Rozdział 4: Potęga Ciemności

Tym czasem w wymiarze, gdzie znajdowała się Siedziba zakonu Abyss, trwała narada. Był to wymiar, który był stworzony za pomocą magii Heraldów zakonu. Całość była w ponurych barwach, a salę rozświetlały granatowo-fioletowe płomienie, które paliły się w pochodniach na dachu. Na samym środku sali znajdował się tron na którym siedziała Lumine. Był on zrobiony ze skały oraz gałęzi cierniowych. Przed nią natomiast stała trójka najwyższych hierarchią postaci. Byli to od lewej do prawej Lektor Fioletowej Błyskawicy, Herald z którym walczył Uldrix oraz Lektor Bezdennych Płomieni. Cała trójka klęczała przed majestatem ich księżniczki.

-Jak twoje rany?- zapytała się go Lumine patrząc się na całą trójkę bez uczuć.

-Dobrze, dziękuję, że Pani się mną interesuje.- powiedział Herald.

-Jesteś mi potrzebny tak samo jak twoi wyżsi rangą towarzysze. Więc powiedz mi jeszcze raz. Kto ci to zrobił?- powiedziała Lumine spokojnie.

-Nie wiem kim on był, ale tak samo jak Pani pochodzi z innego świata. Jego moc jest potężniejsza niż ta, którą może zapewnić wizja. Jednym silnym atakiem elektrycznym odebrał mi wszystkie siły i poważnie zranił, a potężny oddział Hilichurlsów, któremu przewodziło kilkoro magów Abyssu zmiótł za pomocą potężnej magii ognia. Jego broń oraz ubiór również były niecodzienne. Można by rzec, że był jednoosobową armią.- powiedział Herald.

-To bardzo złe wieści. Jeśli naprawdę jest tak silny, jak mówiłeś, to lepiej mieć go po swojej stronie. Wyślę innego Heralda za ciebie, by zbadał go dokładniej i spróbował przeciągnąć go na naszą stronę. W przeciwnym razie będziemy zmuszeni dołożyć wszelkich starań, żeby się go pozbyć. Nic nie może powstrzymać Abyssu przed wielkim triumfem.- powiedziała Lumine.

-Och, doprawdy?- dało się słyszeć w całej hali głos. Był spokojny, jednak na swój sposób przerażający. Nagle wszystkie ognie zgasły, a w sali zapanował mrok. Wszyscy Heroldzi przyjęli pozycje bojowe, a Lumine wstała ze swojego tronu i wyciągnęła miecz.

-Kto tam jest?- spytała się zaskoczona i jednocześnie zła rozglądając się na wszystkie strony.

Wówczas przed nimi pojawiła się mgła z której wyszła znajoma Lumine postać, tylko w innym ubiorze. Był to oczywiście Dainsleif. Miał założone za siebie dłonie i szedł powolnym krokiem w stronę Lumine i jej świty.

-Dainsleif. Nie wiem czy jesteś odważny czy głupi zjawiając się tutaj.- powiedziała Lumine. Czuła jednak, że coś jest nie tak. Jej odwieczny wróg był jakiś… Inny. Jakby został wzmocniony jakąś mocą sięgającą poza Tayvat.

-Muszę przyznać, że nieźle się tutaj urządziliście. Przytulnie tu jak na takie mroczne klimaty. Może wezmę coś z tego do swojej piramidy.- powiedział rozglądając się na prawo i lewo.

-Przestań się zgrywać i powiedz czego chcesz.- powiedziała Lumine.

-Bezpośrednia, takich ludzi lubię najbardziej. Przejdę więc do rzeczy. Przez wiele lat byłem pogrążony w smutku, złości i innych negatywnych emocjach. Latami myślałem jak zemścić się za to, co stało się w Khaenri'ah. Ale niedawno odpowiedź przyszła do mnie. Mój Pan i mistrz przekazał mi moc, wiedzę i siłę. Wszystko co do tej pory czułem, czym się kierowałem… było ślepym zaułkiem. Tak samo zemsta na Celestii. Ale teraz rozumiem co należy zrobić. Zamierzam ich nawrócić i zbudować lepszy świat z ich pomocą. Świat pozbawiony życia i śmierci. A wy mi w tym pomożecie.- powiedział Dainsleif, który spojrzał na Lumine wzrokiem bez uczuć. Wówczas przeszedł przez nią chłód. Olbrzymi chłód, który ją sparaliżował na chwilę, jednak szybko się otrząsnęła.

-Ty? Niby jak?- zapytał się jeden z Heraldów.

-Nie chcecie wiedzieć co potrafię. Jestem jedynie uczniem, który chce nieść wolę swojego Pana.- powiedział Dainsleif.

-W takim razie pozwól, że ja przekażę ci wolę Abyssu. Jedyną i prawdziwą.- powiedział Lektor ognia, a następnie przed nim pojawił się jego katalizator, który w środowej części przypominał żyroskop.

-Nie radzę ci tego robić. Moja moc już od początku, kiedy przyjąłem dary mojego pana wzbiła się ponad was wszystkich. A po tylu latach treningu jestem dla was niczym bóg.- powiedział Dainsleif stojąc niewzruszony z rękoma za sobą.

-NONSENS! Nie ma silniejszych od nas! Wkrótce cały Tayvat ugnie się przed nami, potem archonci, a na samym końcu sama Celestia! GIŃ!- powiedział, a następnie cała jego prawa dłoń została zakryta przez płomienie, którymi cisnął w Dainsleifa. Cała moc jednak przeleciała przez niego jak przez ducha.

-CO JEST?!- powiedział zaskoczony Lektor. Inni natomiast również się zdziwili.

-Moja kolej.- powiedział Dainsleif, a następnie po jego prawej stronie pojawiła się glewia stojąc pionowo. Była podobna do tej, jaką dzierżył Rhulk- pierwszy uczeń Świadka, który został zabity przez strażników. Obracała się powoli, a ze swojego dziwnego ostrza emanowała dziwna energia w kolorze pomarańczowo – złotym. Wówczas Dainsleif wyciągnął przed siebie prawą rękę lewą trzymając cały czas za sobą. Nagle nad jego głową uformowała się jakaś energia tego samego typu, którą emanowała glewia. Była w postaci dużej kuli, z której bił promień wycelowany prosto w lektora.

-UWAŻAJ!- krzyknęła Lumine, która zorientowała się co się może za chwilę wstać, jednak zrobiła to za późno. Wówczas z kuli wyleciał jakiś dziwny twór przypominający serpentynę z nieznanego metalu, która kręciła się dookoła osi. Szybko uderzyła w Lektora, który wrzasnął z bólu i odleciał do tyłu uderzając przy tym w ziemię. Jego katalizator również upadł na ziemię i cały się potrzaskał jak naczynie z porcelany.

-To tylko ułamek mojej mocy. Jesteście dla mnie zwykłymi śmieciami, ale zamiast was zgnieść jak karaluchy, ja zamierzam was wybawić. Ponawiam swoją propozycję. Przyjmijcie dary mego pana, a razem odbijemy Tayvat i uczynimy go miejscem znacznie lepszym niż to, czym jest teraz.- powiedział Dainsleif.

Wówczas Lektor i Herald spojrzeli na siebie, a następnie na Lumine.

Ona natomiast pokiwała głową, żeby się nie zgadzali.

-Nie. Nie zdradzimy naszych ideałów, ani naszej księżniczki.- powiedział pewny siebie, a następnie wysunął swoje dwa ostrza. Drugi Lektor natomiast przyzwał swój katalizator, który był podobny do poległego lektora z tym, że zamiast czerwono - pomarańczowy był granatowo – fioletowy.

-Tak też myślałem.- powiedział, a następnie zaczął coś robić rękoma. Nagle jego glewia rozbłysła jeszcze bardziej, a następnie cała dwójka zaczęła się zwijać z bólu łapiąc się za głowę. Słyszeli szepty, które wręcz ich paraliżowały.

-Należycie teraz… do mnie.- powiedział podnosząc prawą dłoń do góry.

Wówczas oboje przestali się wić, a następnie wyprostowali się powoli stojąc prosto.

-Tak mistrzu.- powiedzieli oboje patrząc się przed siebie. Chwilę potem również poległy Lektor wstał i dołączył do szeregu.

-Nie…- powiedziała przerażona Lumine patrząc jak trzech jej najbardziej zaufanych ludzi staje po stronie jej największego wroga.

-Przyłącz się do mnie Lumine. Zrób to dla całego Tayvatu.- powiedział do niej Dainsleif spokojnie, jednak z wyczuwalną grozą w głosie.

-Prędzej zginę niż to zrobię!- powiedziała zła cofając się.

-Szkoda, ale skoro masz takie życzenie, to nie będę ci się przeciwstawiać. Twoi przyboczni starczą mi na razie w zupełności.- powiedział, a następnie pstryknął palcami.

Wówczas całą trójka odwróciła się w stronę Lumine i zaczęła iść w jej stronę.

-Nie… Nie zbliżajcie się.- powiedziała przestraszona cofając się. Nagle potknęła się o wystający kant dywanu, a następnie przewróciła się upadając na tyłek. Wówczas widząc, że nie da rady wstać, zaczął się czołgać do tyłu cały czas trzymając swój miecz w prawej ręce. W jej oczach było widać strach.

-Pełznięcie nic ci nie da. Dobrze wiesz, że nie masz obecnie szans nawet z Haraldem, a co dopiero z dwoma Lektorami. Usiądź grzecznie, to może wszystko potoczy się bezboleśnie.- powiedział Dainsleif.

Chwilę potem Lumine doczołgała się do samej ściany. Widząc, że jest bezbronna, zaczęła się cała trząść ze strachu.

-P… proszę… nie! Chcę do brata! Proszę!- rozkleiła się Lumine.

Nagle obok niej otworzył się portal z którego wyszedł mroźny mag Abyssu.

-Księżniczko, tutaj!- powiedział do niej pod wpływem adrenaliny mag.

Nagle na prawej ręce drugiego Lektora zaczęły skakać błyskawice, a sama ręka zaczęła się świecić na fioletowo.

Wówczas Lumine niewiele myśląc zaczęła biec w stronę portalu.

-Próbujesz wyjść z parapetówki zanim w ogóle się zaczęła? Jak niegrzecznie.- powiedział Dainsleif, a następnie skierował w jej stronę wyprostowaną dłoń przypominającą znak stop. Wówczas jego glewia wystrzeliła ze swojego ostrza metalowe oszczepy w stronę Lumine, które przypominały długie na 1,5m ciernie. Wbijały się bez problemu w ścianę.

-Mam cię.- powiedział Dainsleif, a następnie jego glewia wystrzeliła kolec prosto w Lumine. Ta natomiast zdążyła wskoczyć za magiem do portalu, a kolec wbił się w środek ściany, gdzie wcześniej był portal. Dainsleif natomiast opuścił dłoń, a następnie chwycił lewą dłonią glewię nie patrząc się na nią. Wówczas cała moc oplatająca glewię znikła.

