Jakkolwiek jego aktualna sytuacja nie była do pozazdroszczenia, Severus mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, kiedy szczęknęła zasuwa zamka, a eskortujący go funkcjonariusz w narzuconym na mundurową marynarkę czarnym szaliku w czerwonobiałe pasy zostawił go samego. Na jego szczęście rzeczywistość znacząco odbiegała od severusowych wyobrażeń na temat ministerialnego karceru.
Nawet biorąc poprawkę, że był to tylko areszt przejściowy.
Spodziewał się raczej lochów, łańcuchów i opętańczych jęków współosadzonych. Tymczasem znalazł się w ukrytej w podziemiach, ale jasnej przestrzeni, bardziej przypominającej biura niż więzienie. W głębi trajkotało mugolskie radio, nadając przekaz na żywo, chyba mecz piłkarski. Na biurku i regałach obok teczek, luźnych pergaminów, pudeł i skrzyń stał czajnik elektryczny, a na ścianie wisiał kalendarz z dziewczyną w stroju zdecydowanie nie licującym z powagą Ministerstwa Magii. No i wreszcie, jak na areszt przystało, były cele. Severusa umieszczono w jednej z czterech, usytuowanych po dwie przy przeciwległych ścianach, oddzielnych korytarzem, który prowadził do kanciapy strażnika. Dwie były puste, a w celi naprzeciwko leżał na pryczy twarzą do ściany czarodziej, którego zgarnęli razem z nim dzisiejszej nocy. Severus wciąż nie znał jego tożsamości, bo tamtego wówczas nieprzytomnego ewakuowano razem z rannym aurorem przy wsparciu magomedyków. Severus uznał, że najwidoczniej na nocnej zmianie szanuje się pracę, zasoby i czas przełożonych, bo on czekał w błocie pół godziny dłużej, dopóki nie odzyskał czucia w nogach, a i żadnej pomocy magomedycznej się nie doczekał. Następnie dostał pieczęć, która zablokowała jego magię, a kwadrans później został przekazany przez brodatego aurora nieszczególnie zachwyconemu funkcjonariuszowi, z którym zjechał windą trzy poziomy niżej. Do miejsca, gdzie właśnie przebywał.
Oparł się plecami o ścianę, bo posłanie ani wyglądem, ani zapachem nie zachęcało, by wejść z nim w bezpośredni kontakt. Severus był wciąż obolały i nadal mrowiły go palce po tej wszawej potterowej klątwie. Czas jednak płynął nieubłaganie i potrzebował planu. Zerknął przez kraty i nie znajdując lepszego pomysłu, cicho zagwizdał.
- Cisza tam! - Zareagował nie drugi aresztant, wciąż niewykazujący żadnej aktywności, ale strażnik, najwyraźniej już z lekko ruszonym nerwem. Mogło mieć to związek z niekorzystnym wynikiem drużyny, której kibicował. - Jeszcze słowo i zeżresz mojego buta.
Severus spasował. Już perspektywa położenia się na zapluskwionej pryczy wywoływała w nim mdłości.
Nie zdążył zdecydować, jaką strategię obrać względem nadchodzącego przesłuchania, kiedy pancerne drzwi się uchyliły i w kierunku kantorka ruszył pewnym krokiem auror, którego widok wywołał w Severusie pejoratywne uczucia. Z jednej strony była to ostatnia osoba, którą chciałby w tych okolicznościach oglądać z miejsca, w którym stał. Z drugiej jednak - potrzebował tego dupka, jeśli chciał w dłuższej perspektywie widywać jakiekolwiek twarze.
James Potter minął jego celę, nie zaszczyciwszy jej lokatora nawet spojrzeniem, i zagadał do strażnika:
- Ile jest?
- Do przerwy po jeden, ale Diabły dopiero co straciły drugą bramkę.
- Niefart - skwitował Potter i usiadł okrakiem na wolnym krześle. - Jak te gówniane nadgodziny.
- Prawda, niefart. - Strażnik bardziej niż na pogawędce próbował się skupić na dostrojeniu coraz bardziej trzeszczącego radioodbiornika, na oko pamiętającego czasy króla Jerzego VI.
- Ty przynajmniej masz tu ciszę, spokój, ciepełko. Nas stary po nocy gania, chyba lewą nogą wstał. - Potter zrzędził jak baba, a dłoń, w której trzymał różdżkę, wykonała nieznaczny ruch, jakby odganiał natrętną muchę.
