Przekleństwo Salazara

Rozdział 1

„Diabeł wymyślił młodość byś popełniał błędy... Bóg wymyślił dojrzałość byś mógł za nie zapłacić..."

Czarna postać na chwilę zatrzymała swój szaleńczy pęd. Zrobiła to by spojrzeć na budynek do którego zmierzał.

Czarny Dwór...

Miejsce kaźni jasnych czarodziejów. Ostoja dla tych, którzy wielbią Czarną Magię.

Budowla było wzniesiona w szesnastym wieku przez ówczesnego Czarnego Pana i tak przechodziła z rąk do rąk tych, którzy łaknęli niewyobrażalnej mocy i absolutnej władzy.

Z kolei mężczyźnie ubranemu w szaty Śmierciorzercy wielkie zamczysko otoczone mgłą magiczną kojarzyło mu się obecnie z porażką. Jego błędem, zgubą i hańbą.

To tu dwadzieścia lat temu upadł przed Czarnym Panem błagając o Znak. To tu zaofiarował mu swoją lojalność, siłę i potęgę. To tu chciał znaleźć zrozumienie, a stał się niewolnikiem. Nic nie znaczącym piąkiem na szachownicy dwóch Panów. To tu stracił godność.

Musiał zapłacić za naiwność i kretynizm. Musiał odpokutować swoje błędy młodości. I najwyraźniej godzina pokuty wybiła właśnie dzisiaj.

Severus Snape'a poprawił swoją maskę i ruszył przez mgłę. Czarna Magia otulała go niczym matka. Lubił ją. W przeciwieństwie do znacznej części magicznego społeczeństwa, uważał ją za piękną. Władanie Czarną Magią wymagało gracji, szacunku, a jednocześnie trzeba było być pewnym swego wyboru. Ona nie wybaczała błędów. Gdy ktoś pragnął ją poznawać musiał się zgodzić z tym, że to ona była Królową. Trzeba było się jej podporządkować, a jej władza była brutalna. Znaczną część Śmierciorzerców których Severus znał oddało się jej bezkreśnie. Nawet nie zauważając, że tracą przy tym rozum. Jednak On, Severus Snape nie zaliczał się do nich.

Dla niego Czarna Magią była sztuką, która wielbił, ale nie oddawał jej swojego serca i rozumu. To on nad nią panował. Była mu poddana. I dlatego za pewne jeszcze nie postradał rozumu. A może się mylił? Może każdy myśli i czuje tak jak on. Bo kim on niby jest, aby wywodzić tak roszczeniowe wnioski?

Wszedł do budynku pokonując ciemne brudne korytarze. W mniemaniu Severusa Lord Voldemort mógłby wysłać skrzaty, aby je uporządkowały. Nie lubił brudu i chaosu. Jednak to nie on jest tu Panem. Więc jedyne co mu zostało to zacisnąć zęby z obrzydzenia, gdy przychodziło mu klękać na oblepionej brudem podłodze. A być może wszechogarniający brud jest właśnie naumyślnie utrzymywany? Aby takim jak on udowadniać, że dla Czarnego Pana są niczym innym jak brudem na podeszwie. Bo na pewno nie są dla niego niczym innym. Są sługami... Niewolnikami... Głupcami... Oddali szaleńcowi swoją wolność, moc i potęgę.

On Severus złożył w dłonie tego szaleńca swoją przyszłość i cóż z tego miał?

Odgonił pochmurne myśli. To przeszłość. Bo o to nadszedł dzień, gdy odzyska swoja wolność. Bo był tylko pionkiem w panującej wojnie a każdy pionek prędzej czy później musi zostać usunięty z szachownicy.

A wszystko za sprawą małego idioty Potterów. Chłopca Który Przeżył. Marionetki Dumbledora. To dzięki temu butnemu szczeniakowi zakończy swoją długą drogę do odkupienia. W zasadzie odkąd ten smarkacz wszedł do Wielkiej Sali patrząc na wszystkich z wyższością tymi swoimi zielonymi oczami i czupryną po ojcu Severus Snape wiedział, że to właśnie On jest punktem kulminacyjnym jego nędznej egzystencji. To w tym szczeniaku pokładał nadzieję, że prędzej czy później Severus będzie musiał oddać za niego swoje życie.

Co prawda liczył, że odbędzie się to w bardziej sprzyjających warunkach. Jeśli już ma robić z siebie idiotycznego bohatera to chociaż jego obiekt ocalenia mógłby przeżyć, ale najwyraźniej Severus w dalszym ciągu pokładał w szczeniaku zbyt duże pokłady nadziei.

Harold James Potter zwany przez wszystkich „Chłopcem Który Przeżył" okazał się po raz kolejny bezmózgą kreaturą. Jednak niczego więcej się po nim nie spodziewał. Jeśli miał przewidzieć jak będzie wyglądał ostatni dzień życia Małolata to jego opis idealnie by pasował do wydarzeń dzisiejszego dnia.

