Od Autorki:

Szaryt21: Dzięki za wierne komentowanie! Cieszę, że Ci się podoba. Nie będzie wątku yaoi. HP/HG raczej też nie, uprzedzam pytanie HP/GW na pewno nie. Ale jak wena dopisze to jakiś romansik pewnie się trafi, ale na chwile obecna chłopaki mają co robić.

Opublikowane rozdziały miały stworzony swój zarys już dawno. Rozdział 21 (3 części ) i 22 powstaną co będzie dalej, zobaczymy? Na pewno rozdziały już nie będę pojawiać się tak często ( brak czasu). Tak jak pisałam wcześniej opowiadanie powstało w wyniku nudy, kilka kolejnych rozdziałów powstało z uśmiechem, że ktoś to czyta i najwyraźniej na nie czeka i wyraża swoje zdanie. Dzięki wielkie jeszcze raz !

Wystawiajcie opinie jeśli czytacie i wam się podoba, jeśli nie to też dajcie znać. To zachęca do pisania.

A rozdział 20 został edytowany.

Pozdrowionka,

AJM

Rozdział 21. Granice cz.1

- Skoro nie doceniacie tej odrobiny swobody jaką dostaliście to stracicie nawet ją. Skrzaty zostały powiadomione, że nie mogą wam podrzucać nic poza sokiem i wodą. Żadnych napojów rozweselających! Posiłki jecie w Wielkiej Sali! Cała trójka zrozumiano? Spóźnienie lub nie przyjście będzie niosło nieprzyjemne konsekwencje. Zrozumiano? Na pokój nałożyłem zaklęcie Ciszy nocnej. 21 jesteście w łóżkach i ani minuty później.

- Co? To nie fair!- powiedział poddenerwowany Chris. Jego ojciec spojrzał na niego ze złością.

- Nie fair to wy się zachowaliście! Daliśmy wam wolną rękę uznając, że możemy wam zaufać. Wiecie dokładnie jaka jest sytuacja. Wiecie, że Ministerstwo patrzy nam na ręce!

- To wy tego chcieliście! Nie my! W dupie miałem ten eliksir. Wcale tego nie potrzebowałem! To dlaczego to ja mam za wszystko płacić największą cenę! Nie chcę tu być! I mam gdzieś te Wasze durne zasady. – krzyknął blondyn. Wilson podszedł do syna mierząc go złowrogim spojrzeniem.

- Wybacz bardzo synu, że nie chciałem, abyś skończył jak Mattias. Już zapomniałeś co zrobił twojemu przyjacielowi? Wiesz co by było jakbyś poszedł do Durmstrangu? Konsekwencje „Przekleństwa" chyba nie są dla ciebie aż tak straszne! W końcu chciałeś chodzić do normalnej szkoły. Proszę bardzo marzenie się spełniło. Ale masz ogarnąć ta swoją złość przed pierwszym września. Bo nikt nie dopuści was do zajęć jak będzie ryzyko, że zagrozicie sobie lub innych. A na razie zbieracie same negatywne opinie. Zrozumiano? – wrzasnął.

Po plecach Wiliama przebieg zimny dreszcz. Jakoś łatwiej było znieść złość Severusa. Ci obcy dla niego mężczyźni wywoływali w nim niepokój. A nie dało się ukryć, że w swojej wściekłości przerastali Severusa o głowę, a sądził, że to nie możliwe. Spojrzał na ojca z nadzieją, ale Severus tylko uniósł kpiąco brew. Jakby chciał powiedzieć „ sami sobie jesteście winni" zwiesił głowę. Uznając, że lepiej się nie wychylać.

Jednak gdy zapadła nerwowa cisza, uniósł głowę I przyjrzał się Christopherowi. Jego twarz była ściągnięta w złości i czymś w rodzaju bólu? I dopiero teraz dotarło do Wiliama co usłyszał. Chris znał jednego z chłopaków którego zamordował Voldemort. Być może nawet się przyjaźnili. Mało tego chłopak chciał normalnego życia, a zamiast tego całe życie musiał się ukrywać.

