29. Przeznaczenie cz.1
Severus Snape nienawistnie spoglądał na dwóch Aurorów, którzy najwyraźniej postanowili zostać jego wrogami numer jeden. Gdy usłyszał kolejny przeszywający wrzask poderwał się z krzesła na którym go usadzili, stwierdzając że tym razem nie da się zbyć.
- Przepuść mnie Thomas bo nie ręczę za siebie. – czarnoskóry Auror spojrzał na niego, a współczucie jakie zobaczył w oczach mężczyzny jeszcze bardziej rozwścieczyło Severusa.
- Będziesz tam tylko przeszkadzać. Są pod dobrą opieka. Siadaj... wszyscy jesteście już zmęczeni. Nie utrudniajmy.
- On ma rację synu. – Czarne oczy od razu spojrzały na Tobiasza.
- Ty się nawet nie odzywaj. To był twój cholerny pomysł.
- Zaznaczam, że mój pomysł polegał tylko na tym, aby Willi zdjął barierę zanim wyczerpie Chrisa! Skąd mogłem wiedzieć, że przez nią przejdzie! To powinno być nie możliwe! – Warknął wściekle.
- Dokładnie. Wszedł, ale wyjść już nie mogli...- mruknął Wilson. Jakby za wszelką cenę szukał czegoś co oderwie go od złych myśli. Kolejny wrzask zmroził wszystkich przebywających na korytarzu. Severus opadł na krzesło bezsilnie.
Niespodziewanie drzwi do skrzydła się otworzyły i wszyscy poderwali się na nogi. Kolejny krzyk nawet u wychodzącej z pomieszczenia Madame Poppy spowodował, że zacisnęła oczy.
- Wysłali mnie z dobrymi informacjami.- kolejny krzyk przeplatający się z szlochem. Poppy spojrzała na drzwi i jednym ruchem rzuciła wyciszające zaklęcie.
- To Willi. Przykro mi Severusie. Powinniśmy odrazu rzucić wyciszające. Materiał wtopił się w skórę. Muszą to usunąć, a nie działa przeciwbólowy. Nie mogą go uśpić eliksirem, bo stracił za dużo krwi. Liczyli, że straci przytomność.
- To nie są dobre wieści Poppy- Warknął
- Wbrew pozorom są. Żyje Severusie. Żyje... Po takim wyczerpaniu magicznym i utracie krwi, biorąc pod uwagę ich stan przed to to są naprawdę dobre wieści. Jak mogliście do tego dopuścić, Merlinie! Jednak teraz naprawdę dobre wieści. Septimus jest stabilny. W zasadzie poza wyczerpaniem magicznym nic nowego mu nie dolega. Nerwy trochę ucierpiały, ale Swinss już to naprawił. Christopher zareagował na eliksiry więc przynajmniej nie czuł jak zmieniali mu opatrunki. Nerwy w strzępach Swinss nad nim pracuje, ale wygląda na to, że się regenerują. Dostaje eliksiry na uzupełnienie krwi. Ale Żyje. Wszyscy żyją. Więc to jest dla Was dobra informacja.
- Poppy...
- Stop Severusie. Naprawdę do tej pory robiłam co musiałam i nie komentowałam. Ale ktoś Wam to musi w końcu powiedzieć. A nie cackać się z wami jak z dziećmi. To wy powinniście tam leżeć. Wy ! A nie oni. To wy jesteście dorośli i powinniście wiedzieć czym grozi wypicie Przekleństwa Salazara! Zrobiliście z tych dzieci wraki. Skóra i kości tyle z nich zostało! Z trzech zdrowych chłopców zrobiliście...- jej głos się załamał i potrzebowała chwili na uspokojenie się.- I nie zwalajcie winy na Ministerstwo ani na kogokolwiek innego do cholery! Bo to tylko Wasza wina. To wy napoiliście ich tym świństwem i powinniście za to odpowiedzieć, a nie siedzieć tu i jeszcze mieć pretensje do ludzi, którzy robią co mogą by uratować im życie. Askaban to dla Was za mało...- wyszeptała ocierając łzy- I macie zagwarantowane, że nie wejdziecie tam dopóki ja nie uznam, że chłopcy są na to gotowi. Koniec z tym! – wrzasnęła. Otrzepała niewidzialne paprochy z swojej szaty.
