Jak na złość w gabinecie Dumbledore'a siedzieli akurat McGonagall i Flitwick, dwójka nauczycieli, których Merriwether nienawidziła najbardziej na świecie. Trudno. Zadarła do góry głowę i wmaszerowała do środka. Rozmowa w pokoju ucichła, wszyscy w napięciu wpatrywali się w przybyłą, dziwną parę.

– Albusie, mam dla ciebie coś interesującego – powiedział profesor Celerlaxus. – Ale najpierw trzeba tu sprowadzić jeszcze Basiliusa.

– Co panna MoFire znowu zrobiła? – spytała McGonagall napastliwym tonem.

Merriwether nie mogła w to uwierzyć, ale Celerlaxus wyraźnie zachichotał; była pewna, że się nie przesłyszała.

– Z pewnością wszystko się wyjaśni. – Dumbledore wstał i sypnął szczyptę proszku Fiuu na wygasłe palenisko. – Profesorze Borutnikow, proszę do mnie! – zawołał, a następnie zwrócił się do pozostałych: – Może herbaty? Obawiam się, że przyjdzie nam chwilę poczekać…

Mistrz eliksirów zjawił się po dwudziestu minutach i Merriwether po raz trzeci powiedziała, o co jej chodzi. Zapanowała głucha cisza.

– Cóż… – zaczął dyrektor, ale zaraz wtrąciła się McGonagall:

– Ależ to oczywiste, to kolejny głupi żart tej dziewczyny. Nad nią nie sposób zapanować!

– Uspokój się, Minerwo. Panna MoFire wcale nie wygląda, jakby miała z nas żartować, mam rację?

Na twarzy Merriwether odbiło się zdecydowanie, ale nie potrafiła też ukryć zimnej złości na starą Sowę, która znowu się do niej doczepiła.

– Chcę uczęszczać na mugoloznawstwo – powtórzyła. – I nie obchodzi mnie, co niektórzy o tym myślą.

– Sam widzisz, Albusie. Ona jest bezczelna!

– Ale dlaczego, panno MoFire? – zapytał Dumbledore.

– Pragnę zdobyć wiedzę o świecie mugoli.

– Nigdy w to nie uwierzę – przerwała znowu nauczycielka transmutacji. – Trzeba to wreszcie powiedzieć głośno: przecież wszyscy wiedzą, że w Slytherinie powszechnie nienawidzi się mugoli, uważa się ich za gorszych od zwierząt.

– Co prawda, to prawda. Nikt nie miota w mugolaków tylu zaklęć, ile Ślizgoni – zgodził się profesor Flitwick.

Merriwether zagryzła wargi, żeby z czymś nie wyskoczyć, ale McGonagall nie dawała spokoju, wstała i zaczęła krążyć po pokoju.

– Uczniowie pochodzący z mugolskich domów bez przerwy zapełniają szpitalne skrzydło. Same się tam nie wysyłają, a obrywają strasznymi zaklęciami. To przerażające! Ile takich zaklęć rzuciła sama panna MoFire i nawet się do tego nie przyzna? I ja mam uwierzyć, że nagle jej się odmieniło? O nie, Albusie, są granice naiwności!

– A ilu posłałam do szpitala Gryfonów?! – wybuchnęła Merriwether. – I ilu z nich nie było mugolakami! Ciekawe, co panią bardziej boli?!

– Zaprawdę, jeszcze nigdy…

– Czy James Potter też jest mugolakiem?

– Spokój! Proszę was, odbiegamy od tematu – odezwał się stojący z boku i przysłuchujący się uważnie wszystkiemu Felix Celerlaxus.

– Słusznie – podchwycił dyrektor. – Zakładając, że panna MoFire mówi prawdę…

– Mówię. Nie zmyślam. Ja naprawdę chcę się uczyć. Miałam w rodzinie mugoli, czytałam ich książki…

– Czytałaś mugolskie książki? – stwierdzenie to najwyraźniej zaintrygowało profesora Celerlaxusa.

– Tak. Powieści.

– No, no… ciekawe.

