Rozdział 1: Nowe wyzwanie

Nastał ten czas. Dexter pokonał Savathun. Królowa Wiedźma leżała na brzuchu wycieńczona ciężko oddychając z rozłożonymi skrzydłami, które bezwładnie leżały na ziemi. Dexter również był wycieńczony tą ciężką walką. Chwilę potem Savathun podparła się na rękach i spojrzała na strażnika. Ten natomiast wycelował do niej z biodra ze swojego karabinu automatycznego „Zobowiązanie Służbowe".

-Czy to nie interesujące? Przeliczyłam się. Więc zrobiłeś to, Strażniku. Ochroniłeś swojego Wędrowca… tak, że nie pozwoliłeś mi zachować go w bezpiecznym miejscu. Ale Świadek nadciąga. Gra w którą grasz teraz. Od ciebie zależy wygrana… lub przegrana. Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałam.- powiedziała, a następnie wyzionęła ducha i osunęła się na ziemię. Jej niebieskie oczy zgasły, a nad nią zaczął unosić się jej duch- Immaru. Wyraźnie był zaskoczony, że jego Pani zginęła i latał drgającym lotem oglądając ją próbując zrozumieć co się właśnie stało. Jednak chwilę potem nastał oślepiający blask, który był tak jasny, że Dexter musiał zasłonić swoją ręką światło, które go oślepiało, a Animaru chwilę potem zamienił się w świetlistą energię, która rozpłynęła się. Wędrowiec natomiast, który został schwytany przez Savathun zniknął, a razem z nim światło. Wówczas Dexter zaczął się rozglądać, a następnie po jego lewej stronie pojawił się jego duch - Elizjasz.

-Nie… Gdzie podział się jej duch?- spytał się panicznie.

Wówczas w radiu odezwał się głos Ikory.

-Strażniku! Właśnie dostałam wiadomość: Wędrowiec wrócił do Ostatniego Miasta. Czy to już koniec? Czy Savathun…

-Nie żyje, ale jej duch zbiegł.- powiedział Dexter z bronią skierowaną lufą w dół.

-To dobrze. Utrzymaj pozycję. Ukryci za niedługo przybędą by zabezpieczyć teren. Dobra robota Strażniku. Dokonałeś słusznego wyboru.- powiedziała z uznaniem, a następnie rozłączyła się.

-To co teraz?- zapytał się go jego duch patrząc się na swojego strażnika.

-Teraz… przygotujemy się na nadejście Świadka i powstrzymamy nadciągającą Zapaść.- powiedział Dexter pełen charyzmy. Kilka minut później nadbiegło 10 Ukrytych. Pięciu tytanów, trzech łowców i dwóch czarowników. Wszyscy mieli na sobie pancerze Veritas, które były oficjalnym uniformem tej jednostki strażników.

-A więc to prawda. Savathun naprawdę odeszła.- powiedziała zwiadowczyni tak, jakby to nie była prawda, że to tylko jakiś sen.

-Dobra robota Dexter. Ktoś taki jak ty powinien zostać naszym zwierzchnikiem, gdy Ikora zrzeknie się stanowiska.- powiedział inny tytan, który poklepał go po prawym ramieniu.

-Dzięki za pochwałę, ale nie gadajmy o tym. Ikora na razie nigdzie się nie wybiera i niech tak pozostanie, a i nie potrzeba w Straży przedniej dwóch Tytanów.- odpowiedział Dexter.

Mimo wszystko jeszcze raz dobra robota. Możesz już iść. Zajmiemy się resztą. Zasłużyłeś na solidny odpoczynek.- powiedział ten sam tytan. Chwilę potem wszyscy skryci rozbiegli się na pozycje. Dexter widząc, że jest tutaj już niepotrzebny, zarzucił swój karabin za kark trzymając go za kolbę, a następnie odwrócił się i zaczął iść powolnym krokiem w stronę wyjścia. Gdy był przy wielkim dzwonie, jeszcze raz się obrócił, by zobaczyć pole ostatecznej bitwy z boginią kłamstw i kształtów. Następnie znowu się odwrócił i zaczął iść w stronę wyjścia ze Świata Tronowego. Jego spokój i radość z wygranej nie trwały jednak długo, gdyż w połowie schodów dostał jakiejś dziwnej wizji. Słyszał głośne szepty w swojej głowie, a następnie zobaczył statek piramidę należący do Czarnej floty w jakiejś innej krainie, która była mu zupełnie nieznana. W Środku statku znajdował się ten sam posąg co w piramidzie pod twierdzą Roju na księżycu. W tym momencie wizja się urwała.

-Co się stało? Dla czego stanąłeś strażniku?- zapytał się Elizjasz.

-Właśnie coś zobaczyłem... Jakąś wizję.- odpowiedział niepewnie Dexter.

-Jesteśmy w Świecie Tronowym Savathun. Tutaj wszystko jest jednocześnie prawdą jak i kłamstwem.- odpowiedział Elizjasz.

-Nie wiem co powiedzieć. Wiem, że masz rację przyjacielu, ale coś w głębi mnie mówi, że to jakieś proroctwo, albo ostrzeżenie.- powiedział zakłopotany Dexter.

-Co chcesz przez to powiedzieć?- zapytał się Elizjasz.

-Gdy tylko wyjdziemy ze świata tronowego, lecimy od razu do Ikory. Muszę zdać jej raport. A dodatkowo skonsultować to z nią. Jeśli ta wizja nie jest sztuczką panujących tutaj mocy, tylko przepowiednią, to mój odpoczynek i radość ze zwycięstwa długo nie potrwają.- powiedział Dexter.

-Jak sobie życzysz.- powiedział duch wydając przy tym charakterystyczne odgłosy, a następnie zakręcił tyłem swojej obudowy o kilka obrotów w prawo, a przednią część w lewo. Po jakiejś godzinie dotarli do Enklawy. Dexter teleportował się ze swojego statku w trakcie lotu kilka metrów przed urwiskiem nad którym stała Ikora. Jego statek natomiast zadokował się na drugim końcu Enklawy. Ikorę stała na szczycie klifu i wpatrywała się spokojnie w statek Savathun z rękoma założonymi za siebie.

-A więc to nareszcie koniec. Drugi z trzech bogów Roju padł. Skoro Savathun została pokonana, to zostało nam teraz zabezpieczyć jej świat Tronowy i znaleźć jakieś wskazówki jak walczyć z tym Świadkiem, by oddalić groźbę kolejnej „Zapaści" miejmy nadzieję na zawsze.- powiedziała, a następnie odwróciła się powoli i spojrzała z delikatnym uśmiechem na Dextera.

-Tak, też się cieszę z tego zwycięstwa. Wszyscy bardzo mi pomogliście i nie stałbym tutaj teraz przed tobą, gdyby nie nasza wspólna współpraca. Mam jednak pewny problem. Mam wrażenie, że tylko ty możesz mi pomóc go rozwiązać.- powiedział Dexter.

-Zamieniam się w słuch przyjacielu.- powiedziała uważnie nadal z założonymi za siebie rękoma i niezwykle inteligentnym spojrzeniem.

-Nie wiem jak ci to powiedzieć. Ale w Świecie Tronowym doznałem czegoś na kształt wizji. Widziałem w niej piramidę taką jak na księżycu, Europie czy tutaj. To był zupełnie inny świat. Inny niż ten w którym my żyjemy. Jakby jakiś osobny wymiar. W każdym razie dążę do tego, że według tego widzenia, nie tylko my będziemy mieli problem z Czarną Flotą i Światkiem.- powiedział Dexter.

-Możesz dokładniej mi opisać to miejsce?- zapytała się go Ikora, którą wyraźnie zaintrygowało to co powiedział Dexter.

-To było morze. Piramida unosiła się nad wielką wodą. Morzem albo oceanem. Nie jestem w stanie powiedzieć. Było ją widać z jakiego miasta nad przystanią. W środku piramidy znajdował się dokładnie ten sam posąg istoty zakrytej całunem jak pod powierzchnią księżyca.- powiedział Dexter.

-Jesteś pewny, że to nie iluzja wywołana nadmiernym wykorzystywaniem mocy ciemności? Savathun jest bardzo przebiegła i wątpię, żeby nawet po jej śmierci jej świat był już pozbawiony pułapek.- powiedziała sceptycznie Ikora.

-Sam mam wątpliwości. Mój duch również kazał mi spojrzeć w ten sposób, ale jakaś cząstka mnie krzyczy we mnie, żebym to sprawdził.- powiedział Dexter.

