40.

Złożył starannie list I umieścił go w kopercie. Stwierdzając, że w środku jest coś jeszcze. Postanowił odłożyć swoją ciekawość na bok i pójść do ojca. Z silnym postanowieniem, że spróbuję go przeprosić. Wyszedł ze schowka zawstydzony swoim zachowaniem i wpadł na kogoś. Upadł boleśnie na kamienną podłogę.

- O proszę... A twierdzą, że twój stan zdrowia jest tak okropny, że nie masz sił przyjść na spotkanie zapoznawcze- gdy usłyszał znajomy znienawidzony głos zamarł. Tylko on mógł mieć tak parszywej szczęście.

- Wiliamie możesz mi wytłumaczyć co robiłeś w składziku na miotły?

Z trudem zwlókł się z podłogi. Patrząc na kobietę nienawistnie.

- Dobrze się czujesz? – zadała kolejne pytanie. A Wiliam prychnął.

- Wszystko idealnie. – prychnął pod nosem. Podniósł się kląc pod nosem na samego siebie.

- Wszystko idealnie? – zapytała. Spiorunował ją wzrokiem.

- Dokładnie tak. – mruknął.

- To świetnie. W takim razie nie ma przeciwskazań, abyś poznał swoich nauczycieli i zapoznał się z planem treningów. Naturalnie postanowiłam wziąść pod uwagę prośby waszych ojców i zastrzeżenia Dyrektora. Wszystko dla waszego dobra. Zapraszam.

Odwróciła się i pewnym krokiem udała się do ich kwater. Wiliam chcąc nie chcąc nie miał wyjścia I musiał pójść za nią.

Kiedy wszedł do pokoju wspólnego w ich kwaterach uniósł brew.

- Gdzie wszyscy?

- Za pewne Cię szukają. Strasznie panikują. Nie wyglądasz tak źle jak twierdzą twoje skany. A oni sieją panikę jakbyś mógł wyzionąć ducha w każdej chwili- powiedziała Davis. Wiliam przełknął ślinę.

- Będą wściekli. Miałem z tobą nie rozmawiać.

- Przyszedłeś tu z własnej woli, prawda? Nie zmusiłam Cię. – uśmiechnęła się łagodnie.

- Ale skłamałaś, że oni tu są...

- Nie powiedziałam, że oni tu są.

- Powiedziałaś, że mam poznać nauczycieli...

- I tak właśnie będzie... Ale najpierw porozmawiamy.

- Nie będę z tobą rozmawiać bez prawnika.

- No tak. Twój prawnik. Sympatyczny człowiek...

- Zawołaj go. – zażądał.

- Już przywykłeś?

- Niby do czego?

- Do wydawania rozkazów.

- Nikomu nie wydaję rozkazów. Mam prawo do prawnika.

- To nie przesłuchanie Will.

- Ostatnim razem postawiłaś mi absurdalne zarzuty.

- Absurdalne? Przecież to zrobiłeś! Zniewoliłeś ich. Złamałeś Zasady moralne. To co zrobiłeś powinno być karalne.

- Ja nic nie zrobiłem!

- Tak oczywiście. Ostatnio też tak mówiłeś Wiliamie.

- Posłuchaj...

- O już zaczynasz? – zapytała spokojnie.

- Chce, aby Xavier tu był.

- Będzie. Jak ja uznam, że zostałeś poinformowany o oczekiwaniach wobec Ciebie.

- Niby jakich oczekiwaniach?

- Ministerstwa Magii. Utworzyłeś Magiczny Związek z dwoma innymi chłopcami. Nasi ludzie uważają fakt, że to przeżyliście za cud. Choć ja mam na ten temat inne zdanie. Co nie zmienia faktu, że to zrobiłeś. A Ministerstwu są potrzebne wszystkie dostępne środki. Nawet niepełnoletnie środki. – mruknęła z zadowoleniem. Wiliam wciągnął powietrze.

- Nie zmusicie nas...

- Posłuchaj Willi. Jest wojna. Giną nie winni ludzie. Giną dzieci. Nie chciałbyś nam troszkę pomóc?

- Wam? Omal mnie nie zabiliście!

- Żyjesz...

- Cudem...

- Daj spokój. To było logiczne, że oni Cię uratują. Choć nikt nie zakładał, że tak szybko wyzdrowiejesz. Ale to cudowna wiadomość. Widzieć Cię w zdrowiu. Choć mógłbyś trochę przytyć. Masz śliczna buzię. Gazety będą rozpisywać się na każdy twój temat. I ta koszulka. Jesteś idealny... – mruknęła.

- NIE Wykorzystasz mnie... Nie będę waszym Zlotym Chlopcem.

