10

Rozdział X

Uwaga:

Ten rozdział zawiera nawiązania do przemocy, tortur i gwałtu na nieletnim, choć bez szczegółowych opisów. Osobom, które mogłyby poczuć się zranione lub urażone poruszaną tematyką, nie zalecam czytania poniższego tekstu. Rating M.


W poprzednim rozdziale:

Ku jego wielkiemu zaskoczeniu, chłopak zniknął.

Severus wyszczerzył zęby w złośliwej parodii uśmiechu i podniósł się na nogi, stając prosto przed Czarnym Panem. Kilka sekund później znowu przeżył szok – choć także niezaprzeczalną ulgę – gdy tuż przed nim aportowała się nagle Minerwa McGonagall, chwytając go mocno za ramię. Ze znajomym pociągnięciem w okolicach pępka, świstoklik wicedyrektorki Hogwartu zabrał go z sali. Ostatnią rzeczą, którą zobaczył, były rozwścieczone czerwone oczy Czarnego Pana.


Wylądował ciężko na białej posadzce infirmarium i od razu zaczął biec.

– Gdzie on jest? – zapytał, choć McGonagall, która razem z nim dopiero co przybyła świstoklikiem, nie mogła wiedzieć więcej niż on sam. Mimo to skinęła głową w stronę jedynego zajętego łóżka, nawet nie pięć stóp od nich, nad którym pochylała się teraz Poppy. Znalazł się tam w dwóch krokach, ruchem dłoni przyzywając szatę i zarzucając ją na siebie przez głowę, bez wysiłku korzystając znowu z magii bezróżdżkowej i spojrzał na Chłopca, Który Jakimś Cudem Znowu Przeżył. Potter leżał blady i nieruchomy pod narzuconym na niego w pośpiechu szpitalnym prześcieradłem. Odkrytą miał jedynie twarz... prawdopodobnie jedyną nieokaleczoną teraz część ciała, poza rozognioną blizną na czole.

– Na niebiosa – wyszeptała McGonagall, zakrywając dłonią usta. Spojrzała na Severusa, oczekując od niego wyjaśnień, których wiedział, że nie będzie w stanie udzielić. – Co oni mu zrobili?

– Nic dobrego – odpowiedział krótko. Zerknął na Poppy, która zignorowała go, rzucając kolejne zaklęcia diagnostyczne. Nawet lepiej... Z taką samą łatwością jak wcześniej, przyzwał dla Minerwy krzesło; wściekłość miała czasem swoje korzyści.

Moment później, w skrzydle szpitalnym pojawiła się Nimfadora Tonks, ściskając w ręku pogniecione opakowanie po cytrynowych dropsach, wyglądając na przestraszoną i lekko poturbowaną. McGonagall natychmiast do niej podeszła i kobiety przez chwilę prowadziły przyciszoną rozmowę, którą machinalnie próbował podsłuchać, jednak szybko stracił zainteresowanie. Nie mogąc dłużej ustać w jednym miejscu, podszedł znowu do pielęgniarki.

Matrona spojrzała na niego przelotnie i zmarszczyła czoło, widząc jego gołe stopy.

– Potrzebujesz czegoś? Jesteś ranny?

Potrząsnął głową. Jego noga wymagała uzdrowienia, ale poradzi sobie z tym sam, później.

– Jak daleko dotarłaś? – spytał w zamian cicho.

– Ile razy? – odpowiedziała pytaniem; jej głos prawie niesłyszalny. Czyli już wiedziała.

– Dwa. – Przełknął ślinę. – Najpierw Lucjusz, później Czarny Pan.

Wzięła gwałtowny wdech; wypuszczając powietrze, pokiwała tylko głową, prawie natychmiast odzyskując swój profesjonalizm.

– Lepiej dla niego, że będzie jeszcze jakiś czas nieprzytomny; zdążę najpierw go uleczyć. Możesz zasunąć zasłony?

