Dziedzictwo Merlina
Rozdział 3
Ogień
Jego dłonie płoną.
Była to jego pierwsza i w zasadzie jedyna myśl. Poderwał się do siadu, szybko żałując tak gwałtownego ruchu.
- Och psia jasna mać- zaklął pod nosem opadając na poduszki z głośnym jękiem.
- Chyba będę zmuszony wyszorować Ci usta mydłem synu. – Wiliam spojrzał na ojca, a chwilę później jego mózg zarejestrował to gdzie jest. Nagle pieczenie rąk i zawroty głowy nie miały jakiegokolwiek znaczenia.
- Co jest? Chwila dlaczego jesteśmy w Skrzydle szpitalnym?
- Ministerstwo ustanowiło kuratora. Teraz aż do uzyskania pełnoletności to twój kurator decyduje gdzie mieszkasz, gdzie się uczysz, gdzie się leczysz. – Wiliam mruknął kilkukrotnie nie do końca dowierzając Co się dzieje, gdzie jest i co się wydarzyło.
- Jak długo spałem?- zapytał oszołomiony. Bo najwyraźniej przespał kilka bardzo ważnych decyzji...
- Jak na Ciebie to rekordowo krótko. Szesnaście godzin.
- Och. Chyba dużo się działo. – Mina Severusa była nieodgadniona.
- Nie za bardzo.- odpowiedział zimno. Wiliam przełknął z trudem ślinę.
- Jesteś zły.
- Nie...
- Przecież widzę...- zaryzykował. Snape spiorunował go wzrokiem.
- Nie jestem zły. Jestem wkurwiony używając twojego języka synu. I nie jestem pewien czy to dobry moment na rozmowę. Tym razem wybudziłeś się zdecydowanie za szybko. Noe przeszedłem jeszcze z fazy chęci uduszenia Cię gołymi rekami do zamartwiania się- warknął.
Severus nie usiadł przy łóżku jak to robił zawsze. Tylko chodził nerwowo tam i z powrotem. Wiliam parę razy otworzył usta, a później je zamknął. Nie wiedząc co mógłby powiedzieć. Poczucie winy zaczęło go dusić jeszcze mocniej widząc jak bardzo Severus był na niego wściekły. W sumie na to zasłużył. Wpędził Tobiasza w okropne kłopoty! Miał prawo się na niego wściekać!
Severus przystaną obserwując go w zamyśleniu. W tym momencie wyglądał jak w czasie zajęć Eliksirów gdy tylko czekał, aż Potter popełni błąd.
- Och dobra. To wydrzyj się na mnie! Przepraszam! Nie wiedziałem co robić! To wszystko działo się jakby po za moją kontrolą!
- Czy jesteś świadomy co zrobiłeś?- powiedział tak cicho, że po plecach chłopaka przebiegł zimny dreszcz.
- Wiem! Merlinie Wiem! – wyszeptał, a jego głos się zaczął łamać. – Nie chciałem by dziadek miał kłopoty! – Tym razem to Severus wyglądał jakby nie rozumiał o co mu chodzi. Ale po chwili spoważniał jakby zrozumiał.
- Boisz się, że zamknął Dziadka w Askabanie za naukę nieletniego Czarnej Magii? – stwierdził pytająco. A jego głos był ledwo słyszalnym szeptem.
- Przepraszam! – wyszeptał.
- Powinieneś nam powiedzieć!- kolejny cichy szept. – Do jasnej cholery powinieneś nam powiedzieć co ON z tobą robił! – wyszeptał.
- Ja... – zwiesił głowę. Bo nic nie przychodziło mu do głowy.
- To nie jest dobre miejsce na takie rozmowy! – powiedział w końcu Severus w dalszym ciągu szepcząc.
- Ale dziadek...
- Nic mu nie będzie! Will każdy normalnie myślący człowiek wie, że Tobiasz zna Czarną Magię jak nikt inny! Na Twoje szczęście w twoim rdzeniu magicznym uzdrowiciel nie zauważył zmian wywołanych zbyt wczesnym zapoznaniem się z tą dziedziną Magii. Tobiasz się wykpił w kilka godzin. Powołując się na fakt, że „nie pozwalał" Ci na używanie Czarnomagicznych klątw. Jedynie zapoznawał Cię z nimi, abyś umiał się obronić. Tobiasz już dawno zapomniał o tym problemie i teraz siedzi w rezydencji za pewne ciesząc się w końcu spokojem! I zanim zaczniesz się upewniać czy na pewno nie zamknęli go w Askabanie to w kieszeni mam już dwa listy od niego do Ciebie! – powiedział spokojnie.- Ale fakt, że po nim te informacje spłynęły jak po kaczce nie znaczy, że ja zamierzam to przemilczeć. Czeka nas długa rozmowa synu. Ale nie tutaj. – powiedział oglądając się za siebie. – Nie to doprowadza mnie do szału! - Wiliam mimowolnie przechylił głowę na bok zastanawiając się co innego mogło doprowadzić Severusa do stanu bliskiego zawału. Aż w końcu sobie przypomniał co zrobił. Spojrzał na swoje dłonie z lekkim niedowierzaniem.
