PolPru Week 2023, day 5: roommates

W maleńkiej kuchni grało cicho radio, a w powietrzu unosił się chemiczny zapach środków czyszczących; ponieważ w tę sobotę to na niego padła kolejka sprzątania, Taurys Laurinaitis szorował kuchenkę, próbując domyć ją z czegoś, co chyba było zaschniętym sosem do spaghetti, sądząc po kolorze i zapachu.

Co było trochę dziwne, bo nie przypominał sobie, by którykolwiek z nich w ostatnim czasie przyrządzał spaghetti.

– Cze – Gilbert Beilschmidt, jego współlokator numer jeden, wszedł do kuchni boso i w bokserkach, ziewając szeroko. Zatrzymał się przed małą lodówką, wodząc dookoła nieprzytomnym spojrzeniem. – Co ty o takiej nieludzkiej porze sprzątasz?

– Jest dziesiąta.

– No właśnie.

– Nie chciałem was obudzić, ale za godzinę przyjdzie Natalia – Taurys z lekką satysfakcją dostrzegł, że sos w końcu poddał się mocy Cifa i szorstkiej strony gąbki. – A chciałbym zaprosić ją do mieszkania, w którym da się... mieszkać.

– Mmhmm – Gilbert przykucnął przed lodówką i otworzył drzwiczki, tym samym blokując jedyną drogę na korytarz. Wyciągnął stamtąd karton z mlekiem. – Nastaw wodę... O, dzięki. A poza tym, nie przesadzaj. Jest czyściutko. Musi być, ostatnio sprzątałem.

Taurys bez słowa pokazał mu brudną gąbkę.

– Kuchenka jest osobnym bytem, ustaliliśmy to kiedyś – odpowiedział na to Gilbert. – Feliks zarzekał się, że będzie sprzątał po swoich kulinarnych wybrykach niezależnie od grafiku. Mnie w to nie mieszaj.

Taurys mruknął coś pod nosem. Przez chwilę nic nie mówili, zajęci swoimi czynnościami – Taurys sprzątaniem, Gilbert robieniem kawy – z trudem wymijając się w kuchni przeznaczonej prawdopodobnie dla połowy osoby, sądząc po jej rozmiarach.

– No, a jak tam ci idzie z Natalią? – zagadał nagle Gilbert, stawiając na tacy dwa kubki. W jednym kawa była czarna jak noc; ponad połowę zawartości drugiego stanowiło mleko. – Która baza...?

– Nie będę ci opowiadał o moim życiu łóżkowym – Taurys tylko pokręcił głową, ale nie wydawał się obrażony.

– Ja nie mam problemu z opowiadaniem o moim.

– A Feliks o tym wie?

– O czym wiem? – Feliks stanął w drzwiach kuchni, koszmarnie rozczochrany i półprzytomny. – Siemaaaa... Oj – Zamrugał, zdając sobie sprawę, z czym Taurys dalej walczy i rumieniec wstydu pojawił się na jego policzkach. – Zapomniałem. Sorry, stary. Zostaw, ja ogarnę...

– W porządku, już skończyłem. Kiedy robiłeś spaghetti? – Taurys zerknął krytycznie na gąbkę i, uznawszy, że poległa w boju, wrzucił ją do kosza na śmieci.

– Wczoraj... Nie, dzisiaj – Feliks zmarszczył brwi. – Chyba o drugiej... albo o trzeciej? Miałem mega ochotę na makaron.

To tłumaczyło wszystko; o tej porze Taurys już spał, a musiał być zbyt przyzwyczajony do nocnych odgłosów tego mieszkania, by obudzić się na dźwięki gotowania.

– Jest jeszcze trochę w lodówce, jak chcesz, to bierz. Dobra, to o czym mam wiedzieć? – Feliks spojrzał na Gilberta. Ten patrzył w okno, na najbliższe drzewo, skąd dochodziło ćwierkanie i wyglądał na niezwykle zaaferowanego. – Gilbert? Gilbert, nie udawaj głuchego. Ta kuchnia ma półtora metra kwadratowego.

– Pytałem tylko, czy Taurys posunął się cokolwiek w kwestiach natury cielesno-przyjemnościowej w swojej relacji z Natalią.

– I...? – Feliks zmrużył oczy.

– I, żeby go zachęcić do rozmowy, zasugerowałem, że ja z chęcią się podzielę doświadczeniami – dokończył Gilbert bez cienia wstydu.

Feliks westchnął ciężko.

– Nie musicie o tym mówić – odezwał się Taurys. Milczał przez parę sekund, a potem dodał z lekkim rozbawieniem przemieszanym z rezygnacją. – Mam was za ścianą.

Feliks zapłonął rumieńcem; Gilbert wywrócił oczami.

