Przekleństwo Salazara
Rozdział 2
„Mądry ojciec to taki, który zna własne dziecko."
Severus Snape w nie małym choć ukrywanym oszołomieniu podejmował kolejne decyzję. Szczerze nie był w stanie pojąć jakim cudem z idiotycznej samobójczej misji ratunkowej wykreowało się coś tak cholernie abstrakcyjnego.
Po pierwsze syn jego i Anny żyje. Przynajmniej na razie. Po drugie jego ojciec wyłonił się ze swojego zamczyska. Co wcale nie było zbyt dobre i Severus był wściekły na Syriusza, że go w to wmieszał. Do przygotowania eliksiru wcale nie potrzebowali jego ojca! Jednak Tobiasz tu był i Severus wiedział, że teraz gdy zwietrzył krew kolejnego Dziedzica nie popuści tak łatwo. Przynajmniej do czasu kiedy Harry nie skończy osiemnastu lat. Czyli do czasu kiedy nie ukończy szkoły i nie będzie mógł podjąć samodzielnych decyzji.
O ile chłopak kiedykolwiek będzie na tyle rozumny by móc podejmować samodzielne decyzje! Nie wiadomo w jakim stanie się wybudzi. Jak wpłynie na niego Przekleństwo. Jakie powikłania się ujawnią... Severus nie był optymistą. Wiedział, że ta mikstura nie na darmo była skazana na zapomnienie. Może i nie zabijała Czysto krwistych ale to co z nimi robiła... Jakoś ciężko było mu uwierzyć, że chłopiec wybudzi się z uśmiechem na twarzy oznajmiając, że od dzisiaj nie potrzebuje różdżki. Nie to na pewno nie będzie takie proste.
Trzeci równie wielki problem to Dumbledore!
- Pan Potter nie opuści barier szkolnych! – powiedział wprost. Severus uniósł brew.
- Pan Potter opuścił bariery osłony Albusie. I już nie wróci...- powiedział spokojnie.- A według moich informacji mój syn nie jest uczniem tej placówki.
- Severusie... Musisz być rozsądny!
- Ale ja jestem cholernie rozsądny Dyrektorze! Po pierwsze mój syn nie jest tu bezpieczny! Po drugie musimy swingować jego śmierć! Po trzecie będzie potrzebował miesięcy na powrót do zdrowia! Miesięcy! Nie dni czy tygodni! Potrzebuje specjalistycznej opieki. Bezpiecznego miejsca. I odcięcia od wojny! Wyobrażasz sobie jego reakcje jak się o wszystkim dowie?
- To główny powód dla którego powinien tu zostać będzie potrzebować przyjaciół Severusie! Wiem na własnej skórze jak trudne są pierwsze lata po wypiciu Przekleństwa. Pomogę mu...
Severus spojrzał na dyrektora kpiąco. Tak zdecydowanie On mu pomoże!
- Twój dom na chwilę obecną nie jest bezpieczny! Chłopiec będzie wymagał stałej opieki i kontroli! Nie jesteś w stanie łączyć obowiązków nauczyciela i pełnoetatowego rodzica chłopcze! Nie wspominając o twoich pozostałych zobowiązaniach! – powiedział.
- Moj syn z całą pewnością nie jest w stanie tego wszystkiego porzucić z dnia na dzień. Jednak Nasz Dwór jest otoczony rodowymi Osłonami, chłopiec jest Princem. Osłony będą go strzec. A co do całej reszty twoich obaw jestem pewien, że jesteśmy wystarczająco dorośli, niezależni i zaradni by poradzić sobie w opiece nad chorym dzieckiem.
- Z całym szacunkiem Tobiaszu, ale to nie będzie zwykła choroba...
- To może powiem to inaczej Albusie. Nie potrzebujemy pomocy.- mruknął.
- To był bardzo przerażający i długi dzień. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Jeśli uważacie, że chłopiec przetrwa podróż, a wasze osłony są skuteczne nie mogę was powstrzymać. Jednak znacie moje zdanie. Cała sytuacja będzie traumatyczna dla chłopca! Odcięcie go od przyjaciół utrudni adaptacje w nowej rzeczywistości. Wywrócicie jego życie do góry nogami!
- To już nie twój problem Albusie...- powiedział Tobiasz wychodząc z gabinetu. Albus przyglądał się chwilę Severusowi.
- Jesteś tego pewien? Uciekłeś od niego jak byłeś nie wiele starszy od Harrego! A teraz jesteś gotów powierzyć mu syna? Po dwudziestu latach bez kontaktu...?
- To niespodziewana sytuacja Albusie. Nic co zrobiłem, ani co za pewne zrobię nie będzie idealne. Jednak On ma rację. Jego Dwór jest otoczony Osłonami porównywalnymi do tych w Hogwardzie. Aurorzy krążą po szkole niczym sępy. W Ministerstwie jest pełno szpiegów. Jeśli chce, aby chłopak to przeżył musi opuścić nie tylko szkołę, ale także Wielką Brytanię. Nie zostawię z nim chłopca samego. Aż tak zdesperowany nie jestem.
- Nie możesz wyjechać! Czarny Pan...
- Nie mówię o sobie! – Warknął- Ten kundel nie trafi Tobiasza tak samo silnie jak ja, a jednocześnie potrafi walczyć jak mało kto. Zależy mu na chłopaku. A dopóki Ministerstwo depcze mu po piętach i tak nie ma nic do roboty. Zajmie się chłopcem.
- Harrym...- poprawił go Albus.
- Chłopcem! Harry Potter właśnie umiera. Zajmiesz się ciałem? Czy to też mam sam załatwić?
- Oczywiście, że się zajmę! Severusie! Naprawdę nie sądzę ...
- Nie sądzę byś znał mojego ojca aż tak dobrze jakbyś chciał. Będzie chronił swojego Dziedzica... Wiesz czego pragnie. A do tego potrzebny jest zdrowy Dziedzic. Będzie robił co w jego mocy, aby chłopiec wyzdrowiał i nabrał sił. A gdy tak się stanie ja już będę miał lepszy plan. Chłopak tu nie zostanie! Nie może... A nic lepszego nie wymyślę w dwie godziny!
