27. To czego nikt nie zrozumie

- Christopher...- Tomas wszedł do skrzydła gwałtownym krokiem. Chris zerwał się na nogi tracąc równowagę. Jego ojciec wykorzystał moment jego dezorientacji, aby chwycić jego ramie i siłą usadzić go na krześle. Co wcale nie było prostym zadaniem bo nastolatek dorównywał mu już wzrostem. Całym ciałem naparł na chłopaka, aby nie miał możliwości ruchu. Dopiero wtedy uwolnił rękę i szybko chwycił jego nadgarstek. Chris zawył z bólu zginając się w pół.

- Co Wy zrobiliście. Cholera Chris. Co Wy zrobiliście...- zapytał, ale nie patrzył na syna. Jego wzrok padł na dalszą część Sali. Jonas wręcz w identyczny sposób zblokował Septimusa, choć tamten nie wydawał się w żaden sposób walczyć z ojcem. Jego wzrok był utkwiony w Wiliama. Tomas dopiero wtedy odważył się spojrzeć na bezwładne ciało. Daniel już zdążył zdjąć z dzieciaka magiczne opatrunki I widok nie był przyjemny. To co jeszcze w poniedziałek można było nazwać oparzeniem przedramion w tej chwili wyglądało jak żywa rana sięgająca już do klatki piersiowej i szyi. Tomas musiał zacisnąć zęby by nie zakląć. Wiedzieli, w zasadzie już wszyscy wiedzieli, że z młodym Snapem jest źle. Bardzo źle, ale to co zobaczył.. przechodziło jego wyobrażenie. Dzieciak był chudy od kiedy Wilson pierwszy raz go zobaczył, ale teraz... wyglądał jakby chorował latami, a nie od kilkudziesięciu godzin. Magia go pożerała. Tyle mógł stwierdzić.

- Nie masz prawa się stąd ruszyć.- Warknął do syna, modląc się aby ten jeden raz się go posłuchał. W trzech krokach podszedł do łóżka dzieciaka, a i tak nie był w stanie na niego spojrzeć. Snape zgromił go wzrokiem, ale nie przestał okładać Wiliama zimnymi okładami. Daniel w tym czasie rzucał tylko sobie znane zaklęcie.

- Co z nim...- zapytał niepewnie, zaciskając zęby widząc jak daleko posunęły się oparzenia i jak głębokie są to rany. Klatka młodego Snape unosiła się ciężko. Jakby łapanie oddechu było dla niego zbyt trudne.

- Zajmij się swoim do cholery...- padła zimna odpowiedź.

-Odsuń się! Ja się nim zajmę! – Aśka upomniała go rzucając torbę na stolik. Oczyściła dłonie zaklęciem nim bezpardonowo ramieniem odsunęła Snape'a od łóżka. Widząc, że Severus nie zamierza odpuścić Tomas postanowił mu w tym troszkę pomóc. Gdy udało mu się cofnąć o trzy kroki, Aśka rzuciła zaklęcie zasłon, które już nie przepuściłyby Severusa.

- Puść mnie do cholery! – wrzasnął.

- Uspokój się. W tym stanie i tak mu nie pomożesz. Jest w dobrych rękach. – powiedział siląc się na spokój. Czarne oczy zmierzyły go z wściekłością, a później zlokalizował Christophera. Tomas spróbował go zatrzymać, ale Severus nie zamierzał odpuszczać. Dopadł Chrisa i pomimo wagi chłopaka przydusił go do ściany.

- Co zrobiliście!

- To co musieliśmy. Żyje?- spokojny ton Christophera zszokowała Tomasa do tego stopnia, że opuścił ręce którymi próbował zatrzymać rozszalałego Severusa.

- Żyje...- potwierdził Severus.

Nastolatek wypuścił wstrzymywane powietrze, ulga którą poczuł była widoczna w całej jego posturze. Napięte mięśnie rozluźniły się i Severus musiał mocniej go przytrzymać, aby nie upadł.

Jakby znikąd pojawił się drugi mężczyzna, który przytrzymał nastolatka.

- Severusie połóżmy go. Zrobił swoje. – powiedział spokojnie.

Tomas obserwował rozgrywająca się scenę jak za zasłony. Śledził wzrokiem jak Tobiasz podpiera jego syna i prowadzi do łóżka. Nie rozumiejąc skąd on się tu wziął.

- Gdzie Septimus? -padło pytanie. Tomas spojrzał za kotarę dzielącą sale szpitalna na pół. Stary Snape już o nic nie pytał. Poszedł tam by za chwilę wrócić niosąc omdlałego nastolatka razem z Jonasem.

- Septimus? – Tobiasz chwycił podbródek nastolatka, a on spojrzał na niego przestraszony.

- Will?

- Wyjdzie z tego. Zrobiłeś co mogłeś odpocznij. No już. Prześpij się.

Cała uwaga Tobiasza była skupiona tylko na dwóch nastolatkach. Z obcą dla tego mężczyzny łagodnością uspokajał zarówno jednego i drugie. Tylko co jakiś czas spoglądał na Severusa jakby bezsłownie kazał mu się nie wtrącać. Ani Tomas, ani Ksawery nie mieli odwagi wtrącił się w swego rodzaju spektakl. To co robił Tobiasz było dziwne, a jego magia wyczuwalna przy każdym oddechu. Dopiero gdy oczy wzburzonych nastolatków opadły. Wyprostował się patrząc wściekle na Tomasa i Ksawerego.

- Mieliscie tylko jedno zadanie. Jedno pieprzone zadanie. Co poszło nie tak? Skąd oni się tu wzięli?

- Slucham? – zapytał nie dowierzając w oskarżycielski ton Tobiasza.

- Mieliście ich uśpić. Severus na pewno Wam dał Eliksiry. I na pewno nakazał Wam pilnować dzieciaków. Gdyby to on zawalił jeszcze bym to zrozumiał. Ale nie to Wy dwaj. Więc pytam co poszło nie tak!

- O co Ci chodzi? – Zapytał Ksawery

- Dlaczego Oni nie wypili Eliksiru. Nie wybudzili by się. Do rana spali by niczego nieświadomi. Więc?

- Po co mieliśmy ich usypiać tak szybko? Chcieliśmy dać im czas do północy.

- Ah i do waszych zakutych łbów nie wpadło, że będą kombinować? Severus Wam tego nie tłumaczył? Nie poświęcił swojego czasu, który powinien spędzić z synem na to aby Wam to wyjaśnić? Aby uchronić chociaż ich? Niech Was Piekło Pochłonie.

- Chodzi Wam o ten pieprzony Trójkąt, tak? Do cholery przez bity tydzień mówiłeś, że Wiliam nie wie co to jest! I nie wie jak to stworzyć. Sam kazałeś nam olać ten temat. Zbywać ich, że są kompatybilni. To są twoje słowa Snape. – wrzasnął Jonas. Severus wyprostował się na ten zarzut.

