Rozdział 3: Zwiastun

Następnego dnia w Mondstadt Dexter chodził po mieście i myślał nad wszystkim. Nie był niczego pewny. Wszystko co się działo, było dla niego nie do zrozumienia. Cała ta sprawa z nowym światem, wizja i inne tego typu rzeczy sprawiały, że był skołowany.

-O czym myślisz strażniku?- zapytał się jego duch.

-O wszystkim Elizjaszu. To wszystko dzieje się tak szybko. Jeszcze dwa dni temu zabiłem Savathun, a teraz nagle jestem w zupełnie innym świecie, zapewne lata świetlne od domu i staram się rozwikłać, czy ciemność naprawdę tu nadejdzie.- powiedział Dexter.

-Nie jestem w stanie ci pomóc w tej sprawie. Mogę cię jedynie poprowadzić, ale drogę do prawdy możesz odkryć tylko ty sam.- odpowiedział Elizjasz.

Chwilę potem usłyszał idącą za sobą kroki i gdy się odwrócił zobaczył Aethera razem z Paimon.

-Wszystko w porządku?- zapytała się Aether.

-Nie do końca. Cały czas myślę nad tym co się dzieje. Jak w ogóle czuje się Amber? Wiesz może?- zapytał się Dexter.

-Barbara wyleczyła jej najgorsze rany. Powinna wyzdrowieć za kilka dni.- odpowiedziała Paimon.

-Tak rozległe złamania kości naprawione w kilka dni? A co z tym kawałkiem drewna, który utknął w jej biodrze?- spytał się zaskoczony Dexter.

-Barbara jest najlepszą uzdrowicielką w całym Mondstadt. Nie ma rany, której by nie dała rady wyleczyć.- odpowiedziała Paimon.

-Jeśli chcesz, to możemy cię do niej zabrać.- powiedział Aether.

-Chętnie, muszę trochę odpocząć od tej całej sytuacji.- powiedział Dexter, a następnie razem poszli do katedry, gdzie leżała Amber. Gdy weszli do środka katedry, zobaczyli pięknie wykonane wnętrze w gotyckim stylu. Podłoga była ułożona w zygzakowaty wzór z jasnych i ciemnych kafli. Po bokach katedry znajdowały się duże ławki mogące pomieścić po 10 osób. Strop oraz drugie piętro trzymały się na kolumnach. Na przeciwko nich nad ołtarzem znajdował się majestatyczny, ogromny żyrandol na świece. W środku było paru ludzi, jednak najwięcej było sióstr zakonnych, które pełniły różne obowiązki. Wówczas Aether razem z Paimon i Dexterem podeszli do jednej z nich.

-Przepraszamy, że przeszkadzamy, ale wie może siostra, gdzie znajdziemy Barbarę?- zapytał się Aether.

-Honorowy rycerz, jestem zaszczycona. Nie, nie przeszkadzasz mi dziecko. Barbara jest pewnie gdzieś na górze na drugim piętrze. Dopatruje Amber, czy jej rany dobrze się goją. A ty pewnie musisz być Dexter, ten podróżnik, o którym w mieście jest ostatnio głośno.- powiedziała do Dextera odwracając się w jego stronę.

-Jak widać moja sława mnie wyprzedza.- powiedział Dexter.

-Mondstadt to małe miasto. Prawie każdy zna tu każdego, więc nie powinno cię to dziwić. A teraz wybaczcie, ale muszę wracać do swoich obowiązków. Idźcie w stronę ołtarza, a następnie drzwi w prawo- powiedziała.

Wówczas cała trójka poszła we wskazanym kierunku. Gdy weszli przez drzwi, zaczęli wchodzić po schodach na piętro, a następnie gdy byli już na górze, skierowali się w prawo. Chwilę potem zobaczyli jak z jednego z pokoju naprzeciwko wychodzi Barbara. Była bardzo podobna do Jean, jednak różniła się zdecydowanie strojem. Nosiła białą suknię z granatowym wykończeniem, zakolanka, oraz trzewiki. Na głowie miała coś podobnego do czepka jakie noszą pielęgniarki. Włosy były zwinięte w dwa duże loki po bokach.

-Barbara.- powiedziała Paimon machając do niej.

-O witaj podróżniku i ty Paimon. Kim jest wasz towarzysz?- spytała się zaskoczona Barbara.

-To nasz przyjaciel, Dexter. To on uratował nas przed najgorszym.- odpowiedział Aether.

-Rozumiem, niech święty Barbados ma cię w opiece i błogosławi za twój czyn.- powiedziała szczęśliwa Barbara kłaniając mu się.

-Nie ma sprawy. Jak się czuje Amber?- zapytał się Dexter.

-Była bardzo poturbowana, ale na szczęście udało mi się zagoić kości i głębsze rany. Najgorsza część była z wyciągnięciem tego kawałka drewna. Straciła dużo krwi, jednak wszystko jest dobrze. Za dwa, trzy dni powinna wstać na nogi.- powiedziała Barbara.

-To bardzo dobra wiadomość. Gdyby tylko w ostatnim mieście byli tacy medycy jak ty.- powiedział Dexter.

-Gdzie?- zapytała się Barbara nie kryjąc zaskoczenia.

-Tak nazywa się miejsce z którego przybył. Ponoć to ostatnia ostoja ludzkości w jego świecie.- powiedziała Paimon.

-To straszne, co się stało? Wojna?- zapytała się zaniepokojona.

-Coś znacznie gorszego. Nie będę ci o tym mówić, bo znając twoje delikatne serce mogłabyś tego nie wytrzymać.- powiedział Aether.

-Chyba w takim razie nie chcę wiedzieć. Zgaduję, że przyszliście tu porozmawiać z Amber, a nie ze mną. Jeśli coś się będzie działo, zawołajcie mnie, będę w pomieszczeniu obok. A właśnie, zapomniałabym. Mam coś dla ciebie. Poczekaj tu chwilę- powiedziała Barbara, a następnie poszła do pomieszczenia obok, a następnie gdy wróciła, trzymała w rękach złożony szal Aethera.- Proszę. Wyprany i wyprasowany.- powiedziała podając mu go.

-Naprawdę? Dziękuję! Pogodziłem się z tym, że już go nie odzyskam.- powiedział zachwycony, Aether, który wziął szal, przyjrzał się mu dokładnie, a następnie nałożył go na siebie.

-Zmycie tych plam krwi nie było najłatwiejsze. Spędziłam cały dzień na szorowaniu. Ale cieszę, że moja praca nie poszła na marne.- powiedziała szczerze uśmiechnięta, a następnie poszła sobie. Dexter, Aether i Paimon natomiast otworzyli drzwi do pokoju i weszli do środka. Cały pokój był biały. Nie był on duży, miał ledwie jakieś 10m2. Po prawej stronie po środku stało drewniane łóżko, na którym leżała Amber. Po lewej stronie łóżka znajdowała się szafka nocna ze świeczką, a po prawej przy łóżku znajdowało się drewniane krzesło, na którym leżało poskładane w kostkę ubranie Amber. Ona sama natomiast leżała przykryta pod puszystą kołdrą, a jej głowa leżała na dużej poduszce, w której prawie że się topiła.

-Aether, Paimon! O i jeszcze Dexter! Co wy tutaj robicie?- zapytała się uśmiechnięta Amber.

-Jesteśmy w odwiedzinach. Jak się czujesz?- zapytał się Aether.

-Lepiej, Barbara poskładała mnie na tyle na ile mogła. Odwiedziły mnie niedawno Jean i Lisa. Powiedziały mi, że użyłeś swojego szalu, żeby zatrzymać krwawienie i do tego zaniosłeś mnie na swoich rękach. Dziękuję ci.- powiedziała Amber.

-Cieszę się, że mogłem pomóc.- powiedział Aether, który się trochę zaczerwienił. Amber również.

-Wykrywam nagły skok estrogenu i testosteronu w waszych ciałach.

-Co to znaczy?- zapytała się zdziwiona Amber. Aether również.

-Jak to wam powiedzieć, żeby was nie speszyć...- zaczął zastanawiać się Dexter.

-To znaczy, że jest między wami popęd seksualny.- powiedział duch. Wówczas Dexter natychmiast wyrwał się z zamyślenia i spojrzał zły na Elizjasza. Amber i Aether natomiast poczerwienieli na twarzach jeszcze bardziej i niewiele by brakowało, a z uszu zaczęła by lecieć im para. Również Paimon patrzyła się zaskoczona na ducha.

-Co? Nie, nie, nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic więcej.- powiedział Dexter, który zaczął machać rękoma na boki.

-Tak, dokładnie. Jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi i niczym ponad.- odpowiedziała Amber.

Wówczas Dexter i Paimon spojrzeli na siebie, a następnie z powrotem na Amber i Aethera.

-Czy ty prawie zawsze musisz wtrącić swoje trzy grosze w najmniej do tego odpowiednim momencie?- spytał się wyraźnie sfrustrowany Dexter.

-Chciałem tylko pomóc.- powiedział speszony duch kierując swoje świecące oko na ziemię.

-Następnym razem wysil bardziej swoje obwody nim palniesz coś głupiego. A co do was moi drodzy, przepraszam was za to. W każdym razie bardzo mnie cieszy, że ostatecznie wszystko zmierza w dobrym kierunku.- powiedział Dexter nieco zawstydzony.

-Nic się nie stało.- odpowiedziała uśmiechnięta Amber.- Tak przy okazji, Jean mi wspominała o tym co opowiedziałeś. Powiedz, czy naprawdę czeka nas to samo niebezpieczeństwo, co twój świat?- zapytała się poważnie Amber, która była zaniepokojona.

-Chciałbym to bardzo wiedzieć, ale nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Pierwsze pojawienie się ciemności w naszych stronach było nagłe i nie do przewidzenia. Tutaj prawdopodobnie może być tak samo.- odpowiedział Dexter ciężko wzdychając.

-Udało ci się wymyślić, jak wezwać swoich przyjaciół tutaj?- zapytał się Aether.

-Tak, Elizjasz podsunął mi pewien pomysł. Muszę tylko…

-Strażniku, odbieram komunikat ze znajomej częstotliwości.- przerwał mu duch, a następnie przełączył się na radio.

-Dexter? Dexter? Jesteś tam? Cholera, odezwij się ty nieogarnięta góro mięśni! Czy on w ogóle tutaj wylądował, czy trafiłem do nowego świata przez przypadek jak Kolumb do Ameryki?- powiedział znajomy głos.

-Uldrix, to ty?- zapytał się Dexter.

-Dexter? Człowieku, gdzie jesteś?- zapytał się Uldrix pełen radości w głosie.

-A gdzie nagle podziała się ta"nieogarnięta góra mięśni"?- zapytał się Dexter.

-Wybacz, zapomniałem zdjąć palca z przycisku.- odpowiedział Uldrix próbując się wybronić.

-Jasne… Jestem w mieście, a dokładniej w Mondstadt. A ty gdzie?- zapytał się Dexter.

-Koło wielkiego drzewa otoczonego sadzawką. Jest tu jakaś statua na piedestale. Widać stąd miasto z całą farmą wiatrową. To chyba Mondstadt jak dobrze myślę.- powiedział Uldrix.

-Zaczekaj chwilę.- powiedział a następnie zwrócił się do Aethera.- Aether, wiesz gdzie to jest?- zapytał się Dexter.

-Tak, to bardzo blisko miasta. Mogę tam z tobą pójść.- powiedział Aether.

-Dobra Uldrix, nie ruszaj się stamtąd. Za niedługo do ciebie dojdę.- powiedział Dexter.

-Jasne. I tak przy okazji, cieszę się że żyjesz. Ikora urwała by mi łeb, gdyby coś stało się jej najlepszemu agentowi.- powiedział Uldrix, a następnie się rozłączył.

-Kto to był?- zapytała się Amber.

-Mój kumpel Uldrix. Jest częścią mojej drużyny. Cholera, szukałem sposobu na ściągnięcie ich tutaj, a on sam tutaj jakoś przylazł.- powiedział zaskoczony Uldrix nie wiedząc co powiedzieć.

-A kim jest Ikora o której wspominał?- zapytała się Paimon.

-To moja przełożona. Jest czarownicą Straży Przedniej i jednym z najpotężniejszych czarowników, którymi zresztą dowodzi. A teraz chodźmy. Uldrix nigdy nie słynął z cierpliwości.- powiedział Dexter, a następnie razem poszli do wyjścia.

Tym czasem Uldrix stał oparty o statuę w tym samym miejscu w którym połączył się z Dexterem. Miał założone ręce i rytmicznie tupał lewą nogą.

-Mars, ile tutaj już czekamy?- zapytał się swojego ducha. Dokładnie 45min, 35sekund i 870mikrosekund.- odpowiedział Mars.

-Świetnie. Gość pewnie myśli, że skoro mamy wieczność, to nie musimy się nigdzie śpieszyć. Chodź, sami tam pójdziemy.- powiedział Uldrix, a następnie zaczęli iść w stronę miasta, jednak chwilę potem znikąd na drodze stanęli mu inni ludzie. Byli ubrani w różne łachmany, oraz mieli zakryte twarze. Jeden z nich miał coś podobnego do płaszcza i uzbrojony był w kuszę. Inni byli grubi i mieli łopaty, a jeszcze inni noże. W sumie było ich 10.

-Stój i wyskakuj ze wszystkiego co masz.- powiedział bandyta w płaszczu.

-A kim wy jesteście podrostki, żeby mi rozkazywać, co?- zapytała się Uldrix.

-Proszę jaki pyskaty się trafił. Rób to co mówię, albo cię zabijemy i zabierzemy wszystko siłą.- powiedział bandyta mierząc do niego z kuszy.

-Coś wam powiem. Pierwszy i ostatni raz. Jeśli spróbujecie mnie zaatakować, albo zabić, czego wam odradzam, to gwarantuję wam, że wasza egzystencja nie potrwa długo i zakończy się boleśnie.- powiedział Uldrix.

Wówczas wszyscy zaczęli się śmiać.

-Ty? Niby co możesz nam zrobić? Ty jesteś jeden, a nas jest 6. Do tego jesteśmy uzbrojeni.- Powiedział ten sam ocierając łzy ze śmiechu.

-Wy wszyscy antagoniści macie ten sam problem. Zawsze czytacie książkę po okładce i macie ego wykraczające poza orbitę planety. Będę dobrym czarownikiem i Dam wam ostatnią szansę, albo sprawię, że wasze prochy zostaną rozwiane na wszystkie strony świata.- powiedział Uldrix

-Ta, ta, ta. Gadaj se zdrów. Weźcie go i zakneblujcie.- powiedział bandyta ocierając łzy.

-Tak szefie. Powiedzieli wszyscy, a następnie zaczęli iść marszowym krokiem w stronę Uldrixa.

-Sami tego chcieliście.- powiedział Uldrix, a następnie po całym jego ciele zaczęły skakać pioruny, a on sam zaczął lewitować nad ziemię prawą nogę lekko podnosząc, a lewą trzymał normalnie. Na ten widok bandyci zatrzymali się w miejscu.

-Na co czekacie?- spytał się zdziwiony przywódca bandy.

-On unosi się w powietrzu.- powiedział jeden z bandytów.

-I co z tego? Pewnia jest posiadaczem wizji. On jest jeden, a nas sześciu.- odpowiedział zły przywódca.

Nagle Uldrix poczuł znajome uczucie w powietrzu.

-Strażniku...- zaczął jego duch znajdujący się w swoim wymiarze.

-Wiem Mars.- odpowiedział Uldrix, a następnie przestał się unosić.

-Widzicie? Zrozumiał, że nie ma z nami najmniejszych szans. Brać go!- powiedział. Wówczas jego siepacze zaczęli iść pewnie. Nie potrwało to jednak długo, ponieważ usłyszeli strzał, a następnie zobaczyli jak największy z nich osiłek zostaje trafiony przez fioletowy promień, a następnie jego ciało natychmiast przybiera wygląd fioletowej energii, która zaczęła się zniekształcać i znikać na wietrze.

-Co to było?- spytał się zaskoczony jeden z bandziorów.

-Chwilę potem kolejny uzbrojony w bomby bandyta podzielił los swojego kompana. Wówczas pozostali przy życiu przerażeni bandyci zaczęli uciekać, jednak zostali schwytani przez dziwne macki, które pojawiły się na niebie, a następnie zniknęli tak jakby się rozpłynęli w powietrzu. Został tylko szef bandy. Nagle na ziemi pojawiła się czarna maź z której wyłoniło się kilkunastu pochwyconych. Gdy tylko zobaczyli przywódcę bandytów, zaczęli iść powoli w jego stronę. Wówczas przerażony przywódca wystrzelił bełt ze swojej jednoręcznej kuszy w stronę pochwyconego psiona trafiając go prosto w głowę. Jednak ku jego zdziwieniu pocisk nie dość, że przeleciał na wylot tak jakby w nic nie trafił to jeszcze psion podzielił się na dwóch.

-Nie, zostawicie mnie!- krzyknął przerażony wycofując się.

Nagle usłyszał wystrzały, a chwilę potem wszyscy pochwyceni zostali podziurawieni i zniknęli. Chwilę potem za nim pojawił się Dexter razem z Aetherem.

-Czy… czy te… potwory zniknęły?- zapytał się przerażony bandzior.

-Tak. A za to, że mnie wkurzyłeś, masz ostatnia szansę, żeby uciec. Liczę do dziesięciu. Potem spotka cię los gorszy niż ich.- powiedział Uldrix.- Raz.- zaczął liczyć, a następnie zaczął się unosić jakieś 30 centymetrów nad ziemią, a całe jego ciało oplatały błyskawice.

Wówczas bandyta niewiele myśląc z przerażeniem zaczął uciekać przed siebie tak, że się za nim kurzyło.

-Nie spieszyłeś się.- powiedział z wyrzutami Uldrix, który zdezaktywował swoją moc światła i delikatnie wylądował na ziemi.

-Robiłem co mogłem.- powiedział Dexter.

-Nie kpij sobie ze mnie, dobra? Gdybyś użył wróbla, byłbyś tu trzy razy szybciej.- powiedział Uldrix.

-Nie mogłem tego zrobić, bo nie wiem jak by inni zareagowali.- powiedział Dexter.

Całej wymianie zdań przyglądali się Aether i Paimon. Byli zaskoczeni tą sprzeczką.

-Na pewno się przyjaźnią?- zapytała się Paimon, która nie wiedziała co powiedzieć?

-Nie mam pojęcia.- odpowiedział Aether.- Przepraszam, że przerywam, ale może pokłócicie się gdy będziemy w mieście?- powiedział do strażników.

-A ty kim jesteś smarku, żeby mi rozkazywać?- spytał się go wzburzony Uldrix kierując wzrok na niego.

-Stonuj język Uldrixie. To Aether i Paimon. Aether, Paimon, to Uldrix. Jeden z największych geniuszy jakiego znam, mój przyjaciel i doradca.- przedstawił ich sobie.

-Miło mi.- powiedział Aether wyciągając do niego rękę.

-Daruj sobie, możemy się znać, ale na ty nie przejdziemy.- powiedział Uldrix, a następnie zaczął iść przed siebie.

-A tego co ugryzło?- zapytał się Dextera Aether wyraźnie zaskoczony.

-Duża grupa czarowników maa tą wredną cechę, że lubią się wywyższać i pastwić nad mniej mądrzejszymi od siebie. Niestety on zalicza się do tego grona. I do tego wnioskuję, że ktoś popsuł mu humor, bo zazwyczaj jest bardziej stonowany. Daruj mu. Osobiście to bardzo dobry strażnik, choć musi jeszcze wiele pracować nad swoimi relacjami.- powiedział Dexter, a następnie poszedł za Uldrixem.

-Rany, co za gbur.- powiedziała Paimon.

Aether tylko wzruszył ramionami, a następnie poszli razem z Paimon za nimi.

Tym czasem w Liyue wszystko toczyło się swoim tempem. Zhongli razem z szefową Hu Tao byli w pracy w domu pogrzebowym i przygotowywali się do odprawienia innej ceremonii.

-Jak myślisz chodząca encyklopedio, jak radzi sobie nasz nowy przyjaciel?- spytała się go Hu Tao przygotowując się do kolejnej zaplanowanej na dzisiaj ceremonii.

-Znając go raczej dobrze. Potrafi o siebie zadbać. Myślałem, że się na niego śmiertelnie obraziłaś za ostatni raz.- powiedział do niej Zhongli nie odrywając się od swojego zajęcia. Był zajęty przeglądaniem listy życzeń, według której ceremonia pogrzebowa miała się odbyć.

-Bo jestem zła. Nikt tak jak on nie niszczył moich żartów. Ale naszło mnie bo się zaczęłam o niego przez chwilę martwić.- powiedziała po chwili.

-Dobrze wiedzieć, że ci trochę przeszło szefowo.- odpowiedział Zhongli.

-Trochę to dobre słowo. Ale chyba wiem do czego dążysz chodząca Encyklopedio. Postaram się mu jakoś wybaczyć.- powiedziała Hu Tao.

Zhongli natomiast lekko się uśmiechnął, a następnie znowu wyprostował usta. Chwilę potem usłyszeli biegnących ludzi. Wówczas oboje oderwali się od swoich obowiązków, a następnie spojrzeli na siebie.

-Co tam się dzieje?- zapytała się Hu Tao.

-Nie wiem, ale skoro przykuło to uwagę tak wielu ludzi, to wypadałoby zobaczyć co się dzieje.- powiedział Zhongli, a następnie oboje wyszli z budynku i podeszli do barierki z której było widać dok przy którym było ogromne zgromadzenie.

-O co chodzi?- zapytała się Hu Tao.

-Chyba chodzi im o to.- powiedział Zhongli pokazując palcem na mały obiekt na horyzoncie, który rozpruwał wodę tworząc fale za nim. Z każdą chwilą się powiększał.

-Co to jest?- zapytała się Hu Tao nieco zaniepokojona marszcząc przy tym brwi i robiąc z prawej ręki daszek na czole, żeby lepiej się przyjrzeć.

-Nie jestem pewien.- powiedział Zhongli. Chwilę potem obiekt był tak duży, że można było się mu przyjrzeć dokładnie. Był to Wales na swoim wróblu. Po chwili był jakieś 10 metrów od brzegu i wskoczył na górę do tłumu używając jednej z zacumowanych tam łodzi jako rampy. Gdy był na górze, zrobił półobrót, a następnie zeskoczył ze swojego pojazdu, który po chwili zniknął tak jakby się rozpłynął.

-Fiu, wiedziałem, że gdzieś dojadę, ale nie wiedziałem, że spotka mnie taki komitet powitalny.- powiedział Wales wesołym głosem.

-Kim jesteś?- spytała się zdziwiona jedna z mieszkanek, która również była obecna w tłumie.

-A będziecie mnie też próbować aresztować za przekroczenie granic bez pozwolenia?- zapytał się profilaktycznie Wales gotowy by stawić opór.

-O czym ty mówisz?- zapytała się Keqing, która wyszła zza tłumu by przyjrzeć się przybyszowi.

-A ty kim jesteś piękna?- zapytał się Wales.

-Rozmawiasz z samą Keqing, jedną z najważniejszych osobistości w Liyue Qixing.- powiedziała zła Ganyu, która stanęła obok niej.

-Kobieta z rogami? Hmm. Z którego piekła cię przywiało moja droga? Bo gorąc od ciebie nie bije.- powiedział durny żarcik.