- Skoro tak uważasz...
- Dokładnie tak właśnie uważam.
Wyszedł z gabinetu pielęgniarki obserwując Syriusza ściskającego dłoń chłopca. Ojca stojącego niczym słup soli w nogach jego łóżka. W końcu zmusił się do spojrzenia na obcą dziecięcą twarz. Merlinie miał syna!
~oOo~
Severus najdelikatniej jak tylko mógł ułożył chłopca w swoim dawnym łóżku. Pozostawienie Harrego z jego ojcem wydawało się najgłupszym pomysłem na jaki w życiu wpadł! Jednak nic więcej nie wpadło mu do głowy od tak. Nie mogli ukrywać chłopca w szkole, a potrzebowali miejsca, które będzie miało silne bariery ochronne. A takimi była otoczona rezydencja jego ojca. Zwaną przez wszystkich Codogan Hause choć Severus szczerze wątpił by sam Ser Codogan tu mieszkał. Budynek nie mógł być aż tak stary. Co nie zmieniało faktu, że osłony budynku były skomplikowane i złożone jak te otaczające Hogwart! Severus szczerze nie cierpiał tego miejsca. Dawno temu, gdy był zaledwie kilkuletnim chłopcem dziadek powiedział mu, że jeszcze nigdy nie narodził się Prince który kochałby to miejsce. Jednak wszyscy prędzej czy później tu wracali. Severus szczerze wierzył, że jego nogą już nigdy tu nie postanie. Jednak jak zwykle, gdy chodziło o jego rodowód grubo się mylił. Jednak On już nie Był Princem. Wyrzekł się swojego nazwiska, rodu i dziedzictwa. Jednak jego ojciec jakby nie chciał o tym pamiętać. Nawet osłony, które powinny zauważyć tą zmianę nawet nie drgnęły. Co zaniepokoiło Severusa. Jednak postanowił przyjrzeć się sprawie, gdy chłopiec będzie bezpieczny.
Drugim plusem był fakt, że Voldemort najzwyczajniej w świecie ignorował istnienie Seniora Rodu Princeów Stary czysto krwisty czarodziej nigdy nie był ani przeciwny działaniom Dziedzica Slyterina, ani jego zwolennikiem.
Prawdą było, że uważał za osobistą klęskę, że jego jedyny syn pozwolił się naznaczyć, jednak tylko Severus wiedział co tak naprawdę myślał Tobiasz o Lordzie Voldemordzie. Biorąc wszystkie aspekty pod uwagę rezydencja była swego rodzaju Szwajcaria w toczącej się wojnie. Dodatkowo wystarczająco oddalona od Wielkiej Brytanii, aby pozwolić chłopcu na odzyskanie zdrowia.
Przetransportowanie Harrego w tak ciężkim stanie było bardzo ryzykowne. Jednak nie mieli wyjścia. Musieli wywieść go z Hogwartu nim Albus zawiadomi Aurorów o odnalezieniu Harrego I jego śmierci. I w tym wypadku po raz kolejny przydał się Tobiasz . Wykorzystali świstklik, który posiadał. Wcześniej użyli zaklęcia opiekuna, było stosowane najczęściej na małych dzieciach, polegało na magicznym związaniu rodzica z dzieckiem tak, aby wszelkie złe odczucia związane z podróżą były przeniesione na opiekuna. Jednak nawet zastosowanie takich zabezpieczeń nie uchroniło chłopca przed pogorszeniem stanu zdrowia. Zmaltretowane mięśnie chłopca drżały, a przez jego ciało co chwilę przechodził mocny skurcz napinający całe ciało.
- Potrzebuje mugolskich leków. –powiedział Tobiasz widząc stan chłopca po podróży.
Obaj dobrze wiedzieli, że użycie magicznych sposobów leczenia przy tak skrajnym wycieczeniu magicznym tylko pogorszy jego stan.
- Skąd do jasnej cholery mam wytrzasnąć mugolskie leki? Potrzebuje medyka - Severus z poirytowaniem spojrzał na ojca. Po czym wrócił do okładania chłopca zimnymi opatrunkami. Jego temperatura ciała zaczynała wzrastać. I szczerze mówiąc Severus nie miał pojęcia co robić.
- Tak się składa, że znam uzdrowiciela, który ukończył także mugolską medycynę. Powinna wiedzieć co robić.
Severus podniósł wzrok. Kogoś takiego potrzebowali. Dzieciak nie ważne jak silny nie da rady bez pomocy. Uniknęli najgorszego raz, ale nie mieli gwarancji, że sytuacja się nie powtórzy.
- Jeśli zgodzi się na złożenie Przysięgi Wieczystej- odpowiedział przecierając oczy ze zmęczenia.
- Oczywiście...- powiedział z przekąsem Tobiasz.- Wykąp go! Letnia kąpiel rozluźni mięśnie i zbije gorączkę...- zauważył Tobiasz machnięciem różdżki otwierając drzwi do łazienki i odkręcając wodę.
- Idź po tego Medyka! – Warknął Severus. Nie odrywając wzroku od twarzy chłopca. Ktoś musiał użyć maści na siniaki bo już były praktycznie niewidoczne. Patrzył na chłopaka z gołą w gardle. Choć nie było wątpliwości, że chłopak był jego synem to i tak wydawało się nierealne. Dotknął jego policzka a z ust chłopca wydobył się jęk.
