52. Gryffindor

Wiliam wypowiedział hasło Grubej Damie „Galaretowate Nóżki". Neville był na tyle miły, że szepnął mu do ucha hasło jak zauważył, że Wiliam zmierza w innym kierunku niż reszta Gryfonów.

Musieli sobie poradzić z brakiem Nocnej Wymiany. I jedyne co wymyślili w pośpiechu to „kulki Mocy". Więc we trzech czmychnęli czym prędzej do skrzydła szpitalnego, gdzie Swinss na nich czekał.

Skrzydło wydawało się bezpiecznym miejscem do próby wyczarowania ich. Chris I Septimus już kiedyś mu powiedzieli, że stworzenie kuli z dwóch mocy to dość „wybuchowa" sprawa. Oni już się tego nauczyli wyczarowując je dla Wiliama, ale chłopak nie łączył w ten sposób jeszcze mocy. I obawiał się, że składzik na miotły może być zbyt małym miejscem. W rzeczywistości mieli rację, bo Swinss musiał opanować trzy wybuchy nim udało mu się złączyć moc swoją z Septimusa, a później w drugiej z Chrisa. Patrzyli na połyskujące „piłeczki" z wściekłością, żaden nie miał ochoty na rozmowy o przydziałach. Bo w sumie nawet nie wiedzieli jak to skomentować. Dumbledore ich wykiwał i tyle...

Dodatkowo Wiliam czuł się najzwyczajniej w świecie słabo po zażytej tabletce i zwrócił kolację jak tylko przekroczył próg skrzydła. Jack patrzył na chłopaka z nie mała obawą, sugerując, aby został na noc w skrzydle, ale chłopak wyśmiał go. Jeśli nie stawi czoła Gryfonów dzisiaj będzie miał jeszcze więcej problemów. Im szybciej przywyknął do myśli, że Syn Snape'a jest Gryfonem tym szybciej dadzą mu spokój. I Swinss musiał przyznać mu rację. Jednak zastrzegł, że Wiliam ma nie blokować przed nim umysłu, bo jeśli to zrobi wpadnie do dormitorium Gryfonów i narobi mu obciachu. Wiliam roześmiał się, gdy wyobraził sobie tą scenę. A później ponura myśl wpadła nie chciana do jego głowy. Nie da rady ukrywać zbyt długo stanu swojego zdrowia. To niemożliwe. Jego domownicy bardzo szybko się zorientują jak bardzo Przekleństwo sponiewierało jego zdrowie. Ale na to wpływu nie miał. Może się starać unikać ataków tak długo jak to możliwe i tyle. A gdyby ktoś zaczął wnikać w jego wątłe zdrowie może wykręcić się powikłaniami po Przekleństwem. Usunięcie zaklęcia musi być ich tajemnicą. Zwłaszcza, gdy Dumbledore kręci przeciwko nim.

Pożegnał się z chłopakami przy schodach i czuł się jakby zaczynał najtrudniejszą drogę w życiu. Niby są w tym razem, ale dzisiaj Wiliam czuł się samotny. Prawie tak samo jak w zeszłym roku, gdy wpatrywał się w Snape i nie mógł dopuścić do swojej głowy myśli, że jest jego ojcem. A teraz...? Teraz oddałby wszystko, aby Snape był w lochach...

Zamyślony, otumaniony lekami i zmęczony tym okropnym dniem, wszedł do pokoju wspólnego. Wpadając oczywiście na Profesor McGonagall.

- Pan Snape!- powiedziała cicho.

- Pani Profesor?

- Zastanawiałam się, gdzie Pan się ukrył. Musimy porozmawiać. W moim gabinecie... – dodała. Wiliam spojrzał na nią niechętnie, ale kobieta nie zważała na jego obrażone spojrzenie i wyszła z pokoju. Chcąc nie chcąc ruszył za nią.

Jej gabinet przez ostatni rok nie zmienił się. Będąc w nim Wiliam w dalszym ciągu czuł grozę nadchodzącego szlabanu. Opadł na krzesło czekając co przyniesie ta rozmowa.

- Przyznam, że Pana przydział do mojego domu był zaskoczeniem...- przyznała. Wiliam uniósł brew.

- Taaa- Burknął z niezadowoleniem.

- Za pewne sądziłeś, że trafisz do Slytherinu. – Wiliam uniósł głowę. Oparł się wygodnie, patrząc na nauczycielkę z zamyśleniem. Choć skupienie się było dla niego nie małym wyczynem. Czuł, że jego całe ciało pragnęło tylko jednego. Snu...

- Wszyscy wiemy, że powinienem zostać przydzielony do Domu Salazara Slytherina. To nie jest kwestia moich przypuszczeń czy jakiś marzeń. Jestem jego potomkiem.

- Panie Snape, Tiara nie analizuje naszego pochodzenia... Tylko indywidualne predyspozycje. Najwyraźniej ma Pan w sobie więcej Męstwa i Odwagi niż Przebiegłości...

- Ambicja, Braterstwo, Spryt, Zaradność, Duma i Przebiegłość... To cechy mieszkańców Slytherinu... utożsamiam się z wszystkimi, Pani Profesor. Choć jestem więcej niż pewien, że ojciec się zgodzi, że jest we mnie wystarczająco dużo idiotycznej odwagi i brawury by nosić barwy Gobryka...- zaryzykował bezczelną odpowiedzią

- Z całą pewnością twój ojciec będzie zaskoczony...

- Z całą pewnością obwini szaleństwo Blacków o to... niespodziewane zdarzenie- mrukną. McGonagall zmarszczyła czoło w zamyśleniu. Cokolwiek wywnioskowała to chyba nie były przyjemne wnioski bo zmarszczyła mocno czoło. Jednak po chwili spoważniała.

