, zabierając z kamienia przy brzegu puchaty ręcznik i przerzucając go sobie przez jedno ramię.

― Jesteś pewien, że nie chcesz się nawet pomoczyć na brzegu?

― Może za chwilę.

Obserwował go z wyraźnym zainteresowaniem. Może nie wydoroślał w pełnym tego słowa znaczeniu, ale z całą pewnością Draco ćwiczył. Smukły brzuch znaczyły odpowiednie mięśnie, nie powodując, że wyglądał jak jakiś osiedlowy paker. Zaczął też zapuszczać włosy, co wyszczupliło jego twarz i nie wyglądał już pucołowato jak dzieciak.

Draco usiadł obok, opierając się o pień drzewa i wyjął dla siebie kanapkę z koszyka.

― Napatrzyłeś się już ― stwierdził nagle pomiędzy kęsami.

Dopiero teraz Harry zdał sobie sprawę, że nadal go obserwuje, choć siedział obok.

― Może ― nie dał się podejść.

― Niezły ze mnie towar, musisz to przyznać?

― I jakże skromny ― prychnął rozbawiony.

― No ba! Drugiego takiego nie znajdziesz.

― Akurat to prawda. Jesteś oryginalny ponad miarę.

Draco odwrócił się w jego stronę i zapytał nagle poważnym głosem, choć jeszcze sekundę temu był rozbawiony.

― Co zobaczyłeś, gdy mnie dotknąłeś?

Harry drgnął, zaskoczony tak szybką zmianą. Otrząsnął się tak samo szybko.

― Wystarczająco dużo, by dać ci szansę.

― Tylko szansę? Co dokładnie chciałeś zobaczyć? ― Wyciągnął w jego stronę dłoń, niemo mówiąc, że może zobaczyć więcej, jeśli zechce.

― A ile mogę?

Był zaciekawiony na co ten mężczyzna pozwoli.

― Jeśli chcesz, możesz wszystko. Nie mam nic do ukrycia przed tobą. Najgorsze już widziałeś.

― Nawet jeśli zobaczę wspomnienia związane z twoim ojcem?

― Rozmawiałem już o tym z nim. Gdyby nie ty, obaj gnilibyśmy w Azkabanie. Mamy wobec ciebie dług, który spłacimy. Jak sam powiedziałeś, chcemy coś znaczyć, nawet jeżeli to oznacza podleganiu tobie.

― A co jeśli stanę się kolejnym Czarnym Panem? ― zapytał nagle bardzo dziwnym głosem.

― I tak nie będziesz gorszy od poprzedniego. Możesz być już tylko lepszy. Może akurat tobie uda się wyprowadzić czarodziejski świat na prostą.

― Ujawnienie tego świata zniszczyłaby go doszczętnie. Tego nie widział Voldemort.

Spojrzał na taflę jeziora, w którym migotały promienie letniego słońca. Nic nie zakłócało ich spokoju. Prywatność tego terenu aż raziła. W każdym innym, mugolskim miejscu widoczne były zawsze jakieś ślady ludzi. Znaki ostrzegawcze przed kąpielą, budki ratownicze, kosze na śmieci, ławki, cokolwiek, co miałoby niby ułatwiać pobyt turystom.

Tutaj królowała wyłącznie przyroda. Nawet koc, na którym siedzieli, był kolorystycznie dopasowany do odcienia trawy, aby nie zburzyć tej harmonii.

Odwrócił się z powrotem do Draco i zdjął powoli rękawiczkę. Ujął nadal wyciągniętą w jego stronę dłoń i opadł nagle na jego kolana jak ścięty. Początkowo przestraszył Malfoya, ale oddychał równomiernie i nic szczególnego się nie działo. Draco czuł tylko mrowienie magii pod skórą, tak samo, gdy wcześniej Potter go dotknął. Odprężył się i trzymał jego dłoń, kreśląc kciukiem kręgi na skórze. Mógł teraz przyglądnąć mu się dokładniej.

