44. Króliczki
Wiliam otworzył oczy z nie małym zdezorientowaniem i dziwnym spokojem. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że Wymiana Mocy musiała się zakończyć i najwyraźniej to on ją zakończył. Bo Chris jedynie głęboko odetchnął odwrócił się na bok I spał dalej. Septimus też chwilę wiercił się w pierzynach, a jak znalazł wygodną pozycje zasnął z delikatnym uśmiechem.
Wygrał...
Wiliam wygrał tą cichą bitwę z chłopakami.
A Merlin im świadkiem, że to nie było łatwe. Bo choć obydwaj chłopcy wcale nie chcieli stawiać oporu to jednak to robili. Próbowali kontrolować Wymianę Mocy. Najpierw bardzo natarczywie, tak jak przywykli... I Wiliam nie mógł mieć do nich o to pretensji. Po prostu tak wyglądało ich Łączenie od początku. To chłopacy kontrolowali przepływ Mocy. To oni zmuszali niczego nieświadomego, pogrążonego w bólu Wiliama do podzielenia się swoją mocą i przyjęcia ich mocy. I dopiero teraz Chłopak zrozumiał, że ich Wymiana Mocy była do tej pory szarpaniną energetyczną.
Zajęło im pięć godzin nim w końcu zrozumieli wszyscy trzej jak ma wyglądać ich Łączenie.
Najpierw to Septimus próbował kontrolować ich łączenie. Co Wiliam przerywał za każdym razem.
Później kiedy wydawało się, że Septimus odpuścił był problem z Chrisem. I z nim mieli największy problem. Bo byli już tak sfrustrowani zawziętością Wiliama, że blondyn nawet przeklął mniejszego nastolatka. Po nie małych bojach w końcu odpuścił.
A Wtedy Wiliam zrozumiał czym jest maskowanie Mocy Septimusa. I cała historia zaczęła się od nowa. Z tym, że okazało się, że Septimus w swojej złości jest o wiele bardziej wytrwały niż Chris.
To jakim cudem nie pozabijali się tej nocy jest jedną wielką tajemnicą. I jakim cudem nikt z dorosłych nie zainterweniował też było dla Wiliama zagadką. Bo po czterech godzinach prób wszyscy trzej świecili się na czerwono.
I kiedy w końcu obydwaj chłopcy odpuścili, a Wiliam już praktycznie wprowadził ich w stan półsnu połączenie się zerwało. Pierwszy raz to Chris z Septimusem zerwali połączenie. Stwierdzając, że magia Wiliama ich „parzy". Zdezorientowani tym co się działo przegadali kolejną godzinę, aż w końcu doszli do porozumienia.
Wszyscy musieli odpuścić. I pozwolić Magii działać. Bez kierownictwa. Bez kontrolowania. I to było tak cholernie dobre... Wiliam po cichu liczył, że chłopacy tak jak i on uznają, że to było dobre też dla nich.
Po cichu, aby ich nie obudził otworzył okno. W pokoju panował zaducha. Co było dziwne, bo Wiliam był więcej niż pewien, że wszystkie pokoje są magicznie wentylowane. Ale może to wina ich mocy? To może ona się aż tak skumulowała? Odetchnął głęboko. A później spojrzał pod piżamę i uśmiechnął się jeszcze mocniej. Jego zaklęcie świeciło się na zielono. Spojrzał na chłopaków, ale byli tak ponakrywani, że w żaden sposób nie mógł stwierdzić czy na nich podziałało to też aż tak dobrze.
Czmychnął po cichu z pokoju i poszedł do łazienki. Chłodny prysznic do końca go rozbudził. A kiedy wrócił do pokoju przywitał go uśmiechnięty Jack.
- Dałeś radę! – powiedział z nieukrywaną radością.
- Daliśmy- powiedział Will. I po krótce zrelacjonował wydarzenia z nocy. Na tyle na ile tylko mógł wyjaśnić czym jest ich Wymiana Mocy i jak bardzo Mentalny jest to wysiłek. Bo to nie było łatwe. To było cholernie trudne. Dosłownie musieli oddać sobie swoje umysły i moc. To była chyba najtrudniejsza noc w życiu Wiliama.
- Ale nie wiem czy oni tak to będą odbierać. Nie wiem czy ja odpuściłem tak jak oni. Nie wiem Jack- mruknął siadając na łóżku.
- Chyba odpuściłeś. – mruknął wyjmując z kieszeni prostokąt z zielonymi światełkami. Każde światełko było podpisana literkami W,S,C.
- Nosisz to przy sobie? – zapytał Will
- Zawsze i wszędzie. Tak jest łatwiej. Nie zużywam swojej Energii na utrzymaniu zaklęcia. A gdy coś się dzieje wibruje. Stała kontrola...
Wiliam zaśmiał się cicho, bo już nie przerażała go myśl, że Swinss wie szybciej od niego, że coś jest nie tak.
- Początkowo wasz stan zmieniał się jak w kalejdoskopie. Raz nawet zrobiły się czarne Will. Myśleliśmy, że się pozabijaliście! Dobrze, że szybko wróciło do czerwonego. Bo nie wiem czybyśmy wytrzymali bez wtrącania się.
- Obserwowaliście nas?
- Stała kontrola Willi. – powiedział z rozbawieniem. A później spoważniał widząc, że nastolatek spochmurniał.
- Wiliam czy to coś złego, że chcieliśmy mieć pewność, że nic złego się nie dzieje? Nie wtrącaliśmy się, co nie było łatwe. Zwłaszcza jak coś wybuchło.
- Regał. Przewrócił się- mruknął- Chris walną zaklęciem ja się uchyliłem i bum- mruknął z rozbawieniem. A Jack uniósł brew.
- Nie to nie jest nic złego- w zamian odpowiedział już spokojniej Wiliam. – Więc po światełkach Wiedzieliście, że wszystko gra?
- Jak już przestały zmieniać barwę co piętnaście minut. Ale i tak całą noc patrzyłem w to pudełeczko modląc się, aby nic się nie zmieniło. Ale zielonego się nie spodziewałem- mruknął- to przeszło nasze oczekiwania. Dobra robota! – powiedział, a Wiliam uśmiechnął się szeroko.
- Oni jeszcze śpią. Dzisiaj dalej będziesz ich usypiać?
- Nie wiem. Zobaczymy. Wybudzą się, zjedzą coś jak będą dalej na zielonym lub ewentualnie żółtym dam im spokój.
- Latamy dzisiaj na miotłach! – powiedział Will. Swinss uniósł brew. – Zobaczymy. Myślę, że warto by było, abyś spróbował popracować nad Transmutacja. Praktyczny może pójść do chrzanu. A jeszcze masz kilka pytań. Raczej szkoda by było zawalić egzamin przez tak małe braki. Dużo wiesz Will. Brakuje Ci tylko ostatniego semestru piątego roku.
Nastolatek zachmurzył się, ale musiał się zgodzić z Jackiem. Nie chciał, aby ktokolwiek myślał, że jest idiotą z podwójnymi pierścieniami. To by dało za duże pole do popisu Davis.
- Która godzina?
- Południe. Chyba wyczułeś porę obiadową. To co zadowolisz ciekawość Uzdrowiciela I pozwolisz mi na szybki Scan? Nie mogę się doczekać aby dowiedzieć się jak duża jest poprawa od wczoraj.
Wiliam przewrócił oczami, ale położył się na łóżku bo zdążył już się dowiedzieć, że na leżąco czar skanujący szybciej się kończy.
- Rób co musisz- mruknął, a Jack uśmiechnął się szeroko. A Wiliam chyba pierwszy raz widział podekscytowanie w brązowych oczach.
~oOo~
Severus po cichu podszedł do rozłożonego na hamaku nastolatka. Tak cicho, że smarkacz nawet nie zauważył tego, wczytany ze skupieniem w ciąg pytań i odpowiedzi.
- Pokaż co tam masz- powiedział.
Wiliam podskoczył wystraszony spadając na kamienny taras. Severus przewrócił oczami bo to jedno nigdy się nie zmieni, stwierdził. Podał chłopcu dłoń pomagając mu wstać.
- Pokaż... Mam więcej niż pewność, że co najmniej dwadzieścia pytań jest nie prawidłowo sformułowana. Szkoda twojego czasu na naukę z błędami.
Wiliam podał pergamin ojcu, niepewnie. Z nie małą wątpliwością, że podpali pergamin I skaże mu wrócić do nauki z konspektów. Jednak Severus że zmarszczonym czołem usiadł nad pergaminem i za pomocą różdżki nanosił poprawki w odpowiedziach.
- Pochwalasz oszustwo?
- Pochwalam zaradność. Uważasz, że Ślizgoni mogli by cokolwiek ukryć przede mną? A poza tym Ministerstwo i Dumbledore też nas oszukali. Egzaminy miały być po piętnastym i miały być rozbite na trzy dni. Słuchaj... – mruknął i zaczął tłumaczyć chłopcu poszczególne zagadnienia z takim spokojem, że Wiliam był pod ogromnym wrażeniem.
- Umiesz uczyć- powiedział w końcu.
- Oczywiście, że umiem! Jestem nauczycielem...- A gdy Wiliam spojrzał na nie z powątpiewaniem przewrócił oczami.
- Umiem uczyć jak tego chce. Z reguły jestem zirytowany już po przekroczeniu progu pracowni. Zawsze jakiś tuman musi mnie wkurzyć zanim tam dotrę. A teraz słuchaj! – upomniał syna.
I Wiliam słuchał i stwierdził, że taka forma nauki jest o wiele bardziej skuteczna niż ciągle czytanie regułek.
W końcu z omawiania teorii i poszczególnych praw. Przeszli do omawiania jak właściwie Will ma podejść do samej formuły pytań.
- Jak nie wiesz dokładnej odpowiedzi. Pisz co wiesz. Tylko trzymaj się zagadnienia na ile to możliwe. Pisz co wiesz. Nawet jeśli to nie jest z zakresu materiału. Zwłaszcza jeśli wiesz coś co jest poza programem. Egzaminator sprawdzający twoja pracę będzie miał pole, aby naciągnąć punktację.
- Wątpię aby...