Brawurowy Mecz, salwy pochwalne na jego cześć i idiotyczny pomysł opuszczenia bezpiecznych granic szkoły w celu zdobycia alkoholu. To wszystko co zrobił było tak Potterowskie. Tak bardzo w stylu tego gbura Jamesa... Jabłko pada nie daleko od jabłoni. I Harry tak jak i jego ojciec umrze przez swój brak roztropności zdecydowanie zbyt wcześnie.

Severus zrobi co może. Naprawdę nie zamierza skazywać smarkacza na śmierć bez podjęcia próby jego ratunku, ale szczerze? Był realistą... Nie mieli szans. Nie tu... Nie w Czarnym Dworze. Nie otoczeni najpotężniejszymi Mrocznymi Osłonami, których poświata rozprzestrzeniała się na kilometr od dworu. Do tego miał pewność, że w Dworze jest co najmniej czterdziestu Śmierciorzerców różnej rangi i cały wewnętrzny krąg. Bez szans...

Była jakaś złudna nadzieją, że smarkacza tu nie ma. Przynajmniej Dumbledore wygłasza swoją nadzieję, że Harry uciekł z Pubu Pod Trzema Miotłami i ukrył się gdzieś. Ta nadzieją była jeszcze bardziej naiwna niż wierzenia w Przepowiednie Tranwey. A Severus nie był naiwny. Wiedział doskonale, że Młody Potter jest Gryffonem z krwi i kości, nawet jeśli oznaczało to jego zgubę. Ale nawet gdyby jakimś pieprzonym cudem w smarkaczu obudziłby się instynkt samozachowawczy to i tak nie miałby szans. Śmierciorzercy zmietli Pub z powierzchni ziemi. Wybili wszystkich, którzy byli wewnątrz i tych którzy ruszyli na pomoc z zewnątrz. To była rzeźnia. Jednak w śród porozrzucanych ciał nie było Pottera. Wniosek był prosty. Zabrali chłopaka do swego Pana.

A jest wiecej niż pewne, że Czarny Pan nie będzie popełniał tych samych błędów i nie będzie próbował walczyć z chłopcem. Dziedzictwo Salazara i Dziedzictwo Gobryka nie będzie się ponownie ścierać. Tym razem Lord Voldemort zrobi coś co szybko zlikwiduje jego nemezis. Chłopak przeżył dwukrotnie. Trzeciego razu nie będzie... Chyba, że Severus coś wymyśli... Awaryjny Świstoklik który miał zawieszony na szyi nagle mu zaciążył.

Severus wszedł do Wielkiej Sali balowej. Kiedyś odbywały się tu ogromne pełne przepychu przyjęcia przepełnione cichymi konspiracjami. Jednak to były dawne dzieje. Ta sala nie słyszała dźwięków muzyki od stuleci i Severus w duchu dziękował, że Lord Voldemort nie lubował się w tego typu atrakcjach. Jego rozrywki były bardziej krwawe...

Pierwszy krąg Smierciorzerców roztopił się robiąc mu przejście, to samo uczynił drugi to samo uczynił trzeci. Severus nim zajął swoje miejsce w Wewnętrznym Kręgu, upadł na kolana nisko schylając głowę przed Dziedzicem Salazara Slytherina. Po chwili uniósł głowę patrząc na gadzią twarz. Gdzie się podział ten silny Mag co go zwiódł? Gdzie jego piękno, charyzma, potęga?

Gdy Severus padł przed nim na kolana po raz pierwszy dwadzieścia lat temu Czarny Pan emanował wszystkim tym czego każdy Czarodziej pragnie. Uwiódł wielu wzniosłą ideologią. Zwiódł osiemnastoletniego Severusa. Tak wiele nadziei pokładał w tym człowieku. Wiary w lepsze jutro! Wyrzekł się wszystkiego co znał. Wyrzekł się swojego dziedzictwa, ojca, nazwiska. Odziewając swoje nastoletnie wówczas ciało w szaty Śmierciorzercy, przyodział szaty człowieka upadłego. Bo kim się stał? Nikim... Był nikim. Upadł tak nisko...

Delikatne skinienie głowy dało mu znać, że ma zająć miejsce w szeregu. Severus nie był idiotą i wiedział, że swoje wysokie miejsce zajmuje tylko przez swoje pochodzenie. Z zaufaniem nie miało ono nic wspólnego.

Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Lord Voldemort właśnie tą zasadę wyznawał. Zwłaszcza, gdy „wróg" sam padł przed nim na kolana i błagał o naznaczenie. Był takim idiotą... Pamiętał doskonale spojrzenie ojca, gdy siła zdarł z niego koszule odsłaniając obrzydliwy tatuaż. Szok I niedowierzanie szybko zamieniło się w kpinę. „ Twój wybór! W końcu jesteś już dorosły. Tylko nie przychodź do mnie po pomóc!". To było ostatnie zdanie jakie usłyszał z ust ojca. To był ostatni raz, gdy go widział. Dwadzieścia lat!

Dzień po tym spotkaniu Severus udał się do Ministerstwa raz na zawsze zmieniając swe nazwisko. Wyrzekając się swojego ojca i wszystkiego co sobą prezentował. To był początek jego końca.

Severus pamiętał spojrzenie zarówno urzędnika jak i rodzinnego prawnika, gdy składał swój podpis pod dokumentami. Ojca przy tym nie było. Za pewne nie miał czasu, jak zwykle wysłał Xaviera, aby go reprezentował.

To wtedy Severus Eksaliasz Prince* stał się Severusem Snapem. I stał się tak bardzo nijaki jak jego nowe nazwisko. A list napisany przez jego ojca który otrzymał wówczas od Xaviera do dziś dnia leży z nieprzełamaną pieczęcią.

- Moi towarzysze! – Po Sali rozniósł się głos Czarnego Pana.- Za pewne już wiecie co jest powodem dzisiejszego spotkania! Tak plotki jakie krążą między Wami są prawdziwe! Harry Potter został pochwycony! A Ci którzy za chwilę go tu wprowadzą zostaną nagrodzeni. Moi wierni towarzysze! Wprowadzić więźnia!

Severus uniósł głowę śledząc uważnie drzwi. Dwóch Śmierciorzerców wlekło nieprzytomne ciało. Bez wątpienia był to Potter. Bez okularów, z posiniaczoną twarzą, ale Potter. „A niech Cię szlak, smarkaczu!" Pomyślał patrząc jak śmierciorzercy rzucają ciało pod nogi ich Pana.

Czarny Pan kopną chłopca odwracając go na plecy. Ciche „Rennevate" przywróciło chłopcu świadomość.

Cichy jęk wydarł się z gardła chłopca podkulił nogi z trudem się na nie zwlekając. Staną a jego Zielone spojrzenie utkwiło w Czerwonych.

- Witaj, Gadzino...- wypluł. A Severus nie mógł się powstrzymać przed przewróceniem oczami. Ten smarkacz na prawdę nie ma za grosz instynktu samozachowawczego. W tym samym czasie Lord Voldemort spoliczkował chłopca posyłając go na ziemię. Chłopak ponownie zwlókł się z ziemi. Ocierając spływająca krew z rozciętych ust. Za pewne jeden z pierścieni Lorda go zranił. Wyprostował dumnie plecy, unosząc zapuchnięta twarz.

- Czy to nie Mugolskie zachowanie Tom? Czyżbyś bał się, że twoja różdżką znów Cię zawiedzie? Tak jak w trakcie naszego ostatniego spotkania?

Czarny Pan podszedł do chłopca wierząc jego twarz w silnym uścisku.

- Masz tyle do powodzenia drogi chłopcze. Byłbyś rozkosznym rozmówcą, gdyby nie jeden mały szczegół. Twoje odwiedziny delikatnie pokrzyżowały moje plany na dzisiejszą noc. Więc wybacz, że nie będę przeciągał naszego spotkania!

- Rajd pełen trupów i krwi nie może czekać...- zakpił nastolatek.

- Dokładnie Maleńki. Dokładnie... A to wszystko będzie przesiąkniętą przerażeniem związanym z twoja niechybną śmiercią. Wiesz od naszego ostatniego spotkania wiele o tobie myślałem. Zwłaszcza o tym jak wielkim czarodziejem mógłbyś być. Gdyby nie twoja szlamowata krew! Gdyby twój ojciec nie zhańbił swojego dziedzictwa... Byłbyś wielki. Ale nie jesteś. Jesteś nieczysty. Brudny... Jesteś wszystkim tym co mnie obrzydza...

- No popatrz ja o tobie myślę identycznie. Z tym, że twój wygląd za pewne obrzydza nie tylko mnie!- wypluł chłopiec.

- Krew... Krew ma znaczenie wiesz? Chociaż Ty lubisz myśleć, że ona nie ma znaczenia. Jednak się mylisz. I za chwilę dowiesz się na czym polega różnica... A razem z tobą cały ten plugawy Świat przypomni sobie o Tym. Wnieście miksturę!