Harry był wychudzony, to widział już wcześniej. Cienie pod oczami nadal mocno podkreślały jego rysy. Drugą dłonią odgarnął z jego twarzy włosy, uśmiechając się kącikiem ust. Pewnie zrugałby go za to, gdyby wiedział, co właśnie zrobił. Zatrzymał się z dłonią tuż nad jego uchem, rozumiejąc, że ten, jeszcze nie tak dawno szczeniacki chłopak, zaczął go fascynować. Nie wyglądał teraz najlepiej, a jednak coś go do niego ciągnęło. Co będzie, gdy całkowicie wyzdrowieje?

Nie czuł niczego nieprzyjemnego, gdy Harry korzystał ze swojego daru. Chciał chyba zobaczyć sporo z jego przeszłości, skoro nadal go nie puścił.

Naprawdę mówił mu prawdę, że nie ma nic do ukrycia. Ponad godzinę tak siedział, nim coś się zmieniło.

Nagle poczuł wilgoć na swojej nodze i zobaczył, że Harry płacze. Nie wiedział czy powinien przerwać kontakt. Nie pamiętał, by któreś z jego wspomnień mogło być tak smutne, by poruszyć Pottera.

Harry jednak zaraz potem otworzył oczy i odetchnął głęboko, puszczając jego dłoń i podnosząc się. Szybko starł łzy, odwracając twarz, zażenowany.

― Co się stało? ― zapytał Draco.

Harry uśmiechnął się smutno i jego oczy zabłyszczały dziwnym uczuciem.

― Kiedyś może ci pokażę ― odparł tajemniczo. ― Chyba powinniśmy wracać.

Dorośli nadal siedzieli na tarasie i Harry przysiadł się obok na szerokiej huśtawce. Przejście znad jeziora zmęczyło go, ale nie chciał przyznać się do tego.

― Jak tam piknik? ― spytała Narcyza.

― Całkiem przyjemny ― odparł grzecznie. ― Draco udawał trytona, ale ze mnie raczej słaba syrena.

Cichy alarm tuż przy Severusie i pojawienie się niewielkiego zwoju w powietrzu połączyło się z grymasem na twarzy mistrza eliksirów.

― Harry…

― Niedobrze mi, ale nie zwymiotowałem, tato. Po prostu nie dojadłem kanapki ― westchnął Potter.

― Lucjuszu, mogę prosić o sok dyniowy? Powinien pomóc na mdłości ― Snape zwrócił się do gospodarza.

― Oczywiście. Wystarczy, że powiesz i skrzaty spełnią każde twoje życzenie w tym domu, Severusie.

Skrzat pojawił się natychmiast przy Potterze z tacą w dłoni i kryształowym kielichem na nim. Każdy mógł dostrzec niechęć Harry'ego, gdy po niego sięgał. Popatrzył w stronę mistrza eliksirów i powoli zaczął pić.

Przylot sowy przerwał tę napiętą atmosferę.

― To tylko wieczorna gazeta ― poinformowała Narcyza, odbierając przesyłkę i odsyłając sowę.

Krzykliwy, czerwony nagłówek Harry widział nawet ze swojego miejsca, gdy kobieta rozwinęła „Proroka". Odłożył niedopity napój i wstał.

Harry Potter siłą przetrzymywany!"

Nasz Wybawiciel przetrzymywany jest przez śmierciożerców, których ułaskawił! Nie wiemy dokładnie gdzie, lecz nikt nie ma z nim kontaktu od ostatniej wizyty w ministerstwie..."

Harry dalej nie czytał. Każdy mógł poczuć jak bardzo jest wzburzony. Kieliszki na stoliku zadrżały, gdy wkroczył z powrotem do domu i rzucił chłodno w powietrze:

― Przynieś moje ubranie z komnat Severusa Snape'a w Hogwarcie do mojej sypialni tutaj.

Zaraz potem ruszył do niej.

― Harry, co ty planujesz? ― Severus deptał mu po piętach.

Potter w ciągu ułamka sekundy zmieniał się na jego oczach. Gdzieś znikł zmęczony młody człowiek. Teraz magia przetaczała się w jego pobliżu wstęgami, wydobywając się z niego i wracając.

W sypialni już leżały jego rzeczy na łóżku. Potter szybko się przebrał, nie odzywając się słowem do czekającego Snape'a. A potem znikł w aportacji.