Dopiero kiedy Potter zniknął za białym płótnem, poczuł, jak adrenalina opuszcza jego ciało. Zachwiał się na nogach i na chwilę świat zawirował szaleńczo przed jego oczami. Byli bezpieczni, przynajmniej na razie. Daleko od tego koszmarnego dworu, wolni i bezpieczni. Już nigdy nie będzie mógł wrócić do szpiegowania; odsłonił się nieodwracalnie przed Czarnym Panem... Nigdy nie wróci do szpiegowania.

Przynajmniej jedna dobra rzecz pośród samych fatalnych.

Gdyby nie McGonagall, która złapała go w porę za ramię i posadziła na krześle, które wcześniej dla niej transmutował, osunąłby się na podłogę tuż przy sanktuarium Pottera. Przetarł twarz dłońmi, czując, jak miejsce wściekłości zajmuje skrajne zmęczenie.

– Widziałam krew, Severusie – odezwała się Minerwa. – Twoja noga...

– Wszystko w porządku – przerwał, wpatrując się w zasłonę skrywającą zmasakrowane ciało wybawiciela czarodziejskiego świata. Wiedział, wiedział, co takie przeżycia mogą zrobić z chłopakiem. Pytaniem było, czy Potter to przetrwa, czy będzie to ostateczny cios, który go złamie. Już kilka dni temu – czy to były tygodnie? – zastanawiał się, jak po tym wszystkim, co musiał przeżyć, dzieciak wciąż jeszcze miał sprawną psychikę. A przynajmniej wczoraj jeszcze miał.

Patrzenie na to, jak Czarny Pan udziela chłopcu lekcji manier" było jednym z najcięższych doświadczeń, w jakich Severus był zmuszony uczestniczyć. Stracił rachubę, ile razy Lucjusz, Bellatrix i sam Voldemort torturowali Pottera Cruciatusem, serią klątw tnących, żądlących i całą resztą, która akurat przyszła im do głowy. Wszystko to, cokolwiek nie robili, Potter wytrzymał lepiej niż którykolwiek z czarodziejów czy mugoli, których Severus widział poddanych podobnej próbie. Jego odwaga, jego niezłomność były niezaprzeczalne. Chłopak zniósł wszystko, aż do końca.

– Co oni zrobili Harry'emu? – wymamrotała Tonks, na tyle głośno, żeby wyrwać go z zamyślenia.

– Wszystko – powiedział prawie szeptem. – Wszystko, co mogli zrobić, żeby go złamać. – Czując na sobie przerażony wzrok Minerwy i młodej aurorki, podniósł się znowu z krzesła. Obiecał chłopakowi, że zrobi eliksir na jego oczy. Jeśli zacznie teraz, może uda mu się go skończyć jeszcze zanim Potter się obudzi. To znaczy, jeśli się obudzi.

Nie. Nie zamierzał być w tym temacie czarnowidzem. Nie tym razem, mimo wyrzutów sumienia i żalu, które napływały na niego na myśl o tym, co się stało. To był jego plan, jego wina, że zostali schwytani. Czyż nie wyszliby z tego wszystkiego lepiej, pozostając po prostu jeńcami Czarnego Pana, ukryci w jego ładnych komnatach z kominkiem? Gdyby wiedział, co się wydarzy, nigdy nie myślałby nad żadnym planem ucieczki. Nigdy. Merlinie!

Zaglądając na chwilę za kurtynę, odezwał się cicho do Poppy.

– Daj mi znać, kiedy się obudzi. Możliwe... Możliwe, że będę w stanie pomóc.

Odpowiedziała jedynie kiwnięciem głowy, natychmiast wracając do swojej pracy. Zanim zasłoniła mu z powrotem widok, zdążył zauważyć głębokie cięcia na zakrwawionych plecach Pottera. Opuścił infirmarium, jego krok spowalniało jedynie lekkie utykanie.