- Chodzi ci o ta tarcze, prawda?
- Bingo! Twój intelekt jak zwykle mnie zachwyca! – zakpił.
- Chciałeś mi przerwać!- zaprotestował- Czułem, że to już końcówka. Już tak niewiele brakowało, gdybyś mi przerwał musiałbym to powtórzyć. Do diabła sam mówiłeś, że się nie odczepią do póki nie będzie 100%. A poza tym to nie tak, że zrobiłem to nieumyślnie! Wiedziałem, że mogę utrzymać tarcze i patronusa. Te zaklęcia nie kolidują ze sobą. Przecież wielu czarodziejów potrafi rzucać tarcze ochronne i przeciwzaklecia! Sporo o tym czytałem ostatnio!
- Taki poziom kontroli Magii prezentują aurorzy po szkoleniu! Nie wielu jest czarodziejów którzy to potrafią.
- Ty na pewno to potrafisz.
- Wiliam ja mam czterdzieści lat! Nie piętnaście!
- Prawie szesnaście! – zaprotestował i szybko pożałował, że się wtrącił.
- Wiliam! Zdajesz sobie sprawę co im pokazałeś? Teraz Ministerstwo ma pełna świadomość, że mają pod swoim patronatem piętnastolatka, a przepraszam prawie szesnastolatka, który potrafi łączyć zaklęcia! Ale jakby to było wszystko ! Nie. Wiedzą, że Twoja magia jest zablokowana! Co będzie gdy uzyskasz pełną kontrolę? Jak myślisz jakie wnioski wysnuli?
- Uznają, że jestem niebezpieczny?
- To najgorsza opcja. Wątpię aby chcieli cię napiętnować i zrobić z was wrogów. Nie kiedy trwa wojna. Będą dążyć do tego, abyś był na ich rozkazy. Beda chcieli wykorzystać was w wojnie. Zresztą nie tylko ciebie. Chłopaków pewnie też. Nie na darmo odegrali tą całą szopką!
- Może czegoś nie rozumiem, ale to chyba I tak by się stało. Znaczy wiesz, wiedzą że wypiłem „Przekleństwo" i przeżyłem. Więc chyba spodziewali się, że moja moc wzrośnie. To znaczy. Nie chciałem o tym myśleć, ale gdy wytoczyli wam proces to chyba było jasne, że będą chcieli mieć nad nami jakąś kontrolę. Gdyby tak nie było po prostu wykonali by to co było zapisane w Kodeksie Karnym prawda? Nie bawili by się w jakieś protokoły. Wykorzystali by byle jaki powód by ukarać dziadka i Ciebie!
-Jak na kogoś kto o tym nie myślał, to zadziwiające wnioski. Wiliam jesteś dzieckiem. Wojna nie dotyczy Ciebie. To nie jest coś o czym masz myśleć, analizować, planować. Nic się nie zmieniło. To że wylądowałeś w szkole nie znaczy, że masz zmienić się w pieprzonego żołnierza. Czy cokolwiek ta twoja durna głowa wymyśliła. Jasne? – wysyczał niezadowolony Snape
- Dlaczego nie pozwolisz mi skończyć? Przecież to logiczne! Zrozumiałem to jak usłyszałem o narzuceniu kuratora. Ale nie rozumiem dlaczego jesteś tak bardzo na mnie zły. Przecież nie mam kontroli nad potencjałem magicznym. To nie jest coś co się wybiera, ojcze.
- Bezczelny bachor! – Severus przetarł ze zmęczeniem twarz. – Merlinie nienawidzę jak tracę kontrolę.
- Też tego nie lubię. Ale takie rzeczy się zdarzają. Mi szczególnie. Chyba musimy się dostosować. Z dwojga złego jakoś wolę Ministerstwo niż Voldemorta.
- Jesteś zbyt zadowolony. Ty w ogóle słuchasz co do ciebie mówię? -Przyglądał się Wiliamowi w zamyśleniu i wiedział aż za dobrze, że chłopak opracowuje jakiś tylko sobie znany plan działania. I to go najbardziej obezwładniało. Bo jak do cholery miał uchronić dzieciaka przed samym sobą W końcu miał koło siebie dorosłego, któremu mógł zaufać, a mimo to nawet nie chciał dać mu na to szansy.
- Och już się wybudziłeś! Profesorze powinien mnie Pan poinformować. – Wiliam uniósł głowę na znajomy głos. Szkolna pielęgniarka podeszła do nich.
- Jak się czujesz? – zapytała, a chłopak od razu zauważył, że nie jest wobec niego tak miła jak była wobec Harrego.
- Wszystko ze mną dobrze. – odpowiedział spokojnie. W sumie nie wiedział jak się zachować. Zapytać ją kim jest? – spojrzał na ojca pytająco.
- To szkolna pielęgniarka, Madame Poppy Pomfery. Poppy to mój syn Wiliam. Znając jego upodobania do hospitalizacji dobrze się poznacie.
- Severusie! – upomniała go pielęgniarka.
- Ojciec żartuje proszę Pani. Miło mi Panią poznać.- kobieta przyjrzała mu się odrobinę delikatniej.