Severus obserwował śmierciorzercę niosący na tacy fiolkę wypełniona zielono- srebrną połyskującą miksturą. Severus wiedział czym to jest. Merlinie sam to uwarzył. Sam tworzył to tygodniami. Nie rozumiejąc po co... Jednak jego Pan miał taki kaprys. Takie życzenie. I on uwarzył starożytny Eliksir. Nawet był go ciekaw. Od dawna. Może od zawsze? Jednak nigdy nie otrzymał pełnej receptury. Była zakazana i ukrywana najlepiej jak się da. Był pewien, że jego ojciec zna pełną recepturę, ale ukrywał ją przed nim. Za pewne w obawie, że nastoletni syn uwarzy ten srebrzysty dar Salazara. Severus nawet nie próbował sam siebie oszukiwać, że gdyby uzyskał recepture wcześniej to by z niej nie skorzystał. Oczywiście, że by to zrobił. Każdy Mistrz Eliksirów chciał poznać tajniki warzenia mikstury która zmieniła ich świat. Każdy bez wyjątku... Jednak Severus otrzymał taką możliwość dopiero nie dawno. I przyłożył się do niej. Była idealnym odpowiednikiem opisanej pradawnej mikstury. A teraz ma być użyta. Na chłopcu...

Merlinie na chłopcu, który był odpowiednim wieku, aby ją skosztować i przeżyć, ale...

Jego krew nie jest czysta. Jego matka była szlamą, a to oznacza jedno. To nie będzie Dar. To będzie Przekleństwo!

Na srebrzystej tacy stało „Przekleństwo Salazara". Przekleństwo Magicznego Świata. Zgubą czystej krwi. To ta mikstura odpowiadała zarówno za rozwój ich świata, ale także za to, że Czarodziejów Czystej krwi pozostało tak mało.

Ten srebro- zielony płyn mógł dać moc jakiej nikt nie znał, ale mógł przynieść zgubę. Jednak dla „nieczystych" przynosił tylko cierpienie, katusze, a w efekcie końcowym śmierć.

Młody Potter wpatrywał się w fiolkę z przerażeniem. Było więcej niż pewne, że nie wie co Czarny Pan mu pokazuje. Obecne pokolenie nie zna tego Eliksiru. Jest zakazany. Żaden szkolny podręcznik o nim nie wspomina.

„Przekleństwo Salazara" jest Czarną plamą w historii ich Świata. Większość chce o nim zapomnieć raz na zawsze... Jednak Potter nie musi znać całej historii tej diabelskiej mikstury by zrozumieć co Czarny Pan chce zrobić.

Gdy chłopiec zrozumiał co go czeka szarpnął się z silnego uścisku Czarnego Pana.

- Przytrzymajcie go! – zażądał Czarny Pan. A później jego oczy spojrzały na Severusa.

- Severusie... – zaczął swój wywód.- Za pewne nie wybaczyłbyś mi, gdybym odebrał Ci możliwość czynienia tego honoru.- mruknął Czarny Pan robią krok w tył. Dając w ten sposób znać, aby zajął Jego miejsce.

W głowie Severusa huczało. Nie tak wyobrażał sobie dzisiejsza noc. Nie w ten sposób. Szczerze liczył na okropne tortury, które dały by mu czas na opracowanie drogi ucieczki. Jednak teraz? Teraz gdy był otoczony armia Voldemorta. Teraz gdy wszyscy patrzyli mu na ręce nie bardzo wiedział jak ma wybrnąć z tej opresji. Bo nawet jeśli się sprzeciwi. To fakt zginie, ale to nie uratuje Pottera. Jeśli On nie napoi chłopca trucizną zrobi to ktoś inny!

Ale jeśli go napoi chłopiec umrze... Nie ma antidotum. Nie ma ratunku. Jest drugi etap „przejścia" . Drugi eliksir. Ale do niego jest niezbędna krew rodziców lub bliskiej rodziny. Chłopak nie ma żyjących bliskich. A nawet jeśli by miał jego krew jest brudna! Nie jest czarodziejem czystej krwi! A w drugiej fazie to właśnie czystość krwi ma znaczenie! Bo tylko czarodziej z czysto krwistym pochodzeniem ma prawo to przeżyć!

Podszedł do Pana przyjmując fiolkę. Odruchowo zamieszał ją sprawdzając klarowność i gęstość. A później spojrzał w zielone oczy. Spojrzenie, które mówiło wszystko co chłopiec o nim myślał. W tej chwili nawet sam musiał przyznać, że niżej upaść już nie mógł. Zabije dziecko! Ale to nic... On skazuje tego chłopca na wielotygodniową mękę! Ta mikstura spowoduje, że będzie konać w katuszach!

Jednak jeśli chłopak to wypije, a on przekona Czarnego Pana by pozwolił mu zabrać chłopca do Hogwardu, będzie miał czas na szukanie ratunku! Na wszystko jest antidotum! Na wszystko! Więc i na to.

- Zdrajca...- wychrypiał z obrzydzeniem nastolatek. W jego oczach był niewyobrażalny ból, rozczarowanie i żal?