-Daruj sobie te durne komentarze, bo nikogo to nie szkodzi. Mów czego chcesz, albo dla odmiany ja pokarzę swoje rogi.- powiedziała zła Keqing, a w jej prawej ręce pojawił się jej miecz, którego czubek błyskawicznie przyłożyła Walesowi do krtani.

-ŁOŁ! SPOKOJNIE...- powiedział Wales podnosząc ręce do góry nie kryjąc zaskoczenia.

-Co to za perfidny typ?- powiedziała Hu Tao patrząc się na niego z niesmakiem.

-Coś mi podpowiada ten strój.- powiedział Zhongli.

-A więc?- zapytała się Keqing.

-Nie chciałem być nie miły. Przypłynąłem tu z Inazumy i po prostu cieszę się, że udało mi się tutaj w końcu dotrzeć. Nie wiem czy wiecie jak to jest spędzić cały dzień na oceanie bez nawigacji szukając właściwej drogi.- powiedział Wales z podniesionymi do połowy rękoma.

Wówczas obie spojrzały na siebie, a następnie na Walesa.

-Skąd przybyłeś?- zapytała się zaskoczona Keqing.

-Z Inazumy. To źle?- zapytał się Wales nadal trzymając ręce w powietrzu.

-Nie, ale to ciekawe, że Raiden Szogun cię od tak puściła.- powiedziała zaskoczona Ganyu.

-No cóż. To dość… pikantna opowiastka, którą zachowam dla siebie. Może w takim razie zacznijmy od początku na poważnie, ale zanim, to czy mogłabyś proszę opuścić swoją klingę, proszę? Powiedział Wales pokazując palcem wskazującym prawej ręki na miecz cały czas mając podniesione ręce.

Wówczas Keqing powoli opuściła swój miecz, jednak nie schowała go dla bezpieczeństwa.

-A teraz słucham.- powiedziała.

- Nazywam się Wales-99. Szukam swojego kumpla Dextera. Jest tytanem z ciemnozieloną zbroją i przy okazji pewnego nadętego bufona o imieniu Uldrix. Widzieliście może którego z nich?- zapytał się Wales cały czas z rękoma w górze.

Wówczas Ganyu i Keqing spojrzały na siebie po raz kolejny, a potem znowu na Wales.

-Był u nas nijaki Uldrix. Powiedział, że też szuka osoby o imieniu Dexter oraz wspomniał o jakimś kretynie z który przybył tutaj.- powiedziała Keqing.

-Tak, to jego szukam.- powiedział uradowany Wales.

-Opuść w końcu te ręce bo wyglądasz kretyńsko.- powiedziała Keqing. Wówczas Wales zrobił to co mu kazała.- Więc zacznijmy od początku tak jak chciałeś. Nazywam się Keqing i należę do Qixing, tak jak powiedziała przed chwilą Ganyu.- powiedziała Keqing pokazując na nią lewą rękę. Wówczas Ganyu kiwnęła mu głową nadal będąc obrażona.- Jest sekretarką całego Qixing i nie jest diablicą tylko wynikiem miłości między człowiekiem a istotą o nazwie Qilin.- powiedziała Keqing.

-Nie chcę być niegrzeczny, ale pierwszy raz słyszę o czymś takim.- powiedział Wales.

O Qilin czy Qixing?- spytała się Keqing.

-O jednym i drugim.- odpowiedział Wales.

-Zarządzamy całą przystanią. Jestem jedną z Siedmiu Gwiazd Liyue. Jeśli nie chcesz podpaść całej przystani, to mów do mnie grzeczniej, a jeśli chodzi o Qilin, to żeby się nie rozpowiadać to gatunek Świetlnej Bestii, która jest bezpośrednio powiązana z Adeptami.- powiedziała Keqing.

-Acha.- powiedział Wales udając że cokolwiek rozumie.

-Więc mówisz, że szukasz Dextera i Pana Uldrixa?- zapytała się Ganyu.

-Tak, choć do Pana mu jak stąd do księżyca, albo nawet i dalej w ciemne czeluści kosmosu.- powiedział Wales.

-Czy przypadkowo to nie jest ten idiota o którym wspominał Uldrix?- zapytała się Hu Tao.

-To chyba ten. Opis podany przez Uldrixa zgadza się pod względem ubioru i behawioryzmu.- powiedział Zhongli patrząc na mowę ciała oraz sposób komunikacji.

-Może zejdziemy do nich?- zaproponowała Hu Tao.

-W sumie przywitać się to nie jest zły pomysł.- powiedział Zhongli, a następnie razem z Hu Tao przeskoczyli przez barierkę i poszli do niego.

-Więc widzieliście ich tutaj?- zapytał się dwóch kobiet Wales.

-Dextera nie… Ale był u nas Uldrix.- odpowiedziała Keqing.

-Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Wiecie gdzie mógł się udać?- zapytał się Wales.

-Nie wiemy.- dałam mu trochę pieniędzy, żeby miał na podstawowe rzeczy, a gdzie dalej poszedł to nie wiem.- powiedziała Keqing.

-Czy chodzi panu o zamaskowanego, ubranego w szarą nietutejszą zbroję człowieka?- zapytała się pewna kobieta.

-Tak, wiesz gdzie go poniosło?- zapytał się Wales.

-Był u mnie kupić mapę. Powiedziałam mu, że osoba, której szuka może być w Mondstadt.- powiedziała sprzedawczyni.

-Dzięki za informacje. Miłego dnia wszystkim życzę i Wędrowiec zapłać. Jeszcze raz przepraszam za swoją zniewagę.- powiedział robiąc ukłon prawą ręką trzymając się za lewe ramie, a następnie gdy był schylony wyprostował rękę w prawo po czym wyprostował się cały i zaczął iść przed siebie bajeranckim krokiem. Chwilę potem zatrzymał się mając prawą nogę wyprostowaną przed siebie stojąc na lewej. Sekundę później obrócił się na jednej nodze i stanął na obu.- Powie mi ktoś gdzie to jest?- spytał się po chwil drapiąc się po głowie.

-Może być ciężko to wyjaśnić, bo praktycznie nikt z Liyue w ostatnim czasie nie wybierał się do innych krain. Ale spróbuję to jakoś wyjaśnić.- powiedział Zhongli, który wyszedł przed szereg.

-Stój Złodzieju! Wracaj!- krzyknął ktoś. Wówczas wszyscy odwrócili się w stronę krzyku i zobaczyli jakiegoś typa w szarym garniturze z czerwonym szalem, którego część zwisała na plecach na lewym ramieniu. Na twarzy miał jakąś czerwoną maskę z czarnymi otworami na oczy. Maska nie zasłaniała ust ani włosów. Jego włosy był krótkie w kolorze rdzawo-brązowym. Gdy zauważył zgromadzenie, zaczął uciekać. Chwilę potem z tej samej uliczki wybiegł jakiś mężczyzna w niebieskim kimonie, który zaczął gonić złodzieja gdy tylko go zauważył. Miał krótkie czarne włosy oraz okulary. Z rys twarzy było widać, że to Azjata.

-Ja się tym zajmę.- powiedział Wales pokazując prawą ręką na ludzi, a następnie skupił się i cały zaczął świecić się na fioletowo. W prawej ręce natomiast pojawił się łuk stworzony z fioletowej mocy i gdy naciągnął cięciwę, pojawiła się na niej fioletowa strzała. Chwilę potem wystrzelił ją w kierunku złodzieja. Gdy go dosięgła, zamieniła się w swego rodzaju lasso, które go spętało, a następnie na drugim końcu pojawiła się duża fioletowa kula, która przytwierdziła się do podłoża.

-Co jest?!- spytał się zaskoczony złodziej, który miał spętane ramiona i nie mógł w ogóle się ruszyć.

-Udało się! Za pierwszym razem!- ucieszył się jak dziecko Wales, którego fioletowa aura znikła tak szybko jak się pojawiła.

-Jak to zrobiłeś?!- zapytała się zaskoczona Hu Tao. Równie zdziwione były Keqing i Ganyu.

-Ja nawet nie wiedziałem, że to zrobię. Ale cieszę się, że się udało, bo trenowałem tą sztuczkę dniami i nocami.- powiedział zadowolony.- A teraz zerknijmy, kim jest nasz złodziej.- powiedział gdy ochłonął, a następnie podszedł do niego.

-Oddawaj mi moje pieniądze wredny złodzieju!- zaczął krzyczeć zły mężczyzna, gdy do niego dobiegł, a następnie zaczął go szarpać.

-Kim jesteś?! Wypuść mnie natychmiast!- powiedział zły złodziej do Walesa.

-Ja się tym zajmę.- powiedział Wales, który odsunął ręką wściekłego mężczyznę, a następnie kucnął naprzeciwko złodzieja.- Po pierwsze to nie koncert życzeń, a po drugie to ja tu zadaję pytania, czy rozumiemy się?- zapytał się go Wales.

-Idź do diabła.- powiedział wściekły złodziej szczerząc zęby.

-Dobra, daruj sobie, bo i tak nie pozwolę ci nigdzie pójść, a w tej masce wyglądasz jak jakiegoś nieśmiesznego kabaretu, żeby nie powiedzieć, że z wartiakowa.- powiedział Wales, a następnie strącił maskę napastnika. Wówczas zobaczył w pełnej okazałości twarz młodego chłopaka z rudymi włosami i niebieskimi oczami.- Ile ty masz lat dzieciaku? Nie powinieneś się teraz uczyć do sprawdzianu z matematyki?- zapytał się prześmiewczo Wales.

-Wystarczająco by skopać twój tyłek. Wypuść mnie, a zobaczysz co potrafi jeden z 11 Wysłanników Fatui!- powiedział wyraźnie wściekły.

-Kto?- spytał się zaskoczony odpowiedzią złodzieja mężczyzna.

-Coś tak czułem, że to będziesz ty Childe.- powiedział Zhongli, który chwilę potem podszedł.

-To wy się znacie?- zapytał się Wales zaskoczony patrząc raz na Childa, a raz na Zhongliego.

-Tak, możesz go puścić. Jest w porządku- powiedział Zhongli.

-Dobrze, ale jeśli mnie zaatakuje, to nie ręczę za swoje czyny.- powiedział ostrzegawczo wyciągając szybko rewolwer, którym zawirował na palcu, po czym znowu go schował, a chwilę potem pstryknął palcami prawej ręki, a fioletowa smycz znikła. Childe natomiast wstał, otrzepał się i spojrzał gniewnie na Walesa.

-Kim ty w ogóle jesteś?- spytał się zdenerwowany Childe.

-Kimś kto nie lubi złodziei. Masz szczęście, że nie urodziłeś się w moich stronach, bo za kradzież dostałbyś ładny wyrok.- odpowiedział Wales.

-Nie jestem złodziejem tylko windykatorem banku idioto! Tamten człowiek zalegał ze spłatami rat kredytowych i miałem wyegzekwować należność!- odpowiedział zły Childe.

-A nie komornikiem? Bo sposoby są identyczne jak do złodzieja.- odpowiedział Wales cały czas nabijając się z Childa.

-Bo mój szef stracił cierpliwość i kazał mi wziąć to co nasze siłą. I wszystko by się udało bez szumów, gdyby nie twoje wścibskie zachowanie.- dodał chwilę potem, a następnie ukuł Walesa palcem wskazującym prawej ręki w klatkę piersiową.

Wówczas Wales szybko złapał jego rękę i ją wykręcił tak, że Childe jęknął, a następnie obrócił go i obalił na ziemię przyciskając go do ziemi prawym butem w okolicach lędźwi. Jego lewa strona twarzy przylegała do gruntu w całości, a on sam szczerzył zęby z zaciśniętymi oczyma, po czym wrzasnął z bólu.

-Nie podoba mi się twój ton smarkaczu. Chcesz wiedzieć kim jestem? To proszę bardzo. Waless-99, łowca Ostatniego Miasta i dumny Światłodzierżca. Nie będę od ciebie wyduszał przeprosin bo nie są mi potrzebne do szczęścia, ale jeśli jeszcze raz mnie zdenerwujesz ty arogancki bachorze, to poczujesz na swojej skórze inne znaczenie słowa „ukrop".- powiedział zły Wales, a następnie puścił Childa i zszedł z niego.

Wszyscy wówczas patrzyli z przerażeniem na Walesa i gadali między sobą. Nie mogli pojąć, jak można tak znieważyć jednego z 11 Wysłanników Fatui.

-Nie musiałeś tego robić wiesz? Teraz możesz być na celowniku Fatui.- powiedziała Keqing będąc jednocześnie zaskoczona tym jak skutecznie Wales obalił Childa.

-Wierzcie mnie lub nie, ale kiedy przemierzałem kosmos, walczyłem z wieloma innymi wrogami, do których ta miernota nawet się nie umywa.- odpowiedział Wales.

-A chcesz się przekonać?- spytał się Childe, który wstał obolały ruszając wykręconą ręką. Bolało go wszystko fizycznie i mentalnie, jednak najbardziej ubolewał nad swoją dumą wysłannika Fatui, która była podeptana i poszarpana.

-Innym razem. Na razie mam lepsze rzeczy na głowie niż zabawianie małolatów.- powiedział.- To dowiem się w końcu gdzie ten Mondstadt?- odwrócił się do Zhongliego.

-A więc…- zaczął Zhongli i nagle wszyscy poczuli jak ziemia zaczyna się trząść. Wówczas niebo nad wielką wodą nagle stanęło w ogniu. Wszyscy patrzyli na ten niecodzienny widok, aż zobaczyli jak coś się wynurza z płomieni. Gdy ta rzecz wyszła z płomieni całkowicie, zobaczyli, że ma kształt piramidy. Chwilę potem cały płomień zniknął, a konstrukcja zawisła jakieś 10 kilometrów nad wodą.

-O nie…- powiedział wyraźnie przestraszony Wales.

-Co? Co to jest?- spytała zaskoczona Ganyu.

-To o czym mówił Dexter… Zwiastun Zapaści.- odpowiedział Wales z zlęknionym głosem.

Tym czasem Dexter w towarzystwie Uldrixa, Aethera i Paimon szli do Mondstadt. Uldrix był cały czas wściekły i szedł kilka kroków przed nimi.

-Ej! Długo się jeszcze będziesz obrażał?- zapytał się Dexter.

-Obrażają się małe dzieci. Ja jestem urażony.- odpowiedział Uldrix, któy się zatrzymał i odwrócił do Dextera.

-A czym się różni jedno od drugiego?- zapytał się Dexter zakładając dłonie na klatce piersiowej.

-Przestań wyczerpywać ostatnie pokłady mojej już i tak nadwyrężonej cierpliwości.- powiedział ostrzegawczo Uldrix.

-Naprawdę musicie się teraz kłócić? Mamy przecież znacznie poważniejsze problemy niż wasze sprzeczki.- powiedziała Paimon.

-Nie wiem co to jest, ale ta latająca lalka ma rację. Jeszce zdążę się na tobie zemścić.- powiedział Uldrix.

-EJ! Paimon nie jest latającą lalką.- krzyknęła oburzona uderzając trzy razy nogą tak jakby stała na ziemi.

-Lepsze to niż nazywanie ciebie Posiłkiem na czarną godzinę.- powiedział złośliwie Aether.

-A ty już nic nie mów!- krzyknęła wyraźnie wściekła.

Aether natomiast schylił głowę, zamknął oczy i zaczął się cicho śmiać pod nosem z dłonią na ustach.

jednak gdy mieli ruszyć w dalszą drogę, Dexterowi zaczęło piszczeć w głowie oraz słyszał jakieś złowrogie szepty.

-JAAAAA!- wrzasnął przyklękując prawym kolanem, a następnie zdjął pośpiesznie hełm, który rzucił na ziemię i złapał się rękoma za boki głowy.

-Dexter!- powiedział przerażony Aether.

-Co się dzieje?!- spytała się równie przerażona Paimon zapominając natychmiast o wszystkich przezwiskach.

-Ciemność...! Przemawia do mnie!- powiedział wijąc się z bólu.

-Co to znaczy?- spytał się Aether?

-To znaczy, że gdzieś w pobliżu musi być jakieś jej potężne skupisko.- powiedział Uldrix, który rozpoznał co się dzieje.

-Uldrix, Dexter. Słyszycie mnie? To ja, Wales. Jesteście tam?- zapytał się znajomy głos przez komunikatory obu strażników.

-Wales...? To ty...?- zapytał się Dexter, który sapał głośno. Opanował się i wstał.

-Dexter? Mordo ty moja! Jak się cieszę, że cię słyszę! Ikora by mnie rozszarpała na wszelki możliwy sposób, gdybyś się nie odnalazł. Powiedz, jest tam może u ciebie ten wszechwiedzący mentalny melepeta?- zapytał się Wales.

-Gadasz na ogólnym bęcwale. Tak, jestem z Dexterem.- powiedział zły Uldrix.

-I gitówa. Słuchajcie, nie wiem, gdzie jesteście, ale musicie wracać do… Co to za miejsce?- spytał się Wales.

-Przystań Liyue.- odpowiedział głos w otoczenie Walesa.

-Przystań Liyue. Dexter, twoja wizja była celna. Nad oceanem pojawiła się jedna z tych piramid.- powiedział Wales.

Wówczas Uldrix i Dexter spojrzeli na siebie, a następnie na Aethera.

-O… O co chodzi?- zapytał się Aether.

-Paimon też chce wiedzieć. Czy to coś ważnego?- zapytała się zaniepokojona.

-Koło Liyue pojawiła się jedna z tych piramid.- powiedział Uldrix.

Wówczas Aether i Paimon prawie że zbledli na tą wieść. Cały czas pamiętali co powiedział na ich temat Dexter i byli przerażeni wizją, że cały Tayvat zniknie tak jakby go nigdy nie było.

-Dobra panowie, to ja się rozłączam. Będę was informował o wszelkich niepokojących zjawiskach piramidy dopóki nie przybędziecie. Będę tam, gdzie ludzie zbierają się jak na black Friday. Na pewno mnie znajdziecie, bez odbioru.- powiedział Wales, a następnie przekaz urwał się.

-To co? Jedziemy do Liyue.- spytał się Uldrix.

-Ale jak tam się dostaniemy w miarę szybko? Nie wiem czy możecie korzystać z kamieni teleportacyjnych jak ja. A na piechotę dojdziemy tam w dwa dni i to szybkim krokiem.- powiedział Aether.

-Nie bój się. Mamy na to rozwiązanie.- powiedział Dexter, a następnie zmaterializował się pod nim jego wróbel. Była to „Kwintesencja Chyżości". Tak samo postąpił Uldrix, pod którym pojawił się wróbel „Żałobnik Nadzorcy".

-Co to za rzeczy?- spytała się zaskoczona Paimon.

-To Wróble. Nasze osobiste maszyny do szybkiego przemieszczania się. Aether, wskakuj do mnie, Uldrix, prowadzisz.- wydał dyspozycje Dexter.

Wówczas Aether zobaczył przechodzący w pobliżu patrol rycerzy Fawoniusza.

-Dajcie mi chwilę.- powiedział Aether, a następnie pobiegł do nich.-Zaczekajcie chwilę.- zatrzymał ich Aether.

-Honorowy rycerz. W czym możemy pomóc?- zapytał się dowódca patrolu.

-Idźcie szybko do Mistrzyni Jean i powiedzcie jej, że wizja Dextera się spełniła. Będzie wiedziała o co chodzi. Tylko szybko. Tu chodzi o cały Tayvat.- powiedział Aether.

-Oczywiście. Panowie, słyszeliście. Biegiem do kwatery głównej.- powiedział dowódca, a następnie zaczęli biec. Aether natomiast szybko wrócił do Dextera i usiadł za nim.

-Trzymaj się mocno. Wróble mają bardzo mocny dopalacz i osiągają prędkość maksymalną w sekundę.- powiedział Dexter.

Wówczas Aether posłusznie chwycił w pasie Dextera, a Paimon natomiast chwyciła Aethera za szyję.

-To co teraaaaaaaaaaaz!- wrzasnął Aether, który przeraził się gdy Wróble wystrzeliły jak z procy.

-CO ZA PRĘDKOŚĆ!-wrzasnęła Paimon z zamkniętymi oczyma ledwo trzymając się Aethera.

-Za pierwszym razem wszyscy tak reagują.- powiedział spokojnie Dexter czując przy tym swego rodzaju satysfakcję.

Tym czasem w kwaterze głównej Rycerzy Fawoniusza Jean rozmawiała z Lisą i resztą kapitanów o tym co się dzieje.

-Gdzie oni są? Chyba powinni już tutaj być.- powiedziała Jean, która była zaniepokojona.

-Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Może coś ich zatrzymało. Na przykład ci Pochwyceni.- powiedziała Lisa.

Chwilę potem do środka wszedł dowódca tego samego oddziału, którego wcześniej zaczepił Aether.

-Mistrzyni Jean, przynoszę wieści. Honorowy rycerz kazał mi Pani przekazać, że wizja Dextera się spełniła. Ponoć Pani będzie wiedzieć o co chodzi.- powiedział strażnik.

Wówczas Jean i Lisa zbledły gdy to usłyszały. Kaeya i Eula również nie kryli zaniepokojenia.

-Coś nie tak?- zapytał się rycerz patrząc na przerażone miny swoich zwierzchników.

-Później o tym porozmawiamy. Na razie skup się na swoich dotychczasowych obowiązkach. I dziękuję za tą informację. To bardzo ważna wiadomość.- powiedziała Jean.

Wówczas rycerz zasalutował, a następnie opuścił salę zamykając za sobą drzwi.

-To co teraz robimy?- spytała się Eula.

Jadę do Liyue. Lisa, jedziesz ze mną. Kaeya, przejmujesz na ten czas moje obowiązki. Eula, zbierz mały oddział i zebierz wszystkich ludzi w okolicach przebywających w pobliżu miasta i zarządzić zamknięcie bram dla obcokrajowców do odwołania. Nikt kto nie należy do zakonu nie może wejść ani wyjść. Czy to jasne?- zapytała się Jean.

-Tak Mistrzyni Jean.- odpowiedzieli jednocześnie Kaeya i Eula.

Tym czasem na Inazumie wszyscy patrzyli się na piramidę, która przybyła. Wszyscy byli zaskoczeni tym bytem. Pod nią było widać kłębiące się chmury i bijące z nich błyskawice. Nowemu obiektowi z Inazumy przyglądała się również bacznie Ei razem z Yae Miko. Stały na najwyższej górze na której znajdowała się świątynia Narukami. Znajdowały się nad urwiskiem przed drzewem wiśni, które rosło po prawej stronie od świątyni.

-Czy to jest to o czym mówił nasz gość?- spytała się Ei wpatrując się w wiszącą nad wodą piramidę.

-Nie wiem, ale wyczuwam straszne zło. Coś się święci, ale nie jestem w stanie przewidzieć co to może być. Na razie możemy tylko obserwować jak sytuacja się rozwinie.- odpowiedziała Yae.

-Yae, chcę żebyś popłynęła ze mną do Liyue. Mam wrażenie, że to miejsce będzie miało jakiś udział w tym co może się potem wydarzyć. Moje obowiązki przez ten czas przejmie Trójkomisja.- powiedziała Ei.

-Jak sobie życzysz. Mam tylko nadzieję, że nie spełni się scenariusz o którym mówił nam nasz gość.- powiedziała Yae, a następnie razem zaczęły iść w stronę zejścia.