- Mam nadzieję, że jesteście uspokojeni dobrymi informacjami! – mruknęła zdejmując zaklęcie z drzwi i wchodząc do skrzydła.
Severus nienawistnie patrzył na drzwi za którymi zniknęła Poppy. Zaciskał nerwowo palce modląc się o spokój.
- W końcu ktoś powiedział to głośno...- mruknął Thomson.
- Gówno wiesz więc się nie odzywaj – wściekł się Wilson.
- Wystarczy mi to co dzisiaj zobaczyłem. No serio Panowie tylko Wam pogratulować. Może sami byście to wypili skoro ta moc jest taka świetna!
- Jakoś przez barierę nie umiałeś się przebić- Warknął Jonas. Auror prychnął pod nosem.
- Za to godzinę później widziałem jak Uzdrowiciel szykuje się do wystawienia aktu zgonu.
- Panowie dość ! – Tobiasz zgromił wszystkich wzrokiem. Zapadła grobowa cisza przeszywana jedynie złowrogimi spojrzeniami.
Severus zamknął oczy i zacisnął pięści z bezsilności. Wsłuchiwał się w krzyk syna, a każda minuta była wiecznością, a gdy w końcu zapanowała cisza nie wiedział czy się cieszyć czy martwić.
Daniel wyszedł do nich po godzinie, miażdżąc wszystkich wzrokiem, a po chwili ciężko westchnął przecierając oczy.
- Są nieprzytomni, ale będą żyć... Trochę to potrwa... Są wyniszczeni do tego stopnia, że już nawet nie mają czego czerpać od siebie. Zerwali połączenie więc to będzie trwało... Ale reagują dobrze na eliksiry... Nie było im to potrzebne...- zamilkł na chwilę przecierając ponownie zmęczone oczy.- Możecie wejść, ale pod jednym warunkiem. Piętnaście minut i wychodzicie z eliksirem nasennym. Macie się wyspać w końcu! A i Poppy zastrzegła, że nie chce Was tu widzieć przynajmniej przez trzy dni i muszę się z nią zgodzić. Musimy trochę ostudzić atmosferę. Wszyscy zrozumieli? Severusie?
Wstał nie mając już siły nawet z nimi dyskutować. Ominął go bez słowa, zamarł patrząc na trzech nastolatków, chyba nie był gotów na ten widok... Nie powinni tu leżeć. Nie powinni i tyle... Wilson staną koło niego i złapał gwałtownie powietrze.
- Maria mnie zabije. Tym razem to już na pewno... Merlinie Chris- wyszeptał podchodząc do łóżka chłopca.
Severus poczuł na ramieniu rękę Jonasa, a on pokręcił bezradnie głową.
- Idź do niego. Ty jako jedyny nie jesteś winien tego wszystkiego...
- To co mówiła Poppy- zaczął, a Jonas pokręcił głową.
- Ma racje. Ma cholerną racje Sev. To my na nich to ściągnęliśmy. To ja uważyłem i podałem Septimusowi eliksir. To ja byłem na tyle zaślepiony, jak w amoku, aby uwierzyć, że to rozwiąże nasz problem. Że ta pieprzona przepowiednia przestanie mu zagrażać. Ja w to wierzyłem. Naprawdę w to wtedy wierzyłem. A teraz? Leży bezbronny, krzywdzony przez własną magię. On by dał radę bez tego. Merlin mi światkiem, że przez piętnaście lat przygotowywałem go do tego. Zamęczałem zaklęciami, treningami , zabrałem mu sporą część dzieciństwa. Tylko po to, aby był w stanie się obronić. Aby był wstanie siebie obronić gdy nadejdzie dzień, że mnie przy nim zabraknie, aby wiedział jak sam siebie obronić. Aby nie bał się tej plugawej szlamy. Bo nie powinien. Mój syn był silny. Severusie. On wcale nie był bezbronny, a teraz jest. To ja spanikowałem. Kiedy usłyszałem o Harrym to było jak zły sen. Największy koszmar znów się powtarzał. Spanikowałem... Przestałem myśleć racjonalnie. Obwiniałem się, że go nie zabrałem. Powinienem. Severusie. Powinienem to zrobić. Kiedy James umarł, a Syriusza zamknęli z tymi niedorzecznymi zarzutami. Powinienem był go zabrać. U nas by był bezpieczny. Przygotowałbym go. Tak jak i Septimusa. Nigdy sobie nie wybaczę, że nie zrobiłem tego co uważałem za słuszne, że zaufałem Dumbledorowi.