-Chodźcie za mną moi uczniowie. Czas złożyć wizytę tym na górze.- powiedział Dainsleif.

-Tak mistrzu.- powiedzieli wszyscy trzej, a następnie ruszyli za nim.

Tym czasem po drugiej stronie portalu wyszła Lumine razem z magiem, który ją uratował.

-Tu już powinniśmy być bezpieczni.- powiedział mag.

-Dziękuję.- powiedziała Lumine. Jednak gdy zrobiła jeden krok do przodu, poczuła przeszywający ból. Zacisnęła oczy i warknęła.

-Księżniczko? O nie…- powiedział przerażony mag, który zobaczył co spowodowało ten ból. W prawym biodrze Lumine znajdował się jeden z kolców, którymi strzelał Dainsleif do niej. Przeszedł tyłem i wyszedł przodem utykając pośrodku.

-T… to…ttootto nie może być prawda! Nasza księżniczka! I co teraz poczniemy?! Co z proroctwem?!- powiedział przerażony mag.

-To nic. Dam sobie radę.- powiedziała zmuszając się do postawienia kroku. Jednak to zakończyło się jeszcze większym bólem, a Lumine tym razem wrzasnęła i przewróciła się na bok ze łzami w oczach.

-Skąd wziąć pomoc?! Kto może pomóc?! Ja nie znam się na magii leczniczej!- zaczął panikować mag rozglądając się wszędzie.

Wówczas Lumine złapała maga za jego prawą dłoń. On natomiast spojrzał na nią zdziwiony.

-Proszę… nie kłopocz się. Czuję, że zostało mi już nie wiele czasu. Mam do ciebie ostatnią prośbę. Proszę, odnajdź mojego brata. Chcę się z nim pożegnać i przeprosić za wszystkie krzywdy, które mu wyrządziłam.- powiedziała Lumine błagalnie.

-Ale…- zaczął zakłopotany.

-Proszę…- powiedziała uraniając dwie łzy z obu oczu.

-Dobrze księżniczko. Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy, żeby odnaleźć twojego brata. Ale co z tobą?- zapytał się.

-Poradzę sobie. Nie jestem małym dzieckiem.- powiedziała Lumine.

Wówczas mag nie zadając zbyt wiele pytań zniknął.

-Obyś zdążył bracie.- powiedziała Lumine. Jej sukienka w miejscu rany była natomiast coraz bardziej czerwona.

Mag natomiast zaczął się rozglądać. Był nad klifem. Pod nim rozpościerała się przystań Liyue. Był dzień, a słońce było już po górowaniu.

-Oby brat Jej wysokości tam był.- powiedział do siebie, jednak chwilę potem dostrzegł przy dokach zbiorowisko, a następnie odwrócił się w prawą stronę i dostrzegł piramidę.

-To chyba tam ukrywa się ten przeklęty drań. Moc, która biła od Dainsleifa jest taka sama jak ta bijąca od tej rzeczy. Wydaję mi się, że tego kogo szukam znajdę w tamtym tłumie. Zobaczmy, czy ta magia, której uczyłem się tak długo, w końcu zadziała. – powiedział mag, a następnie lekko uniósł swój kostur, zrobił nim kilka obrotów zgodnie ze wskazówkami zegara, a następnie gdy gwiazda znajdująca się na jego szczycie rozbłysła, uniósł kostur najwyżej jak tylko potrafił. Nagle błysło biało – błękitne światło, a gdy znikło w miejscu maga stał już nie on, ale mężczyzna. Był on w granatowym kimonie z białymi obwódkami na brzegach. Na barkach miał zarzucone białe futro. Na oczy miał nałożone okulary z prostokątnymi soczewkami w kolorze czarnym. Włosy były krótkie z czuprynką w kolorze śnieżnym.

-Proszę, udało się.- powiedział zafascynowany patrząc się na swoje ciało.- Ale świętowanie na później. Teraz rzeczy ważniejsze.- powiedział do siebie, a następnie palcem serdecznym lewej ręki poprawił swoje okulary, po czym teleportował się jeszcze niżej. Gdy miał postawić kolejny krok, poczuł czyjąś obecność. Wówczas spojrzał w swoje prawo i zobaczył strażnika, który siedział na głazie pod drzewem. Patrzył się zdziwiony na maga pod postacią człowieka.

-Jak ty się tu znalazłeś?- spytał się zaskoczony strażnik.

Wówczas mag zaczął się patrzeć na prawo i lewo, a następnie spojrzał na strażnika.

-Podejdź tu no na chwilę.- powiedział mag kiwając do niego palcem.

-Po co?- spytał się leniwie strażnik.

-W takim razie ja podejdę. Mam ci coś do powiedzenia.- powiedział mag, a następnie podszedł do niego i kucnął przed nim.

-Więc co chcesz mi powiedzieć?- zapytał się go strażnik leniwie patrząc mu prosto w oczy.

Wówczas mag powiedział coś w niezrozumiałym języku.

-Co?- powiedział strażnik ze skwaszoną miną.

Nagle cały zamienił się w bryłę lodu dopasowaną idealnie do swojego kształtu ciała.

Trochę tu jeszcze posiedzisz człowieku.- powiedział mag, a następnie zaczął iść dalej przed siebie.

Tym czasem Dexter patrzył się przed siebie w dół. Stał cały czas przed krawędzią Jadeitowej Komnaty. Widok był nieziemski.

-Wiesz co Elizjasz? Korci mnie, żeby zrobić pewną rzecz.- powiedział Dexter.

-Jaka?- zapytał się Elizjasz, który pojawił się po jego prawej stronie.

-Pamiętasz jak ćwiczyłem z światłem elektrycznym?- spytał się go Dexter.

-Tak, co w takim razie zrobić?- zapytał się Elizjasz.

Tym czasem na dole wszyscy byli cały czas skupieni w jednym miejscu. Uldrix i Wales czekali na swojego dowódcę razem z innymi.

-Gdzie on jest? Minęły już dwie godziny, a jego nadal nie ma.- powiedział zły Uldrix.

-Nie denerwuj się tak. To nie byłby pierwszy raz, kiedy tak nas wystawił.- powiedział Uldrix.

-Zawsze jest taki niepunktualny?- spytał się Aether.

-Niepunktualny… Bywa, że jedna minuta to dla niego jedno pokolenie śmiertelników.- powiedział Wales.

-Żartujesz sobie, prawda?- powiedziała zaskoczona Hu Tao.

-Nie, to był akurat sarkazm, ale idealnie oddający jak płynie dla niego czas.- powiedział Uldrix.

-Uldrix, Wales, jesteście tam?- zapytał się znajomy głos przez jego ducha.

-Dexter, ty stary capie, gdzie jesteś?!- powiedział zły Uldrix.

-Korci mnie, żeby zrobić pewną rzecz. Możesz poprosić razem z innymi, żeby wszyscy stanęli w dużym, pustym w środku okręgu?- powiedział do nich Dexter.

-Po co?- spytał się Wales.

-Muszę wam się tłumaczyć? Po prostu to zróbcie. Będzie elektryzująco.- powiedział Dexter.

-Chyba już wiem, co chce zrobić.- powiedział Wales z załamanym głosem.

-Nie lubię tego mówić, ale chyba masz rację.- powiedział Uldrix, który po tym ostatnim zdaniu domyślił się o co chodzi.

-Co? O co chodzi?- zapytała się Jean, która nie wyglądała na zadowoloną.

-Zaraz dowiecie się, a teraz zróbcie okrąg.- powiedział Uldrix.

Wówczas wszyscy zaczęli mówić kto gdzie ma iść i po kilku minutach powstał prawie perfekcyjny okrąg.

-Nadal chciałabym wiedzieć co to będzie.- powiedziała zaniepokojona Paimon.

-Dobra ty dziwolągu. Rób ten swój „skok wiary".- powiedział Uldrix przez radio do Dextera.

-Dziękuję za pozwolenie.- powiedział Dexter.

-O czym on mówi?

-Skok wiary?

-Czy to jakiś ich rytuał?- rozbrzmiewały pytania.

-No to czas działać.- powiedział Dexter, który cofnął się najdalej jak tylko mógł. Chwilę potem po jego ciele zaczęły skakać niebieskie wyładowania, a następnie zaczął biec przed siebie, gdy był na krawędzi, odbił się od niej. Będąc w powietrzu skulił się, a następnie wybuchł cały energią elektryczną na którą wszyscy patrzyli zaskoczeni. Chwilę potem zobaczyli jak w stronę ziemi pędzi jakiś obiekt, którego okalały pioruny i elektryczność. Za sobą zostawiał ogon podobny do komety. Chwilę potem uderzył w ziemię powodując wybuch energii elektrycznej. Większość wówczas wrzasnęła osłaniając się. Podmuch był tak mocny, że kimona większości tubylców podwinęły się do góry odstawiając ich bieliznę. Chwilę potem kurz opadł, a przed nimi stał w pozycji skulonej Dexter. O dziwo nie było pod nim żadnego krateru, ani zniszczeń.

-Co to było?- spytała się zaskoczona Jean. Jednak najbardziej zaskoczona była Ei razem z Yae. Również Lisa i Keqing nie kryły, że są zaskoczone. Cała trójka władała mocą Elektro i nigdy nie widzieli tak potężnej mocy. Również sama archonka była zdziwiona.

-To? Tytani nazywają to Kodeksem Rakiety. Ćwiczyłem używanie światła elektrycznego wiele lat. To prawdopodobnie najpotężniejsza moc jaką dysponujemy, a dzięki pewnej zbroi mogę nawet potroić jej siłę.- powiedział Dexter.

-Pancerz, który zwiększa moc magiczną?- powiedziała zaskoczona Jean.

-Gdzie można taki dostać?- spytała się zaciekawiona Keqing.

-Nigdzie. Nie produkuje się ich. To pozostałości po złotym wieku. Szansa, że trafisz na taki jest poniżej 1%.- powiedział Dexter.

-Brzmi jak robota dla łowcy skarbów.- powiedział Aether.

-Z całym szacunkiem. Miejsca gdzie znajdują się takie artefakty są często chronione i to mocno. Chociaż chronione to złe słowo. Mówiąc dokładniej to zamieszkałe przez wrogie istoty, które nie lubią, gdy ktoś wchodzi ich w brudnych butach do domu. Strażnik taki jak ja może mieć z nimi problemy, a co dopiero zwykli śmiertelnicy jak wy.- powiedział Dexter.

Tym czasem mag doszedł już do miejsca zgromadzenia. Zaczął się przepychać przez tłum mając nadzieję, że znajdzie osobę, której szukał.

-Mam nadzieję, że on tu będzie. Że nie zużyłem tyle swojej mocy na darmo.- powiedział mag, który chwilę potem znalazł się na samym przodzie. Wówczas zobaczył Aethera wraz z innymi.- Udało się. Teraz jakoś muszę go odciągnąć od reszty i zaprowadzić do księżniczki.- powiedział mag.