– Jesteśmy współlokatorami od trzech lat, Feliks – powiedział powoli, jakby mówił do niezbyt rozgarniętego dziecka, a nie do dorosłego faceta. – Mieszkamy w trzydziestometrowym mieszkaniu z dykty i kartonu. Jeśli myślisz, że nigdy nic nie słyszałem, gdy Taurys uprawiał seks ze swoją byłą bądź byłym…

– Też słyszałem, nie o to chodzi – sarknął Feliks, przerywając Gilbertowi w pół słowa. – Ja nie mam problemu z tym, że nas słyszysz, a my ciebie, normalna ludzka rzecz – dodał, spoglądając na Taurysa, który tylko ciężko westchnął. – Po prostu... mówienie o tym... jest niezręczne w chuj. Przynajmniej dla mnie – dodał, piorunując Gilberta wzrokiem. – Możemy się umówić chociaż na jedną zasadę przyzwoitości w tym mieszkaniu? Nie dyskutujemy o szczegółach naszego życia erotycznego, do kurwy nędzy?

Po tym jakże elokwentnym stwierdzeniu zapadła krótka cisza; pozostali spojrzeli po sobie i skinęli głowami.

– A propos przyzwoitości – Taurys zerknął na zegarek na ręku. – Moglibyście zabrać te prezerwatywy z umywalki?

Feliks zmarszczył brwi, a jego ręka zamarła w połowie drogi do kubka z mlekokawą.

– A co one tam robią? – zapytał zdziwiony, kierując wzrok na Gilberta. – To te truskawkowe, co kupiłem ostatnio? Myślałem, że zabrałem je z powrotem do naszego pokoju.

– Robiłem test wytrzymałościowy – odparł Gilbert spokojnie. – Byłem ciekaw, ile litrów wody się wytrzymają, zanim pękną.

– Masz trzydzieści lat czy trzynaście? – zapytał Taurys, marszcząc lekko brwi. Umył ręce pod zlewem i wytarł dłonie w ścierkę. Myślał przez chwilę, podczas gdy Gilbert wyszczerzył szeroko zęby. Potem wypuścił powietrze:

– Ile?


– Wielki orędownik przyzwoitości, uosobienie dobrych manier, strażnik prywatności... – zaczął Gilbert.

Feliks, nie odrywając ucha od drzwi, tylko machnął ręką, by go uciszyć.

Na korytarzu rozbrzmiał damski głos. Taurys odpowiedział coś miękko.

–... rycerz savoir-vivre, gentelman roku...

– No przecież nie podsłuchuję ich, jak sam wiesz co – Feliks obejrzał się przez ramię, posyłając Gilbertowi spojrzenie pełne wyrzutu. – Ja po prostu jestem ciekaw, czy to jest na poważnie. Kieruje mną troska o dobrobyt kumpla.

– Taurys będzie wzruszony, gdy mu to powiem – Gilbert, rozciągnięty na dwuosobowym łóżku, odbijał piłeczkę pingpongową od ściany.

– Nie powiesz mu – Feliks odwrócił się w jego stronę i założył ręce na piersi. – Bo ja mu powiem, kto wypił jego wino.

– Jesteś współwinny tego czynu.

– Ale on nie musi o tym wiedzieć.

Gilbert tylko uniósł brew.

– I myślisz, że uwierzy w to, że ja, pijany w sztok, dorwałem się do jego alkoholu, podczas gdy, trzeźwy jak niemowlę, bohatersko go broniłeś?

Ramiona Feliksa opadły.

– Za długo mnie zna, żeby w to uwierzyć – wymamrotał i zrobiwszy kilka kroków naprzód, rzucił się na łóżko. – Suń się.

Gilbert zrobił mu miejsce; Feliks oparł głowę o jego klatkę piersiową i dłuższą chwilę tak leżeli razem.

– Jakie mamy plany na dzisiaj? – zapytał.

– Mamy jakieś?

– Chcesz im się pałętać pod nogami, gdy będą gotować?

– Tak, a w czym problem? – zdziwił się Gilbert.

Feliks wywrócił oczami.

– Prywatność nie dotyczy tylko sypialni, wiesz? – zapytał, obracając się na bok i unosząc na łokciu. Bezwiednie wodził palcami drugiej dłoni po klatce piersiowej partnera.

– Ustaliliśmy już, że mieszkamy we trzech w pudełku po butach, a jeśli Natasza tu zamieszka, to to miejsce magicznie przekształci się w pudełko po zapałkach. Gdzie ty chcesz jeszcze wepchnąć prywatność?

Cóż, tu Gilbert poniekąd miał rację, bo nawet rozłożenie suszarki na pranie wiązało się z długotrwałymi negocjacjami, kto komu i na ile zabierze przestrzeń życiową.