- Daj żyć... i zawsze w takim momencie! - jęknął kibic Diabłów, gdy po gwizdku sędziego urządzenie radiowe mocniej zatrzeszczało i całkowicie ucichło.
- Chłopaki w archiwum podręcznym, chyba mają skitrany telewizor - podsunął Potter bardzo empatycznie.
- Serio? - podjął strażnik, ale iskra nadziei w jego głosie zgasła, kiedy obrócił głowę. - Ale przecież nie zostawię tych palantów.
- W sumie... Ja mogę tu posiedzieć, gazetkę poczytać. Szczerze, to dziś wolę się nie rzucać w oczy, żeby nie dostać do roboty kopania dołów.
- Mógłbyś? Pół godziny, ewentualnie dogrywka. No to wiszę ci, młody. Jakby co, to ktoś z dyżurki mnie wywołał.
I już go nie było.
Kiedy odgłosy kroków za drzwiami ucichły, pozostały na posterunku auror podniósł się z krzesła i zrobił kilka kroków z różdżką w dłoni. Zatrzymał się po drugiej stronie krat. Severus, dotąd oparty plecami o ścianę, podszedł bliżej. Brązowe oczy przez chwilę intensywnie patrzyły w te ciemne, a twarz Pottera nie zdradzała żadnych myśli. Kiedy koniec różdżki naznaczył w powietrzu wzór, Severus poczuł, jak po jego ciele ześlizguje się magiczna osłona i zrozumiał, że obaj zostali otoczeni zaklęciem prywatności. Daleko idąca ostrożność, którą w pełni popierał.
- Co tam się stało? - zapytał Potter wprost, chowając ręce w kieszeniach spodni.
- To oficjalne przesłuchanie czy osobista ciekawość? - odbił Severus bez większego zastanowienia.
Po czasie zdał sobie sprawę, jak to było głupie, ale przy tym dupku tak miał. Przestawało być tu i teraz, a Severus znowu był tylko szczerzącym kły, popychanym złością nastolatkiem.
Głupota.
- A pies cię trącał - warknął z kolei tamten, cofnął się o krok i sięgnął po różdżkę, zapewne chcąc dezaktywować zaklęcie ukrywające ich słowa przed resztą świata.
Pogratulować.
- Potter, chodzi o to... - Severus, świadomy, że tym razem nie ma pola manewru i nie może chlapnąć czegoś głupiego, wznosił się na wyżyny uprzejmości. - Ma zasadnicze znaczenie, co i w jaki sposób mogą chcieć ode mnie wyciągnąć aurorzy. Są tajemnice, których ujawnienie spowoduje katastrofę. I to nie ja oberwę najmocniej.
Potter ponownie spojrzał mu w twarz.
- A ja muszę wiedzieć, kto zabił Garisona Blooma.
Severus wychwycił sens ukryty między słowami. Potter chciał wiedzieć, czy śmierciożerca stojący po drugiej stronie krat miał na sumieniu jego kolegę, zanim ten zdecyduje, jakie kroki podejmie dalej. Severus mógł to zrozumieć.
- Auror zginął od Avady. Ja rzuciłem Avadę kedavrę tylko raz, na Kew Bridge.
Potter odetchnął głębiej. Z ulgą?
- Dowód z Prior Incantato zamyka sprawę, jeśli potwierdzi to zeznanie drugiego aurora. A badanie różdżki nie ujawni innych trupów w szafie.
Severus ostatnie zignorował. Avadą cisnął w Syriusza miesiące temu, zapewne aurorzy nie sięgną tak daleko, musieliby wykazać legalną podstawę badania głębiej niż kilka godzin wstecz. Nawet uwzględniając kilka wątpliwej legalności klątw, które rzuciła cisowa różdżka na przestrzeni ostatnich tygodni, konsekwencje nie były porównywalne do odpowiedzialności za zabójstwo aurora. Jednak Severus nie podzielał potterowego optymizmu.
- Drugi auror był nieprzytomny - oznajmił cierpko.
Obaj wiedzieli, że trzeci uczestnik zdarzenia, leżący na pryczy nieopodal, dla Ministerstwa nie jest żadnym świadkiem.
A w takim przypadku czekało Severusa przesłuchanie grubszego kalibru. Nie miał pewności, jak poradziłby sobie z legilimentą. Zapewne wszystko zależałoby od tego, jak tamten byłby dobry i czy pieczęć blokująca severusową magię nie upośledzała jego zdolności w zakresie oklumencji. Jednak największym problemem było Veritaserum, tutaj nie istniał sposób uniknięcia odpowiedzi, jeśli druga strona wiedziała jak i o co pytać. A aurorzy śledczy zjedli na tym zęby.
