10. Trudne rozmowy cz.2

Severus rozsiadł się wygodnie w fotelu. Obserwował śpiącego dzieciaka. Jak wiele tajemnic jeszcze skrywał? Był wciekły na niego. Gdyby tylko przyszedł do niego wcześniej. Nawet Gdyby w pierwszej chwili by mu nie uwierzył, to by to sprawdził. Tyle miesięcy dusił w sobie tak wielką tajemnicę. Mógł tylko podejrzewać jak bardzo musiał się czuć zagubiony. Przeciętnego dzieciaka już sama taka informacja by załamała. A przecież życie szkolne też go nie oszczędzało. Atak dementorów na jego dom, drwiny rówieśników, gdy próbował uświadomić tym durniom, że Voldemort naprawdę powrócił. Nie wiedział jak on to wszystko był w stanie znieść i się nie załamać. Zbyt wiele spoczywało na ramionach jego syna. Żaden piętnastolatek nie powinien nosić takiego ciężaru.

Los był niesprawiedliwy. Był tylko dzieckiem, jego jedynym problemem powinna być praca domowa, czy przygotowanie do egzaminów. Powinien grać w Quidditch, uciekać po kryjomu ze szkoły z przyjaciółmi bez obawy, że komuś stanie się krzywda. Severus przysłuchiwał się zeznaniom chłopców po tym jak ogłosili śmierć Pottera. I widział w tych zeznaniach coś czego nawet nastolatkowie nie byli świadomi. On ich wykiwał. To nie oni podpuścili Harrego aby poszedł sam do baru po alkohol. Nie... Ten Dzieciak w imponujący sposób zmanipulował całą grupę nastolatków, aby pozostali w bezpiecznym miejscu. Wiedział, że coś złego może się stać... Tego wszystkiego było tak dużo, że nawet Severusa zaczynała boleć głowa.

Poruszenie na łóżku wyrwało go z zamyślenia. Spojrzał na zegarek i uznał, że podanie eliksiru dziesięć minut przed czasem nie będzie dużym uchybieniem. Cicho podszedł do łóżka najdelikatniej jak mógł uniósł głowę chłopaka i napoił go najpierw eliksirem odżywczym, a później uzdrawiający. Z wyrzutami sumienia sięgnął po eliksir usypiający. Jeden mały łyk powinien wystarczyć na kilka godzin spokojnego snu.

- Nie chce...- wychrypiał nastolatek czując kolejny eliksir.

- Cii tylko jeden łyk- nastolatek otworzył nieprzytomnie oczy, ale upił odrobinę mikstury. Jego oczy szybko ponownie się zamknęły.

– Czasem to rodzić musi zdecydować co jest dobre dla dziecka. – powiedział, odgarniając włosy z czoła chłopaka.

- Ale dzieci z reguły tego nie doceniają.- Severus odwrócił się do drzwi skąd dobiegł go głos Tobiasza.

- Idź coś zjeść. Ja z nim posiedzę.

- Nie potrzebuje...

- Oczywiście...- zadrwił Tobiasz.

Severus z zamyśleniem przyjrzał się ojcu. Musiał mu w końcu zaufać. To on będzie musiał opiekować się chłopcem gdy Severus wróci do szkoły. Nie mogli dłużej prosić Joanny, aby opiekowała się tylko Harrym. Musiała w końcu wrócić do swojej pracy. Chociaż obiecała każdego dnia zaglądać i sprawdzać stan zdrowia nastolatka. Naturalnie był jeszcze Black, ale będąc szczerym Severus ufał temu bezmyślnemu kundlowi jeszcze mniej niż ojcu.

- O dziesiątej musi wypić eliksiry. – Tobiasz kiwnął głową przyglądając się stolikowi na którym stała cała kolekcja przeróżnych mikstur.

- Renibus i odżywczy?

- Rewitalizujący też. Renibus i odżywczy co dwie godziny, rewitalizujący co cztery. Na noc dodałbym jeszcze nasenny, ale to już muszę skonsultować z Aśką. Dzisiaj nie spał od północy do szóstej.

- A ty? Tobie też przydało by się kilka godzin spokojnego snu.

- Serio? Proszę Cię nie udawaj troskliwego ojca.

- Severusie...

- Ustalmy coś raz na zawsze. Jestem ci wdzięczny za pomoc. I wiem, że zaopiekujesz się nim, w końcu to twoja krew, Ale to nic między nami nie zmienia. Nigdy Ci nie wybaczę.

- Nie oczekuje tego.

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Severus się poddał. Wyszedł z pokoju syna.