- Mówiłem to, gdy nie mieliśmy „Potentia Supensionis" nad głowami! Kiedy mój syn był wystarczająco silny, aby z tym walczyć. Poradziłby sobie!

-Sugerujesz, że byli by w stanie zrobić to teraz? Teraz? Kiedy Wiliam może umrzeć w każdej chwili? Niby jak? Chcieliby stworzyć Trójkąt Merlina, aby uratować Wiliama? Przecież to by ich zabiło, a Willa to już na pewno. To co mówiłeś wieczorem to kompletna bzdura! I tak, uznałem, że nie będę usypiał syna cztery godziny przed założeniem zaklęcia. Nie, jeśli była nawet mała szansa, że obudzi się z uszkodzonymi nerwami jak twój! Ile to trwało u Wiliama? Jedna pieprzona noc! Jedna... A później sypał się jak domek z kart! – powiedział Jonas.

- Gratulacje! Przez obawę o nerwy Septimusa masz teraz tysiąc razy większy problem. – zadrwił Tobiasz

- Co oni zrobili? – zapytał Tomas patrząc na Severusa. Ten jedynie opadł na krzesło chowając twarz w rękach.

- Snape do diabła! – Ale nie doczekał odpowiedzi.

- Dokończyli Inicjacje? – zapytał z obawą, a Snape zaśmiał się z pogardą. Ściskając coś w dłoni.

- Prosiłem. Do jasnej cholery prosiłem i ostrzegałem. Byłem gotów poświecić własne dziecko do cholery. Zabrać mu to co kocha najbardziej. Wydrzeć to z niego. Wiedząc, że pewnie nigdy mi tego nie wybaczy. Ale zrobiłbym to. Zrobiłbym to dla Wiliama i dla Nich. Ale nie, musieliście akurat teraz zacząć działać na własną rękę. I pozwolić im na to... – trzymany w rękach przedmiot przeleciał obok głowy Tomasa rozbijając się, a złota ciecz powoli zaczęła ściekać na podłogę. Wilson patrzył na substancje zszokowany.

- Chciałeś podać Wiliamowi „ Falsum Donum"? Mówiliście o Wywarze Żywej Śmierci- Severus zaśmiał się pochmurnie

- I wierzyłeś w to? Nie podałbym mu Wywaru. Nigdy by się nie obudził i nigdy by nie umarł z jego mocą trwało by to Merlin jeden wie jak długo. Ale nigdy by się nie wybudził. Zgotowałbym mu wieczne piekło. To było jedyne wyjście. Straciłby magię. Ten Eliksir wydarłby z niego wszystko co magiczne. Powrót do zdrowia trwałby długo, ale dałby radę. Bycie Mugolem jest lepsze od tego... Wszystko było by lepsze od tego.- zadrwił.

- Więc Inicjacja zakończona- Ksawery opadł na wolne krzesło z przestrachem.

- Aby to była tylko inicjacja. Jeszcze bym to przerwał. Nie było by to proste. Ale możliwe... Dwóch dziedziców kontra jeden. Z Tobiaszem byśmy to przerwali i zdusili w zalążku. Pierwszy próg. Nie wiem jak oni to zrobili. Nie mam bladego pojęcia jak wskoczyli od razu na tak wysoki poziom. Ale zrobili to. Oni nie tylko wyczerpali Wiliama magicznie, oni zblokowali „ Potentia Supensionis" u Wiliama, przejmując całą moc na siebie. Moc zaklęcia, które miało być na trzech teraz dzieli się na dwóch. Wiec obawiam się Jonas, że i tak nie unikniesz uszkodzenia nerwów. Tym bardziej, że to nie koniec. Stan Wiliama jest zły. Cholernie zły. Oparzenia już nie dotyczą tylko tego co widzieliście na zewnątrz. To rozsiało się na płuca, przełyk. A jak zaczęli to mają to skończyć. Mają go wyleczyć. I ja już nie będę ich powstrzymywać skoro Wam na tym nie zależało.

- Nie dadzą rady. Do cholery Snape. To gówniarze. Nie mają pojęcia z czym mają do czynienia.

- DRWISZ sobie ze mnie? To moje słowa. Tłukłem Wam to od wczoraj. Tłumaczyłem do jasnej cholery. Mówiłem, że z Wiliamem jest źle. Kurewsko źle. I było oczywiste, że jego magia będzie próbowała się bronić. Że będzie ich wzywać, a oni wcale nie będą mieli ochoty z tym walczyć. Dopóki on będzie ich potrzebował tak długo oni będą robić wszystko, aby mu pomóc. Utrzymanie więzi z dziedzicem będzie ich głównym celem. Będą jak narkomani na głodzie. Będzie Ciekawie. Z przyjemnością na to popatrzę. Mają wysoki próg bólu? Oby... Bo nie dostaną nawet kropli przeciwbólowego. Nic co by mogło zatrzymać ten proces. Aż do czasu kiedy Wiliam nie będzie zdrów jak ryba. Jak myślicie ile to potrwa? Ja obstawiam miesiąc. I jeszcze to wspaniałe „Potentia Supensionis" . Blokada na 48h. Będzie cudownie. Będą mieli ubaw po pachy. To będzie ich zżerać tak jak zżerało Wiliama. A On będzie pochłaniał ich magię. W zasadzie to nawet ten blok na 48 będzie dla niego sporą dawką uzdrawiającej mocy. Bo nie będzie czerpał tego co złe. Nie... magia Wiliama będzie brała tylko to co najlepsze. A gdy się skończy. On będzie silny, a oni słabi. Pewnie będzie chciał pozbyć się pierścieni. Przynajmniej jednych więc będzie dążyć do drugie progu. Nie bacząc na ich stan. Musieli by dojść do czwartego progu by magia w końcu zawalczyła o nich. Aby uznała, że są godni dziedzica. Myślicie, że wytrzymają? Na tym etapie ich nadrzędnym celem będzie utrzymanie Wiliama przy życiu. Tak działa magia Trójkąta. Dziedzic który jest w stanie wysłać impuls musi przeżyć. Jeśli Oni nie dadzą rady znajdą się inni. Nie są konieczni... to nie oni są w tym układzie najważniejsi. Liczy się tylko ten który jest w stanie wytworzyć Trójkąt. I tak się składa, że to jest mój syn. Więc dziękuję Panowie. Świetna robota...

- DOŚĆ- Tobiasz warknął wściekle na Severusa.

- Co dość! Kłamie? Czy chociaż jednym słowem skłamałem? Tak będzie. Przeprowadził ich przez pierwszy próg. On już jest bezpieczny. Pozbiera się. Możemy świętować.