- Panie Snape...- zaczęła poważnie jakby wcześniejszą rozmową nie miała miejsca. – Jakiegokolwiek przydziału się spodziewałeś fakt jest taki, że zostałeś Gryfonem, a ja jako opiekun domu chce wyrazić swoje zadowolenie z tego powodu. – Brew Wiliama powędrowała do góry w nie małym zdumieniu.

- Wyniki Pana SUMÓW są zdumiewające- dodała. Wiliam poczerwieniał. W dalszym ciągu miał wyrzuty sumienia, że zaliczył egzaminy na tak dobrym poziomie przez oszustwo... Gdyby nie pytania Jacka poprawione przez Severusa i wyjaśnienia Kasandra na temat działania Magii jego wyniki na pewno nie były by tak dobre. No i gdyby Septimus z Chrisem nie podpowiedzieli mu jak formułować odpowiedzi, aby zamaskować jego brak wiedzy... Taaa Jego egzaminy SUM to jego największe życiowe oszustwo. Chociaż ojciec mu gorąca pogratulował, stwierdzając, że wstydu nie ma...

- Nie przesadzajmy...- Burknął. Nie za bardzo miał ochotę by nauczyciele oczekiwali od niego podobnych rezultatów na sprawdzianach. Bo miał przypuszczenia, że samodzielnie nigdy by nie wpadł na tak proste i oczywiste odpowiedzi jakie podsunął mu ojciec.

- Twój ojciec to bardzo wymagający nauczyciel. Za pewne podniósł wysoko poprzeczkę.

- Mój ojciec nie jest już nauczycielem...- dodał że złością.

- Słucham?

- To co Pani słyszała. Według moich informacji jego kontrakt z tą szkołą wygasł w dniu wczorajszym.

- Twój ojciec wnioskował o przedłużenie urlopu...- Wiliam prychnął. Nawet jeśli oficjalnie w dalszym ciągu jest na urlopie to wątpił, by ten okres skończył się do póki Wiliam jest w szkole. Dumbledore odsunął od niego ojca. Tak jak wcześniej Lupida... Tyle wiedział.

- Raczej nie zawołała mnie tu Pani, abyśmy rozmawiali o karierze nauczycielskiej mojego ojca. Jestem więcej niż pewien, że odetchnął z ulgą, że nie będzie musiał spędzać czasu z bandą bezmózgich gumochłonów.

- Panie Snape!

- To słowa mojego ojca Pani Profesor.

McGonagall zacisnęła mocno wargi. W geście irytacji.

- Masz rację. Nie w tym celu Poprosiłam Cię o rozmowę. Więc wróćmy do twoich SUMÓW. Zważając na wysokie wyniki Profesor Slughon zaproponował byś na pierwszych zajęciach zaliczył egzamin praktyczny. Zgodnie uznaliśmy, że tamten dzień był dla Panów wystarczająco stresujący i mieliście prawo odmówić wykonania jednego egzaminu praktycznego.

- Co za łaskawość! Szkoda, że tamtego dnia Profesor nie był tak ugodowy...- Burknął.

- Panie Snape...

- Nie ma powodów do naginania zasad Egzaminów. Eliksiry nie są dla mnie zbyt istotne. – mruknął.

- Wątpię, aby Twój ojciec...

- Mój ojciec pogodził się z faktem, że Eliksiry mnie nie interesują.

- Złożyłeś podanie o nauczanie Indywidualne...

- Nie ja. Moj dziadek. Zamierzam wycofać to podanie.

- Wiliamie... Eliksiry to dość znaczący przedmiot w dalszej karierze zawodowej. A zajęcia w grupie z nauczycielem na pewno są prostszą formą nauki.

- Wątpię bym doczekał dnia wyboru kariery zawodowej... – mruknął. – Jest coś jeszcze o czym chce Pani ze mną porozmawiać?

- Oczywiście. Jednak nie skończyliśmy jeszcze...

- Jutro rano dostanie Pani rezygnację z indywidualnego toku nauczania. – Burknął jakoś Severus będzie musiał to przeżyć. Zgodził się na indywidualną tok tylko ze względu na niego. Chciał go lepiej poznać. Na pewno nie paliło mu się do spędzania wolnego czasu nad kociołkiem. A skoro ojca tu nie ma... Nic nie stoi na przeszkodzie by wykreślić to z jego planu dnia. Uznał z nieukrywanym zadowoleniem.

- Jesteś niepełnoletni chłopcze. Taki wniosek może złożyć tylko rodzic. Osobiście. – dodała. Wiliam przewrócił oczami, a później w tej jednej groźbie zobaczył światełko w tunelu. Znał McGonagall dość dobrze. Jeśli ją dobrze podejdzie, a właściwie to zirytuje jest gotowa ściągnąć tu Severusa. A wtedy będzie miał okazję z nim porozmawiać.

- W takim razie będzie Pani zmuszona jeszcze dziś wysłać sowę z takim żądaniem do mojego ojca. Bo nie zamierzam ani uczestniczyć w zajęciach grupowych z Eliksirów, ani marnować swojego czasu na zajęcia indywidualne skoro moje ojca tu nie ma...– powiedział spokojnie.

McGonagall zmarszczyła mocno czoło, a później uśmiechnęła się chytrze.

- Jesteś przekonany, że nie wezwę tu twojego ojca prawda? Jest wymagającym człowiekiem. Na pewno nie miałeś lekko... Twoje odpowiedzi na egzaminie jasno sugerują, że twoja wiedza przekracza program szkolny... Nie zmarnujmy tego Panie Snape. Profesor...