W salonie dostrzegł Syriusza pochylającego się nad jakimiś dokumentami. Przez krótka chwilę miał ochotę dowiedzieć się czym zajmuje się mężczyzna, ale szybko się pozbył ciekawości. Cokolwiek robił Black nie powinno go obchodzić. Zdecydował, że najlepiej udać się na patio. Tam przynajmniej miałby chwilę na zebranie myśli i zastanowienie się jak przeprowadzić rozmowę z chłopcem. Poprosił skrzata o przygotowanie śniadania i mocną kawę. Gdy starożytne stworzenie pomimo odesłania nie znikło spojrzał na Mgiełke z irytacja.

- Coś jeszcze? – stworzenie zmięło w dłoniach sukienkę.

- Panie Snape, Mgiełka pomyślała, że może gdy Panicz już spróbował rosołu, może mogłabym przygotować dla niego coś pożywniejszego. Panicz jest taki chudziutki. – Severus spojrzał na skrzatkę oceniając jej intencje. Jej spojrzenie było przepełnioną troska .

- W porządku, ale niech to będzie coś lekkostrawnego. Nie chcemy, aby gorzej się poczuł. .

- Oczywiście proszę Pana!- wykrzyknęła zadowolona.

- I Mgiełko proszę abyś nie podsuwała mu słodyczy

- Prosze Pana Mgiełka nigdy...- Severus spojrzał na nią z politowaniem. Przecież ja znał! To ona się nim zajmowała gdy był dzieckiem. Skrzatka posmutniała, ale kiwnął głową na znak, że zrozumiała polecenie. I Severus po raz kolejny poczuł się jak dupek.

- On jest chory Mgiełko, bardzo chory. Musimy rozsądnie podejść do tego co je i pije, aby eliksiry uzyskiwały jak najlepsze efekty. Ale myślę, że za jakiś czas na pewno ucieszy się z kilku czekoladowych żab.

Skrzatka poweselała znikła obiecując, że będzie przygotowywać same zdrowe rzeczy dla jej panicza! Gdy kilka minut później przed Severusem pojawiło się śniadanie, zaśmiał się gdy zobaczył, ze na małym talerzyku obok kawy leżą jego ulubione łakocie.

- Mogę Ci zająć chwilę? – spytał Syriusz, gdy Severus kończył popijać kawę.

- Siadaj – wskazał na wolny fotel.

- I jak z nim?

- Wiedziałbyś jakbyś pofatygował się na górę. Wygląda na to, że w końcu wychodzi na prostą.

- Trzeba będzie mu powiedzieć...

- Już wie...

- Oh... I jak to przyjął?

- Jak widzisz żyje... Spokojniej niż się spodziewałem. Wydawał się zadowolony, gdy usłyszał, że jesteście rodziną. Więc nie spierdol tego...

- To mój chrześniak...- Severus spojrzał na niego z powątpiewaniem.

- Jutro muszę wracać do szkoły. Przerwa wiosenna się kończy.

- Tak wiem. Zajmę się nim. Możesz być spokojny.

- O co chodzi Black? – spytał widząc, że czarodziej nerwowo szarpie skraj koszuli.

- Mamy problem... Dombledore przed chwilą fiukał.

- Wykrztuś to z siebie zanim moja cierpliwość do ciebie się skończy

- W nocy był atak na dom Longbottonów. Neville przeżył tylko dlatego, że nocował u Weslayów, jego babka nie miała tyle szczęścia.

Severus zmarszczył czoło. Już od jakiegoś czasu podejrzewał, że Czarny Pan mu nie ufa. Ale zatajenie takiej informacji było potwierdzeniem jego obaw.

- Ale to nie wszystko. – Syriusz wziął głębszy wdech.- Przełamano zaklęcia poufności w dziale edukacji. Wykradziono pergamin założycieli .

– Syriusz wyjął z kieszeni pergamin rozwijając go na blacie.- to kopia, którą przekazał mu Dumbledore. Nazwiska pojawiają się zaraz po Ceremonii Nadania Imienia. Ułożone są zgodnie z kolejnością urodzeń. To cały rocznik 1980 który powinien przystąpić do magicznej edukacji. W tym roczniku urodziło się w Wielkiej Brytanii 32 dziewczynki i 36 chłopców z magicznymi zdolnościami. Z czego aż 8 jednego dnia. Syriusz wskazał palcem datę 31 lipca. Severus pochylił się nad pergaminem odczytując nazwiska.

