3. Antidotum
Severus pierwszy raz w życiu bał się wejść do Sali szpitalnej. Przerażało go to co musiało już się dziać z Potterem, a jeszcze bardziej obawiał się tego co próbował zrobić Black. Jednak to kogo zobaczył w szpitalu było dla niego nie do pojęcia.
- Co Ty tu robisz? – wy warczał.
Sześćdziesięcioletni mężczyzna przerwał rozmowę z Dumbledorem i uniósł na niego spojrzenie. Severus Snape z trudem przełknął przekleństwo cisnące mu się na usta.
- Też miło mi Cię widzieć- opowiedział przybysz z pogardą. Sztyletowali się wzrokiem jak dwaj najwięksi wrogowie. Padło by za pewne jeszcze kilka nieprzyjemnych słów, ale przybycie Blacka przerwało im. Który bez ceregieli rzucił na pomieszczenie czar wyciszający i gestem nakazał im zamilknąć. Snape z obawą obserwował jak Syriusz z niezrównoważonego i lekkomyślnego byłego więźnia Azkabanu przemienił się w dawnego siebie. Emanowała z niego dawno nie widziana pewność i stanowczość, do tego stopnia, że nikt nawet Dumbledor nie śmiał mu przeszkadzać .
- Albusie Percivalu Wulfryku Brianie Dumbledore jesteś najstarszym i najbardziej uznanych czarodziejem w Wielkiej Brytanii dlatego to ciebie wybrałem na sędziego mojej przysięgi. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wesprzesz mnie swoją mądrością w ocenie czy utrzymanie w dalszym ciągu Przysięgi Wieczystej jest słuszne?
- Oczywiście...- spokojna odpowiedź, ale W oczach dyrektora po raz pierwszy od zaginięcia Pottera pojawiły się wesołe iskierki.
- Wieczysta Przysięga została złożona w wierze ochrony tego chłopca. Czy według Ciebie Albusie Percivalu Wulfryku Brianie Dumbledor utrzymanie jej w dalszym ciągu będzie dobre dla chlopca?
- Nie...
Severus obserwował rytuał zdjęcia Wieczystej Przysięgi że zdezorientowaniem. Jednak doskonale wiedział, że nie może im przerwać.
- Czy utrzymanie jej może spowodować śmierć chlopca?
- Tak...
- Czy ty Albusie Percivalu Wulfryku Brianie Dumbledore , wybrany na sędziego mojego dylematy moralnego zwalniasz mnie z obowiązku dotrzymania Wieczystej Przysięgi jaką złożyłem na łożu śmierci mojej siostrze Annie Astorii Snape z domu Black ?
- Tak
Nogi Snape ugięły się pod jego ciężarem. Jego wzrok z przerażeniem przebiegał pomiędzy Blackiem, a Potterem. Wypowiedziane słowa docierały do niego z opóźnieniem. Na łóżku nie leżał syn Jamesa i Lily. Ten Chłopiec był synem Anny... Ten Chłopiec był Jego synem! Poczuł na ramieniu dotyk. Uniósł głowę, a jego własny ojciec ścisnął jego ramie jeszcze mocniej. Dając mu w ten sposób znać by milczał. Nie czas na wyjaśnienia.
Syriusz podszedł do stolika na którym stało trzy fiolki. Dwie zawierały krew.
- Lily, James przyjęliście i otoczyliście to dziecko opieka pomimo własnego cierpienia. Uczyniliście go synem z wyboru i oddaliście za niego życie, na zawsze pozostaniecie w jego sercu i pamięci, ale czas na zdjęcie zaklęcia .
Syriusz powoli zmieszał zawartości trzech fiolek ze sobą. Mikstura zmieniła barwę na jasno zieloną. Podszedł do ciężko oddychające chłopca i napoił go miksturą.
W pomieszczeniu panowała ciszą. Oczy wszystkich zebranych utkwione były w chłopcu.
- No dalej mały. Dasz radę...
Ciche słowa Syriusza, dudniły w głowie Severusa.
„Dasz radę..."
Zdjęcie zaklęcia adopcyjnego pochłaniało bardzo dużo Magii, czy chłopak walczący od kilkunastu godzin z trucizną miał wystarczająco dużo energii, aby zwalczyć także zaklęcie adopcyjne? Na to pytanie nikt z zebranych nie znał odpowiedzi. Jednak wszyscy wiedzieli, że aby antidotum zadziałało najpierw trzeba zdjąć zaklęcie adopcyjne rzucone przez Jamesa I Lily. W innym wypadku antidotum zadziała tak jakby Harry był biologicznym dzieckiem Potterów.