Tym czasem Uldrix poczuł coś dziwnego. Jakąś moc, którą kojarzył z pierwszego spotkania z istotami z Abyssu, którym zrobił pogrom. Wówczas obrócił się w stronę z której czuł tą tajemniczą moc i zobaczył maga w przebraniu.

-Ej ty!- powiedział Uldrix.

-Ja?- spytał się mag grając zaskoczonego.

-Tak ty geniuszu percepcji. Podejdź tu.- powiedział Uldrix.

-Uldrix? Co się dzieje?- zapytał się go zdziwiony Dexter.

-Nie podoba mi się ten koleś. Emituję energię jednej z istot, którą zamieniłem w spalony rumsztyk.- powiedział Uldrix.

-Czego ode mnie chcesz?- zapytał się go mag.

Wówczas Uldrix stworzył w swojej prawej dłoni granat tłumiący, a następnie cisnął nim w maga. Mag wówczas został oblepiony cząstkami światła próżniowego, które stłumiło całą jego moc wrzasnął, a następnie wrócił do swojej właściwej formy.

-Co do...?!- powiedziała zaskoczona Keqing.

Inni również spojrzeli zdziwienia na przybysza, jednak chwilę potem Aether razem z innymi przybrali postawę obronną wyciągając swoją broń.

-NIE, NIE, NIE! CZEKAJCIE! DAJCIE MI SIĘ WYJAŚNIĆ!- krzyknął przerażony mag zasłaniając swoją twarz dłońmi cały czas lewitując.

-Mów szybko, bo ręka mi świerzbi, żeby skrócić cię o głowę.- powiedział zły Aether, który opuścił swój miecz mając cały czas go w gotowości.

-Two… Twoja siostra! O…ona umiera!- powiedział nadal przerażony zakrywając się dłońmi.

Wówczas Aether spojrzał z niedowierzaniem na maga, a następnie spuścił gardę.

-Kłamiesz!- powiedział z niedowierzaniem, przygotowując się do zamachu.

-MÓWIĘ PRAWDĘ! Przysięgam na Celestię i wszystkich Archontów! Wykrwawia się! Nie zostało jej dużo czasu!- powiedział przerażony mag przygotowując się na ewentualny cios.

Wówczas Aether odwrócił się do reszty.

-Co o tym sądzicie?- zapytał się swoich przyjaciół.

-Jak dla mnie to podpucha. Jedyne czego nauczyłam się o Abyss, to żeby nikomu nie ufać z tego towarzystwa.- powiedziała Keqing.

-Ja również mam do tego złe przeczucia.- powiedziała Ganyu.

-Ja wyczuwam, że mówi prawdę.- powiedział Uldrix.

-Niby skąd ty to wiesz?- spytała się Hu Tao.

-Wyczuwam to po jego oddechu, biciu serca oraz tętnie. Jest naprawdę przerażony. To daje mi pewność, że nie kłamie.- odpowiedział Uldrix.

-Załóżmy, że mówisz prawdę. Jaką mam gwarancję, że jeśli pójdę odnaleźć siostrę, to ty nie wbijesz mi noża w plecy?- zapytał się Aether.

-Bo ona mnie prosiła, żebym cię do niej zaprowadził. To jej prawdopodobnie ostatnia wola. A ja nie chcę łamać obietnicy złożonej mojej księżniczce.- powiedział mag.

Wówczas Aether spojrzał na Uldrixa. Ten natomiast kiwnął głową.

-Dobrze, chodźmy.- powiedział Aether po chwili namysłu.

-Idę z wami. Przyda wam się ktoś, kto będzie w stanie postawić ją na nogi.- powiedział Uldrix.

-Dobrze. Ja i Wales zostaniemy tutaj na wypadek gdyby zaczęło się coś dziać. Jeśli będziesz w tarapatach, kontaktuj się z nami. – powiedział Dexter.

Wówczas Uldrix kiwnął głową, a następnie przyzwał swojego wróbla.

-Wskakuj.- powiedział do Aethera.

Wówczas ten posłusznie zrobił to co mu kazał.

-A ty prowadź. Mam nadzieję, że jesteś w miarę szybki, bo nie zwykłem czekać na kogoś.- powiedział z pewną kpiną w głosie do maga.

Mag nie odpowiedział, tylko zaczął lecieć przed siebie. Wówczas Uldrix lekko podwinął manetkę gazu, a następnie wróbel powoli zaczął lecieć za magiem dotrzymując mu tępa.

Tym czasem Lumine słabła z każdą minutą. Leżała na ziemi cały czas myśląc o tym czy zdąży ten ostatni raz zobaczyć swojego brata zanim ogarnie ją ciemność.

-Aether, proszę. Tak bardzo nie chcę umierać, ale los nie daje mi wyboru. Chcę ten ostatni raz zobaczyć twoją twarz. I przeprosić za wszystko.- powiedziała Lumine rozgoryczona próbując zostać przytomną. Chwilę potem usłyszała jakieś głosy. Były głośne i brzmiały jak zwiastun kłopotów.

-Hej! Ktoś tam leży!- krzyknął ktoś.

Wówczas Lumine odwróciła się w stronę z której dochodził głos. Wówczas zobaczyła kilku zamaskowanych zbirów. Byli to łowcy skarbów.

-No, no, no. Ładna dziewczynka. Tylko coś przecieka.- powiedział szyderczo jeden z nich. Było ich 6 i wszyscy otoczyli ją. Jeden był gruby i miał ze sobą łopatę, trzech było uzbrojonych w kusze, a dwóch pozostałych miało coś podobnego do koktajli Mołotowa.

-To co z nią robimy?- zapytał się inny.

-Nie wygląda na kogoś z Tayvatu. Nie zostało jej wiele czasu patrząc po tej kałuży krwi. Ale jej ubrania wyglądają jakby zostało zrobione z jakiejś drogiej tkaniny. Może gdy zejdzie rozbierzemy ją i opchniemy jej łaszki za niezłą sumkę.- powiedział kolejny.

-Tylko spróbujcie!- powiedziała próbując wstać, jednak chwilę potem krzyknęła z bólu.

-Jeszcze kontaktuje, interesujące. Może jednak do czegoś nam się jeszcze przyda.- powiedział kolejny.- Chen, chciałeś kiedyś zostać prawdziwym mężczyzną. Masz teraz szansę.- dopowiedział chwilę potem.

-Ale tak przy was I to jeszcze z taką, która może w każdej chwili zdechnąć? Przykro mi, ale nie zamierzam zostać nekrofilem pornografem.- powiedział stanowczo Chen.

-Jak tam sobie chcesz. Ale taka okazja szybko się nie powtórzy o ile w ogóle.- powiedział po chwili inny.

-Ale…- zaczął Chen.

-Tchórz!- powiedział jeden.

-Tchórz!- powtórzyła reszta jego kumpli.

-No już dobrze, dobrze. Jeśli się ode mnie odwalicie, to zrobię to.- powiedział zły Chen, a następnie kucnął przed Lumine.

-Błagam, nie…- powiedziała załamanym głosem ze łzami w oczach.

-To nie potrwa długo.- powiedział rozpinając klamrę swojego paska. Jednak, kiedy miał już się zabrać za Lumine, wszyscy poczuli coś dziwnego w powietrzu. Wiatr przestał wiać, a ptaki przestały śpiewać. Wszystko jakby zamarło.

-Co się dzieje?- zapytał się zaskoczony jeden z łowców.

Nagle na niebie pojawiła się czarna macka, która zaczęła się podkradać do niego.

-UWAŻAJ!- krzyknął do niego jeden z kumpli. Zrobił jednak to za późno, ponieważ macka zdążyła już chwycić nieszczęśnika, a następnie podniosła go do góry, gdzie jej moc przeszła błyskawicznie na ciało nieszczęśnika, po czym rozpłynęła się razem z nim.

-Co to było do cholery?!- powiedział inny przerażony.

-Nie wiem! Jakaś czarna magia?!- powiedział inny również przerażony.

Chwilę potem pojawiły się kolejne, które uprowadziły kolejnych łowców, którzy zaczęli wrzeszczeć jak baby, po czym skończyli tak samo. Chwilę potem pozostała dwójka również została pochłonięta przez tajemnicze macki. Chwilę potem został tylko Chen i Lumine.

-Chyba będzie lepiej, jeśli się stąd pójdziemy.- powiedział do Lumine również przerażony Chen zaciągając spodnie.

-Żebyś potem wykorzystał mnie w krzakach? Nie dziękuję, wolę już umrzeć niż zostać zgwałcona prze ciebie.- powiedziała stanowczo.

Wówczas wszyscy usłyszeli dziwny dźwięk, który zaczął się nasilać. Po chwili zobaczyli wróbla, na którym siedział Uldrix, a za nim Aether. Gdy wróbel zatrzymał się i obaj zeskoczyli.

-LUMINE! - krzyknął przerażony Aether podbiegając do swojej konającej siostry, a następnie klęknął przy niej.- Coś ty jej zrobił?!- krzyknął chwilę potem do Chena, któremu przyłożył swój miecz do krtani.

-Nic! Nic jej nie zrobiłem!- powiedział z rękoma do góry.

-Nie zrobiłeś, czy nie zdążyłeś?- powiedziała zła Paimon z założonymi rękoma.

-Potem sobie wyjaśnicie te sprawy. Teraz są inne priorytety.- powiedział Uldrix, a następnie podszedł do Lumine i zaczął ją oglądać. – Straciła bardzo dużo krwi. Obawiam się, że jeśli teraz pozbędę się tego ostrza, to ona się wykrwawi zanim zdążę rzucić światło uzdrawiające.- powiedział zakłopotany Uldrix.

-Musi być przecież jakiś sposób! Przecież wy Czarownicy ponoć jesteście najmądrzejsi! Wymyśl coś…. Proszę…- powiedział Aether błagalnie czując niemoc jaka go ogarnia.

Chwilę potem na prawo od nich utworzyła się skaza, z której wyszły znajome sylwetki. Byli to łowcy skarbów, którzy byli wcześniej z Chenem. Wyglądali jednak zupełnie inaczej.

-Nie… To nie może być…- powiedział przerażony. Chen patrząc się na przybyłych. Byli cali czarni łącznie ze skórą i ubraniami. Ich twarze były zakryte białą poświatą. Wylatywała z nich energii przypominająca dym. Wszyscy co chwilę mieli drgawki.

-Pochwyceni.- powiedzieli razem Aether i Uldrix.

-Kto? To przecież moi kumple! Jeszcze chwilę potem z nimi stałem!- powiedział Chen nie dowierzając w to co widizał.

-To już nie są twoi kumple. Teraz to pozbawione rozumu, prymitywne istoty atakujące wszystko co będzie w ich zasięgu wzroku jednocześnie nie będąc nimi.- powiedział Uldrix, który wyciągnął swój PM.- Aether, pilnuj ich. Ja się zajmę tą czarną masą.- powiedział Uldrix.

Wówczas Aether wziął na ręce Lumine i pobiegł gdzieś się schować. Razem z nimi pobiegł Chen.