Pojawienie się go w atrium ministerstwa zaskoczyło chyba każdego, kto właśnie przechodził tamtędy. Potter stanął przy fontannie z twarzą pełną gniewu. Dziennikarze od razu przybliżyli się do niego, ale z wyraźną rezerwą, gdy zobaczyli jego twarz.

Ten cierpliwie poczekał jeszcze kilka minut w panującej ciszy. Pojawiło się jeszcze kilkanaście osób, przyzwani przez znajomych. Aurorzy czekali, nic nie robiąc, także czegoś oczekując.

― Kto oskarża Malfoyów o moje przetrzymywanie? Natychmiast ma wystąpić!

― Dziennikarze są chronieni, panie Potter. Nie może pan nic zrobić, nawet jeśli nasze informacje były błędne. Możemy pana publicznie przeprosić, ale nikogo pan nie ukarze ― rzucił ktoś z tłumu.

Harry bez większego problemu zlokalizował go i ruchem czarnej różdżki odsunął innych od niego, jakby rozdzielał plew od ziaren.

― Nie byłbym tego taki pewien na pańskim miejscu ― rzucił lodowato.

― Nie może mi pan nic zrobić ― postawił się dziennikarz, dumnie się prostując.

Lodowaty uśmiech Pottera chyba jednak go nie przekonał do własnej racji.

― Oskarżanie Malfoya, to jak posądzanie mnie. Żądam kary i to najwyższej. Mam dość, żeby człowiek, który nawet nie przyłożył palca do walki z Voldemortem, decydował co mogę, a czego nie mogę. Wierzcie mi, mogę naprawdę wiele i wkroczcie na tę drogę, a sami zobaczycie. ― Potter uniósł głos i ściany zadrżały. ― Nie będę marnować czasu na rozwiązywanie waszych problemów z tym, co o mnie i mojej rodzinie sądzicie. Ale jak już wkroczę, to będziecie tęsknić za poprzednim Czarnym Panem.

― Poprzednim? Panie Potter, czy ogłasza się pan kolejnym Czarnym Panem?

― Jeśli mnie wpienicie, to tak! ― wrzasnął i zdobienia w podziemiach ministerstwa rozsypały w migoczący pył. ― Nie będę waszym pionkiem! Jedno złe słowo o mojej rodzinie i przyjaciołach, a poprzednia wojna będzie niczym w porównaniu z tym, co ja wam wymyślę. Będę waszym nowym wrogiem, skoro tak tego pragniecie!

― Malfoyowie nie są pańską rodziną? To śmiercio…

Nie dokończył, gdy czarne wstęgi zaklęcia otoczyły jego usta. Potter nawet nie wypowiedział inkantacji, ruszył jedyne różdżką. Wraz z tym gestem całe atrium zadrżało, gdy fale magii przetoczyły się przez nie niczym tsunami. Wiele osób wywróciło się, a nawet zemdlało.

― Moim tatą jest Severus Snape, dzięki któremu wygrałem z Voldemortem. Polecam sprawdzić drzewo genealogiczne i dopiero wtedy atakować Malfoyów.

Potter mówił dalej, nie zwracając na to zjawisko uwagi.

― Czyli teraz pan będzie nas nękał? ― Jednak nadal znalazł się ktoś odważny.

― Chcę mieć tylko spokój. Jeśli go nie uzyskam po dobroci, to znajdę inny sposób. A doskonale czujecie na skórze, że mam do tego wszelkie predyspozycje. Przypominam także, że Malfoyowie wykonywali moje rozkazy podczas tej wojny i powinniście inaczej się do nich odnosić. Oni przynajmniej nie chowali się po kątach, tylko stanęli do walki. Nie musi się podobać się wam mój sposób, ale efekt końcowy raczej was zadowolił. Tego chcieliście, więc nie podburzajcie mnie plotkami i insynuacjami, bo chcecie zwiększyć swoje zyski. Na mnie nie zarobicie. Zajmijcie się podniesieniem czarodziejskiego świata, a wtedy będę pomagać. Oczekuję przeprosin w imieniu Malfoyów i datek na dowolny ośrodek społeczny od oskarżających ich gazet.

I znikł z miejsca, gdzie nie można było się aportować ani deportować.