Dziedzictwo Merlina
Rozdział 8
- Skoro nie doceniacie tej odrobiny swobody jaką dostaliście to stracicie nawet ją. Skrzaty zostały powiadomione, że nie mogą wam podrzucać nic poza sokiem i wodą. Żadnych napojów rozweselających! Posiłki jecie w Wielkiej Sali! Cała trójka zrozumiano? Spóźnienie lub nie przyjście będzie niosło nieprzyjemne konsekwencje. Koniec z wykręcaniem się od posiłków w Wielkiej Sali. Zrozumiano? Na pokój na naszą prośbę Dyrektor nałożył zaklęcie Ciszy nocnej. 21 jesteście w łóżkach i ani minuty później.
- Co? To nie fair!- powiedział poddenerwowany Chris. Jego ojciec spojrzał na niego ze złością.
- Nie fair to Wy się zachowaliście! Daliśmy wam wolną rękę uznając, że możemy wam zaufać. Wiecie dokładnie jaka jest sytuacja. Wiecie, że Ministerstwo patrzy nam na ręce!
- To wy tego chcieliście! Nie my! W dupie miałem ten eliksir. Wcale tego nie potrzebowałem! To dlaczego to ja mam za wszystko płacić największą cenę! Nie chcę tu być! I mam gdzieś te Wasze durne zasady. – krzyknął blondyn. Perevelly podszedł do syna mierząc go złowrogim spojrzeniem.
- Wybacz bardzo synu, że nie chciałem, abyś skończył jak Mattias. Już zapomniałeś co zrobił twojemu przyjacielowi? Wiesz co by było jakbyś poszedł do Durmstrangu? Konsekwencje „Przekleństwa" chyba nie są dla ciebie aż tak straszne! W końcu chciałeś chodzić do normalnej szkoły. Proszę bardzo marzenie się spełniło. Ale masz ogarnąć ta swoją złość przed pierwszym września. Bo nikt nie dopuści was do zajęć jak będzie ryzyko, że zagrozicie sobie lub innych. A na razie zbieracie same negatywne opinie. Zrozumiano? – wrzasnął.
Po plecach Wiliama przebieg zimny dreszcz. Jakoś łatwiej było znieść złość Severusa. Ci obcy dla niego mężczyźni wywoływali w nim niepokój. A nie dało się ukryć, że w swojej wściekłości przerastali Severusa o głowę, a sądził, że to nie możliwe. Spojrzał na ojca z nadzieją, ale Severus tylko uniósł kpiąco brew. Jakby chciał powiedzieć „ sami sobie jesteście winni" zwiesił głowę. Uznając, że lepiej się nie wychylać.
Jednak gdy zapadła nerwowa cisza, uniósł głowę I przyjrzał się Christopherowi. Jego twarz była ściągnięta w złości i czymś w rodzaju bólu? I dopiero teraz dotarło do Wiliama co usłyszał. Chris znał jednego z chłopaków którego zamordował Voldemort. Być może nawet się przyjaźnili. Mało tego chłopak chciał normalnego życia, a zamiast tego całe życie musiał się ukrywać.
I nagle opanowało go współczucie. Ogromne współczucie wobec obydwu chłopców. Bo jakby on się czuł jakby był na ich miejscu? Jakby wyglądało jego życie, gdyby Voldemort nie zabił Potterów? Czy też by musiał tak żyć? W ukryciu pod Fideliusem? Teoretycznie mając wszystko, a tak naprawdę nie mając nic? Kolejna myśl pojawiła się nagle i była okropna. Jakby się czuł jakby znał Rona, jakby byli przyjaciółmi, a mimo wszystko Ron mógłby chodzić do Hogwartu, a Harry nie. W zamian ciągle słysząc, że to niebezpieczne i lekkomyślne. To dopiero było nie fair!
I w tym momencie Wiliam spojrzał na chłopaków całkiem inaczej. Dopiero teraz uświadomił sobie, że wojna zabrała im tak samo wiele jak jemu.