Zatem Severus stał przed niemożliwym wyborem. Mógł wybrać dekonspirację i dotkliwą karę za zdradę wymierzoną być może jeszcze w tych murach przez pracownika Ministerstwa ze śmierciożerczej listy płac. Albo mógł wziąć na siebie zabójstwo, ochronić tajemnicę przepowiedni, nie zdradzić Syriusza i resztę życia spędzić w towarzystwie dementorów z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
Z tych ponurych rozmyślań niespodziewanie wyrwał go Potter.
- A może Lucjusz Malfoy?
- Co z nim?
- Nie mógłby... odbić cię? Czy coś - zasugerował niepewnie funkcjonariusz Biura Aurorów, patrząc w sufit. - Zapewne ma tu kogoś kupionego, kto czułby się zobligowany przekazać wiadomość. Ktoś inny odwróciłby głowę w czasie konwojowania. Tak to chyba działa.
Gdyby Severus siedział na krześle, to mógłby z niego spaść. To był bowiem pomysł, który wydawał się wykonalny, a którego nie myślał sam wykładać na stół. I nie miał pojęcia, w co właściwie Potter gra.
W całym tym szaleństwie on sam musiał zagrać w otwarte karty.
- Puściłbyś mnie, ot tak?
Auror zmrużył oczy i milczał, najwyraźniej szukając właściwych słów. Severus zaryzykowałby stwierdzenie, że również dla tamtego sytuacja była co najmniej niekomfortowa.
- Powiedzmy, że mamy sprawy, które wymagają... ułożenia. - Potter zaczął, trochę klucząc. - Spaliłem twój dom i to było niehonorowe. Ja... Coś ci wiszę, a jesteś ostatnią osobą, z którą chcę mieć nieuregulowane zobowiązania. - Spojrzał na Severusa poważnie i taki był ton jego głosu. - To dzisiaj zamyka nasze sprawy.
Severus nie chciał dać po sobie poznać, że Potter go zaskoczył. Po prostu skinął na znak zgody.
Należało wracać do rzeczy, sęk w tym, że z pomysłem ze sprowokowaniem interwencji Malfoya był pewien problem. W normalnych okolicznościach arystokrata stanąłby na głowie, żeby wyciągnąć mistrza eliksirów choćby tylko po to, aby mocniej związać go ze sobą nieodwzajemnioną przysługą. Dziś była sytuacja awaryjna.
- Nie wiem. Malfoy sam ma problem, z którym musi się szybko uporać - oznajmił Severus. - Jeśli Biuro w ciągu godzin nie przechwyci Bulstrode'a, to Lucjusz Malfoy nie zostawi po nim nic nadającego się do identyfikacji.
Potter niespodziewanie pochylił się do przodu, wyraźnie zaskoczony.
- Blooma zamordował Raleigh Bulstrode?! To na niego była zasadzka? Dlaczego?
I teraz Severus zupełnie przestał chwytać.
- Też mi to trochę zepsuło dzień - wymamrotał, coraz bardziej zagubiony i jeszcze bardziej tym faktem zirytowany. - O co chodzi z Bulstrodem?
- Nie gadałeś z Syriuszem - po prostu stwierdził Potter. Zamknął oczy i zmarszczył czoło, jakby bił się z myślami. Pewnie bolało. - Będę tego żałował... - Westchnął pod nosem. - Dobra, o twoją dupę idzie, to ty decydujesz. Tylko najpierw powiedz mi, kto mógłby chcieć odbić Flinta.
Severus myślał chwilę temu, że za dużo mu umykało?
- Jakiego Flinta?
Potter wywrócił oczami i skinął głową w bok, na celę po drugiej stronie korytarza.
- Call Flint, drugi szczęśliwiec - wyjaśnił cierpliwie, choć z wyczuwalną irytacją. - To komu trzeba dać znać?
- Nie mam pojęcia, sam miałbym do niego kilka pytań. - Severus zastanowił się i ocenił trzeźwo sytuację. - Bulstrode go porzucił. Po Ciemnej Stronie jest dezerterem i dostanie czapę. Salazar go wie.
Tamten westchnął, nie pierwszy już raz. Otworzył usta, by coś dodać, ale obydwaj jednocześnie zerknęli w stronę drzwi, za którymi dały się słyszeć kroki. Widać jednak nie było dogrywki.
Potter przeklął i wyciągnął różdżkę. Nie zdążył wprowadzić więźnia w plan ewakuacji. Pozostanie improwizacja.