- Będziesz. Albo ty, albo wystawimy całą trójkę. Dajemy Ci wybór. Nasi Specjaliści twierdzą, że wystarczysz Ty. Ludzie mają sentyment do zielonych oczu. Podwójne pierścienie dodatkowy atut. Śmierć pięknej matki... Wychowany przez bezdusznego Mistrza Eliksirów, a taki łagodny. Ludzie będą Cię kochać. Ale jak będziesz miał jakieś, ale... W ministerstwie jest tak wielu szpiegów... Informacja o Trójkącie trzech młodych przystojnych arystokratów obiegnie świat szybciej niż zdążysz wyjść z tego pokoju.

- Nie możesz!

- Ja mogę wszystko Willi.

- Trójkąt może nas zabić.

- Trwa wojna Willi. Wielu ginie...

Wiliam patrzył na nią w szoku. Nie mogła... Nie mogła tego zrobić. Nie mogła zmusić go... No właśnie dokładnie do czego?

- I niby co miałbym robić?

- konferencja prasowa z Ministrem Magii. Może jakieś przemówienie? Chyba się nie jąkasz prawda? Potter się jąkał aż ciężko było tego słuchać. Ale ty Wiliamie. Ty to całkiem inna bajka! Jesteś idealny. – Wiliam prychnął.

- W sumie dlaczego nie? Chętnie opowiem wszystkim jak Wasz medyk podstępem założył mi podwójne pierścienie, a osiem dni później rzuciliście „Potentia Supensionis" będzie idealnie- Warknął. Davis zaśmiała się.

- Było by idealnie.- powiedziała, a później spoważniał. – A teraz poważnie Will. Nikt nie zamierza Cię wystawiać na świecznik. Co nie zmienia faktu, że i tak będą o tobie pisać. Z taką buzią to nieuniknione. Więc dobrze by było, abyś się ogarnął i przestał wyglądać jakbyś nie wiedział czym jest solidny posiłek. Kumasz? Do końca wakacji Dayson i Weaslay mogą Was uczyć. Doskonale wiemy, że ich chcieliście. Powiedz tatusiowi, że łapówki nie były potrzebne. Wystarczy porozmawiać. – mruknęła. Wiliam zagryzł wargę że zdenerwowania.

- A później?

- A później grzecznie pójdziecie do szkoły będziecie idealnie grzeczni, a w wolnych chwilach będziecie robić to czego my chcemy.

- Czyli co?

- Na początku się uczyć.

- Czego?

- Tego co my uznamy za słuszne. – Wiliam prychnął.

- Nie zamierzam uczyć się czegokolwiek od Was.

- No cóż taki wariant też jest brany pod uwagę. Twój tatuś... Ma ładny tatuaż na ramieniu.

- Wszyscy wiedzą, że był szpiegiem!

- A ma na to jakieś dowody? Nie pracował dla Ministerstwa. Nie był naszym szpiegiem Willi. Jest przestępcą...

- Narażał się dla innych! On nie jest przestępca... Uratował wielu! Uratował Pottera do cholery. Mój Ojciec nie jest przestępcą – wrzasnął. Dłonie drżały mu tak mocno, że nie był pewien czy za chwilę jego magia nie wyrwie się spod kontroli. Nie mogła.

- No brawo Panno Davis! Zastraszanie małoletniego... Chorego chłopca... Cudownie. Widzę, że Brytyjskie Ministerstwo jak zawsze w formie. – Xavier podszedł do Wiliama i usadził go na fotelu. Nastolatek poderwał się ze zdenerwowania i oparł się o fortepian. Jednak nie mógł nic poradzić na nerwowy tik w prawej nudzę

- Wiesz, że w jego przypadku doprowadzanie do tak skrajnych emocji może spowodować wybuch dzikiej Magii? Wiesz co by się wtedy stało? Normalnie dzika magia uderzę w zewnętrzne zagrożenie. Czyli Ciebie... Ale on... Wiliam nosi podwójne pierścienie. One blokują wypływ falowych uderzeń Magii. Nawet Dzikiej. Wiesz co może się wtedy wydarzyć? Jesteś gotową iść do swojego szefa i powiedzieć, że chłopak umarł bo go zdenerwowałaś?

- Wiliam nie...