Dzielili nie tylko konsekwencje „Przekleństwa" , ale także wspólną datę urodzenia. Przepowiednia nie mówiła konkretnie o nim. Tak naprawdę nie mieli pewności , który z nich jest Złotym Chłopcem. Voldemort nie naznaczył Harrego Pottera klątwa zabijająca. Bo gdyby tak zrobił to blizna by nie znikła. Tyle dowiedział się od ojca. Nie wiedzieli i za pewne nigdy się nie dowiedzą co stało się w domu Potterów. Jakim cudem Wiliam przeżył atak. Jednak nie był naznaczony. Przepowiednia nie musiała mówić o nim. Christopher I Septimus też mogli do niej pasować, nawet Naville.
Nagle to co przez tak wiele godzin próbował wytłumaczyć mu Snape nabrało sensu i wcale mu się to nie podobało.
- Jakieś zastrzeżenia? – padło ostre pytanie, które wyrwało Wiliama z zamyślenia. Spojrzał na zebranych w pokoju ze zdziwieniem. Coś musieli powiedzieć. Coś ważnego. Ale nie wiedział co.
- Jakiś problem Panie Prince? – dopiero po chwili dotarło do niego, że Perevelly mówi do niego. Przywykł do imienia, ale gdy ktoś zwracał się do niego po nazwisku jego reakcje nie były naturalne. Przełknął ślinę.
- Nie proszę Pana. Wszystko jasne. – skłamał. Po cichu licząc, że któryś z chłopaków mu powie o co chodzi.
- Za pół godziny widzimy się na błoniach.
Trzech mężczyzn wyszło z pokoju. Wiliam spojrzał na chłopaków niepewnie.
- Co on mówił? – zapytał. Christoper przewrócił oczami, najwyraźniej uznając pytanie Wiliama za kretyńskie i poszedł do swojego pokoju. Za to Septimus położył rękę na ramieniu Wiliama jakby chciał dodać mu otuchy.
- Trafiliśmy do piekła przyjacielu. Prawdziwego piekła.
I Wiliam szybko przekonał się, że Septimus nie wiele się pomylił. To co jego ojciec nazwał „letnim kursem przygotowawczym" było niczym innym jak katorżniczym treningiem.
Było tak jakby ich ojcowie robili wszystko, aby nawet nie pomyśleli o rzuceniu zaklęcia bez ich zgody. O szóstej mieli stawiać się na błoniach, gdzie Melyflua bez litości przeganiał ich po błoniach. I o ile dla Christophera czy Septimusa to była lekka rozgrzewka Wiliam już o siódmej rano modlił się aby pójść spać.
O ósmej było śniadanie.
I nastolatek po raz pierwszy od czasu wybudzenia ze śpiączki czekał na tą porę z niecierpliwością. Zmęczenie fizyczne spowodowało, że w końcu zaczął czuć coś tak podstawowego jak głód.
Po śniadaniu zaczynali zajęcia z Tomasem. Zajmował się urokami i zaklęciami. Zajęcia odbywały się na błoniach. Co było nawet przyjemne. Bo mogli rozsiąść się na trawie wysłuchując wykładu o najważniejszych aspektach danego uroku, a później przechodzili do praktyki. Było tak jakby mężczyzna uważał, że nie są w stanie skupić się wystarczająco długo na jego słowach. Co w sumie mogło być prawdą.
Wiliam bardzo szybko znienawidził te 3 godziny jakie był zmuszony spędzać na tych zajęciach. Ani jeden omawiany urok nie opuścił rąk Wiliama. Za to ciągłe próby wyczarowania uroku aktywowały jego pierścienie. Do tego stopnia, że kończył zajęcia z oparzeniami.
- Zużywasz za dużo energii. Znajdź równowagę. – mówił mu ciągle Tomas, co dla Wiliama brzmiało całkowicie nie zrozumiale. Po dwóch dniach uznał, że Perevelly jest o wiele gorszym nauczycielem od Snape'a.
Od 11 do 13 mieli przerwę. Z reguły padali w swoim pokoju na fotele I nawet się do siebie nie odzywali, aż do czasu kiedy musieli iść na obiad.
