2. Czas ucieka
Teleportował ich do zakazanego lasu. Puścił ciało nastolatka, który upadł na ziemię i zwymiotował. Teleportacja dla dzieci nigdy nie była łagodna.
- Potter?- nic cisza tylko ciężki oddech. Severus przeklął w myślach.
Przekleństwo Salazara była jedna z najokrutniejszych znanych mu trucizn, bo była stworzona z myślą o dzieciach. Salazar Slyterin stworzył ją z zamiarem sprawdzenia czystości krwi swoich wnucząt. Zasada działania trucizny była prosta. Dziecko, które ją wypiło najczęściej umierało w przeciągu 48h czasem szybciej. W zależności od wieku i rozwoju magicznego rdzenia. Dla maluszków była bezbolesna nie pozostawiała żadnych skutków ubocznych po podaniu antidotum. Im dziecko było starsze tym skutki trucizny były gorsze. Liczył się też czas podania antidotum im szybciej tym lepiej. Największy haczyk trucizny polegał na ewentualnych plusach. Gdy dziecko otrzymało antidotum z krwią rodziców lub dalszych członków rodziny i potwierdziło się, ze jest czystokrwistym dziedzicem cechy charakterystyczne rodu się wzmacniały. Natomiast , gdy okazywało się, że dziecko jest bękartem szlamy lub czarodzieja półkrwi umierało w katuszach. Co miało być karą dla jego matki za splamienie honoru rodziny.
Przez stulecia od stworzenia receptury, czarodzieje czystej krwi stworzyli z niej prawdziwe narzędzie tortur dla szlam. Harold Wilhelm Potter będąc Ministrów Magii w latach siedemdziesiątych wprowadził zakaz ważenia tejże trucizny. Za samo uwarzenie jej groził Azkaban. A za użycie jej na dziecku, pocałunek Dementora. Czy nie było ironią, że trzydzieści lat później ma zginąć od niej jego wnuk?
- Harry?- Severus delikatnie dotknął ramienia chłopca. Nastolatek spojrzał na niego swoimi wielkimi zielonymi oczami.
- Wszystko w porządku Profesorze...- odpowiedziała szeptem. Jego twarz była blada, lewe oko już zaczynało puchnąć.
Nic nie jest w porządku! Pomyślałam Severus.
- Musimy iść do szkoły.- ponaglił nastolatka. Jednak ten nie zareagował. Oparł się o pobliskie drzewo patrząc w niebo.
- Potter!- ponaglił go.
- Ale po co? Mogę tu zostać. Co za różnica, gdzie umrę? Zawsze uważałem, że jeśli Voldemort mnie złapie użyje najróżniejszych dostępnych metod tortur tak długo aż będę prosił o litość. A tu taka niespodzianka. Po prostu odesłał mnie do szkoły, abym tam umarł!
- Potter Musimy iść. Uwarzenie antidotum trwa czternaście godzin.
- Ale po co? Nim wlali mi to do gardła wszystko wyjaśnili! Nie mam rodziców, nie ma już nikogo z rodu Potterów. Jestem ostatni. Na dodatek półkrwi. Antidotum nie jest potrzebne. Ja umrę Profesorze. – Severus nie mógł temu zaprzeczyć. Jednak patrząc na drobną postać nie mógł i nie chciał sie z tym pogodzić. Gdyby chociaż mieli szansę na walkę. Gdyby udało się znaleźć jakieś wyjście awaryjne.
Jednak nie bez powodu był Mistrzem Eliksirów, znał się na truciznach jak nikt inny i wiedział, że ta jedna jest ostatecznym wyrokiem. Nie ma odwrotu...
Głowa nastolatka nagle opadła. Severus z bijącym mocno sercem sprawdził puls i źrenice dzieciaka. Trucizna zaczęła działać...
Droga do Hogwardu nigdy jeszcze nie wydała się tak długa. Ciało nastolatka było tak lekkie. Zbyt lekkie jak na piętnastolatka. Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale Potter był mały, nawet bardzo mały jak na swój wiek. Gdyby była szansa zmusiłby smarkacza do wykonania kilku niezbędnych badań, ale czy w tej sytuacji fakt niskiego wzrostu i jeszcze niższej masy ciała miało jakiekolwiek znaczenie? Skoro żywot dzieciaka miał się skończyć w przeciągu kilkudziesięciu godzin?