-No dobra, pokażcie mi w takim razie czy jesteście godnymi przeciwnikami dla mojego światła.- powiedział Uldrix, który zaczął lewitować nad ziemią.

-To on potrafi latać?- powiedział zaskoczony Chen.

-I znacznie więcej.- powiedział Aether, który zaczął oglądać się na Lumine.

-Aether… Braciszku, tak cieszę się… że cię widzę.- powiedziała wpatrzona w niego jak w obrazek.

-Pocieszysz się jeszcze więcej, kiedy postawimy cię na nogi siostrzyczko. Co za gnida cię tak urządziła?- spytał się zły Aether.

-Dainsleif.- powiedziała spuszczając wzrok.

Wówczas Aether poczuł w sobie wściekłość i nienawiść.

– Dainsleif… Zabiję gnoja.- powiedział prawie że strzykając zębami.

-Aether… to już nie jest… ten sam Dainsleif… co wcześniej.- powiedziała z wysiłkiem.

-Wiem, już się z nim spotkałem wcześniej.- powiedział Aether.

Chwilę potem usłyszeli potężny wybuch, oraz mocny błysk, przez który musieli zmrużyć oczy. Gdy cała trójka spojrzała w tamtą stronę, zobaczyli spaloną ziemię, a przed płomieniami stał Uldrix.

-Słabe wysiłki.- powiedział, a następnie zaczął iść w stronę trójki.

-Ty jesteś nosicielem wizji?- zapytał się zaskoczony Hen.

-Nie używam zupełnie innej mocy. A teraz pozwólcie mi ją obejrzeć, zanim nie daj Wędrowcze zacznie się runda druga.- powiedział Uldrix, a następnie kucnął przy niej i zaczął oglądać ranę.

-I co z nią? Przeżyje?- zapytał się zdenerwowany Aether.

-Ten cierń… Czuję z niego znajomą moc. Obawiam się, że nie będę mógł jej pomóc na miejscu. Ten cierń jest przesycony mocą ciemności, która rozproszy moje światło jeśli rzucę wyrwę. Najpierw będzie trzeba ten kolec usunąć, ale przedtem jakoś przetoczyć jej krew. Jeśli chociaż tkniemy ten kolec to, wykrwawi się na śmierć nie mówiąc już o uszkodzeniach wewnętrznych.- powiedział Uldrix.

-To co możemy teraz zrobić?- zapytał się rozpatrzony Aether.

-Zabierzemy ją do Liyue. Tam pomyślimy co dalej.- powiedział Uldrix, a następnie wystawił przed siebie dłoń w której pojawił się Mars.- Mars, masz może dostęp do mojej kolekcji?- zapytał się go.

-Tak.- odpowiedział Mars.

-Dobrze, zamień mój obecny wróbel na Angelos M3-D1.- powiedział Uldrix.

-Już.- powiedział Mars.

Wówczas Uldrix przyzwał zupełnie innego wróbla, który przypominał nosze przytwierdzone do silnika anty-grawitacyjnego, które można było sterować.

-Aether, połóż ją na noszach.- powiedział do niego Uldrix.

Wówczas Aether wziął ją delikatnie na ręce i równie delikatnie położył ją na noszach.

-A teraz wsiadaj, a co do ciebie, jesteś wolny. I nie pokazuj się więcej nam na oczy, albo poznasz moc mojego światła.- powiedział Uldrix zaciskając prawą dłoń w pięść. Wówczas zajęła się ona złotym ogniem.

-Ale…- zaczął mag.

-Posłuchaj go. Dziękuję ci za pomoc. Oraz za twoją służbę.- powiedziała do niego Lumine.

-Tak jest Pani. Służba dla księżniczki była dla mnie zaszczytem.- powiedział.

-Wówczas Lumine kiwnęła głową, a Uldrix popchnął manetkę gazu, a wróbel ruszył przed siebie. Ze względu jednak, na pasażerów, użył tylko połowy mocy.

Tym czasem w Celestii wszyscy, którzy byli świadomi prawdziwego stanu rzeczy toczyli swoje własne życie. Było to majestatyczne miejsce godne bogów. W głównej najwyższej wierzy odbywało się zebranie wszystkich bóstw, którzy sprawowali prawdziwą władzę nad Tayvatem. Wśród nich była również Nomiap oraz paru innych bogów. Debatowali nad tym co się dzieje. Czuli poważne zaniepokojenie niespodziewanym gościem. Najbardziej jednak zaniepokoiła ich moc, która emanowała z piramidy. Niezwykle potężną i nieznana dla nich do tej pory. Było ich 7. Każdy odpowiadał za archonta, który władał jego żywiołem. Nad nimi była Nomiap, która nimi przewodziła i była panią Celestii.

-Drodzy przyjaciele. Zebraliśmy się tutaj, żeby zacząć obrady na temat ostatnich wydarzeń. Mianowicie dziwnego obiektu, który pojawił się nad Liyue wczoraj. Jego moc jest nam nieznana i mroczna. Zapewne każdy z was czuje potęgę, która jest na swój sposób przerażająca. Jakie macie pomysły, żeby pozbyć się tej rzeczy z naszego nieba?- spytała się wprost Nomiap.

-Po co niszczyć skoro można przejąć ten obiekt? Przecież może on zawierać coś co może być przydatne.- powiedział bóg, skały. Wyglądał na kogoś w podeszłym wieku, ponieważ miał dużo zmarszczek, jego włosy były siwe i długie. Sięgały do jego lędźwi, a na samym końcu były związane swego rodzaju niebieską przepaską. Na głowie posiadał kręcone, czarne rogi przypominające poroże starego jelenia. Ubrany był w brązowy płaszcz, pod którym posiadał coś w rodzaju kaftanu zapinanego na klamry.

-Mów za siebie. Ja nie zamierzam ryzykować swojego życia. Ciarki mnie przechodzą jak tylko spojrzę w tamtą stronę. – odpowiedziała bogini, której atrybutem była woda. Miała długą suknię stworzoną z czegoś co przypomina jedwab. Była w kolorze ciemnego błękitu. Na jej ramionach były dwa naramienniki wzorowane na ukwiałach. Jej włosy były czarne, spięte za pomocą niebieskiej spinki przypominającej kraba. Jej oczy były w kolorze morskim. Z twarzy wyglądała jakby miała 20 lat.

-Ciekawa propozycja, szczerze powiedziawszy nigdy nie myślałam o tym. Rozważę to.- powiedziała Nomiap.

Nagle wszyscy poczuli zimno. Wszystko ucichło. Całe otoczenie było niczym w próżni. Wszyscy czuli tutaj czyjąś obecność. Kogoś potężnego.

-Kto tu jest?!- powiedziała zła i jednocześnie zaniepokojona Nomiap.

-Ta moc… To przecież ta sama, która wydobywa się z piramidy!- powiedział bóg odpowiedzialny za żywioł elektro. Jego korpus był chroniony zbroją płytową wzorowaną na samurajskim pancerzu. Była w kolorze ciemnego fioletu. Jego dół przypominał tunikę, która była biała. Spod butów wystawały mu charakterystyczne dla Inazumian sandały. Na plecach nosił długą wersję japońskiej katany – No-dachi. Był on czystej krwi Azjatą. Miał czarne włosy spięte w kok, który był zakryty tkaniną, a przez prawe oko od czoła do ust przez sam środek przechodziła głęboka szrama. Oko natomiast było białe, Drugie zdrowe było w kolorze fioletu. Jego cera przypominała 30latka.

-Już mnie wykryliście? Jestem pod wrażeniem.- powiedział znajomy głos, a następnie z cienia wynurzyła się przed nimi ta sama postać, którą był Dainsleif w swojej zbroi ucznia Świadka.

-To ty…?- powiedziała zaskoczona Nomiap.

-Pierwszy raz jestem w tym miejscu. I muszę przyznać, że nie próżnowaliście. Zastraszacie i ogłupiacie tych na dole, podczas gdy sami bogacicie się na potęgę ich kosztem. Nie ładnie.- powiedział Dainsleif z sarkazmem. Jego głos był chłodny, płaski i bez uczuć. Chodził powolnym jednostajnym krokiem, a opuszkami palców prawej dłoni sunął po stole, który znajdował się po jego prawej.

-Kim jesteś, że masz czelność nas osądzać?!- spytał się oburzony inny bóg, którego atrybutem był ogień.

-Kimś, kto przewyższył was wszystkich. I kimś, kto zniszczy całą Celestię oraz Abyss i tym, który zaprowadzi w tej stęchłej krainie równowagę.- odpowiedział Dainsleif

-Grozisz nam?!- spytał inny bóg, którego żywiołem był wiatr po czym cała siódemka wstała. Nomiap natomiast pokazała prawą ręką „stop". Wówczas wszyscy bogowie uspokoili się i usiedli powoli patrzą się na swoją przywódczynię.

-Zgadzam się z ich emocjami. Podaj mi choć jeden powód dla którego miałabym cię teraz nie zabić.- powiedziała Nomiap gotowa w każdej chwili do podjęcia walki.

-Kiedy tylko zniszczyłaś mój dom - Khaenri'ah, myślałem tylko o zemście na was wszystkich za krzywdy wyrządzone mi, mojej rodzinie i przyjaciołom. Byłem otumaniony bezsensownymi odczuciami, które jedynie zaburzały moje postrzeganie rzeczywistości. Ale przygarnął mnie mój mistrz, który dał mi moc, wiedzę i inne dary, które czynią mnie najpotężniejszą istotą w całym Tayvacie. Objawił mi całą prawdę i dał cel w życiu. Choć moja żałosna ludzka mentalność mi nie pozwala na przebaczenie, tak jako sługa najpotężniejszej mocy w całym wszechświecie chcę wam wybaczyć wasze zbrodnie i obdarzyć prawdziwą mocą. Sprawić by w Tayvacie wszyscy byli równi. To jest mój cel.- powiedział.

Wówczas wszyscy za wyjątkiem Nomiap spojrzeli na siebie, a następnie wybuchli śmiechem.

-Nie mogłem się spodziewać po takich pysznych, pustych tworach jak wy niczego innego. Ale nie zamierzam was jeszcze skreślić. Daję wam ostatnią szansę na zmianę zdania. Dołączcie do mnie. Stańcie się moimi sojusznikami i razem zmieńmy Tayvat na lepsze.- dopowiedział chwilę potem.

-Skoro uważasz się za takiego wielkiego zbawiciela, to udowodnij to.- powiedział bóg żywiołu elektro.

- Jedno z przykazań stary dekalog ludzi z innego wymiaru mówił "Nie wystawiaj Pana Boga swego na próbę". Ale ja bogiem nie jestem i nie zamierzam się na niego kreować. Co wy na to, że jeśli pokonam waszą przywódczynię, to wówczas przyłączycie się do mnie?- zaproponowała Dainsleif.

Wówczas wszyscy spojrzeli na siebie, a chwilę potem na Dainsleifa.

