3.

- To... Merlinie nie chce byś mnie źle zrozumiał, ale... – Syriusz jąkał się przez chwilę obserwując z oddalonej części ogrodu dwóch nastolatków. James uniósł brew z ponurym uśmiechem.

- Tak wiem. Sam nie mogę przywyknąć.

- Gdybym nie wiedział uznałbym ich za braci. – powiedział w końcu Syriusz powiedział głośno to co myśleli wszyscy odkąd Tom i Harry stanęli ramię w ramię w salonie Potterów. Fotografie nie oddawały tak tego podobieństwa. Może chodziło o ich ruchy? Może przeżycia w Mungo sprawiły, że wydają się tacy... Podobni.

Obaj mieli czarne włosy, Tom delikatnie kręcone, a Harry miał typowo Potterowskie gniazdo na głowie. Zielone duże oczy, ale Harry nosił okulary, wysokie kości policzkowe, ładne małe nosy. Obydwaj byli chudzi i bladzi, ale to z cała pewnością wina ich dolegliwości. Harry był niższy od Toma. James nie mógł się nadziwić jak mogli być aż tak do siebie podobni, a jednocześnie tak różni...

Lily i Rose z ciekawości, aż zaczęły porównywać zdjęcia chłopców z dzieciństwa. A James po kryjomu zdobył włos Toma, aby sprawdzić czy przypadkiem nie są że sobą jakoś spokrewniony. Ale nie... Tomas w żaden sposób nie był spokrewniony ani z Potterami, ani z Gobrykiem. Howard bez wątpienia był Brytyjskim mugolem, a Rose była Niemką, a Tomas nie zaprzeczalnie był ich dzieckiem.

Dziwnym zbiegiem okoliczności podobnym do syna Jamesa I Lily.

- Ty może w Mungo coś im zrobili...To nie naturalne!- mruknął Syriusz. James spiorunował przyjaciela wzrokiem.

- Skończ z tym, proszę Cię- powiedział James. - obaj są chudzi jak patyki! Mają czarne włosy i Zielone oczy. Tyle ich łączy. I obaj są chorzy... – przyznał niechętnie. - Nie chciałem wierzyć, jak Howard mówił, że Tom raz w tygodniu ląduje w szpitalu, ale Merlinie to Prawda! Znamy go od miesiąca a on już tam był 3 razy poza tą sytuacją kiedy się upili.- Syriusz uśmiechnął się łobuzersko.

- Gdybym ja praktycznie mieszkał w Mungo to bym nawet nie przestawał pić...- powiedział. James spiorunował przyjaciela wzrokiem.

- Palą po kryjomu!- powiedział James, a Syriusz przewrócił oczami.

- Niewyobrażalne przewinienie! Kiedy stałeś się takim sztywniakiem! Zachowujesz się jakby to co robili było zbrodnią! Są ciekawi świata! Dajcie im żyć! Trzymacie ich tu jakby byli przestępcami. Zamiast cieszyć się, że Harry ma prawdziwego przyjaciele to ty panikujesz! Tom jest przynajmniej zabawny i nie boi się własnego cienia jak Dudziaczek – James zacisnął mocno usta.

- Dudley boi się Toma jak diabeł święconej wody! Nie mam pojęcia co on mu zrobił, ale smarkacz zaczął się pocić i jąkać jak go tu zobaczył! I od tego czasu już nawet na chwilę nie przychodzi... – powiedział James. W sumie sam nie wiedząc czy to dobra czy zła wiadomość. – Petunia powiedziała, że dopóki pozwalamy na spotkania Harrego z Tomem jej palec tu nie postanie...

- Lily nie wygląda na zrozpaczoną... – powiedział Syriusz.

- Chyba nie ma czasu. Rose namówiła ją na pomoc w przygotowaniu aukcji charytatywnej dla Mugolskiego szpitala, ciągle nad czymś pracują... Rose od lat żyje jak mugolaczka, ona nawet zapomina przywracać sobie swoje moce jak od nas wychodzi!