- Na Merlinie Severusie udało Ci się!- Minerwa była pierwszą osobą, która ich dostrzegła, gdy wszedł do ambulatorium. Bez słowa położył nieprzytomnego nastolatka na łóżku.
- Harry! – Black podbiegłem do łóżka- Co oni mu zrobili!
Oczy Blacka ziały szaleństwem. Kochał tego małego kretyna, ba dla Syriusza dzieciak Jamesa był jak własny syn. Pierwszy raz w życiu Severus Snape poczuł coś w rodzaju litości.
- Snape! Do jasnej cholery mów! Dlaczego on jest nieprzytomny! Nie widać większych obrażeń. – Głos Syriusza był mieszanina wściekłości i rozpaczy.
- Severusie? – to Dumbledore odezwał się poraz pierwszy.
- Przekleństwo Salazara...- wyszeptał wręcz niedosłyszalnie.
- Nie! Na Merlina...- z gardła Minewry i Madam Pomfrey wydarł się nie kontrolowany szloch. Dumbledore opadł na pobliskie krzesło.
- Jesteś pewien?- zapytał tylko, a na skinienie głowy jego twarz pobladła. Snape w końcu spojrzał na Blacka. Znając porywczy charakter mężczyzny Severus spodziewali się ataku lub innej irracjonalnej reakcji. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Syriusza poprostu siedział na skraju łóżka głaszcząc czarne kręcone włosy.
- Minerwa, Pompy proszę wyjdźcie!- W końcu odezwał się stanowczo. Obie kobiety wymieniły się współczującym spojrzeniem.
- Syriuszu!
- Na litość Merlina! Minerwa błagam wyjdziesz czy ne!- wrzasnął.
Poppy delikatnie pociągnęła przyjaciółkę za rękę. Gdy drzwi się zamknęły, Back rzucił wyciszające zaklęcie na pomieszczenie.
- Ile już minęło czasu? – konkretne pytanie zdziwiło Snape.
- Mniej niż godzina. W pierwszej fazie był zdezorientowany, nie było z nim kontaktu. Później odzyskał świadomość, ale wydaje mi się, że Teleportacja nasiliła działanie trucizny.
- Szlak! – Syriusza przeczesał ręką po włosach.
- Czyli mamy mniej niż dobę...- Severus był w szoku obserwując dawnego rywala. Black nie zachowywał się jak obłąkany lekkoduch. Czarne oczy wyrażały czyste skupienie.
- Idziemy Severusie. We dwóch powinniśmy skończyć antidotum w mniej niż dziesięć godzin.
- Syriuszu obawiam się, że to nie ma najmniejszego sensu. Obaj wiemy, że James i Lili zahibernowali swoją krew na wypadek gdyby Harry jej potrzebował, ale on jest półkrwi. Krew matki przemieni całą ta sytuacje w koszmar! – głos Dumbledora był delikatny.
- Nie ma czasu na dyskusje Dyrektorze. Snape pomożesz mi czy nie?
I Severus mu pomógł. Wolał stać w laboratorium i siekać składniki niż bezradnie patrzeć na cierpienie chłopaka. Nawet Severus Snape nie był w stanie na to patrzeć. Osiem i pół godziny później antidotum było na ukończeniu. Syriusza z zadziwiającym skupieniem szatkował, mieszał i rzucał potrzebne zaklęcia. Mistrz Eliksirów musiał przyznać, że Black był cholernie utalentowany i nawet lata spędzone w Azkabanie nie zniszczyły wrodzonych zdolności.
Gdy pozostało już tylko dodanie ostatniego składnika i delikatne podgrzewanie mikstury. Black odsunął się od kotła.
- Musisz dokończyć sam. Muszę, muszę po kogoś pójść.
- Co ty kombinujesz Syriuszu? I dlaczego uwarzyliśmy wzmocnioną wersję antidotum? Przecież to zabije Pottera!
- Nie zabije. Zaufaj mi. Jeden jedyny raz mi zaufaj Severusie! – W jego spojrzeniu było coś takiego, że Snape pierwszy raz się wycofał. Nie wiedział o co chodzi, ale czuł podskórnie, że lepiej nie zadawać pytań.
Obiecał, że dokończy ważenie mikstury, a Black przemienił się w swoją animagiczna postać i wybiegł z Labolatorium.