-Umowa stoi. Pokonaj Nomiap, a przyłączymy się do ciebie.- powiedział bóg żywiołu geo.

-Odważnyś się stał. Ale to za mało, żeby pokonać jednego z najpotężniejszych bogów w Celestii.- powiedziała Nomiap, a następnie w jej prawej dłoni pojawił się charakterystyczna sześcian. Dainsleifa natomiast zdjął z pleców swoją glewię, która chwilę potem zaczęła unosić się w powietrzu i znowu zamieniła się w kręcącą się serpentynę z dziwnego metalu.

-Spróbuj więc. Będę gentlemanem i pozwolę ci wyprowadzić pierwszy atak.

-Jakiś ty miły.- zakpiła Nomiap, a następnie zgniotła kostkę, którą trzymała w ręce. Wówczas pod Dainsleif nakreślił się złoty kwadrat, z którego wyskoczyła kostka podobna do tej, którą w ręce miała Nomiap. Dainsleif zdążył zrobić unik, a następnie wykonując ruchy rękoma sprawił, że z jego glewii wystrzeliło parę ostrzy takich jakie zraniło Lumine. Nomiap wówczas zablokowała je swoją magią, jednak z wielkim trudem. Ostatnie ostrze uderzyło z taką siłą, że nie wiele brakowało, a wbiło by się jej w prawe oko. Zaskoczyło ją to.

-Prawie mnie dostałeś. Ale prawie robi wielką różnicę.- powiedziała Nomiap, po czym całe ciało Dainsleifa zaczęło porastać masą kwadratów.

-Za łatwo.- powiedział Dainsleif tajemniczo, a następnie cała magia, która należała do Nomiap zmieniła kolor na bursztynowy. Ten sam kolor przeszedł również na Nomiap, którą zaczęła atakować jej własna moc.

-Co… Co się dzieje?!- krzyknęła przerażona widząc, że nie panuje nad swoją mocą.

-Spaczyłem twoją moc ciemnością powodując, że jest dla ciebie zbyt potężna byś mogła nią władać. Teraz skończysz tak samo jak wcześniej tamta dziewczyna, którą pochłonęłaś 500 lat temu. Chociaż chyba pamiętam jej imię. Chyba Lumine, czyż nie?- powiedział Dainsleif.

-Ty… Jeszcze się zemszczę! Zobaczysz!- krzyknęła, a chwilę potem cała została pochłonięta przez swoją magię, po czym zmieniła kształt w małą kostkę, którą można było schować do kieszeni. Magia, która porastała Dainsleifa zaczęła pękać, aż w końcu się rozprysła na setki odłamków.- To jak z naszą umową?- zapytał się Dainsleif bogów.

Wówczas cała siódemka ze strachem i respektem pośpiesznie uklękła przed Dainsleifem.

-Jakie są twe rozkazy panie?- zapytał się bóg żywiołu Geo.

-Na początku zanim zaczniemy cokolwiek robić, obdarzę was częścią mojej mocy.- powiedział, a następnie skierował w ich stronę prawą dłoń. Wówczas cała siódemka zaczęła się wić i stękać, a chwilę potem zaczął ulatniać się z nich czarny dym, a następnie uspokoili się.

-A teraz powstańcie moi adepci. Powiedział do nich.

Wówczas cała siódemka jednostajnie wstała i spojrzała na swojego nowego pana. Ich oczy były białe, a oni sami pozbawieniu uczuć niczym marionetki.

Wówczas Zhongli i Ei poczuli dziwne ukłucie, po którym warknęli i przewrócili się.

-Chodząca encyklopedio?- powiedziała zaskoczona Hu Tao.

-Ei!- powiedziała zaniepokojona Yae na widok upadającej bezwładnie przyjaciółki.

-Co się stało panie Zhongli?!- spytała się przerażona Keqing starając się zachować tajemnicę, która przed nią i resztą została objawiona.

-Celestia… Coś tam się… dzieje….- powiedział ociężale cały czas będąc otępiały.

-Ja… Też to... poczułam!- odpowiedziała Ei również osłabiona.

Strażnicy nie pozostali obojętni i podbiegli do otumanionych archontów. Wales do Ei, a Dexter do Zhongliego.

-Możesz wstać?- zapytał się Wales Ei.

-Chyba tak.- odpowiedziała nadal ospale.

-Niech ktoś przyniesie jakieś krzesło! Najlepiej z oparciem!- powiedział Wales.

-Ja również poproszę.- powiedział Dexter.

Wówczas natychmiastowo kilkoro ludzi poszło i przyniosło z pobliskiej kawiarenki dwa krzesła. Wówczas Uldrix i Wales pomogli archontom wstać i zaprowadzili ich pod ramię i pomogli usiąść.

-Chcecie wody, albo czego innego?- zapytał się Wales.

-Nie. Tylko odpocznę chwilę i zaraz wrócą mi siły.- powiedział Zhongli.

-Wcześniej powiedziałeś coś o Celestii. Czyżby Dainsleif maczał w tym swoje palce?- spytała się nagle Hu Tao.

-Czy to możliwe, że jest teraz w Celestii?- dodała zaskoczona Ganyu.

-Dla kogoś, kto potrafi chodzić po powietrzu nie powinno być rzeczy niemożliwych.- odpowiedziała Keqing.

Chwilę potem usłyszeli znajomy dźwięk wróbla, po czym odwrócili się w tamtą stronę i zobaczyli jak Uldrix wiezie na przodzie swojego wróbla jakąś dziewczynę, a za nim z tyłu siedział Aether.

-I jak poszło?- zapytał się Dexter podchodząc do Uldrixa i Aethera, którzy właśnie zeszli.

-Nie najlepiej. Udało nam się znaleźć siostrę Aethera, ale jest w bardzo złym stanie. Do tego zaatakował nas oddział pochwyconych.- powiedział Uldrix.

-Pochwyceni? Tak blisko miasta?- spytała się zaniepokojona Jean, która podsłuchała trochę.

-Co to są pochwyceni?- zapytał się Keqing.

-Na teraz niech wystarczy ci fakt, że wolałabyś umrzeć szybko i bezboleśnie niż spotkać się z nimi.- powiedział Uldrix.

-Co zrobimy z moją siostrą?- zapytał się Aether zaniepokojony jej stanem zdrowia. Była cała blada i ciężko było z nią utrzymać kontakt.

Wówczas Dexter podszedł do niej, a następnie jego ręka zaczęła porastać kryształami stazy, które chwilę potem przyłożył na brzuchu Lumine. Wówczas ta zaczęła zamarzać.

-C…co robisz?!- powiedział przerażony Aether.

-Daję jej szansę na przeżycie. W obecnej sytuacji nie mamy środków żeby jej pomóc. Zahibernowałem więc na pewien czas jej procesy życiowe, żeby mogła przetrwać do czasu, kiedy będzie można jej pomóc.- powiedział Dexter spokojnym głosem.- A teraz zabierzcie ją gdzieś, gdzie biedzie bezpieczna.- dopowiedział Dexter.

-Chyba wiem gdzie takie miejsce jest.- powiedziała Hu Tao.

-Dobrze więc, zabierzcie ją tam. Za niedługo przybędą posiłki z ostatniego miasta i pomogą jej.- powiedział Dexter.

Chwilę potem Wales poczuł się dziwnie. Czuł jak po jego obwodach przechodzi dziwnie znajome impulsy, które nie wróżyły nic dobrego.

-Coś nie tak Wales?- zapytał się go Uldrix widząc, jak jego towarzysz zachowuje się dziwnie.

-Mam dziwne przeczucie. Bardzo znajome.- powiedział Wales.

Nagle wzrok wszystkich obecnych ponownie przybrał kolor szary, a po prawej stronie w powietrzu zaczęły się tworzyć jakieś białe wzory takie same jak wówczas gdy się teleportowali.

-Nie mówicie mi, że…- zaczął przerażony Dexter.

Nagle na prawo od tłumu jakieś kilkanaście metrów od nich zmaterializowały się dziwne maszyny. Były całe porośnięte mchem oraz miały po jednym czerwonym oku.

-VEXOWIE!- krzyknął Uldrix.

Wówczas maszyny zaczęły strzelać do wszystkich ze swoje broni idąc powolnym, acz zdecydowanym krokiem w stronę tłumu. Było ich w sumie 20. 10 Goblinów, 5 Hobogoblinów 4 Minotaury i jedna Hydra. Dexter błyskawicznie postawił zaporę, która zatrzymała pierwsze pociski. Ludzie natomiast wpadli w panikę i zaczęli uciekać.

-ZABIERZCIE STĄD LUDZI! SZYBKO!- krzyknął Dexter.

Wówczas wszyscy za wyjątkiem delegacji z Mondstadt, Inazumy oraz grupy Aethera zaczęli uciekać jak najdalej od pola walki.

-Co to za monstra?!- krzyknęła zaskoczona i jednocześnie przerażona Paimon. Jean, Lisa, Yae i Aether ze swoją drużyną z piramidy również byli zaskoczeni nowo-przybyłymi wrogami. Ei i Zhongli natomiast odzyskali natychmiastowo siły i wstali pośpiesznie.

-Vexowie. Powiemy resztę jak pozbędziemy się tych blaszaków z Czarnego Ogrodu.- powiedział Uldrix, a następnie wyszedł poza barierę i zaczął ostrzeliwać gobliny ze swojego pistoletu maszynowego.

-Pomóżmy im.- powiedziała Ganyu.

-Wykluczone! Vexowie potrafią infekować żywą materię i przemieniać ją w metal. Jeśli pozwolicie im się dotknąć, to po pewnym czasie przemienicie się w takie maszyny!- powiedział Dexter.

Wówczas wszystkich zamurowało.

-W maszyny?!- spytała się zaskoczona Keqing.

-Powiemy wam więcej jak pozbędziemy się tego oddziału.- powiedział Wales, który wziął swój rewolwer i również wyskoczył za barykadę oddając w powietrzu strzał w rdzeń jednego z Hobogoblinów. Biała ciecz wylała się z niego, a następnie maszyna upadła na ziemię i wybuchła. Eksplozja zniszczyła paru Vexów stojących przy nim. Wówczas minotaury zniknęły.

-Minotaury się teleportowały! Oczy dookoła głowy!- krzyknął Dexter.

Wówczas pojawiły się za Aetherem i resztą.

