Syriusz trzeci raz wypłukał usta. Dał sobie chwilę i dopiero kiedy nabrał względnego przekonania, że znowu nie puści pawia, przyjął podany przez Rogacza ręcznik i przetarł twarz.
W bawialni zastali Remusa, garbiącego się przy ścianie z rękami w kieszeniach.
- Muszę sprawdzić parę miejsc - wydusił z siebie Syriusz, starając się pamiętać, by oddychać. Już sięgał w kierunku stojącej nad kominkiem puszki, po proszek Fiuu, kiedy coś sobie uświadomił. - Szlag.
- Co jest, Łapo?
- Nie podpiąłem jeszcze kominka do ogólnej sieci. I do dupy stąd fiuuknę.
James, jak to on, pierwszy się ogarnął i przejął kontrolę nad sytuacją.
- Fiuukniemy z Ealing. Jest bezpieczne?
- Nie tamtędy przeszliście?
- Przeszliśmy kominkiem ode mnie - wyjaśnił Remus.
Syriusz tępo potaknął. Wsunął różdżkę do tylnej kieszeni, stanął naprzeciwko paleniska i sypnął proszku od serca, wypowiadając docelowy adres.
- Panie przodem - zarządził i przepuścił chłopaków.
Zrozumieli aluzję i poszli pierwsi. Kiedy ich plecy zniknęły w zielonkawych płomieniach, Syriusz oparł się o kominkowy portal i wydarł na całe gardło. Darł się, dopóki nie zabrakło mu w płucach powietrza. Następnie odetchnął głębiej i kiedy upewnił się, że ustoi na nogach, również wkroczył w przygasające płomienie.
Pierwszym, co zobaczył po drugiej stronie przejścia, były plecy Lunatyka, na które wpadł z impetem.
- Niech to jasna…!
Drugim, była wyciągnięta uzbrojona dłoń stojącego bokiem Rogacza, zastygłego w pozycji bojowej. Wyraz jego twarzy odbijał skrajne zdezorientowanie. Podążając w kierunku wskazywanym przez różdżkę przyjaciela, Syriusz zobaczył po przeciwnej stronie salonu gotową na odparcie ewentualnego ataku, choć absolutnie spokojną - w kontrze do byłych wychowanków - Minerwę McGonagall.
- Pani profesor?
Opiekunka Gryffindoru lekko uniosła kąciki ust i skinęła mu głową. Co nie tłumaczyło, jak się tu dostała, nie uruchamiając tuzina zaklęć alarmujących. Ani skąd w ogóle wiedziała o tej miejscówce, bo na pewno nie od Syriusza.
Odpowiedź nadeszła zza oparcia kanapy, stojącej przodem do stolika kawowego i okna, ale tyłem do kominka.
- Minerwo, powiedz mu… - Słowo przeszło w jęk bólu, po czym poleciała wiązanka pod adresem czyichś matek. A dla uszu Syriusza było to muzyką. - Powiedz, gdzie ostatnim razem widzieliśmy się we troje.
- Słucham? - profesorka zrobiła wielkie oczy.
Syriusz usłyszał, jak James mocniej wciąga powietrze i obydwaj z Remusem opuszczają różdżki.
- Powiedz mu, bo jeszcze ktoś niechcący walnie klątwą, a ja miałem naprawdę, naprawdę chujowy tydzień.
Syriusz uśmiechnął się do siebie jak głupi.
- Cóż… - Minerwa skapitulowała. - Widzieliśmy się w ogrodzie Elfiasa Dogde'a.
- Zgadza się, pani profesor.
- Zapytaj.
- Serio?
- To nie był mój pomysł - dobiegło ostro zza oparcia kanapy.
Fakt, to był pomysł Blacka, by w sytuacjach niejednoznacznych, jak choćby podejrzenie użycia Wywaru Wielosokowego, stosować dodatkową weryfikację. Coś, o czym może wiedzieć tylko druga strona.
- Dobra. No więc… - Syriusz pomyślał chwilę, dzielnie znosząc świdrujące go spojrzenia trzech par oczu. O, to będzie dobre. - Kiedy powiedziałem do ciebie pierwszy raz po imieniu?
Zza oparcia dobiegło parsknięcie śmiechem.
- W walentynki, na szóstym roku - padła odpowiedź. A potem dodatkowy komentarz. - Powiedziałeś też, że mam naprawdę ładne oczy.