- Każdy egzaminator próbuję naciągnąć punktację na korzyść ucznia. To nie sprawdzian między semestralny. Je oceniamy najsurowiej jak się da. Egzaminy typu SUM i OWTEMy oceniane są o ironię łagodniej z większą przychylnością dla ucznia. Taka to już belferska zasada. Ale musisz coś napisać, aby było z czego tą punktację naciągnąć. A Mam dziwne przypuszczenia, że Twoja wiedzą jest o wiele bardziej rozszerzona niż to pokazujesz. – mruknął odkładając pergamin. Oparł się wygodnie i spojrzał na chłopca że zmrużonymi oczami. Policzki Wiliama poczerwieniały.
- Czego uczył Cię Dumbledore i od kiedy to trwało? – zapytał wprost. Wiliam uciekł wzrokiem nie chciał o tym rozmawiać z ojcem.
- Wiliam!
- Od września Obrony, Zaklęć... próbował Oklumecji, ale jestem w tym dupy.
- Oklumencji? – zapytał zdziwiony.
- Noo próbował, ale nie szło nam.
- Dlaczego?
- Bo panikowałem- przyznał po chwili.
- Panikowałeś...- powtórzył z zamyśleniem.
- No wiesz... tak jak po tym jak pierścienie się rozgrzały. A może i gorzej. Parę razy zemdlałem. Do chrzanu to jest.
- Nikt nie mdleje w trakcie nauki oklumencji...
- Jak zwykle przewyższam oczekiwania.
- Wiliam nikt nie mdleje w trakcie nauki oklumencji jeśli ufa swojemu nauczycielowi! Nie ufałeś mu. Dlatego się broniłeś. Tak jak umiałeś. Broniłeś jakiś myśli, wspomnień... – Severus zmarszczył czoło. – Nie chciałeś by się dowiedział! Broniłeś informacji, że jestem twoim ojcem! – Warknął. Wiliam zmarszczył czoło.
- Ta myśl była aż tak straszna? Aż tak straszna, że wolałeś by dyrektor krzywdził Cię mentalnie niż przyznać się, że wredny Mistrz Eliksirów jest twoim ojcem? – zapytał. A ton głosu Severusa był tak bardzo skrzywdzony, że Wiliam zwiesił głowę.
- Usunął by Cię... Gdyby wiedział... Gdyby on wiedział, że ją wiem... – Nie skończył bo nie mógł spojrzał na ojca bezradnie, a Severus otworzył usta z wrażenia.
- Dlaczego tak myślałeś?
- Bo już to robił. Remus. Wszystko było dobrze, dopóki mu się nie przyznałem, że dobrze mieć kogoś takiego. Kogoś dorosłego. Remus... On... Dużo mi pomagał. A teraz nie widziałem go od lata przed czwartym rokiem. Później Syriusz. Dumbledore wiedział, że jest niewinny. Wiedział kim jest Parszywek. On zawsze wszystko wie... mógł go oczyścić z zarzutów. Mógł sprawić, że Syriusz byłby wolny. Nie musiałby się ukrywać. Ale Dumbledore tego nie chciał. A później Ron I Hermiona.
- Co Ron I Hermiona?
- Włączył ich do Zakonu Feniksa. Po kryjomu. Tak abym ja o tym nie wiedział. Tak, aby mogli mnie szpiegować. Wymusił na nich przysięgę poufności odsunął ode mnie jedynych przyjaciół. – mruknął z żalem.
- Skąd to wiesz?
- Bo byliśmy przygotowani na taką ewentualność.
- Przygotowani?- zapytał zszokowany Severus.
- No tak. Nie mogli by mi powiedzieć, ani w żaden sposób zasugerować, że coś się dzieje. Ale nikt nie zabroni im milczeć. Prawda? Wiec Hermiona wpadła na pomysł. Zaraz po turnieju, zanim członkowie zakonu zgarnęli mnie z peronu. Gdyby wydarzyło się coś czego nie będziemy mogli sobie powiedzieć. Gdyby było cos czego ja nie Bede mógł powiedzieć im, albo oni mi. To mieliśmy się do siebie nie odzywać. Trzy dni wiem coś, ale to nic groźnego. Cztery jest coś, co mnie martwi. Pięć dni mamy przesrane. – przyznał. – Nie odzywali się przez sześć dni. Domyśliłem się, że to coś o wiele, wiele gorszego... Zakon. Nie mogliśmy o tym rozmawiać, ale to stało się oczywiste... Zmusił moich przyjaciół do szpiegostwa. Więc co by stało na jego drodze, by usunąć z mojej drogi biologicznego ojca?
W tym jednym kończącym zdaniu było tak wiele strachu, że Severus poczuł nieprzyjemny uścisk w żołądku. W tym momencie patrząc na własne dziecko nienawidził Dumbledore milion razy bardziej niż Czarnego Pana. Ten drugi przynajmniej nie udawał potulnego i dobrego. Każdym milimetrem swojej postury ukazywał jak wielkim sku...nem jest. A Dumbledore...
Co on mu zrobił? Co zrobili mu ten chłopiec, że tak bardzo chciał go krzywdzić? Dlaczego odbierał mu wszystkich? Dlaczego tak bardzo zależało mu, aby chłopiec nie miał nikogo bliskiego? Co zrobiło mu to dziecko, że Dumbledore uznał go za wroga? Czy naprawdę bycie posiadaczem wielkiemu mocy musi skazywać na nieszczęście?
Severus zamknął na chwilę oczy, w niepewnej próbie uspokojenia myśli. A kiedy słowa opuściły jego usta nie wierzył, że je wypowiedział.
-Nie zwróciłem listu.- powiedział. – Dumbledore prawdopodobnie o nim nie wie. Choć nie mogę mieć pewności. Ale list jest w moim biurze. Jeśli jest dość bystra to się domyśli. Nie możesz jej powiedzieć. Nie możesz sam tego przyznać, masz na sobie ochronne zaklęcie rodowe. Ojciec ma obawy, że zaklęcie może osłabnąć jeśli wyznasz swoją największą tajemnice. Nie mamy pewności. Nigdy tego nie rzucaliśmy. Nigdy tego nie używaliśmy. Ale opiera się na skrywanym sekrecie. Kasander twierdzi, że tego potrzebujesz... Ale jeśli sama się domyśli... Jeśli jej przyjaźń okaże się większą niż uprzedzenia... To nie powinno zaszkodzić. Co do Weaslaya mam wątpliwości. Wątpię aby zdołał pokonać swoje uprzedzenia. – Wiliam patrzył na ojca w szoku.
- Jak to Kasander twierdzi! – zapytał.
- Mamy jego portret- mruknął Severus.
- Macie gadający portret Kasandra i dopiero teraz to mówisz?
- On z tobą nie będzie rozmawiał...- powiedział Severus.
- Niby dlaczego.
- Bo twierdzi, że nie jesteś gotów. Jest dość uparty. Przez stulecia byliśmy pewni, że to tylko obraz. Mugolski. Cwaniak przez stulecia nawet jednym gestem się nie zdradził.
- Może warto spróbować!
- Gorzej jak się znowu obrazi na stulecia Will.
- A jeśli już do mnie mówił? – zapytał Wiliam.
- Nie możliwe. Prosiłem go by Ci to wyjaśnił. Wyjaśnił Ci na czym polega Wymiana Mocy. Zawzięcie odmawia. Wprost powiedział, że jeśli Cię przyprowadzę to Cię przeklnie.
- Obraz nie może...
- To Kasander... wolę nie ryzykować- mrukną posępnie.
- „ Widzę, że bycie łamagą to nadal nasza największą cecha". Brunet, zielone oczy, jasna cera, na oko dwudziestoparolatek. To on prawda? Widziałem go. Tej nocy kiedy szukałem Tobiasza, aby go przeprosić. Zatrzasnąłem się w jakimś dziwnym ciemnym pokoju. A tam był obraz. O Merlinie...- nagle zamarł patrząc na ojca z przerażeniem. – Wcale nie jestem podobny do mamy!
- Jesteś jak jej lustrzane obicie Will.- zaprzeczył Severus.
- Nie...
- Tak. Po prostu cechy wyglądu Kasandra bardzo mocno zachowały się w genach Blacków.
- Co?
- Kasander miał dwoje dzieci. Syna i córkę. Córka wyszła za mąż za syna Zenobiusza. Pomimo wspólnego dziedzictwa nie byli spokrewnieni. Nie aż tak, aby mogło to się odbić na dzieciach. To tak jak ja z twoja mamą. Oboje pochodzimy od Kasandra. Ale upłynęło już wiele krwi. Z genetycznego punktu widzenia nic nas nie łączyło. Z magicznego... To już inna bajka. Nie zastanawiałeś się dlaczego Voldemort chciał naszego dziecka? Dlaczego obstawiał, że dziecko moje i Anny może być potężne? Dlaczego Voldemort chciał, akurat Ciebie? Dziedzica Snapeów i Blacków? Kasander. Najpotężniejszy Mag. Chociaż nikt go nie doceniał.
- Ale przecież klątwa... Tylko jedno dziecko... tak mówił Xavier. Dlatego mamy amulet! To nie prawda?
- Najprawdziwsza okrutna prawda. Ale klątwa nie imała się Kasandra. On jako jedyny doczekał dzieci i cieszył się żoną do starości. Jak to zrobił? Tego nikt z nas nie wiem Will. Ale oszukał klątwę. Jako jedyny potomek Codogana miał dwoje dzieci.
- Więc to się da oszukać!
- Może tylko on mógł tego dokonać? A może zna na to sposób. Może my byliśmy zbyt próżni? Nie wiem. Za to wiem, że jesteś za młody, aby o tym myśleć. Teraz masz SUMy na głowie i dwóch baranów którzy nie ułatwiają ci zadania aby dożyć do wieku w którym będziesz mógł myśleć o dzieciach. Jasne?- Wiliam roześmiał się na surowość w głosie ojca.
- Nawet nie mam dziewczyny, tato!