I nagle opanowało go współczucie. Ogromne współczucie wobec obydwu chłopców. Bo jakby on się czuł jakby był na ich miejscu? Jakby wyglądało jego życie, gdyby Voldemort nie zabił Potterów? Czy też by musiał tak żyć? W ukryciu pod Fideliusem? Teoretycznie mając wszystko, a tak naprawdę nie mając nic? Kolejna myśl pojawiła się nagle i była okropna. Jakby się czuł jakby znał Rona, jakby byli przyjaciółmi, a mimo wszystko Ron mógłby chodzić do Hogwartu, a Harry nie. W zamian ciągle słysząc, że to niebezpieczne i lekkomyślne. To dopiero było nie fair!

I w tym momencie Wiliam spojrzał na chłopaków całkiem inaczej. Dopiero teraz uświadomił sobie, że wojna zabrała im tak samo wiele jak jemu.

Dzielili nie tylko konsekwencje „Przekleństwa" , ale także wspólną datę urodzenia. Przepowiednia nie mówiła konkretnie o nim. Tak naprawdę nie mieli pewności , który z nich jest Złotym Chłopcem. Voldemort nie naznaczył Harrego Pottera klątwa zabijająca. Bo gdyby tak zrobił to blizna by nie znikła. Tyle dowiedział się od ojca. Nie wiedzieli i za pewne nigdy się nie dowiedzą co stało się w domu Potterów. Jakim cudem Wiliam przeżył atak. Jednak nie był naznaczony. Przepowiednia nie musiała mówić o nim. Christopher I Septimus też mogli do niej pasować, nawet Naville.

Nagle to co przez tak wiele godzin próbował wytłumaczyć mu Snape nabrało sensu i wcale mu się to nie podobało.

- Jakieś zastrzeżenia? – padło ostre pytanie, które wyrwało Wiliama z zamyślenia. Spojrzał na zebranych w pokoju ze zdziwieniem. Coś musieli powiedzieć. Coś ważnego. Ale nie wiedział co.

- Jakiś problem Snape? – dopiero po chwili dotarło do niego, że Wiliams mówi do niego. Przywykł do imienia, ale gdy ktoś zwracał się do niego po nazwisku jego reakcje nie były naturalne. Przełknął ślinę.

- Nie proszę Pana. Wszystko jasne. – skłamał. Po cichu licząc, że któryś z chłopaków mu powie o co chodzi.

- Za pół godziny widzimy się na błoniach.

Trzech mężczyzn wyszło z pokoju. Wiliam spojrzał na chłopaków niepewnie.

- Co on mówił? – zapytał. Christoper przewrócił oczami, najwyraźniej uznając pytanie Wiliama za kretyńskie i poszedł do swojego pokoju. Za to Septimus położył rękę na ramieniu Wiliama jakby chciał dodać mu otuchy.

- Trafiliśmy do piekła przyjacielu. Prawdziwego piekła.

I Wiliam szybko przekonał się, że Septimus nie wiele się pomylił. To co jego ojciec nazwał „letnim kursem przygotowawczym" było niczym innym jak katorżniczym treningiem.

Było tak jakby ich ojcowie robili wszystko, aby nawet nie pomyśleli o rzuceniu zaklęcia bez ich zgody. O szóstej mieli stawiać się na błoniach, gdzie Jonas bez litości przeganiał ich po błoniach. I o ile dla Christophera czy Septimusa to była lekka rozgrzewka Wiliam już o siódmej rano modlił się aby pójść spać.

O ósmej było śniadanie.

I nastolatek po raz pierwszy od czasu wybudzenia ze śpiączki czekał na tą porę z niecierpliwością. Zmęczenie fizyczne spowodowało, że w końcu zaczął czuć coś tak podstawowego jak głód.

Po śniadaniu zaczynali zajęcia z Tomasem. Zajmował się urokami i zaklęciami. Zajęcia odbywały się na błoniach. Co było nawet przyjemne. Bo mogli rozsiąść się na trawie wysłuchując wykładu o najważniejszych aspektach danego uroku, a później przechodzili do praktyki. Było tak jakby mężczyzna uważał, że nie są w stanie skupić się wystarczająco długo na jego słowach. Co w sumie mogło być prawdą.

Wiliam bardzo szybko znienawidził te 3 godziny jakie był zmuszony spędzać na tych zajęciach. Ani jeden omawiany urok nie opuścił rąk Wiliama. Za to ciągłe próby wyczarowania uroku aktywowały jego pierścienie. Do tego stopnia, że kończył zajęcia z oparzeniami.