- James?- Syriusz staną na wprost przyjaciela, patrząc na niego z lekkim smutkiem. – Czy to co przed chwilą powiedziałeś jest złe? Lily ma w końcu przyjaciółkę która wyrwała ją z domu, Harry ma w końcu przyjaciela! Przestań szukać podstępu tam gdzie go nie ma!

- Mam złe przeczucia- przyznał. Syriusz popatrzył na przyjaciela ze zmęczeniem. W końcu położył Ramię na jego ramieniu. Odwrócił go od chłopców i poprowadził do domu. Odezwał się dopiero jak byli w środku.

- Stary niszczysz siebie wyrzutami sumienia. Karzesz się od lat za tamten dzień! Skończ z tym w końcu. Pozwól im żyć ! Pozwól żyć sobie. Nie cofniemy czasu. Nie zmienimy tego co się wydarzyło. Ale najwyższy czas, abyś zaczął żyć. Idź z żoną na randkę, do kina czy co tam wymyślisz. Harry to duży chłopiec poradzi sobie bez Was kilka godzin! Albo ja z nim zostanę. Ale na Merlina błagam Cię. Zrób coś dla siebie i przy okazji dla nich. Błagam!

Przerwał swoją przemowę widząc, że Harry wchodzi do domu.

- Tato...- zaczął niepewnie chłopak. Syriusz popatrzył na Jamesa, ale gdy ten się nie odezwał, wyjął z kieszeni mugolskie pieniądze.

- Właśnie Rogacz uznał, że powinniście iść do tego kina. – powiedział spokojnie. Spojrzenie Harrego przejechało od niego do ojca w zdziwieniu. Zmarszczył czoło jakby wyczuwał podstęp, ale że Syriusz wyciągał w jego stronę dość sporą ilość gotówki ( Harry był rozbawiony za każdym razem, gdy Łapa wręczał mu „drobniaki" na wyjście. Wuj kompletnie nie rozumiał Mugolskiej Waluty i wciskał Chrześniakowi o wiele za dużo pieniędzy. Jednak Harry nie zamierzał na to narzekać), podszedł do niego wyciągając dłoń po pieniądze. – Syriusz uniósł dłoń drocząc się z chłopcem.

- Tylko zwiejcie moim chłopakom to te zasrane GPS wsadzę wam tam, gdzie słońce nie dochodzi, jasne? – mruknął patrząc stanowczo w zielone oczy. Nastolatek przewrócił oczami. – Mówię poważnie Harry. Voldemort nie próżnuje..., robicie co chcecie, ale chłopaki są dwa metry za Wami...

- Dobra! Pójdziemy tylko do kina! – powiedział zadąsany. Po chwili zagryzł wargę- I na pizze. – dodał. Syriusz kiwnął głową.

- Przynieś też mi. Uwielbiam to mugolskie żarcie. Albo i dwie!

- Robisz się od niego gruby! Po czterdziestce metabolizm spada...- powiedział Harry wyjmując gotówkę z rąk wuja.

- Ja gruby? To ciężko wypracowane mięśnie! – powiedział napinając biceps, który teatralnie pocałował.

- Chyba tłuszcz...! – Zadrwił nastolatek.

- O ty przebrzydły mały gnomie...

James uśmiechnął się, gdy Syriusz złapał Harrego kładąc go sprawnie na ziemi, pozorując walkę. Obserwował ich przekomarzania, siadając na kanapie. Harremu zajęło chwilę nim uwolnił się z silnego chwytu wuja. W końcu mniejszy chłopiec wywinął się sprawnie spod większego ciała. Przysiadł na Wuju oznajmiając zwycięstwo.

- jesteś za gruby! – powiedział patrząc na Łapę kpiąco. Wstał spogladając na ojca nie pewnie.

- Idźcie- potwierdził James I dopiero wtedy na twarzy chłopca pojawił się szeroki uśmiech.