Chwycił twarz chłopca sprawnie wlewając miksturę w jego usta. Chłopak walczył ile tylko miał siły. Próbował wypluć truciznę. Jednak nie mógł. Severus przytrzymał jego szczękę w unieruchomieniu. Chłopak trzymał miksturę w ustach, nie chciał jej połknąć. I Severus wcale mu się nie dziwił. Czarny Pan z rozbawieniem obserwował ich szamotaninę. Podszedł do chłopca dwoma palcami ściskając jego nos. Brak możliwości oddechu zmusił chłopca do przełknięcia substancji.

Tyle... Po wszystkim.

Severus z trudem powstrzymał się przed zamknięciem oczu. Patrzył na przerażonego chłopca. On nawet nie wie co dokładnie go czeka. Jak wielkiego bólu zazna. On jeszcze tego nie wie. Jednak Severus wiedział i szczerze nienawidził się za to co uczynił!

- Skoro mamy to za sobą i mamy pewność, że Pan Potter nie będzie więcej sprawiać nam problemu, przejdźmy do najważniejszego punktu naszego spotkania! – wykrzyknął Voldemort. Severus zamrugał w niezrozumieniu.

- Panie?- zapytał

- Zabierz chłopca do Szkoły Severusie. Niech Dumbledore nacieszył się swoim chłopcem. To będzie intrygujące jak sam będzie przedłużał męki chłopca w nadziei odnalezienia ratunku! Intrygujące! – Zadrwił. – Ruszaj- ponaglił sługę.

Severus spojrzał na Pottera. Mikstura powoli zaczynała siać spustoszenie w jego organizmie. Jego wzrok stał się mętny. Upadł jak tylko śmierciorzercy go puścili.

„Merlinie co ja zrobiłem!"

~oOo~

Teleportował ich do zakazanego lasu. Puścił ciało nastolatka, który upadł na ziemię i zwymiotował. Teleportacja dla dzieci nigdy nie była łagodna. Tym bardziej dla otrutych dzieci.

- Potter?- nic cisza tylko ciężki oddech. Severus przeklął w myślach.

Przekleństwo Salazara była jedna z najokrutniejszych znanych mu trucizn, bo była stworzona z myślą o dzieciach. Salazar Slyterin stworzył ją z zamiarem sprawdzenia czystości krwi swoich wnucząt. Zasada działania trucizny była prosta. Dziecko, które ją wypiło najczęściej umierało w drugim tygodniu po jego sporzyciu czasem szybciej. W zależności od wieku i rozwoju magicznego rdzenia. Dla maluszków była bezbolesna nie pozostawiała żadnych skutków ubocznych po podaniu drugiego eliksiru. Im dziecko było starsze tym skutki trucizny były gorsze. Liczył się też czas podania drugiego eliksiru. Najkorzystniej dla dziecka było podanie drugiego eliksiru trzy, cztery godziny po wypici trucizny. Największy haczyk trucizny polegał na ewentualnych plusach. Gdy dziecko otrzymało drugi eliksir z krwią rodziców lub dalszych członków rodziny i okazywało się ze jest czystokrwistym dziedzicem cechy charakterystyczne rodu się wzmacniały. Natomiast , gdy okazywało się, że dziecko jest bękartem szlamy lub czarodzieja półkrwi umierało w katuszach. Co miało być karą dla jego matki za splamienie honoru rodziny.

Przez stulecia od stworzenia receptury, czarodzieje czystej krwi stworzyli z niej prawdziwe narzędzie tortur dla szlam. Harold Wilhelm Potter będąc Ministrów Magii w latach siedemdziesiątych wprowadził zakaz ważenia tejże trucizny. Za samo uwarzenie jej groził Azkaban. A za użycie jej na dziecku, pocałunek Dementora. Czy nie było ironią, że trzydzieści lat później ma zginąć od niej jego wnuk?

- Potter?- Severus delikatnie dotknął ramienia chłopca. Nastolatek spojrzał na niego swoimi wielkimi zielonymi oczami.

- Wszystko w porządku Profesorze...- Zadrwił z obrzydzeniem. Jego twarz była blada, lewe oko już zaczynało puchnąć.

Nic nie jest w porządku! Pomyślałam Severus z rozpaczą.

- Musimy iść do szkoły.- ponaglił nastolatka. Jednak ten nie zareagował. Oparł się o pobliskie drzewo patrząc w niebo. Jego oddech był ciężki.

- Potter!- ponaglił go.

- Odpierdol się! – wrzasnął, gdy Severus podszedł by chwycić jego ramię.

- Potter Musimy iść.

- Ale po co? Gdyby był ratunek to wówczas by mnie nie uwolnił!. – Severus nie mógł temu zaprzeczyć. Jednak patrząc na drobną postać nie mógł i nie chciał sie z tym pogodzić. Gdyby chociaż mieli szansę na walkę. Gdyby udało się znaleźć jakieś wyjście awaryjne.