- Jonas...- spróbował, ale drugi mężczyzna mu przerwał.
- Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi z Jamesem. Raczej staraliśmy się, aby nasze drogi się nie splatały. Jedyne co nas łączyło to szata Aurora. Do czasu kiedy chłopcy się urodzili. To James jako pierwszy poznał przepowiednie. Dumbledore mu powiedział. Ten stary manipulator od razu wiedział, że to syn Jamesa jest na pierwszej linii, że od niego zaczną. Ale byli też inni. Christopher, Septimus, Neville i inni... Gdy James mi o tym powiedział uznałem go za szaleńca. Septimus miał tylko dwa miesiące. To wydawało się takie głupie. Był drącym się niemowlakiem, co nie dawał nam spać. Modliłem się, aby przestał... Nawet skrzaty sobie z nim nie radziły. Bycie rodzicem już wtedy mnie przerosło, a James próbuję mi wmówić, że istnieje przepowiednia. Która brzmi tak bezsensownie... Ale jednak nasi synowie do niej pasują. Nie wierzyłem , nawet nie zamierzałem brać tego na poważnie...Nic nie zrobiłem z jego ostrzeżeniem. Do czasu ataku na Longbottonów. Wtedy dopiero chyba wszyscy zrozumieliśmy, że to nie są żarty. Odwiesiłem szaty Aurora do szafy i ukryłem ich pod Fideliusem, tak jak James I Tomas, a naszym nadrzędnym celem stało się powstrzymanie Voldemorta. James miał swoje wtyki, teraz wiem, że chodziło o Zakon Feniksa. Ja do niego nie należałem, nie ufali mi aż tak... Ale kto wie co by było jakby to dłużej trwało. Jednak wtedy byliśmy wykluczeni musieliśmy opierać się na tym co James nam przekazywał. Musieliśmy sobie zaufać. Nie musieliśmy siebie lubić, ale musieliśmy sobie ufać. Mieliśmy wspólny cel. A dziewczyny były zamknięte niczym więźniowie z małymi piorunami. To nie jest życie Severusie. Zaczynały wariować i popadać w paranoje już po trzech miesiącach. Histeryzowały... To nie mogło dłużej tak wyglądać. Nasze domy były pod Fideliusem i wszystkim nam zależało na bezpieczeństwie chłopców, ale to nie mogło tak wyglądać. Zaczęliśmy się spotykać. Nie za często, ale na tyle aby dziewczyny mogły odsapnąć. Przestać myśleć o Przepowiedni.- wyjął z wewnętrznej kieszeni szaty złożone zdjęcie podając Severusowi.
Rozłożył je. Trzy małe pulchne bobasy śmiały się do obiektywu, a później uciekły na raczka z fotografii. Severus poczuł gule w gardle widząc malucha z zielonymi oczami. Mimowolnie palcem dotknął fotografie. Jakby mógł go dotknąć naprawdę...
- W Halloween, tamtej nocy... Potterowie mieli być u Wilsonów. Maria była w ciąży z Aleksandrem. Nikt nie chciał ryzykować podróży po tym co stało się z Anną...- zamilkł spoglądając niepewnie na Severusa, a gdy mężczyzna nawet na niego nie spojrzał oczyścił gardło i mówił dalej...- Więc mieliśmy się spotkać u nich. To miało być miłe spotkanie. Oni mieli być gdzie indziej tamtej nocy Severusie. Gdyby doszło do niego... Ale Harry się rozchorował. Gorączkował czy coś. A oni mieli obsesję na punkcie jego zdrowia. Świrowali przy byle katarku... Odwołali to. Zostali w Dolinie Gobryka... A później... Chciałem go zabrać. Naprawdę tego chcieliśmy, Harry nas znał. Wychowałbym go jak własnego syna. Przysięgam... On już był dla nas jak syn... Wychowali by się we trzech. Dorastałby razem z Septimusem i Christopherem. I może wtedy by nie zginą... Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nigdy... I kiedy dotarła do nas informacja o jego porwaniu. To było jak kubeł zimnej wody. Poluzowaliśmy już nasze zabezpieczenia. Wydawało się, że już nie ma się czego bać. Chłopcy chcieli chodzić do normalnej szkoły. Nie chcieli być więźniami. Nawet nie wiem jakim cudem się na to nie zgodziliśmy. Całe szczęście patrząc na to co stało się w Durmstrangu.