- Wrócę przed dziesiąta! – powiedział wybiegając z salonu nim ojciec mógłby się sprzeciwić.

Syriusz wstał z ziemi, patrząc na chłopca z obrazą.

- Ja gruby! – mruknął z niezadowoleniem.

- Trochę Ci się przytyło- zauważył James. Syriusz zasępił się klepiąc swój brzuch.

- Sonia za dobrze gotuje...- powiedział opadając na kanapę. Wyjął z kieszeni telefon, wysyłając wiadomość do swoich ludzi.

- Dlaczego się z nią nie ożenisz? Jesteście razem dobre dziesięć lat.

- Ślub dla kobiet to jasny sygnał, że chcesz mieć dzieci... A Sonia bardzo chce mieć dziecko...- mruknął odkładając telefon.

- A ty nie? – Syriusz wzruszył ramionami.

- Kiedyś może i brałem to pod uwagę. Ale... No wiesz wojna trwa w najlepsze... Jak pomyślę sobie, że miałbym pozwolić szlajać się mojemu dziecku po ulicach...

- Przed chwilą wypuściłeś mojego syna na te ulice! – Warknął James.

- No wiesz, ty już go powołałeś na ten świat. Nie możesz go trzymać w zamknięciu. Moje chłopaki są bezpieczne tam, gdzie są. Wystarczy, że o Sonię się zamartwiam. Umarłbym milion razy z niepokoju zanim to dziecko by się urodziło... Nie... To nie dla mnie. Jeszcze bym się zmienił w takiego sztywniakiem jak Ty! Harry mi wystarczy. – powiedział stanowczo. James uniósł brew. Może Syriusz ma rację.

- To co od poniedziałku mam do Ciebie mówić Panie Ministrze czy Nasza Ekscelencjo?- zapytał. James spojrzał na Syriusza jak na szaleńca.

- Lucjusz wygra wybory. I wtedy dopiero się zacznie.

- Według sondaży to Ty prowadzisz.

- Ma wystarczająco duże poparcie. Resztę sfałszuje. Nawet Dumbledore przestaje wierzyć w uczciwość tych Wyborów. – Łapa jakby go nie słyszał.

- Kto by pomyślał, szkolny chuligan, łotr przebiegły, rowy kopać miał, a nie Ministrem Zostawać. Stary dobry Filch zawału dostanie! – James mimowolnie zachichotał. James przewrócił oczami, potrząsając karcąco głową.

To było dawno temu. Bardzo dawno... Dorósł, zmądrzał i stał się bardziej odpowiedzialny. Syriusz też, choć stara się ze wszystkich sił stwarzać pozory lekkoducha. Jednak pomimo swobodnej postury, James widział jak co chwilę sprawdzą telefon. Za pewne sprawdzą lokalizację Harrego. Łapa był nadopiekuńczy. Nie tylko względem Harrego, ale nich wszystkich.

James wiedział, że jego przyjaciel ma swoje demony. Że tak jak i James każdego dnia się obwinia o to co stało się tamtej nocy. Choć w przeciwieństwie do Jamesa nie ma powodów.

Ale Syriusz nie chce go słuchać. Obwiniali się o zdradę Petera. O to, że odmówił Jamesowi bycia strażnikiem Tajemnicy. Ale Syriusz chciał dobrze. A to James zachował się jak idiota...

Lata szkolne wydają się takie odległe po tych wszystkich latach...

~oOo~

Harry opadł Na miękki fotel w Sali kinowej. Spojrzał na Toma. Drugi nastolatek wydawał się zamyślony, ale gdy poczuł na sobie wzrok, popatrzył na przyjaciela.

- Zdenerwowany? – zapytał. Harry wzruszył ramionami.

- A powinienem?

- Nie. Sporo Cię nauczy. Jest... No sam zobaczysz. Tylko Harry, znikamy jak tylko światła zgasną. Zostawiamy telefony na siedzeniach.

- Syriusz będzie wściekły jak się zorientuje...

- Wrócimy zanim film się skończy.

