PolPru Week 2023, day 3: Genderbend/crossdressing
Gilbert miał plan.
Plan, rzecz jasna, był idealny, bo tylko takie plany Prusy wymyślał. Głęboko z siebie zadowolony, Gilbert spojrzał na wyciągniętego na sofie Feliksa, czytającego z wypiekami na twarzy jakąś powieść young adult, i pokiwał do siebie głową.
Punkt pierwszy, wywabić Polskę z mieszkania.
Prusy zapauzował grę, wstał od biurka i niby przypadkiem podszedł do aneksu kuchennego. Przystając obok zlewu, powąchał powietrze i skrzywił się teatralnie.
– Śmieci wynieś, śmierdzą.
– Ty wynieś, mi się nie chce – Polska nie uniósł oczu.
– Ja wczoraj ściszałem telewizor.
Feliks westchnął, odłożył książkę na bok i uniósł się, by spojrzeć na Gilberta. Po ostatniej godzinie, podczas której Polska miotał się po kanapie, z podekscytowaniem czytając kolejne sceny i okazjonalnie komentując je na głos, jego włosy przypominały stos siana, a zielona spinka, która miała trzymać je w ryzach, teraz wisiała smętnie w okolicach lewego ucha.
– Wiedziałem, że puszczanie ci polskich filmów to był błąd, masz teraz cytat na każdą okazję – rzucił. – Jaki masz powód, żeby samemu ich nie wynieść, poza ściszaniem telewizora, którego nawet nie oglądamy?
– Zrobiłem zakupy stulecia na długi weekend i przyniosłem je wszystkie z samochodu – Prusy usiadł na blacie i znacząco wskazał na lodówkę. – Ty w tym czasie miziałeś psa sąsiadów. W ramach sprawiedliwości społecznej powinieneś wynieść śmieci.
– Nie ma czegoś takiego jak sprawiedliwość społeczna – mruknął Polska, ale podniósł się z wolna z kanapy. – Dobra, przesuń się, idę, bo potem nie będzie mi się już chciało…
Gilbert zachował kamienną twarz, chociaż w duchu wyszczerzył się zwycięsko. Feliks właśnie wpadł jak śliwka w kompot.
Nie będę miał więcej niż cztery minuty, obliczył Prusy w głowie, podczas gdy Feliks minął go, otworzył szafkę pod zlewem, przykucnął i wyciągnął stamtąd kosz na śmieci.
– Fuj, faktycznie… – jęknął Feliks, przyciskając nos do ramienia, gdy dotarł do niego odór resztek. Wczorajszy surowy kurczak dawał o sobie znać. – Widziałeś moje klucze?
Gilbert widział; spoczywały na dnie kosza na pranie, w tylnej kieszeni jasnych dżinsów, tych z naszywką kwiatka na kolanie, w których Felek chodził ostatnio często i namiętnie.
– Nie mam pojęcia, gdzie je posiałeś – sarknął i wskazał podbródkiem szafkę przy drzwiach. – Tam są moje, możesz pożyczyć.
– Dzięki, o łaskawco – Feliks skończył zawiązywać worek i wyprostował się.
Gilbert bez słowa sięgnął po czajnik. Nalewając do środka wody, ukradkiem obserwował, jak Feliks wsuwa bose stopy w klapki, zarzuca na ramiona kolorową, bawełnianą narzutkę, bo wczesnoczerwcowy był chłodny, a potem rozgląda się za kluczami.
– Ten od śmietnika jest osobno. Nie zamykaj, po co?
– Spoko – Feliks wrzucił do kieszeni odpowiedni klucz, zostawił resztę na szafce i nacisnął klamkę. – Zaraz wracam.
Drzwi zamknęły się za nim cicho; Gilbert nasłuchiwał dźwięków z korytarza, a gdy upewnił się, że winda pojechała w dół, jednym susem dopadł drzwi i przekręcił zamek.
Punkt pierwszy planu wykonany perfekcyjnie; zjazd w dół i dojście do śmietnika zajmą Feliksowi półtorej do dwóch minut. Dwadzieścia sekund walki z zacinającą się kratą, potem powrót… W najgorszym przypadku miał trzy i pół minuty, nim Polska wróci.
Wystarczy.
Ruszył do szklanego regału i wyciągnął zza szyby drewnianą szkatułkę z wypalonym napisem „Zakopane".
– Ale ty masz tu bałagan – mruknął z dezaprobatą, obrzucając spojrzeniem poszczególne przegródki.