- I lepiej abyś szybko jej nie miał. – Burknął. Będąc boleśnie świadomy, że jego syn wchodzi w wiek, w którym pierwsze miłostki, schadzki w schowku na miotły, czy oglądanie gwiazd w wierzy astronocznej z dziewczyną po godzinie nocnej jest najważniejszym punktem życiowym smarkaczy. A On Severus Snape absolutnie nie był gotowy na ten etap. Spojrzał na syna mając głęboką nadzieję, że jego delikatna uroda będzie sprawiać, że nastoletnie uczennice Hogwardu będą traktować go jak smarkacza niegodnego zachodu. A gdy spojrzał na niego wielkimi zielonymi oczami wręcz był tego pewien. A jeśli to nie wystarczy, jeśli jednak którąś by się odważyła. Nie na darmo jest przecież Najwredniejszym Nauczycielem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart...
- A więc Hermiona... – zaczął Smarkacz, a Severus zacisnął wargi. Pannę Granger nie przerażą szlabany... Ale na pewno znajdzie jakiś eliksir, który ostudzi młodzieńcze zapędy. Na synu by nie ryzykował, ale na dziewczynie? Musi się nad tym zastanowić...
- Już żałuję, że się odezwałem- Burknął po raz kolejny.
- Jeśli się domyśli...
- Jeśli się SAMA domyśli to przyjdziesz do mnie i razem wszystko jej wyjaśnimy, zrozumiano? I lepiej, aby Twoje myśli wobec Panny Granger obejmowały tylko przyjaźń! – Warknął
- Fuj! To moja przyjaciółka! – wrzasnął. A Severus ani trochę mu nie uwierzył.
Jednak w tym momencie nie mógł zastanawiać się nad życiem uczuciowym syna. Nie kiedy dwaj najpotężniejsi magowie ich czasów zagrażali jego bezpieczeństwu. Z czego jeden był niebezpiecznie blisko...
~oOo~
- Co robisz? – usłyszał za plecami. Odwrócił tylko troszkę głowę, a piłka na której miał ćwiczyć wzmocnienie i redukcję mocy eksplodowała z hukiem.
- Szlak! – Warknął. Był w tym do dupy...
- Wysadzasz piłki? – zapytał Aleksander
- Jak widać. To już szósta. A Jonas i tak rzucił na nie wzmacniające zaklęcie, aby stawiały większy opór.
- Ale po co?
- BO JE WYSADZAM!- Warknął, a później spojrzał na Aleksandra i zrobiło mu się głupio.
- sorki. Jestem podirytowany i...- zacisnął wargi
- I wkurzony bo coś Ci nie wychodzi. Najmniejszy problem może w twoich oczach wyglądać jak koniec świata. Przez co możesz źle ocenić nie tylko sytuację, ale także intencje osoby, która chce Ci pomóc. Prościej mówiąc możesz walnąć zaklęciem o zabójczej mocy nie będąc do końca świadomym co robisz i komu. A ujmując to jeszcze dosadniej „Odpalacie się z byle gówna". – skończył blondyn, a gdy Wiliam spojrzał na niego że złością, przewrócił oczami- To zdanie ojca. Nie moje!
- Twój ojciec mnie nie cierpi!
- Ciebie? Te słowa akurat były o Chrisie, ale do Ciebie na pewno też pasują. Skoro nawet Septimusowi to się zdarza. W środę zrobił taką awanturę, że w końcu pospadały wszystkie obrazy w waszym salonie. To był czad! Fruwały jak szalone... Szkoda, że ojciec kazał mi wyjść
- Septimus się obudził? - zapytał z nadzieją Wiliam, a gdy blondyn pokręcił przecząco głową, drugi nastolatek zachmurzył się jeszcze bardziej.
- Też jestem wściekły. Po co ich usypiają? Liczyłem, że będziemy latać! Ale Chris musiał przesadzić na miotle. Baran z niej spadł tylko dlatego, że za bardzo się rozpędził! – Wiliam spojrzał na nastolatka. Usiadł na trawie bawiąc się pozostałościami.
- Ty w ogóle wiesz co działo się w lipcu? – zapytał chłopca. Aleksander delikatnie wzruszył ramionami.
- Na pewno wiesz więcej niż myślą twoi rodzice. To było piekło. Ja trafiłem do prawdziwego piekła. A oni mnie z niego wyciągnęli. Uratowali mi życie. Ładując się w okropne bagno. Ale uratowali mnie. Ale to ich także wykańczało.
- Wiem.- powiedział blondyn. Wiliam kiwnął głową.
- A później była ta katastrofa z barierą! I my umarliśmy. W sensie fizycznym byliśmy trupami. Ja i Chris. Gdyby nie nasza magia i gdyby nie Septimus, który wiedział co zrobić... Wąchalibyśmy już kwiatki od spodu. I choć nasze ciała na pozór się uleczyły. To jeszcze nie jest dobrze. Jest lepiej. Merlinie jest sto razy lepiej, ale nie jest jeszcze tak jak było kiedyś. Przed Przekleństwem. I Chris... Nie spadł z miotły Bo leciał za szybko. On spadł bo jeszcze jest osłabiony. Bo daleko mu do tego jak wyglądał przed lipcem. Potrzebuje snu. Obaj potrzebują odpoczynku. Za pewne ja też. Dlatego jest tu Swinss. On ogarnia to co dzieje się z nami lepiej od nas samych. Bo my... To dziwne, ale ja chyba już nie umiem sam ocenić kiedy powiedzieć stop. I sądzę, że Chris I Septimus już też tego nie potrafią oceniać. Dlatego rzucił na nas to zaklęcie. Obciach straszny... Ale jak wstałem to światełko było Zielone. Teraz już jest pomarańczowe. A ja nie czuje, abym fizycznie czuł się inaczej. Słabszy czy coś. A chyba powinienem. Na pewno powinienem coś zjeść. I porzucić myśli o Transmutacji... A już miałem nadzieję, że pozwoli mi dzisiaj polatać...- mruknął pochmurnie.
- Przecież nie umiesz latać – powiedział Aleksander. W pierwszej chwili Wiliam zmarszczył czoło w niezrozumieniu. A później uświadomił sobie, że Alex nie wie kim jest. A może tylko udaje?
Merlinie to nie normalne, aby z kimś gadać z założeniem, że ma go okłamywać podejrzewając, że jednak zna prawdę... To brzmi głupio, albo jest głupie.
- Chyba umiem... – W końcu powiedział.
- Co znaczy chyba?
- Kiedyś umiałem- a blondyn spojrzał na Wiliama z powątpiewaniem.
- Kiedyś to kiedy? Błagam nie mów, że jak latałeś na dziecięcej miotle. Bo dziecięca miotła to kompletnie coś innego niż prawdziwa. – zakpił blondyn.
- Przed Przekleństwem. – przyznał.
- Czyli nie tak dawno! Tego się nie zapomina. – wykrzyknął uradowany.
- Wydaje się, że to było Wieki temu! Ale i tak nici z latania jak nie przestanę spalać króliczków. A kompletnie nie mam pojęcia jak zapanować nad ilością mocy. Wytwarzam za dużo energii w porównania do zapotrzebowania w tej transmutacji, przez co wzniecam ogień. Nie kumam co się dzieje.
- Jak to? – zapytał młodszy chłopak. A Wiliam wyjaśnił, mu swój problem od samego początku. Od pierwszego króliczka, który zginął tak okrutną śmiercią, że Wiliam miał mdłości na samo wspomnienie. O ćwiczeniach na balonach, co i tak nic nie dały bo druga próba była jeszcze gorsza od pierwszej. O nadziei, że może przez noc coś wymyśli, ale w dalszym ciągu w jego głowie była jedna wielka pustka. A ćwiczenia, które mają mu pomóc w regulacji ilości mocy szły mu fatalnie .
- A jeśli tego nie ogarnę do wtorku i wylosuje to zadanie i usmażę królika... Wezmą mnie za świra, zamknął w Askabanie, albo w Mungo w pokoju z gumowymi antymagicznymi ścianami! Szlak- wrzasnął, gdy kolejna piłka eksplodowała chociaż nawet na nią nie spojrzał.
- Nie zrobili by tego...- powiedział z przerażeniem Aleksander. Przyjrzał się Wiliamowi, na jego bezradność i stwierdził z pewnością, że młody Snape nie jest niebezpieczny.
- Oni tylko czekają na taką okazję! Najpierw zrobią co mogą, aby uznać mnie za niestabilnego, a później... Merlinie nawet nie chce myśleć co by było później. Nie mogę usmażyć królika na Egzaminie. Nie mogę...- Warknął sfrustrowany, wyrywając dość spory kłębek.
- Może za bardzo się stresujesz?
- Smażyłem króliki zanim zacząłem się denerwować. To jest do chrzanu! Gdyby pierścienie działały tak jak powinny to by do tego nie dochodziło! Zblokowały by urok zanim doszłoby do takiego szamba! Od tego są... mają chronić mnie przed zbyt dużymi falami mocy. Ja powinienem mieć problem ze stworzeniem tej transmutacji! Powinna mi nie wychodzić w taki normalny sposób. Nie wiem, bambosze mogły by mieć uszy, albo ogon, albo wąsy. To by przeszło na egzaminie. Rozumiesz? Uwalili by mi stopień, ale by było, że próbuję, że coś tam wiem, tylko mi nie wychodzi! A ja smażę niczemu nie winne króliczki! Jakbym tego chciał! Jakbym był nienormalnym sadystycznym potworem! Do chrzanu...
- To może załóż jeszcze jedne?
Wiliam mimowolnie się wzdrygnął. A później spochmurniał.
- To by I tak nic nie dało. Bo Chris i Septimus przesuwają moje granice w trakcie Wymiany Mocy. Jak się poznaliśmy to oni już byli koło trzydziestu iluś tam procent. A może nawet koło połowy. Nie wiem... A ja? Ledwo ledwo pięć procent. Nie rzucałem nic po za Leviosa i Accio. I jak się okazuje nadal powinienem być na tym poziomie! Bo smażę króliczki!- Warknął chowając twarz w dłoniach. To było straszne. Dźwięk palonego żywcem królika był tak okropny, że dzisiaj nawet nie spróbował. Jedyne co robił to ćwiczył najpierw na balonach, a gdy przez półgodziny nie wybuchł, Jonas zaproponował piłki. Stawiały większy opór, musiał się bardziej starać. Przez co używał za dużo mocy i bum. Piłki strzelały jak szalone. I nawet stwierdzenie Jonasa, że może ćwiczenia na balonach coś zmieniły i warto spróbować zmienić króliczka w bambosze nie przekonały Wiliama.
- To powiedz, że nie umiesz.