Spanikowaliśmy. Przysięgam Ci Severusie, że jakbym przestał myśleć racjonalnie. Musieliśmy zrobić coś co ich wzmocni. Ojciec mnie ostrzegał. Przegadaliśmy wiele godzin. Wrzeszczał na nas, że nie wiemy z czym chcemy zadrzeć. Wydawało się to takie głupie... Byli zdrowi, silni, to miało być szybkie i bezpieczne. Obstawiliśmy nasze rezydencje dodatkowymi osłonami, aby na czas kiedy będą osłabieni nic się nie wydarzyło. Zakładaliśmy pół roku. Po takim czasie powinni już to ogarnąć do miarę przyzwoitego poziomu. Braliśmy wszystko pod uwagę. Wszystko...
- Tylko nie to, że Wiliam żyje...- skończył za niego Severus. Jonas spojrzał na niego, a później na łóżko na którym leżał Willi.
- Nie wiem jak to zrobiłeś. Nie mam pojęcia jak przez tak wiele lat udało Ci się go ukrywać. To wydaje się niemożliwe... – Severus spojrzał na drugiego mężczyznę i wiedział, że musi to skończyć. Musi im zaufać jeśli mają pomóc chłopcom.
- To nie ja...- powiedział z trudem. Jonas jak i Wilson spojrzeli na niego zszokowani.
- Wieczorem. Przyjdzie do mnie. Mamy sporo do omówienia. – mruknął posępnie kończąc rozmowę. Podszedł do łóżka syna z bólem.
Wiliam leżał na brzuchu plecy miał pookładane okładami, tak samo jak ręce. Tylko koniuszki palców były widoczne. Pięć dni. Tylko tyle nacieszył się tym małym bachorem w swoich kwaterach. Na poważnie już zaczął zastanawiać się czy nie porozmawiać z Dumbledorem o jakimś prywatnym pokoju dla niego. Więcej czasu spędzał na tym łóżku niż gdziekolwiek indziej. Spojrzał na kroplówkę i stos Eliksirów z odrazą.
- Błagam Willi skończ już z tym. Najwyższa pora polatać na miotle...- mruknął głaszcząc jego włosy. To wszystko co ich spotkało tempo jakie im narzucono. To nie było coś normalnego. Jakby nadludzka siła za wszelką cenę próbowała nadrobić stracony czas. Ścisnął w dłoni magiczną fotografie, którą zabrał naumyślnie. To był dowód. Dowód na to, że igrają z czymś nad czym nie mają kontroli. Ani oni, ani ministerstwo. A On był przerażony tym odkryciem.
Przeznaczenie nie lubi być zwodzone...
- Panowie piętnaście minut minęło- Poppy wyszła z gabinetu patrząc na Severusa nienawistnie. Odwdzięczył się tym samym spojrzeniem.
Nim wyszedł pochylił się nad Wiliamem, głaszcząc jego czuprynę z obawą.
- Odpocznij. Odpoczywaj tak długo jak trzeba. – szepnął licząc, że on go usłyszy. Gdy Poppy go upomniała, uniósł głowę wściekle.
- Krzywdzę go? Co się przyczepiłaś. To moje dziecko i nigdy naumyślnie bym go nie skrzywdził. Więc jak nie możesz sobie poradzić z własnymi frustracjami to może poproś kogoś o pomoc, a od nas się odczep. Bo guzik wiesz o wszystkim, a znany się już tak długo, że powinnaś wiedzieć, że nie skrzywdziłbym dziecka przez własne chore ambicje. Ani oni...- kiwnął głową na dwóch mężczyzn.
Wyszedł z Sali wściekły na cały wszechświat.