Minęła prawie cała doba, zanim Potter wybudził się ze śpiączki. Do tego czasu eliksir na jego oczy był już gotowy. Severus zdążył oczyścić i wyleczyć ranę na swojej nodze, a nawet przespać się kilka godzin, choć nie był to dobry sen. Ostatnie trzy godziny siedział przy łóżku Pottera, patrząc na jego nieruchomą twarz. Czekając. Nie wiedział dokładnie, dlaczego czuł potrzebę czuwania przy chłopaku, a jednak był tutaj i to robił, i na razie próbował nie zastanawiać się za dużo nad powodami.

Nie był też pewny, czego się spodziewał, kiedy chłopak wybudził się w końcu ze śpiączki, jednak lekkie zmarszczenie czoła i opadnięcie z powrotem bez życia na materac, nie było tym. Oczy Pottera były zamknięte i owinięte bandażem przez Poppy, jednak Severus wiedział, że chłopak nie śpi.

– Potter – odezwał się cicho i został całkowicie zignorowany.

Jego usta wykrzywiły się lekko, zanim udało mu się zmusić i powiedzieć:

– Harry. Wiem, że mnie słyszysz. Chcę... – Urwał w połowie i zaczął inaczej. – Mam dla ciebie eliksir, na twoje oczy. To bardzo ważne, abyś wypił go jak najszybciej.

Brak odpowiedzi, jak gdyby chłopak był nie tylko ślepy, ale i głuchy.

Zaczęła rosnąć w nim frustracja, jednak powstrzymywało ją... zrozumienie? Ale nie mógł pozwolić, żeby to się ciągnęło.

– Bardzo dobrze – powiedział po chwili. – Nie chcę używać siły, ale musisz to wypić. Chyba że wolisz pozostać ślepy?

Nic.

Niech więc tak będzie. Severus zrobił przedstawienie z otwierania głośno fiolki, jednak nadal nie doczekał się żadnej reakcji. Szybkim ruchem wsunął ramię pod głowę chłopca i podniósł buteleczkę do jego ust. Choć wiedział, że to prawdopodobnie wywoła u niego jakąś reakcję, nie był przygotowany na jej gwałtowność. Potter odepchnął jego rękę, wysyłając fiolkę w powietrze i wyskoczył z łóżka jak oparzony, w sekundę znajdując się poza zasięgiem jego ramienia.

– Nie! Nie dotykaj mnie! – Jego głos trząsł się razem z jego ciałem. Potter stał koło łóżka, ubrany w za dużą szpitalną koszulę, jedną rękę trzymając przed sobą, jak gdyby chciał utrzymać intruzów z dala od swojej przestrzeni osobistej.

Przynajmniej była to jakaś reakcja. A Severus miał w zapasie kilka fiolek eliksiru.

– Harry – odezwał się znowu, ale tym razem jeszcze ciszej. – Chciałbym, żebyś wypił ten eliksir. Proszę.

Chłopiec pokręcił prawie niezauważalnie głową, jednak równie dobrze mogły to być drgawki po Cruciatusie.

– Nie? Wyjaśnisz mi, dlaczego nie?

– Ja... nie wiem. – Chłopak owinął się rękami. – Jestem zmęczony.

– Wiem, że jesteś – zgodził się Severus, próbując utrzymać swój głos tak rozsądny jak się dało. – Jednak to nie powinno powstrzymać cię od wypicia eliksiru. To na twoje oczy. Kiedy go wypijesz, będziesz mógł znowu iść spać, dobrze?

– Ja... – Chłopiec przełknął ślinę i skulił ramiona, jednak w końcu pokiwał głową. – Okej, taa. Dobrze.

– Chcesz najpierw wrócić na łóżko?

Nerwowymi ruchami, spowodowanymi zarówno ślepotą jak i poziomem dyskomfortu, Potter wymacał dłońmi pościel leżącą na łóżku i podniósł ją, by móc wsunąć się z powrotem na materac.

Severus poczekał, aż chłopiec usytuuje się na łóżku i odkręcił kolejną buteleczkę.

– Eliksir jest koło twojej lewej ręki, w porządku? Weź go i wypij, a później zostawię cię samego. – Przynajmniej na chwilę, dodał w myślach.