- Chciałbym żartować synu. Poppy pierścienie dalej go parzą. Mogłabyś użyć maści z dziurawca? Muszę iść do Dumbledora powiadomić go, że się obudziłeś. Za pewne zechce z tobą porozmawiać i ustalić zasady kurateli. Więc odpocznij póki możesz. – opuścił skrzydło szpitalne jak zwykle powiewając czarnymi szatami. Pielęgniarka odprowadziła go wzrokiem, a później spojrzała na Wiliama.
- Te cholerstwa spowodowały oparzenia 3 stopnia. W jakiś sposób blokują zaklęcia lecznicze. Więc minie trochę czasu zanim ból minie.- Powiedziała przynosząc maść i wsmarowując je w oparzone nadgarstki.
- Nie lubi pani mojego ojca? – spojrzała na niego spokojnie.
- Twój ojciec to bardzo szlachetny i mądry człowiek. – odpowiedź była wymijającą co chłopak od razu wyłapał.
- Ale... Zawsze jest jakieś ale... – powiedział.
- Jesteś bardzo podobny do Anny. – powiedziała zamiast tego.
- Wszyscy to mówią. Dlaczego nie chce Pani odpowiedzieć?
- Bo to nie jest coś nad czym powinieneś rozmyślać. Prześpij się, kochanieńki. Twój Ojciec ma rację, że później nie będziesz miał na to czasu.
- Chodzi o „Przekleństwo" tak? – kobieta zamilkła z ciężkim wetknięciem.
- Po prostu nie rozumiem. Wiedział co stało się z Harrym. Był przy nim cały czas, do samego końca. To było tak straszne, że Dumbledore nawet mi nie pozwolił być przy chłopcu. Dlatego chyba nigdy nie zrozumiem dlaczego dopuścił do tego- machnęła ręką wskazując jego dłonie.
Wiliam zamilkł. W sumie chyba wolałby tego nie usłyszeć. Wolał nie wiedzieć, że ktoś tęsknił za Harrym, że komuś było go żal. To kłamstwo najwyraźniej zraniło więcej osób niż chłopak myślał. I nie chciał słuchać gdy ktokolwiek obwiniał o to Severusa
- To nie ojciec...- powiedział ostro. Zaciskając zęby, ale szybko przypomniał sobie, że za pewne Severus ma rację I będzie widział tą kobietę częściej niż by chciał. Dlatego zmusił się do zrobienia niewinnej miny, która zawsze działa na Syriusza. I to podziałało na kobietę od razu. Jej oczy złagodniały a palce rozmasowujące maść zmniejszyły nacisk.
- Wiem – powiedziała smutno- i tylko dlatego jestem w stanie znieść jego obecność w moim skrzydle... – spojrzała na niego z typowym dla siebie matczynym błyskiem w niebieskich oczach- Wydajesz się miłym chłopcem Wiliamie.
- Dziadek twierdzi, że mam charakter po ojcu. – zażartował, mrugając do niej jednym okiem, postanawiając kuć żelazo puki gorące. Wiedział doskonale, że z Madame Poppy lepiej żyć w zgodzie.
- Teraz Się Prześpij. Ministerstwo na pewno przyśle medyka do ciebie. Ich procedury nie mają litości. Potrzebujesz eliksiru?
- Nie. Zasnę bez. – skłamał bez zająknięcia. Ułożył się wygodnie na poduszkach. Udając, że zasypia. Pielęgniarka przez chwilę krzątała się po Sali. Podeszła do jego łóżka jakby sprawdzała czy Zasnął, a w końcu usłyszał zamykanie drzwi do jej gabinetu.
Odetchnął z ulgą w końcu zaznając chwili spokoju. Jego myśli galopowały od zamartwiania się o to co będzie mogło zrobić ministerstwo, po to jak odnaleźć się w Hogwarcie jako Wiliam. A z drugiej strony wrócił. Wrócił do zamku i najwyraźniej Snape też zamierzał tu być, to sprawiało, że czuł wewnętrzny spokój. Usłyszał, że drzwi się uchylają, więc starał się wyrównać oddech tak aby wyglądało, że śpi.
- Pewnie go uśpili. – usłyszał obcy głos. Jednak nie brzmiał na dorosłego. Zdecydowanie głos należał do jego równolatka.
- Wygląda dziecinniej niż na egzaminach! – Wiliam z trudem opanował złość.
- Bo śpi baranie! Ojciec mówił, że minęło 3 godziny zanim dotarł do granicy. Patrz na jego dłonie. Masakra.
- Na litość przecież to musiało boleć jak cholera.
- Chris to 3 godziny. Tu nawet nie chodzi o zapotrzebowanie energetyczne zaklęcia. To wydaje się nie możliwe. Jakby jego pierścienie nie działały!
- Merlinie czy ty wszystko musisz tak analizować. Spadajmy zanim wrócą. Prędzej czy później go wypuszczą. Wtedy z nim pogadamy.
Wiliam nasłuchiwał ich kroków. Gdy odeszli od łóżka wystarczająco daleko uniósł dłoń I zaryglował drzwi.
