38. Szaleństwo
- Wiliam?- nastolatek puścił obcą dłoń i spojrzał na ojca. – Wybierasz się gdzieś? – zapytał patrząc na syna.
- Davis nie odpuści- odpowiedział – a mi to bez różnicy kiedy mam z nią rozmawiać. – wzruszył jedynie ramionami.
- Jest znaczna różnica, synu i obaj dobrze o tym wiemy. Panowie już poznaliście mojego syna. Wiecie co macie robić, prawda?
- Oczywiście Severusie. Intrygujący młodzieniec... – powiedział mężczyzna, mimowolnie patrząc na podwójne pierścienie chłopca. Z czego Wiliam wcale nie był zadowolony. Swinss zdjął opatrunki przed wykonaniem skanów więc pierścienie były doskonale widoczne. I o ile wszyscy z którymi miał doczynienia na co dzień nie zwracali na nie uwagi tak, obcy mężczyźni nie mogli oderwać od nich oczu. To było krępujące. Nawet kiedy wiedział, że nie jest już aż tak bezbronny jak chwilę po ich włożeniu.
- Z zamiłowaniem do wpakowywania się w kłopoty, Franciszku. Więc niech Cię nie zmyli jego niewinny wygląd. – mruknął Severus patrząc na Wiliama z naganą.
- Ojcze! – Burknął niezadowolony. Bo nie lubił jak ktokolwiek rozmawiał o nim zamiast z nim. Albo zwracam uwagę na jego bądź co bądź ale jednak dziecinny wygląd. Bo Wiliam Snape w rzeczywistości wcale nie wyglądał na szesnastolatka. A jego wątłą postura odejmowała mu co najmniej trzech lat.
- Spale te twoje koszulki w końcu! – Warknął Snape, a Willi już miał odwarknął, że wcale sam jej nie wybrał. Ale w porę sobie uświadomił, że ojciec o tym wie, ale Ci goście nie. Severus gra. Gra ojca podirytowanego zachowaniem nastoletniego, rozpieszczonego przez dziadka smarkacza. Taki miał być Wiliam. Rozpieszczonym smarkaczem, pyskatym, kochającym wszystko co mugolskie tylko dlatego, że wkurza to ojca.
Ojciec gra przed prawnikami. Wezwał ich tu, aby powstrzymać zapędy Davis. Ale oni nie znają prawdy. Nie wiedzą kim jest Wiliam, wiec tą jedną koszulką ojciec dawał mu znać, że ma się pilnować. W sumie Will już się zaczynał gubić kto i co o nim wie... Ogólnie miał wrażenie, że jego prawdziwa tożsamość już i tak mu bardziej nie zaszkodzi... Ale mimo wszystko musiał odgrywać swoją rolę.
Uniósł brew z powątpiewaniem, a na jego usta wypłyną ironiczny uśmiech ( a przynajmniej miał nadzieję, że jego uśmiech chociaż trochę przypominał ten ojcowski, ale z delikatnymi rysami twarzy odziedziczonymi po matce miał na to marne szanse).
- Nie wydaje mi się- odpowiedział spokojnie. A później spojrzał na prawników, lekko poirytowany.
- To który z Panów będzie miał Najprzyjemniejsze zadanie? – zapytał ojca. Jakby pozostali mężczyźni nie istnieli. Mordercze spojrzenie ojca mówiło mu wszystko. Severus najchętniej zamknął by go w skrzydle. Nie pozwalając na rozmowę z psychopatyczną Panną Davis I za pewne z nikim innym.
- Will! Nie będziesz z nią rozmawiać- powiedział Severus. W tym momencie Wilson wyszedł z skrzydła skrzywiony jakby zjadł cytrynę, a krok za nim Christopher i Septimus, którzy nie wyglądali wcale lepiej. Wilson strzelił im pogadankę. Tego Wiliam był pewien.
Prawnicy spojrzeli na nich z zaciekawieniem. A Chris jakby otrząsnął się z irytowanego nastroju, a może postanowił odgrywać swoją rolę beztroskiego lekko głupkowatego nastolatka? Każdy z nich udawał uświadomił sobie Wiliam. Chris wolał być uważany za kretyna niż być branym na poważnie. Septimus z kolei udawał bardziej dorosłego niż był w rzeczywistości. A Wiliam? Wiliam udawał odważniejszego niż był w rzeczywistości.
- Biorę środkowego! Xavier położył sprawę Logana! Willi bierz Franciszka. Dobrze Ci radzę...
- Pajac!-wtrącił Septimus. O to też dla nich było charakterystyczne. Chris zawsze zwracał na siebie uwagę jakąś kąśliwych, czasem idiotyczną odżywką, a Septimus gasił pożar dobrymi manierami. I Wiliam wiedział, że w tym duecie nie ma miejsca na trzeciego. A może jest? - Panowie wybaczą, rozumu mu nie przybyło od naszego ostatniego spotkania – Chris uderzył żartobliwie kolegę w ramię.
Septimus przywitał się, zapytał grzecznościowo o rodzinę i podziękował za przybycie. A więc oni ich znają. I nagle Wiliam poczuł się jakby toną w tej szachownicy układów i znajomości. Oni wychowali się w tym środowisku. Wiedzą na co mogą sobie pozwolić. Jak lawirować między tymi wszystkimi ważniakami. Jadali obiadki z Ministrami i zapewne z masą innych ważniaków. Byli w swoim świecie. Znali jego reguły. Wiliam nie.
Z jednej strony ojciec oczekiwał, że będzie grał swoją rolę smarkacza, z drugiej że w jakiś magiczny sposób będzie wiedział z kim i jak ma rozmawiać. Severus chciał, aby odnajdował się w takich sytuacji jak Septimus, na pewno nie jak Chris. A Wiliam z trudem panował nad nerwowymi tikami tak bardzo charakterystycznymi dla Harrego Pottera. Modlił się, aby jego twarz nie spurpurowiała. I przy okazji wyglądać jakby całą sytuacją nie stresowała go bardziej niż rozmowa z Wampirzycą, zwaną Panną Davis.