- Nie będę uczestniczył w zajęciach z Eliksirów. Nie potrzebuje tego. – mruknął nadąsanym tonem. Mając nadzieję, że brzmi choć trochę jak Dudlay...

- Poinformuje twojego ojca o tym...

- A proszę bardzo. Gówno zrobi.- powiedział bezczelnie. Powoli zaczynało mu brakować pomysłów co dokładnie powinien zrobić by McGonagall rzeczywiście wezwała tu Severusa. A jednocześnie nie miał ochoty na szlaban pierwszego dnia.

- Z całą pewnością to zrobię, Panie Snape. Myślę, że na dzisiaj skończymy. Omówimy całą resztę jutro. W obecności twojego ojca...– powiedziała.

- Taa już to widzę- powiedział z rozbawieniem.

- Nigdy nie uczęszczałeś do placówki szkolnej, dlatego dzisiaj Ci odpuszczę Panie Snape. Ale wiedz, że takie zachowanie nie jest tu tolerowane. – powiedziała ostro. – Proszę iść do swojego dormitorium. Za pewne nie wiesz, ale od godziny 22 drzwi sypialni uczniów są zablokowane i nie ma możliwości opuszczenia pokoju bez mojej zgody... Dlatego radzę się nie spóźnić... Brak ucznia w dormitorium w trakcie ciszy Nocnej także zostanie dostrzeżony przez zaklęcia i powoduje surowe konsekwencje...

- Chyba sobie Pani żartuje...- powiedział. Tym razem całkowicie szczerze zdziwiony. Zakaz opuszczania pokoi istniał od zawsze, ale nikt tego monitorował.

- mówię całkowicie poważnie. Radzę o tym pamiętać. To szkoła...

- Chyba więzienie- Warknął.

- Panie Snape... W zeszłym roku doszło do tragedii przez złamanie ciszy Nocnej. Postanowiono zwiększyć bezpieczeństwo uczniów.

- Super...- mruknął- Dziadek miał racje, że to najgorszy pomysł świata! Trzeba było zostać w domu- mruknął zadąsany. Mając nadzieję, że brzmi wystarczająco dziecinnie.

McGonagall spojrzała na niego w zamyśleniu. Po czym wstała.

- Proszę iść do Pokoju Wspólnego, Panie Snape.

~oOo~

Wiliam wszedł do Pokoju Wspólnego z gulą w gardle. McGonagall musiała mówić na poważnie o zakazie opuszczania dormitorium bo w pokoju nie było już ani jednego ucznia.

Zrezygnowany udał się do męskich dormitorium. Pokój jego rocznika był dokładnie w tym samym miejscu co zawsze. Wszedł do pokoju zauważając, że wszyscy chłopcy zajmują te same łóżka co zawsze. Puste zostało tylko jego. I koło niego stało jego kufer.

- Cześć- powiedział. Bo nie za bardzo wiedział jak zacząć rozmowę. Neville uśmiechnął się, Seamus spojrzał na niego z ciekawością, Dean z przestrachem, za to Ron...

Wiliam odetchnął głęboko. Niczego więcej po Rudzielcu się nie spodziewał. Czysta nienawiść, a przecież nawet nie znał go.

Nie bardzo wiedząc co że sobą począć postanowił ukryć się za kotarami łóżka. Jednak nawet nie zdążył dotknąć łóżka, gdy obca siła oderwała go od podłogi. Walną o ścianę, aż mu pociemniało przed oczami. Zajęło mu kilka sekund na odzyskanie świadomości swojego ciała. W końcu zwlókł się z podłogi. Wiedział, że życie z Ronem nie bedzie łatwe, ale nie sadził, żs przyjaciel przeklnie go od tak. Bez najmniejszego powodu.

- Pojebało Cię?- Warknął.

- To łóżko należy do mojego kumpla. Nie do takiej tandetnej Ślizgonskiej podróbki. – powiedział Ron z furią.

- Z tego co wiem, to twój kumpel już go nie potrzebuje...- powiedział siląc się na spokój.

Ron uniósł ponownie różdżkę wykrzykując klątwę. Wiliam że zmęczeniem uniósł rękę pochłaniając klątwę przyjaciela.

- Rzuć czymś jeszcze we mnie, a przysięgam, że pożałujesz...

- Szczerze wątpię... Te twoje lamerskie pierścienie pewnie nie pozwalają Ci na podstawowe klątwy... Jesteś aż taką ofermą, że potrzebujesz podwójnych? Nie umiesz okiełznać własnej Magii? Cienias...

- Nie chcesz przekonać się jakim jestem cieniasem... – mruknął złowieszczo. Ron otwierał usta, ale Wiliam nie zamierzał się z nim spierać.

Spojrzał na drzwi do łazienki. W sumie tam będzie miał dość sporo spokoju. Jedną ręką otworzył drzwi, drugą wy lewitował tam swój kufer. Zablokował drzwi do łazienki. Osunął się po zamkniętych drzwiach. Zdecydowanie miał już dość dzisiejszego dnia.

Spojrzał na kufer z niezadowoleniem.

„Will?"

„Idę spać"

„Tabletki"

„ Odczep się w końcu!"- pomyślał z irytacją.

Jednak wyjął z kufra nieszczęsne fiolki.

Życie Wiliama Snape'a to koszmar pomyślał podrzucając w ręku magiczną kule.

~oOo~

Obudził się obolały od niewygodnej pozycji. Wyczarowany dmuchany materac był do niczego. Jednak z ulgą stwierdził, że dochodzi już szósta rano. Poszedł pod prysznic. A gdy miał pewność , że jego kufer jest zabezpieczony od wszelakich wścibskich paluchów. Wyszedł z pokoju. Przez chwilę miał ochotę rzucić na śpiącego Rona jakiś paskudną klątwę, ale szybko z tego zrezygnował. On może zachowywać się jak skończony dupek, ale Wiliam wołał nie zniżać się do tego poziomu.