Harry niepewnie kiwnął głową. Miał obawy. Nie był pewien czy potrafi teleportować się na taką odległość. Tom twierdził, że razem dadzą radę, ale...

Światła zgasły. Harry poczuł jak Tom chwyta go za rękę. Harry zamknął oczy.

Nim ekran wyświetlił pierwsze reklamy, obaj zniknęli.

Harry mimowolnie zrobił krok, gdy czarna mgła przeniosła go w obce miejsce. Przez chwilę stał niepewnie. Obawiając się reakcji swojego ciała. Już to robił, ale to zawsze było kilka metrów. Nie kilometrów i to nie wiadomo jak wiele.

Normalna, popularna Teleportacja by go zabiła, lub w najlepszym razie spowodowała śpiączkę. Jednak to czego nauczył go Tom... Ta formą podróży go nie raniła. Tak jak I wiele innych zaklęć, które pokazał mu przyjaciel.

A teraz miał poznać kogoś kto miał go nauczyć więcej.

Uniósł głowę. Patrząc w czerwone oczy mężczyzny. Nie bał się go. Nie... To on ma sprawić, że Harry przestanie być bezbronny. To on znalazł lekarstwo na problem Harrego.

Harry wiedział, że jego tata byłby wściekły, ale on nie rozumiał. Nie miał pojęcia jak to jest być odmieńcem. I ani Ojciec ani Wuj nie będą stali przy jego boku przez całe życie. A Harry już Noe jest małym dzieckiem. Dorasta i chce podejmować swoje decyzje.

Z dziką fascynacją obserwował jak Tom skłania delikatnie głowę w geście powitania. Obcy mężczyzna najpierw delikatnie pogłaskał policzek Toma, a później go przytulił.

Dopiero wtedy spojrzał na Harrego. Podszedł do chłopca unosząc jego podbródek do góry. Harry czuł się jakby go oceniał i nagle poczuł przerażeniem, że mężczyzna go odrzuci, że nie będzie dość dobry dla niego. Przecież był taki słaby. Tak nic nie wart. Bez ochrony, bez ojca był nikim...

Jednak nagle usta mężczyzny wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Puścił brodę chłopca, w zamian głaszcząc jego policzek.

- Tak długo na Was czekałem. Tak długo... Ale było warto.

~oOo~

James szedł pewnym krokiem przez korytarz Askabanu. Syriusz szedł po jego prawej, Remus po lewej stronie. To dzisiaj nadszedł dzień egzekucji Petera. Ich przyjaciela, brata I Zdrajcy...

James nie wiedział co czuć. Złość i nienawiść, mieszała się z poczuciem solidarności. Wspomnienia z ich dzieciństwa. Z czasów szkolnych były dość Świerże w jego umyśle.

Jednak Peter go zdradził. Został sługa Lorda Voldemorta. Był mordercą, gwałcicielem i najgorszą szumowiną. Czuł mdłości na samo wspomnienie aktu oskarżenia jakie czytał. Nie dowierzając, że jego dawny przyjaciel był takim potworem.

Zdecydowanie Peter zasługuje na swój los.

Weszli do pokoju, przez szybę widzieli jak Sędzią odczytuje wszystkie zarzuty i wypowiada wyrok. James mimowolnie zamknął oczy. To było trudniejsze niż sądził. Jeden z strażników wszedł do pokoju.

- Skazany wyraził chęć rozmowy, szefie...- James uniósł brew.

- To wezwijcie tego z kim chce rozmawiać i kończmy to...

- Chodzi o Pana...

Syriusz prychnął pod nosem, Remus odwrócił się w stronę okna patrząc na rozbijające się fale. James zacisnął wargi i bez słowa wyszedł z pokoju, przechodząc do celi.

- James! – Peter wykrzyknął z wyraźną ulgą.

- Zostawcie nas!- powiedział.

Poczekał, aż strażnicy wyjdą nim się odezwał.

- Jeśli liczysz na akt łaski to się przeliczysz. Nie jestem Ministrem Magii- zakpił.