Syriusz prawie się opluł. I momentalnie spoważniał. Żarty żartami, ale tego Sev by nie wyartykułował głośno przed audytorium. Powoli obszedł kanapę. I stanął jak wryty.
Sev wyglądał, jakby coś dużego i mało sympatycznego, takiego z ostrymi zębami i kopytami, dopadło go, przeżuło i wypluło. A potem po nim przebiegło. Jako pozytyw należało zaliczyć stan ilościowy kończyn - były w komplecie. Poza tym żałosna istota, która zdawała się być jego przyjacielem, oblepiona była krwią, unurzana w błocie i Syriusz wolał nie zgadywać, w czym jeszcze.
- Merlinie…
- Mówiłem, że miałem słaby tydzień - wyszeptał Sev ledwie słyszalnie, z idiotycznym uśmiechem. Jego oczy się szkliły i były rozbiegane. - Ale Sidius Yaxley miał gorszy - dodał. I ponownie się roześmiał.
- Podałam mu Wywar Haszyszowy. Inne fiolki miały oznaczenia, których nie rozpoznałam. Dopiero zaczyna działać - wyjaśniła McGonagall, pochylając się nad poturbowanym ex-Ślizgonem, który momentalnie spoważniał, uchwyciwszy jej wzrok. - Wcześniej podał sobie coś sam, nie wiem co. Jest lepiej, niż godzinę temu.
- Lepiej?!
- Syriuszu, to obrażenia magiczne - objaśniła profesorka dobrze mu znanym tonem, którym jeszcze niedawno zazwyczaj informowała go, ile punktów tym razem stracił dla Domu. - Trochę potrwa, zanim się zagoją. Najbardziej efektywnym będzie podawanie co kilka godzin kolejnych dawek wywaru.
Sev zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie mogę po tym myśleć. I będę zaraz…
I zwymiotował na syriuszowe buty.
- Sto punktów od Gryffindoru, Minerwo - powiedział cicho, wciąż z głową między kolanami. - Eliksirów przeciwbólowych nie podaje się…
- Nie podaje się na czczo. - Syriusz pojął w lot.
Minutę później był już z powrotem, niosąc znalezione w kuchni herbatniki.
Sev w milczeniu przeżuł, popił wodą i wrócił do pozycji leżącej.
Syriusz mimowolnie zacisnął dłoń w pięść, obserwując, jak jego przyjaciel przestaje być zielony na twarzy i powoli wyrównuje oddech.
- Skąd się tu pani wzięła? - zapytał na ile mógł spokojnie. - Rozumiem, że zdjął zaklęcia ochronne, ale…
- Severus mnie wezwał, co było błyskotliwym posunięciem. Zamiast najpierw doraźnie zamknąć rany, całą siłę woli wykorzystał na dotarcie do pracowni na dole. - McGonagall sceptycznie pokręciła głową. - Chyba tam wyczerpały się pokłady gryfońskiej brawury i wygrał ślizgoński instynkt samozachowawczy.
- Nie - zaprotestował nagle mistrz eliksirów, marszcząc czoło. - Nie to. Chciałem od Minerwy coś innego. - Chwilę myślał, ale chyba właściwe klapki nie zaskoczyły i fuknął zirytowany. - Nie pamiętam. Jestem tak zećpany, że ledwo ogarniam, jak się nazywam. - Niespodziewanie coś sobie jednak przypomniał. - To Sidius Yaxley, ale dziś nie puszczaj tego dalej.
- Nie rozumiem.
- Pozostali… Malfoy i kto tam się wyślizgał, są w gorszym stanie. Jak pójdzie to dziś…
- Będzie można dojść, od kogo była informacja. - O dziwo, najszybciej załapał James, stojący za ich plecami pod ścianą. - Jasne.
Sev zerwał się nagle jak oparzony, chyba dopiero uświadamiając sobie, że nie byli tu tylko we trójkę. Zachwiał się, ale rękami zaparł o komodę i ustał. Czarne jak węgiel oczy patrzyły na aurora z wyrzutem.
- Wypad. Bo ci pomogę.
James stał jak spetryfikowany, nie odrywając wzroku od poobijanej twarzy wciąż względnie żywego szpiega. Zanim Syriusz wziął sprawy w swoje ręce, Potter bez słowa zrobił krok w tył, zgarnął Remusa i pół minuty później już ich nie było.