-Brzmi to podejrzanie. Ale ponieważ jesteś jednym z moich najbardziej zaufanych ludzi, wierzę ci. Kiedy dowiesz się czegoś więcej, lub przypomnisz sobie coś jeszcze, to powiedz mi o tym. Na razie możesz odejść i ciesz się swoim tryumfem. Zasłużyłeś sobie na to jak mało który strażnik .- powiedziała Ikora uśmiechając się, a następnie znowu odwróciła się w stronę Świata tronowego. Dexter natomiast odszedł i poszedł w stronę swojego statku.

-Nie wiem czemu ma przeczucie, że zrobiła ze mnie wariata.- powiedział Dexter.

-Ikora to profesjonalistka. Nie bez przyczyny Ozyrys mianował ją na swojego następcę. Na pewno by tak o tobie nie pomyślała. Zwłaszcza, że jesteś kapitanem Ukrytych.- powiedział Elizjasz.

-Dzięki za wsparcie. Doceniam to. Teraz muszę wrócić do Ostatniego Miasta i zwołać swoją drużynę. Muszę to z nimi przedyskutować.- odpowiedział.

-Obawiam się, że to nie skończy się dla ciebie najlepiej. Wiesz raczej co mam przez to na myśli.- powiedział sceptycznie Elizjasz.

-Masz na myśli Uldrixa i jego kazania? Przestałem słuchać jego zrzędzenia 50 lat temu. Chociaż nie powiem, że momentami mam ochotę zamknąć jego niewyparzoną mordę.- powiedział Dexter wzruszając ramionami.

-Ale przyznasz, że jest bardzo inteligentny. Mimo jego oschłego charakteru wiele drużyn ogniowych chciałaby takiego merytorycznego wsparcia jakim on dysponuje.- powiedział Elizjasz.

-Prawda, nie uniżam jego mądrości, ale mimo wszystko jest strasznie irytujący i pyszny. Aż przypomina mi się Asher Mir i to jak poniżał na każdym kroku Zawalę w trakcie Czerwonej wojny.- powiedział Dexter.

-Asher najprawdopodobniej został już całkowicie przemieniony w Vexa. Raczej nie będzie już dla ciebie utrapieniem.- powiedział Elizjasz.

-No chyba że włamie się do ciebie jak kilka razy ta istota ciemności czy Sagira. Jako Vex może przemierzać całą sieć jako fragment złośliwego kodu. Nie wiem co jest gorsze. Jego fizyczna forma czy cyfrowa.- powiedział, po czym wszedł na pokład swojego statku, a następnie polecieli w stronę Wierzy. Gdy byli na orbicie Marsa, silniki statku odpaliły tryb skoku nad przestrzennego. Dzięki temu podróż trwała nieco ponad 5 min. Gdy tylko jego statek zadokował w hangarze znajdującym się w murze, Dexter poszedł na plac, gdzie przesiadywała Ikora. Zamiast niej znalazł tam Uldrixa. Nie miał na sobie hełmu. Był to przebudzony z wyglądu przypominający mężczyznę w średnim wieku. Jego skóra miała ciemno-fioletowy odcień. Na głowie posiadał włosy ostrzyżone na jeża w kolorze bieli. Oczy jego natomiast były ogniste. Ubrany był w Rękawice rycerza Gensymu, Szaty mrozu, Prawe buty oraz obręcz Skrzydlate twierdzenie. W prawej ręce pod pachą trzymał swój Hełm Felwintera. Całość była w kolorze szarym. Wówczas Uldrix poczuł jego obecność i się odwrócił.

-Patrzcie państwo. Nasz bohater wrócił z tarczą w ręku.- powiedział lekko się uśmiechając patrząc się na Dextera z bardzo inteligentnym wyrazem twarzy.

-Było ciężko, ale udało mi się. Oraz innym, którzy mi udzielili wsparcia.- odpowiedział Dexter.

-Jak zawsze skromny. Cieszę się, że jesteś cały i zdrowy, oraz że Wędrowiec wrócił tam gdzie jego miejsce.- powiedział, a następnie kiwnął głową. Wówczas Dexter również odkiwnął mu.- Co zamierzasz teraz zrobić?- zapytał się go po chwili.

-Myślałem o wolnym, ale przedtem chyba będę miał jeszcze coś do zrobienia.- powiedział Dexter.

-O co chodzi? Znowu podjąłeś jakiś trop?- spytał się go Uldrix.

-Nie nazwał bym tego tak. Doznałem wizji. Piramida pojawi się w miejscu, którego w ogóle nie znamy.- powiedział Dexter.

-W nieznanym miejscu? Wizja? Czyżby Ciemność zaczęła działać na ciebie jak narkotyk?- zapytał się go oschle Uldrix zakładając ręce.

-Nie mieszaj w to ciemności dobrze? Jestem kapitanem Skrytych. Jednego z elitarnych oddziałów. Jako strażnik o tak wysokim stanowisku mam obowiązek sprawdzić to.- odpowiedział Dexter.

Zmieniam zdanie. To nie ciemność tylko twoje światło próżniowe spowodowało niedobór tlenu w twoim zakutym łbie.- powiedział Uldrix patrząc się na niego krzywo.

-Ikora nie była wobec mnie taka surowa.- powiedział bez emocji.

-Bo w przeciwieństwie do ciebie jest realistką. Nie bez powodu jest czarownicą Straży Przedniej. Po prostu nie chciała, żebyś czuł się urażony. Naprawdę wiedziałem, że większość tytanów to skończone młoty, ale od ciebie spodziewałem się czegoś więcej niż bicie rekordów idiotyzmu twojej klasy.- powiedział Uldrix.

-Nie możesz chociaż przez chwilę pomyśleć nad tym? Skoro Vexowie potrafią ściągać posiłki z przeszłości jak i z przyszłości oraz pojawić się w każdym miejscu wszechświata, to dla czego nie miałby istnieć inny świat w którym Świadek i jego czarna flota spróbuje zaatakować?- spytał się Dexter.

-Załóżmy, że się z tobą zgadzam. Tylko powiedz mi proszę. Jaki cel miałaby inwazja Czarnej Floty na inny świat? Ciemność od zawsze podążała za Wędrowcem co pokazuje zapaść Eliksni. Nawet rój słynący ze swojej ekspansywności jest spotykany tylko w pobliżu planet, gdzie był Wędrowiec. A jeśli chodzi o inne wymiary, jeżeli takie rzeczywiście istnieją. To jaki sens dla Świadka jest atak na miejsce, gdzie Wędrowiec najprawdopodobniej nawet nie zawitał? Jedynie Vexowie byliby zdolni do czegoś takiego, bo nie służą ani światłu ani ciemności. O Odłamie słonecznym nawet mi nie mów, bo najdalej gdzie się ruszą to nasz księżyc i nigdzie dalej poza Czarny ogród.- powiedział Uldrix.

-Nie próbuj wszczepić mi zdrowego rozsądku, dobrze? Jestem jednym z pierwszych strażników po erze Żelaznych Lordów. Do dziś pamiętam jak tymi rękoma stawiałem te mury razem z Zavalą i innymi tytanami. Wiem, że brzmi to dziwnie dla kogoś tak oświeconego jak ty, ale to nie znaczy, że masz prawo od razu po mnie jeździć jak tylko ci się podoba.- powiedział zły Dexter.

-Głupi jesteś. Chciałbym ci wierzyć, ale nie ma podstaw by to co mówisz miało sens. Nie mówiąc już o logice.- odpowiedział.

-Wiesz co. Myślałem, że jako drużyna możemy na sobie polegać, ale jak widać to tylko wyimaginowane ideały. Przylecieć do ciebie było jednym wielkim błędem. Siedź sobie tutaj i gap się na Wędrowca jak sroka w kość całymi dniami. I nie proś mnie więcej o przysługi ani o nic nie związanego z zadaniami od Straży przedniej.- powiedział Dexter, a następnie odszedł zamaszystym krokiem by jak najszybciej odejść z tego miejsca.

-Co za idiota.- powiedział Uldrix, a następnie odwrócił się i zaczął ponownie oglądać Wędrowca.

Dexter tym czasem poszedł do naczelnika Zavali. Jak zawsze stał na balkonie pilnowany przez dwóch uzbrojonych strażników opierając się o balustradę.

-Naczelniku?- powiedział Dexter podchodząc do niego. On natomiast się odwrócił.