Prawda była taka, że Wiliam był tylko Harrym. Chłopcem wychowanym w schowku na miotły. Bez miłości, bez swobody, a później zrzucono na niego ciężar sławy za coś czego nawet nie pamiętał. Tą rolę opanował do perfekcji. Bycie Złotym Chłopcem jakoś mu nawet wychodziło...
Teraz oczekiwano, że zrozumie coś czego nigdy nie rozumiał, nie szanował i uważał za idiotyzm. A jednak musiał odnaleźć się w tej roli. Nie miał wyjścia jeśli chciał przeżyć, jeśli Septimus i Christopher mają to przeżyć. W głowie Wiliama niczym w filmie zaczęło się odtwarzać zachowania Draco Malfoya. Jego odwieczny wróg był idealnym przykładem snobistycznego arystokraty. Ale Wiliam nie chciał być kimś takim. Nie chciał, aby ludzie go tak odbierali.
Septimus z Christopherem zaczęli luźną rozmowę z prawnikami, relacjonując jak zachowywała się Davis przez ostatnie tygodnie. Tych historii Wiliam nie znał , ale w zasadzie nie odbiegały od tego czego spodziewałby się po kobiecie.
W końcu stwierdził, że nie dowie się niczego nowego. A czas uciekał, a on chciał odpocząć, a nie zrobi tego dopóki nie pozbędzie się Davis z Hogwartu. Wykorzystując fakt, że wszyscy byli zajęci rozmową na pozór luźną, ale pełną informacji czego można oczekiwać po DOS, zrobił krok w tył, aż w końcu odwrócił się do nich plecami i postanowił zejść na dół.
- Synu!- Severus zatrzymał go ostrym słowem.
- Poradzę sobie z nią. – powiedział pewnie. Choć wcale nie był tego pewien. Miał obawy przed tą kobietą. Była pracownikiem Ministerstwa, a ono nigdy nie zrobiło niczego dobrego. Ich macki były wszędzie, a teraz były skupione głównie na nich. I uświadomienie sobie tego nie dawało mu spokoju.
- Porozmawiamy ?- odwrócił się z wściekłością, gdy obca dłoń zatrzymała go. Wyrwał ramię z niechcianego dotyku i z trudem opanował chęć rzucenia klątwy. Mężczyzna patrzył na niego uważnie. I Wiliam miał dość tych „uważnych" spojrzeń. Facet otworzył drzwi do pustej Sali, a Wiliam tam wszedł.
- Xavier tak? – mężczyzna kiwnął głową.- Zawsze trafiają mi się najlepsi. – Zakpił.
- Christopher za mną nie przepada...- powiedział z ostrożnym uśmiechem, a Wiliam spojrzał na niego z powątpiewaniem. Z drugiej strony, znał dość dobrze Severusa, aby wiedzieć, że nie poprosiłby o wsparcie kogoś z wątpliwymi umiejętnościami.
- Nie musisz się mnie obawiać- powiedział, a Wiliam prychnął.
- Wychowano mnie, abym obawiał się każdego. – powiedział zgodnie z prawda, a że akurat ta prawda pasowała także do Wiliama to już inna sprawa.
Prawnik zmarszczył czoło jakby zastanawiał się jak poprowadzić ich pierwszą rozmowę, a Wiliam w sumie też był tego ciekaw. Potraktuje go jak smarkacza z góry? Czy będzie mu wmawiał, że jego stan zdrowia ogranicza też jego pogląd na sprawę? A może jest już uprzedzony, że Wiliam jest „niestabilny" emocjonalnie? W sumie jego ojciec tak właśnie uważa... Delikatnie mówiąc...
- Wychowanie, a własne odczucia to dwie różne sprawy.- powiedział w końcu Xavier.
- Być może...- Tylko tyle przyszło mu do głowy. Oparł się o ławkę. Nie chciał pozakazywać swojej słabości, ale nie miał na nią też wpływu. To był długi dzień. Jeden z wielu długich dni. Jak miał być szczery...
- Panna Davis... Co o niej myślisz? – zapytał prawnik. A Wiliam jedynie wzruszył ramionami. To co o niej myślał raczej nie powinno dojść do uszu nikogo dorosłego.
- Dała Ci w kość prawda? – kolejne pytanie, skwitowane lekkim wzruszeniem ramion.
- Omal Cię nie zabiła...- spróbował z innej strony.
- Teoretycznie rzecz ujmując to moja osobista magia omal mnie nie zabiła- odpowiedział obojętnie.
- Nie jest łatwo być posiadaczem tak wielkiej mocy prawda? – kolejne wzruszenie ramion.
- Taki już się urodziłem. – powiedział bezczelnie.
- Po Przekleństwie chyba trochę się pozmieniało? – zapytał prawnik przysiadając na innym szkolnym biurku.
- Teoretycznie. Teraz jest łatwiej. Nie muszę pamiętać o różdżce. – zakpił.
- No tak... I tyle z różnic?
- Tyle z plusów. Lista minusów jest znacznie dłuższą. – powiedział spokojnie.
- Wiliamie przed naszym spotkaniem czytałem przebieg twoich rozmów z Panną Davis.
- To za dużo się nie naczytałeś- mruknął. Bo w sumie tylko dwukrotnie z nią dyskutował.
- Dlaczego nie przyznałeś, że to ojciec uwarzył i nakłonił Cię do wypicia „ Przekleństwa Salazara"
- Prawdopodobnie dlatego, że to nie on to zrobił...- powiedział.
- Więc kto?
- Skoro czytałeś Raporty z rozmów to znasz odpowiedź.
- Twoje odpowiedzi nie sugerowały sprawcy.
- Nie wiem kto dosłownie wmusił we mnie to cudo.
- Twój ojciec pod Veritaserum zeznał, że to Malcolm Usher wlał i zmusił Cię do przełknięcia trucizny. – powiedział prawnik, a Wiliam uniósł że zdziwieniem brew. To nowość. A więc ojciec dokładnie wiedział, kto go wtedy przytrzymywał i kto wlał mu miksturę do ust. Jednak czy ta informacja zmienia cokolwiek? Zdecydowanie nie. To tylko kolejny bezwartościowy śmieć.