- Wiliam jest posiadaczem mocy o której ty nawet nie będziesz śniła. Za dwa góra trzy lata wszyscy to zrozumieją. Teraz widzisz drobnego chłopca. Ale ten chłopiec dorośnie. I będzie bardzo bardzo silnym magiem. Jesteś naprawdę gotową zrobić sobie z niego wroga? Nie radzę... Co do twoich naiwnych prób zastraszania. Severus Snape został całkiem nie dawno odznaczony Węgierkim Krzyżem Zasług. Tobiasz zasiada w Węgierskim Trybunale od dwudziestu pięciu lat. Być może Brytyjskie Ministerstwo Zapomniało z kim ma do czynienia. Zapomniało jak trzy lata temu błagało Mistrza Eliksirów Severusa Snape'a o dodatkowe porcje leczniczych Mikstur dla Munga, bo ich Mistrz Eliksirów zatruł wszystkie swoje porcje? Mam wymieniać dalej? Są nie doruszenia Panno Davis. Nie byli by nawet gdyby Severus był kompletnym szaleńcem mordującym mugoli. Ale nie jest. To zadziwiająco zrównoważony facet. Ma tylko jeden słaby punkt. I jest nim Wiliam. A wy po raz drugi próbujecie zastraszyć chłopca. To już przekroczyło jakiekolwiek granice, Panno Davis... Przekaż to McGonagallowi. Zresztą nic nie mów. Jeszcze dziś porozmawiam sobie z nim i tym kretynem co uważa się za szefa DPPC . O twoich subtelnych metodach także. Serio jesteś kretynką. Następnym razem jak chcesz kogoś zastraszać zastanów się dwa razy jak to robisz. Po pierwsze drzwi się blokuje. Po drugie chłopak jest obłożony zaklęciami. Nie tylko medycznymi. Rozumiesz? A teraz zabierz torebeczkę i tych dwóch głąbów i opuść teren szkoły. Nim ktokolwiek straci resztki cierpliwości. – Warknął tak głośno, że nawet Wiliam podskoczył.

Davis wyszła. A Wiliam stał tak jak stał. Oparty o pianino że zmarszczonym czołem i drżącymi dłoniami Xavier spojrzał na niego.

- Nie może ruszyć ojca – powiedział wściekle.

- Nie ruszy. Nie musisz się o niego martwić. Ma wystarczająco dużo osób, które dbają o jego bezpieczeństwo nawet gdy on o tym zapomina. Wiec spokojnie. Davis chciała Cię wystraszyć. Pewnie zmusić do złożenia kontraktu. Czegokolwiek co zmusiło by Cię do przyjęcia ich warunków. Dlatego nie możesz nigdy z nią rozmawiać sam na sam. Jasne?

- Nie zamierzałem z nią rozmawiać... – powiedział wściekle

- Słuchaj to co powiedziała. Oni nie mają prawa Was do tego zmusić. Zajmiemy się tym. Dała mi wystarczająco dowodów, aby odsunąć DOS od Was. Jestem więcej niż pewien, że Węgierskie Ministerstwo z przyjemnością pokaże Brytyjskiemu jak dba się o dzieci. Zwłaszcza w tak trudnej sytuacji.

- Mam przejść z łap jednego Ministerstwa w drugie? Czy ty Oszalałeś?

- Węgierskie prawo nie uważa „Przekleństwa" za zbrodnie. U nas to nie jest nic nadzwyczajnego... Dadzą Wam normalnie żyć.

- Gdyby była szansa na to abyśmy normalnie żyli to raczej Ojciec by od razu z tego skorzystał prawda? Więc nie pieprz mi o durnotach ok? Bo jestem więcej niż pewien, że wybrali z dziadkiem najbezpieczniejszą drogę choć wydaje się parszywa. I nie traktuj mnie jak smarkacza. Bo widziałem i przeżyłem więcej niż wskazuje na to moja metryka. – Xavier zmrużył oczy.

- Brytyjskie Ministerstwo jest nieobliczalne. Nie mają szacunku, ani do Was, ani do Waszego dziedzictwa.

- Nie wymagam szacunku. Chcę spokoju... – mruknął nastolatek.

- Tego też nie dostaniesz. Nie tu...

- Nie mam dużych wymagań. Twierdzisz, że jesteś najlepszy. To to udowodnij. Utrzymaj DPPC jak najdłużej z boku. Przynajmniej do czasu kiedy Septimus i Christopher nie będą gotowi.- powiedział cicho.

- A ty? Wiliam widziałem Raporty na temat twojego zdrowia. Potrzebujesz dużo czasu, aby dojść do siebie. Nie kilku dni. Nie ogarniesz się do poniedziałku. A oni nie powinni zmuszać Cię do tego. Zatrzymanie DPPC z dala od was nie będzie problemem. Nie mają prawa ruszyć nieletnich oficjalnie, ale DOS... Oni pod przykrywką tej instytucji przekraczają swoje kompetencje. Usuniemy Davis. Utrzemy im nosa... Zrobię to nawet dzisiaj.

- Przyślą kogoś innego. Gorszego. Ją już znamy. Wiemy jak działa. Poradzę sobie.- powiedział, patrząc z żalem na fortepian. Wygląda na to, że nie będzie miał za dużo czasu, aby na nim grać. A już był tak cholernie zmęczony...

- Ograniczę te spotkania. Dwa razy w miesiącu niech nie przegina. Zdjęli ograniczenie praw rodzicielskich. Na kuratora nic nie poradzę, ale Davis mogę trzymać z daleka– odezwał się Xavier. Wiliam uniósł brew.

