Ciche marzenie

Zilidya D. Ragon

Sequel

14.

― A porywaj, stary, ale postaraj się nie zdemolować Nory. Mama by się wściekła, a ty nie chcesz, żeby się wściekała. Nie znasz jej od tej strony. Brr… ― roześmiał się i zaraz dodał: ― Choć już widzę te nagłówki w wieczornym wydaniu; „Czarny Pan porywa Wybrańca".

― Następnym razem nad Norą będzie wisiała wielka błyskawica ― dołączył do niego Potter i odwrócił się do Hermiony, która właśnie wyszła do nich.

Całe szczęście bez Molly.

― Harry, ja cię bardzo proszę, nie każ nikomu się przebierać. Strój śmierciożerców za bardzo mi się ze szkolną szatą i tandetną maską kojarzy.

― Mam lepszy pomysł, zainspiruje się strojami do quidditcha.

Twarz Hermiony okryła się przerażeniem, a kumple roześmiali się na ten widok. Młoda kobieta popchnęła oburzona Harry'ego takim zachowaniem.

― Nie atakuj Czarnego Pana ― ostrzegł ją poważnie Ron.

― A czemu?

― Bo poproszę cię o pomoc.

Potter złapał oboje za ręce i aportował się z nimi do Malfoy Manor.

― Mogłeś chociaż uprzedzić moją mamę.

― Ron, przypominam ci, że cię porwałem.

― Witam.

Lucjusz kiwnął w stronę gości głową. Dopiero teraz nowo przybyli dostrzegli, że Snape i Malfoy siedzą tuż obok i z ciekawością obserwują ich znad filiżanek kawy.

Zapadła cisza, gdy każdy patrzył na Harry'ego.

Pojawienie się skrzata przerwało tę dziwaczną ciszę.

― Śniadanie gotowe.

― Zapraszam. ― Malfoy wstał pierwszy i wskazał drzwi. ― Przyjaciele Harry'ego są mile widziani w moim domu.

― No i piekło zamarzło ― burknął Ron pod nosem, ale ruszył za resztą do jadalni. ― Będę jeść z Malfoyami.

Draco i Narcyza już na nich czekali i na widok Gryfonów blondyn przewrócił oczami, ale nic nie powiedział, co mogłoby zepsuć atmosferę. Odsunął nawet krzesło Granger.

― Masz jakieś palny na dzisiejszy dzień, synu? ― spytał Severus, gdy wszyscy zaczęli jeść.

― Porwanie Wybrańca przed śniadaniem zaliczone, napad na ministerstwo przed znęcaniem się nad obiadem ― wymieniał powoli z pełną powagą, a brew Severusa unosiła się powoli. ― Może szachy do podwieczorku.

― Wszytko pięknie, ale na początek zjadasz dwie kanapki. Całe.

Potter kiwnął głową i zaczął powoli przygotowywać sobie tost, starając się jednocześnie nie patrzeć w jego oczy. Draco znów się wtrącił, nakładając na gorące pieczywo plasterek wędliny i ser.

― Draco ― lodowaty głos Harry'ego jakoś go nie przestraszył.

― Za mało? Zaraz przygotuję ci kolejną.

― Nawet się nie waż.

― W szkole padliby na zawał, gdyby zobaczyli, że Malfoy cię karmi ― zaśmiał się Ron. ― Ale możemy to powtórzyć, no nie?

― Wolałbym, aby populacja uczniów nie uległa drastycznemu zmniejszeniu już pierwszego wieczoru ― wtrącił się Snape.

Młody Malfoy patrzył to na jednego, to na drugiego Gryfona i w końcu nie wytrzymał:

― Co poważnie planujesz, Harry?

― Po co ci Granger, skoro to Weasley jest strategiem? ― dołączył Lucjusz.

― Bo Hermiona ma tę niesamowitą umiejętność, że jej umysł cały czas pracuje na najwyższych obrotach. Nie wiem czy bardziej się tego boję, czy jestem tym zafascynowany.

― Czyli spokojnie mogę pewne sprawy omawiać z twoją prawą ręką? ― powiedział Lucjusz, unosząc kieliszek w jej stronę.

― Prawa ręka z prawą ręką ― zaśmiał się na to porównanie Harry. ― Oczywiście. Przynajmniej nie będę mięć dwóch lewych.

― A ja? To ja tu się poświęcam i takie podziękowania? ― zajęczał Draco znad swojego talerza, mordując widelcem swoje kiełbaski

― Malfoy, uważaj czego chcesz, nigdy nie wiadomo co się stanie.

― Mówiłam ci coś wcześniej. W twoich żyłach płynie krew Blacków, oni byli szaleni, prawda, ale nie głupi ― wtrąciła się Narcyza, siedząca dotąd w ciszy.

― Wiesz, Draco, trochę straszna z ciebie drama queen ― dodała jeszcze Hermiona.

Harry zakrztusił się tostem i Ron klepnął go w plecy. Cichy jęk i wstanie Severusa od stołu, po to, by zbliżyć się do syna, spowodowało, że wszyscy zamarli.

