To była noc jak każda inna. I jak każda inna noc tak i ta była piękna. W szczególności gwiazdy. Niektórzy nazywali go obserwatorem gwiazd. Mówiono że żył tak długo że za czasów jego młodości na nocnym niebie świeciły inne gwiazdy. Że słońce świeciło inaczej niż świeci dzisiaj. ...Mieli oczywiście racje. Żył długo. Nie wiedział ile dokładnie. Przestał liczyć po pięciu stuleciach. Za swojego życia przemierzył świat wzdłuż i wszerz. Odkrył lądy. Odwiedził kraje które mogły już nie istnieć. Przeżył przygody tak nieprawdopodobne i magiczne że gdyby spróbował komuś o nich opowiedzieć został by wzięty za obłąkańca. W całym swoim życiu nie spotkał jednak takiego stworzenia jakie leżało przed nim. Stworzenie nie było duże. Rozmiarami dorównywające młodym tygrysom i lampartom śnieżnym. Także ubiór stworzenia widział pierwszy raz. Wszystko było w tym stworzeniu nowe. Także sposób w jakie owe stworzenie znalazł. Gdy przemierzał lasy które rosły u podnóża góry na której szczycie było miejsce które nazywał domem od ponad trzech stuleci wyczuł zmianę. Lekkie szarpnięcie jego Chi. Jakby go coś wołało. Cicho. Słabo. Ale usłyszał. I odpowiedział na wezwanie. Teraz, klęcząc nad stworzeniem które widział pierwszy raz w swoim życiu nie wiedział co zrobić. Może wszechświat miał mu do przekazania jakąś wiadomość? Jeżeli tak było to nie wiedział jaką. Nawet teraz wszechświat potrafił go zaskoczyć. Obejrzał ciało w poszukiwaniu jakichkolwiek ran. Na szczęście niczego nie znalazł. Przyłożył rękę do klatki piersiowej stworzenia i wysłał maleńki impuls Chi. Po kilkunastu długich sekundach jego Chi wróciło do niego niosąc ze sobą informacje. Nie wyczuł wrogości, wściekłości ani żadnego negatywnego uczucia. Poza jednym. Smutkiem. Ogromnym smutkiem. Nie było to dla niego nic nowego, wiele stworzeń na tym świecie nosiło w sercach podobny smutek. Kiedyś i on sam taki nosił. Oddech uwiązł mu na sekundę w piersi. Nie mógł zostawić tu tego... cokolwiek to było. Nie w środku lasu. Nie na początku wiosny gdy jeszcze nie stopniały ostatnie śniegi. Nie był przekonany nawet do tego czy powinien oddawać stworzenie do sierocińca bo jak się domyślał było to dziecko. Nie ze względu na to co usłyszał niedawno od uczennicy jego przyjaciela. Historie którą mu opowiedziała pomijając wiele szczegółów a które uzupełnił jego przyjaciel skutecznie powstrzymywała go od podjęcia decyzji odnośnie sierocińca. Podniósł głowę, ponownie spoglądając w gwiazdy. Piękne. Westchną ciężko. Postanowił. Podniósł się z kolan po czym podniósł dziecko z wilgotnej i chłodnej trawy. Zarzucił je na ramie. "Huff" Wypuścił powietrze z płuc czując na sobie nowy ciężar. Spojrzał do góry i zastanowił się. Nie patrzył na gwizdy. Teraz patrzył na budowle która majaczyła na tle księżyca. Budowla była na szczycie góry. Jadeitowy Pałac. Jego dom. I jego cel. Ich cel. Jego i przewieszonego przez ramie dziecka.

"Shifu się to nie spodoba." Uśmiechną się smutno. Nie, nie spodoba. Ale wiedział że zrozumie i uszanuje decyzje starego mistrza. A przynajmniej miał taką nadzieje.

"Czeka nas długa droga powrotna, dziecko." Nie usłyszał żadnej odpowiedzi ze strony jego przyszłego gościa. Ruszył. Szedł powoli, nie śpiesznie. Był ciekaw czy/jak życie w Pałacu się zmieni w niedalekiej przyszłości.