- I to brzmi w końcu sensownie...- potwierdził cicho. – Te Raporty. Swinss musi składać co tydzień Raporty. Wiedzą o nas za dużo. Nawet to ile i jakie rzucamy zaklęcia. Tego nie mogą wiedzieć. Nie kiedy mamy zacząć rzucać więcej zaklęć.

- Taaak naruszenie danych wrażliwych. Już o tym rozmawialiśmy z twoim ojcem. Myślę, że warto by było wprowadzić także zakaz publikacji waszego wizerunku. – mruknął, a Wiliam roześmiał się.

- A niby kogo obchodzić będzie trzech zmizerniałych nastolatków – prychnął, a Xavier uniósł brew.

- Wiliam wiem, że dziadek wychował Cię z dala od tego chorego świata, ale ludzie są ciekawscy. A to co ciekawi ludzi, jeszcze bardziej ciekawi prasę. Jesteście młodymi przystojnymi, arystokratami. Ty Dziedzicem Merlina. Zjedzą Cię. Jeśli nie zrobimy teraz z tym porządku nie będziesz mógł przejść korytarzem tej szkoły, aby ktoś nie robił Ci zdjęć. Wyobraź sobie, że do chodzi do sytuacji, że tracisz kontrolę nad mocą. Nawet malutki wypadek w oczach publiki urośnie do miana katastrofy międzynarodowej. Będą żywić się twoimi porażkami, chorobami, sukcesami, nie polatasz na miotle, nie pocałujesz dziewczyny bez wiedzy wścibskich osób. Zaklęcie prywatności ograniczy to. Ale musimy wystosować podanie do sądu. Klepnął to bez problemu. O ile Davis nie upubliczni Waszych wizerunków szybciej. Więc nie możemy zwlekać.

- Nie ma moich zdjęć. Nikt nie ma- Powiedział, bo Wiliam Snape nigdy w życiu nie był fotografowany. Xavier uniósł brew, otworzył swoją teczkę wyciągając jakiś pergamin i podał go Wiliamowi. Chłopak przyjrzał się fotografii.

Chłopak z czarnymi włosami niczym noc patrzył na niego spod byka dużymi zielonymi oczami, które okalały czarne rzęsy, wąskie usta, mały nos. Biała koszula, Amulet Merlina widoczny na piersi. Chłopak na zdjęciu przeczesał nerwowo włosy, przez co na fotografii uwieczniono nie tylko jego wizerunek, ale także pierścienie. Wtedy jeszcze pojedyncze.

- Szmata- wyrwało się z jego ust uświadamiając sobie, że zrobili mu zdjęcie bez jego zgody. – Utajnij to! Dlaczego dziadek tego nie zrobił? – zapytał z nieukrywaną pretensją.

- Miał milion innych spraw Wiliamie. A po za tym to ty musisz wystąpić z taką prośbą. To musi być twoje podanie. Nie mogli zrobić tego bez ciebie. Pomimo tego, że jesteś niepełnoletni. I myślę, że wydarzyło się od maja tyle rzeczy, że mieli prawo zapomnieć o tym szczególe, a gdy ograniczyli Severusowi prawa rodzicielskie to mieli już związane ręce. Zgoda prawnego opiekuna musi być.

- Albo nie byli pewni czy utajnienie mojego wizerunku mi pomoże czy zaszkodzi. – powiedział, a Xavier bezgłośnie się z nim zgodził.

- Zrób to. Nawet Gdyby ojciec miał wątpliwości. Nie chcę czytać o sobie bzdur, a przy śniadaniu oglądać swojej fotografii wyskakującej z gazety. – powiedział bo już zbyt wiele razy miał taką sytuację jako Harry Potter.

- Zaklęcie nie zamknie im ust. I tak będą pisać. Ale nie będą mogli oczerniać twojej osoby. Nie upublicznią żadnej fotografii na której widać twoją twarz, ale ogólny zarys sylwetki już tak lub tam gdzie będzie widoczna twarz będą musieli ją zasłonić. No i każdy artykuł będzie musiał być zatwierdzony przez Ciebie lub twojego prawnika. Czyli mnie.

- Brzmi dobrze... Załatw to – Prawnik kiwnął głową.

- Mogę też wycofać tego Aurora. Nie potrzebujecie go. Nie tak blisko. Weaslay jest pracownikiem Gringota jego nie ruszę, ale Auror.

- Przeżyjemy...

- Bedzie na Was donosił...

- To jakoś mu tego zabrońcie.

- Nie mogę. Musiałbym udowodnić, że łamie wasze prawa. Teoretycznie ma Wam pomóc. Nie zaszkodzić. Tym bardziej, że to z prośby kuratora ich wyznaczyli. Nikt nie podważy opinii Dumbledora, przykro mi. Nie Ograniczę jego praw względem Was. Jednak na każdego znajdzie się jakiś paragraf. Usunięcie Daysona nie będzie problematyczne.

- Wyznaczą kogoś innego.