– Zakładając, że panna MoFire mówi prawdę – kontynuował Dumbledore – to jednak w tym roku będzie zdawać SUM-y. Czy na dziesięć miesięcy przed egzaminem chce pani, panno MoFire, rozpoczynać nowy przedmiot?

– Regulamin tego nie zabrania, a dla mnie nie jest to znowu taki nowy przedmiot. W ciągu wakacji przerobiłam dwa pierwsze lata. Proszę mnie odpytać – zwróciła się do wąsatego nauczyciela. – Mogę zrezygnować z wróżbiarstwa na rzecz mugoloznawstwa, ponieważ zajęcia odbywają się w tym samym czasie, a jeżeli dodatkowo zrezygnuję ze starożytnych run, będę chodzić na lekcje z młodszymi klasami. To chyba dobry plan.

– Wszystko pani sobie obmyśliła.

– Tak, bo traktuję to bardzo poważnie. Na pewno uda mi się nadrobić materiał.

Dyrektor zamyślił się, obserwując Merriwether zza swoich okularów-połówek.

– Hm… Hm… – chrząknął. – A co ty o tym myślisz, Felixie?

– Czytałaś może „Klub Pickwicka" Dickensa?

– Oczywiście – odpowiedziała trochę zmęczonym, a trochę jakby urażonym tonem. – W domu mam sporo starszych książek. Przedwczoraj skończyłam „Targowisko próżności".

– Ja od początku nie miałem nic przeciwko, Albusie. – Uśmiechnął się Celerlaxus. – Biorę ją! Proszę mi dopisać Ślizgonkę do listy.


Merriwether MoFire wkroczyła do dormitorium i natychmiast zapanowała cisza. Severus zerknął na nią ze swojego fotela. Planował się obrazić i nie zwracać na nią uwagi, pokazać jej, gdzie jest jej miejsce, pokazać… Tak w ogóle coś pokazać. Ale wiedział, że temu nie podoła. Zawsze tak było, nie potrafił poskromić ciekawości. Przez długi czas nikt go nie zauważał, nikogo nie obchodził, więc on, jakby z przekory, interesował się wszystkim i wszystkimi. A tym bardziej, że sprawa dotyczyła JEJ – jego, trzeba to tak nazwać, nie oszukujmy się – koleżanki. Nie mógł znieść, że ma przed nim jakieś sekrety, i to jeszcze tak podejrzane. Czuł, że jeżeli zaraz się czegoś nie dowie, całe jego jestestwo zrobi wielkie EXPLOTUM! Podniósł się z miejsca.

– Od kiedy prowadzasz się ze szlamowatymi profesorkami? – powiedział przez zaciśnięte zęby.

– Od drugiego powstania nordyckich goblinów – odpaliła.

– Na czym cię dorwał?

– Na próbie przemienienia go w żabę.

– Wether, co się z tobą, do cholery, dzieje?! Zachowujesz się, jakby ci ktoś zrobił pranie mózgu.

Merriwether wzięła głęboki oddech, nerwowym ruchem roztrzepała włosy i postanowiła wreszcie to z siebie wyrzucić.

– Siadaj na tyłku i słuchaj.

Severus drgnął. Nie, tak się traktować nie pozwoli. Co ta kretynka sobie myśli?

– Tracę ochotę – wydyszał i zawrócił.

– Dobrze, w takim razie ja usiądę. – Panna MoFire w jednej chwili padła na podłogę i skrzyżowała ręce na piersi.

Severus zbladł. Na jego twarzy pojawiły się pierwsze oznaki paniki.

– Co ty… Wstań.

– Nie!

– Ja nie roz… Na krwawe strzygi, co jest z tobą nie tak? – W jej wypadku nie obowiązywały żadne prawidła, zawsze wyskakiwała z czymś takim, że czuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg. A wtedy kompletnie nie wiedział, co robić. – Czy cię już całkiem pogięło? Wstań!

– Nie.

– Robisz z nas widowisko.

– Nie!

– Jesteś nienormalna, to się zaostrza z wiekiem – próbował ją niezdarnie podnieść, ale zaczęła go drapać po rękach.