Po przerwie obiadowej przejmował ich Melyflua i te zajęcia przypadły Wiliamowi do gustu najbardziej. Czarodziej wyczarował coś w rodzaju labiryntu z pułapkami. Był duży i niemożliwe było przejście go w ciągu jednych zajęć. A każdego dnia musieli zaczynać od nowa. A wyczarowane pułapki tasowały się przez noc. Więc nawet kiedy jednego dnia doszli do połowy labiryntu to drugiego nie mieli pewności czy dotrą do tego miejsca.
To było rewelacyjne. Bo nawet gdy Wiliam nie mógł rzucić zaklęcia mógł wybrnąć z opresji w inny sposób. Jak na przykład czołgając się gdy nie był w stanie zatrzymać zaklęcia które wyrzucało w jego stronę piłki. Jego największym sukcesem było używanie Leviosa do większości pułapek. Przez co po trzecich zajęciach dostał zakaz jego używania.
Po podwieczorku czekało ich Najtrudniejsze Eliksiry. I tu Wiliam stwierdził, że na tym polu jego relacja z ojcem jest tak samo parszywa jak była. Jedyne co go pokrzepiało to to, że chłopacy byli w tym tak samo kiepscy jak on. Co prawda wydawało się, że Septimusowi idzie odrobinę lepiej, ale i tak dostał miano bezmózgiego głąba po tym jak wysadził kociołek.
Pięć dni które spędzili na ciągłych zajęciach lub próbie przygotowania się do kolejnego dnia wypompowało Wiliama nawet z grama optymizmu jaki czuł z powrotu do szkoły. To był koszmar.
Gdy w piątkowy wieczór opadł ze zmęczeniem na kanapę w salonie ojca. Miał ochotę tylko zasnąć. Pierścienie go paliły diabelnie. Nie miał siły ruszyć się, aby sięgnąć po maść łagodząca oparzeniami. Mógłby poprosić Severusa aby mu ją podał, ale zważając na podły nastrój ojca wolał uniknąć kolejnej pogadanki jak durnowato i nie odpowiedzialnie zachowali się w swoim pokoju. Jak bardzo Wiliam zawiódł jego zaufanie i jak bardzo jest głupi narażając swoje już i tak słabe zdrowie. Nie... zdecydowanie nie miał na to siły. Przytulił policzek do małej poduszki i obserwował mały słoiczek. Wiedział, że wystarczy tylko odrobina maści, aby palenie w nadgarstkach ustało. Cztery metry, tyle musiałby przejść. O cztery za dużo... pomyślał ponuro. Zamknął oczy próbując zasnąć. Jednak palenie nie pozwalało mu odpocząć. Znów popatrzył na słoiczek.
„Choć do mnie" pomyślał z rezygnacją. Wiedząc, że to nie zadziała. Schował głowę w poduszkę. To było takie frustrujące! Gdyby nie pieprzone pierścienie mógłby ją przywołać. Wystarczyło by zwykle Accio. Nie musiałby się ruszać. Spojrzał na słoiczek jeszcze raz. Od niechcenia wyciągnął rękę „ Błagam przyleć do mnie" pomyślał z rezygnacją zamykając oczy.
Gdy słoik z impetem wpadł w jego dłoń, aż zaskomlał z nagłego bólu. A później dotarło do niego co się stało. Z wrażenia aż podniósł się na kolana. Patrzył na szklany słoik nie dowierzając.
- WIDZIALEŚ! – wrzasnął uradowany, a Severus uniósł wzrok.
- Widziałem... Choć raz twoje lenistwo na coś się przydało...- powiedział na pozór z ironią, ale na jego ustach pojawił się uśmiech. Tak o to po dziewięciu dniach od założenia pierścieni Wiliam Prince opanował drugie zaklęcie i był z tego powodu cholernie dumny.
Posmarował obolałe nadgarstki, a później z lekką obawą spróbował przywołać kolejną rzecz. Czuł się jakby Gwiazda w tym roku przyszła szybciej. Minęło pół godziny przywoływania wszystkiego co się dało , zanim Severus stracił cierpliwość.
- Długo jeszcze? Wydawało mi się, że jesteś wykończony.
- Jestem, ale patrz! – przywołał kolejna rzecz i uniósł w geście triumfu. Severus przewrócił oczami I jednym zaklęciem odesłał wszystkie rzeczy na swoje miejsce.