- To zrobimy to samo. Aż w końcu osadzimy naszego człowieka

- Dayson jest Członkiem Zakonu Feniksa. Będzie donosił tylko Dumbledorowi. Trudno... Nie mamy tak dużo czasu.

- Macie sporo czasu. Możemy to odwlekać do waszych urodzin. Kiedy będziecie pełnoletni nie będą mogli Was zmusić do czegokolwiek.

- Guzik wiesz.- mruknął wiedząc, że wcale nie ma czasu. Sześć tygodni góra dwa miesiące zanim zacznie się drugi próg. Ale Xavier tego nie wie. Domyśla się, że są w trakcie inicjacji. Ale na pewno nie wie, że przeskoczyli pierwszy próg.

- Xavier zostaw nas. – usłyszał niespodziewanie głos ojca.

- Musimy porozmawiać Severusie. – powiedział

- Jutro

- Jutro może być za późno. Wiliam chce abyśmy utajnili jego wizerunek i uważam, że raczej nie mamy czasu do jutra.- Severus zmarszczył czoło i Warknął pod nosem.

- Skrzat zaprowadzi Cię do mojego biura. Napisz wniosek, przyjdziemy go podpisać za godzinę- powiedział odsuwając zaklęciem obraz w geście wyproszenia mężczyzny. Nawet jeśli Xavier poczuł się urażony nie okazał tego. Wyszedł, a Severus za nim. Do uszu Wiliam dobiegł trzask skrzaciej teleportacji. I usłyszał jak ojciec daje mu dyspozycje do wpuszczenia Xaviera do jego gabinetu.

Rozmowa trwała jeszcze chwilę, ale była tak cicha, że Wiliam nic nie dosłyszał. I nie mógł zrobić nic więcej niż patrzeć bezradnie w drzwi.

Po chwili Severus wrócił do pokoju patrząc na syna z nieukrywaną rozpaczą i bezradnością...

- Synu... Wiliam błagam sprobój mnie zrozumieć. Chcę twojego dobra. Wszystko co robię to z nadzieją, że Ci pomogę. Synu- powiedział z desperacją Severus. Wiliam popatrzył na ojca bezradnie.

- Wiem... W sumie... Szkoda, że tego nie zrobiłeś. Łatwiej by było być mugolem- powiedział cicho. Severus spojrzał na syna z jeszcze większym lękiem.

- Nie rób tego...

- Czego mam nie robić? – zapytał szczerze zdziwiony nastolatek

- Nie wkładaj zbroi jasnego żołnierzyka. Proszę Cię synu. Nie rób tego- Wiliam uniósł brew ponownie. A Severus podszedł do niego i potrząsnął wątłym ciałem jakby chciał go obudzić. W pierwszej chwili chłopak próbował się wyzwolić z mocnego uścisku, ale gdy Dłonie Severusa go nie puszczały, w końcu jego ramiona opadły ze zmęczeniem.

- A co mam zrobić? Powiedz mi co mam robić Tato! Powiedz mi, że życie Septimusa I Christophera wcale nie zależy ode mnie. Powiedz mi, że ten cholerny Trójkąt nie zaczął powstawać, aby powstrzymać Voldemorta. Albo Powiedz, że ta cholerna przepowiednia nie jest prawdziwa! Z której strony bym nie patrzył tam wisi nade mną perspektywa wojny, może obędzie się tylko na walce z Voldemortem! I nawet gdybym chciał to olać. Gdybym stwierdził, że ta przepowiednia nie mówi o mnie. Nie mogę już uciec. Nie mam ani gdzie, ani sumienie mi na to nie pozwoli. Życie Septimusa I Christophera zależy tylko od tego czy ja będę gotów. A na razie... Na chwilę obecną to jestem tym przerażony bardziej niż oni...- skończył szeptem.

- Jesteś tylko dzieckiem. Dzieckiem które nigdy nie dostało prawa nim być naprawdę. A ja przysiągłem tamtego dnia, kiedy Cię odzyskałem, że w końcu poczujesz co to znaczy być dzieckiem. I niech mnie piekło pochłonie, ale zrobię to nawet jeśli ty się na to nie zgadzasz. Zrozumiesz w końcu co to znaczy być dzieckiem. I co oznacza, że to rodzić ma zajmować się wszystkimi gównianymi problemami. Nie ty Will. Nie ty... za długo wszystkie problemy świata spadały na ciebie. Za długo musiałeś udawać, że jest dobrze gdy nie było dobrze. Sypiesz się. Możesz odgrywać te swoje rolę ile chcesz, ale znam Cię lepiej niż byś chciał. To zaczęło się już przed porwanien. Powrót Voldemorta, Cedric... Myśl, że przebrzydły nauczyciel Eliksirów jest twoim ojcem... To już wtedy Cię niszczyło... Powinieneś do mnie przyjść, nienawidzę siebie, że przez mój idiotyzm nawet o tym nie pomyślałeś. Merlinie oddałbym wszystko, abym mógł cofnąć czas i już wtedy coś zrobić. Coś więcej niż tylko prosić Albusa by się opamiętał. Czasu nie zmienię...