Sev opadł na kanapę.
-To Sidius Yaxley zebrał za wszystko - powtórzył półświadomie, powróciwszy do pozycji horyzontalnej. - A ja… - Syriusz nie dosłyszał, bo tamten dalej mamrotał coś niezrozumiale.
Chociaż, o niedorzeczności!, najbliżej było temu do przeleciałem mu żonę.
- Kawy?
Severus otworzył oczy i bardzo chciałby powiedzieć, że na dzień dobry jego nozdrza wypełnił aromat świeżo parzonego napoju bogów, ale było to coś zgoła innego.
- Salazarze, zaraz zwymiotuję - jęknął, siadając na kanapie. Pobieżne ogarnięcie sytuacji powiedziało mu, że zrzucenie ciuchów niewiele tu pomoże. Śmierdział jak siedem nieszczęść. Poza tym pod jego czaszką szalało stado trolli i czuł głód. Dobrze wiedział, czego to następstwa. - Wczoraj rzygałem?
Syriusz potwierdził skinieniem.
Nie pamiętał. W sumie prawie nic z tego, co było po przybyciu Minerwy, nie zapamiętał. I niemiłosiernie bolała go głowa.
- Minerwy już nie ma?
- Musiała wracać. Trudno było ocenić, kiedy będziesz w stanie gadać z sensem - wytłumaczył Syriusz. - No i nie mieliśmy pomysłu, po co ją wezwałeś.
Severus właśnie sobie przypomniał. Nie było to jednak bardziej pilne, niż jego potrzeba powrotu do stanu względnej higieny.
- Muszę się umyć - oznajmił uroczyście i podjął próbę stanięcia na nogach. Poszło zadziwiająco dobrze. Zwłaszcza że obok była ściana.
- Chcesz…?
Syriusz patrzył na niego niezręcznie, trzymając się dokładnie w takiej odległości, by w razie czego chwycić go, zanim rozbije sobie łeb o podłogę.
Severus nie chciał okazać niewdzięczności, ale bez przesady. Po ścianie da radę dojść nawet do własnego pokoju.
- Kawę. Pół na pół z After Party. Bez cukru, jeśli możesz - poprosił i ruszył do łazienki, po czym dodał przez ramię. - Ściągnij Pottera. Nie będę mu drugi raz powtarzał. - Zrobił krok i wróciło do niego jakieś mgliste wspomnienie. - Wczoraj tu był. Z Lupinem. - Coraz mniej mu się to podobało.
Severus znał dobrze swoje ograniczenia. Odkąd został szpiegiem nie pił alkoholu i unikał wszelkich substancji psychoaktywnych nie bez powodu. Kiedy był wstawiony albo na haju, rozwiązywał mu się język, a następnego dnia dopadał go kac morderca. I co jeszcze gorsze - niewiele z tego, co mówił, potem pamiętał.
- Syriusz, co ja wczoraj gadałem?
- Niewiele, jakieś mało znaczące głupoty. Głównie rzygałeś.
Fantastycznie.
Ciuchy zdjął jeszcze w korytarzu i wrzucił do pustego pudła, którego Syriusz nie zaadaptował na potrzeby przeprowadzki. Szum wody był tak przyjemny, a uczucie zmywania ze skóry kolejnych warstw brudu tak oczyszczające, że Severus pozwolił sobie stać pod prysznicem co najmniej kwadrans. Tylko raz prawie stracił przytomność, ale kiedy pociemniało mu przed oczami, w porę chwycił się umywalki. To akurat było od eliksirów przeciwkrwotocznych. Działały cuda, jeśli chodziło o rany i urazy wewnętrzne, ale pustoszyły układ nerwowy. Coś kosztem czegoś. Kilka dni i wszystko wróci do normy.
Nie wiedział, jak wyglądał wczoraj, ale jego odbicie w lustrze pasowało do kogoś, kto chodzi niewłaściwymi ulicami. Przynajmniej czuł się lepiej niż wyglądał. A raczej poczuje się zaraz po łyku kawy z eliksirem. Wciągnął na siebie wygrzebaną z szafy na chybił trafił podkoszulkę i ironicznie uśmiechnął się do odbicia w lustrze. W korytarzu usłyszał przyciszone głosy, ten drugi przyporządkowując do Pottera. Poczuł też zapach kawy.