- To też ogarnę. Zobaczysz...- mruknął z podziwem na moc zaklęcia ojca. Ziewnął mocno, bo pomimo przypływu adrenaliny był zmęczony. Bardzo zmęczony.
- Wiem, że tak będzie. Jak twoje relacje z chłopakami? – Wiliam wzruszył ramionami. Rozłożył się ponownie na kanapie.
- Mogę tu zostać? Dobija mnie to trzecie piętro. To szczyt chamstwa, aby gonić nas po całym dniu na dół.
- To czysta kalkulacja. Jak jesteście zmęczeni jest większą szansa, że nie wysadzicie lochów.
- Przestał byś kalkulować to i tak nic nie daje!
- Zdążyłem zauważyć. Uprzedź kolegów, że jeszcze jeden kociołek wybuchnie to będziecie je czyścić po zajęciach.
- Nie zrobisz tego! – mruknął ziewając.
- Oczywiście, że zrobię. Zadałem Ci pytanie. Było by miło jakbyś odpowiedział.- chłopak przez chwilę milczał patrząc w sufit.
- W sumie to nie wiem. Nie gadamy za dużo.
- Jakieś spostrzeżenia musisz mieć.
- Septimus wydaje się w porządku. Lubi się przechwalać, ale robi to w taki sposób, że jest to nawet zabawne. Czasem mam wrażenie, że w ten sposób próbuję coś ukryć. Sam nie wiem.
- Może się boi.
- Nie wiem. Może. W sumie to wszystko jest dla nich nowe co nie? Znaczy się Hogwart. Jest piękny, kocham go, ale chyba jest trochę przytłaczający. Tak mi się wydaje.
- Z całą pewnością. A Chris?
- Nie lubię go. On mnie chyba też.
- Dlaczego ?
- Nie wiem. W sumie nie mam powodu. Np. Dzisiaj podczas obrony rzucił mi zaklęcie pod nogi, wypieprzyłem się. Wkurzyłem się strasznie, ale okazało się, że uchronił mnie tym przed lecącym tłuczkiem. Więc w sumie zaoszczędził mi sporego siniaka. – Severus zaśmiał się cicho.
- I co z tym zrobiłeś?
- A co miałem zrobić. Poczekałem na okazję i jak wchodził po skrzynkę to rzuciłem tłuczkiem który wcześniej złapałem wytracając mu ja z uchwytu. Co w sumie też mu uratowało tyłek bo była to pułapka.
- Rozmawialiście o tym co stało się w Sobotę?
- A o czym tu rozmawiać? Dlaczego pytasz?
- Z ciekawości. Jutro przychodzi Davies. To urzędniczka która prowadziła twoje przesłuchanie. – nagle zmienił temat. Wiliam otworzył oczy.
- Czego chce?
- Podobno porozmawiać. Dokładnie nie wiem, ale musisz się pilnować.
- Robię to cały czas. Powoli sam zaczynam wierzyć w tą bajkę... Dziadek pisał. Wydaje się, że za nami tęskni. I cóż pytał się, czy nie potrzebujemy kudłatego kundla.- mruknął
- Obędzie się bez. A ty tęsknisz za domem? – Spytał swobodnie rozkładając się w fotelu.
- Tam mam wygodniejsze łóżko- mruknął wzdychając.
- W końcu- odpowiedział Severus, a Wiliam uniósł zmęczony powieki.
- Co w końcu?
- W końcu przestałeś zaprzeczać. W końcu odpowiedziałeś tak jak powinieneś.
- 10 punktów dla Gryfindoru! – zażartował nastolatek.
- Jeszcze nie wiesz, gdzie Tiara Cię umieści
- Przekonałem ja raz to dlaczego teraz miałoby być inaczej? – mruknął w pół śnie .
- Słucham?
~oOo~
- Wiliam! – Zawołał Mistrz Eliksirów.- Zamierzasz rozwinąć swoją wypowiedz?
Nastolatek jedynie odwrócił się do niego plecami, a po chwili Severus dosłyszał spokojny równomierny oddech. Rozsiadł się w swoim fotelu obserwując sylwetkę syna. Co jeszcze ukrywa? Był dla niego zagadką. Przywołał koc, aby przykryć szczeniaka.