- Ale będziesz. To ty będziesz Ministrem...- powiedział Peter.

- Szczerze w to wątpię. Co nie zmienia faktu, że twoja egzekucja odbędzie się dzisiaj.

- Wiem, ale... Musisz to wiedzieć! Musisz to wiedzieć zanim mnie zgładzą. Chodzi o Harrego...- nim Peter skończył, pięść Jamesa wylądowała na jego twarzy.

- Nie wypowiadaj imienia mojego syna Ty kanalio! – Warknął, unosząc mężczyznę za frak jego szaty.

- On Go nadal chce! Czarny Pan nie chce zabić Harrego! On chce jego. Twojego syna. Takim jakim jest! Uwierz mi. Jeśli w jakiś sposób mam Wam wynagrodzić to co zrobiłem. To mnie posłuchaj. Harry ma moc. Moc jakiej Czarny Pan nie zna! Moc którą może go zniszczyć, ale Czarny Pan chce ją dla siebie!!! – wrzasnął- Zniszczy Harrego! Musisz go uratować. Uratuj go zanim będzie za późno... – James patrzył z furią na Petera. Jak śmiał. Nim otworzył jeszcze raz usta pięść Jamesa ponownie wylądowała na twarzy mężczyzny.

- Nie robię nic innego jak próbuję go chronić. Bo iest bezbronny! Bez najmniejszej szansy na obronę! I to kurwa dzięki tobie! – wycedził.

Jego pięść jeszcze kilkukrotnie uderzyła w związanego mężczyznę, nim silne dłonie oderwały go siła wyprowadzając go z celi.

- Uspokój się! – wrzasnął w jego twarz Syriusz. James uniósł głowę. Łapiąc gwałtownie oddech.

- Co Ci powiedział? – zapytał Cicho Remus.

- Nic nowego, że Ta gnida dalej chce mojego syna. Jego mocy. Mocy której Czarny Pan nie zna... Cytuje mi tą piekielną przepowiednie prosto w twarz, wiedząc, że mój syn nigdy nie będzie władać swoją mocą! – Warknął.

Remus spojrzał na Jamesa smutno.

- Może trzeba było dać mu skończyć. Może jest coś... Jest coś więcej... Może Peter wie coś więcej...

- Już się nie dowiemy...- powiedział Syriusz patrząc w zamknięte drzwi. Chłód jaki poczuli jasno im powiedział, że Peter nie powie już nic więcej...

~oOo~

James stał w drzwiach pokoju syna. Była trzecia nad ranem. Nawet Harry o tej porze spał. Chociaż James jeszcze nie dawno musiał odganiać syna od komputera. Mugolskie gry komputerowe były dla Jamesa czymś kompletnie niezrozumiałym.

Ale jego syn nigdy nie miał możliwości poznać magicznych gier, które były zdecydowanie bardziej fascynujące. Jednak Harry nie mógł w je grać. Nie mógł być jak inne magiczne dzieci. Dlatego James mu nie bronił grać na komputerze. Jednak odkąd Dudley ich nie odwiedzał, komputer stał w kącie pokoju porzucony.

Tom chyba nie lubił takiej formy spędzania czasu, a Harry był w niego zapatrzony jak w obrazek. Co prawda Jamesowi nie bardzo pasowało to, że kręcą się po mugolskich ulicach, jednak dopóki ochronna nie donosi, że im uciekają był w stanie to tolerować.

Harry potrzebował wolności. Nie może go traktować jak więźnia. Dopóki on zachowuje się uczciwie względem ojca, to James nie zamierzał ograniczać mu tej odrobiny swobody.

- Skarbie...- Lily podeszła do niego cicho. James przytulił ją. Całując jej rude włosy.

- Czas do łóżka- powiedziała cicho. – Jutro wielki dzień.

- Początek końca... – mrukną słabo.

- Ja wierzę, że od jutra Świat Magii będzie mieć Niesamowitego Ministra, który poprowadzi nasz świat w dobra stronę...