Feliks myślał przez chwilę i wymyślił.

– Chodź do kina – powiedział. – I na jakiś obiad. Niech sobie gospodarzą w spokoju i ciszy.

Gilbert zerknął tęsknie na komputer stojący przy biurku.

– Dzisiaj jest turniej w LOL-a.

Feliks natychmiast zapomniał o swojej bezinteresowności.

– To dzisiaj?! – zerwał się do siadu. – Odpalaj Twitcha!


Oglądanie rozrywek w League of Legends dla niewtajemniczonych przypominało słuchanie filmu po czesku; niby konstrukcje gramatyczne podobne, ale słownictwa nijak nie rozumiesz.

Tak przynajmniej uznał Taurys Laurinaitis, słysząc zza ściany przytłumiony głos komentatora. Jemu samemu raczej to nie przeszkadzało; zerknął spłoszony na swoją dziewczynę.

– Zawsze tak hałasują? – spytała Natalia, marszcząc brwi. Siedziała na łóżku, do którego przysunęli niski stolik, i spoglądała w ścianę.

– To raczej... normalny poziom głośności – mruknął, stawiając przed nią miseczkę wspólnie zrobionej sałatki gyros.

– Hm – Natalia zmierzyła go spojrzeniem, a potem na jej usta wystąpił blady uśmiech. – Wygląda na to, że muszę się do tego przyzwyczaić.

Taurys odetchnął z ulgą.


– Nie wierzę, że nasi mogli tak to spieprzyć – jęknął Feliks, leżąc na wznak na łóżku, a raczej w poprzek Gilberta leżącego na łóżku. Ten znosił to z cierpliwością, której nikt by się po nim nie spodziewał. – Chyba wrócę do zawodowego grania i pokażę im, jak to się robi.

– Z moją pomocą byś ich załatwił – zgodził się Gilbert. Próbując nie zrzucić z siebie Feliksa, poruszył się, by sięgnąć po telefon leżący na nocnej szafce. Ponieważ jego dłoni zabrakło kilku centymetrów, przestał mieć skrupuły i zwinnie usunął się spod ciała Feliksa.

Ten, pozbawiony wygodnej, ciepłej i oddychającej poduszki, spojrzał nań ze wzburzeniem.

– Gdzie leziesz? – jęknął, gdy Gilbert, złapawszy telefon, zamiast do Feliksa wrócić, ruszył do drzwi.

– Rozprostować kości – padła odpowiedź. – I przy okazji zobaczyć, czy nasz współlokator ma jeszcze głowę.

– Nataszka nie jest modliszką – Feliks obrócił się na brzuch i podparł głowę na dłoniach. – Ale miło, że się o niego martwisz.

– Nie martwię się – żachnął się Gilbert, uchylając drzwi i zerkając na korytarz. Pusto. – Po prostu nie chcę znowu mieć w mieszkaniu snującego się bez celu żałobnika. Gość ma ewidentnego pecha do dziewczyn i chłopaków...

– Nie to, co ty – wpadł mu w słowo Feliks, uśmiechając się chytrze.

– Nie to, co ja – Gilbert zmarszczył brwi. – Ej.

– Powiedziałeś to – Feliks zaśmiał się w głos, a potem, ignorując oburzone spojrzenie Gilberta, wstał i rozciągając się, podszedł bliżej. Razem wyjrzeli na korytarz. – Słyszysz coś?

Gilbert wytężył słuch; z pokoju obok dochodziła cicha muzyka.

– Puścił jej te smęty, nie wierzę – powiedział. – Zaraz ucieknie z krzykiem, zobaczysz.

Czekali długą chwilę, ale nie zapowiadało się, by ktokolwiek wyszedł z pokoju Taurysa. Feliks spojrzał na Gilberta znacząco:

– To chyba ta jedyna – szepnął, a jego oczy zalśniły. – Chodź, trzeba to uczcić! – dodał, łapiąc Gilberta za rękę i ciągnąc go za sobą w stronę kuchni.

Wewnątrz pachniało czymś wyjątkowo smacznym; zerknęli tęsknie na patelnię moczącą się w zlewie, a potem Feliks otworzył lodówkę, tym samym zamykając drogę na korytarz.

– Jest, hehe – wyciągnął butelkę wódki. – Świętujemy!


Gdy jakąś godzinę później Taurys zajrzał do kuchni, zwabiony śmiechem i weselną przyśpiewką, ujrzał widok niezbyt zaskakujący. Gilbert siedział po turecku na blacie, lewą ręką pisząc coś zawzięcie na pomiętej kartce, a w prawej trzymając wysoką szklankę. Feliks stał przy stole i, mrużąc oczy, przyrządzał kolejną porcję klasycznego drinka o wdzięcznej nazwie "śrubokręt", łącząc ze sobą alkohol, sok pomarańczowy i lód.