- Co jest- zapytał jeden z chłopaków. Wiliam podniósł się na łóżku i już chciał wstać, gdy obaj chłopcy krzyknęli.
- Nie ruszaj się! – Wiliam zamarł w bezruchu.
- Nie schodź z łóżka. Na bank rzucili na nie zaklęcie! Jeśli wstaniesz będą o tym wiedzieć. – Wiliam z niepewnością ponownie rozłożył się na łóżku. Wolałby, aby jego pierwsze swobodne spotkanie z chłopakami inaczej wyglądało.
- Myśleliśmy, że cię uśpili. W sumie dziwne, że tego nie zrobili. – odezwał się brunet. Był wyższy od Wiliama. Jego włosy sięgały ramion i lekko falowały na końcach. Septimus Jonas uśmiechnął się z wyraźnym zakłopotanym i przejechał ręka po włosach, przez co Wiliam mógł dostrzec jego pierścienie. Chłopak szybko ukrył je pod rękawami szaty.
- Wspólne przekleństwo co?- mruknął nastolatek patrząc na dłonie Wiliama. Nastolatek spojrzał na swoje oparzone dłonie i nadgarstki Wysmarowane błyszcząca mazią. I uśmiechnął się zakłopotany uświadamiając sobie jak okropnie wyglądają.
- Musiało boleć...- powiedzial
Christopher był wysokim blondynem. Ani nie szczupłym, ani grubym. Raczej umięśnionym. I Wialam musiał ponuro przyznać, że przy nich wyglądał bardzo mizernie.
- Nadal palą jak diabli...- przyznał. Blondyn bez pytania podszedł i dotknął pierścienie. Syknął zabierając dłoń.
- Nie mogą ich jakoś ostudzić? – zapytał z przerażeniem spoglądając na swoje dłonie. Wiliam wzruszył ramionami.
- Nie wiem... Pewnie gdyby mogli to coś by z tym zrobili... Nigdy się aż tak nie rozgrzały! A przecież minęło już sporo czasu.- umilkł patrząc na chłopaków z zaciekawieniem.
- Od kiedy tu jesteście?
- Od kilku dni... trochę... No trochę na rozrabialiśmy... – mruknął Septimus.
- Nic złego nie zrobiliśmy! – Warknął Chris! – Na pewno nic przez co byśmy zasłużyli na to! – Warknął.
- Siłą Ci ich nie założyli!- Zauważył Will.
- Och zamknij się! – warknął blondyn. Na co Septimus roześmiał się.
- Olej go. Nie jest sobą... Było trochę nerwowo...- spróbował wyjaśnić.- Wiliam kiwnął głową, że rozumie.
- Dla pocieszenia powiem, że u mnie nie jest lepiej. I też tu wylądowałem. Dumbledore z Wami rozmawiał? Mówił jak ma to wyglądać? I co my tu właściwie robimy?
- A jak ma wyglądać. Bez jego zgody nie możemy pierdnąć...
- Chyba nie jest tak źle...
- Dla ciebie na pewno. Twój Ojciec jest tu profesorem. Nie wywalą go tylko dlatego, że ma ograniczone prawa rodzicielskie. Zresztą jest tylko kilku Mistrzów Eliksirów, a większość ma w nosie naukę dzieciaków. Ministerstwo go nie ruszy. Będzie pilnować, aby stary piernik nie przeginał z tobą.
- Tego się boicie, że Dumbledore będzie „przeginał"?
- Już przegina! – Warknął blondyn
- Jestem ciekaw co takiego zrobił, że wzdrygasz się na samo jego wspomnienie...- Wiliam przechylił głowę w szczerym zaciekawieniu. Christopher na wspomnienie Dyrektora reagował prawie tak samo źle jak On na myśl o Voldemorcie.
- On nas wystawi na pewną śmierć. Tak samo jak Pottera. Jesteś gotów umrzeć za ideologię Dumbledora? Bo ja nie!- ton blondyna mówił jasno jak bardzo był wściekły na Albusa Dumbledora.
- Nie zamierzam umierać za niczyje ideologię Christopherze.- na końcu języka miał kilka uszczypliwości, ale stwierdził, że nie może robić sobie wroga z kogoś kto ma tak samo przesrane jak on.
Napiętą atmosferę przerwał szum w gabinecie pielęgniarki. Cała trójka spojrzała w tamtym kierunku.
- Musimy spadać...- powiedział szeptem Septimus.
Jednak chłopcy nie zdążyli wyjść.
Drzwi gabinetu otworzyły się i wyszedł z nich medyk, który był na przesłuchaniu Wiliama i jeszcze jeden mężczyzna.
- Ooo Dzień dobry chłopcy. Już się poznaliście. To dobrze. Wiliamie nie spodziewałem się, że tak szybko odzyskasz przytomność.
- Ja nie spodziewałem się Pana tutaj.- odpowiedział.
- Musimy mieć pewność, że nie zrobiłeś sobie krzywdy. W końcu jesteś teraz podopiecznym Ministerstwa. – opowiedział ze spokojem.