― Odrobinę delikatnie traktowałbym na razie tego Czarnego Pana. Strasznie kruchy robi się po swoich wyskokach.

Harry odsunął się od stołu i pozwolił tacie sprawdzić swój stan. Zaklęcie otuliło jego pierś i mógł znów swobodnie odetchnąć.

― Żadnego klepania, panie Weasley, jeszcze przez przynajmniej dwa dni. Żebra są słabe po dwukrotnym złamaniu.

― Wybacz, stary.

― Możemy wrócić do poprzedniego tematu? Dlaczego nazywasz Rona Wybrańcem?

― Bo za dobrze znam te szmatławce. Wszystko obrócą do góry nogami.

― A tak naprawdę, jakie masz plany?

― Idę do ministerstwa. Chcę poznać przepowiednię, a Hermiona jest mi potrzebna do logiczniej interpretacji. Z Ronem obmyślimy potem resztę, a wy pomożecie wybić nam z głowy durne pomysły.

OOO

Tego lata, gdy brokat zalśni na bakłażanach na cętkowanym tle, powstanie z kolan Wybrany przez Los. Znak jego szczególny - złotem odziany wśród srebra zatopiony. Kot w trój maści wśród krzewów róż bladych szczodrze go zeszmaci. Ty go się lękaj, bo to on cię darzy. Mrok, pogrom, czarnowidztwo, tego nie widzi ten świat, lecz lęk i strach są już mu znane."

― Harry powiedz mi, że śnię, to nie może być prawda. Czy wszyscy jasnowidze odwalają takie teksty? ― spytał Ron, krzywiąc twarz z obrzydzenia. ― Gdzie moje koszmary z pająkami, co kazały mi stepować…?

― Ale, że bakłażany czy, że brokat? No wiesz, muszą przebić Trelawney, a to nie takie łatwa w sprawa. Nie każdy może być jak etatową jasnowidzką Hogwartu, bo jasnowidzenie to ciężki kawałek chleba ― odparł Harry, bawiąc się resztką z kuli przepowiedni. ― Przynajmniej nie przepowiedziano mi morderstw, anarchii i niewiadomo czego mrocznego.

― I będę wdzięczny, gdy do tego nie dojdzie ― odezwał się w końcu Kingsley.

Wskazał im fotele w swoim gabinecie. Hermiona ciągle coś pisała w swoim notatniku i nikt nie śmiał jej przerywać. Przybycie do ministerstwa tym razem odbyło się w sekrecie przed wszystkimi. Harry pojawił się z przyjaciółmi bezpośrednio w gabinecie ministra i tam czekała na nich już przepowiednia. Rozbicie jej i usłyszenie jakiegoś młodego głosu nawet już nikogo ze Złotej Trójcy nie zdziwiło. Widzieli i słyszeli już dosyć niezwykłych rzeczy, by to ich nie zaskoczyło.

― Słyszałem już rożne przepowiednie, ale ta w ogóle nie ma większego sensu.

― Pewnie muszą nastąpić tylko wybrane momenty, by się zrealizowała ― rzuciła nagle Granger, podnosząc głowę. ― Nie ma w niej przesłanek, że Harry zrobi coś złego i to mnie cieszy najbardziej. Magia wybrała go z jakiegoś ważnego powodu na nowego Czarnego Pana, ale nie widzi w nim niczego mrocznego.

― Masz jakieś podejrzenia, panno Granger?

― Ten świat czegoś oczekuje po Harrym. Musimy odkryć czego dokładnie.

― W takim razie możemy wracać? Za chwilę pora obiadowa, a nie chcę podpaść tacie.

― Oczywiście, panie Potter, nie będę pana dłużej zatrzymywał.

Ta służalczość i dziwne poddaństwo zaczęły irytować Pottera. Z drugiej strony widział, że minister stara się nie podpaść mu. Było to śmieszne, ale rozumiał go. Sam nie wiedział, co może w pewnych sytuacjach zrobić, a emocje miał napięte jak struny.

Złapał przyjaciół za ręce i wrócili do Malfoy Manor.

― Ooo, w samą porę ― ucieszył się Draco. ― Idziemy na Pokątną. Dołączycie do nas?

― Czy to bezpieczne?

― A co może się zdarzyć? Tupniesz nogą i będą klęczeć u twoich stóp ze strachu.

― Draco! ― warknął wściekle Harry.

Już wcześniej był zdenerwowany, a słowa Malfoya tylko dorzuciły drwa do tego ognia.

Nagle zatonął w czarnej materii i w znanym mu zapachu eliksirów.

― Uspokój się, synu. Draco się z tobą tylko drażni.

Harry złapał go za szatę i wtulił się mocniej, próbując zapanować nad sobą. Tata wiedział, co go uspokaja i bezczelnie z tego korzystał.

― Już lepiej? ― zapytał, przeczesując mu włosy.

Burknął potwierdzenie, odsuwając się powoli.

Ron szczerzył się jak dureń, a Hermiona ocierała łzę.

― To idziemy czy nie? Chcę lody!

Wszyscy przewrócili oczami, nawet Lucjusz ukrył na moment twarz za dłonią, pocierając skroń.