Niespodziewane pukanie przerwało jego zamyślenie. Ruchem różdżki otworzył drzwi.
- Hej!- przewrócił oczami na widok blondynki. Była niereformowalna i chyba jedyna osoba na świecie, która witała go swawolnym „Hej!".
- Śpi? – spojrzała na drobną postać skuloną na kanapie.
- Przed chwilą zasnął. Nie spodziewałem się Ciebie dzisiaj.
- Niezapowiedziana kontrola. Daniel mnie wysłał, chciał mieć pewność, że jutro wszystko pójdzie gładko.
- Mimo wszystko mogłaś dać znać. Nie pozwolił bym mu zasnąć.
- Wiesz, że nie mogę. Ten protokół jest do chrzanu. Myślisz, że się obudzi jak rzucę zaklęcie?
- Wyglądał na padniętego, ale kto go wie? Ten dzieciak to jedna wielka zagadka.
- Chris też nie wyglądał najlepiej. Septimus zasnął na siedząco w trakcie scanu. Co Wy im zrobiliście?
- Wprowadziliśmy w życie zalecenia Uzdrowiciela.- mruknął z złośliwym uśmiechem.
- Nie jestem pewna czy akurat doprowadzenie ich na skraj wytrzymałości było tym co Daniel miał na myśli.
- Wydaje się, że właśnie tego potrzebowali. – Joanna spiorunowała go wzrokiem. – rzucił Accio i powtórzył je kilkukrotnie. To jest duży progres... Septimus z Chrisem też przestali skakać sobie do oczu z byle powodu. Mów co chcesz, ale to działa.
- Nie wiem czy na Chrisa to długo podziała. Szybko się dostosowuje. A co tu dużo ukrywać jego konflikt z Tomasem wcale nie łagodnieje. Mój brat to prawdziwy palant. – zamilkła na chwilę – To co zgadzasz się na scan. Szkoda mi go wybudzać.
- Próbuj, na pewno nie przeklnie Cię zbyt poważnie.- Medyczka przewróciła oczami, ale mimo wszystko użyła najłagodniejszego scanu jaki znała. Chłopak ruszył ręką jakby odganiam natrętną muchę, ale nie obudził się. Gdy zaklęcie straciło swoją moc, Aśka po raz drugi machnęła różdżką. Zaklęcie przebiegło jeszcze raz przez ciało chłopaka.
Severus cierpliwie czekał, aż skończy, ale nauczony doświadczeniem poczuł zaniepokojenie. Według niego dzieciak był w porządku, ale niejednokrotnie już się przekonał, że jego ocena nie koniecznie odzwierciedla to co dzieje się w organizmie Wiliama. W sumie tak częste kontrolę medyków były mu na rękę. Jednak nadal uważał, że Ministerstwo nie powinno dostawać raportów z każdego scanu. Te informacje powinny być tajne. Jednak nie mógł z tym nic zrobić.
- I?
- Nie wiem czy to zasługa pierścieni czy waszych treningów, ale jest poprawa. Duża poprawa. Kortyzol spadł o dwadzieścia punktów, Hemoglobina skoczyła do dziewięciu koma sześć. Nigdy nie miał tak dobrych wyników. Przynajmniej odkąd ja go znam. Taka poprawa w kilka dni? Oby tak dalej.
- A jego magia?
- Wydaje się, że jest pod kontrolą. W sumie było by to dziwne jakby podwójne pierścienie jej nie okiełznały.
- W jego przypadku już nic mnie nie zdziwi. – powiedział podchodząc do barku z alkoholem.
- Masz ochotę? – zapytał.
- Nie mogę. Muszę złożyć raport Danielowi , a on dla DOS. Nie rozumiem czemu nie dadzą im spokoju. To wygląda tak jakby chcieli mieć pełną kontrolę nad nimi.
- Bo chcą.- powiedział upijając alkohol. Joanna zasępiła się. Jednak za chwilę jakby odgoniła pochmurne myśli, a na jej twarzy znów zagościł pogodny wyraz.
- Dobra pójdę już. I na Merlina dajcie im trochę luzy. To tylko dzieciaki.