-Witaj Dexterze. Co cię do mnie sprowadza?- spytał się poważnym tonem odwracają się do niego.

-Chcę się zapytać, czy wiesz może, gdzie teraz przebywa Wales-99?- powiedział Dexter.

-Wales? Ten Exo łowca, tak?- spytał się Zavala dla pewności.

-Tak, to on. Mam do niego bardzo ważną sprawę.- powiedział Dexter.

-Obecnie powinien być w EMS. Wysłałem go tam, by zlikwidował paru wpływowych kapitanów upadłych z Rodu Zaćmienia.- powiedział Zavala.

-Bardzo Panu dziękuję naczelniku.- powiedział.

-I jeszcze jedno.- powiedział Zavala, gdy Dexter odwrócił się, żeby pobiec do swojego statku.

-Tak naczelniku?- zapytał się go Dexter.

-Świetna robota. Dziękuję ci za uratowanie Wędrowca przed wstrętnymi łapami Savathun.- powiedział naczelnik, który kiwnął mu głową w ramach podziękowań.

-To mój obowiązek. Chronić Wędrowca i Ostatnie miasto.- powiedział Dexter, a następnie pobiegł w stronę hangaru, gdzie znajdował się jego statek. Gdy tam był, natychmiast ruszył w stronę EMS. Lot z prędkością naddźwiękową zajął mu niespełna 15 min. Gdy znajdował się nad starym kościołem w Trostland, statek podleciał jakieś 5 metrów nad ziemią, a następnie Dexter przeteleportował się na zewnątrz. Statek natomiast gdzieś odleciał. Chwilę po lądowaniu Dexter pociągnął za suwadło swojego karabinu, a następnie zaczął się rozglądać. Wszędzie było pusto. Dookoła było słychać szumy natury, oraz przeplatające się z nią okrzyki i mowę upadłych. Chwilę potem upewniwszy się, że miejsce lądowania jest zabezpieczone, zaczął iść powolnym krokiem obserwując dokładnie otoczenie. Wówczas zobaczył go jeden z Wandali upadłych, który był uzbrojony w karabin drutowy. Była to broń wyborowa. Celował w Dextera czekając na odpowiednią okazję do strzału. Miał świetną pozycję w ruinach wysokiego budynku co powodowało, że był praktycznie niewidzialny. Nagle padł głośny strzał, który trafił Wandala prosto między oczy rozrywając jego głowę na kawałki, a następnie jego ciało wybuchło. Wówczas Dexter szybko się odwrócił i zobaczył, że coś płonie na 3 piętrze na wpół zburzonego budynku. Chwilę potem za jego plecami spadł jakiś zwiadowca. Dexter szybko się odwrócił i wycelował w potencjalnego napastnika.

-EJ! Ostrożnie z tym, dobra?- powiedział nieznajomy Łowca podnosząc ręce.

-Wales, dobrze cię widzieć. Co to było?- zapytał się Dexter opuszczając broń.

-Jeden z Wandali, który próbował skrócić cię o głowę. Jeśli chcesz przetrwać w EMS, to najpierw naucz się wyczuwać zagrożenie.- powiedział Wales. Był on ubrany w maskę plastyczności fenotypu, Kręgosłup młodej Ahamkary, kamizelkę Światłorodu, buty cienia oraz pelerynę biegu z przeszkodami. Na plecach natomiast trzymał karabin snajperski przystrojenie.

-Jakim cudem on wybuchł?- zapytał się Dexter.

-Dodałem do pocisków esencji eksplodującego światła. To coś jak Memento Mori w Asie Pik.- powiedział Wales.

Wówczas usłyszeli wrzaski innych upadłych.

-Lepiej stąd chodźmy, zanim przybędzie tu więcej tej hołoty.- powiedział Wales, a następnie razem pobiegli do środka katedry na górę, gdzie swój posterunek miał Devrim Key- jeden ze zwiadowców i wyśmienity snajper.

-Witam strażników. Z jaką sprawą do mnie przychodzicie? Jeśli towarzysko to muszę was zmartwić. Nie zdążyłem zaparzyć wody na herbatę.- powiedział Devrim.

-My nie jesteśmy towarzysko. Może później, ale na razie mam misję do wypełnienia od Zavali.- powiedział Wales.

-Więc to ty musisz być tym łowcą, o którym mówił naczelnik. Nie śpieszyłeś się zbytnio.- powiedział Devrim.

-Byłbym szybciej, ale ostatnio wszędzie jest sporo Upadłych. Do tego musiałem uratować kumpla z opresji. Chwila zwłoki dłużej i straciłby kolejne życie.- powiedział Wales.

-Nie przesadzaj. Dobrze wiesz, że i tak bym się odrodził.- powiedział Dexter.

-Pod warunkiem, że twój duch nie skończył by jak Sundance.- powiedział Wales.- Ale do rzeczy. Masz to o co prosiłem?- zapytał się Wales Devrima.

-Tak, proszę bardzo.- powiedział, a następnie wręczył Walesowi teczkę z jakimiś papierami.- Ci trzej kapitanowie działają nam na nerwy od dłuższego czasu. Odkąd się pojawili, Ród Zmierzchu stał się niezwykle pewny siebie w tym rejonie. Byłem świadkiem jak dosłownie 3 dni temu odparli natarcie Czerwonego legionu, który się desantował jakieś 100 metrów od kościoła. Straciłem również kontakt z kilkoma drużynami. Obawiam się najgorszego.- powiedział Devrim, który nie krył zdenerwowania.

-Zobaczmy… Etrisgror, ostatnio widziany w kopalniach soli, Wyklis, ostatnio widziana wraz z grupą wydobywczą niedaleko bazy kombinatu i Evrilkror, lokalizacja nie znana. Dobrze, niewiele tego, ale zawsze coś. Na początku zajmę się tym całym Etrisgrorem. Mam nadzieję, że nie wie, że właśnie został na niego podpisany wyrok śmierci i będzie czekał grzecznie na odstrzelenie jego eterowego łba. Mam dość uganiania się za tymi kosmicznymi piratami mimo tego, że moje ciało jest z metalu.- powiedział Wales.

-Nie liczyłbym na to. Ale może rzeczywiście dopisze ci łut szczęścia. Jak chcesz, to ci pomogę. Mówisz, że ten drugi przewodził grupą wydobywczą. Dobrze zatem, zajmę się nim.- powiedział Dexter.

-Ej, nie kradnij mi roboty, dobra? Może i nie lubię tego typu zadań, ale Wędrowiec po coś wybrał mnie na łowcę.- powiedział zły Wales.

-To może zróbmy tak. Ja pomogę ci z tym, a ty w zamian zrobisz coś dla mnie. Co ty na to?- zapytał się Dexter.

Wówczas Wales zaczął przez chwilę myśleć.

-Dobrze więc, niech i tak będzie. W końcu po coś w tej drużynie jesteśmy, no nie?- powiedział Wales, a następnie przybili sobie dłonie.

-Przynajmniej na ciebie mogę liczyć. Teraz tylko trzeba poczekać na ekipę wydobywczą.- powiedział Dexter.

Nagle usłyszeli głos silników, a chwilę potem zobaczyli Skiff, który przeleciał jakiś metr nad wierzą kościoła. Kierował się w stronę lasu.

-Nie będziesz musiał długo czekać. Idź już i przechwyć ich.- powiedział Devrim.

Wówczas Dexter wziął od niego kartkę ze zdjęciem Wyklis, a następnie zszedł na dół, a gdy wyszedł przed kościół przywołał swojego wróbla i poleciał w stronę skifu. Podróż trwała jakieś 30 min. Gdy był już na miejscu, wykopaliska trwały w najlepsze. Wokół wiertnicy, która unosiły się jakieś 5 metrów nad ziemią były rozstawione 3 urządzenia, które wysyłały w stronę wiertnicy jakiś promień. Wśród nich stał kapitan, który wydawał reszcie polecenia. Gdy Dexter już był zapoznany z sytuacją, natychmiast przystąpił do akcji. Wyskoczył do góry, a następnie rzucił w stronę wroga granat kasetowy. W połączeniu z nałożonymi na jego zbroję aspektami próżniowymi, każdy zabity przez granat przeciwnik również wybuchał światłem próżniowym. Upadli, którzy przeżyli ten atak rozpierzchli się, a na miejscu został tylko kapitan, który również został ranny. Wówczas Dexter wylądował przy nim, a następnie szybkim uderzeniem pięścią w twarz tak mocno, że odleciał na jakieś 5 metrów do tyłu. Połowa jego maski po prawej stronie oderwała się od siły uderzenia. Wówczas Dexter podszedł powoli do powalonego kapitana, który opierał się na swoich górnych rękach wpatrując się z nienawiścią w strażnika. Dexter natomiast wziął do ręki zdjęcie, a następnie przyjrzał się obcemu. To nie był ten, którego szukał.