Gdy z ciała nieprzytomnego nastolatka zaczęła unosić się delikatne zielona mgła Severus wypuścił wstrzymywanie powietrze. Mgiełka powoli robiła się coraz ciemniejsza i powoli osłaniała całe ciało chłopca.
Zaklęcie adopcyjne powoli opuszczało ciało Harrego.
- Severusie antidotum. – Głos Blacka otrzeźwił Snapa. Spojrzał na ściskaną w dłoni fiolkę.
Odłożył ją na blat, obok starodawnego sztyletu. Już miał miał naciąć swoją dłoń I dodać kilka kropel krwi, ale dłoń Syriusza zatrzymała go.
- Najpierw twój ojciec. – spojrzał się na Blacka nie do końca rozumiejąc. Pozostali czarodzieje zrozumieliśmy w jak głęboki szoku jest. Dumbledore wyjął sztylet z jego dłoni i podał go Tobiaszowi. Ten bez wachania dodał do mikstury kilka kropel swojej krwi. Oczyścił sztylet i dopiero wówczas podał go Severusowi który uczynił to samo. Na końcu Syriusz dodał kilka kropel swojej krwi. Antidotum było gotowe...
Mgła nad nastolatkiem była w dalszym ciągu gęsta, do tego stopnia, że praktycznie nie było widać kto leży na łóżku. Musieli czekać...
Magiczna mgła bardzo długo gęstniała, jeszcze dłużej wisiała nad ciałem I Severus zaczynał wątpić, aby ciało chłopaka było w stanie znieść tak silny urok. Po 20 minutach mogli zaobserwować, delikatne rozjaśnienie uroku nad nogami chłopca. Nim cała mgła zniknęła minęło więcej jak godzina. Razem z mgłą zniknął Harry Potter.
Na łóżku leżało obce dla zebranych ciało Kędzierzawe pukle zmieniły się w proste czarne włosy które przykleiły się od potu do twarzy chłopca. Rysy twarzy też stały się delikatniejsze, nos zdecydowanie mniejszy a wargi węższe. Severus z konsternacja przyglądał się nowemu ciału. Jego syn wydawał się bardziej podobny do Blacków , ale to może i lepiej dla niego, Pomyślał.
Nadszedł czas podania antidotum. Jednak nim zbliżył się z fiolką do łóżka, ciało nastolatka wygięło się w nienaturalny sposób, a gdy Skórcz mięśni minął opadło bezwładnie.
- Nie, Merlinie tylko nie to- zawyłem Black.
Severusowi zajęło kilka sekund nim zrozumiał co się stało. Chłopak nie oddychał. Jak w amoku sprawdził puls, ale nic nie wyczuł. Odstawił fiolkę i bez wahania rozpoczął masaż serca. Użycie zaklęcia reanimacyjnego nic by niedało. Zasoby magiczne chłopaka zostały wyczerpane. Musiał działać bez użycia Magii.
Nie był w stanie stwierdzić jak długo trwała próba przywrócenia krążenia. Czuł pot ściekający po skroni, ale próbował. Nie mógł pozwolić dzieciakowi umrzeć.
Jego dłonie trzęsły się , gdy po kolejnej serii uciśnięć sprawdzał puls chłopaka. Gdy pod palcami poczuł delikatne pulsowanie nie mógł w to uwierzyć. Przyłożył ucho do twarzy dzieciaka i poczuł delikatne oddech na swoim policzku. Opadł bezsilnie na klatkę piersiową dzieciaka niedowierzając, że to się udało.
Gdy tylko nastolatek złapał głębszy oddech Tobiasz Snape bez wahania wlał całe antidotum do ust nastolatka, masując gardło zmusił ciało do połknięcia substancji. Tylko tyle mogli dla niego zrobić.
Czterech czarodziei stało wokół łóżka wiedząc, że już nic więcej nie może zrobić. Mijały minuty, a oni mogli tylko obserwować niespokojny oddech chłopca.
Minęła godzina nim oddech chłopca się wyrównał, a napięte do granic wytrzymałości mięśnie się rozluźniły. To był jeden z pierwszych sygnałów, że antidotum działa poprawnie.
- Udało się, na Merlina udało się- wykrzyknął z radością Syriusz.
Severus spojrzał na Blacka z obrzydzeniem i nim ktokolwiek zdążył zareagować jego pieść wylądowała na twarzy Syriusza powalając go na kamienna podłogę...