Severus odprowadził ją wzrokiem do drzwi, a później spojrzał na chuderlawego dzieciaka i jednym zaklęciem przeniósł go do łóżka. Wszyscy musieli w końcu odpocząć.
Wiliama wybudziło chłodne powietrze. Próbował okryć się kołdrą, ale coś zawzięcie mu przeszkadzało. W końcu podniósł się zirytowany, aby ocenić co mu przeszkadza.
- No w końcu! Spałeś jak zabity.
- Chętnie do tego wrócę. – mruknął naciągając kołdrę na głowę. Jednak ona nagle znikła. Spojrzał na ojca wkurzony.
- Wstawaj jest 9 i tak odpuściłem Ci śniadanie. Idź pod prysznic, ubierz się stosownie i przyjdź do salony coś zjeść. O jedenastej ma być Davies. Więc rusz się.
Wiliam zaklął siarczyście nakrywając głowę poduszką.
- Udam, że tego nie słyszałem.- odwrócił się, aby wyjść z pokoju syna, ale coś miękkiego uderzyło go w głowę. Odwrócił się poirytowany.
- W tej chwili!- Padło groźne ostrzeżenie i nastolatek ociężale zwlókł się z łóżka i poszedł do łazienki.
Severus spojrzał na poduszkę i się uśmiechną. Idą w dobrą stronę. Ocenił z zadowoleniem. Rzucił zaklęcie na łóżko, aby wyglądało jak nie używane.
Gdy nastolatek wszedł do salonu był już całkowicie rozbudzony. Severus ocenił jego wygląd i uznał, że najlepiej to skupi się na swojej kawie.
- Coś nie tak? – zapytał niewinnie. Severus uniósł brew.
- Wszystko w porządku. Pasują ci. – Teraz to Wiliam uniósł zdziwioną brew, ale usiadł za stołem zabierając się za jedzenie.
- Nie podobają ci się te ubrania, a jednak je kupiłeś.
- Nie ja je wybierałem. Ale podejrzewam, że sam byś też to wybrał, prawda?
- Nie wiem, może. To kto?
- Aśka. Jest miłośniczka mugoli. Stwierdziłem, że w tym temacie lepiej zdać się na gust kobiety.- Nastolatek popatrzył na swoją koszulkę w zastanowieniu – I jestem więcej niż pewien, że żaden magiczny nastolatek nie chodzi cały czas w szatach.
- No raczej, że nie. Ona dużo ryzykuje. Znaczy wiesz. To chyba nie było mądre mówić jej wszystkiego.
- Nie było, ale nie za bardzo mieliśmy wyjście. Tobiasz jej ufał. A ja nie miałem pojęcia co z tobą zrobić. Moja wiedza o medycynie kończy się na eliksirach. A twój przypadek był, no cóż niecodzienny.- powiedział.
- Więc uratowała mi życie...
- Nie da się tego ukryć.
- Dla mnie to nadal dziwne. Była zima jak byliśmy w lesie, a gdy się obudziłem za oknem była wiosna i wszystko się zmieniło. To dziwne. Znaczy jak się nad tym zastanawiam to wydaje się to niemożliwe. A jednak!
- Wiliam twoje życie wywróciło się do góry nogami,ale Świetnie sobie z tym radzisz. Zadziwiająco dobrze.
- To komplement czy obelga? Wiesz nie zawsze rozróżniam.
- Błazen. – Severus przewrócił oczami.
- Nie jest tak źle...- mruknął, a Severus pogubił się w logice jego wypowiedzi.
- O czym mówisz dokładnie?
- O tobie. O nas. Wiesz ja dużo myślałem o tym. Znaczy, miałem na to dużo czasu. Przed. I nawet myślałem w lesie aby ci powiedzieć.
- To dlaczego tego nie zrobiłeś? – nastolatek wzruszył ramionami.
- Przecież myślałem, że to i tak nic nie zmieni. To po co miałem Ci psuć humor.
- dalej nie rozumiem. – mruknął znad kawy.
- Pomyślałem, że pewnie czułbyś się zobowiązany być smutny czy coś. No wiesz chyba jest inaczej kiedy umiera wkurzający uczeń, a inaczej gdy on okazuje się twoim synem.