Jednak nie bez powodu był Mistrzem Eliksirów, znał się na truciznach jak nikt inny i wiedział, że ta jedna jest ostatecznym wyrokiem. Nie ma odwrotu...

Głowa nastolatka nagle opadła. Severus z bijącym mocno sercem sprawdził puls i źrenice dzieciaka.

Wszedł w pierwszy etap. Trucizną zaczyna pokazywać swoją moc.

Droga do Hogwardu nigdy jeszcze nie wydała się tak długa. Ciało nastolatka było tak lekkie. Zbyt lekkie jak na piętnastolatka. Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale Potter był mały, nawet bardzo mały jak na swój wiek. Gdyby była szansa zmusiłby smarkacza do wykonania kilku niezbędnych badań, ale czy w tej sytuacji fakt niskiego wzrostu i jeszcze niższej masy ciała miało jakiekolwiek znaczenie? Skoro żywot dzieciaka miał się skończyć w przeciągu kilku dni?

- Na Merlinie Severusie udało Ci się!- Minerwa była pierwszą osobą, która ich dostrzegła, gdy wszedł do ambulatorium. Bez słowa położył nieprzytomnego nastolatka na łóżku.

- Harry! – Black podbiegłem do łóżka- Co oni mu zrobili!

Oczy Blacka ziały szaleństwem. Kochał tego małego kretyna, ba dla Syriusza dzieciak Jamesa był jak własny syn. Pierwszy raz w życiu Severus Snape poczuł coś w rodzaju litości.

- Snape! Do jasnej cholery mów! Dlaczego on jest nieprzytomny! Nie widać większych obrażeń. – Głos Syriusza był mieszanina wściekłości i rozpaczy.

- Severusie? – to Dumbledore odezwał się poraz pierwszy.

- Przekleństwo Salazara...- wyszeptał wręcz niedosłyszalnie.

- Nie! Na Merlina...- z gardła Minewry i Madam Pomfrey wydarł się nie kontrolowany szloch. Dumbledore opadł na pobliskie krzesło.

- Jesteś pewien?- zapytał tylko, a na skinienie głowy jego twarz pobladła. Snape w końcu spojrzał na Blacka. Znając porywczy charakter mężczyzny Severus spodziewał się ataku lub innej irracjonalnej reakcji. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Syriusza po prostu siedział na skraju łóżka głaszcząc Czarną czuprynę

- Minerwa, Pompy proszę wyjdźcie!- W końcu odezwał się stanowczo. Obie kobiety wymieniły się współczującym spojrzeniem.

- Syriuszu!

- Na litość Merlina! Błagam wyjdziesz czy nie!- wrzasnął.

Poppy delikatnie pociągnęła przyjaciółkę za rękę. Gdy drzwi się zamknęły, Back rzucił wyciszające zaklęcie na pomieszczenie.

- Ile już minęło czasu? – konkretne pytanie zdziwiło Snape.

- Mniej niż godzina. Teleportacja nasiliła działanie trucizny.

- Szlak! – Syriusza przeczesał ręką po włosach.

- Czyli mamy mniej niż dobę...—Wychrypiał Black. Severus był w szoku obserwując dawnego rywala. Black nie zachowywał się jak obłąkany lekkoduch. Czarne oczy wyrażały czyste skupienie.

- Idziemy Severusie. We dwóch powinniśmy skończyć w mniej niż dziesięć godzin.

- Syriuszu obawiam się, że to nie ma najmniejszego sensu. Obaj wiemy, że James i Lili zahibernowali swoją krew na wypadek gdyby Harry jej potrzebował, ale on jest półkrwi. Krew matki przemieni całą ta sytuacje w koszmar! – głos Dumbledora był delikatny. Mówiąc to nie odrywały wzroku od leżącego chłopca. W jego spojrzeniu Severus spodziewał się zobaczyć rozpacz. W końcu traktował chłopca jak wnuka. W zamian jego wzrok był pusty. Nie wyrażał żadnych emocji.

- Nie ma czasu na dyskusje Dyrektorze. Snape pomożesz mi czy nie?

Severus kiwnął głową wychodząc z Sali. Jednak gdy oddalili się od skrzydła zatrzymał Blacka.

- Na to nie ma antidotum. Możemy dokończyć rytuał. Mam drugi eliksir. Ale krew matki pogorszy sprawę! – Warknął. Black zacisnął wargi uciekając wzrokiem.

- Nie pogorszy...- powiedział w końcu.

- Nie chcesz tego robić! Nie chcesz pogarszać jego stanu!

- Nie pogorszę! Wiem co robię...- wrzasnął.

- Jesteś w szoku...- uznał. – Nie podasz mu nic! Sam spróbuję znaleźć rozwiązanie. – powiedział Severus

- Lily nie jest jego matką!- Wychrypiał z trudem. Severus zmarszczył czoło.