W między czasie w Liyue wszyscy obserwowali dziwny trójkątny obiekt, który pojawił się na niebie. Dodatkowo schodziło się coraz więcej ciekawskich.

-Co to właściwie jest?- spytała się Keqing nie kryjąc zdenerwowania.

-Nie potrafię tego nazwać. Mogę powiedzieć, że jest to swego rodzaju statek kosmiczny sterowany przez nieznaną moc.- powiedział Wales.

-Byłeś kiedyś w środku tego czegoś?- zapytała się Hu Tao.

-Tak. To miejsce jest przesiąknięte nieznaną nam mocą. Jest przerażająco symetrycznie zbudowane, a wszystkie korytarze są w kształcie trójkątów. To bardzo niebezpieczne miejsce. Nawet dla strażników. Jednak najgorsze są koszmary.- powiedział Wales.

-Jakie koszmary?- zapytała się Ganyu zaniepokojona samą nazwą.

-Koszmary to twory ciemności, które przybierają postać wszystkich ludzi i istot, jakie spotkałaś w swoim życiu. Czasem nawet potrafią przybrać kształt twojej osoby, którą byłaś. Moc piramidy potrafi przesiąknąć serce i umysł wyciągając z nich twój największy strach i ból, a następnie na tej podstawie stworzyć koszmar, który jest jak materialna istota. Jej celem jest zadawanie cierpienia bólem i słowem, oraz samą obecnością. Żeby was nie przerażać jeszcze bardziej powiedzieć, że jest to jedynie swego rodzaju system obronny przeciwko intruzom. Im dalej jesteś od piramidy tym bardziej moc koszmaru słabnie, aż w końcu zupełnie znika.- powiedział Wales.

-Moc, która wykorzystuje lęki przeciwko ofierze? Co to za potworna magia?- zapytała się Hu Tao, której przeszły dreszcze.

-To jest właśnie potęga ciemności. Zauważyliśmy koszmary jak na razie tylko na jednej z piramid, ale nie wykluczamy, że mogą pojawić się też w innych. Nie wiemy jeszcze jaka moc jest odpowiedzialna za ich powstawanie.- powiedział Wales.

-Czyli, że tutaj tego nie będzie?- zapytała się Keqing przerażona na samą myśl, że może spotkać kogoś ze swoich wrogów lub inną osobę ze swojego życia, która zrobiła jej w przeszłości krzywdę.

-Tego nie powiedziałem. Mówiłem, że nie wykluczamy, że mogą pojawić się na innych piramidach.- odpowiedział Wales.

-Umiesz pocieszyć.- odpowiedziała Ganyu zdenerwowana.

Chwilę potem wszyscy usłyszeli znajomy dźwięk, a następnie odwrócili się w stronę z której dochodził. Wówczas zobaczyli jak na wróblach nadciągają Dexter z Uldrixem. Gdy dolecieli do tłumu zatrzymali się ze ślizgiem, a następnie zeskoczyli z wróbli razem Aetherem i Paimon. Chwilę potem ich wróble znikły.

-No, jesteście wreszcie. Dawno już tak nie cieszyłem się na widok starych kumpli.- powiedział Wales na widok reszty swojej drużyny.

-Ja również się cieszę, że jesteś cały.- odpowiedział Dexter, a następnie się przywitali.

-A ty omnibusie? Nie przywitasz się ze mną?- zapytał się Wales.

-Miło cię widzieć.- odpowiedział na odległość Uldrix od niechcenia z założonymi rękoma.

-Dusza towarzystwa jak zwykle w swoim żywiole.- powiedział zrezygnowany Wales kręcąc głową na boki.

-Pan pewnie nazywa się Dexter?- spytała się Keqing patrząc w stronę tytana.

-Tak. A kto pyta?- zapytał się Dexter.

-Keqing, jedna z siedmiu z rady Qixing.- powiedziała.

-Miło mi.- powiedział Dexter.

-Więc co teraz? Skoro jesteście już razem, to czy możecie się pozbyć tego czegoś?- spytała się Ganyu.

-Zrobimy co w naszej mocy, ale na razie musimy dokładniej zbadać tą piramidę.- powiedział Dexter.

-Co masz na myśli?- zapytała się Hu Tao.

-Musimy znaleźć drogę do środka.- powiedział Dexter.

Nagle pojawił się Elizjasz, który zaczął się dziwnie zachowywać. Latał na wszystkie strony cały się trzęsąc, aż nagle uspokoił się, a jego oko z niebieskiego zmieniło się na czerwone.

-Witaj Dexterze. Oczekiwałem twego przybycia.- powiedział Elizjasz enigmatycznym, powodującym niepokój głosem.

-Co?- powiedziała zaskoczona Keqing. Również inni byli zdziwieni tym co powiedział duch za wyjątkiem strażników.

-To istota ciemności. Przemawia przez mojego ducha.- powiedział Dexter.

-Czego chcesz? Jaki jest wasz cel w Tayvacie?- spytała się stanowczo Ganyu.

-Wasze rozumowanie jest zbyt prymitywne, by zrozumieć mój cel i naszego Pana. Żeby nie utrudniać wam , jesteśmy tu by głosić prawdę, oraz by pokazać, że białe nie jest białe, a czarne nie jest czarne tak jak to wam wmawiano przez pokolenia droga Ganyu.- powiedziała istota.

-Skąd znasz moje imię?- spytała się zaskoczona Ganyu, która zaczęła się pocić z przerażenia.

-To źle sformułowane pytanie. Ale nie będę ci tego teraz tłumaczyć, bo jeszcze nie jesteście gotowi, by to zrozumieć. Tak samo jak wasi uczeni, Adepci, Archonci czy nawet ich stwórcy - fałszywi bogowie z Celestii. Ja i moi bracia w wierze natomiast oferujemy wam prawdę. Zbawienie oraz uwolnienie od klątwy życia i śmierci. Jedyne czego chcemy, to żebyście zostali moimi adeptami i przyjęli dary mojego pana.- powiedziała istota.

-Nie słuchajcie go! To puste obietnice bez pokrycia! W ciemności dla każdego śmiertelnika pewna jest tylko śmierć lub zniewolenie i służenie jej jako pozbawiona wolnej woli i uczuć marionetka! Nie ma żadnego zbawienia ani prawdy! Wszystko co słyszycie to tylko mamienie mocą, która w złych rękach sprowadzi jedynie cierpienie i zniszczenie!- powiedział głośno Dexter.

-Jesteś pewny swoich słów? Powiedz mi w takim razie Dexterze, dzięki komu potrafisz władać mocą ciemności? Dzięki komu pokonałeś Eramis i ocaliłeś Ostatnie miasto przed armią Rodu Zbawienia? Dzięki komu pokonałeś Savathun i tym samym ochroniłeś Wędrowca przed pojmaniem go do jej świata tronowego? - zapytała się istota.

-Ciemność opanowałem tylko dzięki swojej silnej woli oraz mojej mentorce. A Savathun była tak zadufana w sobie, że przeliczyła się i to ją zgubiło jak wszystkich, którzy stanęli naprzeciwko wybrańców światła. Świadek nie miał z tym nic wspólnego.- odpowiedział pewnie Dexter.

Twoja pewność siebie jest pełna podziwu jak i godna pożałowania. Wszystko to stało się według planu naszego Pana. Stazę opanowałeś tylko dlatego, bo on się na to zgodził. Myślisz, że ziggurat zjawił się na Europie bo zyskał swoją świadomość, albo zbłądził? Nie. Tak samo Savathun czy Crota i jego ojciec Oryx. Zostali zniszczeni, ponieważ on wam pomógł. Crota był młody i narwany. To go zgubiło, natomiast jego ojciec Oryx. Jego zemsta za przelanie krwi jego syna nie dopełniła się tylko ponieważ mój pan na to nie pozwolił, ponieważ zagrażało to jego planom. Tak samo Savathun. Została pokonana ponieważ odrzuciła dar, jakim została obdarzona tym samym stając się śmiertelnym bytem. Możesz odrzucać tą prawdę ile chcesz, ale pewnego dnia nie będziesz w stanie temu zaprzeczyć.- powiedziała istota.

-Sądząc po twoim głosie nie jesteś Świadkiem. Kim jesteś? Kolejnym uczniem czy inną istotą, która służy ciemności?- spytał się Dexter nie czując strachu w przeciwieństwie do reszty.

Wówczas nastała cisza. Było tak cicho, że było słychać jedynie wiatr oraz fale rozbijające się o deski pomostów przystani.

-Jeśli chcesz odpowiedzi, przyjdź. Jestem otwarty na gości.- powiedziała istota, a następnie oko ducha znowu stało się niebieskie.

-Uch, co się stało?- zapytał się skonfundowany duch, który zachowywał się jakby przebalował.

-Przemówiła przez ciebie ciemność. To się stało.- odpowiedział Dexter.

-To co teraz robimy?- zapytała się Ganyu.

-My? Nic. Pójdę sam.- odpowiedział Dexter bez chwili wahania.

-Odbiło ci do reszty? Wiesz co to jest za miejsce?- spytał się wzburzony Uldrix.

-Wiem. I dlatego nie pozwolę innym cierpieć ze mną.- powiedział Dexter, po czym podszedł do linii brzegowej i skoczył przywołując w powietrzu wróbla, a następnie poleciał w stronę piramidy.

-Dla czego nie chce pomocy?- zapytał się Aether, który nie mógł zrozumieć .

-Bo uważa, że wszystko co dotyczy go bezpośrednio musi rozwiązać samodzielnie.- powiedział Uldrix wzdychając.

-Więc co możemy zrobić?- zapytała się Hu Tao.

-Tak jak powiedział Dexter wy nic. Moc ciemności jest niebezpieczna nawet dla samych strażników i trzeba wiele czasu żeby ją opanować. Dodaj do tego fakt, że od razu jesteś wrzucany na głęboką wodę i jeden błąd zakończy twoją egzystencję.- odpowiedział Uldrix.

-Na pewno jest coś w czym możemy pomóc!- powiedziała Paimon.

-W tym wypadku niestety nic.- odpowiedział Uldrix.- I gdyby coś nam się stało, to wiedzcie, że miło było was poznać.- powiedział chwilę potem, a następnie razem z Walesem przywołali swoje wróble i ruszyli za Dexterem. Wówczas Aether zaczął iść w stronę przystani zamaszystym krokiem.

-Gdzie idziesz?- spytała się zaskoczona Paimon.

-Tam gdzie oni. Nie będę siedział bezczynnie i patrzeć na to coś. Chcę odpowiedzi i chcę wiedzieć z czym mamy do czynienia.- odpowiedział Aether odwracając się do niej.

-W takim razie pójdę z tobą.- powiedziała Keqing.

-Ja również.- powiedziała Ganyu.

-Ja też.- powiedziała Hu Tao.

-Wydaje mi się, że przyda wam się ktoś, kto będzie w stanie was ochronić tarczą. Idę z wami. Poza tym ja również chcę wiedzieć z czym mamy do czynienia.- powiedział Zhongli.

-Ja też pójdę. Jeśli to stanowi zagrożenie dla Liyue, to dla Fatui także. A poza tym muszę odwdzięczyć się temu kolesiowi za to jak mnie ośmieszył.- powiedział pełen złości Childe.

-W takim razie chodźmy. Dowiedzmy się, czego Dexter i jego kumple tak bardzo się boją.- powiedział Aether, a następnie całą gromadą poszli do jednej z zacumowanych łodzi.

Tym czasem przy piramidzie, Dexter dopływał powoli do swojego celu. Wszędzie była mgła, a pod samą piramidą było widać burzę.

-Jak się tam dostać i przebić przez tą nawałnicę?- zapytał się siebie na głos.

Nagle jak na zawołanie, gdy był jakieś 30 metrów od piramidy, został schwytany przez promień, który zaczęła go przyciągać w stronę świecącego się na biało obiektu na piramidzie w kształcie pionowego rombu.

-Promień ściągający. Dobrze, przynajmniej nie będę musiał zastanawiać się jak przebić się przez tą nawałnicę.- powiedział do siebie Dexter. Chwilę potem jego duch znowu przemówił głosem istoty.

-Raduję się się, że zaakceptowałeś moje wezwanie. Chodź i posłuchaj bolesnej, acz czystej jak światło twojego boga prawdy.- powiedział duch do Dextera będąc cały czas w Dexterze. Po chwili ogarnęła go biała poświata, a gdy znikła, był już w środku piramidy. Zaczął słyszeć szepty i swego rodzaju krzyki przypominające piski udręczonych dusz, a chwilę potem delikatnie wylądował w korytarzu. Wnętrze piramidy było tajemnicze jaki i na swój sposób straszne. Cały korytarz był w kształcie Trójkąta, a kolorystycznie w kolorze grafitu. Korytarz rozświetlały małe światełka wmontowane po bokach, które dawały półmrok całemu miejscu. Korytarz był pokryty mgłą, która była prawie że przeźroczysta.

-Witaj w mych progach gościu. Wiesz co robić i poznaj prawdę o tym świecie.- powiedziała istota.

Dexter chwilę potem wyszedł na otwartą przestrzeń. Była tak olbrzymia, że mogło by się w niej zmieścić całe Liyue. Przed nim natomiast znajdowała się schody szerokie na jakieś 10 metrów i pnące się wysoko do góry. Przed schodami znajdował się koszmar. Był on cały czerwony i przypominał Aethera. Stał nie ruchomo z głową spuszczoną w dół, a jego warkocz powiewał delikatnie na wietrze. Chwilę potem powoli podniósł głowę i spojrzał swoimi czerwonymi oczyma pozbawionymi źrenic i rogówek, a następnie koszmar wyciągnął do niego czerwoną dłoń w taki sposób, jakby chciał, żeby Dexter ją złapał. Chwilę potem Dexter mimo pewnych obiekcji podszedł do koszmaru, a następnie zobaczył białe światło, które chwilę potem rozproszyło się. Stał na jakiejś budowli, pod którą rozpościerały się chmury. Dookoła z chmur wystawały jakieś inne kolumny, których były dziesiątki rozrzuconych bez ładu i składu. Przed nim były kamienne schody, które również były wykonane dość niechlujnie, ponieważ każdy kamień był inny od drugiego. Mimo tego dało się po nich iść. Gdy Dexter doszedł na ich szczyt, zobaczył Aethera i inną dziewczynę, która była podobna do niego i miała identyczne ubrania jak opisywał mu Aether, gdy spotkali się po raz pierwszy. Nagle niebo przed nimi rozcięło się i powstała linia podobna do EKG, która rozszerzyła się. Była czerwona w środku, a z niej wyszła jakaś kobieta. Miała białe długie włosy, biały strój z rękawami, które wyglądały jakby były pobrudzone błotem lub zaschniętą krwią, a na stopach zamiast butów miała bandaże.

-Cudzoziemcy, wasza podróż kończy się tutaj.- powiedziała, gdy portal przez który przeszła zniknął, a po jej bokach utworzyły się gwiazdy, które miały wycięcie w środku oraz jakąś sferę pośrodku wycięcia. Całe miały teksturę lawy oraz płonącego ognia.

-Kim jesteś?- spytała się siostra Aethera.

-Strażnikiem boskich zasad. Władza upozorowana przez ludzi kończy się w tym momencie!- powiedziała podnosząc prawą dłoń na poziomie jej twarzy układając palce w swego rodzaju koszyk. Chwilę potem nad ręką uformował się czerwony sześcian, który zmienił barwę na złotą, a potem urósł do wielkości jej ręki, po czym stanął równo i znowu stał się czerwony. Nagle pod Aetherem i jego siostrą utworzył się kwadratowy kształt, a następnie wyskoczył z niego ten sami sześcian, jednak kilkadziesiąt razy większy od tego, który był w jej ręce. Aether i jego siostra jednak odskoczyli na swoje boki zanim zdążył się zmaterializować. Nagle u niego i u niej pojawiły się złote skrzydła, które kształtem przypominały ostrza, jednak nie były do nich przytwierdzone, a jednie unosiły się za nimi. W ich dłoniach wówczas pojawił się miecze, a następnie rzucili się na napastnika lecąc w jego kierunku. Kobieta, która ich napadła również zaatakowała ich dziwną materią, która zdawała się reprodukować i zachowywać jak żywy organizm próbując ich strącić.

-Czy to są wspomnienia Aethera? Czy to jest jego siostra Lumine? I co to za dziwna magia? Przypomina zachowaniem SIV-ę.- powiedział do siebie Dexter.

Aether i Lumine uciekali przed magią przeciwniczki i chwilę potem gdy się zsynchronizowali, przeprowadzili atak z obu stron powodując ogromną eksplozję przy zderzeniu się z wrogiem. Gdy kurz opadł, Dexter zobaczył, że kobieta zablokowała ich atak, a jej samej nic się nie stało. Oboje napierali na swojego przeciwnika, jednak chwilę potem kobieta spojrzała na Lumine tajemniczym wzrokiem, a po chwili na Aethera odpychając go swoją magią. Chwilę potem ta sama magia zaczęła pochłaniać Lumine. Gdy spojrzała na swojego brata bezradnie nie wiedząc co się dzieje, Aether przerażony krzyknął jej imię, a następnie poleciał z powrotem w stronę wrogiej kobiety, jednak ku zdziwieniu Dextera ta sama energia zamieniła się w dziesiątki sześcianów różnej wielkości oraz w różnych odcieniach czerwieni i żółtego od burgundu po złoto, po czym wróciły do prawej dłoni kobiety formując się w jeden mały sześcian, który zaświecił się na złoto. Widząc to, Aether pełen furii oflankował kobietę, która przyglądała się sześcianowi, a jego miecz zaczął się iskrzyć złotymi piorunami. Po czym zamachnął się na nią, jednak ta zdążyła odwrócić wzrok w jego stronę. Chwilę potem Aether uderzył mieczem w wroga, po czym Dexter zobaczył tylko ich czarne sylwetki w białym świetle, po czym nastała kolejna eksplozja. Gdy kurz opadł, Aether zobaczył, że jego magia została zaabsorbowana przez magię złowrogiej kobiety, po czym zamknęła ją w sześcianie wielkości jej dłoni, która natomiast nałożyła na rękę Aethera w której trzymał miecz. Chwilę potem jego ciało również zaczęło porastać tą samą magią, co Lumine.

-Nie, czekaj! Zwróć mi moją siostrę!- krzyknął Aether, a gdy jego ciało zupełnie porosło magią, ta po prostu znikła. Wówczas otworzył się ten sam portal co wcześniej.

-Czas dokończyć to, co zostało rozpoczęte.- powiedziała kobieta, po czym znikła w odmętach portalu cały czas wpatrując się w złoty sześcian.

Przed Dexterem natomiast uformowała się biała poświata, po czym gdy upadła był znowu w piramidzie. Na złotym piedestale na którym stał koszmar Aethera nic już nie było.

-Bogini z Celestii uprowadziła siostrę Aethera, ponieważ widziała w nich olbrzymie zagrożenie dla całej Celestii. Jego pozbawiła mocy, a ją porwała by zrobić jej pranie mózgu. To jeden z wielu przykładów zepsucia tej krainy którą postanowiłeś „ocalić" przed nami.- powiedziała istota.

Chwilę potem Dexter zaczął iść po schodach czując, że to czego szuka, znajduje się na ich szczycie.

Tym czasem jeszcze na zewnątrz Wales i Uldrix dopłynęli do piramidy, a następnie zatrzymali się przed nią.

-To jak zamierzasz przebić się przez tą burzę?- zapytał się Wales patrząc się na kłębiące się obłoki i bijące wszędzie błyskawice.

Nagle jak na zawołanie chmury się rozwiały, a po burzy nie było śladu.

-Wygląda na to, że nie będziemy musieli się o to martwić.- powiedział zadowolony Uldrix, a następnie powoli ruszyli do przodu. Piramida pod spodem była olbrzymia. Na oko miała jakieś 20 kilometrów średnicy.

-Widzę tam jakąś wnękę.- powiedział Wales pokazując na mały świecący punkt.

-To jakiś kilkaset metrów nad ziemią. Ale wydaje mi się, że uda mi się nas tam zabrać.- powiedział Uldrix, po czym zatrzymał swojego wróbla. Wales zrobił to samo. Chwilę potem Uldrix cały zajął się płomieniami po czym na plecach wyrosły mu ogniste skrzydła przypominające ptasie, a z tyłu pojawił się rozłożony ptasi ogon, a następnie skoczył na wróbla Walesa i gdy go chwycił zaczął energicznie machać skrzydłami zostawiając za sobą ognisty ślad, który chwilę potem znikał.

Tym czasem Aether i reszta płynęli małą łodzią rybacką w stronę piramidy. Byli dopiero w połowie drogi, ponieważ łódź którą płynęli korzystała z żagla, a do tego wiatr był wyjątkowo słaby.

-Długo jeszcze?- spytała się znudzona Paimon.

-Jeśli wiesz jak przyśpieszyć łódź to będziemy szybciej.- powiedział Childe, który siedział na rufie znudzony i zirytowany narzekaniem.

-Co to jest?- spytała się Ganyu widząc mały świecący punkt na niebie.

-Dziwne.- powiedział Zhongli próbując się lepiej przyjrzeć.

Wówczas Aether zauważył leżącą na skrzyni lunetę, a następnie wziął ją i przyjrzał się dokładniej.

-Co do...?- powiedział zaskoczony na widok tego co zobaczył przez szkło powiększające.

-Co widzisz?- zapytała się Paimon.

-Daj mi to.- powiedział Childe, który wziął od Aethera lunetę, a następnie zaczął patrzeć.- O cholera!- powiedział chwilę potem zaskoczony.

-Co? Co tam widzicie?- zapytała się Keqing, która również chciała wiedzieć co tam jest.

-Myślicie, że będzie dobrze, jeśli sami to zobaczycie.- powiedział Childe, który wręczył Keqing lunetę, a ta potem Ganyu, a ona z kolei Zhongli'emu. To co widzieli to Uldrix, który na ognistych skrzydłach leciał w stronę piramidy trzymając Walesa za ręce.

-Przydały by mi się teraz moje skrzydła.- powiedział do siebie pod nosem Aether.

-Więc jak tam się teraz dostaniemy?- zapytała się Paimon.

-Wydaje mi się, że mam pewien pomysł.- powiedział Childe, po czym stanął z tyłu, a następnie zaczął robić coś rękoma. Nagle pod łodzią wystrzelił słup wody, który wyrzucił łódź wysoko w górę. Wszyscy poza Zhonglim i Childem zaczęli wrzeszczeć z przerażenia, a następnie łódź wylądowała na najniższym pokładzie piramidy roztrzaskując się przy tym. Przed uderzeniem Zhongli rozłożył swoją tarczę, dzięki czemu wszyscy przeżyli uderzenie.

-Dobrze, że mam wizję Hydro.- powiedział Childe.

-Mogłeś nas ostrzec przed swoimi zamiarami.- powiedziała zła Paimon, która zaliczyła bardzo nie przyjemnie lądowanie na swoim tyłku.

-Przeprasza, że nie pomyślałem o poduszce dla naszej małe wróżki.- powiedział Childe z sarkazmem.

-Przestańmy się w końcu kłócić i rozejrzyjmy się po tym miejscu.- powiedział Aether. Miejsce w którym wylądowali było olbrzymią pustą przestrzenią. Przed nimi rozpościerała się bezkresna ciemność. W powietrzu wisiały bloki różnych wielkości i o nie regularnych kształtach. Stali na kawałku podłogi, która zdawała się być zrobiona z dziwnego kamienia. Były na nim różne wzory.

