Ten dzień nie mógł zacząć się bardziej parszywie, chociaż - po prawdzie - już wczorajszą noc astrologowie uznaliby za zły omen. Kiedy Severus bladym świtem zwlókł się z łóżka, Pottera dawno nie było, podobnie jak jakichkolwiek śladów jego nocnej bytności. Najwyraźniej pozbywając się pustej butelki wyniósł też śmieci i wywietrzył kuchnię. A jednak kilka godzin wcześniej tu był, skutecznie odbierając Severusowi sen na resztę nocy.
Zamiast spać, Severus myślał. Nie o Brencie, chociaż do owych pogłębionych przemyśleń zmusiły go wypadki minionej nocy. Otóż czas pozostały do świtu spędził na analizie tego, jak wygląda jego świat i zestawieniu poczynionych ustaleń ze swoimi wyobrażeniami na temat tego, jak wyglądać powinien. I im dłużej w tym dłubał, tym bardziej pogarszało mu się samopoczucie. A najbardziej go uderzyło, iż te małe zmiany następowały tak płynnie, prawie naturalnie, że ich nie zauważył. Prawie przegapił moment, kiedy jeszcze miał moc, by coś z tym zrobić.
Wtedy jego myśli przeskoczyły na drugi temat, który wymagał pilniejszej interwencji. Ktoś w Malfoy Manor próbował go inwigilować, dostając się do jego snów. Przy wszystkich potencjalnych zagrożeniach, na jakie był przygotowany, coś tak dziwacznego nawet nie postało mu w głowie. Tylko co mógł z tym zrobić, jeśli wszystkie techniki, jakich spróbowałby użyć przy oklumencji, tutaj nie miały zastosowania? To nie była forma psychicznej agresji. Ta dziwna obecność bardziej obserwowała, jakby… chciała go lepiej poznać. Z tym, że akurat on nie mógł na coś takiego sobie pozwolić.
No i dochodziła trzecia rzecz, najbardziej przyziemna, co nie znaczy, że w perspektywie mniej odczuwalna. Borgin znowu zmienił warunki, odbijając sobie na niższym poziomie łańcucha swoją stratę za konfiskatę z minionego tygodnia. Trzeci raz od zimy, żeby go dementor w dupę pocałował. Chyba nadeszła pora, aby z tym też coś zrobić.
Wreszcie czarę goryczy przelał widok Lucjusza Malfoya, z niezwykłym samozadowoleniem kartkującego Proroka nad jajkami z bekonem.
- Długa noc? - rzucił mimochodem, niewątpliwie odnotowując, że Severus ma na sobie wczorajsze odzienie. Skinieniem nakazał skrzatowi zabrać nakrycie z niedojedzonym śniadaniem i podać herbatę.
- Sprawy na mieście - odpowiedział mu wymijająco, wiedząc, że to tylko pytanie kurtuazyjne. Malfoy nie wtrącał się do jego pozaśmierciożerczych aktywności, a po sprawie z Bulstrodem w ogóle chodził wokół mistrza eliksirów na palcach. Severus zaś, wprost przeciwnie. - Co się stało w dokach?
Lucjusz odprawił skrzata, odłożył gazetę i usiadł prosto.
- A o co konkretnie pytasz?
- O aurora. Konkretnie o tego martwego.
- Skąd o tym wiesz? - Lucjusz ugryzł herbatnika. Żadnego zdenerwowania, tylko wyraźne zaciekawienie.
- Lubię wiedzieć rzeczy. To pozwala w szczególności unikać cudzych problemów, co z kolei znacząco wydłuża życie.
Malfoy nachmurzył się jak przyłapane na psocie dziecko, odczytując nawiązanie do minionych wydarzeń, kiedy to wmanewrował nieświadomego sytuacji Snape'a w niezłe bagno. Jeszcze nie zostało mu to puszczone w niepamięć.
- Nie będzie sprawy. Nie ma świadków.
- Ja dowiedziałem się przed śniadaniem, więc ktoś coś widział - zauważył Severus. - To tylko pieniądze, śmieszne jak na ciebie. Nawet nie odczujesz różnicy.
- Moje pieniądze. I moje interesy. - Malfoy nie był już spokojny i wyluzowany. - Aurorom umknął ten szczegół, to teraz będą pamiętać - syknął ze złością, ale się pohamował, jak na poważnego gracza przystało. - Ktoś rzeczywiście mógł mnie widzieć obok ciała, zanim się deportowałem, ale to żaden dowód i żaden świadek.