- Niech Syriusz zawija się z Ealing Road - rzucił jeszcze Severus. - Czerwony alert, ma zatrzymać się w miejscu, które nawet nie przyjdzie mi do głowy.
- Jasne. - Potter nerwowo łypnął na drzwi. - Muszę to ustawić, potrzebuję godziny. - Po tych słowach różdżka poruszyła się i Severus poczuł, jak bariera zaklęcia prywatności się rozmywa.
To była zdecydowanie najbardziej niedorzeczna noc w jego życiu.
Pierwszą myślą Syriusza było udać się piętro niżej, odnaleźć fiolkę Eliksiru Wielosokowego, rozpuścić w nim włos Remusa i łyknąć na zdrowie. Za kwadrans mógłby wyskoczyć z kominka w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów i uratować sytuację, zanim padną trupy.
Na szczęście aktualny Syriusz - w przeciwieństwie do swojej wcześniejszej wersji, której Rita Skeeter poświęciła niezły epilog w Proroku Codziennym - zanim ruszał z kopyta realizować projekcje swojego umysłu, najpierw liczył powoli do pięciu.
Tym razem też pomogło.
Musiał wyluzować. Chłopaki byli dorośli. Jeśli sam oczekiwał zaufania w jego zdrowy rozsądek, to musiało to działać w dwie strony. Za poparcie takiego podejścia do sprawy uznał zachowanie Remusa, który najwyraźniej przyjął, że skoro James wziął to na siebie, to pozostałe zasoby należy skierować gdzie indziej. Na przykład na skatalogowanie, zniszczenie części i spakowanie oraz przeniesienie w pięć minut reszty z pokaźnego syriuszowego archiwum.
I jakkolwiek priorytetem była sprawna ewakuacja, to Syriusz nie miał pomysłu, gdzie mógłby w środku nocy powlec swoje cztery litery, a nowa miejscówka nie mogła być lokalizacją przypadkową. Nie chciał też czegoś tymczasowego.
To miała być lepsza wersja mieszkania przy Ealing Road 218B.
Potrzebował obiektu sporych gabarytów, by bez problemu pomieścił archiwum, eliksirową pracownię, kilka sypialni i zaplecze gastronomiczno-sanitarne. Do tego powinno to być lokum po magicznej stronie, a przynajmniej mocno już nasycone magią i podatne na magiczne modyfikacje, wyposażone w kominek, najchętniej z dala od sąsiedztwa. Wreszcie nikt inny bez jego zgody nie mógł mieć możliwości przekroczenia progu. Konkludując, po nałożeniu zaklęć ochronnych nowy dom miał stać się twierdzą.
A dodatkowo ta idealna lokalizacja musiała być gotowa na przyjęcie swojego nowego pana najpóźniej po upływie tych kilku minut, których potrzebowali razem z Lunatykiem, by kilka ton dokumentacji zredukować magicznie do gabarytu, który w kilku turach da się przepchnąć przez kominkowe palenisko.
Chociaż Syriusz wolałby dalej zaklinać rzeczywistość, to tak się składało, że był właścicielem nieruchomości, która spełniała powyższe kryteria. A on ani trochę nie miał ochoty na przenosiny.
- Łapo, tutaj też finito. - Słowa przyjaciela, oznajmiające nałożenie czaru maskującego na ostatnią partię przygotowanych do wysyłki skrzyń, sprowadziły go na ziemię. - To dokąd?
Syriusz spojrzał na Remusa i uśmiechnął się blado.
- Do domu - oznajmił, kładąc na jego ramieniu rękę, by zaklęcie teleportacji przeniosło ich obu do lokalizacji docelowej.
Severus stracił poczucie czasu, ale postawiłby fiolkę Felix Felicis, że nie upłynęła jeszcze godzina, a pojawił się nieznany mu strażnik i odeskortował go poziom wyżej. W niewielkim pokoju bez okien był stół i przy nim cztery zespojone z podłogą taborety, jak w salach przesłuchań z mugolskich filmów. Tylko nadal żadnych kajdanek i łańcuchów, tak niedorzecznych wobec czarodziejów z zapieczętowaną magią. Jak przypuszczał Severus, nawet przypadkowe zdobycie różdżki niewiele zmieniało sytuację aresztanta, bo pieczęć czasowo czyniła go charłakiem. Do ogarnięcia całego dołka wystarczył jeden koleś słuchający godzinami radia i czytający gazetki. Brawa za racjonalne gospodarowanie zasobami.