- Wy chłopcy możecie wyjść na chwilę. Przebadam Wiliama. Później na was też rzucę zaklęcie diagnostyczne.- Gdy żaden z chłopców się nie ruszył, medyk uśmiechnął się dobrotliwie.
- No już zmykajcie. – Powiedział do Christophera I Septimusa.
- Nie wyrażam zgody na żadne zaklęcia diagnostyczne. – powiedział Wiliam zsuwając się z łóżka.
- Wróć do łóżka chłopcze. Doznałeś wczoraj poważnego krwotoku. To nie są żarty...
- Gdzie Madame Poppy? – zapytał. Czuł, po prostu czuł, że coś jest nie tak.
- Uzupełnia twoją kartę medyczną. Proszę wróć do łóżka. A wy chłopcy poczekajcie na zewnątrz.
- Nigdzie się nie wybieramy doktorze. – odpowiedział Chris nie ukrywając złośliwego tonu.
- Prawo mówi jasno, że nasz kurator ma obowiązek być przy wszystkich procedurach medycznych jakie mają zostać na nas wykonane. Znamy nasze prawa! – odezwał się Septimus.
- Waszym kuratorem jest Dyrektor największej Szkoły Magii w Europie. Ma wiele ważniejszych spraw niż trójka nastolatków. Wezwał mnie, aby sprawdził stan zdrowia Pana Prince'a i to właśnie zrobimy.- Nawet jeśli tracił cierpliwość nie dał tego po sobie poznać - Doktorze Swinss może Pan przeprowadzić skany na Septimusie i Christopherze. Skoro tak bardzo zależy im na pozostaniu.
Uniósł różdżkę za pewne w chęci rzucenia zaklęcia diagnostycznego. Jednak Wiliam nie zamierzał mu na to pozwolić. Wiedział, że Dumbledore lub ojciec byli by tu gdyby facet przyszedł na ich wezwanie.
Przeżył dość wiele podobnych sytuacji, kiedy chwila zawahania kosztowała go wiele i nie chciał sprawdzać czy tym razem to fałszywy alarm. Biorąc wszystko pod uwagę nie wyglądało to na zbieg okoliczności. Po pierwsze Madame Poppy nigdy nie pozwalała nikomu obcemu zajmować się jej pacjentami! Być może leży spetryfikowana w swoim gabinecie!
Uniósł rękę i wyczarował barierę, aby powstrzymać zaklęcie uzdrowiciela Utrzymał ją góra 3s nie dłużej. Kolana się pod nim ugięły, a z nosa puściła się krew. Był za słaby. Jego magia nie zregenerowała się wystarczająco, aby mógł jej użyć w pełni mocy. Rozejrzał się w panice po Sali szukając dobrego rozwiązania.
- Na Merlina, Panie Prince!- Wydał z siebie zaskoczony krzyk- Chłopcy widzicie, że Wiliam nie jest w formie. Wyjdźcie. Zbadamy go, a później zrobimy szybkie skany u was. – medyk miał minę jakby rzeczywiście martwił się o Wiliama.
Septimus i Christopher popatrzyli na klęczącego Wiliama. Zrobili niepewny ruch w stronę drzwi.
- Nie- wyrzęził Wiliam. Obaj chłopcy zatrzymali się.
- Chłopcy proszę. Widzicie w jakim stanie jest wasz kolega. Musimy mu pomóc. Będziecie przeszkadzać.
- Wiliam chyba naprawdę potrzebujesz pomocy. – powiedział cicho Septimus.
Obaj odwrócili się i pewnym krokiem skierowali się ku wyjściu. Wiliam spróbował ponownie rzucić tarcze. Nic. Tylko więcej krwi... zamknął oczy z rezygnacją. Może rzeczywiście był przewrażliwiony? Może Dumbledore i Severus zaraz tu przyjdą. Ale co się stanie jeśli to nie jest prawda? Na pewno nie był śmierciorzercą. Severus nie dopuściłby do niego żadnego zwolennika Voldemorta. A co jeśli rzucono na niego zaklęcie Imperius. Wczoraj był czysty. Snape na pewno to sprawdził, ale dzisiaj? Przez 16 godzin ktoś mógł na niego go rzucić każdy możliwy urok!
Z przerażeniem patrzył na obręcze na swoich dłoniach. Na Merlina potrzebował tylko trochę magii. Tylko odrobine! Gdyby tylko mógł przesunąć tą pieprzoną granice.
Uniósł rękę. Jedno proste zaklęcie. Jedno które ich unieruchomi myślał błagalnie.
Czerwony Błysk Drętwoty wystrzeliła z jego palców. I był ostatnim co zapamiętał.
~oOo~
-Chce zobaczyć analizy potencjału magicznego dzieciaka z 4 ostatnich lat.- Daniel mierzył Severusa z furią w oczach.
- Obawiam się, że to nie możliwe. -padła spokojna odpowiedź z ust Albusa Dumbledora.