- Obleje Egzamin. – Burknął Wiliam
- No i?
- No i to, że wezmą mnie albo za debila, albo za rozpuszczonego smarkacza z mocą nad którą nie chce nauczyć się panować. I w tym momencie wracamy to miejsca gdzie stwierdzają, że moja niestabilność magiczną jest niebezpieczna...
- Do chrzanu...
- Lepiej bym tego nie ujął.
Sfrustrowany spojrzał na ostatnią piłkę. Będzie musiał powiedzieć Jonasowi, że potrzebuję więcej. Piłka była biała. Biała jak króliczek. Delikatnie uwolnił magię wyobrażając sobie małego króliczka, który kilka sekund później patrzył na świat wokół siebie zdezorientowany. Wiliam podszedł do niego, przytulając go do siebie.
- Co zrobiłeś?
- Transmutowałem piłkę w królika. To chyba logiczne nie?
- To zmień go teraz w bambosze! Transmutowałeś piłkę w Żywego królika Will! W drugą stronę też to zrobisz!
Wiliam spojrzał na Aleksandra jak na szaleńca. Przytulił mocniej króliczka.
- Nie bój się maleńki nigdy tego nie zrobię- mruknął. Wstając z ziemi z zamiarem odszukania Swinssa. Może zgodzi się na kilka lotów. Może to rozładuje dość mocy, aby przestał wysadzać piłki. Bo co do jednego miał pewność, nie spróbuję zmienić króliczka w bambosze dopóki nie będzie miał namacalnego dowodu, że go nie spali.
Nie musiał nawet szukać Swinssa. Bo znalazł kogoś znacznie lepszego. Uśmiechnął się szeroko widząc wysokiego blondyna.
- Szukałem Cię- mruknął blondyn.
- A ja Cię potrzebuje! – odpowiedział
- Słuchaj Will... To wczoraj. No wiesz...- jąkał się blondyn. Wiliam spojrzał na niego z lekko przekrzywioną głową.
- Jąkasz się bo nie możesz przyznać mi racji, że rządziłeś?
- Nie jąkam się, bałwanie. Ale w zasadzie to masz rację. W obu kwestiach- mruknął niechętnie.
- Nawet mi się zdarza. Słuchaj...- zaczął
- I tyle? – blondyn zmarszczył czoło.
- Ogarnęliśmy to, prawda? Po co to roztrząsać? I tak nie długo się zapomnisz, a ja Ci przypomnę co i jak ma wyglądać. Słuchaj...
- Will!- Warknął blondyn. Zły, że brunet nie pozwala mu dojść do słowa. Nie po to obmyślał plan rozmowy, by go nie przeprowadzić.
- Chris! Mam o milion razy gorszy problem niż twój charakter! – Warknął. Spojrzał na Chrisa ze zmęczeniem, przeplatanym paniką, złością i rezygnacją...
- Co się stało?- zapytał Christopher, przełykając głośno ślinę.
- Smażę króliczki!- Burknął Wiliam z trudem. Christopher spojrzał na Wiliama, później na króliczka w objęciach nastolatkach. A później wszystko zrozumiał.
- Transmutacja!- wykrzykną z ulgą- Luzik ogarniemy- Zarzucił ramię na ramionach mniejszego chłopca prowadząc go do ogrodu. Transmutacja jest prosta. Z tym Chris mógł sobie poradzić. Gorzej by było jakby Davis po raz kolejny przyczepiła się do Wiliama.
Kilka minut później ponownie stali pod rozłożystym dębem. Aleksander gdzieś poszedł, ale myśli Wiliama już krążyły tylko wokół niepowodzeń związanych z Transmutacji.
- Daj króliczka- powiedział Chris. Wiliam zmierzył Christophera wściekłym wzrokiem.
- Nie ruszysz mojego króliczka. – Burknął.
- To nie jest prawdziwy Królik Will! Tu nie ma królików! Twój ojciec nie hoduje królików. Więc to co trzymasz w rękach nie jest zwierzęciem. Jest przedmiotem. Transmutowanym przedmiotem z...?
- Z piłki.
- Więc to piłka. To nie królik! – powiedział ponownie.
- Czy on Ci wygląda na piłkę?
- Wiliam do cholery to jest piłka! A patrząc na ilość resztek po piłkach wątpię by był nawet piłką! Więc oddaj króliczka! Nie Spale go. Zmienię piłkę w bambosze!
- Piłkę w bambosze to i ja zmienię! – odwarknął Will
- TO DLACZEGO NIE ZMIENISZ KROLIKA W BAMBOSZE!
- On piszczy! – mruknął słabo Wiliam.
- Piszczy...?- powtórzył pytająco Chris.
- I się rusza...
Chris przewrócił oczami, rozumiejąc nagle cały problem Wiliama. Rzucił na króliczka uciszające i drętwotę.
- Teraz się nie rusza i nie piszczy- Burknął
- Potwór! – mruknął Will patrząc na nieruchomego króliczka z żalem.
- Zmień piłkę w bambosze!
- To nie piłka!
- Will to tylko transmutowane coś! To nie zwierzę do cholery. Zmień to coś w bambosze, bo za chwilę to ja zmienię ciebie w bambosze!
Will z żalem odłożył króliczka na ziemię i z przymrożonym okiem transmutował go w bambosze.
- No i widzisz? Merlinie a przez chwilę serio wierzyłem, że możesz nad czymś nie panować.
- To się nie liczy.
- Niby dlaczego?
- Bo nie był żywy!
- Nikt nie pozwoli Ci transmutować prawdziwego zwierzęcia Wiliam! Nie ważne czy to szczur, królik, kot czy cokolwiek Ci podsunął. To zawsze transmutowane coś! Nie zwierzę! Cofnij Transmutacje i sam go ucisz! Mnie na egzaminie z tobą nie będzie. A będzie siara jak położysz egzamin przez zbyt wysoki poziom empatii to przedmiotu transmutowanego w zwierzę. – Wiliam z niechęcią spojrzał na bambosze i cofnął Transmutacje. Na trawie pojawił się mały okrągły kamyk.
- Merlinie rozczulałeś się nad kamieniem! – Zawył z bezsilności Chris.
- Nie wiedziałem. To Jonas wyczarował piłki.
- A dlaczego nie ty?
- Bo nie umiałem.
- Jonas wyczarował dla ciebie piłki. Bo Ty nie umiałeś?
- No tak!- mruknął pochmurnie
- Wiliam... – blondyn spojrzał na bruneta z kpiną- Kto wyczarował królika? – Wiliam spojrzał na Chrisa wściekle.
-Ja...
- Transmutowałeś, transmutowany wcześniej przedmiot bez cofania pierwszej transmutacji w żywe zwierzę, Willi?
- Nooo- mrukną
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo chciałem pogłaskać króliczka. – mrukną, zaczynając powoli czuć palenie policzków.
- Udało Ci się transmutować przedmiot w żywe zwierzę. A byłeś przekonany, że nie dasz rady transmutować zwierzaka w przedmiot? Na Merlina! Przecież to to samo!
- To nie jest to samo! Piłka nie ma uczuć!
- Ten królik którego trzymałeś w objęciach też ich nie miał! To była iluzja, do cholery!
- Był ciepły, oddychał, a nawet muskał mój palec nosem! Był żywym czującym stworzeniem!
- To była perfekcyjna Transmutacja! – wrzasnął zirytowany Chris. – Wiliam do cholery ogarnij się! – Zielone oczy spojrzały z furią na Chrisa, a później na kamyk. Patrzył na niego i patrzył, aż w końcu usiadł na trawie biorąc go rękę.
- Merlinie jestem debilem. – Burknął.
- Zbyt Empatycznym Debilem. Muszę to przyznać. Zmień kamień w króliczka, a króliczka w bambosze! Teraz! – Wrzasnął blondyn. A Wiliam to zrobił. Wcześniej jednak uciszył i unieruchomił biedne transmutowane stworzenie.
- Psia mać! – Zawył Chris, a Wiliam ponownie spojrzał na niego z niezrozumieniem.
- Znowu się rządzę! – Warknął wściekle. A Wiliam wyszczerzył zęby.
- Może czasem tego mi trzeba! Zrobiłbym z siebie niestabilnego magicznie świra, gdyby nie ty... Dzięki! – powiedział. A w głowie nagle zaświtała mu jedna mała wątpliwość. Chris był zdziwiony. Szczerze zdziwiony jak bambosze zmieniły się w kamyk, a nie w królika. Wiliam przełknął ślinę uświadamiając sobie, że to trzy Transmutacje. Nagle całą teoria jaka wkuwał zaczęła do niego docierać. Chris go okłamał. Perfidnie go okłamał, aby wykonał Transmutacje. Na egzaminie dostanie Żywego królika! A to już był problem. Z trudem opanował swoje wewnętrzne obawy, nie chcąc robić z siebie jeszcze większego panikarza niż już to pokazał. Pogada z Septimusem. On zna się na prawie. Może egzaminy też mają jakiś regulamin? Może da się to jakoś obejść.
Spojrzał na Christophera , który nie zauważył jego zamyślenia.
- Ty i niestabilności magiczna? Po cholerę oni Ci zakładali podwójne pierścienie? Nie łatwiej by było po prostu pozwolić Ci zrozumieć własną moc i ich granice? Nie kumam logiki dorosłych.
Wiliam zamyślił się nad tym. A później przypomniał sobie rozmowę z ojcem. Ułożył się wygodnie na trawie nim się odezwał, a Chris poszedł w jego ślady.