Konwersacja przy kuchennym blacie urwała się, gdy Severus wszedł do kuchni, wycierając mokre włosy ręcznikiem. Syriusz parsknął śmiechem, co adresat jego rozbawienia, dobrze wiedząc o co chodzi, zignorował ze stoickim spokojem. Potter skinął mu głową i prawdziwie go zaskoczył, pytając:
- Lepiej?
Severus prawie upuścił ręcznik na podłogę.
- Nie pamiętam, jak było wczoraj - odpowiedział ostrożnie. I dodał - Bywało gorzej.
Potter stał oparty o ścianę, z zajęciem podziwiał swoje buty i trudno było orzec jednoznacznie - do nich czy do Snape'a - skierował swoje słowa.
- To co przekazać w górę?
Severus wziął dymiący kubek i rozejrzał się strategicznie. Minął miejsce, gdzie pół godziny temu stała jeszcze kanapa, przyjmując, że po minionej nocy Syriusz również nie widział już dla niej nadziei. Wybrał fotel przy kominku i tam się usadowił, prawie się przy tym nie krzywiąc. Syriusz rozsiadł się naprzeciwko, dzierżąc w jednej dłoni kawę, a w drugiej croissanta.
Merlinie, od czego tu zacząć.
Syriusz prawie nie spał czwartą noc z rzędu i sam też bardzo potrzebował kawy, a skoro dołączy do nich James, od razu wstawił wodę pod trzy kubki. Czekając, aż czajnik zagwiżdże, w międzyczasie zniknął kanapę i otworzył na oścież okno. Góra kwadrans i może nawet da się tu wytrzymać na wdechu. Co jakiś czas nasłuchiwał nietypowych odgłosów z głębi mieszkania. Byłoby żenująco, gdyby teraz Sev rozwalił sobie głowę, tracąc przytomność pod prysznicem.
Woda w łazience lała się w najlepsze, kiedy w palenisku błysnął zielony płomień.
James spojrzał na trzy kubki.
- Że niby kawa poskłada go do kupy? - zagadnął sceptycznie.
- Otóż to magiczna kawa - wytłumaczył Syriusz, sięgając po szklaną ampułkę. - Z magiczną wkładką.
- Co to?
-Eliksir na kaca, ale radzi sobie zadowalająco z nieprzyjemnymi następstwami użycia Wywaru Haszyszowego. Mój własny. Autorski. Jak widać, panaceum na różne życiowe sytuacje.
Przyjaciel prychnął, najwyraźniej przekonany, że to ściema. Powąchał korek i rozpoznał miksturę. Pół Hogwartu znało ten aromat.
-After Party? Żartujesz! Jak to twój?
- Sam go uwarzyłem według swojej receptury. Albo prawie sam i w większości swojej.
- Jakim cudem stworzyłeś ten eliksir?
- Założyłem się z Sevem i dyshonorem byłoby dać ciała. W sumie to samo w sobie było świetne. Proces tworzenia. - Uśmiechnął się do tamtych szalonych czasów. - A jaką my na tym zrobiliśmy kasę!
- I ja ci za to płaciłem…
- Biznes to biznes.
Potter sięgnął po swój kubek i przestał się szczerzyć.
- Wczoraj… Nie myślałem, że to tak wygląda.
Syriusz też spoważniał.
- Zazwyczaj nie wygląda, ale się zdarza.
- I tyle?
- A o co pytasz?
- Pytam jak to wygląda, bo jakimś zbiegiem okoliczności zaczynam w to wsiąkać.
Syriusz spojrzał mu prosto w oczy.
- Nie jesteś tego częścią. Tak ustaliliśmy z Sevem.
- I dlatego szuram po kominkach, kiedy Snape'a najdzie. - James był nie mniej pewny swego. - Wczoraj mnie pogonił, dzisiaj zaprasza na audiencję.
- Prawda - przyznał Syriusz uczciwie. - Koniec z tym.
James zmarszczył czoło, najwyraźniej zamierzając coś jeszcze z siebie wyrzucić.
-Od wtorku nie rozmawiałem z Lily. Nigdy nie rozmawiam z nią o pracy, ale ta lipa, którą odwaliliśmy ze Snapem przed Urquartem, to już niezupełnie praca. Nie wiem, co mam o tym powiedzieć ciężarnej żonie.