- Cii... Jakoś to ogarniemy. Nie mam pojęcia jak, ale ogarniemy- przyznał. Pozwolił sobie na zamknięcie oczu i uspokojenie rozszalałych myśli. Dopiero gdy był pewien, że panuje nad sobą postanowił pójść za radą ojca. Chłopak potrzebował kąpieli. Uniósł omdlałe ciało i zmarszczył czoło. Albo mu się wydawało, albo chłopak był jeszcze mniejszy niż jako Potter. Co samo w sobie wydawało się niemożliwe. Jednak odgonił te myśli, Struktura kostna chłopca się zmieniła. Więc to normalne, że ma wrażenie, że chłopak jest inny. Bo tak w rzeczywistości jest. To całkiem inne ciało. Choć z całą pewnością Severus nie miał co się łudzić chłopak w dalszym ciągu będzie nieznośny! Zaklęcie adopcyjne nie wpływa na charakter. Chłopak będzie dumny, pyskaty, przekonany o swojej wspaniałości! Do tego porywczy i lekkomyślny! I jeśli wszystko pójdzie dobrze i jeśli chłopiec przetrwa wzrost potencjału wówczas do jego wrednego charakteru dojdzie problem z panowanie nad magią! I pomyśleć, że to z genów jego i Anny powstało tak krnąbrne dziecko! Jednak co się dziwić? Szaleństwo Blacków i wyniosłość Princeów najwyraźniej stworzyło mieszankę wybuchową i to Severus będzie musiał zapanować nad szczeniakiem! Tylko jak?
Przeczesał mokrą ręką włosy i utkwiło wzrok w czole chłopca. Czystym. Bez żadnej blizny! Nie możliwe Czarnomagiczne blizny nie znikają! Ich się nie da usunąć w żadem sposób. Dotknął opuszkiem palców czoła gdzie powinna być Błyskawica, ale jej nie było.
- A więc Avada nigdy Cię nie dotknęła...! – szepnął.
Nie zamierzał narzekać na brak rozpoznawalnej na całym świecie blizny. To sporo ułatwiało. Jednak co to w takim razie było? Kto wyczarował błyskawice? Co wydarzyło się w domu Potterów czternaście lat temu?
Severus czuł w kościach, że dopiero teraz zacznie się pojawiać coraz więcej pytań. Już pomijając fakt, że Potter uprowadził jego dziecko! Z pomocą Syriusza... Tych dwóch łotrów zrobili coś niewyobrażalnie potwornego! I Black nie zamierzał mu wyjawić prawdy! Pewnie nigdy by się o chłopcu nie dowiedział, gdyby nie trucizną... Zamknął oczy siląc się na spokój. Morderstwo nie wchodzi w grę. Smarkacz będzie potrzebował Wuja. Bo Severus nie był idiotą wiedział, że chłopak nie przyjmie za dobrze faktu, że jest jego synem! Jednak łudził się, że posiadanie ojca chrzestnego choć trochę uspokoi chłopaka.
Tobiasz wrócił jak chłopak był czysty przebrany w świeżą piżamę, choć w dalszym ciągu rozpalony. Severus nawet nie chciał ukrywać swojego zniesmaczenia, gdy zobaczył młoda kobietę.
- A więc to jest ten twój medyk znający się na wszystkim? – prychną
- Jak Panu się coś nie podoba to mogę w tej chwili wyjść! – odpyskowała niska blondynka. Severus zacisnął zęby. Potrzebowali pomocy, a zważając na sytuację nie za bardzo mieli w czym wybierać.
- Pamiętałeś chociaż o przysiędze?
- Na Merlina ja tu jestem! I wydaje mi się, ze to wy potrzebujecie mojej pomocy ! I tak złożyłam Tobiaszowi ta pieprzoną przysięgę. Co nie zmienia faktu, że nigdy nie zdradzam tajemnic moich pacjentów.
- Po kilku Cruciatusach nie jeden twardziel się łamał...- warknąć Snape. Kobieta wciągnęła gwałtownie powietrze, słysząc nazwę zakazanego przekleństwa.
- Złożyłam Wieczysta Przysięgę. Nic czego dowiem się w tym domu nie opuści jego murów. – wyszeptała już mniej pewna siebie.
- Trzeba było od tego zacząć.- powiedział podirytowany Snape.
- Więc jak już wszystko ustaliliśmy to mogę zbadać pacjenta, aby ocenić na co się zgodziłam? – Severus przez chwilę wahał się ale w końcu odsunął się od łóżka.
Kobieta odłożyła torbę lekarska na stolik, , bez pytania otworzyła sąsiednie drzwi i dokładnie umyła dłonie. Potem delikatnie podeszła do chłopca, ciężko wzdychając.
- A więc Przekleństwo Salazara, zdjęcie uroku adopcyjnego?
- Podejrzewam, że wcześniej mógł otrzymać kilka siarczystych Cruciatusów.
- Może coś jeszcze? Chyba nie pozwolicie mi się nudzić? - zapytała ironicznie. – Boże przecież On jest przezroczysty. Trzeba go nawodnić.
O nic więcej ich nie pytała. Rozpakowała torbę. Osłuchała dokładnie klatkę piersiową, przy osłuchiwaniu pleców musiał jej pomóc Severus przytrzymując nieprzytomnego chłopca. Zrobiła wkucie, pobierając krew do analizy, a później podłączyła kroplówkę. Z torby, która musiała być magicznie powiększona co raz wyciągała nowe przedmioty. W ciągu kilku minut wokół Harrego zrobiło się tłoczno od dziwacznych urządzeń. Do jego klatki piersiowej podłączyła diody, a komputer wiszący nad łóżkiem zaczął pokazywać prace serca. Na palcu wskazującym pojawił się zatrzask mierzący saturacje. Na końcu założyła na jego twarz maskę z tlenem.
- Na jak długo zatrzymało się krążenie? – padło pytanie gdy rozpoczęła analizę próbki krwi.
-Nie wiem, kilka może kilkanaście minut.- opowiedział Severus.
- Jedenaście minut czterdzieści sekund- mruknął spod okna Tobiasz. Severus odwrócił się w jego kierunku zdziwiony. Jednak jego ojciec w dalszym ciągu patrzył przez okno. Jednak najwyraźniej uważnie słuchał ich słów.
- Natlenienie tkanek jest bardzo niskie. – powiedziała z niezadowoleniem.
- Co chcesz powiedzieć? – zapytał Tobiasz.
- To znaczy tyle, że jego organizm łaknie tlenu. Przy tak niskiej saturacji to prawdziwy cud, że nie zatrzymał się w trakcie transportu. Gdyby był mugolem obawiałabym się niedotlenienia mózgu. W wypadku czarodziei częściej dochodzi do uszkodzenia rdzenia magicznego.