- Skoro tak zeznał to musi być prawda. Veritaserum nie da się oszukać.
- Twój ojciec jest wybitnym Oklumentą. Takie umiejętności pozwalają na manipulowanie faktycznymi wydarzeniami...
- Mój ojciec jest Wybitny w wielu dziedzinach.
- Twierdzi, że w jednej jest dość kiepski. – powiedział prawnik przechylając się delikatnie do przodu. A Wiliam czuł już irytacje. Facet skakał z tematu na temat. Z czego żaden nie wnosi niczego...
- Skoro tak twierdzi.
- Nie jesteś ciekaw w jakiej?
- Jestem więcej niż pewien, że nie istnieje nic w czym mój ojciec mógłby być kiepski.
- A jednak w naszej prywatnej rozmowie twierdził, że jest coś takiego.
- Raczej bym uważał na takie stwierdzenia. Jest ślizgonem. Fałszywe stwierdzenia z reguły mają służyć wyprowadzeniu przeciwnika w błąd.
- Nie jestem jego przeciwnikiem. Jestem jego prawnikiem od dziewiętnastu lat. – mruknął.
- Gratuluję... To sporo czasu. – mruknął nastolatek.
- I wydawało mi się, że znamy się dość dobrze... A jednak przez szesnaście lat od dnia pogrzebu nie powiedział nawet jednym słowem o tobie...
- Widocznie nie ufa Panu.
- Zastanawiam się jak mogłem się nie domyśleć.
- Widocznie nie jest Pan aż tak bystry. Może Chris ma trochę racji...
- Jego także nie znałeś, ani Septimusa? To bardzo dziwne... Wasze rodziny, przyjaźnią się od pokoleń.
- Dziwne jest to, że ojciec jest aż takim paranoikiem? Najwyraźniej jego też pan nie zna... – prawnik uśmiechnął się
- Znam go doskonale Wiliamie. Znam go wystarczająco długo i nigdy bym nie powiedział, że jest w stanie porzucić syna- powiedział, na co Wiliam spojrzał na niego w szoku.
- Ojciec mnie nie porzucił-zaprzeczył.
- Oficjalnie nie... Jednak przyznał mi się, że... No cóż przyznał, że do póki nie wszedłeś w okres dojrzewania magicznego nie za dużo miał dla Ciebie czasu- powiedział. – Wiliam przewrócił oczami.
- Ma sporo zobowiązań. Ta rozmowa nie prowadzi do niczego. Panna Davis już I tak za długo na nas czeka.
- Panna Davis może poczekać... W końcu jej obowiązki zostały ograniczone tylko do waszej trójki. Niesamo wita liczba prawda?
- Jak każda inna.
- Dla waszych rodzin raczej chyba ważna. To dość niespotykane by w każdym pokoleniu w różnych rodzinach rodzili się dziedzice w tym samym roku. Twój ojciec i ojcowie chłopców. Twój dziadek i ich dziadkowie. Jakby pochylił się nad tematem pewnie by odnalazł wielu takich przodków.
- Może się umawiali? Czysto krwiści to szaleńcy. – mruknął z szyderczym uśmiechem.
- Ty także jesteś czarodziejem czystej krwi.
- Dlatego wiem co mówię- mruknął z rozbawieniem. W sumie nadal nie przywykł do zmiany statusu. I w sumie uwaga Xaviera uświadomiła mu, że musi bardziej uważać na dobór słów i tonu głosu. A później poczuł się zmęczony bezcelową rozmową.
- Proszę Pana. Ja bardzo lubię takie rozmowy. Jednak Panna Davis...
- Nie będziesz rozmawiał z Panną Davis. – powiedział prawnik, pewnie, stanowczo, wręcz zakazująco. I to było to stwierdzenie, którego chłopak bardzo nie lubił. Wiliam czuł jak jego opanowanie ulatuje.
- Posłuchaj mnie. Akurat Ty nie będziesz mi mówił co ja mam robić, ani z kim rozmawiał. Tak się składa, że z tobą skończyłem. – wymruczał. Odsunął się od stolika odwracając się do mężczyzny z chęcią opuszczenia Sali.
- Ona brała pod uwagę taką ewentualność. Znała twojego ojca i bardzo się bała, że gdy się urodzisz, a ona umrze... Obawiała się, że Severus zareaguje tak... No cóż tak jak zareagował. Zostawił Cię dziadkowi. Odwiedzał Cię chociaż czasem? Częściej niż raz do roku? Czy nawet nie? Pokazał Ci Wasz dom? Czy znasz tylko Rezydencje Tobiasza? Można wychować dziecko w dostatku, ale bez miłości i poświęconego czasu to musi być bardzo trudne. – Wiliam odwrócił się, patrząc na prawnika. W pierwszym odruchu miał ochotę powiedzieć, że nic o nich nie wie. I aby nawet nie próbował zgadywać jak wyglądało ich życie. Jednak jeden szczegół jego wypowiedzi go powstrzymał „gdy się urodzisz, a ona umrze..." Skąd Anna mogła wiedzieć, że umrze? To nie jest coś co się planuje w trakcie oczekiwania na dziecko, prawda? A Anna, jego mama była młoda przecież... Severus był wtedy młody, a ona była młodsza od niego...
- Wiliamie...- prawnik jakby nie widział zamyślenia chłopca i chciał kontynuować wypowiedź. Ale chłopak uniósł jedną rękę jakby chciał, aby facet umilkł.
- Śmierć w trakcie porodu... To chyba nie zdarza się często... Więc dlaczego Anna brała to pod uwagę? I dlaczego ojciec według twojej opinii miałby mnie przez to porzucić? Przecież ja nie miałem na to wpływu. To się wydarzyło i tyle. Tak zawsze mówi ojciec, ale Ty... Ty sugerujesz, że Anna była tego świadoma. Więc dlaczego? - zapytał ze zmrużonymi oczami. Xavier z kolei umilkł zaciskając mocno usta.
- Nie powiedzieli Ci? – zapytał.
- Niby czego?
- Wiliamie może lepiej by było jakbyś jednak poruszył ten temat z ojcem...