-Że to była jednorazówka. Z Urquartem jakoś się to rozmyje, ostatecznie może Robards zadziała. Nie będzie sprawy.
James gwałtownie uderzył kubkiem w stół, rozchlapując kawę.
- Ty głąbie kwadratowy! Chodzi o to, że ja chcę w to wejść. I nie, żeby parzyć kawę czy robić za gońca. - Zapalczywość w brązowych oczach powiedziała Syriuszowi, że chyba niechcący uraził gryfońską dumę. - Przez prawie dwa lata w Biurze nie miałem takiego… nie wiem… poczucia sprawczości, jak ostatnio, od sprawy z Bulstrodem. Nie potrafię przełknąć myśli, że po urlopie wrócę do roboty i znowu będę osiem godzin robił coś po nic.
Syriusz zaczynał się wahać co do tego, który z jego dwóch przyjaciół był większym idiotą.
- Zgłupiałeś?! I jak to sobie wyobrażasz?
- Tego właśnie jeszcze nie wiem - wyznał James z wyraźnym dyskomfortem. - Mogę robić więcej niż podtrzymywanie ściemy z prowadzeniem tajnego informatora. Jestem w środku, nawet nie wiesz, jak wtedy rzeczy robią się same. Snape zwiał, był pretekst do usunięcia malfoyowego kreta i nikt mnie z tym nie powiąże. A teraz będzie łatwiej, bo jestem oficerem i mam wyższy poziom dostępu - zreferował, jakby naprawdę wiele razy wałkował to w głowie. - Prawda jest taka, że od początku i tak dostajesz ode mnie informacje z wewnątrz. Nie zawsze są istotne, ale są z pierwszej ręki.
I tu go miał.
- Jeśli wpadniesz…
- Jeśli wpadnę na tym, najwyżej dostanę dyscyplinarkę. Przeżyję. - Odetchnął głębiej. Obaj wiedzieli, że było coś więcej. - Jestem aurorem, to nie jest najbezpieczniejsza robota na świecie i wpisane w to ryzyko biorę na klatę. Ale w pracy są pewne granice i je znam. W tym… cokolwiek to będzie, też muszę mieć granice. Nie mogę robić czegoś, przez co skończę ćwiartowany po kawałku. Będę miał dziecko.
- Weź porozmawiaj z żoną.
- Nie mówiłem, że potrzebuję jej zgody, tylko że nie mam pomysłu jak jej to sprzedać i nie wylądować na wycieraczce - odciął się Potter. Po dłuższej chwili milczenia Syriusz miał nadzieję, że temat umarł, ale doznał zawodu. Potter kontynuował. - Jest tylko jeden problem. Istnieje dość duże ryzyko, że zamorduję Snape'a zanim zrobi to Voldemort. Bo przez większość czasu tak mi działa na nerwy, że mam ochotę coś mu zrobić.
Syriusz wybuchnął śmiechem. To akurat byłby ten aspekt całej sprawy, którego śledzenia nie mógłby sobie odmówić.
- To może zacznij od sprawdzenia, czy zniósłbyś to psychicznie. Taki miesięczny okres próbny?
Potter przewrócił oczami, ale nie wszedł w polemikę, bowiem na horyzoncie pojawił się Sev, który pożądliwym wzrokiem szukał swojej magicznej kawy.
Jednak nie to, a widok jego T-shirtu wywołał szczery śmiech Syriusza. Była to koszulka w barwach Slytherinu, z wyszytym srebrnymi literami: Nie poŚLIZGONij się. Kąsam i syczę. Ta sama, którą na Gwiazdkę na ostatnim roku sprezentował mu Remus. Sevowi naprawdę musiały się skończyć czyste ciuchy.
James nie skomentował, ale miał na twarzy wypisane: a nie mówiłem?
Syriusz dawno się tak nie uśmiał.
- Sidius Yaxley wpadł przez Raleigha Bulstrode'a.
Syriusz i Potter wymienili spojrzenia.
- Czy Malfoy go poprzedniego dnia nie…?