31.07.1980 godzina 3.46 Neville Fryderyk Longbotton – Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogward

31.07.1980 godzina 5.32 Mattias Harold Smith- Instytucji Magii Durmstrang 《Zmarł》

31.07.1980 godzina 8.15 Harold James Potter- Szkoła Magii I Czarodziejstwa Hogward 《Zmarł》

31.07.1980 godzina 10.24 Christopher Igor Brian Wilson – Edukacja domowa

31.07. 1980 godzina 12.39 Ignacy Ksawery McCartney- Instytut Magii Durmstrang 《Zmarł》

31.07. 1980 godzina 13.02 Wilhelm Agust Harold Snape- Edukacja domowa

31.07.1980 godzina 16.15 Damien Teodor Lucjusz Parkinson – Instytut Magii Durmstrang 《Zmarł》

31.07.1980 godzina 19.46 Septimus Georg Jonas– Edukacja domowa

- Każde dziecko urodzone na terenie Wielkiej Brytanii z automatu jest przypisywane do Hogwardu, jeśli rodzice podejmują decyzję o innej formie edukacji lista sama się aktualizuje. Dlatego dziecko Jamesa I Lily i jest zapisane do Hogwardu. Całe szczęście, że w spisie nie ma daty zgonu. I całe szczęście, że przeprowadziliśmy Ceremonię Nadania Imienia przed tym jak śmierciorzercom udało się wykraść listę.

Severus przyglądał się spisowi i przypomniał sobie rozmowę z Dumbledorem. Wtedy wydawało mu się, że to zwykła rozmowa – A co z szkołą Severusie. Zapiszesz chłopca do Hagwardu? – Albusie on jest w śpiączce! Nie wiadomo co będzie dalej, a ty pytasz się o to gdzie zapisze go do szkoły? – To wydaje się ważnym pytaniem. Jego rocznik zdaje w tym roku SUMy. – oh na Merlina to najwyżej napisze je w domu! O ile w ogóle będzie w stanie! – Naturalnie rozumiem twoja decyzję.

To była ich luźna rozmowa, tak wydawało się wówczas Severusowi. Ale mimo wszystko to była rozmowa rodzica z Dyrektorem szkoły! A Dumbledore poprowadził ją w taki sposób, że najwyraźniej pergamin uznał ją za wiążącą. Gdy uświadomił sobie kolejny fakt związany z tą lista krew się w nim zagotowała.

- On o wszystkim wiedział! Kurwa od początku o wszystkim wiedział i mi nie powiedział. Jego nie obowiązywała Wieczysta Przysięga!- Syriusz zmrużył oczy najwyraźniej nie nadążając za tokiem myślenia Snape'a.

- On ma wgląd do tej listy. Musiał widzieć, że są dwaj chłopcy o nazwisku Harold James Potter! Dziecko Potterów nie urodziło się martwe. Musiał żyć chociaż przez chwilę! Zdążyli przeprowadzić Ceremonię Nadania Imienia. Inaczej na tej liście by go nie było. Nie można nadać imienia dziecku które urodziło się martwe. Takie dziecko nie zostaje wykryte przez magiczne artefakty. James I Lily powierzyli mu swoje fiolki z krwią. On kurwa o wszystkim Musiał wiedzieć Musiał się domyślać prawdy!

Dalsze wywody Severusa zostały przerwane przez pojawienie się Mgiełki.

- Panie, panicz. Szybko – skrzatka była tak spanikowana, że obydwaj zerwali się i czym prędzej pobiegli do pokoju chłopca. Drzwi do pokoju wydawały się zabarykadowane i Severus musiał użyć bardzo silnego zaklęcia zanim udało mu się je wywarzyć. To co zobaczył gdy w końcu udało mu się wedrzeć do pokoju zmroziło go. Tobiasz został magicznie przygwożdżony do ściany i najwyraźniej się dusił. Za to Harry leżał na podłodze z uniesione prawa dłonią. Pot z niego ściekał i ciężko łapał oddech.

- Harry! – wrzasnął, ale to nie rozproszyło dzieciaka.

- Wiliam! Synu- powoli zaczął do niego podchodzić. – Wiliam spójrz na mnie!- Gdy w końcu podszedł wystarczająco blisko złapał dłoń chłopaka w swoją własną. Poczuł jakby dotknął żywego ognia. Ale wiedział, że musi wyrwać chłopca z paniki która najwyraźniej nim zapanowała.

- Synu on nie chciał cię skrzywdzić. Jesteś bezpieczny. To twój dziadek nie zrobiłby Ci krzywdy – dopiero po tych słowach Severus usłyszał jak ciało jego ojca opada z hukiem na ziemię. Z gardła chłopca wydarł się przerażający szloch, przygarnął go do swojej piersi, zapewniając go, że jest przy nim i jest bezpieczny. Trwali w tym uścisku, aż ciało chłopca się odprężyło I zapadło w sen. Severus dopiero wtedy spojrzał na ojca. Black w tym czasie już pomógł mu usiąść na fotelu.