- Zużywasz za dużo energii. Znajdź równowagę. – mówił mu ciągle Tomas, co dla Wiliama brzmiało całkowicie nie zrozumiale. Po dwóch dniach uznał, że Wilson jest o wiele gorszym nauczycielem od Snape'a.

Od 11 do 13 mieli przerwę. Z reguły padali w swoim pokoju na fotele I nawet się do siebie nie odzywali, aż do czasu kiedy musieli iść na obiad.

Po przerwie obiadowej przejmował ich Jonas i te zajęcia przypadły Wiliamowi do gustu najbardziej. Czarodziej wyczarował coś w rodzaju labiryntu z pułapkami. Był duży i niemożliwe było przejście go w ciągu jednych zajęć. A każdego dnia musieli zaczynać od nowa. A wyczarowane pułapki tasowały się przez noc. Więc nawet kiedy jednego dnia doszli do połowy labiryntu to drugiego nie mieli pewności czy dotrą do tego miejsca.

To było rewelacyjne. Bo nawet gdy Wiliam nie mógł rzucić zaklęcia mógł wybrnąć z opresji w inny sposób. Jak na przykład czołgając się gdy nie był w stanie zatrzymać zaklęcia które wyrzucało w jego stronę piłki. W trakcie tych zajęć nie odczuwał aż tak różnicy między nim a chłopakami. Jego największym sukcesem było używanie Leviosa do większości pułapek. Przez co po trzecich zajęciach dostał zakaz jego używania.

Po podwieczorku czekało ich Najtrudniejsze Eliksiry. I tu Wiliam stwierdził, że na tym polu jego relacja z ojcem jest tak samo parszywa jak była. Jedyne co go pokrzepiało to to, że chłopacy byli w tym tak samo kiepscy jak on. Co prawda wydawało się, że Septimusowi idzie odrobinę lepiej, ale i tak dostał miano bezmózgiego głąba po tym jak wysadził kociołek.

Pięć dni które spędzili na ciągłych zajęciach lub próbie przygotowania się do kolejnego dnia wypompowało Wiliama nawet z grama optymizmu jaki czuł z powrotu do szkoły. To był koszmar.

Gdy w piątkowy wieczór opadł ze zmęczeniem na kanapę w salonie ojca. Miał ochotę tylko zasnąć. Pierścienie go paliły diabelnie. Nie miał siły ruszyć się, aby sięgnąć po maść łagodząca oparzeniami. Mógłby poprosić Severusa aby mu ją podał, ale zważając na podły nastrój ojca wolał uniknąć kolejnej pogadanki jak durnowato i nie odpowiedzialnie zachowali się w swoim pokoju. Jak bardzo Wiliam zawiódł jego zaufanie i jak bardzo jest głupi narażając swoje już i tak słabe zdrowie. Nie... zdecydowanie nie miał na to siły. Przytulił policzek do małej poduszki i obserwował mały słoiczek. Wiedział, że wystarczy tylko odrobina maści, aby palenie w nadgarstkach ustało. Cztery metry, tyle musiałby przejść. O cztery za dużo... pomyślał ponuro. Zamknął oczy próbując zasnąć. Jednak palenie nie pozwalało mu odpocząć. Znów popatrzył na słoiczek.

„Choć do mnie" pomyślał z rezygnacją. Wiedząc, że to nie zadziała. Schował głowę w poduszkę. To było takie frustrujące! Gdyby nie pieprzone pierścienie mógłby ją przywołać. Wystarczyło by zwykle Accio. Nie musiałby się ruszać. Spojrzał na nią jeszcze raz. Od niechcenia wyciągnął rękę „ Błagam przyleć do mnie" pomyślał z rezygnacją zamykając oczy.

Gdy słoik z impetem wpadł w jego dłoń, aż zaskomlał z nagłego bólu. A później dotarło do niego co się stało. Z wrażenia aż podniósł się na kolana. Patrzył na szklany słoik nie dowierzając.

- WIDZIALEŚ! – wrzasnął uradowany, a Severus uniósł z irytacja wzrok.

- Widziałem! Choć raz twoje lenistwo na coś się przydało...- powiedział na pozór z ironią, ale na jego ustach pojawił się uśmiech. Tak o to po ośmiu dniach od założenia pierścieni Wiliam Snape opanował drugie zaklęcie i był z tego powodu cholernie dumny.

