Severys Snape był zimnym draniem. Każdy kto go znał choć odrobinę mógł o tym zaświadczyć. Był złośliwy i nieprzyjemny. Pomimo swoich 38 lat za żadne skarby nie uważał za stosowne zmienić nic w swoim zachowaniu.

Głównym problem Severusa był fakt, że nie lubił ludzi, a tym bardziej nie lubił dzieci. Prawdziwą złośliwością losu było to, że utknął na posadzie nauczyciela na tak wiele lat. Jednak był więcej niż świadomy, że bycie pedagogiem nie jest dla niego. Z całą pewnością nie było to dobre rozwiązanie także dla jego tępych uczniów.

Jednak trwała wojna, a on był szpiegiem. Nie miał zbyt wielkiego wyboru. Hagward był w zasadzie bardzo prestiżowym miejscem. Tytuł Mistrza Eliksirów dawał mu uznanie i szacunek, a błędy młodości trzeba spłacić. Dlatego utknął na tym stanowisku na wiele lat. Przynajmniej dopóki wojna się nie skończy lub on nie zginie. Co według Severusa było bardziej prawdopodobne.

Tym bardziej, że cały plan Dumbledora na wygranie wojny opiera się na wierze w przepowiednie. Co według Severusa było prostą drogą do porażki.

Po pierwsze cały problem polegal na tym, że przepowiednie lubiły być przebiegłe. Często kryły w wypowiedzianych słowach ukryty sens, który najczęściej można było odkryć dopiero po wypełnieniu się proroctwa.

Po drugie odkrycie osób, które są naznaczone proroctwem z reguły jest trudne i niezbyt oczywiste.

Po trzecie nadzieja na wygranie wojny, która trwa już ponad dwadzieścia lat tylko za pomocą wypełnienia proroctwa jest co najmniej naiwna.

Czarny Pan mógł zniknąć na 14 lat, ale jego słudzy w tym czasie nie próżnowali. Działali w ukryciu, wiedząc, że ich przywódca powróci. I tak też się stało!

Wniosek był jeden Dumbledore delikatnie rzecz ujmując według Severusa lekceważy wroga, a wyznaczenie Harrego Pottera jako jego pogromcę jest jego największym błędem.

Analizując pochodzenie młodego Pottera, Severus nie może mieć pretensji do starego czarodzieja na tak łatwe ogłoszenie dzieciaka „zbawcą" Czarodziejskiego Świata.

Gdy poznał treść przepowiedni sam musiał przyznać, że dzieciak spełnia wszystkie jej wyznaczniki. Urodzony pod koniec lipca, z rodziców którzy wielokrotnie oparli się Czarnemu Panu, naznaczony za pomocą klątwy zabijającej. Dokładając do tego dziedzictwo Potterów i mugolskie pochodzenie matki wychodzi idealny "zbawca" do walki z fanatykami czystości krwi.

Gdyby nie jeden szczegół.

Młody Potter był kompletnym idiotą!

Co do tego Severus Snape nie miał żadnych wątpliwości. Potwierdzeniem jego opinii były wydarzenia z tej nocy.

Severus wziął głęboki oddech, gdy teleportował się przed siedzibą Czarnego Pana. W chwili, gdy dowiedzieli się, że Potter zaginął, czekał na wezwanie. Przez tego idiotę będzie musiał się ujawnić. Mało tego będzie musiał znaleźć sposób na jego uwolnienie. Tyle lat szpiegowskiej pracy idzie na marne, a wszystko przez tego małego smarkacza!

Cały zakon i aurorzy zostali poinformowani. Jednak nikt z nich nie odnajdzie siedziby Czarnego Pana. Tylko On jest w stanie wezwać swoich popleczników. Severus razem z Dumbledorem przez wiele miesięcy próbowali odnaleźć rezydencje Slyterina, bez skutku.

Próba uratowania Pottera była misją samobójczą, był tego świadomy, ale czy mógł odmówić chociaż próby uwolnienia bezbronnego dzieciaka? Minęło już pięć godzin. Czy są szanse, że młody czarodziej jeszcze żyje?

W jego głowie kłębiło się milion myśli. Na które uzyska odpowiedź dopiero, gdy stanie na przeciw swojego Pana. Oczyścił umysł i pewnym krokiem wszedł do rezydencji Salazara Slyterina.