Oczywiście, Lucjusz Malfoy zabił, bo mógł i wiedział, że nikt nie wyciągnie wobec niego konsekwencji. I wcześniej czy później zrobi to znowu. A potem ponownie. Czy to, że Severus w swej lekkomyślności miesiąc temu prosił o życie tego skurwiela sprawia, że każda kolejna malfoyowa ofiara idzie po części na severusową głowę?
- O co ci w zasadzie chodzi?
- Nie rozumiem cię - odpowiedział mistrz eliksirów nadzwyczaj szczerze. - Sytuacja z wczoraj… To było nieostrożne, niepotrzebne, bez przemyślenia. Zupełnie jak nie ty.
Malfoy chwilę mu się przypatrywał. Wreszcie westchnął, odgarnął z twarzy pasmo włosów i oparł się wygodniej, krzyżując nogi. Jego wzburzenie gdzieś wyparowało.
- Chodzi o mnie czy o ciebie? Bo ja nigdy nie miałem problemu z zabijaniem i nie przeszkadzało ci to wcześniej. A nawet było na rękę, nieprawdaż? W moim towarzystwie ty nie musiałeś tego robić. - Jasne oczy nie zdradzały żadnych myśli Malfoya, choć błąkający się po ustach zimny uśmiech sugerował, że arystokrata czuł przewagę nad rozmówcą. - To nawet było dość zabawne. Obserwowanie, jak unikasz tego na najbardziej wyszukane sposoby. Ta konsekwencja i kreatywność powiedziały mi o tobie więcej, niż najbardziej złożony eliksir, jaki uwarzyłeś.
- Cóż takiego? - zapytał Severus zbyt szybko, wytrącony z równowagi nagłym przeniesieniem ciężaru rozmowy w niewygodne rejony.
- Że masz charakter, tylko potrzebujesz dorosnąć. Przyjąłem, że przy twoich niezłych umiejętnościach, rozsądku i pragmatyzmie będziesz wartościowym sojusznikiem. Oczywiście, kiedy z czasem wyleczysz się z tego dziwactwa. Dziś mi uświadomiłeś, że byłem przesadnym optymistą. Potrzebujesz trochę więcej czasu, aby dorosnąć, niż zakładałem. Albo dodatkowego bodźca.
Severus powstrzymał nerwy na wodzy, by nie zniżyć się do fizycznej reakcji.
- A przyszło ci do głowy, że po prostu nie jestem jak Bella czy Avery? Nie potrzebuję władzy nad czyimś życiem, by sobie coś wyrównywać. Nie po to w tym jestem.
- Tak. Jesteś w tym dla magii - powiedział powoli Malfoy, gładząc główkę laski, w której ukryta była jego różdżka. - Mnie też kiedyś chodziło tylko o magię, bo miałem wszystko inne. Minister znajdował dla mnie czas o każdej porze dnia i nocy, interesy szły pomyślnie i młoda żona patrzyła na mnie, jakbym był wszechmogący. Potem… dorosłem. - Pochylił się i zniżył głos, który nabrał niebezpiecznej nuty. - Nie pozwolę, żeby teraz powszechnie myślano, że byle gówniarz może bez powodu i konsekwencji próbować odebrać mi różdżkę. I nie bądź hipokrytą. Też zareagowałeś, kiedy Syriusz Black rzucił ci wyzwanie. Nad takimi rzeczami nie przechodzimy do porządku dziennego.
- To co innego. Black to nie przypadkowa osoba, która się napatoczyła, a ja akurat byłem w złym nastroju. To nie było dla zabawy. - Severus odezwał się na tyle spokojnie, na ile pozwalały jego ruszone nerwy.
- O tak. Syriusz Black był jakimś fenomenem, co sobie ubzdurał walczyć w pojedynkę z całym światem. I wyszło jak zawsze. Był Black, nie ma Blacka i nikomu już nie przyjdzie do głowy podobna głupota. - Malfoy przejechał dłonią po linii żuchwy, co czynił bezwiednie, kiedy coś go uwierało. - I uważaj. Dla mnie to twoje zniesmaczenie zabijaniem może być ciekawostką przyrodniczą, ale pozostali tak na to nie spojrzą. Ty jeszcze mniej niż ja jesteś w pozycji, by się wyłamywać.
Severus zrozumiał ostrzeżenie, ale nie przy tym zatrzymał się na dłużej.
Wreszcie dotarło do niego, jak bardzo wybiórczo stworzył sobie na użytek własny obraz Lucjusza Malfoya. Ten charyzmatyczny i błyskotliwy czarodziej o ostrym języku i niepodrabialnym stylu urobił mistrza eliksirów do tego stopnia, że rozmył jego zazwyczaj trzeźwy osąd. I Severus zupełnie przestał widzieć resztę, ukrytą pod warstwą pomady - małostkową kanalię bez kręgosłupa moralnego, mierzącą wartość życia ludzi podle ich potencjalnej użyteczności.