- Co się stało? – zapytał Tobiasza

- Podawałem mu eliksir, wybudził się i grzmotnął mną o ścianę.

- Wystraszył się. Kurwa mogłem o tym pomyśleć . Przecież Cię nie zna!

- Podawałem mu już eliksiry.

- Raczej nie był wtedy świadomy co i kto w niego wlewa. Byłem pewien, że po eliksirze usypiającym pośpi chociaż do południa. Nic Ci się nie stało?

- Przeżyje. On rzucił zaklęcie bez różdżki! Wiesz co to oznacza?

- Przypadek! Dzika magia. Spanikował– zaprzeczył Severus. Tobiasz zaśmiał się.

- Naprawdę w to wierzysz? To nie był przypadkowy wybuch Magii, gdyby tak było wszystko dookoła mnie by roztrzaskał. To było precyzyjne „ Alarte Ascendare". Bez różdżki i bez głośnego wypowiedzenia zaklęcia.

- Nie możliwe! – Zawołał Syriusz.

- Przekleństwo Salazara właśnie ujawniło swoje drugie oblicze.- skomentował Tobiasz.

Severus oparł głowę o ścianę zamykając oczy „niech ten dzień już się skończy" .

Jednak do końca niedzieli pozostało jeszcze bardzo dużo czasu. Syriusz naszykował kąpiel dla chłopca. To był jedyny rozsądny sposób na rozmasowanie nadwyrężonych mięśni.

- Nie pozwalasz mi się nudzić – stwierdził Severus przytrzymując omdlałe ciało chłopca w wodzie.

- Przepraszam- padła odpowiedź. Oczy chłopca były w dalszym ciągu zamknięte.

- Długo już jesteś przytomny?

- Chwilę, dobrze mi tu. Chyba powinienem być zawstydzony, że Pan mnie myje.

- Robiłem to już wiele razy. Więc schowaj swoją dumę do kieszeni.

- Chyba nie mam wyjścia.- Severus mimo słów chłopca rzucił na niego delikatne zaklęcie tak, aby nie zapadł się pod wodę bo z całą pewnością nie był w stanie samodzielnie usiąść , ale pod wpływem zaklęcia woda dalej obmywała jego ciało. Co innego było mycie nieprzytomnego i niczego nieświadomego dzieciaka, a co innego jak ten był świadomy. Przywołał dla siebie krzesło.

- Wystraszyłem się. Przepraszam.

- Nie powinieneś przepraszać za odpowiedni odruch. To moja wina. Powinienem przemyśleć to zanim was zostawiłem samych.

- To naprawdę mój dziadek?

- Niestety nie ma co do tego wątpliwości. – chłopak uniósł powieki z zaciekawieniem.

- Nie lubisz go...

- To raczej nie twoja sprawa...

- Moja jeśli jest moim dziadkiem i jeśli pozwalasz mu aby podawał mi eliksiry.

- Ty też mnie nie lubisz, a jednak mi ufasz.

- Chyba już nic nie rozumiem...- powiedział zamykając ponownie oczy. Chwilę milczeli nim chłopak ponownie się odezwał.

- Woda nie stygnie...

- Rzuciłem na nią zaklęcie termostatyczne.

- Oczywiste!

- Gdybyś wychował się w rodzinie czarodziejów nie dziwiło by cię to.

- Ale wychowali mnie mugole.

- Będziemy musieli popracować nad tymi brakami.

- A więc nie lubisz swojego ojca, ale ufasz mu na tyle aby powiedzieć mu, że twój syn przez ostatnie lata był Potterem? Czy to kim byłem jest tajemnicą?

- Wie o wszystkim. I tak ufam mu, wiem że zrobi wszystko co konieczne aby cię ochronić.

- Jakoś nie podoba mi się to zapewnienie. Nie mógłby być zwykłym dziadkiem? No wiesz takim co rozpieszcza swoje wnuki i podsuwa im słodycze bez zgody rodziców. – Severus zaśmiał się wyobrażając sobie Tobiasza w takiej roli.

- Wydaje się, że to nie ten typ.

- Szkoda.

- Chcesz już wyjść?

- Jeszcze chwilę. – nastolatek znowy zmierzyłem go wzrokiem. Obserwował go jakby pierwszy raz w życiu go widział.

- O co chodzi chłopce.

- Wiliam. Możesz tak do mnie mówić. Nawet podoba mi się to imię. I chyba obaj musimy do niego przywyknąć.

- Anna je wybrała. – Tego już chłopak nie skomentował.