- Zacząłeś to gadaj! – Warknął Wiliam- Dlaczego twierdzisz, że dwudziestoletnia młoda kobieta zakładała, że umrze...
- Wiliam...
- Gadaj co wiesz...
- To nie jest coś o czym ja powinienem z tobą rozmawiać. Severus...
- Severus już I tak będzie wściekły. Chodzi o nasze dziedzictwo? Babcia... Ona też zmarła. Twierdzą, że jak Tato był mały. Ale to pewnie też kłamstwo. Obydwaj kłamali. Więc naprawdę ją zabiłem. JA! Nie przypadek! Nie teleportacja. Tylko Ja! – powiedział szeptem.
Podszedł do okna bardziej, aby odwrócić się od prawnika niż aby podziwiać widoki. Nie chciał by widział jak ta informacja nim wstrząsnęła. Jak bardzo to bolało. Jak bardzo bolał fakt, że ojciec z premedytacją go okłamywał. Wiliam niósł brzemię śmierci od początku... To była przerażające odkrycie. Z odrazą spojrzał na pierścienie. Na symbol wstrzymywanej mocy... Mocy która chciała go zabić. Mocy, która za pewne zabiła jego matkę. Jego Przekleństwo teraz, ale najwyraźniej było Przekleństwem od początku.
- Zostawiła to dla Ciebie. Na wypadek... – zawahał się,- Na wypadek gdyby okazało się, że klątwa rzucona na rodzinę Snape okaże się skuteczna także w jej wypadku.
- Klątwa? – zapytał z powątpiewaniem
- Klątwa, Przekleństwo. Nie ty zabiłeś matkę. Tylko to co zostało rzucone na wasz ród. Nikt nie umie tego zdjąć. A wisi nad nazwiskiem Snape już dość długo by nawet nie wiedzieć kto to rzucił. To tak jak ze stanowiskiem nauczyciela Obrony tu w Hogwardzie. Nie wiem czy słyszałeś?
- Słyszałem. – odpowiedział
- I tak jest u Was. Przykro mi. Na pewno to jest okropne. Na pewno było okropne dla twojego ojca I dziadka. Jednak nie mieli na to wpływu tak jak i ty.
- Posiadanie dziecka... to raczej można jakoś zaplanować prawda? Na pewno jego brak... -burknął Will.
- Można, ale nie zawsze się udaje. Wiliam to temat który warto by było byś przegadał z dziadkiem lub z ojcem. Oni wiedzą więcej niż ja. Gdybym wiedział... Z góry założyłem, że musisz wiedzieć o klątwie. Przepraszam. Poruszyłem ten temat... Bo cóż mam na ramionach przysięgę. Dawno temu złożona przysięgę. Złożoną Annie. Jak mówiłem... Anna obawiała się, że jeśli się urodzisz. Jeśli będziesz chłopcem, a nie dziewczynką jak zakładał twój ojciec. To...
- Dziewczynki nie zabijają matek? Super...- Warknął pod nosem.
- Podobno nie... Jednak chyba nie było żadnej dziewczynki w waszej Linii od... chyba od dawna. Więc nadzieję twojego ojca, były dość naiwne. Z magią nie wygrasz Will.
- Do tej pory sądziłem... Chris ma ciekawe założenie. Uważa, że nasza magia... że nasza moc nie chce nas zabić. O ile nikt się w nią nie wtrącą i nie mataczy. Zgadzałem się z nim. Ona nie wydaje się chcieć nas skrzywdzić. To tak jak z tymi pierścieniami. Opanowałbym to. Nauczyłbym się nad nią panować, gdyby mnie nie zmusili. Nawet nie dali mi czasu na jej poznanie. Tylko z góry założyli, że potrzebuję tego... O ile pierwsze to jeszcze rozumiem... Nie ważne. Najwyraźniej Chris się myli.- skończył nie chętnie.
- Ty, Chris I Septimus...
- Mówiłem nigdy wcześniej się nie znaliśmy.
- Wiem. I to mnie martwi. Bo to wydaje się tak dziwne. Ze Tobiasz Was nie zapoznał. Znał chłopaków. My znaliśmy chłopaków od dzieciaka. Przychodzili do kancelarii z dziadkami, nawet z twoim. My ich znamy Wiliam, ale Ciebie nie. I Anna. Gdy przyszła do mnie wiele lat temu i powiedziała, że spodziewa się dziecka. Przyszła z tym do mnie nie jako do prawnika męża. Tylko z prośbą bym był twoim prawnikiem. Abym miał rękę na pulsie. Przed twoimi opiekunami Will. Gdy mówiła mi o swoich obawach dotyczących twojego ojca. Nie chciałem jej wierzyć. Znałem Severusa odkąd przyszedłem na staż do kancelarii twojego dziadka. To ja negocjowałem w jego imieniu kontrakt małżeński i wiedziałem, że Kocha Anne ale byłem pewien, że mimo wszystko pokocha też jej dziecko. Wiec, gdy Anna powiedziała mi, że Severus może oddać dziecko Tobiaszowi. Z żalu, ze złości czy czegokolwiek co człowiek czuje w takiej sytuacji. To mam się tym zając. Miałem się tym zająć. Gdybym wiedział, że żyjesz. Gdybym wiedział, że z tobą wszystko jest w porządku, dotrzymałbym obietnicy i nie pozwolił by to Tobiasz Cię wychował. – powiedział prawnik.
- Co? – Wiliam spojrzał na prawnika jak na kompletnego kretyna. Bo niby czego on chciał od Tobiasza? – Dziadek jest spoko! –powiedział , a prawnik uniósł brew.
- Spoko? – Xavier uniósł ze zdziwieniem brew, a później spojrzał na koszulkę chłopca, a jego czoło się z marszczyło.
- Byłeś kiedykolwiek w świecie mugoli? – zapytał, a Wiliam spojrzał na koszulkę z uśmiechem.
- Dlaczego miałbym nie być? – zapytał, a w tą odpowiedź starał się włożyć tyle szczerego zdziwienia ile tylko czuł. W głowie ciągle miał, że jest czarodziejem czystej krwi. Wychowanym w ukryciu przed czarodziejskim światem. Ale nie mugolskim prawda?