- Wysoki potencjał magiczny podobno hamował mój wzrost i rozwój fizyczny. Tak twierdzi Daniel. Wiesz w sumie ja zawsze byłem mniejszy od rówieśników. Nawet jako Potter. Mniejszy, chudszy... No taki byłem. Pewnie nikogo to nie dziwiło bo James chyba też nie był za wysoki. Lily była bardzo niska. Tak mówiła ciotka. Że pewnie wzrost odziedziczyłem po mamie. Wiesz, że jak miałem dziewięć lat to brano mnie za pięciolatka? To było takie wkurzające! Ale jednak nie jestem Potterem. A Ojciec, Dziadek no nie są mali. Syriusz też jest wysoki. Z genetycznego punktu widzenia raczej powinienem być wysoki, nie? A Jestem kurduplem i do tego wyglądam jak smarkacz. I to podobno wina mojej Magii. Tak twierdzi Daniel. A po Przekleństwie to już całkiem poszło na grubo. Myśleli, nie mogłem jeść. I to nie było tak jak teraz po oparzeniach, że nie czułem smaku, że po zjedzeniu czegokolwiek czułem ból brzucha i mdłości. Nie ja po wybudzeniu się ze śpiączki mogłem nic nie jeść. Nie czułem takiej potrzeby, kumasz? Jakby nie Mgiełka która mnie upominała lub wciskała miski z jedzeniem, jestem więcej niż pewien, że używała swoich czarów abym zjadał więcej, ja sam z siebie bym nie jadł. I nikt na to nie wpadł. Aśka, tato sadzili, że to przez tą śpiączkę. Nawet ja tak sądziłem. Dopiero jak założyli mi te pierścienie. Dopiero w tym tygodniu jak zaczęliśmy treningi, Dopiero wtedy poczułem, że muszę jeść. Więc mieli rację co do pierścieni. Moja magia mogła mnie zabić. Wyniszczyła by moje ciało kompletnie. A po za tym nie panowałem nad nią. Z bólem muszę przyznać, że nie panowałem nad własną magią. Zdemolowałem pokój. Omal nie skrzywdziłem ojca. Sam widziałeś co zrobiłem w skrzydle. Nad tym nie miałem kontroli.
- Jestem więcej niż pewien, że twoja demolka to nic z tym co ja robiłem i fakt wyglądasz jak smarkacz.
- Dzięki! – Burknął
- Nie można mieć wszystkiego Dziedzicu. Albo moc, albo wygląd – mruknął z rozbawieniem Chris.
- I kto to mówi... – Wiliam uśmiechnął się, ale za chwilę spoważniał- Septimus też się obudził?
- Śpi. Nieźle nam dowaliłeś w nocy.
- Nic nie zrobiłem! Doszliśmy do równowagi.- powiedział z uśmiechem. Chris uniósł brew.
- Nie doszliśmy. Ty nie umiesz odpuszczać. – mruknął blondyn.
Wiliam uniósł się do siadu patrząc na blondyna z przerażeniem.
- Jestem więcej niż pewien...
- Jestem więcej niż pewien, że zdusiłeś nasze fale energetyczne tak skutecznie, że odlecieliśmy. Ale spoko... Dawno nie czułem się tak dobrze... Ty też możesz czasem się porządzić. – mruknął z zadowoleniem.
- Psia mać! Myślałem...
- Wyluzuj! Nie wszystko na raz. Szczerze to wolałbym nie pomijać ani jednego progu więcej. Mniej Litości dla swych podnóżków!
- Ja wcale...
Chris usiadł patrząc ze złością na chłopaka.
- Posłuchaj Snape. Jest dobrze! Jest dobrze tak jak jest. Przestań panikować. Przestań szukać wyjaśnienia tam gdzie go nie ma. To nie my przeprowadziliśmy nas przez pierwszy próg. Nie my. Zmusiliśmy Cię do wytworzenia Wymiany Mocy. To fakt. Teraz po tej nocy to zrozumiałem. Ale to ty przeprowadziłeś nas przez próg. Co do tego nie mam wątpliwości. I Septimus na bank też to zrozumiał. Ale to spoko. Taka twoja rola. Taki jest nasz układ! My zaryzykowaliśmy. Ty nas przyjąłeś, a teraz wszyscy musimy wziąć na barki odpowiedzialność. Ale przestań się obwiniać. Przestań za wszelką cenę udowadniać, że możemy być sobie równi. Bo tak nie jest. Jeszcze nie... Ale kiedy już się zrównoważymy. Kiedy do tego dojdzie... Chciałbym kiedyś rozumieć magię tak jak Ty.
- A co jest nie tak z moim rozumieniem Magii?- zapytał urażony
- Wszystko jest w porządku. Chciałbym ją rozumieć tak jak ty.
Wiliam spochmurniał jeszcze mocniej. Coś było z nim nie tak. Ale co? Tego już nie rozumiał i wątpił aby Chris Udzielił mu odpowiedzi na to pytanie.
~oOo~
Świadomość tego, że nie rozumie Magii tak jak inni kiełkowała w nim od dawna. Na długo zanim wypił Przekleństwo, na długo zanim stał się Wiliamem Snapem.
Jako Harry Potter nie miał z kim o tym pogadać, ale teraz? Teraz miał kogoś... Kogoś kto był na tyle inteligentny, że powinien zrozumieć jego problem. Dlatego zszedł do piwnicy, gdzie znajdowała się pracownia ojca. Musiał z nim w końcu pogadać. Teraz przed egzaminami. Zanim je Obleje.
- Mogę? – zapytał zaglądając niepewnie do pracowni. Severus uniósł głowę znad kociołka.
- Wejdź i tak miałem zaraz do Ciebie iść. – mruknął mieszając miksturę cztery razy w prawo by za chwilę zmienić kierunek mieszania w odwrotną stronę. Dopiero wtedy delikatnie dodał kolejny składnik. Poczekał aż eliksir się ustabilizuje i dopiero wtedy rzucił na miksturę tylko sobie znany czar.
- Mamy godzinę- powiedział i spojrzał na syna z naganą.
- Mgiełka się na ciebie skarży- powiedział w końcu. Uszy Wiliama poczerwieniały.
- Podobno zignorowałeś porę posiłku. Nie odpocząłem chociaż nawet Mgiełka wyczuła, że powinieneś. Wiliam znowu to robisz! – Warknął
- Ja tego nie czuje!- mruknął w swojej obronie. – Znaczy nie jestem zmęczony. Nie czuje zmęczenia. Jeszcze nie teraz.
- Wiesz kiedy ty poczujesz zmęczenie? Kiedy już będzie źle! Kiedy wszystkie alarmy Swinssa zawyją dopiero wtedy pewnie poczujesz, że twoje ciało mówi dość! Jesteś za silny magicznie synu! Dlatego masz to zaklęcie! Chyba jasno powiedziałem co masz robić Kiedy zmieni barwę na pomarańczową! Już żółty powinien dać Ci znać, że trzeba odpocząć! Nie ignoruj tego. Zblokuj jeszcze raz magię Mgiełki to pożałujesz!
Wiliam spojrzał na ojca zadąsany, ale na Severusie nie robiło to wrażenia. Wezwał Mgiełkę z prośbą, aby przyniosła posiłek dla chłopca. Skrzatka zgromiła Wiliama wściekłym spojrzeniem. Była na niego zła, ale chłopak był także zły na nią.
- Donosiciel- mruknął pod nosem. Ale za głośno, aby ojciec tego nie usłyszał.
- Wiliam!- Upomniał go. – Jak się nie uspokoisz i nie zaczniesz jej słuchać to będziesz miał nie jednego, a dwa skrzaty na głowie! Przysięgam synu!
- Nie możesz!
- Nie chce! Ale ja nie upilnuje Cię na każdym kroku!
- Nikt nie musi mnie pilnować- Burknął zły. – Dobra już nie ważne! Wiedziałem, że nie powinienem tu przychodzić! – odwrócił się z zamiarem opuszczenia pracowni
- Usiądź. Chciałeś o czymś porozmawiać to porozmawiajmy. Nie obrażaj się za to, że się o Ciebie martwimy. Ja czy Mgiełka!
- Wcale się nie obrażam! – Severus uniósł brew, a chłopak w końcu wypuścił wstrzymywane powietrze, a po chwili uśmiechnął się zakłopotany.
- No dobra! Przepraszam. Nie powinienem- powiedział. Opadł na mało wygodny taboret i zaczął się na nim kręcić.
- Mam problem- powiedział w końcu. A Severus podszedł do biurka zasiadając na swoim fotelu. Wyczarował drugi.
- Siadaj tutaj. Nie będziesz jadł przy stole na którym kroje składniki. Jeszcze się zatrujesz czymś.
- Nie muszę tu jeść. Pójdę na górę.
- Będziesz. Ja nie mogę stąd wyjść, a ty masz zjeść solidny posiłek. Nie podoba mi się, że znów pomijasz pory posiłków! To druga doba jak jesteś przytomny, a magia już zaczyna Cię blokować. Za bardzo poprzesuwali Ci granice. Merlinie nie wiem jak to zatrzymać. – powiedział.
- Magia mnie nie blokuje. Czuję głód. – mruknął przez co zarobił kolejne wściekłe spojrzenie.
- Za bardzo martwiłem się Transmutacja by cokolwiek przełknąć- wyjaśnił.
- Wiliam!
- No co!
- Nie możesz tego robić. Nie możesz aż tak przejmować się Egzaminami. To tylko egzaminy. Jakoś je zdasz! Na pewno nie oblejesz. A musisz być gotowy na o wiele większy i trudniejszy test. Kolejny próg nie będzie zważał na szkolne egzaminy! – wyszeptał wściekle.
- Przecież to wiem! Ale SUMy są ważne. Jeśli uzyskam mierne wyniki...
- Jeśli uzyskasz mierne wyniki to takie uzyskasz i tyle!
- Dam Davis kolejny powód! Wykorzysta to przeciwko nam! – Warknął, a Severus uniósł brew.
- No tak Panna Davis. Mogłem się domyślić. Wiliam, Xavier dopilnuje, aby Panna Davis nie uzyskała wglądu do wyników twoich egzaminów. Mało tego będą z wami na Sali, aby nie doszło do jakiejkolwiek dwuznacznej sytuacji, która mogłaby was wyprowadzić z równowagi. Merlinie synu my to ogarniamy!
- Serio?
- Serio! Na pewno wyjdzie coś na co nie mamy wpływu, ale robimy co w naszej mocy, abyście byli bezpieczni w trakcie egzaminów. Zaufaj mi w końcu!
- Nie sądziłem...
- Nie sądziłeś, że to tym pomyślę? Czuję się nie doceniony- powiedział. A Wiliam zaczerwienił się.
- Nie łatwo jest zaufać komuś dorosłemu, prawda? – zapytał Severus. Wiliam zagryzł wargę.
- Ja już też jestem prawie dorosły.