- Byłbym zmartwiony twoja śmiercią tak czy inaczej. Dzieci nie powinny umierać.
- Ale umierają. – mruknął ponuro. Severus przyjrzał się drobnej twarzy. Myśli chłopaka pofrunęły za pewne w kierunku Cedrika. Był tego pewien. To nie był dobry czas na rozdrapywanie dawnym ran. Nie kiedy DOS nie długo ma go przepytywać.
- Wiliamie- wyrwał chłopca z zamyślenia. Zielone oczy spojrzały na niego pytająco.
- Jestem szczęśliwy, że żyjesz i jesteś moim synem – Chłopak obserwował go przez chwilę, a po chwili Severus mógł zaobserwować moment gdy zakładał maskę.
- No wiesz, bycie dziedzicem czarodziejskiej fortuny nie jest takie łatwe. –spojrzał na zegarek i poderwał się z krzesła. – chyba musze już iść. – Ze stołu zgarnął dwa jabłka.
- Moglibyście już znieść ten durny zakaz.- powiedział wycierając owoc o koszulkę.- Skrzaty nie chcą nam nic przynosić. Na raz nie zjem za dużo, a za godzinę już jestem głodny.
Severus spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Mówisz serio czy próbujesz załatwić sobie kremowe?
- Lubię kremowe! Ale jak jesteście tak bardzo negatywnie do niego nastawieni to jakoś to zniosę. Mówię poważnie jestem głodny. Jakbym z rok nie jadł.- mruknął gryząc jabłko. Severus uniósł brew. To była zadziwiająca zmiana.
- Od kiedy czujesz głód? Już w poniedziałek zjadłeś całe śniadanie.
- Patrzysz na to co jem?
- Już o tym rozmawialiśmy. Oczywiście, że zwracam na to uwagę. Co się zmieniło? – zadał pytanie, bardziej aby gówniarz zastanowił się nad tym co powiedział niż aby udzielił mu odpowiedzi.
- To te Wasze treningi. Mecze się... – powiedział.
- Syriusz też starał się Cię męczyć. Naprawdę zakup miotły miał wiele powodów. To nie była tylko nagroda...- powiedział Severus. Pozwalając by chłopiec to przemyślał. Kolejny gryz jabłka, a spojrzenie Harrego nagle zatrzymały się na pierścieniach.
- Myślisz...
- To jedyne logiczne wytłumaczenie. wczoraj Aśka zrobiła ci skany. Twoje wyniki w końcu drgnęły w naprawdę dobrym kierunku. Dostawałeś końskie dawki odżywczego, a po prawa była nieznaczna. Więc tak. Myślę, że odzyskałeś apetyt dzięki pierścieniom. Zahamowały twoją moc, która najwyraźniej wyniszczała twoje ciało jeszcze bardziej niż zakładaliśmy. To dość przerażające...- powiedział ze zmarszczonym czołem.
- Porozmawiam ze skrzatami. Ale posiłki w wielkiej Sali dalej są obowiązkowe.
- Tak jest... a kremowe? – zaryzykował nastolatek
- Niech Ci będzie, ale tylko w sobotę. – nastolatek zawahała się przy drzwiach.
- Coś jeszcze?
- No wiesz ta godzina nocna... Przecież to porażka! Jak ja mam ich poznać jak musimy siedzieć zamknięci w swoich pokojach.
- Macie spać... – powiedział ze złośliwym uśmiechem. Wiliam spojrzał na niego z uniesione brwią.
- Porozmawiam o tym z Perevelly. I Melyfluą. Cisza nocna dotyczyła bardziej chłopaków niż ciebie. To nie był pierwszy raz jak skoczyli na siebie. Jednak może zgodzą się na 22. Co nie zmienia faktu, że potrzebujesz snu. Pamiętaj o tym.
Nastolatek zasalutował żartobliwie, miał już rękę na klamce, ale zawahał się z ich otwarciem .
- Wiesz, to nawet fajne. Znaczy fajnie mieć tatę. – wymamrotał pod nosem. Severus uśmiechnął się.
- Idź już. Davies nie długo powinna być.
Nastolatek z uśmiechem opuścił komnaty ojca.