Severus zajął miejsce przy stole i podparł się na łokciach. Zachodził w głowę, co zrodziło się w umyśle Pottera. I po kilku minutach z nudów zaczął się sam ze sobą zakładać, jak bardzo zły to będzie pomysł.
Poderwał głowę, kiedy niespodziewanie drzwi się otworzyły. I spojrzał prosto w twarz brodatego dowódcy grupy, która go minionego wieczora pojmała. Starszy mężczyzna zmełł przekleństwo, pociągnął za sobą drzwi i cofnął się na korytarz. Zamek nie zaskoczył i przez szparę w drzwiach Severus zobaczył profil Pottera. Auror właśnie zbierał od szefa porządną zjebę.
Severus pochylił się nad stołem i wytężył słuch.
- Młody, ciebie rozum opuścił, jeśli myślisz, że ja to autoryzuję! - Dobiegło podniesionym głosem z korytarza. - To jest Severus Snape!
- Dlatego nie możemy tego odpuścić, szefie - odparł spokojnie Potter. - Kilka tygodni i będziemy mieli skrzynkę kwitów na Malfoya. To jest prezent. Obwiązany kokardką!
- Tylko mi tu bez takich. Za stary jestem. Ty chcesz go... - brodacz urwał i ściszył głos. - Jeśli sobie ubzdurałeś, że go przy pierwszej okazji poślesz do piachu z namaszczeniem Ministerstwa ku pamięci Syriusza Blacka, to pomyśl dwa razy. On jest lepszy w te klocki.
- Szefie, nic z tych rzeczy. Syriusz... Jemu to teraz nie zrobi różnicy, a ten jest nam potrzebny. Wystarczy mi, że będzie chodził przy nodze i przybiegał, kiedy zawołam. Znaczy, kiedy Biuro Aurorów będzie tego potrzebowało.
- Jeśli to nam obydwu wybuchnie w twarz...
- Przecież szef sam o tym myślał.
- Ale w życiu nie w zestawie z tobą, idioto! Nikomu przy zdrowych zmysłach by to nie przyszło do głowy.
- No właśnie, to idealny układ - upierał się Potter niezrażony. - Ja go dobrze znam, byliśmy na tym samym roku. Snape pocałuje w dupę Dumbledore'a, byle się z tego wykręcić. I ma powody, żeby traktować mnie poważnie. Jeśli ogarniemy to szybko, nikt nawet nie będzie wiedział, że go zgarnęliśmy.
- Tylko coś ci umyka. Żeby być oficerem prowadzącym, to trzeba być oficerem.
Pauza.
- To dla mnie prawdziwy honor, na który jeszcze nie zasłużyłem - odparł Potter po chwili zastanowienia, ale teraz tak na serio. I dodał - Nie zawiodę pana, sir.
- Na Merlina! - Starszy auror aż się zapowietrzył. - Skąd wy się tacy bierzecie?
- Z Gryffindoru - odparł Potter i Severus nie musiał widzieć jego gęby, żeby wiedzieć, że się głupio szczerzy.
- Jestem na to za stary - jęknął dowódca i znów przeklął. - Dobra, pokaż papiery.
Zaszeleściły jakieś dokumenty, stary coś skreślił, mruknął, coś jeszcze poprawił, zaakceptował machnięciem różdżki i sięgnął do klamki.
Severus bez słowa obserwował, jak w jego kierunku lewitują dwa pergaminy. Pierwszy, który upadł bliżej, był aktem oskarżenia w sprawie stosowania Zaklęć Niewybaczalnych, w tym Avady kedavry na Garisonie Bloomie, oraz litanii pomniejszych grzechów, której dokładnie nie przeczytał.
Co niespodziewane, ani wzmianki o domniemanym zabójstwie Syriusza Blacka. Ciekawe.
- Nie zabiłem aurora. Poświadczy to Prior Incantato - oświadczył mistrz eliksirów, odsuwając dokument.
Przełożony Pottera lekko wzruszył rękami, jakby miał to gdzieś.
Drugi pergamin był urzędowym formularzem oświadczenia o tajnej współpracy z Biurem Aurorów w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów Brytyjskiego Ministerstwa Magii.
Coraz lepiej.