- Z całym szacunkiem Dyrektorze, ale nie rozmawiam z Panem. Na Merlina Snape daje ci jedną jedyną szanse na współpracę. Gdyby nie to, że mam wobec Ciebie dług wdzięczności już wczoraj bym przerwał tą farsę. Masz mnie za idiotę? Czy naprawdę łudziłeś się, że podczas skanu nie wykryje jego wszystkich obrażeń? Znęcaliście się nad nim latami! Serio myślałeś, że to wszystko nie zostawi na nim śladu. Że ja tego nie zauważę?
- Danielu powinniśmy się uspokoić. – Dumbledor spróbował przerwać medykowi.
- Byłem spokojny Dyrektorze. Merlin mi świadkiem, że byłem spokojny. Jednak jeśli mam więcej niż podejrzenie, że ktoś znęcanie się nad dzieckiem to nie będę tego lekceważyć. I proszę mi zaufać, że w ciągu godziny jestem w stanie go stąd zabrać.
- Nikt nie znęca się nad chłopcem! Danielu po co takie nadinterpretacje!
- Dyrektorze ukończyłem szkołę dwadzieścia lat temu. Więc niech mnie Pan nie traktuje jak jednego ze swoich uczniów. Nic co zaobserwowałem u chłopca nie jest nadinterpretacją. Chłopak prezentuje swoim zachowaniem wszystkie symptomy dziecka wobec którego stosowano nadużycia. Skoro miał takie piękne życie na Węgrzech jak próbujecie wszystkim wmówić jakim pieprzonym cudem jest aż tak przestraszony! Wczoraj wyczerpał swoje moce. Doszedł do granicy. A mimo wszystko dzisiaj próbował postawić tarcze! Kurwa, mu się to udało. Krew z niego ciekła jak z zarzynanej świni, a on to miał daleko gdzieś. Więc do jasnej cholery nie wmawiajcie mi, że z dzieciakiem jest wszystko dobrze. – zaczerpną mocno powietrze nim kontynuował - Ostatni raz proszę łagodnie, abyście pokazali jego analizy potencjału magicznego przed podaniem „Przekleństwa Salazara" bo mi się kurwa wydaje, że ten Dzieciak nie powinien go nawet powąchać.
- Jest to niemożliwe.
- Nie jest Pan ojcem Chłopca Dyrektorze!
- Zostałem wyznaczony na kuratora chłopca wiec uważam, że mam prawo decydować o tym kto dostaje tak wrażliwe dane osobowe.
- A ja mam całą listę zarzutów wobec Ciebie Severusie. Naprawdę ograniczenie władz rodzicielski to pikuś. Zadbam o to abyś go już nigdy nie zobaczył. Więc jeśli nie chcesz, abym wykorzystał swoją władze przeciwko tobie to udziel mi tej prostej odpowiedzi. Jaki potencjał magiczny miał twój syn przed wypiciem mikstury.
Dombledore wstał z krzesła, głaszcząc swoją brodę.
- Danielu ta rozmowa zaszła za daleko. Jako kurator chłopca zapewniam cię, że jego ojciec nie stanowi zagrożenia. Kocha swojego syna i mam pewność, że zrobi wszystko co konieczne dla chłopca. Stan Wiliama jest stabilny i nie wymaga opieki medyka. Szkolna pielęgniarka poradzi sobie z tym zadaniem.
- Wy naprawdę uważacie, że stoicie ponad prawem. – stwierdził zszokowanym uzdrowiciel. – Na Merlina na cholerę ja z wami rozmawiam! - Mężczyzna odwrócił się otwierając drzwi do Sali Chorych. Doktorze Swinss jak Chłopiec?
- Stabilny.
- Wyśmienicie. Przygotuj go do transportu. Zabieramy go do Świętego Mungo.
- Nie zrobisz tego. – odezwał się Snape wściekle.
- Oczywiście, że zrobię. Otrzymałem od was więcej niż jeden powód aby zabrać stąd chłopaka.
- Nie masz prawa- powiedział zimno Severus.
- Oczywiście, że mam! A i Swinss jak już przygotujesz Pana Prince'a. Proszę, abyś rzucił skan na Pana Melyflua i Pana Perevelly. I uprzeć ich, że będziesz przychodził do nich na skany bez zapowiedzi. Chce wiedzieć o nich wszystko. Jasne?
- Oczywiście ordynatorze.- cicha odpowiedź młodego Uzdrowiciela.
Medyk rozpoczął rzucanie skomplikowanych zaklęć na chłopca. Severus zacisnął mocno szczęki.
- Porozmawiajmy...- powiedział w końcu.
- Dałem Ci szanse na rozmowę. – padła krótka rzeczową odpowiedź.
- Jesteś dłużny mi przysługę.
- Pamiętam o tym Severusie. Jednak bardzo skutecznie mi uniemożliwiasz jej wypełnienie. Jeśli mam stawiać na szali dobro dziecka, a własny honor. No cóż nie mamy o czym rozmawiać. Jestem więcej niż pewien, że Sędzia podzięki moje zdanie. Nie jest Wam przychylny po wczorajszym, a nie wie nawet połowy tego co ja!
- Proszę...- Medyk zmierzył Snape'a wzrokiem. Stali chwilę mierząc się wzrokiem, aż w końcu uzdrowiciel cofnął się do gabinetu pielęgniarki.