Postanowił udać się na błonie. Nagle wspomnienie ganiającego ich po błoniach Wilsona go rozbawiło. To mogły być całkiem udane wakacje pomyślał, a gdy zobaczył Septimusa I Christophera siedzących nad jeziorem uśmiechnął się.

- Trzy kuleczka Panowie! Bez ociągania!- krzyknął do nich. Dwie głowy poderwały się z uśmiechem.

- Też nie możesz spać?

- Nie zmrużyłem oka, Ron Weaslay to skończony dupek! – mruknął kładąc się na trawie . Dwóch chłopców spojrzało na niego że współczuciem.

- Nie jest łatwo być synem Tłustowłosego Dupka! Merlinie o nim tu krążą legendy!

- Przecież Wiem...

- To nawet zabawne. W domu to głównie mój się darł...- powiedział Chris.

- Mój się nie drze, On słowami torturuje...

- Taa Słyszałem już co nieco... Ale nie martw się, ciebie uważają za słodziaka- powiedział blondyn wstrzymując rozbawienie.

- Jedna dziewczyna spytała mnie, czy to prawda, że jesteś pół wilą i dlatego masz takie imię- powiedział Septimus

- Dobra darujcie Mi...- mruknął.

- A o nas co mówią?

- Skąd mam wiedzieć jak nikt że mną nie gadał. Merlinie nie wiem co z nim zrobić...

- Przeklnij go raz a dobrze, to się opamięta...- zaproponował Christopher

- To nie jest takie proste!

- Większość rzeczy jest proste tylko my sobie utrudniamy. – powiedział Septimus.

- Mój ojciec będzie tu dzisiaj...

- Nasi też...- przyznał Chris- Mam pierwszy szlaban... Właściwie Willi na czym polegają te szlabany? – Wiliam uniósł się na ramionach.

- Nic strasznego... Mycie kociołków, polerowanie pucharów, wyrzucanie łajna z zagrody u Hagrida, czyszczenie toalet. Zależy komu podpadłeś...

- Mogłeś wcześniej powiedzieć!

- Nie pytaliście...- powiedział z rozbawieniem obserwując blednącego blondyna.- A więc co zrobiłeś?

- Przekląłem Malfoya...

- To twój brat cioteczny! – przypomniał sobie Wiliam

- No i? Zawsze mnie wkurzał...

- Merlinie Mój ojciec jest jego Ojcem Chrzestnym...

- Serio?

- No tak mówił... – mruknął Will- Chociaż pozbyłeś się go na kilka dni? Jest taki... Męczący z tą swoją wyniosłością...

- Na pewno już mu nic nie jest...

- Szkoda...

- Jesteście okropni! To mimo wszystko jakąś tam nasza rodzina. – Mruknął Septimus

- 2/3 Szkoły jest jakoś z nami powiązana, a to nie sprawia, że są dla nas milsi...

- Ja nie jestem z Wami spokrewniony- zauważył Wiliam. – W sensie krwi nie dziedzictwa. 6 czy 7 pokoleń to już nie jest rodzina nie?

- Brak bliskiego pokrewieństwa między nami to czysta i skrupulatna kalkulacja genetyczna. Nasi przodkowie pilnowali , aby nasza krew mieszała się wystarczająco często, aby Moc Trójkąta wybierała nas w pierwszej kolejności, ale abyśmy nie byli obarczeni chorobami genetycznymi. Co jakiś czas wpuszczali obcą krew jak np. Mama Chrisa, która ma większość rodziny we Francji czy twoja babka, która była Francuską i chyba jej przodkowie pochodzili z Niemiec... To okropnie obrzydliwe spojrzenie na swoich potomków tylko ze względu na czystą krew. Jestem pewien, że dziadek ma rozpisane z kim mogę mieć dzieci...- Burknął z nieukrywanym obrzydzeniem i złością.

- Mój też- przyznał Chris.

- Dobrze, że mój jest normalny- mruknął z zadowoleniem Will.

- ah ta Gryfońska naiwność- Zadrwił Chris z zamkniętymi oczami. Wiliam uniósł powiekę , ale uznał, że nie ma siły się z nimi spierać.

Lubił Tobiasza...

Nie był świadomy, że powoli osuwa się w sen, a magia zaczyna wokół nich krążyć. Zawsze przed rozpoczęciem wymiany rozmawiali o nic nieznaczących tematach...

~oOo~

- Czy wy oszaleliście do reszty?- Swinss z trudem wyrwał ich z pierwszej fazy łączenia. W późniejszym etapie wybudzenie ich było by niemożliwe. Trzech zdezorientowanych chłopaków jęknęło na jego głos.

- O co Ci chodzi...- Burknął Chris.

- Tworzycie pieprzoną Wymianę Mocy na Szkolnych Błoniach! Czy Wam do reszty rozum odebrało? – wyszeptał.

- Wszyscy jeszcze śpią!- Burknął Septimus.

- Budzą się! Co Wam strzeliło do głów. Nawet w domu zamykaliście się w pokoju, a tu... – spojrzał na nastolatków z naganą. Dziekował Merlinowi za telepatyczne łączenie z Wiliamem bo dzięki temu mógł wychwycić ten moment. - Nie spaliście, prawda? Możecie przyjść do skrzydła. – zaproponował.

- Obędzie się! – burknęli wstając z trawy. Jack spojrzał na nich z rezygnacją. Musieli wymyśleć coś lepszego niż Kulki Mocy.