– Wstawaj, ty popieprzona południco! Dobrze się czujesz? Ty mnie w ogóle słyszysz? Zaburzenia psychiczne są pewnie u was normalne… Auu! – Severus zaklął kilka razy pod nosem i wyzwał Merriwether, nie przebierając w słowach, ale się nie ruszyła. Przerażeni Ślizgoni na wszelki opuszczali pokój wspólny.

– Podnieś się! – polecił Severus.

– NIE! – Wczepiła się w jego szatę i zbliżyła twarz do jego twarzy. Snape głośno przełknął ślinę. Sprawiała wrażenie, jakby chciała go rozszarpać. – Nie ruszę się, dopóki nie wysłuchasz, co mam do powiedzenia. Wiem, że zdychasz z ciekawości, więc przestań utrudniać i siadaj!

Severus strząsnął z twarzy tłuste włosy, podniósł się kompletnie osłupiały i przysunął sobie krzesło na środek pokoju. Usiadł i wpatrzył się w nią spod zmrużonych powiek. W tej samej chwili Merriwether uspokoiła się i jakby zmalała. Też usiadła na krześle, spuściła oczy, nerwowo splatała i rozplatała dłonie i zagryzła wargi, nie wiedząc, od czego zacząć. Trochę trudno było to wszystko wyjaśnić. To będzie dla niego szok. Dla niej samej to szok. Gdyby ktoś jeszcze rok temu powiedział, że będzie uczęszczać na lekcje o mugolach… rzuciłaby w niego Bombardą.

– Zapisałam się na mugoloznawstwo – powiedziała w końcu cicho.

Severus najpierw zbladł, potem zzieleniał, następnie spłonął szkarłatem, a na koniec z niewiadomych przyczyn się rozkaszlał. Miało mu to chyba dać czas na zastanowienie.

– C-co?! – wykrztusił wreszcie.

– Zapisałam się na mugoloznawstwo.

Wybuchnął nieco histerycznym śmiechem.

– Dobre! Świetne! Znakomity dowcip!

– To nie jest żart.

– To przestaje być śmieszne. – Spojrzał na nią i zamarł. – Powiedz mi, że to kawał – rzekł groźnie.

Pokręciła gwałtownie głową.

– Co?!

– Tak.

– W życiu w to nie uwierzę, przecież jesteś MoFire!

– Moja ciotka nie ma nic przeciwko…

– To jest niemożliwe!

– Zapytaj Celerlaxusa! – krzyknęła, bo zaczęły jej puszczać nerwy.

– Kogo?

– On uczy…

– Wiem, czego uczy! Mogę się domyślić.

– Więc…

– Ale dlaczego, Wether? Dlaczego?!

– Bo… bo ja mam w rodzinie mugoli! – wyrzuciła z siebie i zapadła się głębiej w fotel.

Severus zsiniał i z wrażenia o mało nie zemdlał – dostał jakichś dziwnych drgawek i strasznie się wykrzywił.

– MoFire'owie – powiedział z niesamowitą zawziętością i odcieniem tryumfu. – Tacy dumni, zarozumiali, tacy doskonali mają w rodzinie mugola? – zaśmiał się niewesoło i rzucił: – Dobrze ci tak!

– Więc właśnie…

– Ale – próbował się opanować, lecz nie bardzo mu to wychodziło; balansował na granicy wybuchu. – Ale ja nie widzę związku…

– Związku z czym?

– Z mugolonauką, idiotko!

– Przestań się na mnie drzeć Jeżeli jestem po części mugolem, to chyba naturalne, że…

– Nie, to wcale nie jest naturalne. Gdyby każdy spokrewniony z mugolami musiał chodzić na mugoloznawstwo, wszyscy by tam byli – zaczął jej tłumaczyć jak opornemu dziecku. – Wszyscy pochodzą od mugoli i nic nie można na to poradzić. To przez niektórych czarodziejów, którzy nie szanują wyjątkowości swojego pochodzenia, nie czują respektu przed tradycją – zapalał się coraz bardziej. – Rozłażą się po mugolskim świecie, fascynują nie wiadomo czym… chyba beznadzieją, bezbarwnością… Nie wiem! Żenią się z mugolskimi kobietami i rozwadniają naszą szlachetną krew, zeszlamiają ją. I jeszcze żądają, żeby ich bękarty przyjmować do magicznych szkół!