-To miejsce… Czuje się tu nie swojo.- powiedziała Ganyu rozglądając się po bezkresnej ciemności.

-Mnie też to miejsce się nie podoba.- powiedział Zhongli.

-Witajcie mieszkańcy Tayvatu w moich włościach. Przybyliście tu po odpowiedzi, a ja z przyjemnością wam je dam. Jednak to od was zależy, czy utoniecie w ciemności, czy może wypłyniecie na powierzchnię ze skarbem, który skrywa się w mroku.- powiedział głos z ciemności. Brzmiał przyjaźnie, jednak z każdym jego słowem było czuć chłód i mrok, mimo że ton był bardzo przyjazny.

-Wy też to słyszeliście?- spytała się zaskoczona Paimon, której ciarki przeszły po plecach.

Wówczas wszyscy kiwnęli głowami.

-Co to, albo kto to był?- spytała się Keqing, która cały czas się rozglądała za tym kto to powiedział.

Chwilę potem zobaczyli jak kamienie zaczynają się ze sobą łączyć tworząc przy tym głuche echo rozchodzące się po całym obszarze tworząc przed całą szóstką most.

-Chyba będziemy musieli sami się przekonać.- powiedział Zhongli.

Wówczas ruszyli w stronę mostu.

Tym czasem Dexter cały czas szedł po schodach w górę piramidy. Chwilę potem doszedł na półpiętro, na którym był kolejny złoty piedestał na którym z kolei stał koszmar Lumine. Podobnie jak koszmar Aethera wyciągnęła do niego rękę i tak samo chwycił ją. Wówczas nastała kolejna teleportacja. Kolejna wizja pokazywała walącą się świątynie, która się trzęsła. Była ona wysoko w niebiosach. Po prawej było widać ogromny, krwisty księżyc. Chwilę potem usłyszał głośne kroki oraz ciężki oddech. Gdy się odwrócił, zobaczył Lumine, która biegła przed siebie przerażona starając się uniknąć zmiażdżenia przez spadające kamienie. Co jakiś czas potykała się, jednak szybko odzyskiwała równowagę. Przebiegła obok Dextera, a ponieważ było to tylko wspomnienie, nie widziała go, a głazy przechodziły przez niego jak przez ducha. Chwilę potem Dexter pobiegł za nią. Biegli przez dwie minuty długim korytarzem, a raczej to co z niego zostało i się waliło. Chwilę potem fundamenty nie wytrzymały i całość zaczęła się zapadać całkowicie. Lumine natomiast widząc, że nie zdąży dobiec do końca, skoczyła przed siebie w ostatniej chwili. Dexter natomiast zaczął chodzić po niczym. Parzył jak gruzy świątyni spadają w bezkresną pustkę przykrytą przez chmury. Lumine widząc, że jest już bezpieczna, schyliła się lekko, zgięła kolana i oparła się dłońmi o stawy dysząc ciężko. Po chwili wzięła głęboki wdech i zaczęła biec w stronę białego od środka portalu. Dexter natomiast za nią. Przekroczyli portal jednocześnie. Wówczas wyszli na zieloną łąkę. Była ciemna noc, a przed nimi rozpościerała się czerwono-pomarańczowa poświata, jakby coś się przed nimi paliło. Wówczas Dexter dotrzymując kroku Lumine dobiegli do urwiska. To co zobaczył, zaskoczyło go. Wyglądało to jak piekło. Przed nim rozpościerała się rzeka lawy, na której było wiele wysp. Na każdej wyspie było jakieś drzewo, albo budynek. Lub jego gruzy. Wyspy były różnego kształtu, poszarpane, oraz niektóre jakby przechylone na jedną stronę, co mogło świadczyć, że wcześniej był to jednolity kawał ziemi. W oddali było widać zgliszcza jakiejś metropolii, która tonęła w lawie, a między wyspami krążyła magia, która była podobna do tej, której używała kobieta z poprzedniej wizji. Niebo było skryte chmurami oraz dymem od których odbijała się czerwień.

-Nie!- powiedziała przerażona Lumine. Zrobiła ciężki krok do tyłu i chwyciła się za serce. Chwilę potem klękła ciężko wyciągając przed siebie drżącą prawą rękę, a następnie przewróciła się na prawy bok i zatrzęsła płakać rzewnymi łzami zasłaniając twarz dłońmi. Chwilę potem po raz kolejny nastała biała poświata, po której Dexter znowu znalazł się w piramidzie, a koszmar Lumine znikł.

-Nomiap. Tak nazywa się bogini, która rozdzieliła Aethera i Lumine, oraz ta, która zniszczyła khaenri'ah. Lumine udało się dzięki nieostrożności Nomiap wydostać z więzienia i zbiec. Słyszała dobrze co zamierza jej oprawczyni i chciała ostrzec khaenri'ah przed boskim Dies Irae, który miał na nich spaść. Zostali zniszczeni tylko dla tego, że było to jedyne miasto wolnych ludzi w Tayvacie bez archonta, które by je nadzorował. Mieszkańcy natomiast zostali dotknięci klątwą, która zamieniła ich w potwory, które zdążyłeś już spotkać na swojej drodze. To wszystko co widzisz, to strach tych, którzy wykreowali siebie na bogów, ale w rzeczywistości, są nic nie znaczącymi śmieciami.- powiedziała istota.

Dexter był zatrwożony tym. Chodź wiedział, że Ciemność manipuluje, to również mówi prawdę w swoich własnych interesach. Był więc w stanie uwierzyć w to co koszmary Lumine i Aethera chciały mu przekazać. Chwilę potem zaczął iść dalej po schodach.

Tym czasem Wales i Uldrix chodzili po piramidzie szukając Dextera. Byli w dziwnym miejscu, które przypominało swego rodzaju muzeum. Były tam wystawione szkielety różnych stworzeń tych które znali i tych, które widzieli po raz pierwszy. Po środku znajdował się sporej wielkości czerw, który w porównaniu do Bogów Czerwi był jak pędrak przy człowieku. Był on pokrojony na segmenty, z których był zbudowany. Wnętrze każdego segmentu było spreparowane, a po obu stronach ekshibicji znajdowała się tablica napisana w nieznanym języku.

-To miejsce. Przypomina mi trochę piramidę Rhulka.- powiedział Uldrix przyglądając się wszystkim przedmiotom.

-Byłeś już tam kiedyś?- zapytał się zaskoczony Wales.

-Raz, kiedy Dexter poprosił mnie o pomoc przy wyczyszczeniu piramidy z Wzgardzonych, którzy cały czas tam się zbierają. Ta potężna moc przyciąga ich jak ćmy do światła.- powiedział Uldrix przyglądając się wszystkiemu.

-Myślisz, że spotkamy tutaj Wzgardzonych?- zapytał się Wales.

-Wątpię. Z tego co wiem, Wzgardzeni byli tam tylko dla tego, że coś pozwoliło im wejść do Świata Tronowego Savathun. A po jej śmierci zaroiło się od nich jak kibiców w trakcie Żelaznej Chorągwi. Ten świat jest jakiś inny. Coś mówi mi, że jest to coś innego. Jakby jakaś iluzja tego świata, czy nawet coś podobnego do Świata Tronowego. Ale wciąż wiem za mało, żeby wyciągnąć nawet pochopne wnioski.- powiedział Uldrix przyglądając się wszystkiemu.

-Więc twierdzisz, że ta piramida jest niezamieszkana?- spytał się Wales.

-Tego nie powiedziałem, ale skoro tu jesteśmy, i jeszcze nic nas nie zaatakowało, to pewnie pan tej piramidy pozwolił nam do niej wejść. Innego wyjścia nie widzę.- powiedział Uldrix.

Nagle usłyszeli jakiś dziwny wrzask, który przeszywał serce i paraliżował umysł.

-Co to było?- spytał się zaniepokojony Wales wyciągając Asa Pik.

-Wygląda na to, że nie jesteśmy tu sami.- powiedział Uldrix wyciągając swój pistolet maszynowy Podkopnik. Chwilę potem w ciemnościach zaroiło się od zielonych oczu ułożonych symetrycznie w kształt trójkąta.

-Wszystko jasne. Tą piramidę przygarnął sobie jakiś szczep Roju.- powiedział Uldrix, który zapalił swoją prawą rękę jak pochodnię, a następnie rzucił przed siebie ognistą kulę, która eksplodowała po uderzeniu i zabiła dwudziestu akolitów roju, którzy zaczęli się palić robiąc za pochodnię. Wówczas w miejscu w którym byli zaczęło się robić jaśniej. Chwilę potem zobaczyli w jakie szambo wdepnęli. Wszędzie były różne jednostki roju. Każda niebezpieczna na swój sposób. Wszystkie warczały, albo ryczały cały czas patrząc się na Walesa i Uldrixa.

-Gotowy zatańczyć?- spytał się Wales robiąc parę obrotów swoim rewolwerem, a następnie złapał go za rękojeść lufą do góry.

-W każdej chwili.- powiedział Uldrix, który zaczął mierzyć do sług, które zaczęły atakować go i Walesa.

Tym czasem drużyna Aethera szła cały czas przez most, który nieustannie tworzył się przed nimi.

-Ile jeszcze będziemy iść?- spytała się Paimon znudzona.

-Tyle ile będziemy jeszcze zmuszeni.- odpowiedział Aether.

-Ale idziemy tak już z 20 min. To chyba jednak coś jest nie tak. Nie uważasz?- powiedział Childe.

Nagle most przestał się budować, a przed nimi wyłonił się z ciemności ogromny kawał kamienia w kształcie kwadratu, którego boki miały po 300m2. Na jego środku znajdował się piedestał. Na nim z kolei znajdował się koszmar przedstawiający Dextera, choć nie wiedzieli o tym, ponieważ miał na sobie zupełnie inny pancerz i hełm.

-Co to za człowiek?- spytała się zaskoczona Hu Tao widząc koszmar.

-To nie jest człowiek. Tylko jakiś dziwny energetyczny twór.- powiedział Zhongli.

-A skąd ty to wiesz?- zapytała się Hu Tao.

-Nauczyłem się wyczuwać tego typu anomalie.- powiedział Zhongli.

Chwilę potem koszmar Dextera spojrzał na nich, a następnie pojawiła się przed nimi biała poświata, po której opadnięciu zobaczyli miasto. Wszystko było w płomieniach. Znajdowali się na jakimś statku, który wysiał nad miastem.

-Co to za miejsce?- spytała się Keqing patrząc z przerażeniem na to co widziała. Podobnie jak reszta.

Chwilę potem zobaczyli jak z wnętrza statku wybiega pewien strażnik. Miał on na sobie kompletny zestaw pancerza Szlachetna Nieugiętość, a w prawej ręce za rękojeść trzymał karabin automatyczny Opowieść Genezy, a następnie zatrzymał się w połowie drogi i spojrzeli na wielką kulę do której było coś podpiętego.

-Jak damy sobie z tym radę?- spytał się duch, który pojawił się koło strażnika. Miał on na sobie obudowę Ostatniego Miasta, a jego głos brzmiał znajomo.

-Nie dacie.- odezwał się gruby, złowrogi głos. Wówczas wszyscy łącznie z grupą Aethera jak i ze strażnikiem odwrócili się w stronę tego kto to powiedział. Aether oraz reszta byli przerażeni tym co zobaczyli. Był to jakiś humanoidalny stwór w białej zbroi, która miała złote wykończenia. Jego głowa była łysa, a skóra szaro-biała. Oczy miał małe i czerwone. Na twarzy miał jakąś dziwną metalową maskę. Z tyłu natomiast dwa kawałki stali, które przypominały skrzydła. Na plecach miał jakąś szkarłatną pelerynę. Był przynajmniej trzy razy większy od nich wszystkich. Za nimi stało natomiast dwóch innych nieco mniejszych typów. Mieli oni czerwone zbroje, dziwne hełmy oraz broń, a na plecach coś co przypominało skrzydła.- Witajcie w świecie bez światła.- powiedział swoim diabolicznym głosem potwór, a następnie pokazał swoją lewą dłonią na unoszącą się na niebie białą kulę. Wówczas wszyscy odwrócili się w stronę którą pokazywał i spojrzeli po raz kolejny na Wędrowca. Nagle urządzenie, które zostało do niej przymocowane wytworzyło jakiś dziwny impuls, który opatulił ją, a macki, które ją oplatały zapaliły się na pomarańczowo. Nagle strażnik zapalił się na niebiesko, a następnie wyszła z niego jego podobizna, która była cała niebieska i przeźroczysta. Zrobiła kilka ruchów co strażnik, a następnie znikła.

-Strażniku, coś jest nie tak…- powiedział duch, który nagle dezaktywował się. Złożył się w kostkę, a jego oko zgasło i spadł na ziemię. Strażnik również wyglądał na wycieńczonego. Padł na kolana i dyszał ciężko. Potwór natomiast zaczął iść w jego stronę powolnym, równomiernym krokiem. Wówczas strażnik będąc na czworaka chwycił swojego ducha i przeciągnął go pod siebie kryjąc go swoim ciałem i spojrzał na potwora.

-Jak śmiesz na mnie patrzeć, kreaturo?- spytał się potwór, gdy stanął nad strażnikiem, a następnie kopnął go tak mocno, że poleciał do tyłu na dobre 10 metrów, po czym odbił się od ziemi i wylądował na plecach.

-NIE!- krzyknęła przerażona Ganyu. Również reszta była przestraszona tą bestialnością.

-Brak ci sił. Kręgosłupa. Kulisz się za murami. Nie znasz odwagi. Kulisz w sobie jedynie lęk przed śmiercią.- powiedział potwór, gdy podchodził do niego.- Pozwól, że ci o nim przypomnę.- powiedział gdy schyli się by spojrzeć strażnikowi prosto w oczy, a następnie uderzył go otwartą dłonią tak mocno, że po raz kolejny strażnik poleciał do tyłu bardzo daleko i zatrzymał się na samej krawędzi nad przepaścią, jednak jego duch zleciał w przepaść. Strażnik natomiast spojrzał na spadającego ducha, a następnie wyciągnął w jego kierunku dłoń.- Twój gatunek nie zasłużył na moc, którą otrzymał. Jam jest Ghaul. A twe Światło… Jest moje.- powiedział potwór do strażnika, który klękną i spojrzał na Ghaula nienawistnie. I choć miał na sobie hełm, to wszyscy czuli pałającą od niego wściekłość. Chwilę potem Ghaul podniósł nogę i swoim butem pchnął strażnika, który zleciał na dół.

-NIE!- krzyknęli wszyscy z przerażeniem, a następnie podbiegli do krawędzi patrząc jak zlatuje. Ghaul natomiast odwrócił się powoli i zaczął wracać do środka statku.

Chwilę potem przed Aetherem i resztą pojawiło się białe światło, a gdy znikło, znajdowali się na jakimś pagórku. Wszędzie było widać palące się budynki oraz ruinę i śmierć. W oddali było słychać jakieś krzyki i te ludzkie oraz te wrogich istot. W małym kraterze natomiast leżał na boku strażnik.

-O nie!- powiedziała przerażona Paimon, a następnie wszyscy podbiegli do leżącego strażnika.

-Czy on…- zaczęła Hu Tao.

-Żaden człowiek nie jest w stanie przeżyć upadku z takiej wysokości.- powiedział Zhongli, a następnie wszyscy spuścili głowy.

Nagle strażnik poruszył się i ku zdziwieniu wszystkich wstał. Ociężale i cały obolały. Nogi się pod nim trzęsły. Jego zbroja była zniszczona i poharatana. Hełm natomiast był wgnieciony. Chwilę potem ściągnął z siebie hełm i rzucił go na ziemię. Wówczas Aetherowi i Paimon ukazała się znajoma twarz.

-To Dexter!- powiedziała zaskoczona Paimon.

-Ten Dexter o którym wspominał pan Uldrix?- spytała się Ganyu.

-Tak, to ten.- powiedział Aether.

-Ale dlaczego on nas nie widzi? Ani dlaczego tamten potwór nas nie widział?- zapytała się Keqing.

-Być może jest to swego rodzaju wspomnienie Dextera.- powiedział Zhongli.

-Przerażające.- powiedziała Hu Tao widząc wszędzie śmierć i zniszczenie.

-Nie. To nie może być… Prawda.- powiedział Dexter. Jego twarz była zmasakrowana. Prawe oko było całe zakrwawione. Prawy polik był przecięty i wystawał z niego spory kawał szkła. Chwilę potem upadł, jednak w porę wystawił ręce przed siebie chroniąc się przy tym od upadku, a chwilę potem cały się trzęsąc wstał jeszcze raz i wolnym krokiem zaczął iść przed siebie trzymając się lewą ręką za prawą. Aether razem ze swoją grupą natomiast zaczęli iść za nim. Wówczas zobaczyli jak po przeciwnej stronie idzie batalion potworów, którzy maszerowali krokiem tak ciężkim, że dźwięk ich marszu odbijał się od ścian budynku. Oświetlali sobie drogę latarkami oglądając się na wszystkie strony szukając żywych. Chwilę potem Dexter zszedł do koryta rzeki, którym zaczął iść w górę. Po chwili doszedł do wraku jednego ze statków, którymi latają strażnicy, a następnie zobaczył jak jeden z wrogich statków zaczyna przeczesywać kanał. Wówczas Dexter tak szybko jak tylko mógł schował się pod wrakiem by uniknąć wykrycia. Gdy załoga wrogiego statku zobaczyła, że nikogo nie ma, poleciała dalej przed siebie. Dexter natomiast wygramolił się spod wraku i zaczął znowu iść przed siebie. Aether ze swoimi kompanami cały czas szli za nim. Chwilę potem zobaczyli jak przez most przed nimi przechodzi kolejny batalion, jednak tym razem towarzyszyły im trzy ciężkie, opancerzony pojazdy, który unosił się nad ziemią.

-STRAŻNIKU!- usłyszeli stłumiony krzyk. Wówczas zobaczyli w oddali małe światełko, które się unosiło. Nad szczątkami jakby czegoś szukało.-To okropne… okropne!- powiedziało światło. Gdy podeszli bliżej, zobaczyli, że to duch Dextera.- To nie może się dziać!- powiedział po chwili przerażonym głosem.

Chwilę potem Dexter padł na ziemię wycieńczony oddychając ciężko i chropowato.

-Strażniku!- krzyknął duch widząc swojego strażnika, a następnie podleciał do niego.- Żyjesz… Myślałem, że już po tobie.- powiedział duch. Jego obudowa był również zniszczona. Głos był lekko zniekształcony, a z ducha co jakiś czas wylatywał pióropusz iskier.

-Cieszę się, że ci się udało… Elizjaszu.- powiedział wycieńczony Dexter ochrypłym głosem.

-To ja cieszę się, że ci się udało przeżyć.- powiedział Elizjasz, a następnie Dextera otoczył słup światła, który wyleczył wszystkie jego rany, a następnie Dexter podniósł się normalnie jakby nic się nie stało.

-Czy wszystko z tobą w porządku?- zapytał się Dexter swojego ducha.

-Przeżyję, ale światło… Mogę cię uzdrowić, ale nie wskrzesić. Nie odkąd… Strażniku… Światło zniknęło.- powiedział duch, po czym razem ruszyli przed siebie.- Odebrali nam Miasto, Wędrowca, wszystko… Czerwony Legion morduje bezbronnych Strażników. Musimy się stąd wydostać.- powiedział Elizjasz, a następnie Dexter wypatrzył dziurę w murze, w którą wszedł, a następnie wyszli na zewnątrz miasta.- Odbieram sygnał SOS ze współrzędnymi lokacji. Ewakuują planetę. Musimy tam dotrzeć.- powiedział Elizjasz.

Wówczas Dexter kiwnął duchowi, a następnie Elizjasz zniknął, a Dexter zaczął iść przed siebie.

Nagle przed całą grupą Aethera pojawiło się białe światło, po którym znowu byli w piramidzie, a koszmar Dextera zniknął.

-Dominus Ghaul i jego Czerwony Legion najechali Ostanie Miasto, by przywłaszczyć sobie Wędrowca. Dla niego ofiary w ludziach się nie liczyły. Liczyła się tylko władza i potęga, które oferowało Światło. W trakcie Czerwonej Wojny zginęły tysiące strażników i 10x więcej ludzi. Tysiące świateł, które zgasły bezpowrotnie.- powiedział głos do nich.- światło nie ocaliło ich przed tą tragedią.- dodał chwilę potem.

-To naprawdę się wydarzyło w świecie Dextera?- spytała się Ganyu, która była bliska płaczu.

-Nie wiem. Będziemy musieli się zapytać Dextera o to wszystko.- powiedział Zhongli, a następnie zaczęli iść dalej widząc, że przed nimi zaczęły się formować schody w górę.

Tym czasem Dexter doszedł do kolejnego półpiętra, na którym znajdował się koszmar innej osoby. Nie była ona podobna do żadnej, którą kiedykolwiek spotkał. Powtórzyła się ta sama sekwencja. Koszmar wyciągnął przed siebie dłoń, którą Dexter chwycił, a następnie zaczęła się kolejna wizja.

Dexter był w jakimś dziwnym miejscu. Była to swego rodzaju kopuła, która był wypełniona dziesiątkami jakichś kapsuł. Wówczas zobaczył nadciągającą w swoją stronę Nomiap. Była z siebie dumna.

-To powinno nauczyć tych zuchwałych ludzi, że z bogami nie można igrać. Ale tego co zrobiła mi ta wredna szczeniara, to nie daruje.- powiedziała zła.

-Jeszcze z tobą nie skończyłam.- odezwał się głos za nią. Wówczas ta się odwróciła i zobaczyła stojącą za nią inną kobietę. Miałą białe włosy, białe ubrania oraz niebieskie akcenty. Na głowie natomiast posiadała taką samą koronę jak Paimon.

-Czego jeszcze chcesz? Nie dostatecznie popsułaś mi moje plany?- spytała się wściekła na sam widok przybysza.

-Przyszłam się odpłacić za to, co zrobiłaś tym ludziom.- powiedziała dziewczyna.

-Zasłużyli sobie na to, a ty dobrze wiesz, czym zasłużyli na taki los, Paimon.- powiedziała Nomiap.

-Nie! Nie zasłużyli sobie! A ja zamierzam ci się odpłacić za ich krzywdy! Nie daruję ci tego… siostro.- powiedziała Paimon, a w jej prawej ręce pojawiła się świetlista kula, którą rzuciła w stronę Nomiap. Wówczas ta użyła swojej magii blokując kulę, która wybuchła. Jednak była na tyle silna, że przełamała obronę Nomiap. Ta natomiast się cofnęła i wyciągnęła przed siebie ręce, a następnie znikąd zaczęły nadciągać węże, które goniły wcześniej Aethera i Lumine.

-Powiedz mi. Czemu wystąpiłaś przeciwko Celestii? Miałaś wszystko. Władzę, szczęście i szacunek. A teraz stałaś się wygnańcem.- powiedziała Nomiap, która zacisnęła swoje dłonie w pięści. Wówczas węże szybko owinęły się dokoła Paimon tworząc wokół niej kulę. Nagle z kuli zaczęły przebijać się powoli promienie światła, a chwilę potem kula wybuchła, a ze środka rozbłysnął blask z którego wyszła Paimon.