- Tak. Ale Yaxley o tym nie wiedział. Bulstrode wcześniej go szantażował, dowiedział się o jego układzie z Dumbledorem i o tym, że zawarł go ze względu na Rosiera. Zmusił groźbą Yaxleya albo podał mu eliksir, po którym tamtemu odbiło. I to tak, że Sidius Yaxley we własnym domu próbował otruć Czarnego Pana.
Severus obserwował, jak twarze obydwu jego rozmówców zmieniają się pod wpływem szoku. On zapewne miałby podobną minę w chwili, gdy się dowiedział, ale akurat wtedy wił się po umazanej krwią posadzce pod klątwą torturującą.
- Czarny Pan od razu wyczuł truciznę i w żaden sposób na niego nie wpłynęła. Być może dawka była za słaba, co prawdopodobne o tyle, że Bulstrode'owi nie zależało na śmierci Czarnego Pana, ale upadku Yaxleyów. Caius jest dobrym przyjacielem Leightona Bulstrode'a. A raczej był.
- Voldemort zabił Caiusa Yaxleya? - Oczy Syriusza były jak spodki od filiżanek, co zrozumiałe. Caius był najstarszym ze śmierciożerców, drugim po ich bogu, u boku Czarnego Pana od czasów, kiedy tamten był jeszcze Tomem Riddlem.
- Zabił też Evana Rosiera. I kilku innych. - Severus uznał, że będzie wprost mówił tylko tyle, ile chce, by usłyszał Potter. Reszty Syriusz się domyśli, albo omówią to później. - Każdego, kto w jakikolwiek sposób wydał mu się być blisko Sidiusa.
- Legilimentował go?
- Kilkanaście godzin, robiąc przerwy na rzucenie kolejnej Avady. Większości z tego sam nie widziałem, tylko się domyślam. Mnie wezwał, kiedy doszedł do… - Severus rozważnie dobrał słowa, by Syriusz zrozumiał - spotkania u Aberfortha.
- Zobaczył cię tam we wspomnieniu Yaxleya i legilimentował też ciebie - przeraził się Syriusz. - Było bardzo źle?
- Nie wyobrażasz sobie. Nigdy wcześniej nie był tak brutalny - przyznał szczerze. - Ale nie znalazł tego, czego szukał. Przeniosłem to wspomnienie ze swojej głowy kilka tygodni temu, bo zaczynałem mieć obsesję i potrzebowałem przestać o tym myśleć.
- Do myśloodsiewni. - Jego przyjaciel pojął w lot i się roześmiał. - Możesz to opatentować.
- Aurorzy tak robią. - Niespodziewanie włączył się Potter. - To procedura stosowana przy utajnionych misjach.
A to było naprawdę interesujące. Jakim cudem o tym nigdy nie słyszał?
Odczytując zaciekawione spojrzenia skierowane w swoją stronę jako zachętę do rozwinięcia tematu, Potter odkleił się od ściany i usiadł bliżej, po turecku na podłodze.
- Po zakończeniu zadania aurorzy zdają wspomnienia, żeby nikt nieuprawniony w przyszłości do nich nie dotarł. Są zbyt ważne, by po prostu je wymazać, więc Biuro je przechowuje, czasem po wielu latach ktoś upoważniony do nich wraca - wyjaśnił tonem Minerwy McGonagall, jakby mówił oczywistości. - Zazwyczaj aurorzy świetni w terenie nie są oklumentami. W ogóle nie ma ich tak wielu. Ale po drugiej stronie trafiają się legilimenci. Większość ludzi w Biurze korzystało przynajmniej raz z tej procedury.
- A ty?
- Ja jestem animagiem.
Oczywiście.
- Niezarejestrowanym.
- Donieś na mnie.
Cóż, prawdę mówiąc posiadanie przez Pottera animagicznych zdolności było powodem, dla którego zaryzykował nie rzucać - nawet w tajemnicy przed Syriuszem - na niego Oblivate. Jakkolwiek z tą animagią to nadal była tylko teoria, nawet jeśli sensowna, to poparta jedynie doświadczeniem Syriusza. A Syriusz Black III był sam w sobie na większości płaszczyzn ewenementem. Może wtedy oparł się magii umysłu Czarnego Pana, bo z jego głową jest coś nie tak?
Potter to co innego, był standardowo gryfoński i akuratny, no i jako auror pchał się pod cudze różdżki. Na tym etapie ich teoria z animagią przestała być ciekawostką przyrodniczą, a stała się elementem taktycznym i jako taki wymagała weryfikacji.