- Dobrze wiesz, że to nie jest takie proste!

- Ilu zużył Eksaliasz? No przyznaj to ojcze. Ilu padło nim nasz pradziad Utworzył Trójkąt? Nie znajdą tego w księgach. Nie dowiedzą się tego sami. Bo tylko My o tym wiemy. Trójkąt Merlina nie jest tylko wszechmocą trzech. Zanim tych trzech osiągnie równy poziom po drodze zawsze padało wielu. Żaden Trójkąt nie powstał z pierwszego układu. Dwanaście progów. Tyle muszą przejść. Dwanaście. A pierwsze cztery chroni dziedzica. Brzmi ciekawie prawda?

- Severus błagam Uspokój się. Jesteś wściekły świetnie to rozumiem, ale nie czas na takie dyskusje.- Tobiasz mu przerwał.

- Zrobili z mojego syna rządnego mocy pasożyta. Jak mam być spokojny do cholery! Pogubi się w tym. A jest mocny, jego moc jest za pewne porównywalna z Merlinem, a na pewno będzie. Myślisz, że będzie w dalszym ciągu dzieciakiem który zbiera cięgi za innych? Czy w końcu powie dość i zawalczy o swoje?

- Nie wiemy jak Wiliam będzie reagował. To dobry dzieciak. To nasz Wiliam do cholery. Synu Uspokój się! Dwanaście progów. On tego nie przejdzie. Dwanaście progów zanim nawet pomyśli o utworzeniu pełnego Trójkąta. To szmat czasu.

- No tak jest jeszcze nadzieja, że zabije się po drodze. Wspaniale! – Wrzasnął, a po plecach Tomasa przeszedł zimny dreszcz. Nawet nie brał pod uwagę słów Severusa. Bardziej, przeraziła go jego reakcja. Snape był zawsze twardy. Nawet przez ostatnie godziny działał według planu. Twarda logika. Tomas nie mógł zrozumieć jak on daje rade. Jak może patrzeć na tak wielkie cierpienie syna i się nie rozsypać. A jednak... Snape doszedł do własnej granicy.

- Do cholery. Dlaczego nie podaliście mu uspokajającego?- Daniel jedynie przewrócił oczami I jednym zaklęciem powalił Severusa na ziemię. Aśka nawet nie pytała co ma robić. Tylko wlała w Severusa dwa eliksiry i dopiero po tym, Daniel zdjął z niego zaklęcie i umieścił go w łóżku.

- Ile nie spał? – zapytała Aśka.

- A jak myślisz? Nie wiem jak on to pociągnął. Dobra co z nimi? – zapytał patrząc na chłopców, a później na Tobiasza jakby wiedział, że tylko on jest w stanie spokojnie ocenić sytuację. Ale najstarszy Snape obserwował tylko jedną postać.

- Merlinie Willi...- podszedł do chłopca drążącą ręką dotykając delikatnie włosów nastolatka.- Jak? Jak on dał radę tak długo? Nie próbowali wcześniej? Naprawdę nie wzywał ich wcześniej? – zapytał w zasadzie nie wiedząc kogo. Opadł na skraj łóżka, głaszcząc opuszkami palców bladego policzka, później przejechał na szyję, gdzie już zaczynały się opatrunki.

- On ma rację. To potrwa. Miesiąc, albo I dłużej. Oni tego nie wytrzymają. Severus nie panikował. On miał rację. Zawsze ma... A kiedy skończą, będzie po nich. Wyczerpie ich do cna, a on sobie tego nie wybaczy. Nie znacie go. Nie wiecie o nim nic. Severus nie boi się tego, że będzie chciał to powtarzać. Nie... On zniszczy sam siebie. Jego poczucie winy go zniszczy. Na Merlina, Willi...- czoło starego czarodzieja opadło przy bladych palcach.

- Trzeba było ich uśpić. Tą jedną decyzją podpisaliście wyrok na nich wszystkich- powiedział po krótkiej przerwie. Patrząc złowrogo na Tomasa I Ksawerego. Obaj spojrzeli na siebie z przestrachem.

Tomas przyjrzał się Wiliamowi, a później na Śpiącego Septimusa I Christophera.

„ Nie będzie tak źle. Są silni" pomyślał.

I tak właśnie się wydawało. Nastolatkowie przespali kilka godzin, później po raz pierwszy Tomas mógł zaobserwować czym jest łączenie, które opisywali chłopcy. Magia która przez nich przepływała była niesamowita. Móc oglądać to z boku wydawało się darem. A gdy skończyli wydawali się tacy spokojni. Nerwowość, która tkwiła w Christopherze od dnia gdy wypił „Przekleństwo" jakby znikła. Wrócił jego wesoły, gadatliwy syn. Nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki zaczął dostrzegać piękno Hogwartu. Ciągle mówiąc jak bardzo chce dostać się do drużyny Quiddicha, albo o tym że w zasadzie chyba wolałby trafić do Gryfindory niż do Slytherinu. Jego syn po raz pierwszy od kilku miesięcy zaczął z nim rozmawiać o tym co będzie później, kiedy lato minie.

Było by idealnie gdyby nie jedno ale... Ich łączenie z Wiliamem, powtarzali to równo co cztery godziny. Jakby mieli budziki w głowach. Gdy zbliżała się wyznaczona godzina przerywali natychmiast to co robili i szli do Wiliama. Nikt im nie przypominał, nikt od nich tego nie wymagał. Nie ważne czy byli razem czy oddzielnie. Wiedzieli kiedy mają przyjść do trzeciego chłopca.

Gdy Ministerstwo dowiedziało się o ich złączeniu Davis zdjęła zakaz spotkań, nagle okazało się, że „ Potentia Supensionis" nie jest potrzebne. Jakby zarzuty które im postawili nie miały znaczenia. Czytał wydaną decyzję chyba milion razy. Nie dowierzając w to co widzi...

- Chcą współpracować ? – zapytał, a Snape rozłożył się w swoim fotelu, patrząc na niego z kpiną. Ksawery zaś walnął pięścią w ścianę jakby to miało przynieść mu ulgę.

- Chcą to przyspieszyć. – padła sucha odpowiedź.

Spojrzał na niego zszokowany, a Snape zignorował go podchodząc do nieprzytomnego syna by zmienić opatrunki.

- Nie goją się. Powstały w dwa dni. Minęło już trzy odkąd tworzą połączenie, a to się nie goi.- zauważył z przerażeniem.

- To nie są zwykle oparzenia. Ich uleczenie będzie trwało. Mówiłem miesiąc może dłużej. Mogę cię tylko pocieszyć, że na płucach nie ma już zmian. Ale to i tak za mało...- mruknął pod nosem.