- Tobiasz zabierał Cię do mugolskiego świata? – Xavier wydawał się tym szczerze zdziwiony.
- No raczej musiał, nie?- zapytał
- Niby dlaczego musiał? Mecenas nie przepada za nimi...
- Serio? – kolejne zdziwienie. Udawane. Bo Wiliam doskonale wiedział, że jego dziadek był zamknięty w swoim świecie. Ani w mugolskim, ani magicznym. W swoim własnym. Ukrył się za pracą, za paragrafami. Poza dziadkami Septimusa I Christophera nie zadawał się z wieloma ludźmi. I dlatego tak łatwo ich zdaniem było ukryć u niego wnuka. Wieloletnie zamknięcie się teraz można wytłumaczyć opieką nad chłopcem. Tak twierdził dziadek, a Ojciec się z nim zgodził.
Prawnik patrzył na chłopca jakby mu czułki wyrosły, a William poczuł delikatne rozbawienie.
- Mecenas Tobiasz Snape zatwardziały czarodziej czystej krwi pokazywał wnukowi mugolski świat? – zapytał, a w jego głosie było tyle wątpliwości, że Wiliam nie wiedział co ma robić, aby jego kłamstwo nie było zbyt przekoloryzowane.
- Nie przesadzajmy z tym „pokazywaniem". Dziadek nawet po tylu latach się tam gubi. – mruknął Will kręcąc głową, jakby tego nie rozumiał. - Ale wyboru za dużego nie miał skoro ojciec zapisał mnie do mugolskiej podstawówki. Codziennie o 8.15 zaprowadzał mnie pod bramę szkoły.- powiedział licząc, że ujęcie obydwu mężczyzn w tym krótkim stwierdzeniu będzie wystarczające by Xavier porzucił swoje przypuszczenia, że Severus „porzucił" syna, a Tobiasz był „złym" opiekunem. Cokolwiek by prawnik nie miał na myśli...
- Chodziłeś do mugolskiej szkoły? – Z powątpiewaniem zapytał.
- Jak mam być szczery to nie za bardzo za tym tęsknię.- powiedział tym razem już szczerze.
- I niby czego tam się uczyłeś- zapytał prawnik jakby chciał sprawdzić wiedzę chłopca.
- No raczej nie czarów nie? – Zadrwił.
- Czyli czego? – A Will spróbował odtworzyć w pamięci mugolskie zajęcia. Szczerze to wspomnienia z lat kiedy chodził do mugolskiej podstawówki były tak ponure, że zakopał je w najgłębszych zakamarkach pamięci.
- Czytać, pisać, graliśmy w piłkę nożną, kosza, dużo rysowaliśmy. Ale tego nie lubiłem. Wolałem jak moje rysunki się ruszały, a tam musiałem się pilnować. Raz sprawiłem, że mój potworek zaczął podskakiwać na papierze. Dziadek nie był zadowolony- mruknął na nie przyjemne wspomnienie. W rzeczywistości taka sytuacja miała naprawdę miejsce. Wuj zlał go za to na kwaśne jabłko, a nauczycielka plastyki pewnie do tej pory zastanawia się jak to było możliwe.
- Odkąd wszedłem w okres dojrzewania magicznego to już nie musiałem tam chodzić. W sumie to nawet lepiej. – mruknął na wspomnienie Hagrida wręczającego mu list.
- I kto Cię uczył?
- A kto miał mnie uczyć?
- Ktoś musiał Ci pomagać. Materiał Szkolny Nie jest łatwy. Zaklęcia, Eliksiry...
- Mój Ojciec jest Mistrzem Eliksirów, Proszę Pana- mruknął z ironią.
- Więc on ?
- A kto by inny? Raczej nikt poza nimi dwoma o mnie nie wiedział- powiedział.
- I nie rozumiem dlaczego.- powiedział Xavier. – Chłopcy...
- Nie jestem, nie byłem i nigdy nie będę jak oni. Może warto to zrozumieć?
- Jesteś Dziedzicem Merlina. Planowali trzymać Cię w zamknięciu do dwudziestego piątego roku życia? Czy podstawić Ci tych, którzy w ich mniemaniu będą wystarczająco dobrzy dla Trójkąta? – zapytał z lekką złością.
- Słucham? – zapytał zszokowany.
- Wiliam, nikt z nas. Z tych którzy w jakiś sposób mieli okazję poznać chłopaków nigdy nie pochwalaliśmy wyboru Tomasa i Ksawerego. Ale nawet to na co oni się zdecydowali to jest nic w porównaniu do tego co zrobił Tobiasz najwyraźniej w porozumieniu z Severusem. Choć nadal nie mogę w to uwierzyć.
- A niby co złego oni zrobili? – zapytał
Xavier zmarszczył nos. Najwyraźniej zirytowany ich rozmową. A może tym czego się dowiedział? A właściwie czego się nie dowiedział?
Z niechęcią wyciągnął w stronę Wiliama kopertę. Na pozór cienka.
- Jest nałożony na nią zaklęcie kamuflarzu. W rzeczywistości jest pewnie większą. To list Anny do Ciebie. Miałem Ci go przekazać. Jeśli zawiodę... Jeśli Tobiasz dostanie to czego Severus mu odmówił.
- Czyli czego? – Warknął Wiliam.
- Trójkąta Wiliamie. Najwyraźniej twój dziadek dopiął tego czego całe życie pragnął. Nie mogę uwierzyć, że dałem się tak zwieść. Gdzie on Cię trzymał Will. To wydaje się nie możliwe, aby nikt o tobie nie wiedział. I nie mogę uwierzyć, że Severus po tym wszystkim co sam przeszedł dał się oszukać ojcu.
- Nikt nikogo nie oszukiwał do cholery! – Warknął wściekle.
