13. Pierścienie Fryderyka cz. 2
Pokój był pobojowiskiem. Gdy Tobiasz wszedł do pokoju to aż zrobił krok w tył. Mgiełka zaalarmowała go, że z Paniczem znowu jest źle i mężczyzna spodziewał się wszystkiego, ale nie tego.
Pomógł wstać Severusowi, a gdy ten chciał podejść do syna zatrzymał go. Szczupłym ciałem co raz wstrząsał szloch i Tobiasz był więcej niż pewien, że nastolatek nie jest świadomy jego obecności. W tym samym czasie do pokoju wszedł, choć lepszym słowem było by wbiegł, Syriusz. Zatrzymał się z cichym Przekleństwem na ustach. A Tobiasz tylko spojrzał na niego z naganą. Wymienili się spojrzeniem i obaj wiedzieli co muszą zrobić. Młody Black wybiegł cicho z pokoju i wrócił w ekspresowym tempie, wręczając Tobiaszowi atłasowy woreczek z delikatnym skinienie głowy. Jakby mómówi "zrób to". Bezsłowne porozumienie nie spodobało się Severusowi, który zrobił chwiejny krok w ich stronę i Tobiasz miał już pewność, że magia chłopaka nie oszczędziła go. Syriusz bez zastanowienie rzucił na Severusa zaklęcie uciszające, przez co jego syn przez chwilę wyglądał jak ryba wyciągnięta z wody, a później w czarnych oczach ujrzał wściekłość. On nie rozumiał, uświadomił sobie Tobiasz.
Pierścienie ciążyły my w dłoni. Jeśli to zrobi było więcej niż pewne, że straci nie tylko syna, ale także wnuka. Zdążył już się zorientować, że Wiliam odziedziczył ciężki charakter po ojcu. Nie będzie słuchać wyjaśnień. Znienawidzi Tobiasza, tak jak kilkanaście lat wcześniej znienawidził go Severus.
- Co ty zrobiłeś! – wrzasnął, starając się, aby jego głos był najzimniejszy i najbardziej wrogi na jaki go było .
Severus poruszył się jakby chciał ręcznie uciszyć ojca. Na szczęście Syriuszowi nie musiał nic tłumaczyć. Zaklęcie paraliżujące trafiło w jego syna unieruchamiając go. Tobiasz nie miał czasu zastanawiać się dłużej nad tym co może sobie myśleć jego syn, bo zielone zlęknione i zapłakane oczy utkwione były w niego.
- Zniszczyłeś mój dom. Przyjąłem cię pod swój dach i tak się odwdzięczasz? – wrzasnął
Chłopak skulił się jeszcze mocniej, co najmniej jakby spodziewał się ataku. Ale jego oczy nie zerwały kontaktu. Tobiasz zrobił krok do przodu, a chłopak na jego ruch szarpnął się, aż spadł z łóżka. Tobiasz zacisnął pieści, nie spodziewając się fali uczuć jakie w nim zapłonęły. Chciał przerwać. Chciał po prostu przestać. Przytulić wystraszonego chłopaka I powiedzieć, że to nic. Przecież to tylko rzeczy materialne kompletnie nie mające do niego znaczenia, ale nie mógł. Jeśli kiedykolwiek miało się to udać to tylko teraz. Podejrzewał, że drugiej szansy nie dostaną.
Z każdym krokiem Tobiasza ciało chłopaka odsuwało się z przestrachem. Aż w końcu trafił na ścianę i nie miał już dokąd uciekać.
- Dałem Ci wszystko czego potrzebowałeś, a ty co zrobiłeś? Zaatakowałeś własnego ojca!
- Nie chciałem, przepraszam. – z gardła chłopca znów wyrwał się szloch.
- Tak mało dla ciebie znaczy? On poświęciłby dla Ciebie wszystko. A ty chciałeś go zabić?
- Nie! O Boże nie! To nie ja! Ja nie chciałem!- oczy od nowa się zaszkliły. Drobne ciało co chwilę drżało. A przez myśl Tobiasza przeleciała myśl jakim cudem w tak małym i chudym ciele może ukrywać się tak wielka moc.
- Nikogo po za wami tu nie było. – odpowiedział groźnie.
- Nie chciałem. Przepraszam. Starałem się! Naprawdę się starałem! Ona nie chce się mnie słuchać!- wychrypiał
- Kto się ciebie nie słucha?
- Moja magia. Ona... – schował głowę między nogi I zaczął się kołysać. Tobiasz miał na końcu języka przekleństwo kiedy ich kontakt wzrokowy się zerwał. Podszedł do chłopaka I chwycił jego chude ramiona. Potrząsnął nim
- Spójrz na mnie ! – zażądał. Uparty dzieciak zaprzeczył potrząśnięciem głowy. Jakaś ocalała szklana fiolka eksplodowała z hukiem.
- Chcesz mnie skrzywdzić? Swojego dziadka? Swoją krew?- zielone zaszklone oczy spojrzały na niego z przestrachem.
- Pomóż mi. Proszę dziadku pomóż mi. – wyszlochał. Tylko na to czekał. Na prośbę... Z woreczka wysunął dwie bransolety. I pokazał je chłopcu.
- Załóż je. One to zatrzymają. – Chłopiec przeniósł wzrok na pierścienie. Tobiasz wiedział, że chłopak nie mógł wiedzieć czym są bransolety. Ale na ich widok intuicyjnie się odsunął jakby sam ich wygląd powodował mu ból.
- Nie...- zaprzeczył- Nie chcę...
- A więc wolisz mnie skrzywdzić? Wolisz być zagrożeniem dla swojego ojca? Dla Syriusza?
- Nie...- Tobiasz nie wiedział czy chłopak odpowiada na jego pytania czy sprzeciwia się założeniu bransolet. I wtedy eksplodowało okno, jego odłamki trafiły w Tobiasza rozcinając jego policzek. Poczuł jak krew ścieka mu po twarzy.
Chłopak z przerażeniem Przysunął się do dziadka, a drżącą dłonią dotknął rany. Jego całe ciało drżało jak w gorączce. Tobiasz mógł tylko próbować wyobrażać sobie co musiał czuć. Milczał choć miał ochotę błagać dzieciaka aby założył pierścienie. Ale nie mógł. To musiała być decyzja chłopca. Musiał to zrobić dobrowolnie. I Tobiasz wiedział, że jego magia będzie walczyć. Magia nie lubi być ograniczana. I choć umysł chłopca nie wiedział czym są pierścienie jego magia musiała to wyczuwać. Trwali w tym dziwnym spektaklu bardzo długo. Aż w końcu Chłopiec odsunął się, dotknął pierścieni delikatnie je muskając opuszkami palców. I w końcu je założył. Dwie obręcze niczym kajdany zapłonęły czerwienia na nadgarstkach nastolatka. Chłopiec skulił się chowając dłonie.
W tomach przesłanych przez Dumbledora było opisane, że założenie pierścieni wywołuje fizyczny ból podobny do tego odczuwanego przy oparzeniach. Zniewolona magia parzyła czarodzieja. Według ksiąg Chłopiec powinien wyć z bólu, a on jedynie zwinął się w pozycji embrionalnej, a jego chudymi ramionami wstrząsał wstrzymywany płacz.
Wyzwolony z zaklęć Severus dopadł chłopca wtulając drobne ciało do swojej piersi.
- Wynoś się! – wrzasnął na ojca z furią w oczach. Tobiasz nie mając wyjścia opuścił pokój. Wiedząc, że Severus nie pozwoli mu już zbliżyć się do chłopca.