-Rozumiesz co do ciebie mówię?- spytał się Dexter celując w kapitana ze swojego karabinu automatycznego.

Wówczas ten powiedział coś w języku Eliksni z wyraźnie sączącym się jadem z jego słów.

-Tak też myślałem.- powiedział Dexter, a następnie wpakował w korpus obcego połowę magazynka. Jego niebieska krew tryskała z każdym nabojem penetrującym jego ciało. Chwilę potem jego oczy zgasły, a on sam osunął się na ziemię. Wówczas Dexter spojrzał na wiertnicę, a następnie zamienił karabin automatyczny na karabin fuzyjny „Zero opanowania" i zaczął ostrzeliwać urządzenia, które niszczył jedno po drugim. Gdy wszystkie zostały zniszczone, ostatnie urządzenie posłało w stronę wiertnicy bardzo potężny sygnał, który spowodował uszkodzenie wiertnicy. Cała się iskrzyła i przechodziły przez nią wyładowania. Chwilę potem wiertnica upadła na ziemię wybuchając rozsypując dookoła siebie migot, który zdążyła wydobyć.

-ŁOŁ, sporo tego migotu. Ja przygotuję teleportację, a ty mnie w tym czasie osłaniaj. Może to wypłoszy tego kogo szukamy i stawi się tu osobiście.- powiedział jego duch.

-Miejmy taką nadzieję.- powiedział Dexter.

Wówczas Elizjasz zaczął sekwencję teleportacji góry migotu. Niemal natychmiastowo zleciały się trzy skify, które zaczęły lewitować nad ziemią, a z których wyskoczyła horda upadłych. Najwięcej było mętów oraz maruderów, a najmniej wandali. Wówczas maruderzy stali się niewidzialni, a reszta zaczęła strzelać do Dextera. Wówczas on postawił szybko barykadę i rzucił granat, w stronę strzelających. Wszyscy natychmiast zginęli w morzu eksplozji. Chwilę potem skoczyli na niego maruderzy, którzy stali się znowu widzialni. Dexter w kontrze do nich użył swojej super zdolności. Cały zaczął świecić się na fioletowo, a w jego prawej ręce pojawiła się tarcza próżniowa, którą osłonił się. Wszystkie ostrza trafiły w nią i się odbiły. Potem natychmiastowo zadał parę ciosów tarczą powodując, że przy każdym uderzeniu wrogowie zaczęli zamieniać się w fioletową masę, która znikała w powietrzu. Następnie rzucił tarczą w stronę pozostałych upadłych. Gdy tarcza uderzyła jednego, odbiła się i trafiła kolejnego i tak 10 razy, aż znikła. W ręce Dextera natomiast pojawiła się kolejna.

-DOŚĆ!- powiedział ktoś wściekle kobiecym głosem. Wówczas Dexter spojrzał w górę na klif i zobaczył stojącego tam kapitana. Był on przynajmniej dwa razy większy od Dextera.

-Czy to ciebie szukam?- spytał się Dexter patrząc się na niego, a następnie jego tarcza znikła, a ciało przestało się świecić.

-Nie wiem kogo szukasz, ale jeśli szukasz kłopotów, to właśnie je znalazłeś.- powiedziała kapitan, a następnie przeteleportował się na dół. Stanął jakieś 10 metrów od Dextera.

-I co teraz zrobisz?- zapytał się Dexter.

-Teraz cię zabiję. Wystarczająco dużo zniszczyliście naszego sprzętu. To będzie twoja ostatnia wiertnica jaką wysadziłeś człowieczku.- powiedziała złowrogo kapitan.

Wówczas Dexter spojrzał szybko na kartkę. Podobizna była identyczna.

-Co robisz? Spisujesz testament? Nie martw się. Zaopiekuję się twoim maszynką do ożywień i sprzętem jak należy. Słowo szabrownika.- powiedziała kapitan śmiejąc się pod nosem.

-Dzięki, ale Elizjasz jest tam gdzie jego miejsce. I teraz wiem, że to ciebie szukałem… Wyklis.- powiedział Dexter.

-Proszę, proszę. Widzę, że poznałeś moje imię. I do tego wypowiedziałeś je jak należy. Czapki z głów. Ale to nie uratuje cię przed twoim rychłym końcem.- powiedziała.

-Nie jesteś pierwsza, która mi to mówi.- powiedział Dexter wyciągając swój karabin fuzyjny Zero opanowania.

Wówczas Wyklis wrzasnęła wściekle jak upadły podnosząc górne kończyny, w których trzymał po ostrzu, które przepełniały wyładowania elektryczne, oraz odchyliła głowę do tyłu o 90o , a gdy ruszyła na niego, Dexter wycelował w nią i zaczął ładować karabin. Gdy skoczyła w jego stronę, Dexter puścił spust tym samym powodując wystrzał. Bron wypluła 5 pocisków próżniowych, które trafiły w korpus Wyklis. Wówczas jej tarcza elektryczna została zniszczona, a ona sama poleciała do tyłu na 3 metry upadając ciężko na brzuch.

-Jeden zero dla mnie.- powiedział Dexter zarzucając karabin na kark.

Wówczas Wyklis wstała szybko i rzuciła się zamachując się na Dextera. On natomiast szybko schował broń i mimo tego, że był tytanem, odskoczył i zaczął unikać kolejnych ataków. Wówczas Dexter rzucił w jej stronę tarczę, która pojawiła się znikąd. Odbiła ją bez problemu, jednak wypadła przez to z rytmu oraz spowodowała poważne uszkodzenia pancerza oraz ranę dolnej prawej kończyny. Wyklis wówczas warknęła i złapała się za ranę lewą dolną ręką. Dexter wykorzystał okazję i szybko uderzył ją pięścią w twarz. Wówczas Po raz kolejny poleciała do tyłu i znowu upadła.

-I znowu leżysz.- powiedział ze satysfakcją w głosie mocno machając prawą ręką, która go rozbolała przy uderzeniu.

-DOŚĆ! NIE BĘDZIESZ PONIŻAĆ TAK KAPITANA RODU ZAĆMIENIA!- wrzasnęła wściekle, a następnie rzuciła się jeszcze raz z większą mocą. Nagle w powietrzu zawisła dziwna groza. Wszystko ucichło i zaczął wiać cichy, złowrogi wiatr. Dexter i Wyklis byli jednak zbyt zajęci walką, żeby zobaczyć, że coś się zaczyna dziać. Chwilę potem za Dexterem pojawiła się znikąd czarny portal, który zachowywał się jak ciecz. Wówczas Wyklis zaszarżowała na niego. Dexter natomiast po raz kolejny załączył swoją super zdolność i zasłonił się tarczą. Wyklis natomiast była tak zdeterminowana, że przepchała go do portalu, do którego razem wpadli, a następnie zaczęli lecieć w dół wrzeszcząc przy tym. Nagle Dexter złapał się za jakąś półkę, a Wyklis złapał się za jego nogi.

-Puszczaj!- powiedział trzęsąc nogami.

-Albo mnie wciągniesz ze sobą, albo pociągnę cię ze sobą światłodzierżco!- powiedziała złowrogo.

-W twoich snach szabrowniku.- powiedział z oburzeniem, a następnie wyrwał swoją prawą nogę, a następnie kopnął ją z całej siły w twarz. Ona jednak nadal się trzymała. Wówczas kopnął ją jeszcze trzy razy. Wówczas ją przyćmiło.

-Spadaj.- powiedział arogancko, a następnie jeszcze raz ją kopnął. Wówczas Wyklis puściła nogę i zaczęła spadać w głąb wrzeszcząc przy tym, aż ona i jej krzyki przepadły w ciemnościach. Wówczas Dexter wspiął się i zobaczył przed sobą zniszczony, mroczny świat w czarnobiałych barwach , gdzie dominowała głównie ciemność. Było to zniszczone miasto, które przypominało architekturą renesans. Budyni jak i podłoga w niektórych miejscach były popękane. Znajdował się na dziedzińcu miasta, gdzie znajdowała się popękana fontanna.

-Co to za miejsce?- spytał się zaskoczony Dexter.