Wieczorem siedział w swoich kwaterach i obserwował Christophera, który z radością prowadził rozmowę z mamą i bratem.

- Mówię Ci młody Hogwart jest niesamowity. Nie mogę się doczekać, aby pokazać ci kałamarnice. Skubana mnie nie lubi. Zawsze ochlapuje mnie wodą! – relacjonował z entuzjazmem. Swobodna rozmowa braci, której nie słyszał od tak dawna. Aleksander miał milion pytań do brata, a Christopher z zadziwiająca dla niego cierpliwością odpowiadał na wszystkie. Do czasu kiedy zegar nie pokazał kwadrans przed dwudziestą. Jak zwykle bez przypomnienia, jakby w jego głowie włączył się alarm, przerwał rozmowę...

- Muszę kończyć. Fajnie było w końcu pogadać. Do jutra!

- Idziesz do Wiliama?- zapytała Maria z niepokojem.

- Mhhy mógłby już się obudzić.

- Ale jest już lepiej?

- No jasne! Jeszcze trochę i nauczę tego głąba latać na miotle. Nie wiem jak można tego nie umieć! – Zawołał pogodnie, kiwnął ojcu głową w geście pożegnania i wyszedł. Maria spojrzała na niego zaniepokojona.

- Długo to jeszcze będzie trwało?

- Nie wiem...- mógł tylko odpowiedzieć.

- Przerwij to. Tomas błagam cię, przerwij...

- Nie mogę. Nikt nie może. – opowiedział z rezygnacją. Spojrzał na żonę nie mogąc powiedzieć jej całej prawdy.

Sielanka trwała dziewięć dni. Dziewięć długich dni w trakcie których wydawało się, że idą w dobrą stronę. Oparzenia Wiliama zaczęły się zmniejszać. Nieznacznie ale jednak było widać poprawę. A z kolei u chłopaków po za oparzeniami na nadgarstkach, utratą wagi i bladością wydawało się, że wszystko jest w porządku. Do czasu kiedy Septimus nie stracił przytomności. To wydawało się tak nierealne i tak bez powodu, że Tomas nie mógł w to uwierzyć. Ale jednak dziewiątej doby Septimus zaczął słaniać się na nogach. I nic co Aśka próbowała w niego wlewać nie pomagało. Severus, który jeszcze kilka dni wcześniej odgrażał się, że nie zrobi nic, aby im pomóc dwoił się i troił. Przygotowywał przeróżne mikstury wzmacniające. I z cierpliwością wmuszał je w chłopaków. W jakiś sposób tylko on i Tobiasz byli w stanie skłonić nastolatków do czegokolwiek.

Dwunastej doby oparzenia u Wiliama zeszły poniżej ramion. Za to Septimus z trudem wstawał z łóżka. Ale robił to. Gdy przychodziła wyznaczona godzina wstawał i tworzył połączenie i wszyscy zaczęli się bać, że po kolejnym połączeniu serce Septimusa nie wytrzyma.

Wydawało się, że Chris radzi sobie lepiej. Szybko okazało się, że to tylko złudzenie. Trzynastego dnia upadł na kolana , gdy połącznie się zakończyło, a gdy Tomas podbiegł do niego, aby mu pomóc zauważył , że z jego nosa dosłownie leję się krew. Z trudem opanowali sytuację co nie wiele im dało bo zdecydowanie za szybko nadeszła pora kolejnego łączenia i sytuacja ponownie się powtórzyła.

Tomas z przerażeniem obserwował zegarek gdy zbliżała się wyznaczona godzina wrzeszczał na nich, aby przestali. Ale nie ważne co by powiedział, oni nie słuchali. Gdy próbowali ich powstrzymać zaczęli rzucać na nich zaklęcia i cała gamę tarcz które utrudniały dorosłym przedostanie się do nich.

Z ogromnym trudem Tobiaszowi udało się przekonać ich, że Wiliam nie potrzebuje już aż takiej pomocy. Wydłużyli przerwy do 6 godzin, ale to i tak wyniszczało ich w zastraszającym tępię.

20 lipca obaj z Ksawerym byli boleśnie świadomi, że ich synowie nie dożyją szesnastych urodzin i pomimo tej wiedzy nie potrafili ich ani powstrzymać ani ich uleczyć.

Czuł mdłości na sam widok Davis, która zachowywała się tak jakby to co działo się w skrzydle szpitalnym było czymś normalnym.

- Zrobiliście to specjalnie- rzucił oskarżenie, gdy tylko weszła do skrzydła szpitalnego na co tygodniową kontrolę.

- To wy napoiliście ich „Przekleństwem" nie Ministerstwo. Mogliście chociaż odpuścić Wiliamowi. Przecież to było oczywiste, że będzie próbował utworzyć Trójkąt. Zaznaczę tylko, że DOS powzięło wszelkie środki, aby uniknąć tej sytuacji. Robiliśmy co mogliśmy.

- Gówno prawda. Gdybyście nie wykończyli Willa nigdy by nie sięgnął po swoje dziedzictwo. Wystarczyło dać mu spokój.

- Naszym głównym celem było zadbanie o chłopców. Nie mamy kontroli nad ich mocą. Macie dostęp do najlepszych Uzdrowicieli Munga. Czy jest coś czego jeszcze potrzebujecie? – zapytała spokojnie.

- Szmata- wy warczał.

- Rozumiem, ze nie. Myślę, ze zakończony to spotkanie.

- Możesz w ogóle spać w nocy? – zapytał, a Davis uniosła jedynie brew.

- Trwa wojna Panie Wilson. Nikt nie śpi spokojnie.

I wyszła, gdyby nigdy nic. Spojrzał na Ksawerego, który bezradnie siedział koło łóżka syna . Jonas nie miał już sił , ani na kłótnie z tą kobietą, ani na rozmowy z kimkolwiek. Po prostu siedział modląc się, aby ktoś znalazł sposób na przerwanie tego szaleństwa.

- Długo już śpią. Dziwne...- mruknął Tomas, odgartając włosy z czoła Christophera.

- Nie wiem jak Tobiasz to robi. Jakim cudem on ich usypia, ale chwała mu za to. Nie chce myśleć co będzie dalej. Po porannym łączeniu mam ciarki na samą myśl o kolejnym. Septimus był tak wściekły. Zawsze był spokojny po, jakby dawało mu to ukojenie. A teraz... Merlinie...