- Straci magię? – zapytał Severus. Na co kobieta zaśmiała się ironicznie.
- Utrata Magii to naprawdę najłagodniejsze co może mu przynieść los po tym co mu zrobiliście w ciągu 24 godzin. Opcji jest tak wiele, że wolałabym nie gdybać co będzie. Na chwilę obecną skupmy się na tym co wiemy na pewno. Kiedy ostatni raz oddawał mocz?
- Co? – Severus zmarszczył czoło.
- Na Merlinie kiedy ostatni raz robił siku? – Severus zmarszczył brwi. Nie wiedział . Tak wiele się działo, że chyba nikt z nich nie myślał o potrzebach fizjologicznych Pottera.
- Na litość Merlina czy on w ogóle sikał odkąd podano mu truciznę?
- Nie wiem...- Medyczka sapnęła niezadowolona, mamrocząc pod nosem coś nieudolnych idiotach. Ponownie zaczęła grzebać w swojej torbie. Wyjęła znów jakieś urządzenie odsłoniła brzuch chłopca i zaczęła badanie.
- To ultrasonograf. Genialne mugolskie urządzenie. Pozwala sprawdzić co dzieje się w narządach. Ograniczamy w ten sposób użycie czarów do minimum. Musicie mieć to na uwadze. Jeśli ja je ograniczam wy nie używacie tu mocy w ogóle czy to jasne?– powiedziała cicho– Spójrzcie to jest lewą nerka...- zamilkła. Zmarszczyła czoło analizując widoczny obraz.
- Coś nie tak ? – zapytał Tobiasz widząc zmarszczone czoło kobiety.
- Nie jest dobrze Panowie. Widzicie te czarne pasma? Ich nie powinno tu być. Podejrzewam, że toksyna doprowadziła do uszkodzenia miąższu nerek. Obstawiam uszkodzenie cewek one są najbardziej wrażliwe na niedobór tlenu, do tego musimy brać pod uwagę zmniejszony przepływ krwi.
- I co możemy z tym zrobić?
- Dopóki nie ocenie stanu jego rdzenia magicznego musimy polegać na mugolskich wynalazkach. Najlepsza była by hemodializa , ale nie podejmę się tego w tak spartańskich warunkach. Jego stan jest cholernie ciężki. Najrozsądniej byłoby zabrać go do szpitala.
- Żaden szpital nie wchodzi w grę...
- Jego nerki nie pracują do jasnej cholery. Niewydolność nerek szybko doprowadzi do obrzęku płuc, a później uszkodzenia serca. On tu umrze. – powiedziała Medyczka wypranym z emocji głosem.
- Jeszcze szybciej go zabiją, kiedy Voldemort dowie się, że udało nam się go oszukać . – odpowiedział Snape.
Medyczka przetarła oczy. Zastanawiając się nad kolejnym ruchem
- W tych warunkach mogę spróbować CADO. Jest to ręczna wymiana płynu dializacyjnego. Polega na podłączeniu do cewnika pojemnika z płynem oraz pustego do którego trafia zużyty płyn z jamy otrzewnej. Może zadziałać do czasu jak będziemy mogli podać eliksiry.
- Więc to zrób- westchnął Snape nie do końca wiedząc czy robią dobrze. Być może znaleźli by gdzieś prywatny szpital. Wystarczająco dobrze opłacany by tożsamość chłopca nie wypłynęła? Odgonił tą myśl bardzo szybko. Harry Potter jest znany nie tylko w Wielkiej Brytanii. A zasięg Śmierciorzerców jest także znacznie dalszy niż tylko Anglia.
- Wyjdźcie. To nie jest przyjemne dla oka!- powiedziała Uzdrowicielka.
Severus nawet nie drgnął. Widział wiele okropieństw zwykle procedury medyczne go nie przerażą. Jednak najwyraźniej blondynka miała na ten temat znacznie inne zdanie. Uniosła podirytowany brew. Jednak Severus nie zamierzał dać się zbyć. Tobiasz chwycił jego ramię.
- Nie utrudniaj. Harry jest z nią bezpieczny- powiedział stanowczym opanowanym głosem.
Severus zmierzył go zirytowanym spojrzeniem. Nie widzieli się dwadzieścia lat! Dwadzieścia! A ten czas jakby nie wiele zmienił w wyglądzie jego ojca. W dalszym ciągu był postawnym mężczyzną z czarnymi niczym heban włosami. Dużym nosem i wąskimi ustami. Nie był ani przystojnym, ani brzydkim mężczyzną. Jednak jego aura magiczną w dalszym ciągu emanowała potęgą, która przypominała Severusowi, że jego ojciec mógł być potężnym magiem. W zamian tego jego ojciec ukrył się w księgach Tworząc po cichu przez lata całkiem nowe prawo Magiczne. Zasiadał od lat w Wizegmocie razem z Dumbledorem I Severus był świadomy, że pomimo tego, że on starał się jak mógł zapomnieć o istnieniu ojca to on i tak doskonale wiedział co robi jego syn.
Zacisnął wargi w irytacji czując się znów jakby był nastolatkiem któremu ojciec mówi co ma robić. Jednak mieli rację chłopiec potrzebował pomocy uzdrowiciela, a ta najwyraźniej nie zamierzała robić nic dopóki Severus nie wyjdzie.
Przypomniał sobie o wątpliwej szczelności osłon. Tak ma co robić. Nie musi sterczeć pod drzwiami w oczekiwaniu, aż ona skończy. Wyszedł powiewając swoimi szatami.
- Gdzie się wybierasz?- zapytał Tobiasz. Zatrzymując jego szybki marsz
- Osłony nie są szczelne...
- Oczywiście, że są. Są tak samo szczelne jak przez ostatnie trzysta lat. – odpowiedział ojciec
- Przepuściły mnie. Nie powinny!
- A co by miało sprawić, że osłony rodowe miały by nie rozpoznać Prince'a?- zapytał niewinnie.
- Doskonale wiesz co by to sprawiło! Wyrzekłem się nazwiska i dziedzictwa! Osłony powinny traktować mnie jak obcego!