Co do dwóch rzeczy Malfoy miał jednak rację. Po pierwsze, obaj byli dla siebie wartościowymi sojusznikami pośród zantagonizowanych śmierciożerców i potrzebowali siebie wzajemnie, by przetrwać i rosnąć. Po drugie, rzeczywiście istniały aspekty, w których Severus potrzebował więcej czasu, by dojrzeć. I właśnie pojął, gdzie leży granica ich relacji. Była nią użyteczność Malfoya. Czegokolwiek by sobie mistrz eliksirów nie życzył, Lucjusz Malfoy przy kilku nielicznych zaletach nie był człowiekiem, z którym jakakolwiek inna, bardziej złożona relacja mogła się skończyć dobrze.
- Coś sobie wyjaśnijmy. Bo jeśli myślisz… - urwał, bowiem w tym momencie na wprost swojego pana aportował się Zgredek.
Malfoy sięgnął w kierunku złotej tacy, którą z lękiem w wodnistych oczach podsunął mu skrzat, po list zalakowany czerwonym woskiem z odciśniętą pieczęcią Brytyjskiego Ministerstwa Magii. W miarę, jak wzrok czarodzieja przesuwał się w dół pergaminu, jego twarz stawała się coraz bardziej czerwona, a w oczach pojawiło się pragnienie mordu.
- Kurwa! - przeklął, spopielając kartkę w dłoni.
Zamaszystym krokiem, bardzo nieelegancko opuścił pomieszczenie bez słowa wyjaśnienia. Po chwili trzaśnięcie drzwi oznajmiło wszem i wobec, że pan Malfoy Manor wyszedł, co Zgredek - świadomy jego nastroju - przyjął z wymalowanym na twarzy dziękczynieniem. I biada temu, przed czyje drzwi Lucjusz Malfoy właśnie się udał.
Nie był szczególnie zaskoczony, kiedy po wyjściu z kominka powitał go aromat świeżo parzonej kawy. W ciągu minionego tygodnia był to już trzeci raz. Nie miałby żadnych zastrzeżeń, gdyby ta praktyka nie zaczynała być ryzykowna.
- Też się załapię?
Sev wskazał na zasypany drugi kubek, czekający na zalanie wrzątkiem. Syriusz obsłużył się sam, zawijając po drodze tosta z severusowego talerza.
- Zrób sobie! - ofuknął go przyjaciel, odsuwając swoje śniadanie poza zasięg pazernych rąk wygłodniałego panicza Blacka. - Jestem już na niedoczasie.
- Znowu tutaj? - Syriusz uniósł brew. - To zaczyna być…
- Ryzykowne. Wiem. - Sev wszedł mu w słowo. Obaj wiedzieli, że nie ma wiele dobrych wymówek, by łatwo usprawiedliwić nagłą niechęć mistrza eliksirów do nocowania w Malfoy Manor. Ten problem trzeba było rozwiązać pilnie i z rozmysłem, ale Sev najwyraźniej nie chciał o tym gadać. - Jak sprawa z Abraxasem?
- Walburga wczoraj wysłała list.
- Czyli dobrze mieć starego na oku przez kilka najbliższych dni - myślał na głos, jak zawsze płynnie przełączając się w tryb szpiega. - Jeśli nie wypadnie nic nagłego, odezwę się pojutrze. - Zawahał się. - Co z Potterem?
- A co ma być?
- Nie wiem. Od tygodnia go tu nie było.
- Tęsknisz?
Sev przewrócił oczami.
- To nietypowe. Zachowania poza skalą, a już zwłaszcza Pottera, to nic dobrego.
Syriusz przypatrzył mu się uważnie.
- Jakby coś było nie halo, to Remus dałby znać. Może to taki tydzień. Ale przekażę, że się martwiłeś.
Tym razem, patrząc w szare oczy, Sev wyrazem twarzy wyraził wszystko, co cisnęło mu się na język.
- Jeszcze jedna sprawa - zagadnął już od drzwi, jakby do ostatniej chwili się wahał. - Chcę wznowić eliksirową działalność. - Głębszy wdech. - I chcę cię wykupić. Będę w stanie spłacić twoją połowę w ciągu kilku miesięcy z zysków. Na jakich chcesz zasadach.
A to było niespodziewane. I trochę zabolało.
- O ile wiem, Ministerstwo Magii Wielkiej Brytanii nie wprowadziło takiego prawa, które wymagałoby opłacenia zgody Syriusza Blacka na założenie firmy.