-Za wami!- krzyknął Wales

Wówczas Aether i reszta odwrócili się i zobaczyli jak masywne łapy vexów lecą z impetem, by zrobić im krzywdę. Wówczas Dexter rzucił w nich swoją próżniową tarczą powodując, że ich tarcze wybuchły zadając im obrażenia, oraz ogłuszając na chwilę. Następnie Uldrix za pomocą swojego światła próżniowego natychmiast się teleportował przed vexów. Wówczas jego ciało zaczęło przybierać formę cząstek i fioletowej energii jednocześnie kuląc się przy tym zakładając ręce na klatkę piersiową podobnie do X, po czym zamaszyście się wyprostował i wyrzucił ręce na boki tym samym uwalniając potężny wybuch światła próżniowego, który spowodował, że Vexowie zmienili się w fioletową masę, która zniknęła po chwili na wietrze. Później Wales wyciągnął swój nóż i wycelował nim prosto w oko hydry tak by trafić idealnie w szczeliny między obracającymi się dookoła niej tarczami. Gdy był pewny, że trafi, skoczył do góry i rzucił nóż tak, że zaczął się obracać. Po dwóch sekundach lotu wbił się idealnie w oko hydry. Wówczas Vex zaczął strzelać na wszystkie strony. Gdy Wales wylądował na ziemi, pstryknął palcami prawej dłoni, co spowodowało, że na klindze noża zapaliła się czerwona dioda, a nuż wybuchł rozrywając głowę hydry. Wówczas ciało vexa padło na ziemię, a następnie zaczęło się świecić po czym wybuchło tworząc mały krater w ziemi i uszkadzając budynek, który znajdował się po jej lewej stronie. W tym samym czasie barykada Dextera znikła, a dookoła nie było już żadnego wroga.

-Czy to już koniec?- zapytała się Ganyu zaniepokojona.

-Koniec? Nieeeee. To dopiero początek.- powiedział Wales.

-Początek? Czego?- zapytała się przestraszona Keqing.

-Początek ich inwazji. Vexowie działają na zasadzie roju. Każdy Vex przesyła swoje informacje które zdobył na temat wroga z którym walczy innym Vexom łącznie z lokalizacją. Mają więc dokładne koordynaty miejsca, gdzie ostatni kontakt tego oddziału się urwał. Ale jak się tutaj znaleźli i skąd dowiedzieli się o tym miejscu?- zapytał się zaskoczony Dexter.

-Przecież Elizabeth pomogła nam się tutaj przeteleportować za pomocą ich teleportu. Ród zbawienia ma swoją technologię, ale nie pogardzą również tą od tych blaszaków. Mogli więc wyczuć, że ktoś albo coś aktywowało ich urządzenie i zainteresowali się tym.- odpowiedział Wales.

-To miało by sens. Ale dlaczego z nich wszystkich akurat Odłam Słoneczny? Przecież oni nie oddalają się od Czarnego Ogrodu, ani księżyca.- powiedział Uldrix.

-Te dziwadła są z księżyca?!- krzyknęła zaskoczona Paimon.

-Nie do końca. Na księżycu jest portal prowadzący do ich świata, który nazywamy Czarnym Ogrodem. Jest wiele rodzajów Vexów oraz wiele odłamów czy kolektywów różniących się przede wszystkim wyglądem. Jednak Vexowie to wyjątkowe i fascynujące organizmy. Ich największym atutem jaki i najbardziej budzącą strach umiejętnością jest naginanie czasu i przestrzeni. Mogą pojawić się praktycznie wszędzie, gdzie tylko zechcą, oraz co najbardziej fascynujące ściągać posiłki z innych linii czasowych, a dokładnie z przeszłości i przyszłości. Co oznacza, że mogą przyzwać do walki Vexów, którzy zginęli dawno temu oraz tych, którzy jeszcze nie powstali.- odpowiedział Dexter.

-Jak można więc z nimi walczyć?!- powiedziała przerażona tymi rewelacjami Jean.

-Tak jak zostało powiedziane, Vexowie działają jak jeden wieli umysł. Najskuteczniejszy sposób, żeby z nimi walczyć jest zabijanie ich najpotężniejszych jednostek. Vexowie słuchają się większych i potężniejszych Vexów nazywanych Umysłami. Są głęboko schowani w ich wymiarze lub domenach, jak kto woli. Dostanie się tam jest praktycznie niemożliwe, jednak pewni sprzymierzeńcy dali nam technologię, która pozwala przeniknąć do ich domen i tam ich zniszczyć jednocześnie powodując, że taka domena się rozpadnie i tym samym pozbawiając na pewien czas konkretnych Vexów przywódcy, przez co są zdezorganizowani i łatwo ich się pozbyć. Chyba, że wcześniej podepną się do innej domeny, ale na szczęście to nie jest powszechne.- odpowiedział Wales.

-Chwila, moment. Odłam słoneczny, to jedyna kolektyw Vexów, który służy Świadkowi i ciemności. Czy to możliwe, że to Dainsleif ich przysłał tutaj? Przecież każdy Vex mógł wyczuć sygnał, któy wytworzył teleport.- powiedział Uldrix.

-To na razie mało istotne. Mamy tutaj pochwyconych, którzy już na obecną chwilę są śmiertelnym zagrożeniem, a jeśli Vexowie dołączą się do tego cyrku, będziemy mieli problem lekko mówiąc.- odpowiedział Dexter.

-Więc co robimy?- zapytał się Aether.

-Musimy zaczekać na wsparcie z Ostatniego Miasta. Zaczyna się robić coraz bardziej niebezpiecznie. Zalecam by każdy z was wrócił do swojego domu. My strażnicy rozdzielimy się i każdy z nas pójdzie tam, gdzie na początku trafiliśmy. Ja pójdę razem z Jean i Lissą do Mondstadt. Uldrix zostanie tutaj, a Wales popłynie na Inazumę. Czy wszystko jasne?- zapytał się Dexter.

-Ledwo co się spotkaliśmy i znowu musimy się rozejść?- zapytał się Wales,któremu zrobiło się trochę smutno.

-Tak będzie najbezpieczniej dla nas wszystkich. Zresztą będziemy cały czas w kontakcie. Teraz Mondstadt i Inazuma są bezbronne. Dainsleif może pojawić się w każdej chwili w jednym z tych miejsc, lub zaatakować oba na raz. Wystarczy, żeby Pochwyceni, albo Vexowie pojawili się w jednym z tych miast, żeby doszło do niewyobrażalnej tragedii.- odpowiedział Uldrix.

-Proponuję również zacząć przygotowywać plany ewakuacji na wszelki wypadek.- powiedział Dexter.

Wówczas Jean, Lisa Keqing,, Zhongli Ganyu, Yae i Ei spojrzeli na siebie, a następnie kiwnęli głowami na znak zgody.

-To ja też w takim razie też będę się zbierać.- powiedział Childe.

-Gdzie?- zapytał się Aether.

-Do Snezhnayi. Muszę ostrzec moją rodzinę i pozostałych Fatui.- powiedział Childe.

-Chyba sobie żartujesz!- powiedział zły Aether.

-O co ci chodzi?- zapytał się zaskoczony Childe.

-Chcesz ostrzec Fatui?! Wiem, że do nich należysz, ale nie zapominaj, że stanowią zagrożenie dla wszystkich! To psychopaci!- powiedział Aether.

-Zważaj na słowa mały!- powiedział zły Childe przyszpilając Aethera mocno do ściany budynku łapiąc go za gardło. Aether natomiast przywoła swój miecz, który skierował w szyję Childa.

-No dalej. Pchnij mnie. Pytanie tylko co powiesz Teucerowi.- powiedział ozięble Childe z miną pozbawioną emocji.

-Wystarczy!- krzyknął zły Dexter, który odepchnął Childa od Aethera.- Co wy sobie wyobrażacie do cholery! Grozi wam wymazanie z kart historii, a wy teraz chcecie się bić o jakąś pierdołę?!- powiedział podniesionym głosem.

-Ma rację.- powiedział Aether.

-WIEM!- powiedział Childe podnosząc głos.

-Idź do swoich bliskich. Ale na naszą pomoc nie licz. Musimy pomóc na miejscu.- powiedział Dexter.

-Nie potrzebuję waszego pozwolenia.- Powiedział Childe, a następnie zaczął iść.

-Mam nadzieję że nie stanie się mu nic złego.- powiedział Aether.

Tym czasem w Snezhnayi w mieście stołecznym Sniehznograd znajdował się pałac archonki lodu – Carycy. Była to również kwatera główna Zwiastunów Fatui. Znajdował się tam 8 z 11, a w sumie to z dziewięciu, ponieważ jeden ze zwiastunów – La Signora zginęła po śmiertelnym ciosie zadanym przez marionetkę Ei, a drugi opuścił szeregi. Debatowali nad tym co się działo w Tayvacie. Jednym z głównych problemów był temat piramidy nad Liyue oraz nagłe osłabienie Carycy.

-Więc co robimy?- zapytała się Sandrone. Była to młoda kobieta nosząca na sobie coś w rodzaju płaszcza z czarnym futrem na kołnierzu, a na głowie miała coś w rodzaju czepka. Płaszcz był zapinany klamrą na dekolcie, a pod nim miała biały gorset i spódnicę. Jej włosy były w kolorze łososiowym, a oczy niebieskie. Po bokach głowy wyrastały jej dwa długie pasma włosów sięgających do piersi. Reszta włosów była natomiast krótka i nie dosięgała nawet szyi.

Czekamy Na Il Dottore i jego raport co z Carycą. Od tych informacji zależą nasze dalsze kroki.- odpowiedział Pierro. Był to rosły mężczyzna w średnim wieku. Miał na lewej połowie twarzy połowę maski zasłaniającą całą lewą stronę za wyjątkiem nosa i ust. Podobnie jak Sandrone miał na sobie płaszcz z futrem na kołnierzu, oraz pod spodem à la marynarkę. Tak samo jak większość na dekolcie widniał duży kryształ.

Chwilę potem do Sali wszedł inny mężczyzna. Miał na sobie białe ubranie przypominające płaszcz z wycięciami po bokach co ułatwiało chodzenie. Był on w dziwny wzór. Na prawym ramieniu posiadał czarne pióra, a na lewej dziwny naramiennik. Cały był w błękitnych ozdobach, a na twarzy posiadał maskę, która zasłaniała jego oczy. Jego włosy natomiast były turkusowe.

-Jesteś nareszcie, jakie przynosisz wieści?- zapytał się Pierro.

-Nie najlepsze. Stan carycy jest opłakany. Nie wiem co się stało, ale jej moce całkowicie ją opuściły. Jest bardzo osłabiona, a jej gnoza stała się szara.- odpowiedział Dottore.

-Co to znaczy?- zapytała się Arlecchino. Jej strój nie różnił się prawie niczym od tego który nosił Pierro. Była to młoda kobieta która na pierwszy rzut oka nie miała więcej jak 21 lat. Jej włosy były błękitno-szare z czarnymi pasmami. A jej oczy miały czarne źrenice z czerwonymi X. Jej kryształ natomiast stanowił kwiat z czerwonymi kamieniami w środku.

-Skoro jej gnoza zgasła, to oznacza to, że najprawdopodobniej ma to związek z Celestą.- odpowiedział Pulcinella. Był to karzeł, który zamiast białych akcentów miał granatowe. Na głowie miał dziwny cylinder z pod którego wystawały mu siwe włosy. Miał również siwe wąsy. Jego nos był szpiczasty, a uszy przypominały elfa. Na ramionach natomiast posiadał naramienniki. Nosił również okulary bez zauszników z okrągłymi, przeźroczystymi szkłami.