- Przyszłości też nie zmienimy. A ja już nie jestem dzieckiem. Już dawno nim nie jestem. Taka jest moja rola. Znam swoje miejsce. I jestem w tym dobry. Poradzę sobie z tymi treningami. Muszę nauczyć się równoważyć moc. Muszę nauczyć się ufać chłopakom. A ten czas... Czas na treningach nam w tym pomoże. Dam radę. Zawsze daje radę. – powiedział, choć jego głos nie brzmiał tak pewnie jakby chciał.

Severus patrzył na niego z przerażeniem. Ostatni raz, gdy widział to spojrzenie było to na krótko przed utratą świadomości. Wtedy gdy jego magia go zabijała, a Severus nie mógł mu pomóc. I teraz, gdy Wiliam w końcu zrozumiał co ma robić. Jak ma dalej wyglądać jego, życie Severus znów na niego tak patrzył. Dlaczego?

- Dam radę...- zapewnił ojca, a może siebie? Tego nie był pewien.

Spróbował uwolnić się z silnego uścisku ojca, ale jego dłonie aż boleśnie wbijały się w jego ramiona. – To boli...- przyznał w końcu, a Severus jakby obudził się z odrętwienia. Poluzował uchwyt, ale wcale go nie puścił. W końcu siła zmusił sztywną sylwetkę syna, aby przywarł do jego piersi. Na początku ciało Wiliama zesztywniało jeszcze mocniej, skrępowany tak bliskim wymuszonym dotykiem. A gdy zrozumiał, że ojciec nie zamierza go puścić, oparł czoło o jego pierś.

- Dam radę- powtórzył.

Dłoń Severusa dotknęła jego głowy, przyciskając go mocniej do piersi. W bezradnym niedoświadczonym taką bliskością dotyku.

- Nie musisz dawać rady. Słyszysz? Nie musisz! – powiedział pewnie. – Ja nawet nie chce byś dawał radę. Pozwól sobie raz jeden nie dawać z czymś rady. Nie jesteś już sam! Zrozum to w końcu. Nie jesteś sam. I nic nie musisz. Możesz robić to co chcesz. I tylko to! – Powtarzał tych kilka zdań jak mantrę. Jak własną modlitwę. Błaganie by w końcu to zrozumiał. W końcu po nie wiadomo, którym powtórzeniu Severus poczuł, że jego szata zrobiła się mokra.

Wiliam płakał... Ten fakt dotarł do Severusa z opóźnieniem, ale była to chyba jedyna dobra wiadomość tego dnia. I za tą jedną chwilę dziękował Merlinowi. Bo sposób jaki chłopak znalazł na poradzenie sobie z trudnymi emocjami był fatalny. Duszenie emocji, udawanie, odgrywanie roli chłopca co ma wszystko pod kontrola nie jest dla niego dobre. Zaczął od nowa cicho powtarzać tych kilka zdań. „Nie jesteś sam" „ Możesz robić co chcesz" „ Nie musisz być silny" „Zawsze będę przy tobie"

Tak długo jak bezgłośne łzy moczyły jego szatę. Być może zajęło im to więcej niż godzinę, ale w tym momencie Severus nawet nie chciał myśleć o żadnych sprawach. O żadnym planowaniu...

Od wczoraj, od chwili gdy Wiliam otworzył oczy Severus miał wrażenie, że grunt usuwa im się pod nóg w jeszcze szybszym tępię. Za pewne dalej będzie się tak czuł. Jednak Wiliam nie może tego odczuwać. On jeden musi czuć, że grunt po którym stąpa jest stabilny. I Severus zamierzał tego przypilnować. Kto by pomyślał, że poświęcenie rodowej rezydencji zrobi tak wiele dobre? Odzyskał prawa do syna. I nic więcej ich tu nie trzyma. Czy młody tego chciał czy nie Severus już wiedział co musi zrobić.

- Myślisz...- usłyszał cichy zachrypnięty głos.

- Tak?

- Myślisz, że Swinss... Może mógłbyś z nim pogadać. ..

- O czym?

- Chciałbym polatać. Przed poniedziałkiem. Wiem, że to głupie, ale chociaż chwilę...- wyszeptał. Severus umilkł mocniej przytulając chorobliwie chude ciało.

- Wiem, że mogę spaść. Będę ostrożny! Tylko chwilę. Wątpię, abym później... – Nie musiał kończyć. Severus wiedział czego się obawiał. Jeśli zacznie trening od poniedziałku. Jeśli zacznie rzucać zaklęcia przez osiem godzin w ciągu dnia. Pierścienie oparzą mu dłonie do takiego stopnia, że nie będzie w stanie utrzymać łyżki. Nie tylko miotły.