- Wiliamie, powiesz mi o czym tak zawzięcie rozmyślasz .

- Po prostu to jest dziwne. Dopiero co byłem Harrym który nie miał nikogo, a nagle mam ojca i dziadka. Jakbym trafił do innego świata – zamilkł na chwilę jakby sobie o czymś przypomniał- a twoja mama?

- Tu się nic nie zmienia. Nie żyje. Zmarła krótko po moim urodzeniu.

- oh przykro mi.

- Nie ma potrzeby. Nie znałem jej.

- Ja też nie znałem Lily i Jamesa a jednak mi ich brakowało.

- Ja miałem ojca i skrzaty które się mną opiekowały. Chyba nie odczuwałem aż tak jej braku.

- Ale nie lubisz swojego ojca.

- To już całkiem inna historia. Jak byłem mały to był całkiem przyzwoitym ojcem.

- To powiesz mi co takiego zrobił, że przestałeś go lubić?

- Zmusił mnie do małżeństwa z twoja matką.

- Oh czyli jej nie kochałeś.

- Nasze małżeństwo było zaaranżowane. To był magiczny układ czystokrwistych rodów. Ani Ja, ani Anna nie mieliśmy wyboru, gdy nasi rodzice podpisali kontrakt. To jest powodem dla którego przestałem szanować mojego ojca. Odebrali nam szanse na podjęcie własnej decyzji. Potraktowali jak konie rozpłodowe, których jedynym celem miało być poczęcie czysto krwistego Dziedzica. Mając taka świadomość raczej nie myślisz o miłości.

- Nie brzmi to najlepiej.

- Raczej nie. Ale zanim zaczniesz się zamartwiać czy wmawiać sobie jakieś niestworzone historie o swoim poczęciu czy co tam ten twój barwny umysł mógłby wymyślić, musisz wiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi. Znaliśmy się od dziecka, przyjaźniliśmy. W normalnych warunkach zawarcie małżeństwa nie byłoby taka straszną perspektywą. Chodziło tylko o brak szacunku naszych rodziców do nas. Zawsze uważałem, że ojciec traktuje mnie jak równego sobie. Od dziecka pozwalał podejmować własne decyzję nawet jak wiedział, że popełniam błąd nie interweniował. A w tej jednej kwestii potraktował mnie jak gówniarza którego zdanie się nie liczy.

- Obraziłeś się na niego!

- Nie Wiliamie to nie była zwykła obraza. On nie uszanował mojego prawa do wyboru. Takich rzeczy się nie wybacza. Podpisał za mnie magiczny kontrakt. Który to ja musiałem spełnić. Gdybym nie poślubił Anny to ona by najbardziej na tym ucierpiała. Społeczeństwo by ją wykluczyło. Uznali by, że nie jest wystarczająco dobra dla mnie. Nikt nie mógłby się z nią związać. Nigdy nie mogła by urodzić dziecka innego mężczyzny. To ona najbardziej ucierpiała przez ten kontrakt. Ja mogłem go odrzucić bez większych konsekwencji. Wystarczyło, abym wyznał, że nie chce jej za żonę. Mój status czarodzieja czystej krwi był wyższy niż jej. Mógłbym wybrać inna kobietę i z nią się związać. Anna nie. To nie było fair wobec niej.

- Więc ją poślubiłeś i spłodziłeś Dziedzica.

- Oh nie, zrobiłem coś o wiele gorszego w mniemaniu twojego dziadka. Poślubiłem Anne, a dwa dni później dałem się naznaczyć Czarnemu Panu.

- Twój Ojciec nie popiera Voldemorda

- Raczej bym cię tu nie przywiózł gdyby popierał. Ale dość już. Wyciągnijmy Cię z tej wody nim rozmokniesz.

- Unikasz odpowiedzi na najważniejsze pytanie.

- Nie zadałeś żadnego jeśli mnie pamięć nie myli.

Chłopak zazgrzytał zębami w irytacji.

- Dlaczego Potterowie mnie adoptowali, dlaczego tak ważne było abyś o mnie nie wiedział?

- To nie będzie krótka historia. Najpierw cię wyciągnę, ubierzesz czystą piżamę, zjesz zupę i wypijesz swoje eliksiry.

- I znowu mnie uśpisz eliksirem! Nie zgadzam się.

- Jestem twoim ojcem I to ja decyduje co jest dla ciebie najlepsze.

- Oh a mi się wydawało, że jesteś zwolennikiem wolnego wyboru!

- Bezczelny dzieciak!

- Najwyraźniej mam to po Tobie!

Severus zaśmiał się, ale i tak rzucił zaklęcie, aby pozbyć się wody.