- Coś się dzieje. Są nerwowi. Nawet Severus zwrócił na to uwagę wczoraj, ale uznałem, ze to wina ich zmęczenia. Jednak ich łączenie przybrało inna formę. Wcześniej ich wyciszało, a teraz? Jakbyśmy nie powstrzymali Chrisa to pewnie by zrzucił Wiliama z łóżka. To już jest niebezpieczne dla nich wszystkich. Nie wiem co będzie przy kolejnym.- westchnął zmęczony

Południe dla wszystkich wypadło za szybko. Spektakl zaczął się od nowa. I nikt z dorosłych którzy byli obecni w skrzydle nie był w stanie patrzeć na to spokojnie, ale nauczeni wcześniejszymi wydarzeniami nawet nie próbowali zatrzymać chłopców. Obaj słaniając się na nogach ciężko opadli na krzesła przy łóżku i chwycili dłoń Wiliama. Zaczęli tworzyć połączenie.

Tomas obserwował ich nie czując już zachwytu nad tym spektaklem, to nie było coś dobrego jak początkowo mu się wydawało. To było Przekleństwo ich wszystkich. Wszystko wyglądało jak zawsze, do póki plecy Christophera nie napięty się jak struna, Septimus uniósł ich złączone dłonie jakby mieli z czymś problem, a ten gest miałby im pomóc i nagle niespodziewanie dla wszystkich połączenie się zerwało, a wytwarzana łuna światła rozmyła się niespodziewanie. Wszyscy dorośli poderwali się wiedząc, że będą wściekli. Dumbledore nauczony porannym doświadczeniem w pierwszej kolejności rzucił zaklęcie ochronne na Wiliama. Dopiero później spróbowali powstrzymać dwóch rozgorączkowanych nastolatków Zajęło godzinę nim udało im się ich unieruchomić. A Severus wlał w ich gardła Uspokajający Eliksir.

- Co się dzieje? – zapytał Ksawery, gdy obaj zasnęli zmęczeni walką.

- Odrzuca ich. – odezwał się jako pierwszy Tobiasz, spokojny ale zdecydowanym głosem.

- Nie możliwe. Jest za słaby... Po za tym kto oparłby się takiej mocy? Siedzę w tych księgach godzinami. Nawet Gdyby zależało mu na nich, gdyby byli przyjaciółmi... Jego ciało jest słabe, a Trójkąt wymaga od dziedzica sprawności. Jego magia żąda, aby się uleczył- powiedział stanowczo wręcz ze złością Severus.

- To Willi. Mówiłem Ci... – powiedział Tobiasz. Głaszcząc włosy nastolatka.

- Walcz z tym. Dacie sobie z tym radę. We trzech. Teraz już nie mam wątpliwości.

I Wiliam walczył. Ten mały chudy, niepozorny dzieciak walczył w sposób którego oni nie rozumieli, aż w końcu zablokował ich całkowicie. Była północ gdy przez skrzydło przeszedł dziki wrzask. Chris wpadł w szał, Septimus błagał I płakał, a Zielone oczy otworzyły się po raz pierwszy od dłuższego czasu.

- Zabierzcie ich stąd!- było jedynym żądaniem, nim zwinął się niczym jeż w kulkę. Chowając szczelnie dłonie.

Usunięcie rozszalałych nastolatków, miotających zaklęciami, gdzie popadnie było najtrudniejszym zadaniem w życiu Tomasa. I podejrzewał, że dla wszystkich innych, którzy brali w tym udział. Zabezpieczenie pokoi , aby nie zrobili sobie krzywdy było szalenie trudne. Ale gdy w końcu Dumbledore skończył byli więcej niż pewni, że ani w Mungo, ani w Askabanie nie ma tak bezpiecznego miejsca dla rozszalałej Magii. Dopiero wtedy uświadomili sobie, że bez wsparcia Dyrektora nie poradziliby sobie. O dziwo stary czarodziej, ani nie komentował to co się działo, ani w żaden sposób nie próbował się w trącać w decyzje jakie podejmowali, jedynie robił co w jego mocy, aby żaden z chłopców nie zrobił sobie krzywdy.

Trzy dni tyle trwał ich atak złości. W tym czasie nie jedli, nie pili, nie spali, za to rzucali zaklęciami tak silnymi, że nikt nawet nie próbował wejść do ich pokoi. Po trzech dniach ich ciała się poddały, lub moc wytworzonego połączenia osłabła na tyle aby przestali go pragnąć.

Swinss i Joanna praktycznie już nie opuszczali murów Hogwardu. Robiąc co tylko mogli, aby utrzymać chłopaków przy życiu. Daniel wpadał dwa razy dziennie. I Wilson wiedział, że zajmuje się głównie Wiliamem. Ale nie wiedział w jakim stanie jest trzeci z nastolatków.

Piątego dnia odważył się zostawić Christophera z Swinssem i zszedł do lochów, gdzie obecnie przebywał Wiliam. Snape uniósł brew gdy go zobaczył, ale wpuścił bez słowa.

- Zaczekaj tu chwilę. Obudzę go...- powiedział po chwili zawahania. Tomas spojrzał na niego zdziwiony, a później ujrzał, że oczy Severusa są tak samo podkrążone jak jego. Nie wiedział co tu się działo przez te pięć dni, ale wygląd Severusa powiedział mu jasno, że wcale nie było łatwiej jak u nich.

- Wiliam... – Severus podszedł do fotela odwróconego w stronę kominka. Przykucnął za fotelem i Tomas stracił go z oczu. – Willi... Wilson chce z tobą porozmawiać. Jeśli nie dasz rady to go odeślę.

- Dam. – zachrypnięty glos. Wręcz obcy dla Tomasa- Zostawisz nas? Proszę...

Severus podniósł się z niezadowoleniem patrząc na Wilsona. Jakby wcale nie chciał go tu widzieć, a po chwili kiwnął głową.

- Piętnaście minut. Nie męcz go. – powiedział zirytowany i wyszedł do drugie pomieszczenia.

Wilson podszedł do fotela. W sumie nie wiedział czego się spodziewać. Przez ostatnie dni, gdy Chris szastał zaklęciami w każdym kierunku wręcz nienawidził Wiliama, a gdy w końcu Christopher opadł bezsilnie i tylko eliksiry i kroplówki utrzymywały go przy życiu czuł obrzydzenie do wszystkich Snapów, a Wiliam w jego umyśle był najgorszy z nich. Idąc tu spodziewał się zastać gówniarza wesoło spędzającego czas z ojcem. Może chełpiącego się swoją siła , swoją mocą i tym, że dał radę przerwać połączenie. Historyczne wydarzenie. Coś czego żaden czarodziej nigdy nie dokonał.

I nic cokolwiek przez ostatnie dni myślał o tym dzieciaku nie miało miejsca. Siedział zwinięty niczym kulka, poowijany kocami, a na głowie miał zarzucony kaptur. Tylko wielkie Zielone oczy patrzyły na niego z bólem i strachem, którego nie powinien zaznać żaden szesnastolatek. To nie był Wiliam jakiego zdążył poznać. To nie był dzieciak, który wyzywał go na błoniach. I z trudem przełknął gule w gardle.