To rozjaśniło kwestię braku oskarżenia o śmierć Syriusza. Informatorem, któremu za pozyskane informacje Ministerstwo odpuszczało wiele, w świetle prawa nie mógł zostać zabójca. Wszyscy siedzący przy tym stole wiedzieli, że Severus łatwo wybroni się z zabójstwa aurora, ale badanie sprawy śmierci Syriusza Blacka to inna kwestia. Wedle wiedzy brodatego czarodzieja i połowy magicznego Londynu wystarczyło na tę okoliczność zbadać cisową różdżkę. Jeśli brodacz naprawdę chciał zwerbować Snape'a, to musiał odpuścić Blacka.
- Jeśli powiem, że nie jestem zainteresowany? - zapytał Severus, wskazując na lojalkę.
- To zgodnie z procedurą poinformuję cię, że wobec zarzutu o zastosowanie Zaklęcia Niewybaczalnego ze skutkiem śmiertelnym nie przysługuje ci zwolnienie za poręczeniem. Nie są również znani wiarygodni świadkowie zdarzeń powołanych w oskarżeniu, wobec czego jeszcze dziś zostaniesz doprowadzony do gmachu głównego Ministerstwa Magii, gdzie nastąpi twoje przesłuchanie. W ciągu kilku dni odbędzie się rozprawa wstępna. Do czasu ustalenia terminu ogłoszenia wyroku pozostaniesz w areszcie przejściowym. W przypadku potwierdzenia któregokolwiek z zarzutów, twoja różdżka, z uwagi na uzasadnione podejrzenie skażenia Czarną Magią, zostanie zniszczona. Jeśli potwierdzony zostanie zarzut stosowania Zaklęć Niewybaczalnych, zostaniesz przeniesiony do Azkabanu.
Severus teatralnym ruchem przysunął formularz bliżej.
- Co zatem mogę zrobić dla Ministerstwa, aby uniknąć wszystkich tych nieprzyjemności?
- Ty osobiście ani mnie grzejesz, ani ziębisz - wyłożył bez ogródek starszy czarodziej. - Ale możesz mi dać Lucjusza Malfoya.
- Zatem jeśli to podpiszę i sprzedam trochę brudów na Malfoya, to dostanę z powrotem różdżkę i się pożegnamy?
- Przecież wiesz, że to tak nie działa.
To powiedziawszy auror pogładził bujną brodę, założył nogę na nogę i cierpliwie czekał na jakąś deklarację.
- Malfoy się nie dowie. - Potter, stojący z tyłu, uznał za właściwe się włączyć. - Z uwagi na przewidywany wysoki priorytet pozyskanych informacji sprawa dostanie kategorię "ściśle tajne". Nie będziesz miał prawa o tym rozmawiać z nikim niewtajemniczonym. Ani nikt z żadnego departamentu Ministerstwa bez upoważnienia nie będzie mógł cię przesłuchać, w żadnej sprawie. Dopóki ten układ będzie w mocy, żaden auror bez autoryzacji nie ma prawa podać ci Veritaserum ani użyć legilimencji.
- Ale jeśli spróbujesz zrobić tę instytucję w wała, to się nie pozbierasz - doprecyzował przełożony, uciszając wzrokiem podwładnego.
O, czyli jednak sprawa Syriusza Blacka pozostała w odwodzie, jako skuteczna motywacja dla potraktowania przez kreta swojej misji poważnie. Bo niewątpliwie ten straszak miał auror na myśli.
Ten stary był naprawdę cwany. Gdyby tylko wiedział...
Severus spojrzał ponad ramieniem brodatego aurora, na świeżo upieczonego oficera Biura Aurorów, a tamten przechylił głowę, wyczekując decyzji. Jak to powiedział wcześniej, w końcu szło o severusową dupę.
To było tak dobre, że aż niemożliwe, by było pomysłem Jamesa Pottera.
- Będę tego żałował - wypowiedział Severus z grobową miną, przedzierając na pół pierwszą kartkę, po czym zwrócił się do brodacza. - A więc słucham, uczyńcie ten parszywy dzień jeszcze gorszym.
Starzec uśmiechnął się wrednie.
- Ależ proszę - zaczął z sarkazmem. Zapewne nie robił tego pierwszy raz. - Nazywam się Elphinstone Urquart, auror drugiej rangi, dowódca trzeciej grupy operacyjnej w Biurze Aurorów. Jamesa Pottera już znasz. Otóż jeśli wyjdziemy stąd jako tako dogadani, to w bliższej przyszłości będziecie, panowie, mieli nieprzyjemność widywać się regularnie.
Spojrzał na Pottera, a ten bez wesołości potwierdził i dołączył do dwójki przy stole.
Jeśli tutaj pożar został ugaszony, to pozostawała jeszcze jedna kwestia i Severus uznał, że być może uda się ją załatwić po kosztach.