- Prawie robi wielką różnice. Może i będziesz pełnoletni za rok. Ale Wiliam to tylko umowny wiek. Zresztą moim zdaniem stanowczo za niski. Większość smarkaczy pomimo uzyskania statusu „pełnoletności" w dalszym ciągu nie jest gotowa na bycie dorosłym, ani w emocjonalnym ani w magicznym sensie. Muszę Cię zmartwić, ale jestem więcej niż pewien, że nie uzyskasz „dojrzałości magicznej" przez najbliższe trzy, biorąc pod uwagę twój potencjał może i cztery lata! - powiedział, a Wiliam uniósł brew.
- Możesz cofnąć moje upełnoletnienie? – zapytał z przerażeniem.
- Nie baranie! Ale tak jak mówiłem to tylko umowny wiek. Kiedyś pełnoletność była niczym innym jak osiągnięciem dojrzałości magicznej, większość czarodziejów osiągała ją w siedemnastym roku życia. Dlatego w spisanym prawie wprowadzono ten wiek jako wiek w którym uznaje się dziecko za pełnoletnie. Ale od dobrych pięćdziesięciu lat Magiczny świat ma z tym problem. Ministerstwo Edukacji na poważnie rozważa zmianę tego zapisku na wprowadzenie definicji dojrzałości magicznej jako podstawę do uznania czarodzieja za pełnoletniego. A to z kolei może wydłużyć okres „niepełnoletności" w niektórych przypadkach nawet do dwudziestego pierwszego roku życia, bo obserwacja nastolatków wskazuje, że tak bardzo przesunęła się ta granica. I tu robi się problem. Bo co wtedy? Wprowadzić nakaz nauki do tego wieku? To cholernie kłopotliwe zagadnienie. Ogólnie szkoły Magii powstały z myślą, aby niestabilne magiczne smarkacze były bezpieczne, a w dniu gdy opuszczają mury szkoły były pełnoprawnymi rozsądnymi obywatelami czarodziejskiego świata. Tak kiedyś było. Ale nie teraz. I mam przypuszczenia, że Przekleństwo Salazara w dużej mierze odpowiada za przekroczenie tej granicy. Potencjał magiczny przeciętnego dzieciaka jest w tej chwili dwukrotnie wyższy niż w dniu kiedy otworzono Hogwart. I tu powiem Ci ciekawostkę związaną że mną i twoja matką. W naszych kontraktach małżeńskich był zapisek, że oboje musimy osiągnąć magiczną dojrzałość przed zawarciem małżeństwa. I to twój dziadek nalegał na ten zapisek. Mnie osobiście wtedy doprowadził ten zapisek do szału. Merlinie jak ja go dobrze teraz rozumiem- mruknął kręcąc głową.
- To chyba dobrze, nie? Mama była młodsza...
- Trzy lata. Ale ona osiągnęła dojrzałość magiczną już na siódmym roku, wiec tak jak być powinno. Dziadkowi chodziło o mnie. Skończyłem Hogward, ale do dojrzałości magicznej było mi daleko. W rzeczywistości osiągnąłem ją dwa lata po ukończeniu szkoły. A rok później się pobraliśmy. Z punktu widzenia Magii twoja matka była „dojrzalsza" niż ja. Dziewczęta dojrzewają szybciej.
- Dziewczyny nie piły Przekleństwa.
- Przekleństwo wnikało w nasze geny Will. Potencjał urodzeniowy dziewczynek wzrósł proporcjonalnie do potencjałów chłopców. Rodziców nie zmienisz. Gdy ojciec wypił Przekleństwo z automatu zwiększał potencjał swoich dzieci. Niezależnie od płci. Ale o tym wiemy dopiero po stuleciach prac nad skutkami ubocznymi Przekleństwa Salazara. Wtedy sądzono, że to dotyczy tylko indywidualnej jednostki. Nie przewidywano długotrwałych konsekwencji. Przekleństwo Salazara zmieniło Świat Magii nie odwracalnie. Już Ci to mówiłem.
- Wracając do naszej rozmowy. Fakt, że już za rok będziesz „pełnoletni" znaczy jedynie tyle, że ja mówiąc twoim językiem będę miał gorzej przesrane. Bo będę miał na głowie niestabilnego magicznie smarkacza, który dostanie w swoje łapska dowód, że nie musi już słuchaj ojca. I tu znowu się robi Ciekawie. Bo na przykład nasi dziadkowie zabezpieczyli się na taką ewentualność. I dziedzic, który nie osiągnie medycznie potwierdzonej dojrzałości magicznej nie zobaczy nawet knuta ze swojego skarbca. I o ile Chrisa czy Septimusa to na bank powstrzyma przed nadmiernym przeginaniem. Wątpię, aby na ciebie to działało. Co nie zmienia faktu, że kluczyk do twojej skrytki jest w moim sejfie dopóki Swinss nie da mi dowodu, że już dojrzałeś! A na swój pełen majątek poczekasz do dwudziestego piątego roku życia. To już zawdzięczasz dziadkowi. Nie mi... To nawet odrobinę wredne z jego strony. Ale nie zamierzam z nim dyskutować. – powiedział zadowolony.
- To ja mam jakiś majątek? – spytał. Severus spojrzał na syna z irytacją.
- Oczywiście, że masz. Jesteś zabezpieczony finansowo na każdą możliwość. Twój dziadek to prawnik. Zajął się tym zanim ja przywykłem do myśli, że mam syna. W sumie zadziwiająco szybko zajął się sprawami spodkowymi. Ale on już taki jest. Wszystko zabezpiecza prawnie. Ale... To odległa przyszłość. W tej chwili jesteś skazany na mnie. A ja w tej chwili jestem na ciebie wściekły, bo zachowujesz się gorzej od małego dziecka! Z małym dzieckiem by było łatwiej. Teraz zjedz posiłek. A później Porozmawiamy o twoim problemie.
- Ale...
- Bez żadnego Ale. Jedz. A jak już rozwiążemy twój problem i wyjaśnię Ci jak obejdziemy pytanie o tego nieszczęsnego królika, idziesz na drzemkę! Merlinie może powinienem zasugerować zmianę wieku w aktach na trzydziestkę!
- Wątpię, abym dożył trzydziestki!
- Dożyjesz czy tego chcesz czy nie. Jedz bo wrócimy do przymusowego karmienia pod zaklęciem Mgiełki! – Wiliam spojrzał na ojca wściekle. A później uświadomił sobie, że Mgiełka była na niego zła właśnie dlatego. Dlatego, że jej zaklęcia nie działały na chłopca.
- Wiem co myślisz. Jesteś za silny dla jednej małej Mgiełki, ale mam tu całe stadko skrzatów. Nie sprawdzaj do czego jestem zdolny- Burknął wściekle. Wiliam jedynie przewrócił oczami. Biorąc kanapkę. Ugryzł i przełknął nim się odezwał.
- Problem smażonych królików już nie aktualny. – powiedział z zadowoleniem.
- Tak?
- Mhyy już to ogarnąłem.
- Jonas mówił godzinę temu, że nawet nie chcesz próbować.
- Bo nie chciałem. Ale Chris mi pomógł. Już nie Spale króliczka. Pod pewnymi warunkami
- Jakimi?
- Musi być transmutowany z przedmiotu. To po pierwsze. Po drugie muszę go uciszyć i rzucić drętwotę. Nie może się ruszać. I wyjdą mi te cholerne bambosze.
- Transmutacja transmutowanego przedmiotu? Synu...
- I z tym do ciebie przyszedłem. Z tym mam problem. Ja nie kumam kompletnie tych wszystkich praw! Wiem, że Chris ma je w dupie. Przyszedł i rozwiązał mój problem. Tak mnie zagadał i rozproszył mój lęk, że nie myślałem o prawach! Baaaa ja już byłem wcześniej tak zły, że transmutowałem królika z piłki, bo nie myślałem! A piłka Była wcześniej kamieniem. Chris unieruchomił tego mojego królika uciszył go aby nie piszczał. I wrzasnął abym przestał się rozczulać i go przemienił. A ja to zrobiłem tato! Trzy Transmutacje! To nie powinno być możliwe! Nie według wszystkich znanych mi praw Transmutacji. I tu jest problem. Ja nie rozumiem Magii. Czytam jedno, robię drugie! Masakra...- mruknął chowając głowę w dłoniach.
- A Chris co na to?
- Nic! Baran jakby specjalnie mnie podpuszczał. Merlinie zachowywał się jakby nie istniały żadne reguły, prawa. Był tak opanowany, że ja też o nich nie myślałem. Ale teraz myślę! I myślę, że mam przesrane! Znowu. Cholera. Zawsze wszystkie sprawdziany pisałem na niskie stopnie bo ja tych reguł nie rozumiem. Pewnie bym leciał na samych Okropnych jakby Hermiona nie kazała mi wkuwać regułek na pamięć. Ja tego nie rozumiem! Nie kumam jak mogą mi wmawiać, że czegoś nie można skoro ja to robię! Pomóż... Nie wkuje na pamięć tych wszystkich definicji i praw. Nie bez zrozumienia. I nie mów mi, że wyniki SUM nie są ważne! Bo są! A ja tego nie kumam. Chcę to zrozumieć, ale nie rozumiem! A jak czegoś nie rozumiem to nie zapamiętam. Jestem debilem!
Severus siedział w swoim fotelu patrząc na syna w zamyśleniu. W końcu wypuścił powoli powietrze.
- Dlatego ja wolę Eliksiry. One trzymają się swoich zasad. Są proste...
- Ich też nie rozumiem.
- Wydaje mi się, że uważasz że ich nie rozumiesz bo kompletnie nic nie rozumiesz z tego czego uczą Cię w szkole. Idę o zakład, że pierwszego dnia w murach szkoły usłyszałeś, że Eliksiry to najgorszy przedmiot wszechświata. Do tego uczył Cię okropny nauczyciel. Jesteś w nich dobry. Do czasu kiedy ja nad tobą nie wiszę. Muszę to przyznać. Septimus z Chrisem mają rację. Boisz się mnie. Przepraszam. Najwyraźniej ja też muszę się wiele nauczyć.
- Uznałeś, że jestem dobry w Eliksirach bo oni tak powiedzieli? Wybacz, ale śmiem twierdzić, że próbujesz podbudować moją samoocenę przed najgorszym egzaminem w moim życiu.