- Nie trafiłeś nigdy na legilimentę, więc nie wiesz, czy to z animagią jest prawdą.
- Mówię wam, że jest - wciął się Syriusz.
- Łapo, ty to jesteś jedyny w swoim rodzaju pod każdym względem - wypalił Potter, po czym odwrócił się do Snape'a. - Nie zoblivatowałeś mnie, więc w swej mądrości zakładasz, że coś w tym jest. I jestem ci potrzebny.
Animagia to jedno, ale jeśli dupek uwolni w przestrzeń jeszcze trochę potterowatości, to wylatuje.
Syriusz dobrze pamiętał i dałby się pokroić za to, że właśnie animagia uratowała mu tyłek, kiedy wpadł w pułapkę Tertiusa Avery'ego. Gdy poczuł, jak Voldemort dobiera mu się do głowy, dał nogę przed psychiczną presją legilimenty częściowo w animagiczną formę. Uciekł w psią jaźń, pozostając w ludzkim ciele. I Voldemort się w tym nie ludzkim mentalnym bałaganie pogubił, sam poczuł atakowany masą bodźców dla ludzkiego postrzegania obcych. I się stamtąd zabrał w cholerę.
- Łapo, ty to jesteś jedyny w swoim rodzaju pod każdym względem - usłyszał ze śmiechem z ust Jamesa, który następnie już poważniej odezwał się do Seva. - Nie zoblivatowałeś mnie, więc w swej mądrości zakładasz, że coś w tym jest. I jestem ci potrzebny.
To był moment, w którym jego ślizgoński przyjaciel prawdziwie go zaskoczył swą dojrzałością, jednocześnie zawstydzając Syriusza, który dotąd tej dojrzałości nie dostrzegł.
Otóż Sev nie wdał się w pyskówkę, nie wyśmiał Pottera ani nie wywalił go za drzwi, za to po prostu snuł opowieść dalej.
- Sprawiłem, by wyglądało, jakby tego wspomnienia nie było. Jakby Yaxley mnie naprawdę zoblivatował. I on uwierzył, bo grzebiąc dalej wokół moich wspomnień z Yaxleyem dotarł do Halloween i Doliny Godryka, kiedy gad naprawdę wyczyścił mi pamięć.
- A Sidius?
- Czarny Pan torturował go dwie doby. Na jego oczach zabił starego Yaxleya i Evana Rosiera, a potem ćwiartował go po kawałku, powoli i sukcesywnie.
- To jest chore - wyszeptał Syriusz, od samej opowieści czując się nieswojo. Nie próbował wyobrazić sobie, co czuł wtedy Sev. - Oni wszyscy, ci wielcy spadkobiercy fortun i synowie potężnych rodów nie widzą, jaki Voldemort jest posrany?
Ale właściwie znał odpowiedź. Śmierciożercy wiedzieli, z kim mają do czynienia, ale co z tym teraz mogli zrobić?
- Odstawił pokazówkę - stwierdził Sev zadziwiająco spokojnie, jakby nie on był prawdziwym adresatem tego makabrycznego przedstawienia. - Pastwił się nad Yaxleyem, żeby ustawić do pionu śmierciożerców, ale robił to bez emocji. Naprawdę skupił się tylko na tym, co zobaczył w jego głowie.
- Jak Dumbledore do tego dopuścił? - To nie dawało spokoju Syriuszowi. - Nie pomyślał, że Voldemort może jego szpiega, który nie był oklumentą, wywrócić na lewą stronę?
- Pewnie pomyślał i jakoś zajął się wspomnieniem od Aberfortha, ale niewystarczająco. Yaxleya zdradziły inne, o których Dumbledore nie wiedział albo został okłamany. Jak z Doliną Godryka. I Yaxley coś wiedział o… tamtym. Może z kimś o tym rozmawiał i dyrektor tego nie wymazał? W każdym razie Czarny Pan szukał wokół tego w mojej głowie, ale nieskutecznie, nie bardzo wiedząc, czego szuka - Severus przymknął powieki i się skrzywił, widać nadal bolały go zrastające się żebra. - On coś wie. Boi się. W sumie, ma czego.
James przenosił wzrok z jednego na drugiego.
- O czym wy gadacie? To jakaś broń?