- Wiec to czysty zbieg okoliczności, że rozpocząłeś inicjacje z pierwszymi lepszymi nastolatkami? Z pierwszymi magicznymi dziećmi jakich w życiu poznałeś? On to zrobił naumyślnie. Tak sądzę... I wielu innych, którzy znają Twojego Dziadka. Wykorzystał Cię Wiliamie. Do własnych intencji. Wykorzystał bezbronne dziecko. Z tym jednym muszę się zgodzić z Panną Davis. I wiesz? Nie wierzę Ci. Nie widziałeś ojca. Nie odwiedzał Cię, a na pewno nie brał udziału w twoim wychowaniu. Jestem więcej niż pewien, że nie odwiedzał Cię do dnia, gdy zostałeś porwany. A Tobiasz nie potrzebował jego krwi do antidotum. Chociaż zdaniem wielu nie było żadnego porwania. To dziadek Cię otruł, a twój ojciec dowiedział się o wszystkim kiedy potrzebował jego krwi. Jego i Blacka. Taka jest prawda. Nawet nie kłam. Każdy kto choć odrobinę jest wtajemniczony w ich konflikt rozgryzie to w mgnienia oku. A teraz kiedy widzi, że jego wnuk... Gdy nie docenił mocy Przekleństwa zwala wszystko ponownie na Severusa. Zrobił to dwadzieścia lat temu z synem więc co by miało go powstrzymać przed próbą z wnukiem?
Rozumiesz? Jeszcze nie jest za późno Wiliamie. Możesz to zatrzymać. Ale to ty tego musisz chcieć. Twoja matka błagała mnie, abym uchronił Cię przed Nim. Zawiodłem. Nie doceniłem rozpaczy Severusa, ani przebiegłości Tobiasza. Ale nie jesteś z tym sam. Jeśli tylko będziesz chciał... Możesz zatrzymać inicjację. Severus może Ci w tym pomóc. Sam tego dokonał. Nie musisz spełniać oczekiwań dziadka. To nie jest nic dobrego dla Ciebie, ani dla chłopaków. Możecie zginąć. Nikt nie może tego od Was oczekiwać.
Wiliam stał zszokowany, po chwili dopiero zorientował się, że jego usta są otwarte. Zamknął usta z nie małym trudem. Wnioski jakie wysnuł prawnik były...
Zaczął się śmiać. Tak bardzo, że w którymś momencie aż sobie kucnął. To było śmieszne. Oskarżanie Tobiasza o cokolwiek było... Było nawet lepsze niż żart. Po dłuższej chwili dopiero udało mu się opanować.
- Wiec myślisz, przepraszam. Jesteś przekonany, że dziadek wychował mnie w zamknięciu tylko po to by w odpowiednim momencie podsunąć mi Septimusa I Christophera abym Utworzył z nimi Trójkąt? Czy ty siebie słyszysz? Trzeba by było być kompletnym szaleńcem, aby zrobić coś takiego. – powiedział ze szczerym rozbawieniem.
- Mało tego sadzisz, że ojciec by się na to zgodził? Tak bez żadnego, ale? Że byłby w stanie żyć swoim życiem z świadomością, że jego dziecko jego syn jest gdzieś tam? Jeśli tak właśnie myślisz to znaczy tylko tyle, że intuicja Christophera jest jak zwykle nieomylna. I jesteś kompletnym idiotą. I wbrew pozorom nie znasz ani Ojca ani tym bardziej dziadka.
- A może to ty ich nie znasz?
- Pan wybaczy. Ale przyszedł tu Pan, aby uchronić moje cztery litery przed zapędami Panny Davis. Jednak widzę, że bliżej Ci do jej teorii niż naszej prawdy... Nie masz już czego tu szukać. – powiedział.
- Denerwujesz się bo mówię prawdę.
- Nie jestem zdenerwowany. Jestem rozbawiony twoim kretynizmem. I lekko zszokowany, faktem, że ojciec wybrał, akurat Ciebie. Chyba poważnie musi odpocząć, bo jego działania przestają być logiczne. W sumie powinienem to już rozgryźć po tym co zrobił rano. Lepiej opuść tą szkołę i zapomnij, że kiedykolwiek z tobą rozmawiałem. Jasne?
- Wiliam... Twój ojciec w rzeczywistości poprosił mnie abym uniemożliwił Ministerstwu zachowania, które mogłyby zagrażać twojemu życiu i zdrowiu. Jednak dawno temu złożyłem przysięgę twojej matce. Nie zamierzam jej złamać. Pomimo trudności.
- Uuuu... to czeka Cię wiele trudności. Ponieważ gówno wiesz. – powiedział szyderczo.
Prawnik zaczął otwierać usta, ale przerwało mu wejście wyraźnie zirytowanego Severusa. Patrzył na Xaviera wściekle.
- To kretyn- powiedział Wiliam do ojca. Severus popatrzył na syna, a później na prawnika.
- Z całą pewnością nie jest „kretynem" synu. Więc uważaj na słowa- upomniał go ostro.
- Moim zdaniem...
- Nikt nie pyta o twoje zdanie Will. I nikt nie będzie brał twojego zdania pod uwagę dopóki nie odpoczniesz i nie zaczniesz się zachowywać bardziej racjonalnie! To był cholernie długi dzień synu. Więc dłużej nie utrudniaj. Idź, pokaż się temu babsztylowi na oczy, nie wasz się do niej odezwać. Xavier wie co ma robić. Więc ty już nic więcej nie kombinuj. A ty!- spojrzał na prawnika wściekle.- Mówiłem Ci, abyś nie wdawał się z nim w dyskusje. On może pleść od rzeczy godzinami. – Wiliam spojrzał na ojca wściekle. O ile rozmowa z Xavierem go rozbawiła o tyle Ojciec wkurzył go swoim zachowaniem.
- To ty podsuwasz mi kretynów. Ten idiota nie będzie za mnie mówił, ani cokolwiek załatwiać w moim imieniu jasne? Może najwyższa pora, abyś odpoczął Ojcze bo najwyraźniej twoja ocena sytuacji w dniu dzisiejszym jest więcej niż błędna.
- No tak! Bo to ja omal nie wypadłem z okna, założyłem z tymi Baranami barierę, która kilka dni temu omal Cię nie zabiła. A później gdyby nigdy nic zdjąłem ją rozpalając pierścienie do czerwoności przez co znowu uszkodziły Ci nerwy. A teraz śmiesz wyzywać człowieka którego szanuje od lat od „kretynów" Nie Will. To nie ja muszę odpocząć. – Wiliam spojrzał na ojca z furią. Severus był... Był tak ograniczonym kretynem!