Shifu znalazł studiującego zwoje w Komnacie Poległych Bohaterów. Normalnie taki widok wywołał by uśmiech na jego twarzy. Nie tym razem.

"Witaj z powrotem, Mistrzu Oogway. Czy spacer przyniósł oczekiwane rezultaty?" Shifu nie podniósł na niego wzroku skupiony na zawartości zwoju. Wiedział że gdyby nie uszy jego podopiecznego dające mu niesamowicie wyczulony słuch to nie zauważyłby jego przybycia.

"Raczej niespodziewany prezent, drogi Shifu." Dopiero teraz Shifu oderwał się od zwoju podnosząc na niego wzrok. Zauważywszy trzymane na ramieniu dziecko, przenosi na nie wzrok. I na niego. I na dziecko. I tak kilka razy.

"Hehehe" Widząc reakcje i zagmatwanie jego ucznia nie potrafi powstrzymać lekkiego śmiechu.

"Co- Kto- Co to ma znaczyć, Mistrzu? Kim- Czym jest to co ze sobą przyniosłeś?" Poczuł rozczarowanie słysząc słowa Shifu. Nie powinien. Znał Shifu od wielu lat i zdawał sobie sprawę z uczuć jakie trzymał w sercu w zamknięciu przed światłem dnia. Było to zrozumiałe. Jednak nie potrafił powstrzymać uczucia rozczarowania. Uśmiech nie znikł z jego twarzy.

"Shifu. To dziecko. Nie wiedziałem co zrobić więc zabrałem je ze sobą do Pałacu." Wyjaśnił. Shifu wstał od stołu na którym był rozwinięty zwój. Zrozumiał i nie był zadowolony.

"Mistrzu... nie było by lepiej oddać je do sierocińca?" Zapytał z wahaniem i nadzieją w głosie.

"Shifu. Myślę że to nie najlepszy pomysł."

"Dlaczego?"

Nie odpowiedział od razu. Miał nadzieje że Shifu sam zrozumie co miał na myśli. Najlepiej zapamiętane lekcje to te do których doszło się samo. Shifu jednak zdawał się nie rozumieć co miał na myśli.

"Po... ostatnich wydarzeniach w okolicznym sierocińcu nie jestem pewny czy powinniśmy powierzać to dziecko tamtejszym opiekunom."

"Sytuacja Tygrysicy była inna, Mistrzu. Nie potrafiła kontrolować swojej siły. Była rzeczywistym zagrożeniem."

"A to zasiało strach przed innością w sercach tamtejszych opiekunów."

"Są inne sierocińce niż Baogu." Shifu dalej próbował odwieść go od pomysłu.

"Shifu. Proszę. Wiem że twoje serce ciągle przepełnia gorycz ale nie powinniśmy uciekać się do tak ryzykownych opcji."

Shifu otworzył usta chcąc zaprotestować. Po chwili zamkną je z ciężkim westchnięciem. Odwrócił wzrok patrząc w bok.

"Ja... ja nie jestem gotowy na kolejnego ucznia, Mistrzu." Powiedział cicho.

"Wiem Shifu. Wiem. Dlatego zdecydowałem że to ja zajmę się naszym nowym gościem. Zgadzasz się na takie rozwiązanie, przyjacielu?"

"Dlaczego pytasz mnie o zdanie, Mistrzu? Moje zdanie nie może być tak ważne."

"Jest ważne dla mnie. Nie jesteś tylko moim uczniem Shifu. Jesteś także moim przyjacielem. Liczę się z twoim zdaniem."

"Tak. Wiem. Nie pierwszy raz to mówisz."

Zapadła między nimi cisza. Po chwili postanowił ją przerwać.

"Więc? Co powiesz, przyjacielu?" Jedno z uszu Shifu drgnęło lekko niespokojnie.

"... Zgadzam się na takie rozwiązanie, Mistrzu." Powiedział w końcu Shifu a jego głos był cichy jakby już teraz żałował wypowiedzianych przez siebie słów.