-Tak, zdradziłam Celestię. Ale zrobiłam to tylko dla tego, że nie mogłam już patrzeć na to jak traktujesz razem z innymi ludzi. Robisz z nich zabawki i niewolników. Nie pozwalacie im się rozwijać. Chcecie by byli zacofani i wierzyli w was bezgranicznie! Tego wam ani tobie nie daruję! Nie pozwolę! Rozumiecie?! Nie pozwolę wam robić z ludzi zwierzątek domowych!- powiedziała Paimon krzycząc, a następnie w jej prawej ręce pojawiło się światło w kształcie miecza, a następnie sam miecz. Był on cały biały. Końcówki jelca oraz głownia były złote. Miecz był prosty, a ogólna długość wynosiła jakiś metr. Następnie Paimon rzuciła się na swoją siostrę z krzykiem.

-Jakaś ty naiwna. Naprawdę sądzisz, że możesz stanąć przeciwko całej Celestii? Jesteś nic nie znaczącym prochem przy naszej potędze. Ale w takim razie pozwól, że ci to wyjaśnię klarownie.- powiedziała Nomiap, a następnie zaczęła machać rękoma na różne strony powodując, że zewsząd zaczęły wychodzić macki energii, które zaczęły osaczać Paimon. Ta natomiast przecinała je swoim mieczem powodując, że zaczęły znikać. Nagle dwie macki spętały nogi Paimon, a następnie kolejne dwie jej ręce i wyprostowały je boleśnie do tego stopnia, że Paimon wrzasnęła.- Z tą chwilą odbieram ci twoją moc, twoje tytuły. Oraz wydziedziczam cię. Kto sprzeciwia się Celestii, sprzeciwia się woli bogów.- powiedziała Nomiap, a następnie całe ciało Paimon zaczęło porastać magią Nomiap, a gdy całe zostało przez nią zakryte, zniknęła razem z całą magią.

Wówczas wizja skończyła się, a Dexter znowu był w piramidzie przed pustym piedestałem.

-Paimon jest siostrą tej, która zniszczyła Khaenri'ah i rozdzieliła bliźniaki. Została wygnana z Celestii za jej czyny, a jej siostra ją przeklęła blokując jej prawdziwą moc oraz zmieniając jej ciało. Gdyby nie Aether, utonęłaby w jeziorze.- powiedział głos istoty.

-To robi się coraz ciekawsze i bardziej intrygujące.- powiedział Dexter jako agent Ukrytych.

Tym czasem w innej części piramidy Uldrix i Wales roznieśli w proch cały rój, który ich zaatakował. Dookoła były rozrzucone pancerze, które zostały z wrogów.

-I jak było?- zapytał się Wales.

-Od dłuższego czasu tak nie odreagowałem jak teraz.- odpowiedział Uldrix dysząc ciężko.

-Dobra, chodźmy znaleźć naszego twardziela.- powiedział Wales, a następnie razem z Uldrixem pobiegli przed siebie. Nagle pojawił się przed nimi pewien kawałek dziwnej materii, który przypominał trójkąt. Utworzył się z setek tysięcy małych cząsteczek, które połączyły się ze sobą w całość. Unosił się jakieś 5 metrów nad ziemią.

-Co to jest?- spytał się Wales zaskoczony.

-To chyba kruks ciemności.- powiedział Uldrix.

-Dexter coś mi o tym opowiadał. To z pomocą tej rzeczy nauczył się władać ciemnością.- powiedział Wales.

Nagle za nimi pojawiła się masa wrogów. Byli to tym razem Wzgardzeni. Było ich mnóstwo. Uldrix i Wales przyjęli postawy bojowe i chcieli użyć światła, jednak coś je tłumiło.

-Strażnicy. Coś blokuje naszą więź z Wędrowcem. Światło tutaj nie sięga. Jeżeli zginiecie, nie będziemy w stanie was wskrzesić.- powiedział Lew.

-Genialnie.- powiedział Uldrix z przekąsem.

-Uldrix? Wydaje mi się, że ten kruks nie jest tutaj bez powodu.- powiedział Wales.

-Co masz na myśli?- spytał się Uldrix, który zaczął strzelać do wrogów ze swojego granatnika.

-A to, że być może ten, który kontroluje piramidę chce, żebyśmy przyjęli moc ciemności, albo zginiemy.- powiedział Wales.

-To brzmi strasznie niedorzecznie. Ale patrząc na to co się teraz dzieje to jestem w stanie w to uwierzyć.- powiedział Uldrix.

-Więc wiesz jak to zrobić?- zapytał się Wales odstrzeliwując paru wrogów.

-Chyba tak.- powiedział, a następnie stanął przed kruksem. Tak samo zrobił Wales. Chwilę potem z kruksu odłamały się dwa odłamki, które poleciały powoli w ich stronę. Otaczała je żółta aura. Wales i Uldrix natomiast złapali po odłamku, po czym zniknęły. Nagle obaj zaczęli zamarzać od stóp w górę.

-Cholera! To tak ma być?!- spytał się zdenerwowany Wales patrząc, jak zamarza coraz bardziej i bardziej.

-Skupcie się. Oczyśćcie swoje umysły. Patrzcie poza światło.- powiedział jakiś głos wewnątrz nich.

-Co to było?- zapytał się Wales.

-Po prostu rób to co każe ten głos.- powiedział Uldrix, który zamknął oczy i zaczął się skupiać. Po chwili zrobił to samo Wales. Nagle oboje zaczęli się świecić, a następnie lód wybuchł uwalniając ich.

-Czujesz to?- zapytał się Wales.

-Tak. Przepełnia mnie ciemność.- powiedział Uldrix, a następnie podniósł prawą rękę do góry, a następnie pojawił się w niej długi na prawie dwa metry sopel przypominający berło. Jego czubek świecił jasnym światłem. Całe jego ciało pokrył szron. Wówczas Uldrix zaczął unosić się lekko nad ziemią, a następnie poleciał w stronę Wzgardzonych i skierował w ich stronę berło, z którego wyleciało wiele lodowych kul, które powoli zaczęły lecieć w stronę swoich celów. Gdy uderzyły w nie, natychmiast zamarzli. Wówczas Uldrix triumfalnie podniósł berło najwyżej jak potrafił i nagle wystrzeliła z niego fala szronu, która strzaskała wrogów, a ich zmrożone szczątki zabiły ich najbliższych kompanów.

-Nieźle. Teraz zobaczmy co ja potrafię.- powiedział Wales. Chwilę potem skoczył najwyżej jak tylko mógł, a następnie cały porósł lodem. Wówczas w obu jego dłoniach pojawiły się czekany, którymi zawirował w dłoniach, a następnie rzucił nimi w stronę wzgardzonych. Najpierw prawym, a potem lewym. Prawy spowodował, że wszyscy zamarzli na ogromnym obszarze, a drugi wywołał lodowe tornado, które roztrzaskiwało wszystkich zamrożonych, oraz goniło tych, którzy starali przed nim uciec zamrażając i roztrzaskując wszystko co dostało się w obszar wiru. Lód na Walesie natomiast zniknął zaraz po tym jak rzucił swoimi czekanami. Chwilę potem również i Uldrixowi skończyła się jego moc i lód, który go okalał zniknął. Jednak to nie był koniec. Przed nimi bowiem stała ogromna abominacja, która zaczęła strzelać w nich wiązkami energii elektrycznej tak potężnej, że gdy uderzały w kamień, to leciały iskry.

-Myślisz o tym co ja?- zapytał się Wales.

-Zobaczymy.- powiedział Uldrix.

Wówczas Wales rzucił w kierunku abominacji kulę, która utworzyła wokół niej granatową kopułę. Chwilę potem Abominacja zaczęła iść coraz wolniej, aż w końcu zupełnie zamarzła. Następnie w prawej ręce Uldrixa pojawiło się berło, za pomocą którego cisnął w abominację kulę. Wales z kolei rzucił w nią sztylet. Gdy oba przedmioty uderzyły w nią, wybuchła na wiele lodowych cząstek.

-Cholera! Czemu wcześniej nie pomyślałem, żeby nauczyć się władać ciemnością? To jest ekstra!- powiedział podniecony Wales, który uderzył prawą dłonią w plecy Uldrixa, który zrobił parę kroków do przodu.

-Bynajmniej… zgadzam się z tobą.- powiedział sztywnie Uldrix po chwili namysłu nie wiedząc co odpowiedzieć. Choć w głębi duszy też mu się to podobało.

-A ty Uldrix jak zwykle sztywny jakbyś połknął kij od mopa.- powiedział Wales machając głową na boki.

-Skoro już sobie ulżyłeś, to chodźmy dalej. Dexter nie poczeka na nas.- powiedział Uldrix.

-Aj… Kapitanie.- powiedział Wales podnosząc ręce do góry i spuszczając głowę, a następnie wrócił do poprzedniej pozycji i poszedł za Uldrixem.

Tym czasem Aether razem ze swoimi przyjaciółmi szli dalej. Chwilę potem doszli do kolejnego koszmaru. Był to koszmar jakiegoś łowcy. Był ubrany w długi płaszcz z kapturem. Nie miał na sobie maski. Jego twarz była zrobiona z metalu, a na czole wystawał mu róg. Jego oczy błyszczały na biało. Podobnie jak wcześniej, koszmar wywołał wizję. Byli w jakichś podziemiach. Wszystko się paliło. I była to jedna wielka ruina.

-Co to za miejsce?- zapytała się Paimon widząc ogrom zniszczeń.

Wówczas wszyscy zobaczyli ducha, który świecił się niebieskim światłem. Jego obudowa była w kawałkach, które krążyły dookoła niego. Chwilę potem kawałki połączyły się ze sobą w jedność wyzwalając ogromny strumień światła. Chwilę potem usłyszeli czyjeś warczenie, a następnie kilka kawałków betonu poruszyło się, a z gruzu wyszła ta sama postać, którą reprezentował koszmar. Wygramoliła się, a następnie siedząc złapała się za kark i pokręciła głową na wszystkie strony.

-Nigdy nie czułem się lepiej.- powiedział cały obolały trzymając się lewą ręką za lewy policzek. Po chwili rozejrzał się, a następnie gdy zobaczył swój rewolwer, natychmiast go podniósł.- Widziałaś to Petro?- powiedział do kogoś wystawiając przed siebie prawą dłoń do której jego duch się zbliżył i zniknął na niej.- Petra? Strażniku..?- spytał się strażnik, gdy wstał, a następnie zaczął się rozglądać.- Te spektakularne lądowanie musiało wywalić nadajniki.- powiedział, po czym na wyższym piętrze zaczęły wychodzić jakieś kreatury.- Tu wchodzi złowieszcza muzyka.- powiedział strażnik patrząc się gniewnie na przybyszy.- Dobra towarzystwo, wracamy do klatek.- powiedział Strażnik podnosząc do góry ręce i pomachał nimi do przodu i do tyłu. Przybysze natomiast nic sobie z tego nie robili. Stali niezłomnie i było widać, że nie obejdzie się bez konfrontacji. Nagle z ruin zaczęły wychodzić mniejsze kreatury podobne do nich. Było ich od groma.- Powiedziałem… WRACAMY DO KLATEK!- powiedział strażnik podniesionym tonem, a następnie zawirował rewolwerem w ręce i podniósł broń lufą do góry trzymając ją na wysokości swojej głowy. Mniejsze stwory nic sobie z tego nie robiły, tylko jak zaślepione biegły w stronę Strażnika. Strażnik wówczas zaczął strzelać do nich w bardzo ciekawy sposób.

-Kto to jest? I czym są te poczwary?- powiedziała zaskoczona Hu Tao przypatrując się spektaklowi ognia i zniszczenia.

-Świat Dextera jest pełen dziwnych rzeczy.- powiedział Zhongli.

-Bynajmniej.- powiedział Childe.

Strażnik natomiast strzelał cały czas. Po chwili przeładował swoją broń obracając ją na palcu, a następnie jak czystej krwi rewolwerowiec zaczął strzelać szybkim ogniem po każdym strzale naciągając kurek. Jeden z pocisków trafił w beczkę z łatwopalna substancja rozrywając ją w ogromnej eksplozji ognia. Wówczas jedna z tych poczwar wyrzucona w powietrze pod wpływem fali uderzeniowej przeleciała nad strażnikiem i powaliła dwóch innych jego kompanów. Wówczas strażnik zrobił w ich kierunku gest jakby podziękował im, a następnie wykonał podwójny skok i wylądował na znajdującej się za nim platformą. Poczwary jednak nie przestawały go gonić. Wówczas Strażnik przykleił coś do jednej z wystających belek, a następnie z tej rzeczy zaczął świecić czerwony laser po czym Strażnik zaczął uciekać, a gdy karykatury przebiegły przez wiązkę, urządzenie wybuchło rozrywając ich na strzępy. Strażnik natomiast zjechał po jednej z metalowych belek prosto w objęcia jednej z tych karykatur, która rzuciła nim w jedną ze ścian. Strażnik uderzył w nią z ogromnym hukiem.

-Tak, to bolało.- powiedział Strażnik masując potylice.

Wówczas jedna z poczwar wzięła jakiś duży kawałek blachy i gdy strażnik wstał, uderzyła strażnika tak mocno, że poleciał do tyłu krzycząc przy tym. Chwilę potem uderzył plecami o zwisający pomost. Szybko jednak zareagował i wyciągnął natychmiast swój nóż, a następnie wbił go w pomost, co spowodowało, że zawisł jakieś 3 metry nad ziemią. Gdy zapoznał się z otoczeniem, strzelił w zawias, który trzymał jeden z członów pomostu, a następnie zeskoczył. Kawałek metalu na którym przed chwilą zwisał natomiast oderwał się i spadł na kilka szkaradnych istot miażdżąc je.

-Przepraszam! Albo nie.- powiedział Strażnik odwracając się do nich, a następnie znowu się odwrócił i zaczął biec przed siebie wdając się w kolejną strzelaninę. Wówczas jeden ze stojących wyżej potworów ruszył się. Wziął swoją broń na ramie i zaczął gdzieś iść.

-Co on robi?- spytała się Keqing, która zaobserwował ruch.

-Na pewno to nic dobrego.- powiedziała Ganyu.

Strażnik natomiast cały czas walczył wykorzystując otoczenie. Chwilę potem rzuciła się na niego ogromna masa przeciwników. Widząc, że ma kłopoty zaczął biec przed siebie, a następnie wybił się w powietrze używając do tego ciała jednej z kreatorów od której się odbił. Gdy był w powietrzu, jego broń rozbłysła płomieniami, a on sam zaczął się palić. Wszyscy patrzyli się na to z wrażeniem nie widząc niczego podobnego wcześniej. Jednak gdy strażnik miał już oddać śmiercionośny strzał ze swojego płonącego rewolweru, jedna z kreatur rzuciła się na niego. Wówczas płomienie na ciele strażnika i na jego broni zgasły, a on sam wylądował twardo na ziemi. Tym czasem ten sam potwór, który się ruszył, wisiał już na suficie i zaczął mierzyć ze swojej broni do strażnika. Na dole natomiast wszystkie pozostałe potwory rzuciły się na niego maltretując go i rzucając nim o wszystko. Chwilę potem, gdy leżał już na ziemi, zbiegły się i zaczęły go kopać ze wszystkich stron.

-Przestańcie, proszę!- powiedziała Paimon zasłaniając oczy widząc jak strażnik jest maltretowany. Jednak chwilę potem nastąpił zwrot akcji i strażnik znowu zajął się ogniem. Eksplozja ognia na jego ciele odrzuciła wszystkie potwory które go osaczały, a on sam wybił się w górę. W jego dłoniach pojawiły się ogniste noże do rzucania, które z niezwykła celnością rozrzucił tak, że wszystkie trafiły w głowy jego oprawców. Chwilę potem wszystkie potwory padły martwe, a następnie ogień zaczął trawić ich ciała na popiół.

-Dość tego.- powiedział wściekle wstając, a następnie złapał swój rewolwer, który wcześniej został wybity z jego ręki.- Wkurzyłem się.- powiedział chwilę potem sepleniąc, gdyż jego żuchwa była nieco wybita i pokrzywiona. Nagle jeden ocalały potwór rzucił się na niego przykuwając go do ściany przyszpilając jego prawą rękę oraz chwytając go za szyję. Chwilę potem strażnik spojrzał na swoją broń. Potwór zrobił to samo, a następnie warknął strażnikowi prosto w twarz. Wówczas strażnik chwycił potwora wolną ręką za kark, a następnie użył swojego rogu jako broni i wbił go w głowę przeciwnika. Wówczas potwór przestał się ruszać, a strażnik odczepił go, po czym potrząsnął głową.

-To było odważne.- powiedział Childe.

Reszta natomiast kiwnęła głowami na znak, że się zgadzają z nim.

-Tylko na tyle was stać?- spytał się strażnik wychodząc na środek naprzeciwko potworom, które stały cały czas na piętrze.

Tym czasem jeden z wrogów cały czas wisiał na suficie i mierzył do strażnika.

-Pomóż mi z tym koleżanko.- powiedział wysuwając lekko przed siebie dłoń na której zmaterializował się jego duch.

Wówczas potwór natychmiast wycelował w ducha i zaczął ładować strzał. Keqing przypomniała sobie o nim i spojrzała do góry.

-UWAŻAJ!- wrzasnęła odruchowo do strażnika zapominając, że to tylko wspomnienie. Było jednak za późno. Potwór zdążył wystrzelić ze swojej broni prosto w ducha, który rozpadła się na tysiące drobnych kawałeczków, a jego zniszczenie uwolniło falę błękitno-morskiego światła, która rozeszła się rozświetlając całe pomieszczenie, po czym światło zgasło. Kawałki ducha natomiast zaczęły spadać na ziemię, a strażnik został powalony przez wybuch światła, po czym zaczął się podnosić. Podmuch zdmuchnął z jego głowy kaptur odsłaniając jego niebieską wykonaną ze stali głowę. Aether i reszta natomiast patrzyli z niedowierzaniem na to co się przed chwilą stało. Potwory, które natomiast stały wcześniej na górze, teraz zeszły i zaczęły okrążać strażnika. Zrezygnowany strażnik widząc, że już nic nie może zrobić, spojrzał z wyraźnym smutkiem w oczach na swoją broń.

-Wracam do domu, Asie.- powiedział, po czym nałożył na siebie powoli kaptur i zaczął celować w jednego z potworów, które zaczęły na niego iść. Miał ze sobą dużą buławę z kolcami na łańcuchu, która ocierała o ziemię powodując iskry. Chwilę potem buława zajęła się ogniem, a gdy potwór był wystarczająco blisko, zamachnął się na strażnika, który celował do niego z wściekłym spojrzeniem bez grama strachu. Jego ręka drżała, jednak zanim zdążył oddać strzał, broń potwora dosięgła go wcześniej. Uderzony z taką mocą poleciał do tyłu i przebił się przez ścianę do innego pomieszczenia. Jego broń natomiast wylądowała na ziemi odbijając się od niej dwa razy z metalicznym brzdękiem, po czym lekko obróciła się.

-NIE!- krzyknęli wszyscy jednocześnie, po czym pobiegli tam, gdzie wylądował strażnik. Gdy tam dotarli, zobaczyli, że żyje, jednak zwijał się cały z bólu i dyszał. Nagle zobaczyli jak w stronę strażnika idzie inna postać. Była do niego podobna, jednak czuć było od niej ogromny mrok. Coś, co powodowało, że wszyscy czuli się nie swojo. Jego peleryna była krótsza o połowę i poszarpana na końcówkach, a z jego twarzy ziała czerń. Było widać jedynie dwoje świecących się na żółto małych oczu. Trzymał w prawej ręce broń strażnika.

-Cóż, zrobiło się dziwnie. Masz może jakąś broń do pożyczenia?- zapytał się żartobliwie strażnik, po czym zakaszlał.

-Nie, ale mam kulkę. Z twoim imieniem.- powiedziała upiorna postać, która zaczęła podchodzić powolnym krokiem do strażnika.

-Za momencik wpadnie tu mój partner i zarżnie. Was wszystkich. Po kolei. A ty, koleżko…- zaczął strażnik, który podniósł się na łokciach i spojrzał prosto w oczy przybyszowi, jednak chwilę potem osunął się i znowu zakaszlał.

-Cii, cii, cii, cii. To będzie bolało… Bardzo…- powiedział przybysz, który spojrzał na broń, a następnie wycelował nią w strażnika.- Jakieś ostatnie słowa?- zapytał się chwilę później.

Wówczas strażnik znowu zakaszlał i usiadł.

-Co u twojej siostry?- zapytał się go głupkowato z głupkowatym spojrzeniem.

Wówczas przybysz zamknął powoli oczy i wystrzelił. Huk odbił się od ścian pomieszczenia tworząc pogłos, który zaszumiał w uszach Aethera i reszty. Wszyscy bez wyjątku zamknęli oczy, a Hu Tao i Ganyu zaczęły płakać po cichu. Strażnik natomiast uderzył głową o ziemię rzucony przez siłę pocisku, który przebił się przez jego pierś, a następnie przestał się ruszać. Przybysz, który natomiast do niego strzelił zaczął iść przed siebie do grodzi, która się zaczęła otwierać. Chwilę potem podbiegł inny strażnik. Był to łowca, który miał na sobie zestaw pancerza „Bogaty stalker". Spojrzał najpierw na leżącego strażnika, a następnie na jego oprawcę, który odwrócił się chwilę potem.

-Nic nie poczuł.- powiedział spokojnym głosem podnosząc rewolwer strażnika na wysokość swojej głowy, po czym nim potrząsnął lekko na boki i zachichotał złowrogo.

Wówczas strażnik, który doszedł, wycelował do mordercy ze swojego karabinu zwiadowczego „Bez uczuć", jednak nim zdążył oddać jakikolwiek strzał, oprawca zdążył wejść na drugą stronę śluzy razem z tamtymi potworami, które tam na niego czekały, po czym śluza zamknęła się. Strażnik, który natomiast przybył podbiegł do leżącego i uklęknął przy nim kładąc swoją broń obok. Leżący, konający strażnik jeszcze dyszał. Miał w miejscu serca ogromną dziurę w której można byłoby zmieścić dłoń.

-Hej dzieciaku… jak moja fryzura?- spytał się konający strażnik pokazując na swoją twarz, a następnie zachichotał przez kaszel. Strażnik, który dopiero przybył pokręcił głową nie wiedząc co odpowiedzieć.- Mowę odjęło. Typowe.- powiedział strażnik który wziął głęboki wdech i obrócił głowę.

Wówczas strażnik, który przybył wystawił przed siebie rękę, z której wyleciał jego duch i zaczął oglądać konającego strażnika.

-O nie… Nie jestem w stanie nic… przykro mi.- powiedział załamany duch, który spojrzał na swojego strażnika spuszczając oko w dół.

-Słuchaj. To nie twoja wina. To… ja, kurczę, zawiniłem. Oto… co przynosi… bycie miłym.- powiedział po czym znowu zaczął kaszleć.- Powiedz Zavali i Ikorze… że Straż przednia… to był najlepszy zakład… który. Przegrałem.- powiedział, po czym jego oczy zgasły, jego głowa przekręciła się bezwładnie na bok, a ręce i nogi poluzowały się. Wówczas drugi strażnik spojrzał na niego z niedowierzaniem że nie żyje. Chwilę potem dobiegła inna osoba. Była to kobieta. Miała fioletową skórę, szkarłatne włosy z kokiem zawiniętym z tyłu, oraz niebieskie oko. Na lewym miała natomiast przepaskę. Miała na sobie różową zbroję z bandażami owiniętymi wokół rąk, a na dłoniach rękawiczki.