Byli zbyt blisko drugiego progu by ryzykować eliksirami u Septimusa I Chrisa. Wystarczy, że Wiliam musi brać leki...

Młody uzdrowiciel wrócił do skrzydła z postanowieniem, że musi porozmawiać jeszcze dziś z Severusem, a później z Dumbledorem.

~oOo~

Wiliam wszedł do Wielkiej Sali na śniadanie niczym chmura gradowa. Zerwanie Wymiany wyprowadziło całą ich trójkę z równowagi. Septimus stwierdził, że ma w nosie jedzenie i idzie do biblioteki, Chris zmył się jeden Merlin wie gdzie, a Will miał przeogromną ochotę iść za nimi.

Jednak czuł w kościach, że jeśli nie zasiądzie do śniadania będzie miał wiszącego Jacka nad głową.

Usiadł w najbardziej odległym miejscu stołu Gryfindoru, wsadzając słuchawki do uszu włączając ulubiona melodię i otworzył księgę o barierach, która zaczął czytać w nocy.

Musiał przestać skupiać się na braku Wymiany i wściekłości na całą resztę. A temat barier intrygował go wystarczająco mocno by to osiągnąć. Musiał przetrwać tylko pierwsze zajęcia czyli Historię Magii, później Transmutacje i miał przerwę do wieczora. Bo na Eliksiry które miały odbywać się po południu się nie wybierał i miał w nosie co ojciec będzie o tym myślał. Jeśli Chris I Septimus uznają podobnie. Będą mieli dobre siedem godzin na Wymianę Mocy. I nawet jeśli mieli by to zrobić w składziku na miotły to Wiliam był na to gotów. Bo niestety dziwnym trafem ich wspólny pokój w którym spali jeszcze wczoraj, zniknął.

Pokój Życzeń!

Przypomniał sobie nagle. Tak zdecydowanie to będzie dobre miejsce. Lepsze niż skrzydło szpitalne.

A później uświadomił sobie, że razem z pokojem zaginą Fortepian jego Babki. I już do reszty stracił zarówno humor jak i apetyt.

To będzie okropnie parszywy dzień!

A był jeszcze gorszy niż zakładał przełykając z trudem tosta.

Ron nie zmienił, absolutnie swojego zachowania. Dogryzając Wiliamowi, nazywając go rozpieszczoną księżniczką, laleczką lub mrucząc mu do ucha, że pewnie charłak ma więcej mocy niż On z podwójnymi pierścieniami.

Miał go dość już po Historii Magii i nagle zaczął rozumiec dlaczego Draco Malfoy obrzucał go przekleństwami. Harry zawsze uważał, że to ślizgon zawsze zaczynał. Po dzisiejszym dniu nie był już tego taki pewien.

Ron robił co mógł, aby wyprowadzić Wiliama z równowagi. Być może chłopak wiedział, że jeśli Will straciłeś kontrolę i rzuci zaklęcie na ucznia będzie miał poważniejsze problemy jak szlaban.

I nagle uświadomił sobie, że Chris już i tak ściągnął im Davis na głowę przeklinając Malfoya... A niech szlak jasny trafi ich wszystkich pomyślał. Wychodząc z Sali z słuchawkami w uszach.

Jednak nim zdążył włączyć odtwarzacz usłyszał jak Malfoy szepcze do niego „Zdrajca Krwi..."

Nastolatek zacisnął zęby. W zamian unosząc środkowy palec. Malfoy uniosł różdżkę posyłając w jego stronę klątwę. Wiliam nie wiedział jaką, ale w odpowiedzi jedynie uniósł rękę pochłaniając zaklęcie. W tym tempie stanie się Mistrzem w pochłanianiu klątw.

Może powinien zacząć je odbijać? Może to by ich oduczyło? Jednak nie... odbicie czaru przeciwnika może zostać odebrane jako atak. Tak mówił im Jonas. Więc nie pozostało mu nic innego jak mieć oczy dookoła głowy.

Zacisnął mocno usta. Po co on tu przyjeżdżał?

~oOo~

Severus Usiadł na krześle w gabinecie Minerwy w porze obiadowej.

Wczorajsza informacja o przydziale chłopców do różnych domów wytrąciła ich wszystkich z resztek opanowania. Dumbledore pogrywał z nimi zbyt ostro. Utrudnienie chłopakom Wymiany Mocy to zdecydowanie już przeciągnięcie jakichkolwiek granic. Dlatego postanowili oddać sprawę w ręce Seniorów, którzy twierdzili, że rozwiążą ich problem z Dumbledorem.

Severus już zastanawiał się nad osobista rozmowa z Dyrektorem, jednak zanim do tego doszło dostał list od Minewry. Z prośbą o osobistą rozmowę. Cokolwiek Willi zrobił Severus był z niego dumny. Szczerze wątpił, aby Albus został poinformowany o tym spotkaniu, bo Minewra otworzyła swój prywatny kominek. Bycie opiekunem domu miało swoje plusy. Nie musieli się spowiadać z każdej decyzji. I najwyraźniej jego przyjaciółka postanowiła to wykorzystać.

- Herbaty?- zapytała.

- Z przyjemnością... – powiedział. Opiekunka domu jego syna udała się do kominka zamawiając dwie herbaty. Dopiero gdy parujący napój został postawiony przed jego nosem Minewra usiadła patrząc na niego karcąco.

- Wyjaśnisz mi co tu się dzieje?- zapytała.

- Chyba ja powinienem spytać co zrobiło moje cudowne dziecię, że wzywasz mnie tu tak szybko... Nawet ja łudziłem się, że pohamuje swoje rozwydrzenie choć kilka godzin dłużej...- mruknął.