- Zimno Ci? – zapytał bo w sumie nie wiedział co powiedzieć.

- Przydało by się parę okrążeń- padła cicha odpowiedź. Przywołał sobie krzesło, bo czuł się głupio wisząc nad nim.

- Sporo się zmieniło od tamtego poniedziałku.

- Tamte wspomnienia wydają się takie odległe...- kiwnął głową bo w sumie sam miał takie odczucia.

- Jak się czujesz?

- W porządku...- przyjrzał się drobnej twarzy i wiedział, że dalece mu do bycia w porządku.

- A Chris?

- Bywał w lepszej formie. – przyznał szczerze.

Wiliam zamknął oczy jakby te słowa sprawiały mu ból, a Tomas poczuł, że jego oczy zaczynają go piec.

- Daliście radę. Ty dałeś radę. Wiliam. Ogarnięcie to.

- Pan tego nie zrozumie. Jestem potworem...

- Nigdy tak nie mów. Nie jesteś potworem. Przerwałeś coś co wydawało się nie możliwe do przerwania. Gdybyś był potworem to nie miałbyś na to siły. Wasz związek, to co utworzyliście z naszej winy to niewyobrażalną moc. A ty to przerwałeś..

- Nie przerwałem... On nadal jest...- wyszeptał z obawą.

- Wiem. Użyłem złych słów... To co stało się tamtej nocy już na zawsze was złączyło.

- Pan nie rozumie.

- Czego?

- Wszystkiego. Nikt z was tego nie zrozumie. – powiedział szeptem.

- A ty rozumiesz? – zapytał, a Zielone oczy spojrzały na niego w zamyśleniu, a później zaprzeczył ruchem głowy.

- Musimy się tego nauczyć. Sami. – padła odpowiedź.

- Mamy nie przeszkadzać? – zmarszczył czoło czując frustrację.

- Przydała by się pomoc. Coś tam Pan wie... – Wilson zaśmiał się w końcu, a kąciki ust Wiliama mimowolnie się uniosły.

- Tylko błagam bez biegania. Teraz już naprawdę nie dam rady. Nie żartuje.

- To miało was rozładować. Mieliście się zmęczyć, aby lepiej skupiać się na zaklęciach.

- To było słabe...

- To by działało gdyby dali nam czas.

- Ale nie dali...

- Boję się tego co zrobią. – przyznał po chwili milczenia.

- Pracujemy nad tym. W zasadzie to Twój Dziadek.

- Wiem.- wyszeptał zamykając oczy, a gdy przez dłuższą chwilę ich nie otwierał Wilson był pewien, że zasnął. Podniósł się uznając, że nie będzie go więcej męczyć. Ale jego powieki od razu się uniosły na ten ruch.

- Jutro. Jutro muszę się z nimi zobaczyć. Najlepiej na zewnątrz. – Tomas zatrzymał się patrząc na dzieciaka z niedowierzaniem.

- Wiliam on nie da rady. Większość czasu śpi. Septimus...

- Wiem rozmawiałem z Jonasem.

- To wiesz, że to niemożliwe. Przyjdź do niego. Nie zabronię Ci tego. Ale wątpię , aby dobrym pomysłem było, abyście się spotkali we trzech. To za szybko...

- Za późno... Nie za szybko. Jutro... – zamknął oczy i już ich nie otworzył.

Wilson stał patrząc na dzieciaka zszokowany z uczuciem jakby jego audiencja się właśnie skończyła, a on nic nie załatwił. Zacisnął pięści czując frustrację.

- Słyszałeś co powiedział. Idź już... – Severus stał oparty o drzwi. Patrząc na niego ze złością.

- Oni nie mogą! – powiedział zły, oskarżycielsko patrząc na Snape'a.

- Jeśli coś mówi to tak właśnie ma być. A teraz wynoś się...- wyszeptał złowrogo.

- Chris nie da rady. Zresztą to idiotyczny pomysł. Na cholerę mają ryzykować. Co jeśli zacznie się od nowa?

- No i? – zakpił- Jeśli Wiliam uznał, że tyle przerwy im wystarczy to znaczy, że to już koniec. To on decyduje nie Ty Wilson. Jeśli nie zdążyli się pozbierać to już wasza sprawa. Jutro nad jeziorem o 10.

- Nie zaryzykuje...- wrzasnął. A Snape w trzech krokach dopadł do niego wyprowadzając go na korytarz.

- Ty już raz zaryzykowałeś. O jeden raz za dużo... Więc teraz już nie rób nic na własną rękę jasne? – Warknął

- Nie rozumiesz...- zimny smiech rozniósł się po korytarzu.

- Ja nie rozumiem? Ja? Widziałeś go? Do jasnej cholery nie mów mi, że ja nie rozumiem, bo to z czym musi się zmierzyć Christopher z Septimusem nie jest nawet ułamkiem tego co on przeżywa. I mierzy się z tym od miesięcy nie dni. Więc mi kurwa nie mów, że ja nie rozumiem. Ostrzegałem Was. Mówiłem i miałem plan. Wystarczyło ich uśpić, ale to wy postanowiliście poddać wątpliwości moje słowa. Ja tego nie chciałem. Więc ciesz się, że Wiliam dalej bierze na siebie cięgi, bo wcale nie musiał. Mógł ich wykorzystać... Powinien to do cholery wykorzystać! A nie...

- Zrobiłbyś to? Naprawdę zrobił byś z niego charłaka? – zapytał.

- Bez zawahania. Gdyby tylko wszystko szło zgodnie z planem. Nie mogliśmy go zmusić do rzucania zaklęć. Za cholerę nie chciał nawet spróbować. A przecież to robił, zresztą sam widziałeś nawet nie odzyskiwał przytomności. Wystarczyła zmiana opatrunków, a on wiedział co ma robić. A od wieczora nic. Kompletna cisza. Daniel zaczął używać najboleśniejszego zaklęcia regeneracyjnego. Naprawdę robiliśmy wszystko, aby tylko go ocucić na tyle, aby zaczął rzucać zaklęcia, aby się wyczerpał. Musiał... w innym wypadku miałby dość mocy, aby odrzucić „ Falsum Donum". I nic... Więc było tylko dwie opcje pierwsza, że to już koniec, że nawet wyrwanie z niego Magii nic mi nie da. A druga, że...

- Zbiera siły.