-Ale kto jest na tyle potężny, żeby odebrać całą moc gnozy?- zapytała się Arlecchino.

Wówczas wszyscy poczuli dziwny chłód, który przeniknął ich.

-Cz…czemu zrobił się tam zimno? Przecież jesteśmy tak ubrani, że mróz nie powinien robić na nas wrażenia.- powiedziała Sandrone zaskoczona.

-Prawdopodobnie to moja wina.- odezwał się znajomy głos w ciemności.

-Kim jesteś?! Pokaż się!- powiedział zaskoczony Pierro.

Wówczas za nimi z cienia wyszedł Dainsleif w towarzystwie heroldów z zakonu Abyss, oraz bogami z Celestii.

-Kim jesteś… i co robią z tobą heroldzi z Abyssu?- spytał się Pierro.

-Jestem zwiastunem olbrzymich zmian czekających Tayvat. A jeśli pytacie się co robią tutaj ci jak ich nazywacie heroldzi, to odpowiedź jest prosta. Są moimi marionetkami. Tak samo jak ci bogowie z Celestii, których pokonanie było dziecinnie proste.- powiedział Dainsleif.

-Oni są z Celestii?- spytała się zaskoczona Arlecchino.

-Co to znaczy… marionetki?- spytała się również zaskoczona Sandrone.

-Widzę, że jesteście zaskoczeni moją mocą. Jestem tutaj jednak by was również nią obdarzyć. Mój mistrz chce zaprowadzić zmiany w tym świecie i spowodować, że wszyscy będą sobie równi.- powiedział Dainsleif.

-Skoro mówisz, że to są bogowie z Celestii to oznacza to… To przez ciebie nasza pani jest osłabiona.- powiedział zły Dottore.

-Wasi jak to nazywacie bogowie to nic nie znaczące dla człowieka istoty, których byt jest zależny od wiary w nich. Specjalnie ogłupiają ludzi straszą ich robiąc z nich posłuszne, bezmyślne istoty, a buntowników jak z Khaenri'ah, którzy postanowili iść własną drogą napiętnowali karą gorszą niż śmierć. Mnie, moją rodzinę, moich przyjaciół.- powiedział Dainsleif który spuścił głowę obracając ją w swoje lewo.

-Ty jesteś z Khaenri'ah?- zapytała się zaskoczona Arlecchino. Inni Zwiastuni również byli zaskoczeni, jednak okazywali to na różne sposoby.

-To teraz bez znaczenia. Ja Dainsleif, drugi uczeń Świadka nie mam pochodzenia. Moim celem jest zburzyć cały panujący nieład i stworzyć nowy lepszy świat Bez bogów, gdzie każdy jest równy sobie. Nadać tej krainie ostateczny kształt. A zacznę od waszego bożka Carycy- powiedział Dainsleif.

-Jeśli myślisz, że pozwolimy ci przejść do niej, to jesteś więcej niż głupi. Caryca wybrała nas nie bez powodu, byśmy strzegli jej i Snezhnayi.- powiedział Pierro.

-Myślicie, że jesteście dla mnie jakimś wyzwaniem? Ujarzmiłem cały panteon bogów z Celestii, co oznacza, że Caryca nie będzie dla mnie żadnym wyzwaniem, a co dopiero takie wypierdki, które uważają się za wielkich, bo udało im się stworzyć prymitywną podróbkę wizji. Ale zapraszam śmiało. Zobaczymy na co was stać.- powiedział chłodno Dainsleif biorąc do ręki swoją glewię.

Tymczasem do miasta przybył Childe. Użył jednego z kamieni teleportacyjnych, który wyrzucił go na obrzeża miasta.

- Ach, Snezhnaya. Jak dawno mnie tutaj nie było. Mam nadzieję, że ten uczeń jeszcze nie przybył tutaj i zdążymy się przygotować na jego nieproszoną wizytę.- powiedział Childe, a następnie zaczął iść przed siebie. Gdy doszedł do głównego wejścia, zobaczył dwóch strażników. Byli oni ubrani w ciepłe, szare płaszcze, sięgające do kolan czapki przypominające papachy w kolorze czarnym, a w dłoniach trzymali włócznie.

-Tartaglia? Czy to ty?- zapytał się strażnik po prawej.

-Miło cię widzieć Matwieju. Chciałbym z tobą pogadać, ale niestety nie mam na to czasu. Spieszę się do Zapolyarnego Pałacu.- powiedział Childe.

-Nie wiem czy cię tam wpuszczą. Obecnie trwa tam narada najwyższego szczebla.- odpowiedział Matwiej.

-Jednego z 11 zwiastunów na pewno wpuszczą.- odpowiedział Childe

-Miło jest cię znowu widzieć. Mam nadzieję, że pewnego dnia jeszcze sobie pogadamy.- powiedział Matwiej, a następnie Childe kiwnął głową i wszedł do środka. Miasto wewnątrz nie było jakieś duże, ani tłoczne. Ludzie rozmawiali ze sobą o różnych tematach nie zwracając uwagi na niedogodne warunki atmosferyczne. Gdy tak szedł, zobaczył przed sobą jakąś dziewczynę. Miała na sobie czerwoną spódnicę we wzory z białymi, szerokimi rękawami. Na głowie miała zawiązaną chustę. Na nogach natomiast nosiła brązowe trzewiki. Spod chusty wystawał jej długi warkocz związany w kłos w kolorze rudym. Kobieta była niezwykle podobna z twarzy do Childa. Rozmawiała z inną dziewczyną, która była ubrana podobnie.

-Tonia?- zapytał się niepewnie Childe.

Wówczas dziewczyna osłupiała przez chwilę, a następnie powoli obróciła głowę w kierunku Childa.

-Ajax? To ty?- zapytała się zaskoczona.

-Tak siostrzyczko, to ja.- powiedział z uśmiechem na ustach Childe.

-AJAX!- krzyknęła szczęśliwa rzucając się bratu w ramiona śmiejąc się radośnie, a następnie Childe zrobił pełny obrót dookoła siebie trzymając siostrę w powietrz, po czym postawił ją na ziemię.

-Mówiłeś, że wrócisz dopiero za kilka miesięcy. Co się stało?- zapytała się zaskoczona i wesoła Tonia.

-Mam ważną sprawę tutaj w pałacu. Dlatego musiałem wcześniej wrócić. Powiedz mi, jak się miewasz? No i najważniejsze, jak mama i tata?- zapytał się Childe.

-Dobrze, tęsknią za tobą. Podobnie jak Anton i Teucer.

-Powiedz mi, co to za strój? Nigdy cię nie widziałem jeszcze w takim.

-To strój jeszcze z okresu młodości mojej mamy. Powiedziała, że za jej czasów chodziło się tylko w takim. Pomyślałam, że zobaczę jak w nim wyglądam, więc się ubrałam za zgodą mamy. Jak widzisz, Natasza również ma taki sam.- powiedziała.

-Cześć Ajax. Miło cię widzieć z powrotem w mieście.- przywitała się Natasza.

-Też się cieszę. Mam nadzieję, że zabawię tutaj na dłużej. Na razie muszę biec do pałacu. I mam do ciebie i Nataszy prośbę. Nie mówcie nikomu, że mnie spotkałyście. Jestem tutaj tylko przelotem, a nie chcę, żeby inni z rodziny pomyśleli, że o nich zapomniałem.- powiedział Childe.

-Dobrze.- powiedziała Tonia.

-Dziękuję, jesteś najukochańszą siostrą jaką mogłem sobie wymarzyć.- powiedział, a następnie pocałował ją w prawy policzek i pobiegł przed siebie.

-Dla czego nie chce, żeby inni się dowiedzieli, że tutaj jest?- zapytała się Natasza.

-Nie wiem, ale znam swojego brata. Jeśli nie chce, żeby coś się działo bez jego zgody, to ma w tym swój powód.- odpowiedziała Tonia.

Tym czasem w pałacu wszyscy Fatui leżeli zdziesiątkowani na ziemi. Ich szaty były porwane, a oni sami byli pokaleczeni.

-Ledwie… jednym… atakiem…- powiedziała z bólem Arlecchino.

-Czy… oni… naprawdę są… bogami… z Celestii?- spytała się równie obolała Columbina.

-Kimkolwiek są… nie pozwolę im… zbliżyć się… do… Carycy!- powiedział zdeterminowany Pierro, który stał ociężale.

Wówczas Dainsleif wyciągnął przed siebie prawą rękę pokazując nią znak stopu. Nagle Pierro poleciał ledwo widzialny impuls, który rzucił nim do tyłu o krzesło, które roztrzaskało się na kawałki po silnym uderzeniu Pierra o nie.

-Teraz już mam pewność dlaczego nazywają was Fatui. Zaiste nie ma głupszych od was w całym Tayvacie. Nie chcę was zabić. Ale w zamian żądam, byście wszyscy dołączyli do mnie i byśmy razem ukształtowali ten świat na nowo.- powiedział Dainsleif.

-Po moim trupie.- powiedział Il Capitano, a następnie w jego prawej dłoni pojawił się ciężki miecz jednoręczny, z którym zaszarżował na Dainsleifa. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił i zaczął gestykulował prawą dłonią. Wówczas Il Capitano zdębiał, a następnie osunął się na ziemię. Z pod niego natomiast zaczęła wylatywać szkarłatna krew.

-Co mu zrobiłeś?!- powiedziała przerażona i jednocześnie wściekła Sandrone.

-Jeszcze żyje. Daję wam ostatnią szansę. Dołączcie do mnie, a uratuję go przed wykrwawieniem.- powiedział Dainsleif.

Chwilę potem wokół Dainsleifa pojawił się niebieski okrąg. Nagle całe jego wnętrze zmieniło kolor na podobny, a ze środka wyskoczył stworzony z tafli wody wieloryb, który wydał charakterystyczny dźwięk, a następnie uderzył w ziemię nurkując pod nią jak pod wodą. Dainsleif zdążył jednak odskoczyć w bok, zanim stworzenie uderzyło w ziemię.

-No proszę, czy to ty? Mój sługo?- zapytał się Dainsleif patrząc się w stronę Childa, który stał jakieś 10 metrów od niego.

-Uwolnij ich. I nie jestem twoim sługą popaprańcu.- odpowiedział wściekle Childe.

-Cięty jesteś jak na członka tej para organizacji. Ale to bez znaczenia. Przyjmij moją szczodrą ofertę. Przyłącz się do mnie, a oszczędzę twoich przyjaciół.- powiedział Dainsleif, który chwilę potem pstryknął palcami prawej ręki, a nad każdym ze zwiastunów pojawił się okrąg stworzonych z tych samych ostrzy, które zraniły Lumine.

-A jeśli się nie zgodzę?- zapytał się Childe.

Wówczas jedno z ostrzy poleciało w nogę Sandrone i przebiło się na wylot utykając pośrodku. Sandrone natomiast wrzasnęła z bólu i złapała się za ranną nogę, z której natychmiast zaczęła sączyć się krew.