- Wydawał się wczoraj... Zagubiony. Choć język ma ostry po ojcu...- przyznała. Severus uniósł brew, zastanawiając się co ten smarkacz jej naopowiadał.

- Nie był przygotowany na to do czego doszło. Jednak przypomnę mu gdzie jest... I aby wyrażał swoje zdanie w bardziej kulturalny sposób...

- Severusie...

- Albus zmanipulował Tiarę do cholery! Zabrał ich z Ministerstwa wykorzystując swoją Kuratele. Nie dziw się, że chłopcy będą wytrąceni z równowagi...

- I tego nie rozumiem. Rozmawialiśmy zaledwie kilka dni wcześniej! I to Wy mieliście tu być!

- Też jestem zdziwiony przebiegiem sytuacji. A ja nie lubię jak ktoś ze mnie drwi, Minewro... – nauczycielka zamknęła na chwilę oczy.

- Są tu bezpieczni...

- Szczerze zaczynam w to wątpić- powiedział.

- Będę miała na nich oko. Na wszystkich, nie tylko na Wiliama.

- To nie jest łatwe zadanie, gdy Albus stworzył pakt z twoim byłym mężem.

- Nie tknął ich. Zarówno Vector jak i Sprout są tak samo zbulwersowane wczorajszym przydziałem. To była kpina z dziedzictwa tej szkoły!

- Cudownie, że jesteśmy tego samego zdania. – przyznał. Minewra spoważniała.

- A wiec Wiliam... Twój syn jest...

- Jest Gryfonem- powiedział z rozbawieniem.

- Nie będzie miał lekko...- przyznała. Severus spoważniał. Zdawał sobie z tego sprawę i to najbardziej go irytowało. Bo Dumbledore mógł go umieścić w Hufflepuffie, a jednak tego nie zrobił. Albus chciał by Will odbudował relacje z Młodymi Weaslayem i Granger Bo to będzie jego karta przetargowa. A Severus nie bardzo wiedział jak ubłagać syna by robił co mógł by ta dwójka nie rozgryzła kim jest naprawdę.

- Nie miałby lekko, gdziekolwiek by nie trafił. Uczniowie mnie nie lubią...

- Mogłeś być milszy...

- Nie planowałem posyłać tu syna... Na tym świecie jest tysiące innych szkół. Ta była zdecydowanie najgorszym wyborem i jedyne co sprawiło, że tu trafił to fakt, że miałem mieć na niego oko...

- Będziemy musieli sobie z tym jakoś poradzić... – powiedziała. – Tak jak mówiłam możesz na mnie liczyć. A ja nie rzucam takich deklaracji na wiatr...

- Doskonale sobie z tego zdaję sprawę Minewro. I będę twoim dłużnikiem...- powiedział.

- Jednak teraz. Musimy o nim porozmawiać zanim tu przyjdzie! Horacy zaproponował by przeszli ponownie część praktyczną egzaminu i na jego postawie dopuścić ich do zajęć.

- Co za łaskawość z jego strony.

- Twój syn powiedział dokładnie to samo...

- Powinien mu pozwolić zmienić pytanie. – powiedział.

- Nie rozumiem dlaczego nie mógł dokończyć Eliksiru następnego dnia! Aż tak Ubodło Was przeprowadzenie egzaminów w ciągu jednego dnia?

- Sześć egzaminów w ciągu jednego dnia to co najmniej o pięć za dużo Minewro...

- Poszło im rewelacyjnie.

- Dla Wiliama to już było za dużo. Nie był w stanie fizycznie przybyć do Ministerstwa następnego dnia. – powiedział spokojnie- I szczerze mówiąc pomimo tego, że uważam, że powinien uczęszczać na zajęcia z Eliksirów to jednak pozwolę mu odpuścić ten przedmiot.

- Jest cholernie bystrym dzieckiem. Zajdzie daleko...

- Bez Eliksirów też zajdzie... – powiedział.

- Nie rozumiem... – Minewra zmrózyła oczy.

- Gdybym tu był byłbym w stanie ocenić na jak wiele może sobie pozwolić, ale mnie tu nie ma. Nie będę zmuszał go do podejmowania większej ilości zajęć dla własnej satysfakcji. Nienawidzi Eliksirów, choć ma do nich smykałkę. Jednak nie będę nalegał. Pomimo szczodrej propozycji Horacego.

- Wczoraj mnie poinformował, że chce zrezygnować z nich całkowicie... Nie tylko z zajęć w grupie, ale także z indywidualnego toku... Myślę, że poczuł wolność, Severusie I chce ją wykorzystać. Nie sądzę by odpuszczenie mu tego przedmiotu było mądrym posunięciem. Septimus I Christopher są zapisani na Numerologię i Runy. Wiliam nie...

- Wiem na jakie zajęcia jest zapisany mój syn.

- Powtórzę to po raz kolejny. To zdolny chłopak. Napisał SUMy najlepiej z całego rocznika.

- Minewro ja to wszystko wiem... – powiedział ponownie.

- Wiec dlaczego pozwalasz mu na obijanie się! Co jak co, ale po tobie nie spodziewałabym się takiego folgowania!

- Ma milion innych rzeczy na głowie...

- Christopher i Septimus...

- Mój syn to nie oni. Akurat tym dwóm to by się przydało jeszcze więcej zajęć. Mają durne pomysły jak mają za dużo czasu! A mój przez to zawsze obrywa.

- Severusie, brzmisz jak zapatrzony w swoje dziecko rodzic! Horacy nie ponowi propozycji.

- Nie potrzebujemy jego dobroci... – powiedział spokojnie. Odstawiając filiżankę na spodek.

- Kompletnie Cię nie rozumiem.