- Dokładnie. Dlatego przyszedłem do was. Dlatego dałem wam te Eliksiry. To nie był zwykły nasenny. Z tym by sobie poradzili. To najsilniejsze gówno jakie miałem. Jonas miał rację, na pewno by uszkodziło im nerwy. Wiedzieliśmy o tym. Ale Daniel z Swinssem by sobie z tym poradził. Doszli do pierdolonej perfekcji w regeneracji nerwów. Nie było lepszego rozwiązania. Jeśli miałem wywieść stąd Wiliama to oni musieli być tego nie świadomi. Ale było już za późno. Nie doceniłem ich. I źle założyłem, że mi ufacie.

- Ufamy Ci... – Snape oparł się o ścianę

- Ja Wam nie. Więc w zasadzie powinienem od początku wiedzieć, że macie takie same wątpliwości. Źle oceniłem sytuację. Powinienem sam to zrobić. Dodać im to gówno soku przy kolacji.

- Nie jedli...- nagle przypomniał sobie ten mały szczegół Tomas. Snape uniósł głowę z zaciekawieniem.

- Tamtego dnia nawet nie tknęli jedzenia. Nic kompletnie. To było dziwne w zasadzie. Christopher zawsze był głodny nie ważne co by się działo, a wtedy...

- Czuli... w jakiś sposób wiedzieli...- mruknął Severus.- Który jest Mistrzem usypiania? Nie użyli Eliksiru. Sprawdziłem to.

- Septimus. Już to zrobił. Zanim założył pierścienie. Smarkacz obserwował skrzatke jak usypia jego siostrę. Zresztą całkiem sporo od nich podpatrzył. Ale wtedy to przegiął. Dopiero gdy uśpił wszystkich na 16 godzin Jonas poszedł po rozum do głowy i zgodził się na pierścienie. – Severus uniósł brew... a później przetarł zmęczone oczy.

- Muszą się jutro zobaczyć. Wiliam dłużej nie wytrzyma. Muszą się spotkać dopóki ma nad tym kontrolę. Rozumiesz? Jeśli będziecie próbować to przeciągać dojdzie do tego czego się tak boicie. Teraz on nad tym panuje. Choć chyba tylko jeden Merlin wie jak on to robi.

- Chris ledwo trzyma się na nogach...

- To go wynieś. Chociaż myślę, że wystarczy, że mu powiesz, że Wiliam kazał mu przyjść.

- To chwyt poniżej pasa.

- To ich nowa rzeczywistość będą robić to co on chce. Jeśli usłyszą, że chce się z nimi spotkać przyjdą nawet jeśli tobie wydaje się, że nie da rady. – zrobił krok w tył i już miał wchodzić do swoich kwater, ale odwrócił się patrząc na Wilsona z zastanowieniem.

- Pije odżywczy?

- Nic nie chce pić. Żadnego eliksiru. Wszystko wlewany na siłę.

- Zmieszaj z lodami lub czekoladą. Cukier i odżywczy. To jakoś trzyma Wiliama. Na Septimusa też zadziałało. Jonas był tu wcześniej. I powiedz mu o Jutrze. Zacznie jeść. Ładuj w niego cukier ile tylko da radę. Nad resztą zastanowimy się później.

Z kwater dobiegł głośny huk, za chwilę znowu. Severus bezradnie wsłuchiwał się hałas rozwalanych rzeczy.

- Co się dzieje - powiedział Wilson patrząc z przerażeniem na drzwi do kwater.

- Zaraz skończy.

- I będziesz tu tak stał?

- A co mam robić? Twój ile się szamotał? – zapytał obojętnie.

- Wiliam też ?

- Dla niego to jeszcze trudniejsze Wilson. Jeszcze trudniejsze. To nie spłynęło po nim jak po kaczce. On chce ich tak jak oni jego. Ale ma nad tym kontrolę. Jeszcze... Więc błagam tym razem zróbcie to co mówię.

Nie mając zbyt wielkiego wyboru kiwnął głową i wycofał się do swoich kwater. A tam nic się nie zmieniło. Swinss siedział bezradnie na krześle zmęczony całą sytuacją jak oni wszyscy, a Chris spał z podkulonymi nogami. Na stoliku stały nie ruszone eliksiry.

- Nie wypił.- Stwierdził od razu.

- Nawet się nie obudził. Tobiasz wrócił? Nie chce wołać Snape. Może Dumbledore da radę. – Swinss przetarł oczy zirytowany.

- Idź się przejdź. Po radzę sobie.

- Niby jak?

- Rozmawiałem z Severusem. Myślę, że jego sposoby sprawdzą się też na nim. Idź.

Swinss podniósł się, ale jego wzrok obserwował nastolatka. Uniósł różdżkę za pewne chcą przed wyjściem rzucić kolejny skan, ale Tomas zatrzymał go.

- Nie ma sensu. Dam radę. Nie wkurzaj mi go...– różdżka opadła.

- Jak z nim? Nie widziałem go od tygodnia.

- Walczy... – Tylko tyle mógł powiedzieć. Swinss pokiwał głową, przeczesał palcami włosy po czym w końcu wyszedł z pokoju.

Tomas cofnął się zamawiając w kuchni lody i zmieszał je z eliksirem. Wątpił, że to coś da. Ale zawsze warto spróbować. Wrócił do pokoju, stwierdzając, że w posturze jego syna nic się nie zmieniło.

- Wiem, że nie śpisz... Byłem u Wiliama. Kazał cię pozdrowić. – Tyle wystarczyło by uzyskać reakcje. Nastolatek uniósł się na ramionach, patrząc na ojca z nadzieją.

- Jeśli zaczniesz jeść jutro się zobaczycie. To jest nasz warunek. – powiedział podsuwając mu miskę z lodami.

- Lody? – zapytał niepewnie obserwując zawartość, nawet je powąchał na co Tomas mógł tylko przewrócić oczami.

- Wolisz steka?

- Nie...

- To jedz. Jeśli chcesz się z nim jutro spotkać to musisz mieć siły. Musisz się rozruszać . Jasne?

- Dlaczego nie teraz?

- Musisz nabrać sił synu.

- On nas potrzebuje- zaprotestował z złością. Tomas przytrzymał miskę zanim skończy jak tysiąc innych które próbował mu podsunąć.

- Masz rację. On was potrzebuje. Ale nie takich... Nie w takim stanie. On tego nie chce rozumiesz?

- Jestem dla niego za słaby...- Warknął chowając głowę miedzy rękami. Tomas przeklął swoją głupotę. Odstawił miskę i siła zmusił, aby na niego spojrzał.

- Gdybyś był słaby to by tego nie przerwał. Rozumiesz? Trwało by to tak długo aż być umarł. A jednak Wiliam to przerwał. On was nie odrzucił. On Was dalej chce. Ale musicie wyzdrowieć rozumiesz? Musisz spróbować zrobić wszystko co się da, aby być takim jak na początku. Tego chce Wiliam. On chce Christopera. Nie pachołka. Musisz być jego siłą. Wszyscy musicie być silni i wspierać siebie nawzajem. Nie jesteś jego niewolnikiem. Tylko sojusznikiem. Rozumiesz? Na tym polega wasze złączenie. Masz uzupełniać to czego mu brakuje. Nie oddawać mu całego siebie...