-Sfera wstąpienia. Tylko do kogo ona należy?- powiedział duch.

-To, że jest to Sfera Wstąpienia, to sam wiem. Ja zastanawiam się, co to za miasto.- powiedział zaskoczony Dexter nigdy nie widząc czegoś podobnego, gdy przechodził przez sfery wstąpienia. Następnie skierował się w stronę bramy, przez którą wyszedł z miasta. Most był zawalony. W miejscu, gdzie powinna być woda, była jedynie ciemną, ziejącą mrokiem przepaść. Nie przeszkadzało to jednak zbytni Dexterowi, który użył swojego wznoszenia i po prostu przeleciał nad przepaścią. Wówczas zobaczył ogromną przestrzeń. Była to dolina, która była pozbawiona trawy. Ziemia była sucha i popękane, a drzewa bez liści. Niektóre były połamane lub miały dziwne kształty.

-Ten świat tronowy… Jest większy niż jaki kiedykolwiek widziałem.- powiedział Dexter.

-Lepiej się nie zatrzymujmy. Mam wrażenie, że ktoś nas cały czas obserwuje.- powiedział duch, który nie krył niepokoju.

Wówczas Dexter posłuchał rady swojego przyjaciela, a następne zaczął iść dalej. Po jakichś 10 minutach drogi przez stepy zobaczył ogromne drzewo pozbawione liści. Było ono złamane na pół. Wówczas podszedł do niego bliżej. Nagle zobaczył statuę, która również była popękana, jednak w jednym kawałku. Była to kolumna wysoka na jakieś 10 metrów, na szczycie której stał mały posąg jakiejś postaci odzianej w coś co przypomina habit. Postać była zakapturzona. Trzymała w złożonych, wyciągniętych przed siebie dłoniach jakąś kulę, oraz tak jakby opatulała się skrzydłami. Wówczas Dexter podszedł ostrożnie do posągu, a następnie ostrożnie dotknął go. Nagle usłyszeli trzask. Wówczas Dexter i duch odwrócili się i zobaczyli ogromną skazę, która uformowała się nad nimi. Na ziemi natomiast pojawił się dosłownie legion pochwyconych z różnych ras.

-Jasna cholera.- powiedział Dexter.

-Strażniku. To jest strefa, gdzie światło nie dociera. Będę w stanie cię wyleczyć, ale moje światło będzie niewystarczające, żeby cię wskrzesić.- powiedział duch.

-Świetnie.- powiedział wściekły Dexter. Wówczas pochwycone hobogobliny, które znajdowały się na drzewie, oraz na swego rodzaju piedestałach zaczęły strzelać. Dexter Wówczas szybko postawił osłonę świtu, która natychmiast zaczęła pochłaniać zmasowany ostrzał przeciwnika ze wszystkich stron.

-Jasna cholera, zginiemy tutaj!- powiedział wściekły i jednocześnie przerażony rychłego zakończenia Dexter. Jego moc światła z każdym strzałem zaczęła słabnąć, a co za tym szło, osłona świtu słabła. Nagle w drzewie za nim pojawił się podobny portal podobny do tego w EMS.

-Strażniku, patrz! Portal!- krzyknął duch obracają się w stronę portalu.

- Mam pomysł. Biegniemy na trzy. Raz…- zaczął Dexter, a następnie zaczął biec.

-To nie było trzy!- krzyknął duch.

-Nie chrzań, tylko pakuj się do środka!- powiedział, a następnie złapał ducha w swoja prawą dłoń.

-Co zamierzasz?- powiedział zaskoczony.

Wówczas Dexter rzucił duchem w portal w którym zniknął, a następnie Dexter wskoczył za nim. Sekundę później portal zniknął tak jak się nagle pojawił. Gdy strażnik był po drugiej stronie, czekał na niego już jego zdenerwowany duch.

-Nigdy więcej tego nie rób.- powiedział ostrym, zdenerwowany, tonem.

-Nie spinaj tak obwodów, bo dostaniesz spięcia i co wówczas zrobię gdy będę potrzebował twojej mocy? I następnym razem więcej wdzięczności, że tak o ciebie dbam.- powiedział Dexter.

- Może z Sagirą to zadziałało. Ale Ozyrys wiedział gdzie posyła swojego ducha. Ty natomiast rzuciłeś mnie w nieznane. Bardzo nieodpowiedzialne zachowanie jak na kogoś takiego jak ty. Mimo wszystko nigdy więcej nie próbuj czegoś podobnego.- powiedział stanowczo Elizjasz.

-Skoro mamy to już wyjaśnione… To pozostaje kwestia, gdzie my trafiliśmy –powiedział Dexter patrząc na obszar który ich otaczał. Była to plaża. Przed nimi rozpościerało się morze, albo nawet i ocean. Naprzeciwko z oddali widzieli małą wyspę z jakimiś kolumnami.

-Nie wiem, ale nie wygląda to bynajmniej ciekawie.- powiedział duch.

-Spróbuj nawiązać kontakt ze strażą przednia. Może oni będą wiedzieć coś więcej na temat naszej lokalizacji.- zaproponował Dexter.

-Strażnik 6601 do Wieży, czy mnie słyszycie? Odbiór.- powiedział Duch przez swój komunikator. Głucha cisza.- Zavala, słyszysz mnie? Odbiór?- spytał się duch ponownie. Nadal cicho.- Nikt nie odpowiada. Musimy być zbyt daleko od bazy, albo… w innym wymiarze, gdzie sygnał nie dochodzi.- powiedział Duch sam nie wierząc w co mówi.

-Spróbuj na innych częstotliwościach. Może to wina złej częstotliwości.- powiedział Dexter.

-Wątpię, ale spróbuję.- powiedział duch.

-Tam widzę jakąś ścieżkę. Może ona nas gdzieś doprowadzi?- zaproponował Dexter.

-Na obecną chwilę nie mamy raczej innej alternatywy.- powiedział duch.

Wówczas razem poszli, a duch w między czasie zniknął. Po chwili marszu na drodze stanął im wysoki na jakieś 4 metry skalny schodek. Dla Dextera nie była to jednak przeszkoda i tak jak wcześniej użył swojego skoku, by wejść na półkę i wznowił wędrówkę. Po drodze minął wodospad, a następnie stanął na krawędzi dużego klifu.

-Czy to przypadkowo nie jest to samo miasto, które wdzieliśmy w świecie tronowym?- spytał się Dexter pokazując na miasto wystające zza pagórków.

-To całkiem możliwe. Może chodźmy tam i dowiedzmy się, co to za miejsce.- powiedział, a następnie razem poszli w stronę miasta. Wówczas Dexter skoczył z klifu i gdy miał uderzyć w ziemię, zamortyzował upadek swoją specjalną umiejętnością skoku lądując na ziemi delikatnie jak liść.

-Nie użyjesz wróbla? Moje systemy mówią mi, że możesz go przywołać.- powiedział duch.

-Na razie chcę wiedzieć z kim mamy tutaj do czynienia. Nie chcę przestraszyć innych ludzi jeżeli tutaj jacyś mieszkają. Istoty tutaj mieszkające mogą być zacofane technologiczne, albo nawet bardziej zaawansowani od nas. W obu przypadkach nie chcę, żeby uznali nas za wrogów.- powiedział Dexter, a następnie zaczął iść dalej. Wówczas doszedł do pewnej statuy, która była taka sama jak ta, którą widział w sferze wstąpienia.

-Ciekawe. ta sama statua, ta sama równina. Czyżby ten świat tronowy, to było odbicie tego miejsca?- zapytał się Dexter.

-Może podejdziesz do niej, a ja ją dokładniej zbadam?- zaproponował duch.

-Chętnie bym to zrobił, tylko jak widzisz jest tutaj woda. Dość głęboka.- powiedział Dexter z przekąsem.

-A nie dolecisz tam?- spytał się duch.

-Za daleko dla mnie. Musiałbym się wspomóc „Nieokiełznanym Lwem", tylko, że nie wiem, czy mam dostęp do swojego schowka, żebym mógł go wyciągnąć.- powiedział Dexter.

-W takim razie może innym razem gdy będziemy mieli lepszy sprzęt.- powiedział duch.

-Innym razem.- powiedział Dexter.

Chwilę potem dobiegły ich odgłosy przypominające walkę.

-Słyszysz to?- spytał się Dexter.

-Tak. To brzmi jak… walka.- powiedział duch wewnątrz niego.