Głośny rechot dobiegający z sali bankietowej spowodował zimny dreszcze u Severusa. Czy tortury dziecka są aż tak zabawne? Obrzydzenie przebiegło przez jego ciało. Z ciężkim sercem otworzył drzwi.

W pięknie urządzanej sali było około dwudziestu śmierciorzerców. Utworzyli krąg wokół swojego Pana i Pottera. Żywego Pottera stwierdził z ulgą Snape. Ocenił jego stan i stwierdził, że mały gnojek nie wygląda źle. Dwóch sługusów go trzymało, miał podbite oko, a z nosa kapała krew, ale mogło być gorzej. Potter co chwile pluł jakby próbował pozbyć się jakieś substancji z ust. I to nieco zaniepokoiło Mistrza Eliksirów.

Kroczył pewnym krokiem, krąg na jego widok się poruszył, przepuszczając go do Pana.

-Witaj mój drogi! Spojrz jak miły prezent dziś otrzymałem!- Severus za maski spojrzał na Voldemorta, a później na Pottera.

- Witaj mój Panie!- ukłonił się nisko.- Musisz być niezmiernie uradowany.

- Dokładnie mój najdroższy Mistrzu Eliksirów. Jednak wiem, że jego koniec będzie też dla Ciebie nie małą ulgą. Przez ostatnie tygodnie zastanawiałem się jak wyrwać Pana Pottera spod opiekuńczych skrzydeł Dumbledora nie narażając twojej jakże ważnej dla nas pozycji. Nigdy bym nie przypuszczał, że sam napatoczy się pod nogi moich wiernych wyznawców.

- To prawdziwe szczęście mój Panie. - odpowiedział siląc się na usłużny ton. Obserwował kątem oka Pottera, a jego przypuszczenia powoli się potwierdzały. Napoili go czymś. Jego spojrzenie było rozbiegane, jakby nie mógł się skupić na tym co wokół niego się dzieje.

- Dumbledore juz wie?

- Tak mój Panie. Oszalał z niepokoju o małego gnojka. Cały zakon i biuro aurorskie zostało postawione w stan gotowości. Wszyscy próbują znaleźć sposób na odnalezienie Pottera.- zimny śmiech wybuch w sali. Severus zacisną mocno dłonie. Jak uratować tego małego smarkacza?

- Och cudownie, cudownie... Za pewne prorok już obwieścił światu tą tragiczną dla nich wiadomość. "Chłopiec Który Przeżył w rękach Lorda Voldemorda". Wspaniałe, wspaniałe! Jestem dziś w wyśmienitym nastroju. Dlatego też postanowiłem uhonorować Ciebie mój drogi. Wiesz jak ważny jesteś dla nas. Tym bardziej twoje działania w zakonie! Czas wzmocnić twoja pozycje! Będziesz tym który uratuje naszego wspaniałego Złotego Chłopca.- jego zimny śmiech znów rozniósł się po sali.

-Mój Panie?- Severus nie wiedział co się wokół niego dzieje . Voldemort postanowił uwolnić Pottera? Żywego? Bez walki? To było więcej niż niepokojące.

-Dobrze słyszałeś Severusie. Masz oddać Pottera Dumbledorowi. Bardzo zależy mi na tym, aby nasz wspaniały dyrektor mógł na własne oczy zobaczyć jak jego Złoty Chłopczyk kona. - Snape uniósł oczy na Voldemorta, a później na Pottera. Jego oczy rozszerzyły się z szoku. Otruli go. Nie torturowali, nie zabili, otruli, a teraz wymagają od niego aby zaniósł chłopaka do szkoły i powiedział o tym dyrektorowi. W głowie już zaczął robić listę możliwych antidotum jakie miał dostępne w swoim laboratorium. Jednak bez nazwy trucizny szanse na uratowanie Pottera były zerowe.

- Wiem o czym myślisz. Nie martw się. Do sporządzenia antidotum potrzebna jest krew rodziców. Czystokrwistych rodziców. Jak wiemy nasz drogi chłopczyk ich nie ma. Jego koniec jest przesądzony! - kolejny zimny śmiech.

-Przekleństwo Salazara...- wychrypiał Snape.

-Dokładnie mój drogi. Dokładnie! Czysta krew ponad wszystko!

Śmierciorzercy wykrzyknęli jego hasło z radością...