-Nie.- zadyszała ciężko z otwartym szeroko okiem i zrobiła kilka kroków w tył nie dowierzając co się właśnie stało.

Wówczas wspomnienie się skończyło, Aether z resztą byli znowu w piramidzie. Koszmar natomiast znikł. Hu Tao i Ganyu nadal płakały. Wówczas Aether przytulił Ganyu, a Zhongli Hu Tao i próbowali je uspokoić.

-Cade-6 był łowcą Straży Przedniej. Podlegali mu wszyscy łowcy. Zginął nie tyle z jego głupoty, co przez to, że jego Światło go opuściło. Do dziś wielu go opłakuje mimo, że od tamtej tragedii minęło już prawie 10 lat.- powiedział głos w ciemności.

-Teraz już rozumiem.- powiedział Aether.

-Co?- zapytała się Ganyu, która spojrzała zapłakanymi oczyma na Aethera.

-Gdy rozmawialiśmy z Dexterem po raz pierwszy, bardzo się wzburzył gdy zapytaliśmy się o jego śmiertelność. Powiedział wówczas, że nie zdradzi jak można zabić strażnika. Teraz już rozumiem.- powiedział Aether.

-To też tłumaczy, czemu zakrył swojego ducha swoim ciałem gdy ten przestał się ruszać.- powiedziała Paimon.

-Więc jeśli ich duchy są zniszczone, stają się bezbronni?- spytał się Childe.

-Na to wygląda.- powiedziała Keqing.

-Już dobrze?- spytał się Zhongli Hu Tao.

-Tak. Dziękuję ci chodząca encyklopedio.- powiedziała Hu Tao, która przestała się przytulać i otarła łzy.

-A ty Ganyu?- zapytał się Aether.

-Już lepiej… Dziękuję.- powiedziała nieśmiało i również przestała się przytulać.

Chodźmy dalej. Czuję, że za niedługo spotkamy się z tym głosem.- powiedział Aether. Wówczas reszta kiwnęła głowami i zaczęli iść dalej.

Tym czasem Wales razem z Uldrixem szli cały czas przed siebie. Od czasu ostatniej walki nic się nie działo.

-Jak myślisz? Czy jak wyjdziemy z piramidy, to czy moc ciemności nadal z nami będzie, czy działa tylko i wyłącznie w miejscach takich jak to?- zapytał się Wales.

-Nie wiem. Ale osobiście mi się nie podoba, że używam mocy ciemności. Jako strażnik powinienem używać światła do walki z ciemnością, a nie ciemności przeciwko ciemności.- powiedział Uldrix.

-Dexter jakoś nie ma z tym większych kłopotów.- powiedział Wales.

-Dexter był pierwszym strażnikiem przez którego przemówiła ciemność. On jest bardzo zdyscyplinowany i dobrze wie jakie są konsekwencje jeśli choć na chwilę spuścisz z oka tą moc. Zresztą dobrze wiesz, że Zavala zakazał strażnikom na używanie ciemności, a Dexter używa jej tylko w tedy gdy jest na misji.- powiedział Uldrix.

-Jak ci się nie podoba, to nie używaj, ale mi bardzo ona podchodzi.- powiedział Wales z zadowoleniem i ekscytacją.

-Jak sobie chcesz. Ale jak ciemność cię spaczy, to nie licz na łagodne traktowanie z mojej strony. To samo powiedziałem zresztą Dexterowi gdy dowiedziałem się, że opanował ciemność.- powiedział Uldrix.

Tym czasem na zewnątrz wszyscy cały czas patrzyli się na piramidę. Chwilę później przybyła Jean razem z Lisą.

-Co tu się dzieje?- spytała się Jean jednej z kobiet, która była w tłumie.

Wówczas kobieta pokazała palcem na piramidę. Gdy Jean i Lisa spojrzały na nią, poczuły się nieswojo.

-Więc to o tym mówił Dexter.- powiedziała Jean czując grozę bijącą z piramidy.

-To wygląda na żywo straszniej niż w trakcie opowieści.- powiedziała Lisa patrząc się na piramidę.

-Wnioskując po waszych spojrzeniach wiece co to jest.- powiedział pewna kobieta. Miała długie białe włosy sięgające prawie do samych stóp, a w głowie dużą przypominającą nieco laskę spinkę. Pośrodku grzywki na czole widniał czerwony kawałek materiału. Ubrana była w dość skąpą suknię, która była biała oraz miała ciemnozłote wykończenie. Nosiła brązowe narękawniki, a na palcach miała swego rodzaju szpony. Była młoda, na oko jakieś 19-20 lat. Jej cera była lekko blada, a oczy czerwone.

-Kim jesteś?- zapytała się Lisa.

-Ningguang. Jedna z Liyue Qixing. A wy zapewne jesteście z Mondstadt jak mniemam?- zapytała się.

-Tak, jestem Jean, mistrzyni zakonu Rycerzy Fawoniusza, a to jest moja przyjaciółka i bibliotekarka Lisa.- powiedziała Jean.

-Miło mi poznać was osobiście. Podróżnik mi opowiedział o was dużo dobrego, ale względy zachowajmy na później. Teraz mamy znacznie ważniejsze problemy. Wiecie więc co to jest?- zapytała się Ningguang.

-Wiemy nieco więcej niż ty. Ta piramida to ponoć znak nadciągającej katastrofy dla całego Tayvatu. Powiedział nam o tym jeden ze Strażników z innego świata, który opowiedział nam o strasznych rzeczach jakie stały się w jego świecie po nadejściu tych przeklętych rzeczy.- powiedziała Lisa.

-Przeklętych powiadasz?- powiedziała, a następnie zaczęła się oglądać na nią i innych.- Gdzie jest Pan Zhongli, albo Keqing?- spytała się nie mogąc ich zobaczyć.

-Razem z podróżnikiem, Panią Ganyu oraz jakimś Fatui poszły do środka tej piramidy.- powiedział jakiś mężczyzna.

-Świetnie. Po prostu cudownie. Poleźli do miejsca, którego nie znamy.- powiedziała przykładając sobie dłoń do twarzy pochylając przy tym głowę.

-Wcześniej popłynęli tam jacyś obcy na dziwnych statkach. Byli szybsi nawet od łodzi zasilanej magią.- powiedziała inna kobieta.

-Pewnie chodzi o Dextera i jego przyjaciół. Najwyraźniej się odnaleźli.- powiedziała Jean.

Chwilę potem zobaczyli jak do portu przybił inny statek będący pod banderą Inazumy. Gdy został wystawiony pomost, wyszło z niego dwóch strażników, którzy stanęli po bokach, a następnie ze statku zeszły Ei oraz Yae Miko.

-Raiden Szogun i Kapłanka Yae Miko? A one co tu robią?- pomyślała głośno Lisa.

-Też chciałabym wiedzieć co robi tutaj Archont Elektro.- powiedziała niezbyt zadowolona Ningguang.

-Ja też się cieszę, że cię widzę, ale uprzejmościami wymienimy się później. Na razie chciałabym wiedzieć co to jest.- powiedziała Ei.

-Wiemy tylko tyle, że ta rzecz może być początkiem końca całego Tayvatu.- powiedziała Jean.

-Czuję to. Moc bijąca z tej rzeczy. Okrutna i żądna władzy oraz zniszczenia. Jednak również kusząca. Nawet teraz słyszę niewyraźne szepty, które zapraszają mnie do środka, by poznać prawdę o naszym świecie oraz przyjąć dar oświecenia.- powiedziała Yae Miko patrząc się w stronę piramidy z lewą ręką podpierającą podbródek , a lewą podtrzymującą prawą rękę.

-Ja też coś słyszę. Ta rzecz chce, żebym tam poszła. Jednak nie wiem co o tym sądzić. Ten szept jest jednocześnie pełen grozy, jednak również i budzi ogromne zainteresowanie, któremu ciężko jest się oprzeć. –powiedziała Ei.

-Co to za moc, która potrafi nawet przykuć uwagę Archonta Inazumy oraz najwyższej kapłanki?- zapytała się zaintrygowana i jednocześnie zaniepokojona Lisa.

-Moc, z którą lepiej nie mieć do czynienia. Przynajmniej na razie.- powiedziała Ningguang.

Tym czasem grupa Aethera szła przed siebie i zobaczyła kolejny koszmar. Przedstawiał on jednak zupełnie kogoś innego. Nie był to nawet człowiek. Było to jakieś monstrum, które budową ciała przypominała chitynowy pancerz. Miał troje oczu świecących na zielono oraz masę kolców wystających z głowy. Całe jego ręce od nadgarstków po ramiona było pokryte kolcami. W prawej ręce dzierżył miecz, który był przerażający. Był on nierówny, wykonany z jakiegoś nieznanego materiału. Ostrze miało mnóstwo otworów. A na samym czubku znajdował się nos, który szedł w górę. Czubek natomiast nie miał ostrego zakończenia.

-Co to jest za potwór?- spytała się Paimon nie kryjąc przerażenia na widok tej istoty.

-Nie wiem, ale chyba będzie dobrze jeśli zobaczymy wizję, którą nam chce pokazać.- powiedział Aether.

Chwilę potem zaczęła się wizja. Byli w jakiejś dziwnej przestrzeni. Przypominała ona arenę. Była w niej dziura w ścianie, przez którą było widać dziwną rzecz, która wyglądała jak oko. Na arenie było mnóstwo dziwnych stworzeń. Na jednym z filarów znajdującej się na arenie, była ta sama postać, która była pokazana na wizji. Z tym, że była cała pokryta zielonym płomieniem. Trzymała miecz w swojej prawej ręce. Na dole natomiast walczyło kilku strażników. Było ich trzech jeden tytan i dwóch czarowników. Tytan i jeden z czarowników zostali szybko zabici w bardzo brutalny sposób. Tytan został zaszlachtowany przez rycerzy roju gdy jeden z akolitów wyposażony w działo roju o nazwie Boomer, odstrzelił tytanowi rękę w której trzymał broń. Czarownik natomiast został schwytany przez ogromną palącą się niebieskim ogniem kulę, a następnie spaliła go na popiół gdy ten wrzeszczał z bólu. Duchy obu poległych strażników zostały pojmane przez czarnoksiężnice roju. Przy życiu został już tylko jeden czarownik, który ukrywał się. Był ubrany w zestaw pancerza nazwany „Ozdoby mianowanych lordów" uzbrojony był w karabin pulsacyjny „Czerwona śmierć", który był bardzo rzadkim rarytasem na dzisiejsze czasy.

-Co to za miejsce?- spytała się zaskoczona i jednocześnie przerażona Hu Tao.

-Te potwory, zabiły tych dwóch strażników, jakby byli niczym.- powiedziała Ganyu z przerażeniem.

-Ale kim jest ten trzeci.- powiedział zainteresowany Zhongli.

Chwilę potem pojawił się jego duch. Miał on na sobie obudowę Gwiezdnej Mapy.

-Strażniku! Nasi towarzysze zostali zabici, a ich duchy zniszczone! Nie wspomnę o tym, że do tego miejsca nie dociera światło. Jeśli zginiesz, nie będę miał wystarczająco dużo mocy, żeby przywrócić cię z martwych!- powiedział przerażony duch latając nad strażnikiem.

-Głos jego ducha brzmi bardzo znajomo.- powiedziała Keqing.

-Nie martw się Mars, dam sobie radę. Zabiję Crotę i pomszczę swoich przyjaciół.- powiedział znajomym głosem czarownik.

-Mars? Czy przypadkowo ten strażnik to nie pan Uldrix?- spytała się zaskoczona Hu Tao.

-To całkiem możliwe.- powiedziała Ganyu.

Chwilę potem strażnika otoczyło wiele jednostek roju. Widząc, że nie ma dokąd uciec, schował swoją broń, a następnie podniósł do góry triumfalnie prawą rękę. Wówczas całe jego ciało zajęło się ogniem, w prawej ręce pojawił się ognisty miecz, a na jego plecach wyrosły ogniste skrzydła. Chwilę potem wzbił się do góry jednym potężnym trzepnięciem skrzydeł zostawiając pod sobą ognisty podmuch, a następnie będąc w powietrzu machnął kilka razy ognistym mieczem posyłając w stronę wrogów ogniste cięcia, które w kontakcie z nimi wybuchały w ognistej eksplozji.

-Jak potężny jest ten Uldrix?- spytał się zaszokowany Childe widząc jak ogień trawi wrogie istoty zamieniając je w proch.

-Wystarczająco, żeby zabić wszystkich Archontów. A to tylko jego wspomnienia, czyli mógł być wówczas jeszcze słabszy niż dzisiaj.- powiedział Zhongli.

Tym czasem Uldrix wylądował na jednym z filarów, a jego moc światła zgasła.

-Jeśli masz chociaż trochę coś z prawdziwego wojownika, to odwołaj resztę swojej zgrai i walcz jeden na jeden!- powiedział strażnik pełen wigoru biorąc do swojej ręki miecz „Słoneczna Krawędź".

Potwór wówczas warknął. Nagle wszystkie istoty zatrzymały się, a następnie uklękły unosząc broń lufą do góry.

Wówczas potwór wyciągnął rękę przed siebie, a następnie w stronę strażnika poleciała chmara ognistych pocisków tego samego koloru co ogień, który go okalał. Strażnik ominął te pociski, jednak nagle pod nim pojawiła się czarna plama, która chwilę potem wybuchła wyrzucając strażnika do góry. Uderzył on w filar stojący za nim i upadł bezwładnie na brzuch z wysokości jakichś 20 metrów.

-Te monstrum jest potężne.- powiedziała Ganyu.

-Czyż by to był król tych potworów?- zapytała się Paimon.

Chwilę potem strażnik wstał, a następnie zdjął z siebie hełm, który był zniszczony. Wówczas Zhongliemu, Keqing i Ganyu ukazała się znajoma twarz.

-To przecież…- zaczęła Ganyu.

-Pan Uldrix.- powiedziała Keqing.

-To wy się znacie?- spytał się Aether.

-Tak. Był pierwszym strażnikiem, który przybył do nas.- powiedziała Hu Tao.

-Bardzo wyrafinowany i ciekawy człowiek, jeśli mogę tak o nim powiedzieć.- powiedział Zhongli.

-Ale dla czego on ma taką fioletową twarz?- spytała się Paimon zaskoczona.

-To temat na dłuższą rozmowę.- powiedziała Ganyu.

Chwilę potem gdy Uldrix doszedł do siebie, wstał, a w jego prawa ręka zaczęła świecić się na blado-niebiesko, oraz zaczęły z niej bić wyładowania elektryczne.

-Jeszcze z tobą nie skończyłem!- wrzasnął wściekły Uldrix, a następnie cisnął przed siebie dłoń, z której poleciała w stronę Croty ogromna wiązka światła elektrycznego, która uderzyła w niego tworząc olbrzymi wybuch zasłaniający go kurzem. Wówczas Aether, Paimon i Childe razem z Keqing spojrzeli z niedowierzaniem. Byli zaszokowani, że ktoś może władać tak olbrzymią mocą. Jednak chwilę potem spotkał ich jeszcze większy szok. Gdy kurz opadł, zobaczyli, że Crota nie był ani trochę draśnięty. Stał nieugięcie.

-To… To nie możliwe! Taka moc, a on…- zaczęła Paimon, która się jąkała przerażona.

-To było przecież porównywalne z mocą Ei, a może nawet i potężniejsze. A mimo tego…- powiedział również zaskoczony Aether.

-Cokolwiek to jest, jest ponad wszystkich, nawet Celestię.- powiedział do siebie Zhongli, który również czuł przerażenie i respekt, przed istotą, która oparła się tak dewastacyjnemu atakowi.

-Moja kolej… świetliku.- powiedział Crota grubym głosem, a następnie wyciągnął przed siebie prawą dłoń. Nagle Uldrix zniknął, a chwilę potem pojawił się w jakiejś bańce. Uldrix natomiast szamotał się i był niczym w stanie nieważkości.- Wy ludzie nigdy nie przestaniecie mnie zaskakiwać. Jesteście tacy wątli, zwykłe mięso armatnie. Dajecie się omamić wszystkim kłamstwom tego świata, oraz największym z nich, czyli waszym urojonym emocjom. A mimo tego cały czas podnosicie głowę. Ale nie martw się. Niebawem mój ojciec naprawi to. Zrobi z was swoich podwładnych, którzy będą ponad waszą słabość. Ale najpierw…- powiedział Crota, a następnie Uldrix wrzasnął z bólu i zaczął się wyginać w nienaturalny sposób.

-Co on mu robi?- spytała się sparaliżowana strachem Hu Tao.

Nie uzyskała jednak odpowiedzi, ponieważ wszyscy równocześnie patrzyli ze strachem na ten spektakl przemocy.

-Idź… do… DIABŁA!- wrzasnął Uldrix, a następnie cały zajął się tym razem ogniem światła słonecznego wrzeszcząc przy tym, jednak chwilę potem całe jego światło zostało stłamszone, a Uldrix opadł z sił dysząc ciężko.

-To na nic. Moja ciemność jest znacznie gęściejsza niż twoje ledwo żarzące się światło, świetliku. Dopóki ty, tobie podobni i twój Bóg żyjecie, mój ojciec nie wypełni swojej woli. A ty, będziesz po prostu kolejnym robakiem, którego zgniotę.- powiedział, a następnie zgiął pięść, co spowodowało, że Uldrix zniknął.

-Co… się z nim stało?- spytała się Ganyu, która była przerażona tym co widziała.

Chwilę potem nastała biała poświata, po której opadnięciu wszyscy znowu znaleźli się w piramidzie.

-Jakim cudem ten gość jeszcze żyje?- spytał się zaskoczony Childe.

-Nie wiem, ale cieszę się, że jest z nami.- powiedział Aether nadal nie wiedząc co powiedzieć na tak potężnego człowieka.

-Uldrix, wasz przyjaciel cudem uniknął utonięcia w mrokach bezkresnej ciemności. Gdyby nie pomoc pewnego upadłego strażnika, został by zwykłym nic nie znaczącym pochwyconym będącym do końca istnienia gwiazd jego marionetką.- powiedział głos w ciemności.

-Chwila, czy nie widzicie tutaj pewnej zgodności?- powiedział Zhongli.

-Jakiej?- zapytała się Hu Tao.

-Pierwsza wizja pokazywała losy Dextera, a trzecia Uldrixa. Co jeśli ta druga, to był ten łowca strażnik?- postawił hipotezę Zhongli.

-To miało by nawet ręce i nogi. Tylko po co ta istota pokazuje nam ich wspomnienia?- spytała się Keqing.

-Słyszeliście słowa tej istoty. Tylko od nas zależy czy utoniemy w ciemności, czy wypłyniemy na powierzchnię ze skarbem. Wydaje mi się, że chodziło mu o wiedzę.- powiedział Aether.

-A więc musimy znaleźć tą istotę i dowiedzieć się więcej.- powiedziała Ganyu.

Wówczas wszyscy zgodnie kiwnęli głowami, a następnie zaczęli iść przed siebie.

Tym czasem Dexter doszedł do końca schodów i znalazł się na jakiejś olbrzymiej platformie. Była w kształcie kwadratu o bokach 100 metrów. Po jej środku znajdowała się duża statua przedstawiająca pewną osobę. Była cała zakryta całunem przez co widoczna była tylko jej sylwetka. Jej ręce były lekko rozłożone na boki. Po jej bokach znajdowały się dwa obeliski, a sama statua stała na piedestale. Do którego prowadziły schody. Na całej platformie unosiła się dziwna mgła, a dookoła statuy znajdowało się wiele fantomów.

-A więc to tutaj znajduje się całe serce tego statku.- powiedział Dexter, który podszedł do statuy i zaczął ją badać. Miejsce to było dla niego znajome. To właśnie przy podobnej statui dostał moc stazy na stałe. Chwilę potem wyciągnął rękę przed siebie, żeby jej dotknąć, jednak nagle usłyszał czyjeś kroki. Wówczas Dexter natychmiast cofnął rękę, a następnie sięgnął po swój karabin Zobowiązanie służbowe, a następnie przyczaił się.

Wówczas na szczyt od prawej strony Dextera wspięli się Wales i Uldrix. Gdy weszli na samą górę, przykuła ich statua. Byli zaskoczeni jej wielkością.

-Widziałeś kiedyś coś podobnego?- zapytał się Wales.

-Szczerze powiedziawszy to… nie. Nigdy. Ale to jest coś podobnego do tego o czym opowiadał Dexter.- powiedział Uldrix.

Nagle przed nich wyskoczył Dexter, który mierzył do nich ze swojej broni.

-ŁOŁ! Spokojnie, to tylko my!- powiedział zaskoczony Wales.

-Coś mi podpowiadało, że to możecie być wy. Czemu za mną przyleźliście, co?- powiedział nie zadowolony Dexter opuszczając broń.

-Martwiliśmy się o ciebie, a poza tym myśleliśmy, że może ci się przydać wsparcie.- powiedział Wales.

-Potwierdzam jego słowa.- powiedział Uldrix.

-Jasne.- powiedział Dexter odwracając się do nich po czym zrobił parę kroków przed siebie.

-Dexter, wiem jak bardzo cenisz sobie swoją rolę. Jesteś przywódcą Ukrytych i jednym z najlepszych strażników, ale nawet najlepsi kiedyś się potykają. Czemu tak bardzo jesteś przeciwko pomaganiu sobie?- spytał się go Uldrix.

-Ponieważ nie chcę mieć was na sumieniu! Czy to tak ciężko jest wam zrozumieć?! Uldrix, sam widziałeś jak ciemność mnie mami i próbuje przejąć nade mną kontrolę. Nie chcę, żebyście wy też to przechodzili.- powiedział gniewnie Dexter, który szybko odwrócił się do swoich przyjaciół.

-No to mamy problem.- powiedział Wales, w którego prawej ręce pojawił się lodowy tomahawk, a Uldrix natomiast dzierżył lodowe berło.

-Świetnie. Nie mówcie mi, że zdobyliście moc stazy. Zdobyliście, tak?- powiedział z niedowierzaniem Dexter.

-Nie mieliśmy wyboru. Tam gdzie byliśmy, nasze światło było blokowane. Istota zamieszkująca tą piramidę dała nam wybór. Albo przyjmiemy ten „dar", albo zginiemy rozszarpani przez rój.- powiedział Wales.

-Rój? Nie spotkałem nawet jednego sługi przez cały czas, kiedy tutaj szedłem.- powiedział Dexter.

Wówczas usłyszeli jak ktoś rozmawia i idzie. Po ilości tworzonego hałasu i można było stwierdzić, że było to przynajmniej kilkoro ludzi. Wówczas wszyscy odwrócili się w tamtą stronę i zaczęli celować ze swoich broni. Dexter „Zobowiązaniem służbowym", Uldrix „Podkopnikiem", a Wales przyklęknął i celował z „Asa Pik" trzymając go oburącz. Chwilę potem Wales rzucił pod wszystkich specjalny granat, który spowodował, że stali się niewidzialni. Chwilę potem na górę weszła drużyna Aethera, która stanęła na widok statuy.