Syriusz westchnął, przygotowując się w duchu na objawy świętego oburzenia.
- Rogaczu…
Niespodziewanie wszedł mu w słowo Sev.
- Wszystko, co ten skurwysyn zobaczył w mojej głowie mi pomogło. Bo nie wiedziałem. Nie znalazł nic, co wiązałoby mnie ze spiskiem. Nic, co potwierdzało, że go okłamałem. I nie szukał dalej. - Mówił nad wyraz spokojnie, bez złośliwości, badawczo wpatrując się w twarz aurora. - Serio chcesz wiedzieć rzeczy, które nie są ci do niczego potrzebne, a za które czarodzieje kończą trupem po kilkunastogodzinnej agonii?
- To zaszkodzi Voldemortowi?
- Jeśli jest prawdziwe, to prawdopodobnie zabije skurwiela. Kiedyś.
James spojrzał na Syriusza.
- Czuję się taką wiedzą usatysfakcjonowany.
Syriusz przewrócił oczami i przejął pałeczkę.
- Co chcesz puścić dalej?
- Sidius Yaxley spiskował przeciw Czarnemu Panu i wpadł na próbie otrucia. Bez informacji o udziale Bulstrode'a, ten temat musi zniknąć. Nie żyje Caius Yaxley i pozostali mocno oberwali - wyliczał Sev. Chwilę się zastanowił. - Malfoy oberwał mocniej, bo przypadkiem Czarny Pan dowiedział się o sprawie z Bulstrodem. Jego szczęście, że dzień wcześniej zdążył wszystko odkręcić, ale było blisko. - Znów chwila ciszy. - Potter, o Malfoyu ani słowa. Biuro nie może wiedzieć, że popadł w niełaskę.
- Bo nadal potrzebujesz utrzymać układ z Urquartem.
- Nie tylko to. Będzie zmiana układu sił.
Syriusz próbował to sobie na bieżąco układać w głowie.
- Caius Yaxley nie żyje, Malfoy jakiś czas będzie z boku, nie ma Averych, mojego ojca i brata. Bellatrix od sprawy z Regulusem była na drugim planie, teraz może wrócić do łask, bo nie miała żadnego związku z Sidiusem. Carrowowie… ? Nie, to nie ten poziom desperacji. Raczej… - urwał, nie bardzo wiedząc, czy go nie ponosi. - Ty, Sev?
- Przeczołgał mnie, ale zyskałem na tej sprawie. Tylko mnie jednego nie przyłapał na kłamstwie. Zyskam kosztem wszystkich w Wewnętrznym Kręgu. I jeśli to pójdzie w świat, będę miał problem.
To, co pomyślał teraz każdy z nich, wypowiedział na głos James.
- Biuro i Ministerstwo nie będzie chciało twoich informacji, tylko twojej głowy. I ktoś musi utrzymywać aurorów w przeświadczeniu, że jesteś tylko gamoniem, który chodzi przy nodze Malfoya i jego użyteczność dla Voldemorta kończy się na warzeniu eliksirów.
Sev spojrzał na Jamesa lodowato, ale skinął głową.
- Bardzo zgrabnie to ubrałeś w słowa, oficerze Biura Aurorów. Możesz zacząć od dzisiaj.
- Przekażę dzisiaj co trzeba, ale co do reszty, pogadamy za dwa tygodnie. Od dzisiaj jestem na urlopie. - James wstał i odwrócił się do Snape'a bokiem, za to znacząco spojrzał w szare oczy. - Syriusz o czymś ci powie i zastanowisz się, czy to coś zmienia. Chcę jasnej sytuacji. Jeśli będzie problem, to będziemy się trzymać od siebie z daleka.
- Dlaczego Syriusz?
- Bo ja nie będę o tym z tobą rozmawiać. Nigdy.
Syriusz pacnął się otwartą dłonią w czoło. Za jakie grzechy go to spotyka?
W tle zasyczały zielonkawe płomienie i plecy Jamesa zniknęły w kominku.
- U Pottera na strychu wszystko w porządku? - zapytał troskliwie Sev, dopijając zimną już kawę.
Syriusz usiadł na podłodze naprzeciwko severusowego fotela.
- Lily jest w ciąży.
Dziękuję za wszelki odzew i wymianę myśli. To super mobilizujące. Do następnego ;)