Posmarował obolałe nadgarstki, a później z lekką obawą spróbował przywołać kolejną rzecz. Czuł się jakby Gwiazda w tym roku przyszła szybciej. Minęło pół godziny przywoływania wszystkiego co się dało , zanim Severus stracił cierpliwość.

- Długo jeszcze? Wydawało mi się, że jesteś wykończony.

- Jestem, ale patrz! – przywołał kolejna rzecz i uniósł w geście triumfu. Severus przewrócił oczami I jednym zaklęciem odesłał wszystkie rzeczy na swoje miejsce.

- To też ogarnę. Zobaczysz...- mruknął z podziwem na moc zaklęcia ojca. Ziewnął mocno, bo pomimo przypływu adrenaliny był zmęczony. Bardzo zmęczony.

- Wiem, że tak będzie. Jak twoje relacje z chłopakami? – Wiliam wzruszył ramionami. Rozłożył się ponownie na kanapie.

- Mogę tu zostać? Dobiją mnie to trzecie piętro. To szczyt chamstwa, aby gonić nas po całym dniu na dół.

- To czysta kalkulacja. Jak jesteście zmęczeni jest większą szansa, że nie wysadzicie lochów.

- Przestał byś kalkulować to i tak nic nie daje!

- Zdążyłem zauważyć. Uprzedź kolegów, że jeszcze jeden kociołek wybuchnie to będziecie je czyścić po zajęciach.

- Nie zrobisz tego! – mruknął ziewając.

- Oczywiście, że zrobię. Zadałem Ci pytanie. Było by miło jakbyś odpowiedział.- chłopak przez chwilę milczał patrząc w sufit.

- W sumie to nie wiem. Nie gadamy za dużo.

- Jakieś spostrzeżenia musisz mieć.

- Septimus wydaje się w porządku. Lubi się przechwalać, ale robi to w taki sposób, że jest to nawet zabawne. Czasem mam wrażenie, że w ten sposób próbuję coś ukryć. Sam nie wiem.

- Może się boi.

- Nie wiem. Może. W sumie to wszystko jest dla nich nowe co nie? Znaczy się Hogwart. Jest piękny, kocham go, ale chyba jest trochę przytłaczający. Tak mi się wydaje.

- Z całą pewnością. A Chris?

- Nie lubię go. On mnie chyba też.

- Dlaczego ?

- Nie wiem. W sumie nie mam powodu. Np. Dzisiaj podczas obrony rzucił mi zaklęcie pod nogi, wypieprzyłem się. Wkurzyłem się strasznie, ale okazało się, że uchronił mnie tym przed lecącym tłuczkiem. Więc w sumie zaoszczędził mi sporego siniaka. – Severus zaśmiał się cicho.

- I co z tym zrobiłeś?

- A co miałem zrobić. Poczekałem na okazję i jak wchodził po skrzynkę to lewitowałem mu ją sprzed nosa. Co w sumie też mu uratowało tyłek bo była to pułapka.

- Rozmawialiście o tym co stało się w Sobotę?

- A o czym tu rozmawiać? Dlaczego pytasz?

- Z ciekawości. Jutro przychodzi Davies. To urzędniczka która prowadziła twoje przesłuchanie. – nagle zmienił temat. Wiliam otworzył oczy.

- Czego chce?

- Podobno porozmawiać. Dokładnie nie wiem, ale musisz się pilnować.

- Robię to cały czas. Powoli sam zaczynam wierzyć w tą bajkę... Dziadek pisał. Wydaje się, że za nami tęskni. I cóż pytał się, czy nie potrzebujemy kudłatego kundla.- mruknął

- Obędzie się bez. A ty tęsknisz za domem? – Spytał swobodnie rozkładając się w fotelu.

- Tam mam wygodniejsze łóżko- mruknął wzdychając.

- W końcu- odpowiedział Severus, a Wiliam uniósł zmęczony powieki.

- Co w końcu?

- W końcu przestałeś zaprzeczać. W końcu odpowiedziałeś tak jak powinieneś.

- 10 punktów dla Gryfindoru! – zażartował nastolatek.

- Jeszcze nie wiesz, gdzie Tiara Cię umieści

- Przekonałem ja raz to dlaczego teraz miałoby być inaczej? – mruknął w pół śnie .

- Że co?