– To nie są twoje słowa.

– Wielu tak myśli! Lord Voldemort na przykład.

– Kto?

– Voldemort.

– Czy to nie jest ten, przez którego założyli Klub Pojedynków?

– Tak, to DZIĘKI niemu zaczęli nas uczyć prawdziwej obrony.

– Zaczęli uczyć, bo chciał porozwalać wszystkich mugolaków.

– Nieprawda, tylko ich usunąć.

– To nie to samo? – prychnęła Merriwether.

– Nie, Voldemort ma bardzo rozsądne poglądy, każdy ci to powie. Podziały istnieją i nie można ich ignorować. Szlamy nie mogą przebywać razem z czarodziejami czystej krwi.

– Zupełnie jakbyś recytował jakiś goblinowski manifest powstańczy…

– Szlamy to zaraza. W żyłach mają błoto zamiast krwi!

– Jasne…

– Rozchlastaj kogoś i zobacz. Szlamy to zaraza.

– To był mój pradziadek! – Poderwała się na nogi, zaczynała być już naprawdę wściekła. Rozmowa nie zmierzała w takim kierunku, w jakim zamierzała ją poprowadzić.

Tego aspektu sprawy Ślizgon nie potrafił zrozumieć. Więzi rodzinne nic dla niego nie znaczyły. Wiadomo, co stało się z jego rodzicami. Dziadków w życiu nie widział na oczy, a oni też nigdy go nie szukali, nie odezwali się do niego – więc zakładał, że nie żyją. O innych członkach swojej rodziny nic nie wiedział.

– No to co, że to był twój pradziadek? Słuchaj. – Severus przytrzymał ją za rękę. – Masz mugola... i trudno. Zdarza się. O takich rzeczach się po prostu nie mówi. I koniec. Nikt się do tego nie przyznaje. To nie twoja wina.

– Wina? Nie rozumiem… Tu nie chodzi o jakąś tam winę. To nie takie łatwe, to mój przodek. Mam go zbagatelizować, zapomnieć?

– Gdzie tu problem?

– We mnie!

– Ja cię nie poznaję, Wether! Zawsze mówiłaś…

– Wiem! Nie mogłam zmienić zdania?! Ale poza tym nic się nie zmieniło. Jestem tą samą osobą.

– Na razie.

– Nie, ja się nie zmieniłam! Będę tylko mieć inne przedmioty.

– Mugoloznawstwo. – Skrzywił się, jakby to słowo miało wyjątkowo ohydny smak. Nachmurzył się i odwrócił bokiem.

– No to co? Jakie to ma znaczenie? Muszę coś wiedzieć o moich przodkach, nie wyobrażam sobie tego inaczej. Ich świat – powiedziała z naciskiem – może być interesujący.

Severus prychnął i z pogardą splunął.

– To są moje korzenie. Zresztą, mój pradziadek był wielkim człowiekiem, działał na rzecz Ministerstwa Magii.

– Oczywiście, wy wszyscy jesteście wielkimi i ważnymi ludźmi.

– Żebyś wiedział! Nie wstydzę się rodziny, z której pochodzę, jestem z nich dumna, z każdego z moich krewnych…

– Wilkołaków i…

– I nie będę za nich przepraszać, bo nie mam powodów. Oni wszyscy byli wspaniali. I NIGDY nie powiem, że było inaczej!

Merriwether nie mogła dłużej wytrzymać, krążyła w tę i z powrotem po pokoju. Severus nie miał prawa jej obrażać! Nie miał prawa się wtrącać! To tylko i wyłącznie jej sprawa. Mówi mu wszystko tylko dlatego, że chce, bo to jest potrzebne i musi być wyjaśnione od razu, żeby nie było wątpliwości. Nie pozwoli się oceniać komuś, kto nie rozumie, nic nie rozumie, nie umie zrozumieć.

– Poza tym to nie twój interes – rzuciła. – Ja cię tylko informuje. Nikt cię nie pyta o zdanie, bo nikogo twoje zdanie nie obchodzi! Wiesz, co chciałeś, i teraz zrób z tym, co chcesz.