- Malfoy wie, że wpadliśmy z Flintem. Przesłałem mu już wiadomość - powiedział powoli, czując na sobie zaskoczone spojrzenie Pottera.
- Więc nawet w tym budynku mamy konfidenta? - Urquart nie krył obrzydzenia. - Zatem?
- Nie kupi wersji, że po prostu stąd wyjdę z różdżką w dłoni. Właściwie zapewne Malfoy już organizuje ludzi, by nas przejąć z konwoju. Tak to się zwykle odbywa.
- Co z Flintem? Nie nosi Mrocznego Znaku. U nas wisiał jako uznany za zmarłego.
- Jest dezerterem, Malfoy chciał go użyć jako formy nacisku na jego ojca. - Świeżo zwerbowany informator łgał na poczekaniu, nawet mu brew nie drgnęła. - Spokojnie, Call Flint nie jest ofiarą, nawiał od nas, bo nawywijał, ale jakoś nie przyszedł skruszony podzielić się wiedzą z Ministerstwem.
Spojrzał na Pottera i dostrzegł w jego oczach błysk zrozumienia.
- Szefie, to jest, o dziwo, bardzo dobry pomysł. Jako konwojenta damy konfidenta, będzie doskonały pretekst, żeby nasłać na niego wydział wewnętrzny i się go pozbyć bez śladu, skąd tak naprawdę wiedzieliśmy, że sypie.
Urquart spojrzał na jednego, następnie na drugiego i bardzo powoli kiwnął głową.
- No to na początek jako akt dobrej woli poproszę nazwisko malfoyowego kapusia, którego życie za chwilę zamienię w koszmar.
Severus uśmiechnął się w duchu. Znał kilka nazwisk. Malfoya będzie sporo kosztowała wtopa, przez którą władował mistrza eliksirów w ten syf.
I musi się upewnić, czy mieszkanie na Ealing Road jest już puste, bo byłoby jak znalazł w kontekście severusowych planów na najbliższe godziny po opuszczeniu tegoż szacownego przybytku.
Drzwi uchyliły się ze skrzypieniem, a w korytarzu panował półmrok, nieszczególnie zapraszając do środka.
Syriusz skinął na Remusa, by w pogotowiu zaczekał na zewnątrz, po czym uspokoił oddech i pewnym krokiem przestąpił próg. Nie wyczuł żadnych zaklęć ochronnych, od których - jak to zapamiętał - zawsze już na schodach wejściowych łaskotała go skóra. Dopiero po sekundzie spłynęło na niego zrozumienie - magia ochronna otaczająca te mury padła wraz ze śmiercią poprzedniego pana domu, a nowy zaklęć ochronnych nigdy nie przywrócił. Na swoim miejscu było jedynie zaklęcie ukrywające dom pod numerem 12 przed wzrokiem mugoli, ale ono zostało wpisane w magię tego miejsca, oderwane od kolejnych jego właścicieli i mieszkańców.
Korytarz oświetlała pojedyncza świeca, tląca się słabo na mosiężnym lichtarzu najbliżej wejścia, a jej blady blask ślizgał się na przykurzonych złoceniach luster, które za dnia wydatnie powiększały optycznie tę najwęższą przestrzeń domu. Teraz rzucane przez drgający płomień cienie odbijały się w szkle złowrogo. Gdy zrobił kolejny krok rozbłysła następna świeca, jednak wciąż trudno było dostrzec cokolwiek w głębi hallu, skąd czworo drzwi oraz szerokie schody prowadziły do reszty pomieszczeń na parterze, dwóch piętrach oraz pod poziomem gruntu.
Grimmauld Place 12 było domem duchów.
Nie mając bladego pojęcia, co może ukrywać się w ciemności, Syriusz mocniej ujął różdżkę. Nie był zdecydowany, czy powinien asekuracyjnie rzucić zaklęcie skanujące i jak najszybciej odnowić magię ochronną wokół murów, czy - jeśli jakimś cudem miejsce zostało zinwigilowane - lepiej wrócić tu jednak za dnia w szerszym gronie. Od dokonania wyboru uwolniło go pojawienie się z trzaskiem u podnóża schodów Stworka, najstarszego z domowych skrzatów służących jego rodzinie.
Skrzat wyglądał na o wiele starszego i bardziej antypatycznego niż w syriuszowych wspomnieniach.
- Czym Stworek może służyć, sir? - zapytał sucho, jakby mu ta wymuszona uprzejmość ledwo przeszła przez usta.