Przytakną głową z aprobatą.

"Dziękuje Shifu, wiem że nie jest to dla ciebie łatwe."

"Nie jest." Przyznał mu przytakując głową.

"No, a skoro mamy to za sobą mam do ciebie drugą prośbę przyjacielu."

Shifu podniósł wzrok na niego. Ich spojrzenia się spotkały. Żaden niczego przez chwile nie mówił. Uśmiech na jego twarzy rósł z każdą sekundą.
Postanowił nie trzymać Shifu w dalszej niepewności.

"Czy mógłbyś proszę znaleźć dla naszego gościa jakieś tymczasowe miejsce do spania?" Usłyszał potężne westchnięcie i uderzenie dłoni o czoło. A to mu się żart udał.

"Oczywiście, Mistrzu." Przekazał dziecko w ręce swojego przyjaciela. Ukłonił się lekko, odwrócił się bez słowa z zamiarem odejścia. Gdy był przy wrotach od Kaplicy Poległych Wojowników usłyszał jeszcze krzyk Shifu z drugiego końca sali.

"ZENG!"

Minęły dwa dni a chłopiec (jak się okazało) pozostawał ciągle nieprzytomny. Było to bardzo dziwne. Chłopiec nie miał żadnych obrażeń. Ani wewnętrznych ani wewnętrznych. Nie było wiadomo dlaczego się jeszcze nie obudził. Powiedział Shifu że to on zajmie się chłopcem i słowa zamierzał dotrzymać. Teraz zamiast znajdował się w jednym z wolnych pokoi które zazwyczaj służyły uczniom Jadeitowego Pałacu. Siedział w pozycji lotosu. Medytował. Zazwyczaj oddawał się temu zajęciu w Komnacie Poległych Bohaterów, nad Drzewem Brzoskwiniowym lub w Smoczej Grocie. Teraz sytuacja i dane słowo więziły go w tym miejscu. Spojrzał na leżącego chłopca. Oddychał spokojnie. Ciągle nie miał pojęcia jakiego gatunku jest to stworzenie. Chłopiec nie miał łusek jak płazy i gady, nie miał żadnych piór jak ptaki. Jedyne co posiadał to niewielka ilość brązowego futra zakrywającą tylnią i górną część głowy. Zauważył też malutkie ilości futra na rękach i nogach. Nie posiadał mocnych pazurów jakie miało wiele innych stworzeń. Stopy i dłonie nie posiadały żadnych poduszeczek które pomagały kotom w cichym poruszaniu się. To co było najbardziej widoczne były nogi. Nieproporcjonalnie dłuższe niż ręce. Chłopiec budową był najbardziej zbliżony do kotów. Lub niektórych małp. Wstał z podłogi kierując się do wyjścia. Miał ochotę na herbatę. Nie wiedział jeszcze jaką wybierze. Z wyborem zawsze czekał do ostatniej chwili. Przez całą jego podróż z pokoju do kuchni towarzyszyło mu stukanie jego laski o drewnianą podłogę. Gdy tylko wszedł do kuchni niezwłocznie choć nieśpiesznie przystąpił do przyrządzania herbaty. Jak zawsze zagotował więcej wody. Tak na wszelki wypadek. Z przygotowaną już herbatą usiadł przy stole, czekając aż herbata trochę ostygnie. Do jego nozdrzy dotarł zapach przyjemny zapach jaśminu lekko łaskocząc mu nos. Jego myśli ponownie wróciły do ciągle nieprzytomnego chłopca. Poza budową jego ciała nie wiedział o nim nic. Nie ukrywał że zaczynał się martwić. Obecność chłopca jak na razie chciał utrzymać w tajemnicy lecz zaczynał zastanawiać się nad wezwaniem zaufanego medyka. Mógł takż-

"Puk puk"

Jego myśli przerwał dźwięk dochodzący od strony wejścia do kuchni. Gdy podniósł wzrok zobaczył że w wejściu stał...