- Nie wydaje mi się.- mruknął Tobiasz. Severus Zmarszczył czoło. Znał wszystkie konsekwencje swojej decyzji!
- Nie czytałeś listy, który otrzymałeś prawda? – zadrwił Tobiasz.
- Co w nim było? – zapytał że złością.
- Cała prawda o tym jak magia naszego dziedzictwa zareaguje na twoją decyzję! Nie patrz tak na mnie. Chciałeś zmienić nazwisko. Zrobiłeś to. Jednak pozbycie się swojego dziedzictwa nie jest prosta sprawą! Magię nie interesują histerie nastoletnich dziedziców.
- Słucham? – Warknął
- Twoje zachowanie było niczym innym niż histerią! Dołączyłeś do tego... Przyjąłeś Mroczny Znak tylko dlatego, że wiedziałeś, że doprowadzi mnie to do szału!
- Moje decyzję były całkowicie przemyślane! – Warknął
- To spójrz mi w oczy i powiedz, że nie żałujesz ich! Że gdybyście miał szansę na cofnięcie czasu byś ich nie zmienił? Zresztą masz syna. Nastolatka. Pozwolisz mu przyjąć Mroczny Znak? Patrzyłbyś na to że spokojem?
- On ma piętnaście lat! Nie porównuj go do mnie. – Warknął
- Byłeś niewiele starszy!
- Byłem dorosły...
- Skoro tak twierdzisz- zakpił Tobiasz. – A jeśli chodzi o osłony to dla nich w dalszym ciągu jesteś Princem! Złożyłeś wniosek o zrzeczenie się nazwiska i aktyw rodowych jako osobo pełnoletnia, ale nie uzyskałeś statusu magicznej dojrzałości, prawda? Według moich informacji uzyskałeś go cztery lata później. Powinieneś powtórzyć procedurę, aby była prawomocna. Nie zrobiłeś tego. Gdybyś przeczytał mój list to byś o tym wiedział. Naturalnie jeśli chcesz możesz to zrobić w każdym momencie. Nie zamierzam stać Ci na drodze skoro bycie biednym jak mysz kościelna tak Ci odpowiada. – kolejna kpiną. Severus spojrzał na ojca z furią.
- Nie jestem biedny jak mysz! Potrafię zadbać o siebie i swoje dziecko do diabła! Jeśli do tego pijesz!
- Chłopcem nie musisz się martwić. Jest Princem. Tego nie zmienisz według prawa to ja jestem prawnym opiekunem chłopca. Czy Ci się to podoba czy nie. O czym także byś wiedział, gdybyś przeczytał list.
- W co ty pogrywasz? Minęło pięć godzin odkąd przyjęliśmy twoja pomóc, a ty już zaczynasz tenswoje pieprzone gierki? Trzymaj się zdała od chłopca! – powiedział siląc się na spokój.
- Gdybym chciał sobie z tobą pogrywać to pozwoliłbym Ci wierzyć, że Twoje wydziedziczenie jest prawomocne! Próbuję Ci uświadomić konsekwencje wniosku który złożyłeś jako smarkacz! Przyjąłeś warunki zaręczyn, poślubiłeś Anne, spłodziłeś syna. Chłopiec jest Princem. Fakt, że Ty pragniesz wyzbyć się swojego dziedzictwa za wszelką cenę nie oznacza, że chłopiec pójdzie za tobą! Bo nie. Według prawa Magicznego to ja jestem jego opiekunem jako, że twój status Dziedziczenia na chwilę obecną jest zawieszony! Rozumiesz? Albo przyjmiesz to co Ci się należy z racji urodzenia i będziesz sprawował pieczę nad chłopcem do dnia kiedy uzyska magiczną dojrzałość. Zwróć uwagę na te dwa słowa. Bo prawna pełnoletność a magiczną dojrzałość w kodeksie prawnym to dwa różne pojęcia. Albo kończysz procedurę wydziedziczenia i tracisz prawa rodzicielskie!
- Ty...- zamknął usta z wściekłości.
Minęło kilka godzin odkąd wie o synu, a najwyraźniej już musi się szykować na sądową batalię! Jego ojciec to kutasek jakich mało. Pomyślał sfrustrowany. Tobiasz spojrzał na niego szyderczo.
- Jednak jest jeszcze jedna opcja. – zaczął. Otworzył drzwi do swojego gabinetu zapraszając syna do środka. Sam wszedł wlewając do dwóch szklanek alkohol. Podał jedną szklankę synowi.
- Jest wojna. I choć nie wierzę w to co mówię, pojawienie się chłopca w naszej rodzinie zmusi nas do ukierunkowania się na jedną stronę. Zwłaszcza Ciebie! Nie możesz dłużej ciągnąć tej swojej durnej gry! Masz syna. I o nim musisz myśleć, a nie o zaspokojeniu swoich chorobliwych myśli samobójczych.
- Słucham?
- Obaj wiemy dlaczego pogrywasz sobie z Voldemortem i Albusem! Od zawsze lubiłeś adrenalinę, a oni Ci to zapewniali. Bawiłeś się nimi. Bawiło Cię to, że wiesz najwięcej. Lekceważyli Cię. Zarówno jeden jak i drugi. A ty im na to pozwalałeś. Bo ci to odpowiadało. Bo dzięki ich ignorancji ty zdobywałeś wiedzę, przez którą Oni gonili się bez celu jak pies za swym ogonem! Byłeś ciekaw kiedy się zorientują. To musi być frustrujące, że grają tak jak tym im zagrasz bez żadnego sprzeciwu...
- Obawiam się, że jednak kolejny raz mnie przeceniasz, Ojcze- Zadrwił. Czarne oczy zmrużyły się, a później na twarzy Tobiasza pojawił się uśmiech.
