20. Złota trójca cz.2
Pierścienie paliły go jak diabli, ale miał na głowie o wiele gorszy problem. Trzech dorosłych mężczyzn stało w wejściu ich pokoju. Serce łomotało mu w piersi, chociaż może to za małe słowo. Ono waliło. Bał się. Cholernie bał się. Spojrzał na swoje pierścienie, które w dalszym ciągu miały szkarłatnoczerwony kolor. Zadziałały, ale cholera jak mógł to zrobić. Był takim kretynem. Dlaczego uległ tej pokusie? Co jeśli uznają, że podwójne pierścienie to za mało? Nie Przeżyje kolejnych. Merlin mu świadkiem, że jeśli założą mu kolejne to tego już nie udźwignie. Jego oddech był szybki do tego stopnia, że pomimo tego, że wiedział że oddycha to nie przynosiło mu ulgi.
Spojrzał na dorosłych. Ojciec coś do niego mówił. Jednak spanikowany umysł nie odnotowywał jego słów.
Dlaczego nie pomyślał? Dlaczego nie zapanował nad tą pokusą. Chciał jej. Cały dzień próbował ją odnaleźć. I w końcu gdy to się udało nie mógł jej stracić. Powinien być mądrzejszy!
Ojciec zrobił krok w jego stronę, a on automatycznie zrobił krom w tył. Nie mógł. Cholera nie mogą mu jej zabrać.
Potknął się o fotel i gruchnął na podłogę walącym głową o podłogę. Zamroczyło go dosłownie na chwilę, ale ten moment wybrał Snape aby się zbliżyć. Usiadł szybko próbując się odsunąć.
- Nie zrobisz tego. Niech mnie piekło pochłonie, ale nie zrobisz tego- wyrzucił z siebie.
Nie wiedział jakim cudem zdołał podnieść się na nogi. Jego ciało działało jak na autopilocie. Chciał znaleźć drogę ucieczki, ale jej nie miał. Nie miał szans z trzema dorosłymi czarodziejami.
Mrowienie w palcach znikło całkowicie. Uczucie ekscytacji tak samo. Znów poczuł pustkę, a kiedy to dotarło to jego mózgu, ogarnęło go zmęczenie. Ten moment wybrał Snape, aby złapać go za koszulkę i usadzić na fotelu.
- Oddychaj do cholery.- Gdy w końcu usłyszał głos ojca poczuł mała ulgę. Złapał gwałtownie duży oddech, a jego płuca zapiekły. Jakby w końcu tlen do nich dotarł. Odetchnął kilka razy zanim spojrzał na ojca.
- Co rzuciłeś? – głos Snape był dziwnie spokojny.
- Nie założę kolejnych. Zapomnij! Nie chcę!- wysapał z trudem.
- To ja przerwałem zaklęcia durniu! Nie ty!
Wiliam spojrzał na ojca z nadzieją. Boże niech to będzie prawda. Niech to nie będzie on.
- Lewiosa- powiedział w końcu szeptem.
- Co czułeś. – Wiliam spojrzał na ojca w niezrozumieniu. – co czułeś jak tych dwóch kretonów się złączyło.
- Wróciła...
- Poczułeś swoją moc tak? – chłopak niepewnie kiwnął głową. A później zrozumiał co potwierdził.
- Nie założycie kolejnych! Nie zgadzam się. Słyszysz! Jeśli to zrobisz..
- Stop nie nakręcaj się od nowa. Nikt nic nie będzie zakładać. Nawet nie wiem czy to możliwe. Ale żadnych więcej pierścieni. Nic nie zrobiłeś. To oni cię wciągnęli w swój krąg. Rozumiesz? To oni stracili kontrolę.
Nie rozumiał. Nie miał pojęcia o czym ojciec do niego mówi.
- W sumie to możesz im podziękować. Dzięki swojemu durnemu zachowaniu przyspieszyli twoja aktywację. Mówiłem Ci, że aktywizacja Magii jest ważna. O to chodziło. Abyś ja poczuł. A nie abyś czuł pustkę. Łapiesz?
- To dobrze? – mruknął z nadzieją.
- Dla ciebie tak. Będzie łatwiej. Chociaż nie uważam, aby taka droga na skróty była wskazana. I szok magiczny też raczej nie był ci potrzebny.
- Jesteś pewien? – zapytał z nadzieją, a może robi to specjalnie? Na pewno. Cholera jasna. Na pewno zaraz go uśpią. Na pewno znowu go uśpią, a jak się obudzi to znowu zobaczy kolejne kajdany. Na pewno.
Gdy ta oczywista logika do niego dotarła spróbował się podnieść. Silne dłonie ojca zatrzymały go w miejscu.
- Siedź na tyłku. Już na dzisiaj wystarczy.
- Nie chce. Nie możesz!