- SUMy nie są najgorszym egzaminem jaki Cię czeka Will! To tylko SUMy! I nie mówię tak dlatego, że oni uznali za słuszne zwrócenie mi uwagi na ten dość istotny fakt. Mówię to, bo w dniu wczorajszym sprawdziłem twoje eliksiry z naszych zajęć. Wcześniej byłem tak zirytowany tymi wybuchającymi kociołkami, że nie miałem na to ani siły ani ochoty. Wręcz bałem się oceniać twoje eliksiry! Bałem się, że jesteś w nich tak koszmarny, że to wpłynie w jakiś sposób na naszą nie pewną relację. Myliłem się Will. Za pewne od pierwszego roku się myliłem. Twoje eliksiry poza tym pierwszym który wybuchł są perfekcyjne. A ja rzadko używam tego słowa. Więc doceń to jak i fakt, że przyznaje się do błędu. – mruknął.
- Zepsułem Eliksir Dziedzictwa- mruknął. Chociaż wcale nie planował przypominać o tym ojcu. Samo mu się wyrwało.
- Taaak Eliksir Dziedzictwa. To jeden z najtrudniejszych Eliksirów z siódmego roku. I zaczynam myśleć. Zaczynam mieć nadzieję, że Ty go naprawdę zepsułeś. Merlinie modlę się o to aby to był błąd z twojej strony, a nie...
- Nie co?
- W kociołku waży się ten Eliksir. Musimy to sprawdzić. Musimy sprawdzić jaki uzyskamy wynik na moim eliksirze.
- Dlaczego to takie ważne? Wiemy, że jestem twoim synem. Po co to roztrząsać.
- Jaki jest najważniejszy składnik tego eliksiru?
- No krew
- Dokładnie. A czym jest krew?
- Krew to krew. Przestań mnie odpytywać!
- Krew najprościej mówiąc jest nośnikiem. Substancji odżywczych, tlenu, dwutlenku węgla. Z krwi możemy dowiedzieć się bardzo wiele o człowieku. Ale to fizyczne informacje. Na podstawie krwi możemy też stwierdzić pokrewieństwo. Eliksir Dziedzictwa natomiast sprawdzą co innego. On nie potwierdza pokrewieństwa. On potwierdza dziedzictwo zapisane w sygnaturze czarodzieja. Rozumiesz?
- Wiem co potwierdza! Czytałem o tym. Dużo...
- Wiem i bardzo dobrze pamiętam co wywnioskowałeś. I zaczynam sądzić, że nie popełniłeś błędu. Obawiam się, że twój eliksir był tak samo perfekcyjny jak te które wczoraj sprawdziłem. I to mnie martwi Will.
- Martwi Cię, że nie jestem kompletnym debilem z Eliksirów?- zapytał ze złością. Severus zmarszczył czoło.
- Martwi mnie to jak bardzo uszkodzony jest twój Rdzeń magiczny Will. Jak bardzo On musiał być uszkodzony, skoro twoja sygnatura... Skoro tak prosta formą sprawdzenia Dziedzictwa jest nie możliwa. Jak bardzo uszkodzenie rdzenia wpłynęło na twoja sygnaturę magiczną. To mnie przeraża Will.
- Nie rozumiem? Czego ty chcesz od mojego rdzenia? Przecież czaruje? Mam moc. Przekleństwo nie uszkodziło mi rdzenia.
- Nie mówię o Przekleństwie. On wnika w Rdzeń magiczny. Ale nie zmienia sygnatury Will, nanosi nieodwracalne zmiany, ale nie zmienia sygnatury!. U ciebie doszło do urazu rdzenia bardzo dawno temu. W nocy kiedy pokonałeś Voldemorta.
- Nie mogłem pokonać Voldemorta.
- Nie pokonała go też miłość Lily. Zginęła nim zdążyła zrobić cokolwiek. A ciebie nigdy nie dotknęła zabójcza klątwa. Voldemort został pozbawiony cielesności na trzynaście lat! A ty masz uszkodzony Rdzeń magiczny. Tyle uzyskałem faktów o tamtej nocy. Tyle wiem. Ale nie wiem czy to uszkodzenie ma wpływ na ciebie, na to jak używasz Magii, czy to Cię jakoś ogranicza. I nie wiem czy jest sposób aby chociaż spróbować to naprawić. Czy ewentualna próba naprawy uszkodzenia nie zrobi więcej szkód niż pożytku. Nie wiem. Myślę o tym od dwóch tygodni. I nie wiem. Japończyk z którym kontaktuje się Wilson sugeruje, aby przed zaklęciem sprawdzić szpik. Swinss i Daniel uważają to za zbędne ryzyko. A ja nie wiem.
Wiliam mrugał I mrugał I nie wiedział co ma powiedzieć. Parę razy otworzył i zamknął usta.
- Miałeś mi pomóc w zrozumieniu szkolnego materiału, a nie...- wychrypiał w końcu. Severus jakby otrząsnął się z zamyślenia.
- Masz rację. Nie powinienem. Za dużo o tym myślę... Nie myśl o tym. Moje rozmyślania to czysta teoria. To i tak nic nie zmienia.
- Chcecie pobrać mój szpik. To chyba mam o czym myśleć. – mruknął
- Nie chcemy. Rozważamy. A decyzją i tak będzie należała do Ciebie. Ale nie teraz. Teraz masz SUMy
- SUMy to bzdura! Cholera tato! Jeśli ze mną jest coś nie tak. Jeśli... Merlinie może dlatego skaczemy po progach! Może ja nie mogę prowadzić Trójkąta! Ja ich zabije! Tego się boicie! Prawda?
- Wiliam idzie Wam dobrze. Bardzo dobrze. Nawet Kasander to potwierdza. On jest przekonany, że tobie się uda.
- To dlaczego nie mogę z nim pogadać!
- Wiliam po SUMach. Tak powiedział. Zdasz SUMy i zaprowadzę Cię do niego.
- A JEŚLI NIE ZDAM! Może jestem tak bardzo uszkodzony magicznie, że ja nie mam prawa tego rozumieć! Może od początku do końca jestem beznadziejny. Obleje SUMy, zabije chłopaków! Zawsze wszystkich zabijam!
- Z tego co wiem to nikogo nie zabiłeś!
- Zabiłem Króliki! Prawdziwe! Nie daliście mi transmutowanych zwierząt. Jonas je skądś przywołał. Były prawdziwe, a ja je zabiłem! To nie były transmutowane przedmioty jak mówił Chris. Transmutacja transmutowanych wcześniej przedmiotów powinna być niemożliwa! Tak mówi prawo Graha! To podstawa Transmutacji! Tak samo jak to, że nie można wyczarować żywności! Nie można i tyle! Można ją przywołać, można rozmnożyć, ale nie można transmutować czegoś w żywność! I nie można przeprowadzić Transmutacji na transmutowanym przedmiotu! A ja to robię! I zabiłem bezbronne króliczki.
- Wiliam to był wypadek!
- Całe moje życie to jeden Wielki Wypadek!
- Jonas nie powinien pozwolić Ci na Transmutacje Żywego królika bez sprawdzenia poziomu kontroli! To jego wina nie twoja. Ty to opanowałeś. Doskonale to opanowałeś Sam!
- To moja magia je zabiła. Nie zwalaj winy na nikogo innego. Jeśli jest jakiś sposób. Jeśli to wina tego, że mam uszkodzony Rdzeń. Napraw to. Jeśli nie jestem w stanie trzymać się magicznych zasad przez to, to to naprawcie!
- Wiliam wczorajszy wypadek nie miał nic wspólnego z faktem uszkodzenia rdzenia!
- Skąd wiesz?
- Bo to tylko kwestia potencjału. Jesteś silny Will. Masz dużą moc I musisz nauczyć się nad nią panować. I się uczysz. Nauczyłeś się stawiać barierę, a później Nauczyłeś się ją ściągać. Nie umiałeś redukować mocy, ale teraz jesteś w tym dobry! Tak twierdzi Jonas.
- WYSADZAM piłki jedna po drugiej! Jestem do dupy!
- Masz zbyt wysokie oczekiwania względem samego siebie Will. Nikt nie uczy się redukcji mocy na tak mocnych przedmiotach jak te piłki! Jonas Ci je dał byś się uspokoił, a nie gorzej nakręcił! Ćwiczenie na balonach by wystarczyło. Nauczyłeś się to robić już na samych balonach. I Jonas to wie. Bo to kontrolował zaklęciem, o czym podobno Ci powiedział! Ale panikowałeś, pomimo jego zapewnień. Nie chciałeś próbować transmutacji to wymyślił te piłki! Aby Cię zmęczyć, abyś bardziej czuł fizyczne zmęczenie. Ale przez wymieszane moce ty tego zmęczenia nie odczuwasz jak zwykły czarodziej.
Masz za wysokie oczekiwania do samego siebie. Opanowałeś już redukcję mocy. Nawet jej wzmacnianie. W godzinę może i szybciej! Aurorzy ćwiczą to tygodniami! A ty zrozumiałeś to w godzinę. Króliki, szczury, żaby giną w trakcie zaklęć. To się zdarza. To tylko zwierzęta. Na Merlina Will skąd bierzemy mięso? Zabijamy zwierzęta by je później jeść. Tak jest... używanie zwierząt do ćwiczeń może nie jest humanitarne, ale w innym wypadku na czym mamy się uczyć? Na ludziach? Potrzebujemy zwierząt do ćwiczeń tak samo jak ich mięsa do jedzenia! – powiedział Severus. Kompletnie nie świadomy konsekwencji wypowiedzianych słów. Bo w głowie Wiliama powstał obraz białego króliczka podawanego z bukietem jarzyn do obiadu
Po tym jednym zdaniu , wypowiedzianym w dobrej wierze, w próbie przemówienia do rozsądku chłopca Severus Snape wprowadził bardzo ważne postanowienie w życiu Wiliama.
Bo oprócz tego, że nastolatek już nigdy w życiu nie użył zaklęcia na żywym stworzeniu tak nigdy więcej nie zjadł nawet kawałeczka mięsa. Co doprowadzało jego ojca do szewskiej pasji. Ale w tej chwili. W tym momencie Severus nie miał o tym pojęcia. Ale bardzo szybko nauczył się dwa razy analizować swoje myśli nim wypowiedział cokolwiek w stronę chłopca.