- Nie sądzę...- mruknął- Obserwowałem Cię. Twoje poczynania. Decyzję. Kroki. Nie mylę się. Stworzyłeś ze swojego życia niebezpieczną grę. I dopóki pozwalało Ci to przetrwać. Pogodzić się z śmiercią Anny przymykałem na to oko. Jednak musisz być świadomy co oznacza, że Potter adoptował twojego syna! Ty pogrywałeś sobie z nimi, ale oni najwyraźniej z tobą także.- Severus zmarszczył czoło. Kompletnie nie rozumiejąc do czego zmierza Tobiasz. Ten machnął różdżką odsłaniając kotary zasłaniające drzewo genealogiczne. Podszedł do niego stukając w jego imię „Severus Eksaliasz Snape (Prince). Severus zmarszczył czoło. A więc ojciec ma rację. Gdyby procedura wydziedziczenia była magicznie wiążącą jego by tu nie było. Jednak nie było kogoś kto tu powinien być.
- Harry powinien być uwzględniony w drzewie. Jestem pewien, że ja nie wyraziłem zgody na adopcje, ty także nie. Ale chłopca nie ma w naszym drzewie genealogicznym! Ktoś majstrował przy jego Linii. Ktoś utajnia jego pochodzenie. Ktoś wystarczająco potężny.
- Albus...- powiedział cicho.
- Też tak sądzę. Riddle jest mało subtelny i bardzo arogancki. Wykryłbym jego Mroczne ślady. Nie wiem co tam się stało. I zamierzam sprawdzić co wie Syriusz. Nie na darmo zesłał go do Askabanu.
- Kto zesłał mnie do Askabanu? – zapytał Syriusz. – Skrzat mnie wpuścił. – powiedział z lekkim wzruszeniem ramion. – A więc kto twoim zdaniem zesłał mnie do Askabanu?
- To oczywiste prawda? Jednak najpierw należą nam się wyjaśnienia Syriuszu... Okłamywanie Starego Człowieka nie jest dobrze widziane...- Syriusz prychnął pod nosem.
- Nie jesteś stary...
Co mu powiedziałeś? – Syriusz uśmiechnął się przebiegłe.
- Przecież obaj wiemy, że tylko jedna osoba mogła go zmusić do przyjścia do Hogwartu! Nie pozwoliłbyś umrzeć swojemu synowi , prawda Tobiaszu? – Severus zmrużył oczy. Nie kontaktował się z ojcem od czasu kiedy przyjął mroczny znak i wyrzekł się swojego nazwiska, a Tobiasz nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Więc czy naprawdę uznał za stosowne udać się do szkoły dla niego? To wydawało się co najmniej dziwne.
- Pomimo wszystko jest moim synem. – padła sucha odpowiedź.
Severus potrząsnął głową. Wszystko co wydarzyło się w ostatnich godzinach przechodziło jego pojęcie.
- Teraz i tak ten babsztyl nie wpuści nikogo do Harrego więc możesz opowiedzieć jak do tego wszystkiego doszło. – Tobiasz zaśmiał się z zrzędliwego tonu Severusa, podał Syriuszowi szklankę z alkoholem. Syriusz opadł ciężko. Wyczerpanie było widoczne w jego twarzy.
- Od czego zacząć.
- Najlepiej od początku...
- To było w noc przed urodzeniem Harrego. Anna zapukała do moich drzwi. Była całą roztrzęsiona. Ryczała ciągle, że nasza matka chce zabić jej dziecko. Kompletnie nie mogłem zrozumieć o co chodzi. Długo zajęło nim udało mi się ją uspokoić. Tego dnia potwierdzili, że Anna urodzi chłopca. Oczywiście od razu pobiegła do matki, aby jej się pochwalić. Podejrzewam, że nawet tobie nie powiedziała, a już poleciała do matki. Pierworodny! Czystokrwisty! Nasza matka o niczym więcej nie marzyła niż to, aby jej córka poczęła syna. Ciebie podobno nie było, dlatego Anna postanowiła zostać na noc. I tylko dzięki temu udało jej się podsłuchać rozmowę matki z Bellą. Gdyby nie to pewnie cały plan by im się udał.
- Jaki plan?
- Voldemort chciał waszego dziecka Severusie. – Snape zmarszczył brwi. Bo niczego więcej po Czarnym Panie się nie spodziewał. Armia czysto krwistych była jego marzeniem. W tamtych czasach Severus był tak w niego zapatrzony i w jego ideologię, że podejrzewał, że uznałby za zaszczyt oddanie syna pod piecze Voldemorta. Ale to było dawno temu. Kiedy był młody i uważał , że czystość krwi naprawdę ma znaczenie. Ostatnie lata, aż za dobrze mu udowodniły, że Voldemort jest niczym więcej jak szaleńcem.
- Nie w tym sensie jak myślisz Severusie. – przerwał rozmyślania Snapa Syriusz. -On chcia złożyć go w ofierze.
- Co kurwa?
- To co słyszałeś. Moja matka miała oddać mu dziecko Anny zaraz po urodzeniu, aby mógł dokonać rytuału. Wasze dziecko już z samego pochodzenia było idealne do odprawienia zaklęcia aby zwiększyć moc Czarnego Pana, a gdy potwierdzono, że będzie to syn już niczego więcej nie potrzebowali. Anna to usłyszała i spanikowała.
- I pobiegła z tym do ciebie zamiast do swojego męża? I ja mam w to uwierzyć? Może wtedy byłem zapatrzonym w tego kutasa gówniarzem, ale nie pozwoliłbym mu skrzywdzić własnego dziecka!
- Severusie Anna dobrze o tym wiedziała. Tak samo jak i Voldemort. Wątpię, abyś dożył narodzin syna. Oni czekali tylko na odpowiedni moment. Gdyby do tego czasu coś się wydarzyło z dzieckiem potrzebowali by cię nadal w końcu nie wielu żywych przodków samego Merlina pozostało na świecie. Ale gdyby Anna urodziła o czasie...- Syriusz zawiesił głos, upił kilka łyków alkoholu nim zaczął dalej opowiadać.
- Odkąd tylko weszła do mieszkania widziałem, że coś z nią jest nie tak. Trzymała się za brzuch. Jednak na moje pytania ciągle tylko odpowiadała, że mały ją mocno kopie. Nie znałem się na ciążach nie miałem pojęcia, że przez zdenerwowanie może zacząć rodzić! Jedyne co chciałem to wyciągnąć od niej co tak naprawdę się stało, że ze wszystkich członków naszej rodziny wybrała akurat mnie.