-Daję ci ostatnią szansę. Dołącz do mnie, albo będę jej zadawać cierpienie aż w końcu się zgodzisz lub ona wyzionie ducha.- powiedział stanowczo Dainsleif.

Wówczas Childe spojrzał na innych. Oni natomiast potrząsnęli głowami na boki na znak sprzeciwu.

Może w takim razie to ci przyśpieszy tok myślenia.- powiedział Dainsleif, po czym kolejne ostrze poleciało w stronę Sandrone przebijając jej prawy bok omijając wszelkie narządy wewnętrzne. Wówczas Sandrone wrzasnęła po raz kolejny, po czym rozpłakała się rzewnymi łzami.

-SANDRONE !- krzyknął Pierro.

W Childzie wówczas coś pękło. Ścisnął prawą pięść tak mocno, że zaczęła nią trząść. Jego zęby były zaciśnięte i na widoku. W jego oczach natomiast można było zobaczyć furię.

-To jaka jest twoja ostateczna decyzja?- zapytał się Dainsleif biorąc do ręki jedno z lewitujących ostrzy, które przyłożył szpicem do krtani Sandrone.

Wówczas Childe wrzasnął na całe gardło i podniósł ręce do góry najwyżej jak potrafił zaciskając dłonie w pięści, a następnie uderzył nimi w ziemię z całej siły. Wówczas Dainsleif został uwięziony w krysztale granatowo – fioletowego lodu. Również po bokach przeciwnicy zostali zamrożeni z tym, że oni całkowicie.

-Od kiedy Childe używa wizji Cryo?- spytała zaskoczona Columbina.

-Nie… To coś innego. Ta moc nie pochodzi ani od wizji, ani od deluzji.- powiedział równie zaskoczony Il Dottore.

-A więc potrafisz wykorzystywać stazę? Zaskoczyłeś mnie, ale to za mało, żeby mnie pokonać.- powiedział Dainsleif, a następnie strzaskał lód którym porósł on i reszta.- A teraz pokarzcie mu, że jesteście godni iść u mego boku.- powiedział Dainsleif wskazując na Childa.

Wówczas bogowie z Celestii razem z heroldami z Abyssu zaczęli iść w stronę Childa.

-Dobra, czas zobaczyć na co stać tą nową moc.- powiedział Childe, a następnie gdy wrogowie rzucili się na niego, on podniósł zamaszyście prawą rękę z dłonią ułożoną w koszyk. Nagle z ziemi wystrzeliła lodowa ściana w którą uderzyli wszyscy z łoskotem, a następnie osunęli się na ziemię. Chwilę potem herold, który został zabity przez Dainsleifa wstał i zaczął atakować lód, który wyrósł przy nim. Wówczas prawa ręka Childa porosła lodem tworząc swego rodzaju masywną rękawicę, a następnie wyskoczył do góry z impetem uderzył zamrożoną pięścią powodując, że Herold został odrzucony do tyłu i uderzył w stół, a następnie upadł na brzuch. Chwilę potem rzucili się inni. Najpierw bóg elementu geo, którego ciało porosło skałą niczym zbroja i rzucił się na Childa z wrzaskiem oraz masywną pięścią. Gdy był kilka metrów od niego, skoczył potężnym susem. Jednak Childe szyszko zrobił unik w bok unikając dewastacyjnego ataku, który zrobił duży krater w ziemi.

-Tylko na tyle cię stać? Aż trudno pomyśleć, że ktoś taki jak ty dał moc Moraxowi.- zakpił z niego Childe.

-Zamilcz!- wrzasnął donośnie, a następnie w przypływie szału zaczął atakować Childa. On natomiast albo robił unik, albo odbijał cios swoimi lodowymi rękawicami. Po kilku ciosach Childe odskoczył do tyłu, a następnie rzucił pod nogi przeciwnika granatową kulkę, która po upadku zamieniła się w granatową, lekko przeźroczystą kopułę. Bóg geo zaczął się wówczas rozglądać. Nagle poczuł, że jest mu zimno, a jego ręce zaczęły zamarzać powoli. Jednak wykorzystał okazję i rzucił się w stronę Childa, jednak nim tylko wyszedł z kopuły i był kilka metrów od swojego przeciwnika, zaczął bardzo szybko zwalniać, aż całkowicie zamarzł zamieniając się w bryłę granatowego lodu, która kształtem tylko przypominała humanoida. Wówczas Childe zamachnął się swoją prawą ręką i roztrzaskała bryłę na tysiące kawałków, które rozprysły się we wszystkie strony. Pozostali bogowie natomiast spojrzeli zaskoczeni na to, co z jednym z bogów się stało.

Tym czasem w Liyue Zhongli upadł na ziemię i zaczął ciężko dyszeć, jakby się zaczął dusić.

-PANIE ZHONGLI!- krzyknęła przerażona Keqing.

Inni też patrzyli się na niego zaskoczeni i wystraszeni.

-Coś… odebrało… nie mam siły.- powiedział ciężko Zhongli, który upadł na ziemię i zemdlał.

-Panie Zhongli… nieeee. Proszę nieee.- powiedziała Ganyu, która zaczęła płakać.

Wówczas podbiegł do niego Uldrix i inni strażnicy razem przybyszami z innych krain.

-Co mu się stało?- zapytała się Ei.

Tym czasem w Zapolyarnym Pałacu bogini żywiołu Elektro rzuciła w stronę Childa potężny ładunek fioletowej błyskawicy. On natomiast zablokował potężny atak przeciwniczki. Był on tak silny, że Childe cofnął się w miejscu do tyłu o kilka metrów. Zgromadził on jednak cały ładunek w swoich rękawicach, a następnie wskoczył na stół i odbił się od niego saltem do tyłu po czym uderzył w ziemię z całej siły zamrożoną pięścią. Nagle w miejscu gdzie stali bogowie Celestii powstała olbrzymia lodowa eksplozja naładowana żywiołem elektro. Wszyscy zasłonili oczy razem z Dainsleifem. Gdy lodowa powłoka opadła, zobaczyli w miejscu gdzie stali bogowie rozbite cząsteczki lodu, oraz białą plamę przypominającą miejsce wybuchu.

Tym czasem w Liyue Ei również osłabła. Zemdlała i osunęła się na ziemię. Jednak Yae zdążyła ją złapać w powietrzu.

-Ei! Co ci jest?!- zapytała się przestraszona nagłym zemdleniem swojej przyjaciółki.

-Teraz Wszechmocna Szogun zemdlała? O co tu chodzi?- zapytała się zaskoczona Lissa.

Tym czasem w Mondstadt inny archont ukrywający się pod postacią barda, grał dla innych. Był mistrzem liry. Grał dla dzieci i paru innych dorosłych swoją balladę. Chwilę potem skończył, a ludzie zaczęli bić mu brawo.

-Dziękuję, dziękuję. A teraz…- zaczął jednak nagle zrobił wielkie oczy, stęknął, a następnie osunął się na ziemię i stracił przytomność.

-Panie bardzie, czy wszystko w porządku?- zapytała się pewna dziewczynka, która podeszła do niego.

Czy on… Czy Childe właśnie… Zniszczył bogów z Celestii?- zapytała się przerażona potęgą swojego towarzysza Sandrone.

-Jeszcze się spotkamy. I tym razem nie zlekceważę cię po raz kolejny.- powiedział zły Dainsleif, a następnie zniknął w ciemności pomieszczenia. Ostrza, które natomiast były wokół Fatui pękły i rozleciały się. Wówczas wszyscy zaczęli zajmować się rannymi. Tym czasem do Childa podszedł Pierro.

-Dobrze cię widzieć Tartaglio. Choć szkoda, że w takich beznadziejnych okolicznościach. Ciężko mi to przyznać jako najpotężniejszy z Fatui, ale gdyby nie ty, to mielibyśmy wielkie problemy. Powiedz, co cię tu sprowadza. I co to za moc?- spytał się zaintrygowany.

-Przybyłem tutaj by was ostrzec. Ale jak widzę spóźniłem się. Jak Caryca? Czy wszystko z nią w porządku?- zapytał się zmartwiony.

-Na szczęście nie zdołał się przebić do jej komnaty. Poza paroma rannymi nic większego się nie wydarzyło. Ale co to był za lód, którego używałeś? Nie był podobny do niczego co mogłoby przypominać moc wizji czy deluzji. O gnozie nawet nie wspominając.- powiedział zainteresowany Pierro.

-Dostałem to od niego. Byłem wówczas w tamtej piramidzie. Nazywają to Stazą. I jest ponoć jeden z aspektów ciemności.- powiedział Childe.

-To tłumaczy czemu wszyscy wyczuwaliśmy coś niepokojącego w tym lodzie.

-Poza tym, że tu przybyłem was ostrzec, to również chcę powiedzieć, że są plany by ewakuować cały Tayvat. Mam informacje od podróżników z innego świata, że to, co stworzyło tą moc może również spowodować, że cały Tayvat zniknie. Chcę, żebyśmy razem z carycą przygotowali plany na wypadek ewakuacji Snezhnayi.- powiedział Childe.

-Gdzie niby chcesz uciec? Przecież poza Tayvatem nic tu nie ma.- powiedziała Arlecchino, która podsłuchała rozmowę.

-Nasi nowi sojusznicy nas ze sobą zabiorą do naszego świata, gdzie będziemy bezpieczni. – odpowiedział Childe.

-I oni zamierzają zabrać ze sobą wszystkie narody? To przecież kilkanaście milionów ludzi!- powiedział zaskoczony Pulcinella.

-Nie wiem jak mają zamiar to zrobić, ale musimy im zaufać. Widziałem co oni potrafią oraz ich sprzęt. Ich magia przewyższa nasze wizję, a ich technologia przekracza Sumeru czy nawet Fontaine. A skoro widzicie, że pokonałem sam w pojedynkę bogów z Celestii za pomocą magii z ich świata to pomyślcie, co potrafi ich mistrz.- odpowiedział Childe.

-Chcesz powiedzieć, że tamten gość, to nie był główny wróg?- zapytał się Pantalone.

-Nie. To był jedynie uczeń. Wyznają jakąś osobę albo istotę, którą nazywają Światkiem.- odpowiedział Childe.

-Dziwna nazwa jak na kogoś, kto włada tak ogromną mocą.- powiedziała Arlecchino.

-To jak? Pomożecie mi? Od naszej decyzji może zależeć los całej Snezhnayi.- powiedział przekonująco Childe.

Wówczas wszyscy spojrzeli na siebie, a następnie na Pierro, a następnie na Childa.

-Dobrze, pomożemy ci.- powiedział Pierro.

-Bardzo mnie to cieszy.- powiedział Childe.

-Chwileczkę, bo mam bardzo złe przeczucie.- powiedział Il Dottore, a następnie szybkim krokiem poszedł w stronę komnaty Carycy.

-P… pani?! Co się dzieje?!- spytała się załamanym głosem i jednocześnie przerażony Dottore.

Wówczas wszyscy zaalarmowani Fatui, którzy byli na nogach natychmiast pobiegli do komnaty.