Ich rozmowa była katastrofą samą w sobie. Wiliam stwierdził, że wolałby oblać SUMy niż dowiedzieć się tego czego się dowiedział. Bo oprócz tego, że nie rozumie Magii dowiedział się, że jest prawdopodobnie na tyle uszkodzony, że nigdy nie zrozumie jej jak normalni ludzie. Co z kolei doprowadziło do kolejnego katastrofalnego w skutkach wniosku, że jest Dziwakiem nawet w świecie Czarodziejów. Dziwakiem, który może zabić swoich przyjaciół. I zamknął się na te dwa stwierdzenia do tego stopnia, że nic więcej co mówił ojciec do niego nie dotarło. I gdy tylko miał okazję uciekł z pracowni ojca.
- Miałeś zjeść te kanapki! – wrzasnął za nim Severus. Ale zachmurzony nastolatek nawet go nie słuchał. Stwierdzając, że musi to wszystko przemyśleć w samotności.
Z kolei Severus stwierdził, że jest najgorszym ojcem wszechczasu. W akcie desperacji pierwszy raz w życiu postanowił poprosić ojca o pomoc. Krótką wiadomością.
„On mnie wykończy! Wracaj!"
~oOo~
Wiliam uciekł w jedyne miejsce w którym miał czym zająć myśli. Zimowy ogród. Tak nazwał to miejsce Severus. To tu stał fortepian. Choć w pierwszej chwili Wiliam miał co do tego wątpliwości, stwierdzając że w pomieszczeniu jest za duża wilgotność. Jednak Severus zapewnił go, że zaklęcia zabezpieczają instrument. A na chwilę obecną w ich domu jest zbyt dużo osób by tak duży instrument stał w salonie. I Wiliam musiał się z tym zgodzić. A po za tym lubił grać w samotności nie potrzebował widowni. O czym za pewne Severus głównie myślał wybierając to miejsce.
Więc mając tak dobre miejsce tam własnie uciekł. Potrzebował chwili, aby wyłączyć myślenie. Przestać się zamartwiać bo był więcej niż pewien, że jeśli się nie uspokoi to ciemnopomarańczowy odcień zaklęcia zmieni się za chwilę w czerwony. A tego Swinss mu nie daruje.
Wszedł do pomieszczenia szamocząc się przez chwilę z jakąś rozłożystą paprocią, a kiedy w końcu się uwolnił stanął jak wryty słysząc i widząc grająca dziewczynę.
- Psia mac! – Warknął. Nie spodziewał się jej tutaj. Bo skąd miał niby o tym wiedzieć? Praktycznie w ogóle nie widział Anny i podejrzewał, że dziewczyna celowo go unika. W przeciwieństwie do Aleksandra, który tylko czekał, aby nikt z dorosłych nie wisiał nad Wiliamem.
Dziewczyna wyglądała na tak samo zdziwioną jak on.
- Mieliście grać w Quiddicha! – powiedziała.
- Niby kto?
- No wy! Na pewno Cię szukają. Ten wasz doktorek kazał chłopakom polatać, abyście się zmęczyli i szybciej poszli spać. Znaczy... Tak słyszałam. W sumie... To twój fortepian powinnam się zapytać. Ale tu nie ma co robić! A Mgiełka mówiła, że nie będziesz się gniewać. Więc pomyślałam, że skoro macie latać to nie będzie Ci to przeszkadzać. – mruknęła zawstydzona.
- Bo nie przeszkadza. Możesz go używać kiedy chcesz – powiedział.
Odwrócił się z zamiarem znalezienia innego miejsca. A może Quiddich to dobry pomysł. Może tyle wystarczy?
- Szukałeś spokoju prawda? – zapytała cicho. – Ja pójdę zostań tu.
- Nie. Znajdę chłopaków. Chciałem polatać. – mruknął
- Nie wyglądasz na kogoś kto ma ochotę na Quiddich.
- To trzeba jakoś specjalnie wyglądać? – mruknął.
- Nie wiem, ale Ty nie wyglądasz.
- W sumie to chyba masz rację- powiedział. Ramiona mu opadły.
- Przykro mi- powiedziała cicho.
- Co?
- Przykro mi z powodu króliczków. Przykro mi, że akurat tobie się to zdarzyło. I Przykro mi bo mam więcej niż pewność, że nikt z nich nie zrozumie tego co czujesz. To ograniczone emocjonalnie dupki. Wszyscy nawet mój ojciec.
Wiliam zamarł nie bardzo wiedząc co powiedzieć, ale Anna jeszcze nie skończyła.
- Mama była wściekłą na ojca. Nie powinien do tego dopuścić. Nie po to go poprosiłeś o pomoc, aby wsadził Cię na minę. – powiedziała.
- Wcale...
- Tak mówi moja mama. A ona z reguły ma rację. Poprosiłeś go, aby wyjaśnił Ci teorie, a nie zmuszał do czarów.
- Nie musiał mnie zmuszać. Sam byłem ciekaw.
- Ale on powinien tobą pokierować. To on jest wyszkolonym Aurorem nie Ty.
- Nie ma wpływu na moją moc do cholery. To ja spaliłem królika nie on. Ja bo tego nie kontroluje.
- Z Chrisem Ci się udało. Pocisnął ojcu, że jest beznadziejnym nauczycielem. To było piękne! Chodzi dumny jak paw!
- A pochwalił się przy okazji, że przy okazji złamałem wszystkie możliwe zasady Transmutacji?
- To Chris! Oczywiście, że się pochwalił. A jaki był dumny jak mu też wyszła potrójna Transmutacja.
- On też?
- On nie odpuściłby dopóki by tego nie zrobił. Więc ma dwa powody do dumy. Chociaż mu nie jest tak żal króliczków. Sadysta!
- Co?
- Nie tylko ty palisz króliczki. Ale mam pewność, że tylko tobie było ich żal.
- Nigdy więcej nie tknę mięsa- mruknął, a Anna spojrzała na niego pytająco.
- Ojciec powiedział, że to tylko zwierzęta. Że tak musi być. I porównał je do mięsa. Jakoś nigdy nie myślałem o tym. Wiesz teoretycznie wiedziałem skąd bierze się mięso, nie jestem aż takim idiotą. Ale nigdy... One tak cholernie piszczały. Tak bardzo piszczały.- mruknął
Anna uśmiechnęła się współczująco.
- Ale to nie wszystko, prawda? Nie uciekłeś tu przez króliczki. Sprawa z króliczkami była wczoraj. Szczerze to sądziłam, że jesteś tak samo bezduszny jak i oni. A później ojciec mówił, że nie chcesz próbować. I... Co się stało Willi? Oprócz króliczków?
Wiliam spojrzał na nią. I całym sobą chciał jej powiedzieć. Ale nie mógł. Nie mógł powiedzieć nic bez wyjaśniania kim naprawdę jest. A może ona wie? A może nie?
- Co grałaś? – w zamian zapytał. Anna przez chwilę milczała, a Wiliam był pewien, że zacznie go wypytywać. A tego nie chciał.
- Kołysankę Moliere... Ty to grasz inaczej. A ja nie mogę zrozumieć w czym tkwi różnica. Próbowałam porozmawiać o tym z twoim ojcem. Ale stwierdził, że nikt obcy nie zagra jej tak jak Dziedzice Moliere i abym dała Ci spokój. – mruknęła smutno.
- Tak powiedział?
- Nie tymi słowami. Był...
- Bardziej wredny. Rozumiem. Dlatego mnie unikasz.
- Nie unikam.
- Unikasz. Wychodzisz gdy ja wchodzę, odwracasz się kiedy mnie widzisz. Nie da się tego nie zauważyć.
- Wczoraj rozmawialiśmy...
- Jak nie było mojego ojca. – zauważył. Anna spochmurniała
- Przepraszam to nieuprzejme.
- Nie przepraszaj. Mój Ojciec potrafi być dupkiem. Bycie dupkiem ma chyba wpisane w genotyp. Tobiasza też nikt nie lubi. Taka to już nasza Snapeowa tradycja. Ludzie nas nie lubią. To nuty kołysanki?
- Jedyna spisana wersja. Dostałam to kiedyś od twojego dziadka...
- Ktoś kto to spisał celowo zrobił błędy - mruknął patrząc na pergamin.
- Tak?
- Tak za wysoko osadzone dźwięki.
- Skąd to wiesz?
- Bo widzę.
- Ale nie słyszysz.
- Mogę się mylić. Choć wątpię.
- Twój ojciec mówił, że nie znasz nut. Że grasz ze słuchu. – Wiliam zmarszczył czoło. W sumie Severus miał prawo Tak sądzić. Skąd mógł wiedzieć, że mały Harry był tak ciekaw gry, że sam się uczył? Że sam zrobił papierowe klawisze fortepianu i uczył się nut. Bo tylko tyle mu zostało po tym jak ciotka sprzedała instrument. W zamian dając chłopcu jeden jedyny prezent w życiu, książkę pod tytułem „Poznajemy nuty od malucha?". A ta książką jak wszystkie inne najcenniejsze skarby Harrego Pottera pozostała w jego szkolnym kufrze? Nikt o tym nie wiedział. Nawet jego przyjaciele. Tak samo jak nie wiedział, że pierwszym sowim zamówieniem chłopca była czarodziejska wersja tej książki. Bo nie miał śmiałości kupić podręcznika z nutami, ani przy Hagridzie, ani przy Ronie i Hermionie. Nie chciał być wyśmiany. To był jego sekret. Nie pierwszy i na pewno nie ostatni.
- Geniuszem nie jestem. Ale tyle mogę stwierdzić nawet z tak ubogą wiedzą. Sama posłuchaj- mruknął przysiadając obok dziewczyny. Zagrał wersję z nut, kręcąc z naganą głową.
I tak grał. Od czasu do czasu wymieniając się opiniami. Aż w końcu zaproponował, aby to Anna spróbowała zagrać na podstawie naniesionych poprawek.
I nawet nie wiedział kiedy zaczęli grać na cztery ręce. A przecież to wcale nie powinno być łatwe. Granie w duecie powinno być trudne. Ale nie było...
Tego potrzebował.
Spokoju, muzyki i kogoś kto nie będzie wypytywał. A Quiddich mógł poczekać.