-Lepiej to sprawdźmy.- powiedział, a następnie pobiegł. Chwilę potem dobiegł do innego niskiego klifu, z którego zobaczył dwóch ludzi, którzy byli się z jakimiś dziwnymi człekokształtnymi stworzeniami nie większymi niż 1 metr. Był tam jakiś chłopak z długimi blond włosami w dość egzotycznym stroju, którego nie widział nawet w Ostatnim mieście. Walczył mieczem. Z tyłu za nim znajdowała się natomiast dziewczyna, która miała długie brązowe spuszczone włosy, wstążkę zawiązaną na głowie, a na szyi znajdowały się swego rodzaju gogle. Miała na sobie ubranie przypominające gorset, z białymi akcentami, na których znajdowały się jakieś złote zdobienia. Posiadała również coś na kształt krótkich spodenek dżinsowych bez nogawek, oraz nosiła długie, białe sięgające aż do ud białe kozaki z czerwonym wykończeniem na górze. Również na białym znajdowały się jakieś złote zdobienia. Ona natomiast wspierała swojego towarzysza łukiem. Przy chłopaku była również jakaś mała latająca rzecz, która przypominała małą dziewczynkę w czymś co przypominało sweter, a na głowie miała coś, co przypominało aureolę lub inną koronę, która lewitowała.

-Miecze i łuki? Gdzie my trafiliśmy? I co to za jakieś małe coś?- spytał się zaskoczony Dexter.

-Chciałbym zauważyć, że ty również korzystasz z tych broni. Oraz sam wymieniłeś taką możliwość, że mogą tu mieszkać zacofani technologicznie ludzie- powiedział duch.

-Masz rację. Ale zwróć uwagę jak wygląda Ghul trójcy, a jak łuk tej dziewczyny. To dwie zupełni inne bronie.- powiedział Dexter.

-To pomożesz im, czy będziesz tak stać i się przypatrywać?- zapytał się duch.

Wówczas Dexter bez chwili zastanowienia zaczął biec w stronę ludzi. Gdy był jakieś kilka metrów od nich, wyciągnął swój karabin automatyczny Zobowiązanie służbowe i zaczął strzelać do napastników. Jeden magazynek wystarczył, aby zabić wszystkich. Wówczas chłopak i dziewczyna odwrócili się w stronę z której dobiegły strzały i zdziwili się na widok przybysza.

-Kim jesteś?- zapytał się zaskoczony chłopak.

-Kimś, kto ratuje wam skórę.- powiedział Dexter przeładowując broń. Nagle nadbiegły dwa olbrzymie stworzenia, które zdawały się być w przyjaznych stosunkach z mniejszymi stworzeniami. Jeden gigant miał dużą, drewnianą tarczę, a drugi olbrzymi topór. Oba olbrzymy miały czarne jak smoła, gęste, długie futro i nosiły maski z rogami. Gdy zobaczyli strażnika, przybrali bojowe postacie, ryknęli i natychmiast rzucili się w jego stronę.

-Uciekaj! Zrobią z ciebie krwawą miazgę!- zawołała przerażona dziewczyna widząc, jak dwa potwory pędzą w stronę Dextera, a on się nie rusza. Pozostała dwójka również patrzyła się przerażona.

-Wielkie brzydale z wielkimi mięśniami i bez jednej szarej komórki. Dla czego mnie to dziwi?- spytał się sarkastycznie Dexter samego siebie. Miał spuszczoną głowę i pomachał nią na boki. Chwilę potem znowu spojrzał na osiłków. Wówczas potwór z toporem przeprowadził szarżę w stronę Dextera, a ten z tarczą przyłożył ją do samej ziemi i zaczął pędzić przed siebie na oślep wzbijając w powietrze tumany kurzu. Gdy byli 10 metrów od strażnika, Dexter zrobił unik za siebie. Wówczas obaj zderzyli się mocno ze sobą. Siła Impetu sprawiła, że tarcza pierwszego zamieniła się w drzazgi, a trzon topora drugiego złamał się i broń była niezdatna do walki. Obie poczwary runęły na ziemie ogłuszone.

-Jeden zero dla mnie.- powiedział triumfalnie Dexter.

-On, bawi się z nimi?- zapytała się zaskoczona mała, latająca postać postawą strażnika.

-Dziwna taktyka.- powiedziała skonfundowana dziewczyna.

Wówczas oba potwory ociężale zaczęły wstawać. Gdy stały na nogi, było wyraźnie widać jacy byli wściekli.

-Chyba ich rozsierdził.- powiedział chłopak patrząc się na zdenerwowane potwory.

-Druga runda? Dobrze. Ukróćmy to.- powiedział Dexter, który zacisnął swoją prawą pięść.

Wówczas oba nierozwleczone potwory ryknęły odchylając łby do góry i rozkładając ręce. Nagle znikąd pojawiło się więcej mniejszych maszkar takich samych jak te, które wcześniej wykończył Dexter. Jednak różniły się uzbrojeniem oraz kolorami. Było wśród nich również kilku innych przeciwników. Jeden w tym kilku lewitujących z ubraniami podobnymi do szlafroków oraz kosturami w dłoniach. Było ich trzech. Jeden pomarańczowy, drugi fioletowy, a trzeci blado-niebieski. Pojawiło się również kilku innych wyglądających jak szamani. W dłoniach trzymali coś podobnego do totemów. Również pojawiło się wielu kuszników.

-Jeszcze nigdy nie widziałam tylu Hilichurlów naraz.- powiedziała dziewczyna widząc nagromadzenie wrogów.

-Ani ja.- odpowiedziała latająca postać.

-Takie wielkie owłosione małpy boją się jednego człowieka? Co za ironia.- powiedział Dexter do siebie.

Gdy Hilichurle miały przystąpić do ataku, stało się coś dziwnego. Hilichurle stanęły i zaczęły się rozglądać. Chwilę później Dexter coś poczuł. Mroczną grozę charakterystyczną dla jego świata.

-Czemu zaprzestali ataku?- zapytała się zaskoczona dziewczyna.

-Chyba coś ich przestraszyło.- powiedział chłopak patrząc się na zaniepokojoną zgraję hilichurli.

-Strażniku...- powiedział duch Dextera wewnątrz niego.

-Wiem… pochwyceni.- powiedział zaniepokojony.

Nagle stało się coś, czego nawet Dexter się nie spodziewał. Pod całą grupą hilichurlów pojawiła się czarna plama. Zaczęła działać jak bagno wchłaniając całą hordę. Przerażone istoty zaczęły się miotać i wrzeszczeć. Cała trójka patrzyła z przerażeniem jak hilichurle zapadają się powoli pod ziemię obklejani dziwną, czarną mazią. Gdy wszyscy się zatopili, skaza na ziemi zniknęła.

-Co… to było?- zapytała się przerażona dziewczyna. Serce biło jej jak szalone, a źrenice zrobiły się małe jak główki od szpilek. Również chłopak jak i mała lewitująca towarzyszka się przerazili.

-Jedna z najbardziej przerażających rzeczy ze świata z którego pochodzę.- powiedział Dexter chowając swoją broń.

-Może to nie zbyt najlepszy moment, ale mógłbyś się przedstawić?- zapytał się chłopak.

-Paimon też chciałaby wiedzieć.- powiedziała mała latająca dziewczynka, czy co to było.

-Masz rację. Wybrałeś bardzo zły moment. Ale w porządku. W końcu musiało to nastąpić. Jestem Dexter. Strażnik z Ostatniego Miasta.

-Ostatnie Miasto? Co to za miejsce? Chwila moment. Chcesz mi powiedzieć, że również przybyłeś z innego świata?- zapytał się chłopak.

-Można tak powiedzieć.- powiedział Dexter.

-Widzisz Aether? Nie jesteś jedyny.- powiedziała podekscytowana dziewczyna.

-Skoro nie jesteś stąd, to czy przypadkiem nie widziałeś może pewnej dziewczyny? Miała białą sukienkę, krótkie blond włosy z dłuższymi pasmami w okolicach baków. Ma na imię Lumine.- powiedział Aether z nadzieją.

-Nie, pierwszy raz słyszę o kimś takim. Trafiłem tu dosłownie jakieś pół godziny temu.- powiedział Strażnik.

-W takim razie pozwól mi powitać cię w Mondstadt. Jestem Amber, zwiadowczyni rycerzy Fawoniusza. A to jest Aether, honorowy rycerz. Również nie jest stąd.- powiedziała Amber.

-A Paimon…. To Paimon.- odpowiedziała latająca postać.