Ukochane broszki Feliksa zajmowały największą z nich; srebrne i złote, zdobione kryształkami i bursztynami, duże i małe, w kształtach ptaków, kwiatów i owadów, misterne dzieła sztuki albo całkowicie minimalistyczne drobiazgi…
Drugą pod względem wielkości była przegródka z kolczykami; drogie, subtelne diamenciki migoczące wśród srebra, tanie ozdoby z gazet, wyjątkowe, ręczne robione nausznice zamówione w Internecie, wszystko to stanowiło splątany, połyskujący bałagan, przy którym węzeł gordyjski był ledwie supełkiem.
Ale na szczęście, to nie kolczyków Gilbert szukał. Podniósł organizer, odkrywając drugi na spodzie pudełka i przeglądał biżuterię dalej.
Naszyjników Feliks nie miał wiele i rzadko je zakładał; jak sam mówił, nie przepadał za noszeniem czegokolwiek na szyi. Była jedna elegancka, złota żmijka, jeszcze cieńszy srebrny łańcuszek ze srebrnym medalikiem z Matką Boską i, wyglądający niezwykle komicznie w tym zestawieniu, gruby łańcuch z medalionem wiedźmińskim.
Pierścieni też było niewiele; plastikowy z oczkiem, rzekomo zmieniającym kolor w zależności od nastroju – Feliks upierał się, że działa – kilka starych, zaśniedziałych sygnetów, pamiątek po ludziach, których od dawna już nie było na tym świecie… i cel Gilberta, cienki pierścionek z różowego złota, z czerwonawymi kamieniami układającymi się w płatki wokół brylantowego środka. Maleńki kwiatuszek…
Polska kupił go ledwie przed miesiącem, gdy Erzsébet i Feliciano zaciągnęli go na wspólne zakupy – wrócił promieniejąc i wychwalając pod niebiosa obsługę w salonie jubilerskim, i właśnie wtedy Gilbert obmyślił swój idealny plan.
Punkt drugi odhaczony.
Rozległo się szarpnięcie za klamkę.
– Ej! Weź otwórz, co jest?
Gilbert szybko wrzucił pierścionek do kieszeni i wcisnął pudełko na swoje miejsce. Gdy otwierał drzwi, Polska wpatrzył się w niego podejrzliwie.
– Czemu zamknąłeś? – zapytał, zwężając oczy w szparki.
– Odruchowo – Gilbert wzruszył ramionami i cofnął się, by wpuścić Polskę do środka. – Zapomniałem się.
– Nie wierzę ci – oświadczył Feliks, odwieszając narzutkę na wieszak, zaraz obok swojej krótkiej, błękitnej, pikowanej kurtki. – Coś kombinujesz.
Prusy prychnął, wbijając dłonie w kieszenie. Pod palcami poczuł chłód i twardość metalu.
– Jestem emerytem – powiedział głośno. – Emerytom się zdarza zapominać o mało istotnych rzeczach.
Feliks wywrócił oczami, ale nie kontynuował tematu. Zdejmując buty, spojrzał przez mieszkanie na sofę, na której dalej leżała otwarta książka.
– Nie przeczytałeś zakończenia, żeby mi go zaspoilować? – zapytał nagle. – Nie, prawda?!
Na ustach Prus rozkwitł szeroki uśmiech; Polska sam włożył mu broń w ręce.
– Przedostatni rozdział kończy się mega cliffhangerem – oświadczył. Feliks jęknął. – A główny bohater to idiota i popełnia idiotyczne błędy! Jak możesz czytać taki szajs!
– Nie jest idiotą, po prostu podejmuje decyzje w przypływie emocji! – Polska złapał haczyk. Założył ręce na piersi i łypnął na Gilberta nieprzychylnie, całkowicie zapominając o kwestii drzwi. – Założę się, że ty byś zrobił to samo, gdyby twój plan nie wypalił!
– Moje plany zawsze wypalają, Polen – odparł Prusy. Potem na chwilę zmarszczył brwi. – Pomijając jeden… może dwa… albo trzy… hmm…
Feliks pokręcił tylko głową i podszedł do sofy. Znów ułożył się wygodnie i złapał za książkę.
– Idę pod prysznic – rzucił Gilbert po chwili, obserwując Feliksa uważnie.
Polska mruknął coś nieprzytomnie, na powrót zanurzony w lekturze. Prusy uśmiechnął się chytrze; złapał za telefon i wszedł do łazienki, ukradkiem zamykając za sobą drzwi.
W najniższej szufladzie obok umywalki trzymali wszystkie niezbędne w domu rzeczy; kilka śrubokrętów, lśniących nowością kluczy francuskich, stare, żeliwne kombinerki, pamiętające pewnie czasy Warsa i Sawy, jakiś młotek… i suwmiarkę.