- To Ciekawe bo akurat On Ciebie nie szanuje w ogóle, ojcze. Ale niech Ci będzie! To ja nie umiem ocenić kiedy ktoś próbuję wszystko spieprzyć od środka. Ten facet ma się do mnie nie zbliżać! I jak chcesz to możesz uważać mnie za szaleńca, ale nie chce go widzieć na oczy.
Różdżką pojawiła się w dłoni Severusa momentalnie wskazując na Xaverego. Wiliam jedynie prychnął.
- Severusie! – zaprotestował prawnik na ten ruch.
- Co mówił? – zapytał Severus. A Wiliam w skrócie zrelacjonował te durne oskarżenia. Napominając o rzekomej obietnicy jaka Xavier rzekomo złożył Annie.
- Była u ciebie? – zapytał ostrożnie, a różdżka opadła. Wiliam zachmurzył się na ten gest. Ojciec oszalał. Z całą pewnością Severus Snape w końcu stracił rozum.
- Wiesz jak było. Martwiła się. Martwiła się co stanie się z dzieckiem. Wygląda na to, że jej obawy były słuszne.
- Cokolwiek chodziło jej po głowie na pewno się nie wydarzyło- Warknął Mistrz Eliksirów.
- Zostawiłeś go u Tobiasza.- powiedział Xavier.
- Odwal się od dziadka! – Warknął Wiliam.
Severus powoli wypuścił powietrze i spojrzał na prawnika ostro.
- Nie obrażaj Tobiasza przy nim. - powiedział siląc się na spokój.
- Severusie rozmawialiśmy...
- Oczywiście, że rozmawialiśmy! I miałeś wtedy okazję wspomnieć mi o swojej obietnicy! I podobno zrozumiałeś, że nie mogę ci wszystkiego powiedzieć! Więc nie rozumiem dlaczego nagle zacząłeś wątpić w to o co Cię proszę.
- On jeszcze jest dzieckiem! Dzieckiem i do tego chorym dzieckiem! Spójrz na niego! To co przeszedł. Do cholery. Byłem gotów zagryźć zęby i zrobić to co chcesz. Ale to jeszcze dziecko! Ty jeden powinieneś zrobić co w twojej mocy, aby mu pomóc!
- Ej mam już szesnaście lat!
- Zamknij się Will- Warknął Severus. Wiliam zachmurzył się- I usiądź do cholery zanim upadniesz.
- Nie zamierzam- burknął obrażony.
- Nie wkurzaj mnie synu już bardziej. Bo mam swoje granice! Ledwo stoisz! Ta Wasza bariera wyczerpała Cię do reszty i nie zaprzeczaj. Bo mam dość udowadniania Ci, że jest gorzej niż sam zakładasz! Więc do jasnej cholery przestań zgrywać, że jest dobrze jak jest cholernie źle. Xavier błagam pozbądź się Davis. On nie może się z nią dzisiaj widzieć.
- On nie będzie mówił czegokolwiek w moim imieniu do cholery.
- Nikt nie pyta Cię o zdanie Synu
- Nagle stałeś się specjalistą od bycia ojcem?
- Wiliam! Naprawdę opanuj tę swoje humorki.
- Humorki? Serio? – zakpił nastolatek- Mam już dość tej twojej farsy! Przestań zachowywać się jakbyś miał prawo decydować o mnie do cholery.
- Zważaj na słowa synu!
- Bo co mi zrobisz? Kim niby jesteś, aby decydować o wszystkim co najważniejsze! Nikt poza dziadkiem nie będzie wypowiadał się w moim imieniu. Nikt zrozumiałeś? – Warknął wkurzony.
Severus zamknął oczy jakby próbował opanować wściekłość. A może w rzeczywistości próbował to zrobić.
- Xavier zrobisz to o co proszę? Czy mam na poważnie rozważyć zmianę prawnika? Pozbądź się jej. Młody jest w takim stanie, że Swinss i tak to przerwie. – powiedział podchodząc do syna i siłą usadził go na krześle.
Xavier już praktycznie wychodził z pomieszczenia, gdy Severus Warknął pod nosem
- Rozpieszczony gówniarz...
Drzwi się zamknęły, a Severus odczekał kilka minut w ciszy nim rzucił zaklęcie prywatności. Spojrzał na syna i zaczął bić mu brawo.
- O to chodziło. – mruknął Severus. A Wiliam spojrzał na niego w oszołomieniu.
- Co?
- Odgrywanie rozpieszczonego wrednego gówniarza wychodzi Ci wybitnie dobrze- powiedział Severus. Ale uśmiech na jego ustach nie miał odzwierciedlenia w oczach.
- Ufam mu. Jednak nie możemy powiedzieć mu prawdy. To słaby oklumenta. Zna się na prawie jak nikt, ale oklumencja to porażka! Kazałem mu z tobą porozmawiać. Wiedziałem, że puszczą Ci nerwy. Musisz mi to wybaczyć Synu. Nie chcę byś z nią rozmawiał. A gdy się złościsz zaklęcie monitorujące zawsze reaguje jak na bezpośredni stan zagrożenia życia. Swinss jeszcze tego nie rozgryzł, dlaczego tak się dzieje. Davis musi odpuścić. Przynajmniej na dwa trzy dni. Więcej nie potrzebuje.
- Co? Zrobiłeś to specjalnie?
- Jesteś przewidywalny synu. A my potrzebujemy więcej czasu. Xavier nie trawi Tobiasza, wiedziałem, że zacznie szukać rozwiązania zagadki w moim ojcu. On. Xavier nie do końca jest chyba świadomy, że Tobiasz to kawał sukinsyna. Ale dla rodziny. Dla Ciebie. Nawet gdybym w rzeczywistości zachował sie tak jak obawiała się Anna- zagryzł wargę jakby sama myśl przyprawiała go mdłości. – gdybym w rzeczywistości po jej śmierci zachował się jak kompletny kretyn i Cię porzucił. Tobiasz by się tobą zaopiekował. Co do tego nie mam wątpliwości. Nigdy nie zmusiłby Cię swoim zachowaniem do utworzenia Trójkąta.