-Jeśli mogę zapytać. Czym jest ostatnie miasto?- zapytał się Aether.

-Właśnie. Co to za miejsce?- spytała się Paimon zdziwiona.

-Nie będę was na razie zanudzać szczegółami. To ostatni bastion ludzkości po zapaści spowodowanej przez nadejście ciemności. My strażnicy mamy za zadanie chronić ostatnie miasto i inne miejsca w układzie słonecznym i poza nim przed jej potwornościami.- powiedział Dexter.

-Pewnie jesteś zmęczony po takiej walce. Nie chciałbyś może pójść z nami do miasta? Za pomoc w walce z Hilichurlami należą ci się nasze podziękowania.- powiedziała Amber.

-Tak, a może pójdziemy razem i zjemy pieczeń miodową?- zaproponowała Paimon.

-W sumie czemu by nie. Brzmi świetnie.- powiedziała Amber uśmiechając się.

-Zanim pójdziemy. Powiedz nam, co się stało z tamtymi hilichurlami? Dla czego zapadły się pod ziemię?- zapytał się Aether, któremu ten temat wrócił do głowy.

-Aether, nie męcz go. Skoro nie chce mówić co to było, to najwyraźniej ma ku temu powody. Ja za bardzo nie chcę wiedzieć co się stało z nimi, a do tego jest mi ich po prostu żal.- powiedziała Amber karcąc swojego towarzysza.

-Magia Pochwyconych.- powiedział Dexter po chwili.

-Co?- zapytała się cała trójka.

-To Byli pochwyceni i ich magia. A ci hilichurle czy jak wy ich nazywacie zapewne zostali wciągnięci do ich świata, gdzie panujące tam plugawe moce zamienią ich w bezmyślne istoty podążające bez celu i mordujące wszystko bezmyślnie co nie należy do ich rodzaju. Łącznie ze swoją rasą i rodzinami, jeśli takowe posiadali.- odpowiedział Dexter.

-Żałuję, że w ogóle zapytałem.- powiedział Aether.

-Teraz i ja zaczynam im współczuć.- powiedziała Paimon.

-Skoro mamy to już wyjaśnione. Idziesz z nami coś zjeść czy tylko do miasta?- zapytała się Amber.

-Ja przede wszystkim chcę się dowiedzieć gdzie trafiłem i jak ten świat funkcjonuje.- powiedział Dexter.

-O wszystkim ci powiemy.- odpowiedział sympatycznie Aether.

-No dobrze, w takim razie chodźmy. Pochwyceni maja to do siebie, że lubią wracać do miejsc które zaatakowali.- powiedział Dexter.

Wówczas cała trójka zrozumiała powagę sytuacji i już mieli zacząć iść w stronę miasta, gdy nagle atmosfera wypełniła się czymś dziwnym. Po raz kolejny było czuć grozę w powietrzu.

-Coś nie tak?- zapytał się Aether Dextera, który nagle znieruchomiał.

-Strażniku, wykrywam w powietrzu masowe skupienie cząstek Neutrino.- powiedział Elizjasz, który się nagle pokazał.

-Co to jest?- spytała się zaskoczona Amber na widok ducha tak samo jak reszta.

-Potem wam wyjaśnię. Na razie gdzieś się ukryjcie. Nadciągają kłopoty.- powiedział Dexter obserwując niebo i ziemię.

Nagle przed nimi jakieś 10 metrów nad ziemią znikąd pojawiła się czarno-biała energia, która zaczęła tańczyć, a chwilę potem uformowała się w czarna, ogromna kula. Na ziemi natomiast utworzyły się kopuły, które były przeźroczyste, a w środku każdej było coś na kształt rdzenia. W kopułach natomiast pojawili się pochwyceni, którzy zaczęli z nich wychodzić.

-Czy to...?- spytała się przerażona Amber na widok przybyszów.

Wówczas pochwyceni zaczęli strzelać. Dexter w kontrze postawił fioletową barykadę, która zaczęła odbijać pociski. On sam natomiast został pokryty fioletową aurą.

-Pochwyceni. Uciekajcie stąd, albo gwarantuję wam, że śmierć będzie dla was wybawieniem przed tym co was czeka z ich strony.- powiedział Dexter.

-Nie, będziemy walczyć!- odpowiedziała zdeterminowana Amber, która odsunęła strach.

-Tak. Razem damy radę!- powiedziała równie zdeterminowana Paimon.

-Razem jesteśmy silniejsi.- odpowiedział Aether.

-Czy wy wszyscy jesteście tacy uparci?- zapytał się zdenerwowany Dexter.

Wówczas cała trójka kiwnęła głowami.

-Dobrze, ale obiecajcie mi, że nie wejdziecie do żadnej z tych kopuł, ani nie dotkniecie żadnej z tych istot.- powiedział stanowczo Dexter.

-Dobrze. Powiedziała cała trójka.

Chwilę potem barykada padła, a Dexter zaczął biec w stronę jednej z kopuł, a następnie wszedł do niej i zaczął strzelać ze swojego karabinu fuzyjnego w rdzeń kopuły. Amber i Aether również się rozdzielili i zaczęli atakować pojedynczych wrogów. Aether wybrał na cel jednego z pochwyconych psionów. Przepołowił go w pionie, jednak ku zdziwieniu Aethera i Paimon połówki odbudowały się tworząc dwóch nowych wrogów.

-Co jest?- spytał się zaskoczony Aether. Wówczas oba psiony jednocześnie niczym lustrzane odbicie w tym samym czasie i tym samym sposobem uderzyły go w twarz odrzucając go do tyłu na jakieś 2 metry.

-Aether!- krzyknęła zaskoczona Paimon. Wówczas psion po prawej zaczął w nią celować ze swojego karabinu. Na jej szczęście zreflektowała się i odskoczyła w bok unikając strzału o centymetry.

-Co to jest?- zapytał się Aether patrząc się z przerażeniem na pochwyconych. Szybko jednak się pozbierał, ponieważ oba psiony zaczęły strzelać do niego. Ukrył się za pobliskim drzewem.

-To co teraz?- zapytała się przerażona Paimon pierwszy raz widząc coś takiego.

Wówczas Aether po dłuższym zastanowieniu wyskoczył zza drzewa i wyciągnął przed siebie rękę tworząc coś na kształt miniaturowego wichru, który spowodował, że psiony poleciały do tyłu na kilka metrów.

-Świetnie!- powiedziała zachwycona Paimon.

Amber tymczasem wybrała znacznie potężniejszego i większego przeciwnika. Był to pochwycony hoplita. Gdy tylko wymierzyła w niego, wypuściła strzałę. Hoplita jednak się zorientował i osłonił się swoją olbrzymią tarczą. Wówczas amber wystrzeliła jeszcze kilka kolejnych strzał, jednak również odbiły się od tarczy pochwyconego. Wówczas wyraźnie sfrustrowany pochwycony zasłonił się tarczą z której środka wystrzelił strumień bladej energii. Odrzucił Amber na jakieś 10 metrów do tyłu ciskając nią o drzewo, które było za nią. Było ono jednak cienkie i masa ciała Amber oraz prędkość spowodowały, że złamało się, i wylądowała chwilę potem na ziemi.

-Ała!- krzyknęła Amber łapiąc się za prawą rękę, a następnie spojrzała na swój łuk. Był złamany w pół.

-Nie dobrze.- powiedziała zaniepokojona patrząc na swoją zniszczoną jedyną broń jaką posiadała. Chwilę potem zobaczyła tego samego hoplitę, który powoli szedł w jej stronę. Widząc, że nie ma się czym bronić, wzięła w do ręki kilka kamyków, które wpadły jej w rękę, gdy panicznie przeszukiwała po omacku czegoś, czym mogłaby się obronić. Wówczas kamyki zapaliły się w jej dłoni, a następnie rzuciła nimi w stronę wroga. Jednak tak samo jak wcześniej odbił pociski swoją tarczą, a następnie stanął przed nią. Chwilę potem wyciągnął swoją broń i wymierzył w nią. Amber widząc, że jest bez szans, zaczęła płakać.

-Nie… nie chcę umierać!- powiedziała zapłakana.

Chwilę potem zobaczyła jak spod pochwyconego wystrzelił kamienny filar, który odrzucił pochwyconego do tyłu. Wówczas Amber spojrzała zaskoczona z zapłakanymi oczyma. Gdy pochwycony wstał i obrócił się, zobaczył Aethera z mieczem w dłoni. Wówczas zdenerwowany akolita oddał w kierunku kilka strzałów ze swojej broni. Wówczas Aether wypuścił pośpiesznie spod ziemi kolejny filar, jednak wytrzymał on tylko kilka strzałów, a następne wybuchł odrzucają Aethera do tyłu.