- On jest chory Minewro.– powiedział w końcu. Nauczycielka zmrużyła oczy niebezpiecznie.

- Słucham?

- Słyszałaś co powiedziałem.

- Oczywiście, że słyszałam! Oczekuje jaśniejszych wyjaśnień! Jestem jego opiekunem tu na terenie szkoły! Muszę wiedzieć takie rzeczy!

- Uzdrowiciel o wszystkim wie.

- Merlinie Severusie! W tej chwili wyjaśnij mi co masz na myśli mówiąc, że twój syn jest chory! Przekleństwo Salazara to nie wystarczająco dużo? Czy ta „choroba" jest powikłaniem tego dziadostwa.

- Ma Epilepsje...- powiedział w końcu. McGonagall zasępiła się i spoważniała

- Oh...- ucichła na chwilę- A więc nie tylko wygląd odziedziczył po Regulusie...- powiedziała smutno Minewra. Severus zamarł zdziwiony jej słowami. – Nie wiedziałeś? Sumie to nie powinno mnie to dziwić, że akurat przed Wami ukrywali ten sekret najskrupulatniej. – powiedziała.

- Ten kundel...- mruknął z wściekłością. Syriusz powinien mu powiedzieć o czyms tak ważnym. Genetyczne podłoże problemu Wiliama zmienia całą postać sytuacji. Tak przynajmniej się łudził. I łudził się, że ten genetyczny defekt sięga o wiele, wiele dalej niż jego zmarły szwagier.

- Wątpię, aby Syriusz wiedział o problemie brata... W naszym świecie ta przypadłość jest dość wstydliwa... Ja dowiedziałam się przypadkowo jak miał trzynaście lat. Leczenie tego schorzenia jest możliwe. O czym za pewne już wiesz. Więc wytłumacz mi dlaczego chcesz mu aż tak folgować?

- Nie może brać Eliksirów. Przynajmniej na chwile obecną...- powiedział. – Swinss jego leczenie opiera na mugolskich lekach. Działają, ale smarkacz tego nie lubi... Mam więcej niż pewność, że jeśli poczuje się lepiej, naumyślnie przestanie je zażywać... Jednak... Jeśli to co mówisz jest prawdą i odziedziczył chorobę po Blackach to sporo zmienia...

- Byłeś przekonany, że Przekleństwo go wyniszcza...

- Statystyki nie są po naszej stronie. Dostał za późno antidotum... – przyznał. Minewra kiwnęła głową że zrozumieniem.

- Nawet jeśli jego stan zdrowia się pogorszył w każdej chwili może zrezygnować z zajęć. Jednak nie ma ich aż tak dużo, Severusie...

- Być może masz rację...Tylko Jego zdrowie jest...

- Delikatne. Rozumiem. – Uśmiechnęła się do kolegi, a ten uśmiech wcale mu się nie spodobał. Być może Jonas ma rację... I Severus w rzeczywistości jest zbyt opiekuńczy względem syna. Z drugiej strony wiedział, aż za dobrze, że nikt nigdy nie wymagał od jego syna skupienia się na nauce... Może czas to zmienić, zamiast mu folgować. Może Starożytne Runy i Numerologia nie potrzebnie mu odradził?

- Urodził się przed czasem prawda? – zapytała spokojnie.

- Skrajnie magicznie wcześniak... Cud, że to przeżył...- odpowiedział, a gdy Minewra pokiwała głową, sposępniał.

- Jeśli chcesz mi udowodnić, że zachowuje się jak te rozhisteryzowane mamusie, z którymi musimy się użerać...

- Nic takiego nie powiedziałam...- Ale i tak ukryła uśmiech za filiżanką kawy. – Mieliście trudny początek... – powiedziała. A Severus przewrócił oczami. Bo Minewra nawet po części nie wiedziała jak trudna była ich relacją. I z całą pewnością nie miała by tak drwiącej miny, gdyby wiedziała kim jeszcze nie dawno był jego syn...

- Pójdzie na ten Egzamin... – powiedział.

- Jest jeszcze sprawa DOS, wymagają ode mnie raportów Severusie...

- Tak mają dziwne upodobania do biurokracji... Jednak nie widzę powodu do niepokoju napiszesz o stopniach i z głowy.

- W ich wymogach sięga to o wiele dalej, Severusie. Nie zamierzam szpiegować dziecka na potrzeby Ministerstwa! – Severus zmarszczył czoło.

- Czego Oni od Ciebie Wymagają do cholery...- McGonagall wyjęła z szuflady list, podając go Severusowi.

- Identyczne dostała Vector i Spround. Jestem pewna, że także będą chciały rozmawiać z Wilsonem i Jonasem.

Severus przeczytał list, a jego czoło niebezpiecznie się zmarszczyło.

- Mogę skopiować to pismo?- spytał.

- Nie widzę powodów dla których miałbyś nie mieć prawa do zapoznania się z tym pismem. – przyznała. Severus skopiował list i schował go do kieszeni.

- Pisz te raporty. Tak jak tego od ciebie żądają.

- Nie zamierzam.

- Zrób to. To już nie potrwa długo... – powiedział. Był wściekły.

- Panna Davis podobno chce przeprowadzać co tygodniowe rozmowy.

- Dwa razy w miesiącu i ani razu więcej. To już wyjaśniliśmy sobie z Panną Davis... Musisz na nią uważać...

- Chce być na tych spotkaniach, Severusie

- To miłe z twojej strony. Jednak wątpię by dopuścili kogoś więcej. Xavier sobie poradzi...

- Xavier?