-Co to jest, albo kto to jest?- powiedziała zaskoczona Ganyu.

-Wątpię, żeby to był ktoś o przyjaznych stosunkach.- powiedział Aether.

Wówczas osłona strażników opadła, a Aether i reszta zobaczyli celujących do nich z broni Dextera, Uldrixa i Walesa.

-To tylko my! Nie strzelajcie!- powiedziała przerażona Hu Tao podnosząc ręce do góry jak reszta za wyjątkiem Childa.

-Nie no, ja nie wierzę! Co ja wam do cholery mówiłem?!- powiedział Dexter, który cały się trząsł, a następnie wszyscy strażnicy opuścili broń.

-Chcieliśmy jedynie wiedzieć co to jest. Chyba nie zabronicie nam poznać prawdy?- powiedziała Keqing.

-Gdyby nie fakt, że to miejsce jest przesiąknięte mrokiem, to nie miałbym nic przeciwko. Tylko nie mówicie mi, że wy też nauczyliście się kontrolować stazę…- powiedział z wyraźną groźbą Dexter.

-N…nie. Co to w ogóle jest staza?- spytała się przerażona Ganyu z podniesionymi rękoma. Cała się pociła.

-Nie ważne. Opuśćcie ręce. A ty Ganyu uspokój się. Nie chcę cię mieć na sumieniu przez zawał.- powiedział Dexter, który ochłonął.

-Co masz na myśli?- zapytała się Keqing.

-Wy kobity jesteście znacznie bardziej narażone na choroby serca niż mężczyźni. Skąd to wiem? Ponieważ byłem świadkiem jak w ostatnim mieście jedna pewna młoda kobieta przeżyła zdradę swojego chłopaka. Nie wiem co mówili, ale była tak zrozpaczona, że nagle chwyciła się za serce, osunęła się na ziemię, a następnie zalały ją zimne poty, a skóra zbladła. Próbowałem jej pomóc, ale gdy pomoc przybyła, lekarz stwierdził zgon z powodu zawału. A żeby było zabawniej, ta dziewczyna została strażnikiem, a dokładnie mówiąc tytanem. Los jest pełen niespodzianek, nieprawdaż?- powiedział Dexter.

Wówczas Hu Tao i inne panie spojrzały na siebie, a następnie znowu na strażników.

-Aaaa. Jesteście już. Dziękuję, że przyjęliście moje zaproszenie.- powiedział głos w ciemności. Wszyscy wówczas zaczęli się rozglądać.

-Kim jesteś?- spytał się Childe rozglądają się.

-Spokojnie mój drogi Tartaglio, dowiesz się w swoim czasie.- odpowiedział głos w ciemności.

-Skąd znasz moje imię?- spytał się zaskoczony i jednocześnie przestraszony, co nie zdarza się mu zbyt często.

-Wiem wszystko o was. Choć może wam się to wydawać mało prawdopodobne, to żyję tutaj od dawna. Byłem jedynie skryty w cieniu, jednak mój Pan dał mi rozkaz, żebym wypłynął na powierzchnię.- powiedział głos w ciemności.

-Kto? Świadek?- zapytał się Dexter.

-Dokładnie.- powiedział głos.

-Przestań się ukrywać i pokarz się w końcu, jeśli masz fizyczną postać.- powiedział Aether rozglądając się.

-Ale wy jesteście niecierpliwi.- powiedział głos.

Chwilę potem usłyszeli jak ktoś idzie. Echo kroków odbijało się po całym pomieszczeniu.

-Spójrzcie tam.- powiedziała Hu Tao, pokazując palcem na prawo.

Wówczas zobaczyli jak z ciemności i mgły wyłania się sylwetka człowieka, który szedł powoli w dół jakby po niewidzialnych schodach. Każdy krok zostawiał swego rodzaju pomarańczową falę, która rozchodziła się, a następnie po chwili znikała. Chwilę potem zszedł całkowicie na platformę na której stali wszyscy, a następnie stanął jakieś parę metrów od nich nadal kryjąc się pod płaszczem mroku.

-Czy teraz poznajcie mnie? Aether? Paimon?- zadał pytanie.

Oni natomiast nie odpowiedzieli. Coś powodowało, że bali się cokolwiek powiedzieć.

Chwilę potem postać wyszła z cienia. Wówczas Aether i Paimon zobaczyli znajomą twarz.

-Dainsleif? To ty?- spytała się zaskoczony Aether.

-Cieszę się, że mnie pamiętasz podróżniku.- powiedział tajemniczo uśmiechnięty Dainsleif.

-Zaraz, zaraz. To wy się znacie?- spytał się zaskoczony Childe.

-Wpadliśmy na siebie parę razy. Jest jedynym, który przeżył upadek Khaenri'ah.- powiedziała Paimon.

-Ale chwila. Skoro tu jesteś, to… ta piramida… należy do… ciebie?- spytał się Aether.

-Tak.- powiedział Dainsleif. Był ubrany w dziwną zbroję, która przypominała nieco szkielet. Była ona cała czerwona. I było na niej wyraźnie widać zarysy żeber, kręgosłupa, czy łopatek. Były jednak przytwierdzone do niego płyty pancerza, które komponowały się z całością. Z tyłu na plecach była przytwierdzona czarna peleryna, która lekko powiewała od dołu.

-Ten pancerz. Skąd go masz?- spytała się zainteresowana Keqing.

-Od mojego pana. Tak samo jak tą piramida i wszystko co się w niej znajduje, należy do mnie. Świadek objawił mi prawdę. Obiecał mi dużą moc, oraz zemstę. Dotrzymał słowa. Teraz ja, jako jego drugi uczeń, chcę was przekonać o jego mocy, oraz wielkości. O darach, jakie ze sobą przyniósł dla nas wszystkich. Wiedzę, moc. Uwolnienie od klątwy śmierci oraz słabego, wątłego nic nie znaczącego życia.- powiedział Dainsleif mówiąc to z wielką charyzmą.

-To wszystko kłamstwo. W ciemności nie ma niczego z tego co powiedziałeś. Dla tych, którzy mają słaby umysł czeka w niej jedynie śmierć.- powiedział Dexter.

-Mój pan mi mówił o tobie Dexterze. Wahasz się, boisz się, że stracisz pewnego dnia panowanie nad mocą, którą ci powierzył i że zrobisz krzywdę swoim bliskim, albo co gorsza, zabijesz ich. Nie martw się jednak. Gdy dojdzie do ostatecznego starcia Światła i Ciemności. Skończą się wszelkie troski śmiertelnego życia. Każdej osobie, która przyjmie dary Świadka czeka olbrzymia potęga, oraz zawarta w niej wiedza, która otworzy wasze umysły i zmieni tok waszego prymitywnego pojmowania świata. Ze zwykłego, brudzącego węgla, staniecie się pięknymi, błyszczącymi diamentami. A pewna garstka będzie miała zaszczyt jak ja, być uczniami i zgłębiać tajniki największych mocy, o których wam się nawet nie śniło, a Światło Wędrowca przy nich blednie.- powiedział Dainsleif.

-Dainsleif, wiem, jak bardzo chcesz odpłacić Celestii za swoje krzywdy. Ja też tego pragnę za to, że zabrali mi Siostrę i nastawili ją przeciwko mnie. Ale nie w ten sposób. Czy naprawdę jesteś gotów oddać resztki swojego człowieczeństwa bytowi, który chce zniszczyć tą krainę?- zapytał się Aether.

-Świadek nie chce zniszczyć Tayvatu. On chce go przekształcić w prawdziwą krainę, gdzie nie ma słabych ani silnych. Gdzie nie ma emocji. Gdzie wszyscy są sobie równi i nie ma wojen ani konfliktów. To jest jego prawdziwy cel. Uwolnić was od fałszywej magii, które dają wam te prymitywne kamyki by dać wam prawdziwą moc. Zresztą ty wiesz to najlepiej Moraxsie. Czyż nie? To przecież Celestia odebrała ci twoją ukochaną Guizhong. Wojna, która zaślepiła was wszystkich władzą. Jednak nad czym? Te ziemie, które ty i pozostałych sześciu Archontów ukształtowaliście pod siebie są jałowe. Nie ma w nich nic. To tak jakby rolnicy walczyli ze sobą o kawałek pola, który dawno stracił wszelkie minerały. Wy Archonci również jesteście słabi. Tylko ty i Barbados przeżyliście. Reszta to podszywający się uzurpatorzy, albo marionetki, które są jak płomień świeczki, który można zdmuchnąć jednym palcem jak chociażby Baal, czy mówiąc dokładniej Makoto. Bóg, który kreował się na wiecznego, został pokonany przez zgraję prymitywnych bestii. Żałosne. Tak samo jak twoje uczucia do twojej ukochanej. To ty ją zabiłeś. Ty i twoja słabość, która zwie się „miłością". Gdyby nie ona, Guizhong nadal by żyła i była u twojego boku, ale ty chciałeś więcej. I otrzymałeś stosowną karę.- powiedział Dainsleif ozięble. W jego głosie było słychać pogardę.

Zhongli słuchał tego wściekły. Jego prawa ręka trzęsła się ze złości. Chciał wybuchnąć i zabić Dainsleifa za to jak mówił o nim i przede wszystkim jego miłości.

-Zhongli?- spytała się Hu Tao widząc go, jak cały drży ze złości.

-Nic mi nie jest Hu Tao.- powiedział Zhongli, który spojrzał na Dainsleif z przenikliwym spojrzeniem.

-Popełniłeś właśnie trzy błędy. Pierwszy, to zdradzenie mojej tożsamości, drugi obraziłeś mnie, a trzeci najbardziej ciężki i zarazem niewybaczalny… zbezcześciłeś imię mojej ukochanej. Nie ujdzie ci to płazem.- powiedział, a następnie przyjął charakterystyczną postawę. Nic się jednak nie stało.

-Ten kamień nie jest tym czego używasz na co dzień Moraxsie. Piramidy są stworzone z materiału, o którym nawet ja nie mam pojęcia. A co do was moi drodzy mieszkańcy Tayvatu. Nie próbujcie nawet używać swoich mocy. Moc Celestii, która zasila wasze wizje tu nie dociera. A co za tym idzie. Nie użyjecie swoich zdolności, ani nie przyzwiecie broni.- powiedział Dainsleif.

Wówczas wszyscy przyjęli swoje postawy bojowe, jednak chwilę potem zorientowali się, że nic się nie stało.

-Moja wizja. Patrzcie!- powiedziała Hu Tao, której wizja była matowa.

-Moja również.- powiedziała Ganyu.

-I moja!- powiedział równie przerażona Keqing.

-Dobra, skoro wizje tu nie działają, to co powiesz na to.- powiedział Childe, który odsłonił swoją Deluzję.

-Spróbuj. Ale gwarantuję ci, że moce wypełniające tą piramidę, wzmocnią twoją sztuczną wizję tak mocno, że sam stracisz nad tym kontrolę i prędzej pozabijasz swoich bezbronnych przyjaciół, niż zdołasz cokolwiek mi zrobić.- powiedział Dainsleif.

-Zaryzykuję, ty obłąkańcu.- powiedział zdeterminowany Childe, a następnie przyjął swoją mroczną postać, która była bardzo dobrze znana Aetherowi i Paimon. Jednak chwilę potem chwycił się za głowę i zaczął wrzeszczeć jak opętany.

-Ostrzegałem cię. Twój cień jest niczym w porównaniu do mocy ciemności, której służę. Nawet w obliczu tak podstawowej jej odmiany jak Staza.- powiedział Dainsleif.

-Childe, co się dzieje?- spytała się Ganyu, która podeszła do niego. On jednak uderzył ją mocną zewnętrzną stroną dłoni tak, że poleciała do tyłu obijając się jak piłka, a następnie uderzyła mocno w filar, który stał na jej drodze. Chwilę potem próbowała się podnieść stękając i cała się trzęsąc, jednak straciła przytomność.

-Ganyu!- krzyknęli wszyscy poza Zhonglim, który patrzył z przerażeniem. Nikomu o tym nie mówił, ale Ganyu była dla niego jak przyrodnia córka. Jednak nie był w stanie powiedzieć jej prawdy kim tak naprawdę jest dla dobra całego Liyue. Jednak teraz, kiedy ten sekret został zdradzony, czół, że musi coś zrobić koniecznie by ją ochronić.

-Childe! Co w ciebie wstąpiło?- powiedział Zhongli, który starał się zachować zimną krew.

Chwilę potem Childe przestał krzyczeć oraz szarpać się, a następnie wyprostował się. Wówczas wszyscy zobaczyli, jak wylatuje z niego czarna aura w postaci dymu, a jego niebieskie oko w masce zmieniło kolor na miedziany. Tak samo jego deluzja.

-Ostrzegałem. Jego deluzja wchłonęła moc ciemności, która została wzmocniona do tego stopnia, że przejęła nad nim kontrolę. To oznacza, że jest teraz moją marionetką.- powiedział Dainsleif, który chwilę potem pstryknął palcami. Wówczas Childe jak zaczarowany stanął za Dainsleifem, po czym patrzył się na swoich przyjaciół.

-Aether. Weźcie Ganyu i wynoście się stąd.- powiedział Uldrix.

-Co?- spytała się Hu Tao.

-Będziemy z nimi walczyć.- powiedział Dexter.

-I być może skończy się to śmiercią waszego przyjaciela.- dopowiedział Wales.

-Co? Nie odejdziemy stąd! A już na pewno nie pozwolimy wam zabić Childa!- powiedział zły Aether tym co usłyszał.

-Ja też nie! Skopię temu uczniowi tyłek za Ganyu. Chociaż miałabym za to przypłacić życiem.- powiedziała Keqing.

-Ja również się nigdzie nie ruszam. Nie dopóki nie spalę jego truchła na stosie.- powiedziała równie zdeterminowana Hu Tao.

-Nie.- powiedział Zhongli, który po chwili zapanował nad swoimi ludzkimi emocjami.

-Co?!- spytali się wszyscy zaskoczeni.

-Nie mamy najmniejszych szans w walce z nim. A już na pewno nie wówczas, kiedy nie możemy używać naszych mocy.- powiedział Zhongli spokojnie, po czym podniósł głowę i spojrzał na resztę.

-Ale…- zaczęła Paimon.

-Żadnych ale Paimon. Nie zamierzam stracić was tak samo jak mojej narzeczonej. A już szczególnie jeśli cierpią na tym najbliższe mi osoby.- powiedział Zhongli.

-A więc naprawdę jesteś Moraxem? Przez ten cały czas ukrywałeś przed wszystkimi swoją tożsamość? Ale… dlaczego?- spytała się zaskoczona Keqing tym czego się właśnie dowiedziała. Hu Tao również była zaskoczona.

-Możecie o tym pogadać później? Na przykład wtedy, kiedy będziecie na zewnątrz?- spytał się Dexter zirytowany.

-Mimo tego i tak zostaję. Nie pozwolę wam zabić Childa. Wiem, że on tam nadal jest i że próbuje z tym walczyć.- powiedział charyzmatycznie Aether.

-Jeśli on tak mówi, to Paimon też się nigdzie nie rusza.- powiedziała pewna siebie.

-Tak też myślałem.- powiedział Dexter, a następnie odwrócił się do nich i pstryknął palcami prawej ręki. Nagle wokół Aethera i reszty pojawiła się osłona świtu, która zamknęła wszystkich w środku.

-Co ty robisz?!- spytał się zaskoczony i jednocześnie zły Aether, który próbował przejść przez barierę, która była nie do sforsowania. Każde uderzenie odbijało jego rękę z taką samą siłą jaką uderzył.

-Ratuję ci i reszcie tyłki przed waszą głupotą. I nie próbujcie nawet sforsować tej bariery. Osłona Świtu nowego strażnika jest ciężka do sforsowania, a co dopiero kogoś tak doświadczonego jak ja. A teraz czas by Strażnicy wykonali swoją powinność wobec ludzkości.- powiedział Dexter, a następnie odwrócił się w kierunku wrogów i cały zaświecił się światłem próżniowym, a w prawej ręce trzymał tarczę uformowaną z światła. Również Uldrix i Wales zajęli się światłem słonecznym. Uldrixowi z tyłu wyrosły ogniste skrzydła, a w prawej ręce pojawił się miecz. Natomiast Wales dzierżył Asa Pik, który cały płonął.

-Nigdy jeszcze nie widziałam takiej magii.- powiedziała Keqing zapominając na chwilę o sytuacji w której się znaleźli.

-Pan Uldrix jest zaiste potężny, ale żeby ktoś potrafił postawić taką mocną barykadę? Muszę przyznać, że nawet moja bariera z litej skały jest niczym drewniana tarcza w porównaniu z murem przy tej mocy. - powiedział zaskoczony Zhongli.

-Dalej moja marionetko. Pokaż co jesteś warta.- powiedział Dainsleif.

-Tak panie.- powiedział posłusznie Childe, a następnie rzucił się przed siebie na swoich dotychczasowych sojuszników.

Wówczas Dexter postawił przed nim fioletową barykadę, która spowodowała, że Childe został oślepiony po czym zatrzymał swoja szarżę zasłaniając oko i warcząc przy tym. Dexter wykorzystał to i rzucił przed siebie granat tłumiący, który wybuchł otaczając Childa fioletowym pyłem. Wówczas wrócił on do ludzkiej formy, a następnie stracił przytomność.

-Pora na ciebie – „uczniu".- powiedział Wales celując do Dainsleifa ze swojego płonącego rewolweru. Reszta strażników również przyjęła pozycje defensywne.

-Nie znacie jeszcze mojej prawdziwej mocy. Za to ja znam waszą. Nie jesteście jeszcze gotowi na walkę ze mną. A pokonanie tego człowieka władającego tak żałosną abominacją prawdziwej ciemności nie stanowiło by nawet problemu dla strażnika, który dopiero zmartwychwstał. A poza tym mam na dzisiaj jeszcze dwa zaplanowane spotkania. Możecie się tutaj na ten czas rozgościć, albo wrócić. Wasz wybór. Jednak nie martwcie się. Jeszcze się spotkamy, obiecuję.- powiedział Dainsleif, a następnie odwrócił się, po czym zniknął niczym mgła.

-Uciekł?- spytał się Wales, który wygasił swoją moc. Podobnie zrobiła reszta.

-Na to wygląda.- powiedział Dexter, a następnie klasnął dłońmi powodując, że osłona znikła. Wówczas wszyscy pobiegli do Ganyu za wyjątkiem Aethera, który podszedł do strażników.

-Co chcesz?- zapytał się Dexter.

-Chcę przeprosić za swoje zachowanie. Wiem, że działałeś dla naszego dobra, ale nie chciałem pozwolić na to, żeby Childe zginął. Choć nie wygląda, to jest to pogodny, uśmiechnięty chłopak. Do tego ma młodszego brata, którego kocha ponad wszystko. To właśnie z tego powodu bałem się, czy go nie zabijecie, bo wiem, że nie miał by z wami najmniejszych szans.- powiedział Aether.

-To akurat wiem. Bez problemu położyłem go na glebę. Ale jak mi się odgrażał…- powiedział Wales śmiejąc się.

-Wales, daruj sobie. Pokonać śmiertelnika to dla strażnika żaden wyczyn ani powód do dumy. A wracając do ciebie. Nie mam do ciebie żalu Aether. Wiem, że chciałeś dobrze. Najważniejsze jednak, że chłopak żyje. Mam tylko nadzieję, że kontakt z ciemnością nie przyniesie dla niego żadnych negatywnych skutków ubocznych.- powiedział Dexter.

Tym czasem reszta grupy była przy nieprzytomnej Ganyu. Była cała poobijana a w niektórych miejscach skóra była mocno zdarta do krwi. Nikt nie wiedział jak rozległe obrażenia mógł zadać ten cios.

-Ganyu, słyszysz mnie? Ocknij się.- powiedział zaniepokojony Zhongli, który obrócił ją na plecy i położył jej głowę na swoich nogach siedząc w pozycji klęczącej próbując ją ocucić.

-Co z nią?- zapytał się Aether, który chwilę potem podbiegł razem ze strażnikami.

-Nie wiemy. Jest cała poobijana. Że też nikt z nas nie potrafi leczyć.- powiedziała bezsilna Hu Tao.

-Odsuńcie się. Ja akurat mogę jej pomóc.- powiedział Uldrix.

-Pan? Pan potrafi leczyć?- spytała się zaskoczona Keqing.

-Tak. My czarownicy nie mamy takiego pancerza jak tytani, czy zwinności jak Łowcy. Z tego powodu musieliśmy wymyślić coś, co pozwoli nam przeżyć w trakcie zmasowanego ostrzału. Padło więc na moc leczenia.- powiedział Uldrix, który klęknął przy Ganyu, a następnie wystawił otwartą dłoń w której pojawił się jego duch Mars.- Zobacz co jej dolega przyjacielu.- powiedział do niego.

Wówczas Mars podleciał do Ganyu, a następnie wniknął w nią, a chwilę potem pojawił się nad nią i zaczął ją skanować. Następnie zniknął i pojawił się koło Uldrixa.

-Nie wygląda to najgorzej, ale dobrze również nie jest. Kręgosłup jest cały, jednak jest wiele krwiaków podskórnych, jakieś zadrapania i dość poważne wstrząśnienie mózgu. Poza tym nie widzę nic poważniejszego. Jednak w te zadrapania może wdać się jakaś infekcja, więc zalecam szybkie działanie.- powiedział Mars.

-Skąd ty to wiesz?- spytała się zaskoczona Paimon.

-Jestem przede wszystkim maszyną. Potrafię wniknąć w żywy organizm i zbadać ją od środka oraz od zewnątrz. Pod warunkiem, że mam w swojej pamięci dane na temat danego gatunku.- powiedział Mars.

-Później dowiecie się jak działają duchy. Na razie jednak pozwólcie, że zajmę się waszą przyjaciółką.- powiedział Uldrix.

-Odsuńcie się. On potrzebuje miejsca do działania.- powiedział Dexter.

Wówczas wszyscy posłusznie odsunęli się, a Zhongli położył jej głowę delikatnie na ziemię i również odsunął się.

Wówczas Ganyu, poruszyła się. Chwilę potem otworzyła ociężale oczy, a następnie zobaczyła jak wszyscy stoją dookoła niej.

-Co… Co się dzieje?- spytała się zaniepokojona cicho. Była zdezorientowana, a w jej oczach było widać strach.

-Ganyu? Obudziłaś się!- powiedziała szczęśliwa Hu Tao.

-Nie dobrze. To może spowodować pewne komplikacje.- powiedział Uldrix.

-Jakie komplikacje?- zapytał się Zhongli zaniepokojony, choć starał się to ukryć.

-Moc której używam do leczenia jest pochodną światła solarnego. Dla strażników to już nie ma większego znaczenia, ale dla osoby, która nigdy jeszcze nie miała styczności ze światłem, może spowodować niewyobrażalny ból. Jakby się paliła żywcem, choć to tylko i wyłącznie złudzenie.- powiedział Uldrix.

Wówczas wszyscy spojrzeli na Dextera z wielkimi oczyma.

-Chyba sobie żartujesz… Prawda?- powiedziała Keqing.

-Chciałbym, ale taka jest prawda. Leczyłem już kiedyś tą mocą zwykłych śmiertelników i nie było żadnego, który by nie wył w agoniach. Na uspokojenie mogę powiedzieć, że żadna osoba nie zginęła i rany wszystkich zagoiły się.- powiedział Uldrix.