- Ciebie zmuszał? Xawier mówił, że Tobiasz tego pragnął. Że wymagał tego od ciebie.
- Wymagał to za dużo powiedziane. Mój Ojciec uważał, że mi może się to udać. Tyle...
- Nie wierzę. Dziadek nigdy by...
- Dziadek zrobiłby wszystko, abyś ty nie musiał tego robić. I uwierz mi na słowo, że gdybyś był na etapie inicjacji... obydwaj pomoglibyśmy Ci to zatrzymać w najłagodniejszy możliwy sposób. Znaleźlibyśmy wspólnie na to sposób... Pamiętasz jak Czułeś się przez tych kilka dni, gdy kazałeś nam zabrać chłopaków?
Wiliam niechętnie kiwnął głową.
- To był koszmar.
- Dokładnie koszmar... U dziadka zerwanie inicjacji tak właśnie wyglądało. Jego ojciec... Ich ojcowie... Will w tej rezydencji. W rezydencji SeriCodogana jest pokój. Praktycznie więzienie. Dziadek spędził tam pięć lat. Rozumiesz? Pięć lat dopóki nie minął okres gdy osiągnięcie pierwszego progu było niemożliwe. Przez lata... Nasi przodkowie odkryli, że jeśli od inicjacji minie pięć lat osiągnięcie pierwszego progu jest niemożliwe. A jeśli nie osiągniesz pierwszego progu nie ma Trójkąta. Jego moc spada z czasem. Jeśli nie ma kontaktów między czarodziejami. Jeśli nie dochodzi do wymiany mocy. To ta moc słabnie. To trwa latami. A uniknięcie kontaktów jest cholernie trudne. Dlatego mój dziadek... On uwięził w tym pokoju ojca na lata. Rozumiesz? Chciał dobrze, ale Wiliam wyobrażasz sobie żyć przez pięć lat w zamknięciu? Ojciec nie chciał bym ją przez to przechodził. Więc zachęcał mnie, aby w to wszedł. Uważał, że ja mogę to zrobić. On był przekonany, że ja to przeżyje... Twierdził, że wszystko jest lepsze niż to jak wyglądało zerwanie inicjacji u niego. A ja tego nie chciałem.
- Więc nie wiesz co by zrobił gdyby mógł mnie wychowywać od początku. Czy nie przygotowywałby mnie do tego. Czy nie zrobiłby tego o co oskarżał go Xavery. Czy nie chciałby abym ja próbował.
- Nie lubię gdybania Will. Nie wiemy co by było... Wiem jedno... Kiedy byłem pewien, że umrzesz... Ja chciałem zrobić coś czego byś mi nie wybaczył. Coś strasznego. Ale byś przeżył. Miałbyś szanse na normalne życie. Tyle, że bez Magii. Mieliśmy wybór albo pozwolić chłopakom dokończyć to co przez przypadek zaczęliście z nadzieją, że to Cię wzmocni, ale skaże Cię na to co teraz przechodzisz i co będziesz przechodził latami, a będzie różnie. Lub wyrwać z ciebie magię Will. Zrobić z ciebie charłaka. Wolnego Charłaka. To był mój pomysł. Moja myśl w akcie desperacji, ale to dziadek wszystko zaplanował. To on zajął się znalezieniem odpowiedniego szpitala, lekarzy, transportu. Will Dziadek zrobiłby wszystko, abyś przeżył. Abyś chociaż Ty był szczęśliwy. Po latach... Po tych wszystkich latach zrozumiałem, że on chciał tego dla mnie. Tego samego co dla ciebie. To brzmi głupio jak cholera, ale teraz gdy mam Ciebie. Ja chyba zaczynam go rozumieć. Co nie zmienia, że chyba nikt oprócz nas tego nie zrozumie... Wtedy... W tamtym momencie mieliśmy inne spojrzenie na sprawę.
- Chcieliście zrobić że mnie Charłaka? – zapytał wstrząśnięty.
- Żywego Charłaka. Bez tych dwóch baranów uczepionych do twojej nogi.
- Oni wcale nie są...
- To barany jakich mało! Gdybym miał pewność, że to nie zaszkodzi tobie to bym ich udusił! Co nie zmienia faktu, że plan nie wypalił. Byliście szybsi od nas... – Wiliam spojrzał na ojca z przerażeniem. Z przerażeniem, co on może jeszcze zrobić kiedy będzie uważał, że to może pomóc.
- Jesteś nienormalny! – wyszeptał z przerażeniem. – Co jeszcze wymyślisz? Co jesteś jeszcze gotów zrobić? – wyszeptał wstając i odsuwając się od ojca.
- Aby zapewnić Ci bezpieczeństwo? Szanse na normalne życie? Wiliam zrobię wszystko co będę musiał, abyś w spokoju doczekał wnuków.
- Aby mieć wnuki, trzeba mieć dzieci! A podobno oprócz dziedzictwa Merlina wisi nad nami jeszcze jedna klątwa! Czego mi jeszcze nie mówisz? Czy to nie jest odrobina hipokryzja z twojej strony? Oczekiwać, że ja będę potulnie przyjmować twoje szaleństwo, chore pomysły, nakazy, zakazy. Że będę Cię słuchać wiedząc, że omal nie zrobiliście ze mnie Charłaka! A sam... obraziłeś się na ojca jak smarkacz za to, że zmusił Cię do ślubu z kobietą którą kochałeś? Serio?
- Szaleństwem nazywasz fakt, że chcę abyś przeżył?
- Nie za wszelką cenę!
- Można żyć bez Magii Will.
- Bez rąk też to dlaczego ich nie odciąłeś!
- Bo to by nic nie dało! – Wiliam w pierwszej chwili zaśmiał się, a później dotarło do niego, że ojciec musiał to rozważać. Skoro tak pewnie odpowiedział.
- Jesteś nie normalny! Psychol! – wrzasnął i na tyle na ile pozwalało mu słabe ciało uciekł z Sali...
Autor:
Dajcie znać czy się nie poplątałam w tym rozdziale!