- Severusie, nie mogą zabrać chłopca spod mojej kurateli. – odezwał się ze spokojem Dumbledore.
- Oczywiście, że możemy jeśli uznam, że zdrowie i życie chłopca jest zagrożone. A tak właśnie jest. Chłopak wykończa sam siebie. Pierścienie wstrzymują jego moc. Ale jestem więcej niż pewien, że to za mało. Aby to ustalić potrzebuje jego analiz potencjału co najmniej z lat szkolnych. Wy zawzięcie odmawiacie ich udzielenia. Nie dajecie mi wyboru.
- Chłopak ma nałożoną kuratele. – powiedział Dyrektor
- To tylko nie wielka niedogodność Dyrektorze. W sytuacji zagrożenia życia, mogę zabrać chłopaka pod swoją pieczę natychmiastowo. Przypadkowo Melchior Hedloff odwiedził mnie dzisiejszego poranka. To prawdziwe zrządzenie losu, że postanowił odwiedzić Londyn akurat dzisiejszego dnia! Jest wystarczająco dobrym medykiem by nie tylko zaopiekować się chłopcem w tak ciężkim stanie, ale jestem więcej niż pewien, że zrozumie jego trudną sytuację i zdecyduje się na przyjęcie kurateli. – medyk spojrzał wyzywająco zarówno na Dumbledora jak i na Snape'a.
- Przygotowałeś się- wyszeptał przez zaciśnięte zęby Snape.
- Czego się spodziewałeś po wczorajszym dniu? Kurwa Snape ja wiele potrafię zrozumieć, ale do diabła to twój syn! Obaj doskonale wiemy co się z nim dzieje i nie rozumiem na co do cholery czekasz.
- Nie rozumiesz. – cicha odpowiedź
- Najwyraźniej nie rozumiem! Jak możesz tak bardzo ryzykować? Myślisz, że on to przetrzyma? Przy takim wyniszczeniu organizmu? Pokaż mi te pieprzone analizy. To może coś wymyślę. Bez tego nie ma szans, abyśmy się dogadali.
Nie spodziewanie dyrektor jednym ruchem ręki wezwał skórzaną teczkę.
- Bardzo proszę Danielu. To jest to czego potrzebujesz.
Główny Uzdrowiciel Świetego Mungo przyjął wypełnioną po brzegi teczkę.
- Jednak zanim ją otworzył musisz złożyć Przysięgę Wieczystą.
- Nie widzę powodu.
- Zrozumiesz jak przeczytasz. – powiedział cicho Dumbledore. Daniel McGonagall tylko przez chwilę sztyletował wzrokiem Dyrektora
- Jestem w stanie się na to zgodzić, Severusie? – uniósł swoją różdżkę w kierunki mężczyzny.
- Jako kurator...- zaczął Dyrektor
- Przysługa jaką wykonuje jest tylko spłatą długu wobec Severusa. Więc wybaczy Pan Dyrektorze mój brak kultury. Wolę zabezpieczyć się na przyszłość. – Usta starca zacisnęły się w niezadowoleniu, ale w końcu kiwną głową.
- Oczywiście to zrozumiałe.
Dwaj mężczyźni stuknęli swoje różdżki, a Daniel McGonall złożył wieczystą przysięgę Severusowi. Po czym zasiadł za biurkiem pielęgniarki i zaczął przeglądać zebraną dokumentację. Gdy dobiegł końca spojrzał na Severusa z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Chyba jestem Ci winien przeprosiny. – powiedział po dłuższym milczeniu.
- Mówiłem mój drogi, że Severus jest dobrym ojcem i nie zasłużył na tak okropne oskarżenia. – odezwał się ze spokojem Dyrektor.
- To co teraz wiem, jedynie utwierdza mnie w moim przekonaniu. Jego potencjał magiczny był... Merlinie on bez „Przekleństwa" miał zdumiewający poziom.
- Nie miałem pewności- odpowiedział Severus.
- Severusie on sobie nie poradzi. Jest za słaby.
- Wiliam jest silnym chłopcem. – odezwał się Dyrektor
- Jego ciało jest słabe. Za słabe – odpowiedział medyk.
- Przeczytałeś akta wiesz, że chłopiec potrzebuje magii.- powiedział Albus.
Medyk go zignorował. Spojrzał na Snape z determinacją.
- Severusie do cholery twój syn potrzebuje przede wszystkim czasu! Nie ochronicie go przed samym sobą. To tak jakbyście alkoholikowi postawili butelkę wódki i nie pozwalali jej wypić. Do diabła on ją czuję każdym skrawkiem swojego ciała. Czy tego chce czy nie. Będzie przekraczać granice. Raz za razem. Zawsze znajdzie powód. A im dalej będzie sięgać tym będzie gorzej. To nie może tak wyglądać. Przekroczył półmetek. W tym tępię do końca wakacji pierścienie zniknął, a on na pewno nie będzie w stanie poradzić sobie z pełną mocą! Kiedy pierwsze pierścienie zniknął choćbyś samego diabła prosił o pomoc to już nic nie zrobimy! On tego nie rozumie. Jego zaklęcia są energetycznym samobójstwem! Zrozum to do jasnej cholery!