– Co wy tu robicie? – zapytał Taurys, uśmiechając się lekko. Jego elegancka koszula była nieco niechlujnie zapięta, ten wydawał się jednak tego nie zauważać.

– Planujemy twoje wesele – odpowiedział Gilbert, machając do niego zapisaną kartką. – Znaczy, Feliks niech sobie planuje wesele, ja zrobię ci kawalerski stulecia. Lepszego organizatora nie mogłeś sobie wymarzyć, bądź mi wdzięczny.

– Mam już wypatrzoną salę i winietki – Feliks pociągnął łyk ze swojej szklanki. – Ustalam szczegóły. Idziemy w zieleń i... Jaki kolor oczu ma Nataszka?

– Ciemnoniebieski – odpowiedział odruchowo Taurys, a potem zmieszany uciekł wzrokiem. – Moglibyście... nie wybiegać tak daleko w przyszłość? – poprosił. – Chyba… chyba coś z tego będzie, ale nie chcę zapeszać…

– A jak już się wprowadzi do nas, jestem gotowy odstąpić jej jedną szafkę w przedpokoju – Feliks udał, że go nie słyszał. – Ale wprowadzam drugą zasadę przyzwoitości, koniec z uprawianiem seksu pod prysznicem albo w innym miejscu poza sypialniami. Mieszka z nami dama.

Gilbert zerknął na niego z rozczarowaniem. Taurys bardzo ciężko westchnął, chociaż przelotnie pomyślał, że ta zasada to jednak dobry pomysł; może przestanie wpadać na Feliksa i Gilberta uprawiających seks na kuchennym stole, myślących, że są sami. Słyszenie przez ścianę było... znacznie mniejszą ingerencją w prywatność.

– Ile już wypiliście? – zapytał, patrząc wymownie na prawie opróżnioną butelkę. Nie był pewny, czy to ta z lodówki, czy może sięgnęli już po zapasy z zamrażalnika.

– Nie na tyle dużo, by nie widzieć śladu szminki na twoim mostku, kochasiu.

Taurys spłonął rumieńcem i niezdarnie zaczął poprawiać guziki koszuli.

Feliks i Gilbert wymienili znaczące uśmiechy i przybili sobie piątkę.

– A teraz zaproś tutaj swoją dziewczynę – Feliks sięgnął do szafki, nie ruszając się o krok. Maleńka kuchnia miała swoje zalety. Wyciągnął szklankę. – Musimy się z nią poznać. Pani pijąca?

– Lej.

Taurys obejrzał się przez ramię; Natalia uniosła brew w rozbawieniu; jej oczy iskrzyły się jak szafiry, a rozwiane włosy tylko dodawały uroku.

– To wy jesteście współlokatorami Taurysa?

– Feliks, do usług – Feliks ujął dłoń Natalii i musnął wargami jej wierzch. – A to Gilbert, mój chłopak – dodał z dumą, prostując się i wskazując Gilberta szarpnięciem głowy. Ten wyszczerzył szeroko zęby. – Razem z Taurysem stanowimy Grunwald Trio – dodał Feliks, podając Natalii gotowego drinka. – Do usług.

– Dlaczego Grunwald?

Cała trójka wymieniła spojrzenia.

– To raczej... długa historia.

– Walczyliśmy ze sobą na rekonstrukcji – odezwał się Gilbert. – Oczywiście, przegrali ze mną. Na kolanach błagali o litość, tarzając się w błocie i krwi.

– Dziwne, pamiętam to nieco inaczej... – odparł nieobecnie Taurys, słuchając Gilberta jednym uchem, a obojgiem oczu wpatrując się w stojącą u jego boku dziewczynę.

– Nie ufaj swojemu mózgowi, jesteś zakochany.

– Vice versa, Gilbercie.

– Nie – Gilbert uniósł palec do góry. – Ja jestem jedyną inteligentną istotą w tej kuchni.

– Czyli już mnie nie kochasz? – jęknął teatralnie Feliks.

– Nie, kretynie, mnie po prostu hormony nie przeżarły szarych komórek.

– I tacy są, mówiłem ci – szepnął Taurys do Natalii. – Nie… nie przeszkadza ci to?

Ta milczała przez chwilę, wodząc spojrzeniem po dwójce pozostałych mężczyzn; Gilbert o mało co nie spadł z blatu, gdy Feliks pociągnął go ku sobie. Śmiech rozniósł się po maleńkiej kuchni.

Natalia uśmiechnęła się i pociągnęła kolejny łyk.

– Myślę, że się przyzwyczaję.