-Jasna cholera. To będzie trudniejsze niż myślałem.- powiedział obolały Aether.

Tym czasem Dexter zniszczył kilka kopuł, a następnie rzucił w stronę ogromnej kuli wiszącej na niebie granat i zaczął strzelać do niej ze swojego karabinu maszynowego „Prawowity Następca". Po kilku sekundach ostrzału kula pękła i rozleciała się. Wówczas pozostali przy życiu pochwyceni zniknęli.

-To już koniec?- zapytała się Paimon.

Nagle w miejscu kuli pojawił się duży portal z którego wyleciał potężny, ogromny stwór. Miał on jakieś 15 metrów wysokości, oraz posiadał olbrzymi miecz. Gdy zobaczył Dextera natychmiast zaczął iść w jego stronę powolnym krokiem.

-Co to jest?!- krzyknęła przerażona Paimon.

Aether nie wiedział co zrobić. Siedział jedynie patrząc się z przerażeniem na ogromne monstrum, które próbowało zabić Dextera swoim olbrzymim mieczem. Podobnie Amber. Dexter jednak nic sobie z tego nie robił. Zamiast tego ostrzeliwał potwora rozwścieczając go jeszcze bardziej. Chwilę potem monstrum ryknęło, a następnie zamachnął się.

-UWAŻAJ!- krzyknęła Amber przerażona patrząc jak ogromne, czarne ostrze emanujące mroczną, przeszywającą dreszcz energią leci w stronę Dextera. Wówczas ten wyciągnął do góry swoją prawą rękę. Nagle z dłoni zaczęło tryskać fioletowe światło, które jakby tańczyło na wietrze. Gdy potwór uderzył w nie swoim mieczem, odbił się tak, że wygiął się do tyłu, zrobił parę dużych kroków do tyłu i o mało się nie przewrócił. Wówczas Dexter opuścił dłoń, a światło znikło. Następnie rzucił w jego stronę lodową kulkę. Gdy wylądowała pod potworem, pojawiła się przeźroczysta, granatowo-fioletowa kopuła, która spowodowała, że monstrum zaczęło poruszać się coraz wolniej, aż w końcu zupełnie zamarzło. Wówczas zgiął rękę w ramieniu pięścią do góry i energicznie pchnął łokieć w dół. Nagle jego pancerz razem ze wstęgą porósł kryształkami lodu i szronem. Aether i Amber i Paimon patrzyli się zaskoczeni.

-Co to za forma?- spytała się zaskoczona Paimon.

Czas to zakończyć.- powiedział, a następnie cała jego prawa ręka porosła lodem tworząc coś w rodzaju rękawicy bokserskiej, a następnie rzucił się w stronę zamrożonego celu. Gdy był metr od niego, zadał potężny cios, który odłamał prawą nogę przeciwnika, a grawitacja dokończyła dzieła. Monstrum przewróciło się i roztrzaskało na kawałki.

-Jesteście cali?- zapytał się Dexter podszedł się w stronę Aethera.

-Co to było?- spytał się Aether, który wstał przy pomocy Dextera, który podał mu rękę.

-Pochwyceni we własnej osobie. jedna z najgorszych magii naszych najgorszych wrogów.- powiedział Dexter.

-Chcesz powiedzieć, że te potwory nie były prawdziwe? Tylko, że były to jakieś magiczne twory?- spytała się Paimon, która tego nie rozumiała.

-Ani trochę. Magia z której narodzili się pochwyceni, to plugastwo, które łączy się z ciałem ofiary. To działa jak wirus, który zaraża inne żywe organizmy zamieniając je w to co widzieliście przed chwilą. Chciałbym wam to lepiej wyjaśnić, ale broszką tytanów nie jest wiedza i nauka. My głównie jesteśmy od działania. Od tego mamy czarowników i kryptarchów.- powiedział Dexter.

-Jesteś tytanem? Nie wyglądasz na wielkiego.- powiedziała Amber, która spróbowała wstać, jednak zawyła z bólu i położyła się biorąc głęboki wdech.

-Amber! Co się stało?!- zapytał się Aether, który podbiegł do niej. Wówczas zrobił wielkie oczy.

-Co… się stało? Dla czego tak na mnie… patrzysz?- zapytała się zaniepokojona Amber.

-Amber. Twój… bok.- powiedział zaszokowany Aether. Paimon równie była przerażona. Gdy Amber spojrzała powoli na siebie, zobaczyła duży kawałek drzewa, który był wbity w jej lewy bok nieco poniżej pępka. Z rany sączyła się powoli krew. Na ziemi było już mała kałuża., a jej ubranie było całe w szkarłacie.

-Nie...- powiedziała Amber, która zemdlała.

-AMBER!- krzyknął Aether.

Wówczas Dexter podbiegł do niej.

-Elizjasz, skan na cito.- powiedział również zdenerwowany Dexter wyciągając przed siebie dłoń w której pojawił się jego duch. Wówczas Elizjasz podleciał do Amber i jakby w nią wniknął koło serca. Chwilę potem pojawił się po jej prawej stronie i zaczął ją skanować. Następnie znowu zniknął i pojawił się po prawej stronie głowy Dextera.

-I jak?- zapytał się Aether, który był zrozpaczony.

-Nie jest dobrze. Ale mam też dobre wieści.- powiedział Elizjasz.

-Co jej jest?- zapytał się Dexter

Jej miednica jest bardzo popękana. Kilka kręgów w okolicy klatki piersiowej jest uszkodzonych. Równie żebra są połamane. Część z nich może spowodować przebicie płuc. Mostek jest równie uszkodzony i zagraża sercu. Jej prawa noga i lewa ręka są połamane.- powiedział duch.

-A co z tym odłamkiem?- zapytał się Dexter.

-To jest ta dobra wiadomość. Drzazga ominęła jelita o minimetry. Przebita została tylko tkanka tłuszczowa i mięśniowa. Niestety występuje ryzyko zakażenia.- odpowiedział Elizjasz.

-Zatem chodźmy szybko do Mondstadt!- powiedziała przejęta Paimon.

-Nie wytrzyma takiego długiego marszu. Najpierw musimy przynajmniej zatamować krwawienie.- odpowiedział Dexter.

-Tylko czym?- zapytała się Paimon.

Wówczas Aether spojrzał na swój szal i bez chwili wahania zdjął go.

-To wystarczy?- zapytał się Aether.

-Powinno.- odpowiedział Dexter, a następnie wziął od Aethera fragment garderoby i zaczął najlepiej jak tylko potrafił obwijać ranę wokół fragmentu drewna.

-Dlaczego nie wyciągniesz tego kawałka drewna?- zapytał się zdziwiony Aether.

-Ponieważ działa jak korek. Jeśli wyciągnę z niej ten przedmiot, ryzykuję, że spowoduje jeszcze większe obrażenia ciała, a co za tym idzie, wykrwawi się na śmierć w kilka minut jeśli nie szybciej.- odpowiedział Dexter, a chwilę potem skończył.- Powinno starczyć. Aether, weź ją delikatnie. To będzie nie taktowne, jeśli ktoś, kogo znasz zaledwie niecałą godzinę zacznie dobierać się do twojej przyjaciółki.- powiedział do niego.

-Hej! Co to za tekst, dobierać?- spytała się oburzona Paimon.

-Paimon, uspokój się. Dexter na pewno nie miał nic złego na myśli.- powiedział Aether, a następnie uklęknął przy Amber i wziął ją chwytając za plecy i pod stawy kolanowe.

-Jak myślisz? Czy da radę?- zapytał się Dexter swojego ducha.

-Jest młoda. A rana nie jest śmiertelna. Przynajmniej na razie. Musimy być w każdym razie dobrej myśli.- powiedział Elizjasz

-Jeśli mogę zapytać? Czym ty jesteś?- zapytała się Paimon patrząc się na Elizjasza.

-Nazywam się Elizjasz. I jestem duchem Dextera.- odpowiedział

-Duchem?- zapytała się cała dwójka jednocześnie.

-Opowiem wam o tym później jak będziemy w bardziej bezpiecznym miejscu.- powiedział Dexter, a następnie razem poszli w stronę miasta. Duch natomiast zniknął znowu w ciele Dextera.