- Co mam zrobić? Proszę, tłumaczę on nie słucha. Nie zdajesz sobie sprawy jak wiele czasu poświęciłem na tłumaczenie mu jak ma panować nad zaklęciami! – odpowiedział Severus.
- I nie posłucha. To jest coś co było w nim od zawsze. To jego magia. Jego siła. Jego moc. Jego wsparcie. On z tego nie zrezygnuje tylko dlatego, że go prosisz. On z tego nie rezygnuje nawet gdy jego ciało się wykańcza. Coś co było dla niego wsparciem, teraz staje się Przekleństwem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Moc jego Magii wzrosła, ale ciało pozostało tak samo słabe. Nie masz wyjścia. Musi założyć kolejne pierścienie. To niecodziennie, ale były takie przypadki.
- Będzie jak charłak. On tego nie zrobi. Nie zmuszę go, ani nie przekonam. Nie będzie słuchać. Dopóki stwarzał zagrożenie dla otoczenia to był w stanie to zrozumieć, ale teraz? Myślisz, że on zdaję sobie sprawę z tego, że własną magia go zabiją?
- To wolisz go pogrzebać? Tym razem naprawdę?
Severus opadł na krzesło. Chowając głowę w rękach. Całe jego ciało mówiło jak bardzo jest wykończony całą sytuacją.
- Nie widzę innego rozwiązania. Nie przy tak wysokim potencjale. Nikt przy zdrowych zmysłach nie napoił by dziecka „Przekleństwem" przy takich wynikach. Musicie go zmusić.
- Nie można założyć pierścieni przez przymus. – zauważył Severus
- Nie. Chyba, że dziecko ma ustanowionego kuratora. Wówczas pierścienie może założyć kurator. Przecież po to był utworzony ten protokół pierwotnie. Aby mieć władze nad dziećmi które nie chciały dobrowolnie się podporządkować. Macie szanse. Wszystkie warunki są spełnione. Wczoraj została zatwierdzona Pana kuratela prawomocnie. – zauważył patrząc na Albusa
- On mi tego nie wybaczy. Będzie bezbronny. Nie mogę... – powiedział zrezygnowany Severus.
- Jeśli słowa Daniela są prawdziwe to nie ma wyjścia Severusie. Co prawda obawiałem się tego, ale sądziłem, że chłopiec poradzi sobie... widocznie popełniłem błąd. Zbyt wiele przeszedł. Przyniosę pierścienie ze skarbca. – powiedział Albus
- Dyrektorze nie jestem przekonany...
- Poradzi sobie. Miejmy nadzieję, że szybko zdoła opanować podstawy. To zdolny Chłopiec. – odpowiedział spokojnie Albus.
Pół godziny później, Dyrektor delikatnie głaskał chude dłonie nieprzytomnego chłopca, na których połyskiwały podwójne pierścienie Fryderyka.
- Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz mój chłopcze.- odsunął się od łóżka chłopca.
- Moi drodzy muszę was opuścić. To był długi dzień, a obowiązków nie ubywa. Severusie poinformuj mnie jak się wybudzi.
- Oczywiście. Dziękuję Dyrektorze.
- To nie była łatwa decyzją mój drogi. Dbaj o niego. Merlin mi świadkiem, że będzie tego potrzebował. – opuścił salę szpitalna.
Daniel położył rękę na ramieniu Severusa. – Nie miałeś wyjścia.
- Wiem. – Padła pochmurna odpowiedź .- Twój dług...
- Cii daj spokój. Zrobiłeś dla mnie o wiele więcej. Przyda ci się jeszcze taki dłużnik jak ja. Albus ma rację, to nie będzie łatwa droga.
- Przez lata lawirowałem pomiędzy dwoma szaleńcami. Poradzę sobie z szesnastolatkiem.
- Ma Twój charakter...
- Więc dobrze, że znam zasady tej gry lepiej niż on. – odpowiedział spokojnie.
- I jest cholernie szybki...- mruknął Uzdrowiciel rozmasowując kark. Severus spojrzał na niego z lekko kpiącym uśmiechem.
- Po kimś to ma...- odpowiedział lekko nie próbując ukryć zmęczonego uśmiechu.
- Nie chcę Cię martwić, ale jednak jest różnica między szesnatolatkiem, a czterdziestolatkiem...
- W przeciwieństwie do co poniektórych nie wyhodowałem brzucha który by mnie spowalniał...
Medyk klepnął Severusa w plecy w parodii wsparcia. Miał już opuszczać salę, gdy zatrzymał się w drzwiach patrząc na Mistrza Eliksorów z zastanowieniem.
- Severusie... Swinss czy Perevelly?
- Perevelly, ma do niej zaufanie. Chociaż Swinssa też czasem wyślij. Może się wystraszy. – mruknął przecierając oczy.
- Do tego to sam się pofatyguje. Do zobaczenia przyjacielu...
Severus kiwnął głową na pożegnanie. A jego wzrok padł na drobną postać. Modląc się do wszystkich świętości by od tej pory wszystko szło choć odrobinę lepiej...