- Nasz prawnik. Wszelkie rozmowy Wiliama i Panną Davis mają odbywać się w jego obecności. Jedyne o co chce Cię prosić to, abyś miała oko na „przypadkowe" odwiedziny tej kobiety. Teoretycznie wie, że nie może nachodzić Chłopaków, a Oni wiedza, że mają z nią nie rozmawiać, ale w praktyce... Robi problemy, a im puszczają nerwy...

- Co tu się działo Severusie? Co się wydarzyło w Lipcu. Najpierw prosiłeś bym pomogła chłopcom z Transmutacją, później to odwołałeś. Byłam pewna, że nie zaliczą praktycznego... A jednak.

- Radzą sobie z własną magią lepiej niż sądziliśmy. Jednak brakuje im teorii, zwłaszcza Wiliamowi.

- Odbiegasz od mojego pytania.

- Dumbledore razem z DOS omal nie zabili mojego syna. Było blisko, bardzo blisko Minewro. To się wydarzyło. Te wakacje to jeden wielki koszmar... I jak widać to nadal nie koniec...

- Wiem, że nie masz powodów, aby kłamać. Jednak nadal nie mogę uwierzyć...

- Sytuacja która wywołali, stan w jakim był wtedy mój syn, spowodował, że sięgnął po to co mogło go uratować. Po swoje dziedzictwo Minewro. On, Septimus I Christopher są ze sobą związani już na zawsze...

- Domyślałam się, że doszło do inicjacji. Jednak ten etap.

- Pierwszy próg został pokonany początkiem lipca. Zbliżają się do drugiego to kwestia tygodnia, dwóch i Albus o tym wie. Rozdzielił ich, aby przypadkiem mu to nie umknęło. Albus chce się ich pozbyć. I najwyraźniej liczy, że Moc Dziedzictwa zrobi to za niego...

McGonagall zbladła. – W dodatku Wiliam cierpi na Epilepsje- dodała cicho. Dopiero teraz rozumiejąc konsekwencje tej choroby.

- Jeśli to genetyczna choroba odezwała się po tych wszystkich wydarzeniach to i tak jest lepszą opcją niż ta którą rozważaliśmy od miesiąca.

Ciche pukanie przerwało ich rozmowę. McGonagall spojrzała na zegarek.

- Proszę wejść, Panie Snape.

Severus spojrzał na syna i wypuścił powoli powietrze.

- Ojcze...- ciche przywitanie.

Severus uśmiechnął się ze zmęczeniem, powinien powiedzieć smarkaczowi, że naśladowanie ojcowskiego złowrogiego spojrzenia to nie za dobry pomysł w jego wykonaniu. Jednak stwierdził, że za bardzo go bawi to spojrzenie zadąsanego trzylatka.

- Chyba mamy wiele do omówienia, synu... – powiedział spokojnie.

~oOo~

Minewra zostawiła ich samych, aby mieli szansę porozmawiać...

- Mugolskie leki działają choć bierzesz je tak krótko...

- Proszę Cię... Nie wiemy czy to one czy czysty przypadek.

- Wiemy Will. Daniel Cię badał. W dalszym ciągu analizują pracę mózgu. Łagodzą impulsy. Więc nie zepsuj tego swoją niechęcią do nich.

- Jasne... – powiedział siląc się na obojętność.

- Zadowolony z przydziału?

- Przestań mówić o nic nieznaczących pierdołach! Tylko mów co tu się dzieje! Dziadek twierdził, że może poradzić sobie z Dumbledorem! Więc co się takiego stało, że On tu jest, a Wy nie.

- Pracujemy nad tym. Zaufaj nam.

- Taa bardzo często to słyszę, a Ciągle coś się dzieje!

- Synu...

- Co synu? Wiesz już było łatwiej jak myślałem, że mój ojciec nie żyje! Przynajmniej wiedziałem, że muszę sobie radzić sam. Odkąd ty się w to wmieszałeś jedyne co jestem w stanie to leżeć w łóżku na granicy życia i śmierci! Na tym się kończy to twoje „zaufaj mi!", „poradzimy sobie z tym". Zdecydowanie lepiej sobie radziłem jako sierota...

- Panikujesz...

- Stwierdzam fakt! Gówno możesz! Wiec może pozostań tam gdzie jesteś i przestań się wtrącać. Może chociaż nie będę umierać jak ciebie tu nie będzie! – Warknął.

- Radziłbym Ci się uspokoić...

- A ja radzę Ci się pogodzić, że jesteś za słabym pionkiem dla Dumbledora!- powiedział oschle to co chodziło po jego głowie od wczoraj- I nie będę chodził na Eliksiry! W dupie je mam! Są dobre dla bojących się wszystkiego dziedziców fortuny! Bo tylko tym jesteś! Voldemort pewnie trzymał Cię przy sobie w nadziei, że zrobisz kolejnego dziedzica, którego będzie mógł złożyć w ofierze, ale nawet tego nie potrafiłeś zrobić! – wrzasnął.

Stał łapiąc gwałtownie oddech. Był wściekły. Na Severusa, Tobiasza, Wilsonów, Jonasów I wszystkich na których tak bardzo polegał. Był wściekły na Rona, który zachowuje się jak dupek, choć Wiliam mu nic nie zrobił. Na Hermionę, która zawsze była obrzydliwie miła dla wszystkich , a Wiliama Snape'a traktowała jak powietrze w trakcie śniadania. Miał dość nawet samego siebie. Tego bezwartościowego ciała, drein z jego wyglądu, tego, że zawsze musi być za kogoś odpowiedzialny.

A gdy raz w życiu komuś zaufał, że mu pomoże i zajmie się tym całym otaczającym go szambem. Ten ktoś go zawiódł.

Odwrócił się trzaskając drzwiami.

Wiliam Snape miał zdecydowanie dość bycia samym sobą...