- Nic nie rozumiesz! – wrzasnął, a eliksiry stojące na stoliku po kolei zaczęły wybuchać.

- Nikt oprócz was tego nie zrozumie. Ale wiem jedno. Wiliam potrzebuje przyjaciół. Prawdziwych przyjaciół. Nie męczenników. Zadbaj o siebie, aby móc dbać o niego. On robi To samo synu. Będzie dbał o was, ale najpierw musi zadbać o siebie. Jutro się zobaczycie. Ale musisz mieć na to siły.

Niebieskie oczy spojrzały na niego bezradnie, a później Tomas mógł w nich zobaczyć to czego nie widział od dawna . Łzy... Przygarnął nastolatka w mocnym uścisku. Mając nadzieję, że powoli jakoś wyjdą z tego piekła.

Po dwóch godzinach udało mu się ruszyć Chrisa z pokoju. Co prawda opadł na kanapę okrywając się kocem, ale to już I tak był duży postęp.

- Zimno Ci?

- Mógłbyś rozpalić w kominku- mruknął śpiąco.

- Wypij czekoladę to Cię rozgrzeje. – nastolatek uniósł się poprawiając koc, aby szczelnie go okrywał. Przyjął kubek, co już było sukcesem samym w sobie. Podobnie jak z lodami bacznie obserwował jego zawartość nim w końcu zaczerpnął pierwszy łyk.

- Może zafiukamy do mamy, martwi się. – Nastolatek wzruszył ramionami. A Tomas uznał to za zgodę. Nie miał pewności co jutro się wydarzy. Dobrze by było, aby Maria mogła z nim porozmawiać. Wrzucił garść proszku w rozpalony ogień. Gdy w kominku pojawiła się głowa Aleksadra uśmiechnął się słabo. Chociaż on wyglądał zdrowo.

- Tato w końcu! Mamo tata ! – wrzasnął.

- Tomas ! W końcu. Byłam gotową już udać się do Hogwartu! Sześć dni! Co ty sobie wyobrażasz. Gdzie Chris! – krzyknęła.

- Jestem wszystko w porządku że mną.- Powiedział opadając ciężko koło kominka. Maria zamarła obserwując syna, a w jej oczach było widać przerażenie. Christoper chwilę kręcił się jakby próbował znaleźć dla siebie miejsce. W końcu Tomas usiadł na podłodze, zmuszając nastolatka aby ułożył głowę na jego nogach. Gdy poczuł jak drży przywołał koc. Okrywając go po samą brodę.

- Synku- Maria w końcu wydobyła z siebie słowo.

- Nic mi nie jest mamo. Muszę tylko odpocząć. – mruknął zamykając oczy.

- Wyglądasz jak gówno- powiedział szczerze trzynastolatek, a Tomas zgromił go wzrokiem.

- No co taka prawda! Co mu się stało?

- Jest chory.- Warknął upominającym głosem.

- Nie jestem chory! Po prostu muszę odpocząć. To nic... Wiliam jest w gorszym stanie

- Nie chce nawet o nim słyszeć...- Tomas wyczuł jak ciało nastolatka sztywnieje.

- Dość! Maria proszę... Chris Uspokój się. Mama nie miała nic złego na myśli.

- Miałam ten szczeniak...

- Nie wasz się. To nie wina Wiliama! To nie jego wina to ja jestem za słaby! – wrzasnął Chris zrywając się z nóg ojca. Zatoczył się nie mając dość siły, aby utrzymać się na nogach.

- Chris Uspokój się. Błagam! – powiedział Tomas próbując do niego podejść, ale dzieciak postawił przed nim barierę. Szklaną przezroczystą barierę. Wilson zamarł obserwując ją. Znał ją. To bariera Wiliama. Jedna w swoim rodzaju. Nikt więcej nie znał tego rodzaju bariery. Aż do teraz. Chris jej użył tak jak kiedyś użył jej Wiliam.

Swinss wypadł z sypialni, w której miał odespać, najwyraźniej obudzony przez alarm, który rzucił na Christophera. Zamarł obserwując to co powstało przed Christopherem.

- Cholera...- mruknął

- Zawołaj Snape'a nie zaryzykuje sam jej zdjąć. – powiedział.

Swinss przerwał łączenie z Marią ignorując jej krzyki, aby powiedzieli jej co się dzieje. Dziesięć minut później Severus obserwował barierę. Unosił już różdżkę, ale Tobiasz go zatrzymał.

- Nie. – Severus spojrzał na niego zirytowany.

- Musimy to zdjąć.

- Jeśli zdejmiesz to ty Chris oberwie. Nie ufa Ci. Nie będzie chciał Cię przepuścić. To nie Wiliam. Albo go wyczerpie co nie jest zbyt mądre... Nie ryzykuj.

- To co sugerujesz?- Tomas spojrzał na starszego mężczyznę.

- Wiliam. To jego bariera. Jemu Chris ufa. To najrozsądniejsze.

- Chyba sobie żartujesz! – powiedzieli zgodnie Tomas z Severusem.

- Mówię poważnie. Uważam, że to najrozsądniejsze. Będzie dwóch nie trzech. Chociaż dla pewności wcześniej bym dał znać Jonasowi, niech uśpi Septimusa.

Pomimo wątpliwości to właśnie zrobili. Obserwowali Christophera przez barierę, ale on nawet na nich nie spoglądał. Siedział skulony w kącie pokoju, a ręce miał zatopione we włosach. Severus przyprowadził Wiliama. Nastolatek aż otworzył usta z wrażenia.

- oh chyba go jakoś tego nauczyłem- mruknął.

- Jakoś? – Tomas Warknął wkurzony. Tobiasz położył mu rękę na ramieniu.

Wiliam i tak zignorował jego złość podchodząc do bariery obserwując ją z delikatnym uśmiecham.

- Ciekawe czy ja teraz umiem zrobić Teb Wir wodny. To było fajne...- mruknął bardziej do siebie niż do nich.

- Wiliam! Będziesz umiał to zdjąć? – zapytał Severus. Nastolatek popatrzył na ojca delikatnie przekrzywiając głowę na bok z ciekawością.

- No raczej, ale po co? – zapytał patrząc na ojca z niezrozumieniem. Nim ktokolwiek z nich zdążył przewidzieć co chce zrobić dał krok w tył przekraczając barierę. Nawet nie zdążyli wydobyć z siebie słowa, gdy przezroczysta bariera zmętniała ukrywając pod sobą dwóch nastolatków.