- Polatasz – zapewnił, a Zielone spojrzenie popatrzyło na niego z powątpiewaniem.

- Obiecuje Ci, że polatasz. Już moja w tym głową. – powtórzył pewnie. – Ale najpierw musisz usiąść. – Powiedział, a nastolatek spojrzał na niego jak na szaleńca. Severus nawet nie dyskutował z nim. Usadził bezradne ciało, podszedł do kominka zamawiając dla syna rosół.

- Musisz to zjeść.

- Nie zielona breja? – zapytał.

- Zielona breja będzie za godzinę. Teraz zjedz ciepłą zupę. Potrzebujesz tego.

- Nie czuje głodu.

- Domyślam się, ale musisz jeść. Tą jedną czynność MUSISZ robić, a ja będę tego pilnować! Cała reszta to Twój wybór...– Wiliam spojrzał na niego z rezygnacją, ale przyjął parującą miseczkę. Powoli zaczął przełykać z wiekszym trudem niż powinno się wkładać w tak wodnisty posiłek. I choć wiedział, że rosół przygotowywany przez skrzaty nie miał sobie równych to brak smaku skutecznie go zniechęcał. Nie powiedział nic tylko dlatego, że w dalszym ciągu był zawstydzony swoim zachowaniem. Drugi raz w życiu płakał przy Severusie Snape i czuł się z tym faktem dziwnie. Nie źle, ani nie dobrze. Był skrępowany. Choć po spojrzeniu ojca wnioskował, że mu to nie przeszkadzało, a może nawet go zadowoliło? Severus był dziwny...

- Nie lubię tego...- mruknął

- Rosołu?- zapytał szczerze zdziwiony.

- Tego, że tak na mnie patrzysz. Jakbym był jakimś eliksirem który Ci nie wyszedł. – mruknął, a Severus roześmiał się.

- Co jak co, ale Ty wyszedłeś mi perfekcyjnie- Wiliam odłożył łyżkę do miski.

– Przestań! – mruknął widząc w czarnych oczach rozbawieniem.

- Jedz bo ja Cię na karmie. – Warknął Severus, a nastolatek z westchnięciem wziął łyżkę do ręki.

- Najlepsze eliksiry wymagają najwięcej trudu. Wiesz?

- Wiem. – potwierdził choć nie rozumiał co to ma wspólnego z przewiercającym spojrzeniem ojca.

- Wiliam, posłuchaj. Mówię poważnie. Jesteś mądrym i dobrym dzieciakiem. Nie mógłbym nawet sobie wyobrazić, że moje... że nasze dziecko może być tak doskonałe w swojej niedoskonałości. I ludzie będą Cię widzieć w ten sposób. Twoja dobroć, twoje łagodne usposobienie, a jednocześnie pewność działania będzie przekonywać ludzi, że jesteś liderem. Będą wymagać od ciebie, że ich po prowadzisz. Tak jak Xavier. Przekupiłeś tego sukinkota na swoją stronę w mniej niż godzinę! Zrobi co będziesz chciał. Obawiam się nawet, że wbrew mojej opinii. Ale to jeszcze z nim załatwię... Wiliam spędziłeś z nim godzinę, a on czarodziej który nie jedno widział, z nie jednym rozmawiał czuję do ciebie podziw. Przestał w tobie widzieć chore dziecko. Tylko widzi, a właściwie to pewnie czuję twoją moc. Widział jak radzisz sobie z Davis. Widział, że nie dasz sobie wejść na głowę. I tak będą Cię odbierać inni. Uczniowie, nauczyciele, media. Każdy kto stanie naprzeciwko ciebie będzie czuł Twoją moc. I będą mieć w stosunku do ciebie oczekiwania. Które Ty masz mieć w nosie. Jasne? Nie mamy wpływu na to co ludzie będę myśleć, mówić, czuć. O ile negatywne opinie łatwiej jest zignorować, nauczyć się ich nie słuchać, tak z tymi pozytywnymi jest trudniej. Trudniej gdy niosą ze sobą nie możliwe żądania. A Ty musisz myśleć o sobie. Siebie stawiać na pierwszym miejscu. Nie Chłopaków, ani nikogo innego. Ty... musisz zadbać o siebie. Słyszysz? Jesteś dzieckiem. Chorym dzieckiem. Nie patrz tak. Taka jest prawda synu. Przeszedłeś bardzo dużo. Twoje ciało przeżyło katusze. I na tą chwilę jesteś chorym dzieckiem, które potrzebuje odpoczynku, zdrowych posiłków, snu i zabaw. Po każdej chorobie tego trzeba. Rekonwalescencji rozumiesz? Nie katorżniczych treningów. Bo one nam nie pomogą. One nie pomogą Tobie. Tylko wszystko utrudnią. Mas rację, że musisz nauczyć się równoważyć swoją moc. Masz rację. Ale jak masz się tego nauczyć jeśli nie masz możliwości odzyskać równowagi fizycznej? Dlatego od teraz przechodzisz w stan Rekonwalescencji. Nie treningów. W poniedziałek masz leżeć na trawie i wygrzewać się na słońcu. Nie szastać zaklęciami. Mam daleko w poważaniu Davis i jej plany. Teraz, gdy odzyskałem pełne prawa do Ciebie. Teraz może mi naskoczyć ona jak i Dumbledore z tą swoją kuratelą. Pójdziemy do Xaviera podpiszemy dokumenty i Wracamy do domu synu, a tam twoim jedynym obowiązkiem ma być odpoczynek, jedzenie i słuchanie się ojca, jasne?