- Kto jest w domu? - odbił szybko Syriusz, wciąż zachowując czujność.
- Pani. Teraz śpi - odpowiedział skrzat rzeczowo i dodał. - Panicz Regulus jeszcze nie wrócił.
Po plecach Syriusza przebiegł dreszcz.
- Wiem - potwierdził głucho. - A inne domowe skrzaty?
- Nie ma innych. Tylko Stworek.
Syriuszowi zrobiło się jeszcze bardziej nieswojo. W tym domu w ciągu ostatnich miesięcy odbyła się istna anihilacja.
- Stworek ma obudzić panią?
- Nie, porozmawiam z nią rano. Od teraz nikt nie opuszcza tego domu ani nie wysyła żadnej wiadomości bez mojej zgody do czasu, aż zdecyduję inaczej. Jeśli moja matka spróbuje to zrobić, to ją zatrzymasz i natychmiast mnie poinformujesz. - Syriusz musiał dobrze dobrać słowa, by intencja nie została przez skrzata, któremu nie ufał, przeinaczona. - A tobie, Stworku, nie wolno z nikim oprócz mojej matki o mnie rozmawiać. Z żadnym czarodziejem, innym skrzatem albo jakimkolwiek stworzeniem.
Tak sformułowany rozkaz wydawał się dobrym zabezpieczeniem, by informacja, że Syriusz Black jednak nie jest trupem, nie wyciekła niekontrolowanie w świat z jego własnego gniazda.
- Za chwilę przywrócę osłony wokół domu i każdego, kto spróbuje je przekroczyć bez magicznego klucza, należy traktować jak intruza - wyjaśnił powoli, by skrzatowi nic nie umknęło. - Następnie pomożesz mi umieścić w piwnicy dość duży ładunek i o tym nie będziesz rozmawiał z nikim, nawet z moją matką. Nikomu oprócz mnie nie wolno wejść do podziemi, chyba że później wydam inny rozkaz.
Skrzat się skrzywił, ale potaknął. Po czym podniósł głowę, pierwszy raz patrząc Syriuszowi w oczy.
- Panicz Regulus już nie wróci, sir? - zapytał Stworek innym głosem, bez wcześniejszej nieprzyjemnej nuty.
- Nie.
- Panicz Syriusz jest teraz panem. - To już nie było pytanie.
Syriusz potwierdził skinieniem.
Ku jego bezbrzeżnemu zaskoczeniu skrzat z trzaskiem zniknął mu z oczu. I zanim zdążył to przetworzyć w głowie, nastąpił kolejny trzask i stworzenie było już z powrotem, tym razem zaciskając kostyczne palce na połyskującym przedmiocie.
- Stworkowi polecono, by to zniszczył albo oddał paniczowi Syriuszowi, gdyby panicz Regulus nie wrócił - wyłożył skrzat, wyciągając rękę w stronę oniemiałego czarodzieja. - Stworek czekał. Nie szukał panicza Syriusza i nie próbował tego zniszczyć. Stworek przeprasza, że zawiódł, sir.
Niewiele z tego rozumiejąc, Syriusz sięgnął po leżący na skrzaciej dłoni medalion, który widział pierwszy raz w życiu. Wedle jego wiedzy nie był to rodowy artefakt, przy bezpośrednim kontakcie nie ujawnił też żadnych właściwości magicznych, choć emanowały z niego nikłe odblaski Czarnej Magii. I chociaż był pewien, że tego konkretnego medalionu nigdy wcześniej nie miał w rękach, poczuł coś jak déjà vu. Jakby już kiedyś dotknął tego rodzaju magii.
Albo Syriusz miał już paranoję. Teraz nie miał jednak czasu, by zatrzymać się nad tym dłużej.
Medalion wylądował w jego kieszeni, a on sam wyszedł przed dom, by dać Lunatykowi znać, że miejscówka jest bezpieczna. Po tym zamierzał wreszcie wziąć się za przywrócenie antyaportacyjnego pola, zaklęć alarmujących i tuzina osłon ochronnych, dzięki którym Grimmauld Place 12 mogło stać się niezdobytą twierdzą.
Witam z powrotem. Dziękuję za komentarze i favy, które uzbierały się od poprzedniej publikacji przez ostatni rok(!). Tym razem dwa rozdziały w zestawie. Tempo, jak widać, nie jest równe ;)
Jesteście tu jeszcze? Miło byłoby dostać jakąś informację zwrotną, bo mam wrażenie, że piszę do szuflady, a to niezbyt motywujące. Zwłaszcza w moim wieku :P