- Żaden z kandydatów nie jest dość silny. Ta wojna...

- Idziemy spać. O wojnie będziesz myślał jutro...- mruknęła.

Pocałowała go, na początku nieśmiało, delikatnie.

James zamknął drzwi do pokoju, biorąc ją w ramiona.

Teraz był tu. W ich domu bez Magii. Byli zwyczajną niemagiczną rodziną.

Na chwilę obecną nic więcej nie miało znaczenia.

~oOo~

- Panie Ministrze, podobno mnie Pan wzywał.

Brązowe oczy spojrzały w szare.

- Mam dla Pana Propozycje nie do odrzucenia.

Powiedział Minister Magii Podsuwając Pod nos mężczyzny pergamin.

- Nie jestem pewien czy tego chce. Ten osioł, który odszedł zostawił tam niezły Sajgon...

- Niestety muszę się z Panem zgodzić. Straszna nieroba była z niego... Dobrze, że odszedł.

Syriusz spojrzał na Jamesa. Wymieniali się stanowczym spojrzeniem przez dłuższą chwilę. W końcu Black uniósł pióro składając podpis.

- Skończymy tą wojnę bracie...- powiedział.

James zacisnął wargi. – To będzie Najtrudniejsze zadanie w naszym życiu.

- A tam zaraz najtrudniejsze! Trudne to były egzaminy kończące Egzamin. I ta wróżba tej szalonej Trelawney!

- Wrota Askabanu stoją przed tobą otworem, w Ponuraka skórze życie spędzone...! – Wypowiedział James

- „Zielone światło serce młode zatrzyma, chwały swego syna nigdy nie doczeka...". Chyba jesteś dość stary, aby uznać, że to już ciebie też nie dotyczy!- powiedział Syriusz.

- Mam dopiero czterdzieści lat! – zaprzeczył James.

- Taa dwadzieścia lat temu wydawało mi się, że to już wiek w którym można kupować szaty pogrzebowe...

- Jestem więcej niż pewien, że Harry też uważa nas za starców! – powiedział z delikatnym uśmiechem James.

- Jak on się ma...?

- Do jutra go wypuszczą.

- Ah te zabawki Weaslayów. – mruknął Syriusz.

- Wyobrażasz sobie, że oni przez pół dnia rozpracowywali ten kufer? Pół dnia grzebał w pełnym Magii przedmiocie! – powiedział James siła próbując opanować uśmiech.

- Mógł stracić Palce! – powiedział Syriusz.

- Taaa już wysłałem do chłopaków pismo by lepiej sprawdzali swoje zabawki zanim wpuszczą je do sprzedaży. Ale Syri pół dnia! Pół dnia bawił się Magicznymi pierdołami i nic! Może by robili to dłużej jakby ten kufer nie wybuchł!

Syriusz mimowolnie się roześmiał. James Potter był chyba jedynym ojcem na świecie cieszącym się, że magiczna zabawka oderwała palce jego synowi. Co prawda Uzdrowicie je przykleili i wszystko było dobrze, ale Harry dostał ataku przez wpływ wybuchającej Magii, przez co zapadł w śpiączkę na całe dwa dni. Jednak teraz... Młody już dochodził do siebie.

- Uzdrowiciele sugerują, aby go powoli przyzwyczajać. Wiesz trochę zmniejszać nasze rygory. Podobno jego Rdzeń jest praktycznie dojrzały. Sugerują, że teraz jest najlepszy moment. Rdzeń nie rozwija się tak gwałtownie, a jednocześnie nie wpadł w jeszcze w etap stagnacji! Mamy metodą małych kroczków przyzwyczajać go do Magii. Może za rok zabiorę go do Domu rodziców. Merlinie tam to by mu się dopiero podobało! – powiedział z entuzjazmem James. Syriusz roześmiał się z podekscytowania przyjaciela.

Byli na dobre drodze, aby wyjść na prostą. W każdym temacie...