- W tamtym czasie byłeś już członkiem zakonu...
- Dokładnie i Anka liczyła, że przekonam Dumbledore'a aby ukrył jej syna. Jednak nie zdążyliśmy nawet o nim pomyśleć. Odeszły jej wody w moim salonie, spanikowałem i postanowiłem zabrać ja do Jamesa I Lily. Przecież sami spodziewali się dziecka! Uznałem, że będą wiedzieć co robić. Myliłem się. Jak bardzo się myliłem! Aportowałem się z Anna pod dom Jamesa. To tylko wszystko pogorszyło. Anna zaczęła krwawić. To było straszne. James, gdy otworzył drzwi i zobaczył w jakim stanie jest Anna od razu pomógł mi ją wnieść.
Nie miałem pojęcia, że Lily urodziła, położna nawet nie zdążyła opuścić ich domu, kiedy tam dotarliśmy. Gdyby nie ona dziecko by na pewno umarło. Odebrała cały poród. To było straszne tyle krwi, a chłopczyk był nie większy niż moją dłoń. Severusie nie było cię tam, nigdy nie zrozumiesz w jak wielkim stresie działaliśmy. Anka zamiast skupiać się na porodzie ciągle błagała abym uratował jej dziecko. Tak bardzo płakała. To Lily ja uspokajała i ocierała pod z jej czoła, pomimo tego że ledwie chodziła po własnym porodzie. Gdy w końcu dziecko się urodziło i usłyszeliśmy płacz, Ania była już na granicy przytomności. Straciła bardzo dużo krwi. Złapała Lily za rękę i błagała ją, aby przyjęła jej dziecko jako swoje. Ona wręcz wyła błagając o to. Lily też płakała, to był tak okropny dźwięk, ze do dziś słyszę go każdej nocy. Lily przytulała łkającą Anne i wtedy James powiedział, że się zgadza. Że adoptują wasze dziecko. Myślę, że on jako jedyny jeszcze zachował resztkę rozumu w tej sytuacji. To on zasugerował Annie aby wymogła na nas Wieczysta Przysięgę.
Zapadła cisza. Syriusz mocno ściskał szklankę, jego wyraz twarzy mówił więcej niż słowa które wypowiadał. To był Jego koszmar, jego tajemnica, którą musiał dźwigać przez piętnaście lat.
- Gdybym wtedy postąpił inaczej. Gdym wezwał uzdrowiciela do swojego mieszkania zamiast narażać ją na Teleportacja... gdybym poprosił Dumbledora o pomoc. Przez te wszystkie lata myślałem o każdym możliwym scenariuszu. Ale postąpiłem tak jak postąpiłem i nie mogłem już tego naprawić.
- Z perspektywy czasu wydaje się, że to było jedyne rozsądne wyjście. Gdybyś poprosił Dumbledora o pomoc Voldemort uznałby Anne za zdrajcę. Gdybyś wezwał uzdrowiciela odebrali by Annie dziecko i oddali Czarnemu Panu. Koniec byłby zawsze taki sam Anna by tego nie przeżyła. A tak chociaż uratowałeś mojego wnuka. – powiedział Tobiasz, a Severus pomimo wciekłości musiał się z nim zgodzić. Stracił Anne, ale to z całą pewnością nie była wina Blacka. W końcu była jego siostra. Zrobiłby dla niej wszystko...
- Dziecko Potterów? Co stało się z ich dzieckiem?
- Ich syn urodził się martwy. Był owinięty pępowiną udusił się. Nie mogli już nic dla niego zrobić. Ale o tym dowiedziałem się już później. Wydaje mi się, że gdyby to nie to zrządzenie losu to James tak łatwo by nie uległ. Zrobił to dla Lily. Chyba uznał, że mając noworodka przy piersi łatwiej pogodzi się z tym co stało się z ich biologicznym dzieckiem. No i przez trudny poród łatwiej mogli ukryć fakt, że wasz syn urodził się przedwcześnie. Przez jakiś czas musieli korzystać z pomocy uzdrowicieli. Harry był maluśki, miał problemy z przybieraniem na wadze, nie umiał ssać, później okazało się, że ma problemy ze wzrokiem. Położna którą odbierała porób, podpowiadała im jak mogą korzystać z pomocy uzdrowicieli , aby nikt się nie zorientował, że jest wcześniakiem na którego rzucono zaklęcie adopcyjne. Ukrycie prawdy było cholernie trudne. Ale James I Lily robili co w ich mocy. I naprawdę mocno go kochali.
- Więc dziecko które pochowałem było synem Jamesa?- Syriusz jedynie kiwnął głową.
A Severus przypomniał sobie swoją wściekłość, gdy zobaczył go na pogrzebie. Uznał, że James specjalnie przyszedł, aby napawać się jego bólem. Bo po co innego miał przyjść? Skoro w domu czekała na niego piękna żona I zdrowy syn. A Severus stracił ich oboje! Boże jak bardzo nienawidził Jamesa w tamtym momencie.
A prawda była całkiem odmienna. James przyszedł, aby pożegnać swoje dziecko! I nagle słowa które padły na cmentarzu nabrały sensu. James go wtedy przeprosił. Nie przepraszał za przyjście na pogrzeb, czy lata bezzasadnej nienawiści. Przepraszał, że odebrał mu syna...
- James umarł mogłeś zdjąć przysięgę. – zauważył Tobiasz.- Pytanie brzmi dlaczego tego nie zrobiłeś.
- Nie zdążyłem! Ten przebrzydły szczur... Wylądowałem w Askabanie... A później? Harry i tak miał stos problemów na głowie! Nie sądziłem, że wyjawienie prawdy było by słuszne. Na pewno nie dla mojego chrześniaka! Wybacz Severusie, ale on Cię nie trawi. Delikatnie mówiąc. Liczyłem, że uda mi się oczyścić z zarzutów, ale to nie jest proste... Peter siedzi za kratkami. Mają dowody, że to nie ja zabiłem tych Mugoli, a
- Aby uzyskać oczyszczenie z zarzutów trzeba złożyć wniosek. Według moich informacji twój przedstawiciel tego nie zrobił...- odezwał się Tobiasz. Syriusz zmarszczył czoło.