- Jak to Lily nie jest jego matką? – zapytał podejrzliwie.

- Nie jest! Nie mogę...- potrząsnął głową jakby słowa sprawiały mu ból i Severus domyślił się, że jest związany przysięgą.

- Krew tej matki jest czysta? – zapytał.

- Bez wątpienia- wychrypiał. – Masz gotowy drugi eliksir?

- Mam. Jednak jego dokończenie przed podaniem zajmie mi dwie może trzy godziny.

- To i tak mniej niż ważenie od początku! Skończ go, a ja... Muszę coś załatwić.

- Krew matki? – zapytał.

- Sam zobaczysz!

~oOo~

Severus pierwszy raz w życiu bał się wejść do Sali szpitalnej. Przerażało go to co musiało już się dziać z Potterem, a jeszcze bardziej obawiał się tego co próbował zrobić Black. Jednak to kogo zobaczył w szpitalu było dla niego nie do pojęcia.

- Co Ty tu robisz? – zapytał

Sześćdziesięcioletni mężczyzna przerwał rozmowę z Dumbledorem i uniósł na niego spojrzenie. Severus Snape z trudem przełknął przekleństwo cisnące mu się na usta.

- Też miło mi Cię widzieć- opowiedział przybysz z pogardą. Sztyletowali się wzrokiem jak dwaj najwięksi wrogowie. Padło by za pewne jeszcze kilka nieprzyjemnych słów, ale przybycie Blacka przerwało im. Który bez ceregieli rzucił na pomieszczenie czar wyciszający i gestem nakazał im zamilknąć. Snape z obawą obserwował jak Syriusz z niezrównoważonego i lekkomyślnego byłego więźnia Azkabanu przemienił się w dawnego siebie. Emanowała z niego dawno nie widziana pewność i stanowczość, do tego stopnia, że nikt nawet Dumbledor nie śmiał mu przeszkadzać .

- Albusie Percivalu Wulfryku Brianie Dumbledore jesteś najstarszym i najbardziej uznanych czarodziejem w Wielkiej Brytanii dlatego to ciebie wybrałem na sędziego mojej przysięgi. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wesprzesz mnie swoją mądrością w ocenie czy utrzymanie w dalszym ciągu Przysięgi Wieczystej jest słuszne?

- Oczywiście...- spokojna odpowiedź, ale W oczach dyrektora po raz pierwszy od zaginięcia Pottera pojawiły się wesołe iskierki.

- Wieczysta Przysięga została złożona w wierze ochrony tego chłopca. Czy według Ciebie Albusie Percivalu Wulfryku Brianie Dumbledor utrzymanie jej w dalszym ciągu będzie dobre dla chłopca?

- Nie...

Severus obserwował rytuał zdjęcia Wieczystej Przysięgi zdezorientowany. Jednak doskonale wiedział, że nie może im przerwać.

- Czy utrzymanie jej może spowodować śmierć chłopca?

- Tak...

- Czy ty Albusie Percivalu Wulfryku Brianie Dumbledore , wybrany na sędziego mojego dylematy moralnego zwalniasz mnie z obowiązku dotrzymania Wieczystej Przysięgi jaką złożyłem na łożu śmierci mojej siostrze Annie Astorii Snape z domu Black ?

- Tak

Nogi Snape ugięły się pod jego ciężarem. Jego wzrok z przerażeniem przebiegał pomiędzy Blackiem, a Potterem. Wypowiedziane słowa docierały do niego z opóźnieniem. Na łóżku nie leżał syn Jamesa i Lily. Ten Chłopiec był synem Anny... Ten Chłopiec był Jego synem! Poczuł na ramieniu dotyk. Uniósł głowę, a jego własny ojciec ścisnął jego ramie jeszcze mocniej. Dając mu w ten sposób znać by milczał. Nie czas na wyjaśnienia.

Syriusz podszedł do stolika na którym stało trzy fiolki. Dwie zawierały krew.

- Lily, James przyjęliście i otoczyliście to dziecko opieka pomimo własnego cierpienia. Uczyniliście go synem z wyboru i oddaliście za niego życie, na zawsze pozostaniecie w jego sercu i pamięci, ale czas na zdjęcie zaklęcia .

Syriusz powoli zmieszał zawartości trzech fiolek ze sobą. Mikstura zmieniła barwę na jasno zieloną. Podszedł do ciężko oddychające chłopca i napoił go miksturą.

W pomieszczeniu panowała ciszą. Oczy wszystkich zebranych utkwione były w chłopcu.

- No dalej mały. Dasz radę...

Ciche słowa Syriusza, dudniły w głowie Severusa.

„Dasz radę..."