Snape wstał powoli, spoglądając na nią spode łba wyjątkowo złym wzrokiem. Chciał ją unicestwić spojrzeniem, zaraz, już, w tej chwili, bo ośmieliła się… No właśnie... co?Zrobiła coś, czego się nie spodziewał. Nigdy, nie w tym życiu! Nie pomyślałby, że Merriwether MoFire może…

Zgarbiony, mamrocząc do siebie wściekle, powlókł się do sypialni chłopców.

Merriwether padła ze złością na fotel, wyciągnęła przed siebie nogi i zatupała nimi gwałtownie. To i owo zaczynało wymykać jej się z rąk.

– Mam to gdzieś – powiedziała do siebie. – Wszystko mi jedno!


Następnego ranka Severus Snape zniknął i nie pokazywał się przez cały dzień, ale już kolejnego dnia Merriwether obudziło buczenie błyskopiska. Dwójka Ślizgonów nie kontynuowała bolesnego tematu i pozornie wszystko wróciło do normy.

W środę wypadała Merriwether pierwsza lekcja mugoloznawstwa, co wprawiało ją w lekką panikę. Jak na nią zareagują? Jak ją przyjmą? Na wszelki wypadek trzymała różdżkę w pogotowiu. Nie pozwoli sobie wejść na głowę i w razie potrzeby sięgnie do sprawdzonych sposobów…

Stanęła pod klasą w pewnej odległości od grupy – nie miała zamiaru nikomu się narzucać ani słuchać komentarzy. Mimo to rozmowy ucichły, a uczniowie zwrócili w jej stronę nieprzychylne spojrzenia. Jeden chłopak wystąpił z szeregu. Miał długie, jasne włosy związane w kucyk.

– Czego tu chcesz? – warknął.

Merriwether zacisnęła palce na różdżce i zadarła do góry głowę.

– Nie chcemy cię tutaj! – wrzasnęła jakaś blondynka.

– Nie życzymy sobie, żeby ktoś robił sobie z nas bezczelnie jaja – odezwał się znowu chłopak.

– To macie szczęście, bo nie zamierzam – powiedziała MoFire, siląc się na spokój. Jeżeli teraz poniosą ją nerwy, McGonagall będzie miała satysfakcję, znowu Ślizgon pocharatał szlamy!

– Co ktoś taki, jak ty, robi na mugoloznawstwie? – zapytała inna dziewczyna, bardziej z ciekawością niż gniewem.

– Niech pomyślę… – odrzekła Merriwether bez uśmiechu. – Może się uczę?

– Tacy tu nie pasują – skomentował ponury chłopak.

– Naprawdę, a ilu ich macie? – zapytała bystro.

– Przestań się zgrywać – rzucił blondyn.

– Zresztą, kto powiedział, że nie pasują? – naciskała Merriwether.

– Wasz patron, Slytherin.

– Ale ja nie nazywam się Slytherin, tylko MoFire. Robię, na co mam ochotę, i uczę się tego, co chcę. A teraz z łaski swojej odwalcie się ode mnie. Ja nikogo nie zaczepiam.

Merriwether odgarnęła stojących przy niej uczniów na boki i ruszyła przed siebie. Ktoś przytrzymał ją za ramię i po chwili znów była okrążona.

– Zejdźcie mi z drogi! – W jej głosie zabrzmiała groźna nuta.

– A jak nie zejdziemy, to co zrobisz? – Jasnowłosy chłopak nie dawał jej spokoju.

– Pobijesz nas? – zapiała blondynka.

Merriwether zmierzyła ich zimnym spojrzeniem i zmarszczyła brwi.

– Tak, właśnie to zrobię.

– Grozisz nam?

– Wszystkim?

– Sama jedna?

Rozległy się śmiechy, jednak większość z nich zabrzmiała nieco sztucznie. Merriwether i Snape z powodu swoich wybryków przeszli już do historii szkoły, według obiegowej opinii można się było po nich spodziewać wszystkiego.

– Mamy przewagę liczebną – zauważył chłopak.