Zobaczenie, z jaką siłą drżą ręce Pottera, kiedy sięgał po fiolkę, było pouczające... i niepokojące zarazem. Ale chłopak szybko wypił eliksir, ledwo się krzywiąc na jego gorzki smak i wyciągnął w jego stronę pustą ampułkę. Severus odebrał ją, uważając, żeby nie dotknąć przy tym jego dłoni. Jedna taka reakcja na dotyk jak wcześniej to więcej niż trzeba jak na pierwszy dzień.

– Damy miksturze kilka godzin na działanie, zanim wrócę do ciebie i sprawdzę efekty – poinformował go Severus, jednak Potter powrócił do ignorowania go, zwijając się na boku i podkulając nogi prawie do samej brody. Severus zawahał się, jednak zanim zdążyłby się rozmyślić, dodał jeszcze: – Jeżeli będziesz do tego czasu czegoś potrzebował, nawet... nawet jeśli miałaby to być tylko rozmowa, albo żeby ktoś z tobą posiedział, daj znać Madame Pomfrey, a ona pośle po mnie.

Wychodząc zatrzymał się na chwilę u Poppy, żeby zasugerować jej podanie Potterowi eliksiru usypiającego. Pokiwała tylko głową, jednak jej oczy prześwietlały uważnie jego twarz, jakby czegoś szukając, aż czując się niekomfortowo pod jej spojrzeniem, odwrócił się. Stwierdził, że na ten moment wypełnił swój obowiązek. Powrócił do swoich komnat, starając się nie myśleć. Wcale.


Harry leżał w ciemności i próbował nie myśleć. Gdyby nie było tak ciemno, gdyby mógł znowu widzieć, nie czułby cały czas ich dotyku na sobie; mógłby zobaczyć, że ich tu nie ma, że jest w łóżku, w Hogwarcie, ale nie mógł tego zobaczyć i był pewny, że są tuż przy nim, czekając tylko, aż na chwilę się rozluźni, żeby... I śmieją się. Strasznym, obrzydliwym śmiechem, który sprawiał, że zaciskały mu się szczęki i chciało mu się wymiotować. Wymiotować tak długo, aż nie zostanie nic w środku.

Nie zostało nic w środku.

Skulił się ciaśniej i oparł głowę o kolana. Był mały. Był niewidzialny. Już nikt nie mógł go zobaczyć. Nikt go nie dotykał, nikt! Nikt nie byłby w stanie. Nikt nie mógł go dotknąć, nikt nie mógł go zobaczyć, kiedy on był ukryty głęboko w swojej komórce pod schodami.

Ach, Merlinie! Snape widział, widział wszystko! Twarz Hary'ego spłonęła ze wstydu i upokorzenia, jego brzuch ścisnął się boleśnie. Złamali go. Płakał i błagał ich, swoich oprawców, a Snape widział to wszystko. A później, przyszedł tu do niego i... nie śmiał się.

Pogrążony w swojej głowie, Harry ledwo zwrócił uwagę, że ktoś znowu podchodzi do jego łóżka. Wzdrygnął się, dopiero gdy usłyszał głos. Ale to była tylko Madame Pomfrey. Jej głos był uspokajający i szorstki zarazem.

– Niech pan usiądzie, panie Potter. Mam dla pana eliksir...

Nie był jednak w stanie zrozumieć, co do niego mówi. Jakby słowa przepływały przez jego głowę, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Był w swojej komórce, drzwi szczelnie zamknięte, i to było jedyne bezpieczne miejsce na ziemi, jakie znał. Ciemno, cicho, nikt nie krzyczał i nikt nie mógł go tu znaleźć ani nic mu zrobić, już nigdy. Nawet jeśli rzucaliby na niego klątwy i gdyby go wykrwawiali, nawet gdyby położyli na nim swoje ręce i śmiali się z jego bólu, z jego krzyków, tak naprawdę by go tam nie było. Tylko jego ciało. Nie on. On był schowany, głęboko w ciemności.

cdn.