Sięgnął po ostatnie narzędzie i położył je na blacie. Potem pochylił się nad wanną, ułożył wąż prysznicowy tak, by szum wody był dobrze słyszalny i okręcił wodę.
Zerkając spłoszony na drzwi, wyciągnął z kieszeni pierścionek. Na koniec wyświetlił na telefonie tabelkę rozmiarów.
– Dobra, maleńki… – szepnął do siebie, unosząc ozdobę do oczu. Złoto i granaty błyszczały miękko w świetle lampki nad lustrem. – Zdradź mi swoje sekrety…
Kilka minut później Prusy wiedział już wszystko. Z uśmiechem odłożył suwmiarkę na swoje miejsce, odhaczając w myślach punkt trzeci.
Pierścionek położył ostrożnie na wygaszonym ekranie telefonu. Potem pochylił się nad koszem na branie i, krzywiąc się nieco, zanurzył w nim rękę.
Trochę bielizny, czyjeś spodnie, letnia sukienka do kolan, w której Feliks wyglądał przeuroczo, zwłaszcza, gdy spinał włosy w kok, koszulka z logiem Rammsteina, jakaś stara z punkowego koncertu, na który byli lata temu… Kilka kolorowych koszul, garnitur, czarna spódniczka… Są; jasne dżinsy z kwiatkiem na kolanie.
Prusy wyciągnął z kieszeni klucze Feliksa, uważając, by nie oderwać przypadkiem połyskującej zawieszki, a raczej całego ich pęku; Polska uwielbiał takie barwne drobiazgi.
Położył je obok telefonu i pierścionka.
– Wychodzisz już? – Feliks krzyknął przez drzwi. – Chce mi sięęęę!
– Mówiłem przecież, że idę się kąpać, trzeba było iść wcześniej! – odkrzyknął Gilbert; jego głos zagłuszyła nieco koszulka, którą właśnie ściągał przez głowę. – Teraz cierp!
Polska zaklął głośno i zamilkł; przyciskając ucho do drzwi, Gilbert usłyszał skrzypienie sprężyn kanapy.
Dopiero teraz naprawdę wziął prysznic; myjąc włosy, pogratulował sobie doskonale wykonanej roboty. Co prawda, był dopiero w połowie planu, ale najtrudniejsze już zrobił.
– No nareszcie! – jęknął Feliks, zrywając się z kanapy jak oparzony, gdy Prusy, w samych tylko spodniach, wyszedł z łazienki. Książka leżała z boku, porzucona; w obliczu potrzeb fizjologicznych potrzeby duchowe schodziły na dalszy plan. – Ile można tam siedzieć?!
– Masz, znalazłem – Prusy wepchnął mu w ręce klucze. Polska zerknął na nie ze zdumieniem. – Znowu w koszu. Kiedyś je wypiorę, zobaczysz!
– Lepsze klucze niż telefon – odparował Feliks.
Gilbert szybko poklepał się po kieszeniach; na szczęście, tym razem jego komórka była na swoim miejscu. Gdyby znowu odkrył telefon w pralce, w mokrym praniu, Polska nie dałby mu spokoju do końca świata…
– Chciało ci się, idź – burknął, lekko popychając Feliksa do wnętrza łazienki.
Ten zarechotał i zamknął za sobą drzwi. Gilbert uśmiechnął się od ucha do ucha i wrócił do biurka.
Pośpiesznie włączył tryb incognito i wpisał z pamięci odpowiednią stronę, wiedząc doskonale, czego szuka; złota wysokiej próby, głębokiej zieleni osadzonych w nim maleńkich kamieni… Delikatne, ale wyraziste, bez dużego oczka, które by zahaczało o ubranie, bo Feliks kochał gestykulować i ono by go tylko irytowało…
Ludwigu, kochany, napisał prywatną wiadomość. Przelej braciszkowi pięć kafli polskich złotych.
Wyświetlono.
Zwariowałeś?
Prusy zerknął na otwierające się drzwi łazienki; Feliks, wycierając wilgotne dłonie w spodnie, ruszył z powrotem do swojej lektury. Uśmiechnął się, czując ciepło rozlewające się po jego całymi ciele, falami, w rytm bicia serca.
Tak.
Najwspanialszy z Planów Gilberta Beilschmidta:
Wywabić Felka z domu ✔
Znaleźć pierścionek w jego pudełku z biżuterią ✔
Zmierzyć go suwmiarką i określić jego rozmiar ✔
Zamówić pierścionek ✔
Namówić Ludwisia, by za niego zapłacił
Być wspaniałym narzeczonym