- Przecież ...
- Niech zgadnę Albus obiecał się tym zająć! – zadrwił- Naprawdę tego nie widzicie? Atak na Potterów, ogłoszenie, że roczne dziecko pokonało Voldemorta, James nie żyje, ty trafiasz do Askabanu, a Ty...- spojrzał na syna – jesteś na każde jego skinienie użalając się nad sobą! Nasze drzewo genealogiczne zostało zmanipulowane. I jeszcze ta pieruńska przepowiednia głosząca zagładę chłopców przeznaczenia! Stary dureń robi z nas wszystkich kretynów.
- Jaka znowu przepowiednia?
- Idiotyczna! – Warknął Tobiasz- Jednak Perevelly i Melyflua wierzą w każde jej słowo. Septimus I Christopher przez tą przepowiednie nosa z Rezydencji nie wystawiają bez Glamur! Szaleństwo. Szaleństwo które może nam pomóc w ukryciu twojego syna.
- Kim są do cholery Septimus I Christopher? – zapytał Severus.
- No właśnie o tym mówię. Mało kto wie, że Tomas Perevelly I Ksawery Melyflua mają synów! Jednak Dumbledore wie nanpewno. Urodzili się w Szkocji na pewno są na liście uczniów Hogwardu.
Severus zmarszczył czoło mgliście przypominając sobie, że przyjaciółki jego żony także były w ciąży.
- Urodzili się tego samego dnia co Harry- wyjaśnił Tobiasz.
- Tego samego?
- 31 lipiec... przeklęta data jak mam być szczery. Przez tą przepowiednie postanowili wychować ich w ukryciu. Poza zaufanymi nikt nie wie jak wyglądają.
- Ty jesteś wśród tych zaufanych rozumiem...- powiedział Severus.
- Powiedzmy. Nasze drogi odrobine się rozeszły. Poza sprawami zawodowymi i Bożo Narodzeniowymi Obiadami u Perevelly nie widywałem się z nimi. Dlatego uważam, że moje odosobnienie idealnie wyjaśni fakt, że zajmowałem się twoim synem. Uwierzą w to. Wiedzą, że Wydziedziczenie nie jest pełnomocne... Albus ma rację. Chłopak będzie potrzebował kontaktu z rówieśnikami. A do wątpię by był w stanie ukończyć edukację w normalnej placówce.
Severus wybuchł gromkim śmiechem. Ironicznym okrutnym śmiechem.
- No no, prawie Ci uwierzyłem! Wiesz o moim synu od kilku godzin! A już pchasz go w łapska Dziedzictwa! Brawo... Posłuchaj mnie uważnie. Harry nigdy nie pozna tych chłopaków. Gówno mnie obchodzą twoje prawne roszczenia co do niego. To mój syn! Nie pozwolę Ci spieprzyć mu życia jeszcze bardziej.
- Chyba pogubiłem się w toku tej rozmowy. – przyznał Syriusz.
- Perevelly i Melyflua... Dziedzice Morfeusza i Artura. Teraz Świta?- warknął Severus. – Nie wiadomo czy Harry przeżyje noc a on już kombinuje!
- Nie pcham wnuka w łapska Dziedzictwa! – Warknął Tobiasz. – Oni nie chcą tego dla swoich synów tak jak i my nie chcieliśmy dla Was! Udało by się! Gdyby tych dwóch głąbów nie próbowało Cię zabić! - wrzasnął patrząc na Syriusza z furią. Mężczyzna wtopił się w fotel.
- To było dawno temu- Burknął czując się jak małe dziecko, które zbiera burę.
- Od tamtego zdarzenia z tym wilkołakiem wszystko zaczęło się sypać! Nie wytworzyłeś Trójkąta z Tomasem i Ksawerym choć znaliście się od maleńkiego! Wychowaliście się razem. Panowaliśmy nad tym! Jeśli będziemy nadzorować ich relacje. Jeśli sprawimy, że będą się znać, ale nie będą przejawiać wobec siebie silnych emocji. Nic się nie stanie. Tak jak w waszym przypadku nic się nie wydarzyło Severusie.
- Zapomnij! Harry ich nie pozna. Nigdy. I jeśli chcesz brać udział w życiu wnuka to to uszanujesz! – wrzasnął.
Wyszedł z gabinetu trzaskając drzwiami. Tobiasz obserwował drzwi przez chwilę nim jego wzrok nie padł na Syriusza.
- Wy dwaj zawsze doprowadzaliście mnie do furii. Ale porwanie mojego wnuka? Czy wy do reszty postradaliście rozum?
- A tynco byś zrobił na naszym miejscu?
- Za pewne poinformował bym ojca dziecka o wszystkim do kurwy nędzy! Pozwoliłeś by twój siostrzeniec wychowywał się jako sierota! Bez rodziny. Zdany na łaskę Dumbledora! Możesz w ogóle spać po nocach? Wiedziałem, że jesteś kretynem, ale po Potterze się tego nie spodziewałem.
- Severus wcale nie chciał mieć dziecka. – bronił się Syriusz- Dobrze wiem jak zareagował na wieść o ciąży Anny. I ona też się tego bała. Bała się jego reakcji I tego jak ty to wykorzystasz. A na pewno byś wykorzystał, prawda?
- Nic o mnie nie wiesz Syriuszu. Nic... – mruknął- Skrzaty pokażą Ci pokój. Jesteś tu mile widziany dopóki chłopiec będzie sobie tego życzył. Ale daj mi tylko jeden mały powód. Jedno idiotyczne zachowanie...
Syriusz zaśmiał się- Nic się nie zmieniłeś. Zajmij się moja apelacją, albo uświadomię Severusa o kilku bardzo bezpiecznych miejscach, które należą w tej chwili do Harrego. W końcu jest jedynym prawomocnym Dziedzicem Blacków, nie tylko Prince'ów I nie traktuj Nas jakbyśmy w dalszym ciągu byli dziećmi. Trochę lat minęło...