Nagle poczuł zimno. Jakby ktoś otworzył okno. Przebiegł go zimny dreszcz, a zęby zaczęły zgrzytać.
- Zimno ci? Wiliam!
- Pić...- wychrypiał. Właściwie dlaczego chciało mu się pić? To było śmieszne. Zachichotał cicho. Spojrzał na ojca, jego usta się poruszyły, ale nie słyszał słów stwierdził, że to najzabawniejszy widok jaki widział...
- Cholera, Swinss idź do niego...- zakomenderował Daniel.
- Hej młody, popatrz na mnie!
Severus odsunął się pozwalając młodemu uzdrowicielowi ocenić stan Wiliama. Lekarz sprawdził puls, źrenice, stan napięcia mięśni. Severus nie wiedział co wywnioskował, ale po wykonaniu tych kilku czynności, rzucił zaklęcie diagnostyczne, a później kolejne.
- Książkowy przykład szoku magicznego. Uspokajający i nasenny jutro będziesz jak nowy.- mruknął medyk, klepiąc chłopaka w kolano.
- Uspokajający wypił sześć godzin temu.- Medyk spojrzał na nastolatka z zamyśleniem.
- Rozluźniający pomoże na mięśnie. Ale musi się przespać. Nasenny w tym wypadku odpada...
- Z tym sobie poradzę. – mruknął pod nosem
- Nie można mieszać...
- Swinss to ja cię uczyłem. Wiem których Eliksirów się nie miesza. – Warknął zirytowany, a może był zmęczony. Nie pamiętał kiedy ostatni raz spał więcej jak 3 godziny.
- Co z nim? – Daniel podszedł do nich?
- Szok magiczny. Nic poza tym. – zdał relacje młodszy lekarz. Daniel kiwnął głową.
- Zabierz tych dwóch do skrzydła. Zostaniesz tu. Trzeba będzie ich monitorować. Wiliam może tu zostać. Ale jak się wyśpi niech przyjdzie na skany. – spojrzał na Severusa z zamyśleniem.
- Następnym razem wezwijcie Dumbledora. – Tomas I Ksawery podeszli do nich przyglądając się Wiliamowi, który znowu zaczął się cicho śmiać, a za chwilę położył głowę na oparciu fotele i Zasnął.
- Nic mu nie jest? – Zapytał Tomas.
- Musi odespać. Mówię poważnie. Dumbledore zrobiłby to łagodniej. Nie doznali by takiego szoku.
- Więcej tego nie zrobią już moja w tym głowa- Mruknął zirytowany Wilson, a Severus widział że jest już tak samo zmęczony jak on.
- Zrobią i to nie raz. Jak raz spróbowali będę próbować znowu. Ale Wiliam musi uważać. Są od niego silniejsi i tak miał szczęście, że nie wyczerpali go. I do cholery zróbcie coś z nimi. Przegońcie po błoniach czy co tam wymyślicie. Zmęczcie ich fizycznie aby nie mieli sił nawet pomyśleć o rzuceniu na siebie zaklęć. To nastolatki naszprycowane magia i hormonami. Muszą się wyładować. Nie możemy tu przychodzić co drugi dzień. DOS i tak patrzy Wam na ręce. Zaczną robić problemy jak zorientują się, że co drugi dzień któryś ląduje w skrzydle! – Warknął Daniel poirytowany. Severus spojrzał na śpiącego dzieciaka, który zaczął mamrotać coś pod nosem.
- On też Severusie. – Snape zaśmiał się.
- Wypluje płuca po 200 metrach. Jego kondycja jest zerową.
- To niech wypluje. Im będzie silniejszy fizycznie tym rzadziej będzie lądował w skrzydle. Dobra idę do chłopaków. Podaj mu rozluźniający jak mówił Swinss. Chociaż zakwasów i tak nie uniknie.
Opuścił pokój mamrocząc pod nosem coś o czysto krwistych palantach. Severus postanowił zignorować uszczypliwość. Popatrzył na swojego syna z rezygnacją. Gówniarz go wykończy i to za pewne szybciej niż podejrzewał.
- Choć matole. Położymy Cię do łóżka. – klepnął delikatnie chude kolano. Zielone oczy spojrzały na niego nieprzytomnie.
- Zimno mi- wymamrotał zrzędliwie. Pociągnął szczeniaka za ramię i Choć podniósł się na nogi I tak zaraz opadł swoim ciałem na ojca. Severus z rezygnacją rzucił na niego Leviosa. Szczeniak otworzył oczy z uśmiechem.
- Lubię leviosa. -wymamrotał.
- Już ją sprawie, że będziesz miał koszmary przez to zaklęcie...- mruknął Jonas.
Severus uśmiechnął się pod nosem. Bo wiedział, że były auror spełni swoją groźbę.