-Mało pocieszające.- powiedziała Paimon, która zaczęła sobie wyobrażać ten niewyobrażalny ból.

-Zapytajmy się może w takim razie Ganyu o zdanie. Od niej będzie zależeć, czy chce być wyleczona natychmiast z pewnymi niedogodnościami, czy dostać pomoc w Liyue, gdzie jej rany najprawdopodobniej będą się leczyć dłużej i ciężej.- powiedział Dexter.

-Zróbcie to.- powiedziała po chwili słabym głosem Ganyu.

-Jesteś tego pewna?- zapytała się zaskoczona Keqing.

-Tak. Jeśli to ma mi pomóc i w ogóle nie zaszkodzić, to jestem za. Poza tym słyszeliście ducha Pana Uldrixa. Jeśli moje rany nie zostaną szybko opatrzone, to może wdać się w nie zakażenie.- powiedziała Ganyu.

-Wobec tego przystępuję do dzieła. Chcę tylko cię uprzedzić, że jeśli zainicjuję tą moc, to nie będę w stanie tego zatrzymać. Jesteś na pewno gotowa?- zapytał się jej Uldrix.

-Tak. Jestem na pewno gotowa.- odpowiedziała z pewnym głosem.

Wówczas Uldrix skierował swoją prawą dłoń w lewo zginając ją w łokciu i zaciskając pięść, w której zaczęło się świecić białe światło, które chwilę potem rozbłysło. Wówczas cisnął swoją lewą rękę z otwartą dłonią w ziemię powodując, że pod nim pojawiła się duża biała poświata, która zaczęła wirować zgodnie ze wskazówkami zegara. Chwilę potem Ganyu zaczęła szczerzyć zęby, a chwilę potem skomleć, by na końcu wrzeszczeć z bólu.

-GANYU!- krzyknęła Hu Tao, która rzuciła się w stronę cierpiącej Ganyu, jednak zatrzymała ją Keqing.

-Co robisz?!- spytała się zaskoczona zachowaniem swojej przyjaciółki.

-Wierzę, że Pan Uldrix wie co robi. Ty też musisz mu zaufać.- powiedziała.

Wówczas Hu Tao spojrzała z bólem na cierpiącą Ganyu, a potem wszyscy zobaczyli jak wszystkie jej rany zaczęły się świecić na złoto po to, by chwilę potem zupełnie się zagoić. Chwilę później wyrwa znikła, a Ganyu zaczęła ciężko dyszeć.

-Skończyłem. Jak się czujesz?- zapytał się jej Uldrix, który pomógł jej usiąść, a następnie przykucnął.

-Dobrze. Dziękuję panu za ratunek.- powiedziała wdzięczna Ganyu.

-Taka moja praca.- odpowiedział Uldrix, który następnie wstał.

Wówczas wszyscy podeszli do Ganyu i zaczęli oglądać ją zaskoczeni, że na jej ciele nie ma ani jednej rany.

-Jak ty to zrobiłeś?- spytała się zaskoczona Hu Tao.

-Słodka tajemnica mojej klasy.- powiedział Uldrix.

-Dobrze, skoro wszyscy są cali, to chyba czas wracać do reszty.- powiedział Wales.

-Zapomnieliśmy jeszcze o tamtym.- powiedział Uldrix.

-Racja, Childe.- powiedział Aether, a następnie wszyscy do niego podeszli. Był nadal nieprzytomny, a jego deluzja nadal miała kolor pomarańczowo-miedziany.

-Dziwne. Jego deluzja cały czas jest w tym kolorze.- powiedziała Paimon.

-To dla tego, ze ten jego amulet wchłonął potężniejszą moc ciemności, niż ta, którą dysponował.- powiedział Dexter, a następnie kucnął przy nim i chwycił za jego deluzję. Nagle Childe otworzył oczy i chwycił za rękę Uldrixa. Jego oczy były nienaturalnie rozszerzone, a źrenice wąskie jak główki od szpilek.

-On nadchodzi.- powiedział Childe.

-Co?- zapytali się wszyscy zaskoczeni za wyjątkiem strażników.

-On nadchodzi. Jego niezmierzona ciemność stłumi całe światło. I uwolni nas od klątwy życia i śmierci. Jego nieprzenikniona mądrość doprowadzi nas do wiecznej chwały i pokona waszego fałszywego bożka.- powiedział Childe ozięble. Jego uczucia i emocje były spłaszczone. W jego oczach natomiast było widać obłęd o którego nigdy nikt by nie osądził.

-O czym on mówi?- spytała się zaskoczona Keqing.

-Jasne.- powiedział szyderczo Dexter po czym odepchnął jego rękę, a następnie zerwał z niego deluzję i potężnym ściskiem zmiażdżył ją tak, że rozprysła się na setki kawałków. Wówczas Childe zaczął się dusić i łapczywie zaczął próbować złapać powietrze.

-Na 7 Archontów! On się dusi!- powiedziała przerażona Ganyu patrząc na jego agonie.

-Elizjasz! Zbadaj go na cito!- powiedział do niego Dexter.

Wówczas Elizjasz natychmiast zaczął go badać. Najszybciej jak tylko był w stanie. Po kilkunastu sekundach pojawił się przy Dexterze.

-To żadna choroba, ani uszkodzenie. To jakaś moc. Coś w sposób nie fizyczny zapycha jego tchawicę i wypełnia jego płuca nie pozwalając przedostać się powietrzu.- powiedział Elizjasz.

-GA…GANYU!- powiedział próbując łapczywie złapać powietrze.

-Jestem.- powiedziała przerażona siadając przy nim na kolanach po przeciwnej stronie.

-PRZE…PRZEPRASZAM, ŻE CIĘ… SKRZYWDZIŁEM.- powiedział ze skruchom w głosie starając się mówić wyraźnie cały czas rzężąc.

-Nic nie mów. Nie mam do ciebie ani drobiny żalu. Zostałeś opętany przez złe moce i nie byłeś sobą.- powiedziała łapiąc go oburącz za prawą dłoń.

-Dziękuję.- powiedział te ostatnie słowo płynnie, a następnie odpłynął.

-Hej! Hej! Childe! Obudź się to nie jest śmieszne!- powiedziała Ganyu ze łzami w oczach. Reszta również była przestraszona.

-Żyje.- powiedział Dexter przykładając lewy palec do jego szyi, a następnie zaczął myśleć.- Uldrix. Masz może jakiś pomysł jak to zrobić?- zapytał się go.

-Szczerze powiedziawszy… to pierwszy raz kiedy… nie wiem. Po prostu nie wiem.- powiedział zrezygnowany nie kryjąc jak jest mu głupio.

-Ale ja wiem.- powiedziała inna osoba wysokim damskim głosem. Wówczas wszyscy się odwrócili, a następnie zobaczyli inną postać. Była ubrana w coś na kształt ponczo. Było ono podarte w wielu miejscach oraz były widoczne na nim ślady cerowania. Zakrywało ono prawą rękę, a lewa była całkowicie odsłonięta. Była ona metalowa w kolorach białym i czarnym. Z łokcia natomiast wychodził jej kolec. Na głowie miała kaptur w kolorach granatowym i złotym. Na nogach miała obcisłe spodnie na których znajdowały się dwa paski, które podtrzymywały sakwę. Jej stawy na nogach i rękach były mechaniczne. Na plecach nosiła karabin pulsacyjny „Nie ma czasu na wyjaśnienia". Jednak to co najbardziej rzucało się wszystkim w oczy, to niebieskie oczy i metalowa twarz.

-Elsi? To naprawdę ty?- spytał się zaskoczony Dexter nie wiedząc, czy to nie jest jakaś sztuczka.

-Tak, to prawdziwa ja.- odpowiedziała, gdy stanęła przed wszystkimi jakieś 5 metrów od nich.

-Znacie się?- zapytała się zaskoczona Keqing.

-Przyjaciele, poznajcie proszę Elizabeth Bray. Moją mentorkę, która nauczyła mnie władać Stazą i wprowadziła w tajniki władania mocą ciemności.- przedstawił ją Dexter.

-Pozwólcie, że odłożę uprzejmości na bok. Widzę, że macie dość ciężki przypadek. Wiem jak temu zaradzić.- powiedziała do niego.

-Co mam zrobić?- zapytał się Dexter, który odłożył zaskoczenie i analizę, jak jego mentorka znalazła się w tym świecie.

-Ty nic. Odsuńcie się trochę i dajcie mu przestrzeń do oddychania.- odpowiedziała Elizabeth, a następnie podeszła do Childa, a następnie kucnęła przy nim i wyciągnęła z sakwy jakiś dziwny odłamek, który położyła na sercu Childa, a następnie wstała i oddaliła się na kilka kroków. Wówczas wokół Childa zaczęły odzywać się dziwne szepty, które słyszał tylko on. Nagle wziął głęboki wdech, otworzył szeroko oczy i szybko usiadł oddychając ciężko.

-Childe!- krzyknęła szczęśliwa Ganyu, która przytuliła się do niego czule. On natomiast zaskoczony siedział z rozłożonymi ramionami nie wiedząc, co się stało, jednak chwilę potem odwzajemnił te uczucie. Wszyscy natomiast za wyjątkiem strażników i Elizabeth patrzyli się na to zaskoczeni.

-Myślałam, że już nie wstaniesz.- powiedziała Ganyu, która spojrzała na niego z zapłakanymi oczami.

-Jak widzisz… Miewam się całkiem dobrze.- powiedział Childe, który był cały czas zakłopotany.

-Chciałam ci tylko powiedzieć, że wybaczam ci tamto.- powiedziała Ganyu, która się uspokoiła i uśmiechnęła do niego szczęśliwa.

-Tamto?- zapytał się zaskoczony Childe. Nagle w jego głowie wylała się rzeka wspomnień. Wówczas pobladł.

-Ja… dziękuję… Chodź nie zasługuję.- powiedział Childe.- Co mi się w ogóle stało? Nie pamiętam prawie niczego.- powiedział Childe.

-Zostałeś zainfekowany mocą ciemności. Bardzo potężną dawką, która o mało cię nie zabiła. Ustabilizowałam tą moc dzięki odpryskowi z kruxu ciemności. Jednak nie będę w stanie pomóc ci się jej pozbyć.- odpowiedziała Elizabeth.

-Kim jesteś?- zapytał się zaskoczony Childe widząc przybysza.

-Nie ma czasu by to objaśniać. Są ważniejsze rzeczy do roboty. A jeśli naprawdę chcesz wiedzieć kim jestem to zapytaj się Dextera. Wie o mnie prawie wszystko.- powiedziała Elizabeth.

-Możemy już stąd iść? To miejsce mnie przeraża.- powiedziała Hu Tao, która była zaniepokojona.

-Przecież łudź została roztrzaskana. Jak chcesz to zrobić?- zapytał się Childe, który wstał.

-Mogę z tym pomóc.- powiedziała Elizabeth, a następnie odeszła parę kroków od reszty i postawiła dziwne urządzenie na ziemi, po czym odeszła od niego. Wówczas urządzenie zaiskrzyło, a przed nimi otwarł się portal podobny do wiru, który był zasysany do środka. W środku natomiast znajdowała się czarna dziura.- Ten portal zabierze was do najbliższego lądu. Wchodźcie.- powiedziała.

-A ty?- zapytał się Uldrix.

-Ja muszę wracać teraz na Europę, ale jeszcze się spotkamy.- odpowiedziała Elizabeth.

-Skoro dostałaś się tutaj bez mniejszego problemu, mogłabyś jakoś pomóc połączyć nas z Wierzą? Bardzo potrzebujemy tutaj pomocy Ikory i jej Ukrytych.- powiedział Dexter.

Wówczas Elizabeth zaczęła czegoś szukać, a następnie wyciągnęła pewne małe walcowate urządzenie.

-Łap.- powiedziała do niego, gdy je rzuciła.

-Co to jest?- zapytał się zdziwiony.

-Upadli z Rodu Zbawienia nie są najinteligentniejsi, ale dysponują technologią, która bywa użyteczna jeśli wie się jak jej używać. Włącz to na najwyższym szczycie tej krainy. Ten transponder wyśle sygnał SOS, który będzie w stanie okrążyć całą Drogę Mleczną.- powiedziała.

-Skąd wiesz, że jesteśmy cały czas w Drodze mlecznej, a nie na przykład w Andromedzie?- zapytał się jej Uldrix.

-Ponieważ nigdy nie byłam poza naszą rodzimą Galaktyką, a i moja moc nie pozwala mi na podróżowanie poza sieć Vexów. A teraz idźcie już. Ta piramida nie jest bezpieczna nawet bez obecności jej pana.- powiedziała, a następne odwróciła się i poszła gdzieś. Chwilę potem zmieniła się w świecący pył, który gdzieś zniknął.

-Znikła?- zapytała się zaskoczona Ganyu.

-Wielu strażników to potrafi, my również.- powiedział Dexter, a następnie wszyscy razem poszli do portalu.

Tym czasem na zewnątrz wszyscy zastanawiali się cały czas nad Piramidą. Wszyscy byli ciekawi, co skrywa. Niektóre grupy Łowców skarbów chcieli się nawet tam wybrać i zobaczyć co skrywa ten tajemniczy obiekt.

-To już prawie 3 godziny, a ich jeszcze nie ma.- powiedziała zaniepokojona Ningguang.

-Mi też się to nie podoba.- powiedziała Jean martwiąc się o Aethera.

Nagle wszyscy zaczęli widzieć przez chwilę na szaro, a przed nimi zaczęło się formować jakieś dziwne białe wzory, które były geometryczne. Chwilę potem pojawiły się białe sylwetki ludzi z których wypadli strażnicy razem Aetherem i resztą. Potem wszyscy zaczęli widzieć znowu normalnie.

-Aether!- powiedziała Zaskoczona Jean, która natychmiast podbiegła do niego. Tak samo zrobiła Ningguang, która podbiegła do Zhongliego.

-Skąd oni się tutaj wzięli?- dało się słyszeć odgłosy zdziwienia.

-Co to za magia?- odezwał się ktoś inny.

-Robicie niemałe zamieszanie wśród tutejszych mieszkańców.- powiedziała Ningguang.

-A tak, byłbym zapomniała. To jest Ningguang. Tak jak ja należy do Qixing.- powiedziała Keqing.

-Miło mi poznać kogoś tak ważnego, ale pozwolicie, że odłożę uprzejmości na później. Muszę się dowiedzieć jaki szczyt albo obiekt jest najwyżej w Tayvacie?- zapytał się Dexter.

-Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że może ci chodzić o Jadeitową Komnatę.- odpowiedziała Keqing.

-A gdzie to jest?- zapytał się Dexter nie wiedząc.

Wówczas wszyscy pokazali palcami nad siebie. Gdy Dexter i inni strażnicy zobaczyli gdzie to jest, skrzywili się.

-Nie powiem. Kto ktokolwiek wybrał sobie taki sposób mieszkania, na pewno lubi piękne widoki.- powiedział Dexter.

-Potraktuję to jako komplement.- powiedziała Ningguang.

-A więc to ty tam mieszkasz?- zapytał się zaskoczony Uldrix.

-Mieszkam to za wiele powiedziane. To bardziej nasza kwatera główna jako organizacji.- powiedziała Ningguang.

-Rozumiem. Mogę zatem jakoś się tam dostać? Dostałem urządzenie, dzięki któremu będę mógł wezwać wsparcie, ale muszę dostać się na najwyższy punkt. Tylko wówczas będę mógł nadać transmisję.- powiedział Dexter.

-Ja się zgadzam. Przyjaciel Pana Uldrixa jest też naszym przyjacielem.- powiedziała bez wahania Keqing.

-Ja też tak uważam.- powiedziała Ganyu.

-No cóż, skoro dwie najważniejsze postacie w naszej organizacji są po waszej stronie, to ja również będę musiała. Dobrze więc. Odnajdźcie człowieka o imieniu Bu'yun. On pomoże wam dostać się do naszej siedziby.- powiedziała Ningguang.

-Tutaj jestem Pani.- powiedział machając w tłumie.

-Przepuścić go.- wydała rozkaz Ningguang.

Wówczas wszyscy zrobili korytarz, przez który mężczyzna przeszedł.

-Dziękuję Pani. A co do Pana, jestem strażnikiem strzegącym wejścia. Idźcie za mną.- powiedział, a następnie zaczął gdzieś iść. Nie wiele myśląc Dexter poszedł za nim. Po pewnym czasie dotarli do pewnego budynku, a następnie podeszli do pewnej platformy.- Proszę wejść na tą platformę. Zabierze Pana prosto na sam szczyt.- powiedział Bu'yun pokazując rękę kłaniając się przy tym.

Wówczas Dexter niewiele myśląc wszedł na platformę, która chwilę potem poleciała na górę. Gdy tam doleciał, natychmiast podszedł do budynku i zaczął się po nim wspinać na najwyższą iglicę.

-Hej! Co ty tam robisz?!- krzyknął do niego z dołu jeden ze strażników.

-Mam ważną sprawę do załatwienia na dachu. Mam pozwolenie od Ningguang oraz Keqing i Ganyu.- powiedział przekonywująco Dexter.

-Nie wiem skąd dostałeś pozwolenie od takich ważnych ludzi i co tam zamierzasz, ale ostrzegam. Jeden zły ruch i będziesz miał kłopoty.- powiedział strażnik.

-Taa, jasne.- powiedział arogancko Dexter, gdy strażnik odszedł, a następnie zaczął się wspinać dalej. Kilka minut później dotarł na samą górę. Najwyższej iglicy.

-Dobra Elizjasz, zrób z tego użytek, dobra?- powiedział do niego Dexter.

Wówczas Elizjasz pokazał się, a następnie przeskanował urządzenie.

-Połączyłem się. Zaraz zacznę transmisję do kwatery głównej strażników Ostatniego Miasta.- powiedział Elizjasz.

Tym czasem w ostatnim mieście, w kwaterze głównej, na jednym z ekranów pokazał się sygnał na przeciwnym końcu drogi mlecznej.

-Widzisz to?- powiedział jeden z obserwatorów.

-Tak.- odpowiedział mu inny kompan.

Chwilę potem usłyszeli jak coś mówi, jednak głos był zbyt cichy, żeby cokolwiek zrozumieć.

-Komputer, popraw jakość dźwięku najbardziej jak to tylko możliwe.- powiedział operator do SI sterującej całym centrum.

Wówczas komputer zaczął coś robić. Chwilę potem dźwięk stał się wyrazisty i zrozumiały.

-Wieża, słyszycie mnie? Tu strażnik 6601. Czy ktoś mnie słyszy? Zgłoście się, odbiór!- brzmiał komunikat.

-Tu Wieża, słyszycie nas?- powiedział bez chwili wahania operator.

-Dzięki niech będą Wędrowcowi. Mówi duch strażnika Dextera – Elizjasz. Jest może przy was Ikora? Bardzo jej teraz potrzebujemy.- powiedział.

-Nie ma jej w centrum, ale zaraz ją wywołam. Dajcie mi chwilę i się nie rozłączajcie. Wasz sygnał jest dość blady, jednak powinniśmy być w stanie ustalić waszą aktualną pozycję.- powiedział obserwator.

-Poczekamy.- powiedział Elizjasz.- Udało się, mamy połączenie. Ikora za chwilę powinna odebrać połączenie.- powiedział duch do swego strażnika.

-Wspaniałe wieści. Jak tylko się odezwie, przełącz się na głośnomówiący.- powiedział Dexter.

-Tak jest.- odpowiedział Elizjasz.

Tym czasem Ikora jak zwykle siedziała na placu targowym w swoim miejscu obserwując Wędrowca z rękoma założonymi za siebie. Jej głowa była cała zapełniona myślami o tym co się stało.

-Strażniczko Ikoro? Słyszy mnie Pani?- zapytał się jeden z operatorów w centrum dowodzenia.

-Tak, o co chodzi?- zapytała się stojąc niezmiernie.

-Mamy na linii strażnika Dextera. Powiedział, że koniecznie chce się z Panią skontaktować.

-Powiedz mu, że za chwilę będę.- powiedziała Ikora bez wahania, a następnie zaczęła iść w stronę centrum dowodzenia.

Tym czasem Dexter czekał na połączenie siedząc na krześle, które wytworzył za pomocą swojego światła. Oglądał jedną ze swoich broni nudząc się przy tym.

-Dexter, słyszysz mnie?- powiedział znajomy głos.

-Ikora? Cieszę się, że cię słyszę. Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Nie wiem gdzie jestem, ale technicy właśnie pracują nad ustaleniem naszej lokalizacji. Gdy tylko będzie ona dostępna, przyleć tutaj najszybciej jak tylko będziesz w stanie z oddziałem Ukrytych. Tak jak moja wizja mi mówiła, pojawiła się tutaj jedna z tych piramid.- powiedział Dexter, który zerwał się pośpiesznie ze swojego krzesła, a następnie podszedł do swojego ducha.

-Są z tobą Uldrix i Wales?- zapytała się go.

-Tak, ale nie przy mnie. Obserwują piramidę czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Byliśmy już w środku. Nie różni się niczym od tej, która jest na księżycu, Europie czy w Świecie Tronowym Savathun. Jednak musimy ustalić, co ona tutaj robi, oraz przygotować się na wypadek ewakuacji tej krainy, gdyby miała skończyć jak Neptun czy IO.- powiedział Dexter.

-Zrobię co w mojej mocy. Cieszę się, że twoje światło nadal pulsuje i cię nie opuściło.- powiedziała Ikora z ulgą i zadowoleniem.

-Ciężko jest mnie zabić. Jako mój zwierzchnik powinnaś to wiedzieć najlepiej.- powiedział Dexter.

-Tak, wiem to. Wybacz mi to głupie twierdzenie. Zrobimy to co w naszej mocy, ale najpierw musimy wiedzieć, czy ten sygnał, który wyświetla nam się na radarze należy do ciebie i czy naprawdę tam jesteś.- powiedziała Ikora.

-Poczekam. Kiedy mogę się was spodziewać?- zapytał się Dexter.

-Myślę, że powinniśmy dać radę dotrzeć do ciebie maksymalnie za tydzień. Do tego czasu czekaj tam na nas i kontynuuj swoje zadanie.- powiedziała Ikora.

-Tak jest, do zobaczenia.- powiedział Dexter.

-Do zobaczenia.- powiedziała Ikora, a następnie połączenie zostało zakończone.

-Dobra, a teraz wracajmy do naszych przekazać im dobre wieści.- powiedział Dexter.

Wiesz już, gdzie oni są?- zapytała się Ikora jednego z operatorów.

-Tak. Sygnał pochodzi z Ramienia Oriona. Około 100 lat świetlnych od naszego układu.- odpowiedział szczytując dane z komputera.

-Dobrze, każ przygotować jeden z frachtowców. Zapakujcie tam statki drużyny Alfa 1 oraz inny sprzęt, który wyślę ci na specjalnej liście. Wszystko ma być gotowe na jutro, czy to jasne?- zapytała się Ikora.

-Tak Pani Ikoro. Przygotujemy wszystko na jutro.- powiedział salutując jej.

-Dobrze, liczę na was. Tu chodzi nie tyle o życie jednych z najlepszych strażników, ale również niewinnych ludzi, których ciemność może pożreć razem z ich światem.- powiedziała Ikora, a następnie odwróciła się i zaczęła gdzieś iść, a następnie znikła jako niebieski pył.