- Ale...

- Ale co? Sprzeciwiasz słowom ojca?

- Nie mogę. Chłopaki... Oni... Davis... Ja nie mogę uciec. – powiedział słabo odkładając miskę i chowając głowę w rękach.

- Davis się nie martw. Treningami się nie martw. Niczym się nie martw. Chris ma rację. Nie lubię smarkacza, ale on z reguły ma rację choć wygląda na idiotę. Wasza magia Was nie skrzywdzi. Ona Was poprowadzi. I ona Was nauczy jak sobie z tym wszystkim radzić. Nie musicie być tu.

- Tu jest bezpiecznie...

- Jest wiele bezpiecznych miejsc.

- Dom Tobiasza miał być bezpieczny, a...- Nie był w stanie skończyć. Gorycz związana z myślą co zrobił Voldemort nie przestała go dusić od środka.

- Zrobił to bo mu na to pozwoliliśmy. Osłabiliśmy osłony. Zrobiliśmy to świadomie. My chcieliśmy, aby to zrobił. Rozumiesz? My tego chcieliśmy.

- Co? – zapytał.

- Pozytywny PR synu. Voldemort atakował osłony naszych domów od kwietnia kiedy dowiedział się, że żyjesz. Nigdy by ich nie złamał gdybyśmy nie chcieli. Jednak kto by nam w to uwierzył? Kto by uwierzył , że Voldemort chce Was skrzywdzić? Kto by w to uwierzył skoro mu się nie udawało? Dzieciaki w szkole by Was zniszczyły swoją nienawiścią. A tak daliśmy im dowód, że nie kłamiemy. Voldemort chce Was zabić. Czarodziejów czystej krwi. Najczystszej krwi jaka mogą mieć czarodzieje. Teraz nawet Ci co mieli wątpliwości co do intencji Voldemorta, Ci co się z nim zgadzali, ale nie mieli pewności, Ci co rozważali dołączenie do niego. Wiedzą, że jest szaleńcem. Szaleńcem, który chce zabić tych których jeszcze nie dawno wystawiał na piedestał.

- Ty jesteś szaleńcem. Nikt normalny nie niszczy domu, aby uczniowie w szkole lubili jego syna...- mruknął słabo Wiliam.

- Nikt więcej nie wie jak to jest być ojcem najpotężniejszego dzieciaka w Europie- powiedziŁ spokojnie.

- Nie jestem potężny. Jestem zmęczony. – mruknął słabo.

- Wiem. I dlatego pozwól sobie w końcu pomóc. Wiliam pozwól nam przejąć kontrolę. Pozwól sobie być dzieckiem. Tylko tyle. Chociaż na chwilę. Potrzebujesz tego.

- Potrzebuję też wiedzy...

- Tego to na pewno Ci nie będę bronił. Jednak nie teraz synu. Daj sobie chwilę na złapanie oddechu. Jest dopiero szesnasta, a ja mam wrażenie jakby od rana minęło kilkanaście dni! Zwolnij.

Wiliam spojrzał na ojca ze zmęczeniem. A później przypomniał sobie słowa matki.

- Wybłagała Cię

- Słucham?

- Anna, Mama w liście napisała, że codziennie błaga Merlina abyś był przy mnie kiedy zacznie się Inicjacja. Że błaga go o to, abym nie był z tym sam. Abyście mi pomogli. Ty i dziadek. Była przerażona tym wszystkim. Tak jak i ja. Ale mam Was. Mogłem być sam. Ale mam Was.

- oczywiście, że masz nas. Jesteś naszym uparty tępym smarkaczem. Nie ważne jak bardzo będziesz próbował uciekać my i tak Cię znajdziemy i doprowadzimy do porządku. A teraz skończ jeść. Swinss już dostaje białej gorączki jak otrzymuje wyniki analiz twojej krwi. Nie chcesz wiedzieć do czego On jest zdolny, aby postawić Cię na nogi.

Wiliam wsadził łyżkę zupy do ust z myślą, że chyba nic się nie stanie jak zaufa Severusowi...

AUTOR.

Trzy rozdziały! Nadrabiam...

Może jakiś komentarz?

Nie wiem czy mi się nie rozjechały wydarzenia i emocje w tych rozdziałach.