Zdjęcie zaklęcia adopcyjnego pochłaniało bardzo dużo Magii, czy chłopak walczący od kilku godzin z trucizną miał wystarczająco dużo energii, aby zwalczyć także zaklęcie adopcyjne? Na to pytanie nikt z zebranych nie znał odpowiedzi. Jednak wszyscy wiedzieli, że aby antidotum zadziałało najpierw trzeba zdjąć zaklęcie adopcyjne rzucone przez Jamesa I Lily. W innym wypadku zadziała tak jakby Harry był biologicznym dzieckiem Potterów.

Gdy z ciała nieprzytomnego nastolatka zaczęła unosić się delikatne zielona mgła Severus wypuścił wstrzymywanie powietrze. Mgiełka powoli robiła się coraz ciemniejsza i powoli osłaniała całe ciało chłopca.

Zaklęcie adopcyjne powoli opuszczało ciało Harrego.

- Severusie... – Głos Blacka otrzeźwił Snapa. Spojrzał na ściskaną w dłoni fiolkę.

Odłożył ją na blat, obok starodawnego sztyletu. Już miał naciąć swoją dłoń I dodać kilka kropel krwi, ale dłoń Syriusza zatrzymała go.

- Najpierw twój ojciec. – spojrzał się na Blacka nie do końca rozumiejąc. Pozostali czarodzieje zrozumieliśmy w jak głęboki szoku jest. Dumbledore wyjął sztylet z jego dłoni i podał go Tobiaszowi. Ten bez wahania dodał do mikstury kilka kropel swojej krwi. Oczyścił sztylet i dopiero wówczas podał go Severusowi, który uczynił to samo. Na końcu Syriusz dodał kilka kropel swojej krwi. Drugi Eliksir był gotowy...

Mgła nad nastolatkiem była w dalszym ciągu gęsta, do tego stopnia, że praktycznie nie było widać kto leży na łóżku. Musieli czekać... Tylko czy chłopak to przetrwa? Severus zaczynał wątpić, aby ciało chłopaka było w stanie znieść tak silny urok. Po 20 minutach mogli zaobserwować, delikatne rozjaśnienie uroku nad nogami chłopca. Nim cała mgła zniknęła minęło więcej jak godzina. Razem z mgłą zniknął Harry Potter.

Na łóżku leżało obce dla zebranych ciało Kędzierzawe pukle zmieniły się w proste czarne włosy które przykleiły się od potu do twarzy chłopca. Rysy twarzy też stały się delikatniejsze, nos zdecydowanie mniejszy a wargi węższe. Severus z konsternacja przyglądał się nowemu ciału. Jego syn wydawał się bardziej podobny do Blacków , ale to może i lepiej dla niego, Pomyślał.

Nadszedł czas podania antidotum. Jednak nim zbliżył się z fiolką do łóżka, ciało nastolatka wygięło się w nienaturalny sposób, a gdy Skórcz mięśni minął opadło bezwładnie.

- Nie, Merlinie tylko nie to- zawył Black.

Severusowi zajęło kilka sekund nim zrozumiał co się stało. Chłopak nie oddychał. Jak w amoku sprawdził puls, ale nic nie wyczuł. Odstawił fiolkę i bez wahania rozpoczął masaż serca. Użycie zaklęcia reanimacyjnego nic by nie dało. Zasoby magiczne chłopaka zostały wyczerpane. Musiał działać bez użycia Magii.

Nie był w stanie stwierdzić jak długo trwała próba przywrócenia krążenia. Czuł pot ściekający po skroni, ale próbował. Nie mógł pozwolić dzieciakowi umrzeć.

Jego dłonie trzęsły się , gdy po kolejnej serii uciśnięć sprawdzał puls chłopaka. Gdy pod palcami poczuł delikatne pulsowanie nie mógł w to uwierzyć. Przyłożył ucho do twarzy dzieciaka i poczuł delikatne oddech na swoim policzku. Opadł bezsilnie na klatkę piersiową dzieciaka niedowierzając, że to się udało.

Gdy tylko nastolatek złapał głębszy oddech Tobiasz Prince bez wahania wlał cały eliksir do ust nastolatka, masując gardło zmusił ciało do połknięcia substancji. Tylko tyle mogli dla niego zrobić.

Czterech czarodziei stało wokół łóżka wiedząc, że już nic więcej nie może zrobić. Mijały minuty, a oni mogli tylko obserwować niespokojny oddech chłopca.

Minęła godzina nim oddech chłopca się wyrównał, a napięte do granic wytrzymałości mięśnie się rozluźniły. To był jeden z pierwszych sygnałów, że Eliksir przechodzi w drugą fazę.

- Udało się, na Merlina udało się- wykrzyknął z radością Syriusz.

Severus spojrzał na Blacka z obrzydzeniem i nim ktokolwiek zdążył zareagować jego pieść wylądowała na twarzy Syriusza powalając go na kamienna podłogę...