– Sądzicie, że sobie nie poradzę? Błąd. Nie jesteście dla mnie żadnymi przeciwnikami.

– Bo jesteśmy mugolakami, tak?

– Nie, bo po prostu jestem lepsza.

– Bo jesteś Ślizgonką?

– To jakiś grupowy kompleks? – zakpiła MoFire. – Macie obsesję na punkcie bycia mugolami, czy jak?

– Skoro twierdzisz, że jesteś taka dobra, to może się zmierzymy? – zaproponował wyzywająco ten w kucyku.

– W każdej chwili, ale na twoją odpowiedzialność – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.

Zamrugał. Miała rację. Żadni z nich przeciwnicy. Na pewno nikt tu nie miał ukrytej w piwnicy sali treningowej…

– Hej, co się tu dzieje? – rozległ się dziarski głos profesora Celerlaxusa. – Co za zbiegowisko? Czemu nie wchodzicie do klasy? Christian, otwieraj! – Rzucił kucykowatemu pęk kluczy i jakoś dziwnie spojrzał na Merriwether. Dziewczyna nie potrafiła odczytać jego intencji. Czy to miało być… pokrzepienie?!

Klasa mugoloznawstwa wyglądała bardzo sympatycznie, panował w niej przyjemny bezład – całe mnóstwo przeróżnych mugolskich przyrządów porozstawiano, gdzie tylko się dało. Ściany pozasłaniane były mugolskimi obrazami, zdjęciami, plakatami i pismami urzędowymi. Wszystko razem tworzyło ciekawą atmosferę.

Merriwether MoFire zajęła wolną ławkę (trzecią w środkowym rzędzie) i wypakowała książki. Postanowiła za wszelką cenę nie zwracać uwagi na szepty za plecami. Przyszła się czegoś dowiedzieć, a nie zamartwiać tym, co mówi o niej ta banda debili.

Felix Celerlaxus okazał się znakomitym nauczycielem. Wybrał najlepszy, właściwie jedyny słuszny sposób, w jaki można było nauczać jego przedmiotu – po prostu opowiadał. Stał na katedrze oparty ręką o biurko albo krążył między rzędami i mówił, mówił, mówił… A robił to ciekawie, zajmująco i prostymi słowami, czasami rzucał jakieś ciekawostki, czasem wdawał się z uczniami w dyskusje nad bardziej interesującymi kwestiami. Dużo się śmiał i żartował.

Po lekcji panna MoFire została trochę dłużej, udając, że ma problemy z zapakowaniem torby. Chciała za wszelką cenę uniknąć awantury i nie dać opiekunce Gryffindoru satysfakcji. Fakt, że dobrowolnie zrezygnowała z możliwości sprania dupka w kucyku, świadczył dobitnie o determinacji i silnej woli dziewczyny. Niepomiernie się zdziwiła, gdy zagadnął ją profesor Celerlaxus. Nie zauważyła nawet, że jeszcze jest w sali.

– I jak tam?

Merriwether już chciał odburknąć, że dobrze, i szybko wyjść, ale coś ją tknęło. Nie, wcale nie było dobrze… I jeżeli nie teraz i nie Celerlaxusowi, to komu będzie mogła o tym powiedzieć? Nikogo takiego nie było. Nagle poczuła się zmęczona. Musiała to z siebie zrzucić.

– Mam dosyć – odparła zrezygnowana.

– Już? Po pierwszym dniu? Szybko ci przeszło…

– Nie o to chodzi, tylko… To dopiero pierwszy dzień, a wszyscy już mnie nienawidzą: mugolaki za to, że jestem ze Slytherinu, a Slytherinianie za to, że zadaje się z mugolami. Nie, żebym się tym przejmowała…

„Wcześniej też mnie nienawidzili", dodała w myślach. „Ale przynajmniej łatwiej było się w tym zorientować".

– O, należało się liczyć z humorami niektórych. Dasz sobie radę. – Poklepał ją po ramieniu i Merriwether o mało nie upadła z wrażenia. Większość profesorów wolała utrzymywać wobec niej bezpieczny dystans. – Co nieco słyszałem… – Celerlaxus uśmiechnął się łobuzersko i zakręcił wąsa.