- Nie chcę zakładać nowej firmy. Mam połowę w takiej z dobrą renomą, chwytliwą nazwą i elitarnym gronem sentymentalnie nastawionych klientów. Tylko idiota spuściłby takie złote jajo w kanał.
- Czekaj, niech dobrze zrozumiem. Chcesz wskrzesić nasz biznes. Sam - powiedział powoli. - Tak?
- Potrzebuję kasy. Swojej - wyjaśnił rzeczowo Sev. Tak po prostu.
Syriuszowi to nic nie rozjaśniło. Czy jednak miał jakieś prawo dalej drążyć?
- Spoko, nie widzę przeszkód, baw się dobrze. Tym razem nie będę próbował udawać, że też jestem pod kreską - odparł, bardzo starając się być zabawnym.
Po minie Seva wywnioskował, że zupełnie mu nie wyszło.
- Syriusz, nasze nazwiska nie mogą wisieć obok siebie w kwitach w urzędzie rejestrowym, patentowym, w skarbówce i nie wiem gdzie jeszcze - tłumaczył spokojnie jego prawie już były wspólnik i nie można było się z tym nie zgodzić. - A ja chcę to zrobić legalnie, żeby mi służby nie wjechały na skrytkę u Gringotta. I żeby przestało wyglądać, że jestem utrzymankiem Malfoya - dodał cierpko. - Mam aktualnie układ na gębę z Borginem i godzę się na jego ciulowe warunki, inaczej musiałbym sprzedawać w detalu po ciemnych podwórzach północnego Nokturnu. Sprzedawca kreuje cenę, ja dostaję z tego ułamek, przez te półtora roku Borgin przekręcił mnie prawdopodobnie na kilka tysięcy galeonów.
Z każdym kolejnym usłyszanym słowem Syriusz czuł coraz większy wstyd. Przez cały ten czas nie poświęcił chwili przemyśleniom nad położeniem Seva. Zawsze skupiał się tylko na szpiegowskiej części, nie zastanawiając się, jak wygląda zaplecze. Na cele operacyjne, zaopatrzenie pracowni, łapówki i informatorów szła kasa z rodowego skarbca Blacków i tu się nie szczypali. Te zasoby były nieprzebrane i Syriusz czerpał dziką satysfakcję, że złoto zgromadzone przez jego przodków idzie na walkę o świat, którym większość rasistowskiego rodu by gardziła.
Skąd Sev miał fundusze na swoje wydatki tak prozaiczne, jak ciuchy i kawa? Syriusz nie wiedział, ale jakoś to działało, a Sev się nie skarżył. Były to przyziemne problemy, których istnienia rozpuszczony panicz Black nigdy nie odczuł na własnej skórze. Wreszcie zrozumiał, dlaczego rozmowy o pieniądzach znajdują się na szczycie listy tematów, o których łatwiej rozmawia się z obcymi.
- Rozumiem - zapewnił, patrząc mu w oczy. - Przepraszam, że wcześniej nie pomyślałem.
Sev wzruszył ramionami.
- Chcesz się zrehabilitować, to daj namiar na dobrego księgowego - rzucił pół żartem, pół serio.
Cóż, Sev był na każdym polu profesjonalistą. Naprawdę szkoda, że nie będą tego robić razem, ale tamten pociąg już odjechał. Tu i teraz mogło być albo tak, jak chciał tego Sev, albo wcale. A Syriuszowi również nie widziało się spuszczać Purus Venenatis w kanał.
- A wiesz, że mam kogoś takiego. W pakiecie z doradztwem prawnym i zdalną obsługą skrytki, nie będziesz się musiał nawet fatygować do Gringotta. - Po tym, jak zadziwiająco gładko poszło z ogarnięciem spraw spadkowych, dziedzic rodu Black mógł z czystym sumieniem ręczyć za swojego goblińskiego doradcę finansowego. - Z tym, że tanio nie będzie.
- Najlepsze nigdy nie jest tanie.
Syriusz spojrzał przenikliwie w czarne oczy.
- Serio, za dużo czasu spędzasz z Malfoyem.
Obaj jednocześnie wybuchnęli śmiechem i potrzebowali dobrej chwili, by na powrót wejść w rolę dorosłych kolesi gadających o dorosłych sprawach.
- Dlaczego teraz? - zagadnął Syriusz, nadal uhahany od ucha do ucha.
Dopiero co roześmiane czarne oczy teraz były skupione. Tylko Sev potrafił w kilka sekund przejść od skrajnego rozbawienia do rozmowy zupełnie serio.
- To miał być tylko stan przejściowy, ja i Borgin. Tak jak moje pomieszkiwanie u Malfoya. Najwyższa pora iść naprzód. - Włożył ręce w kieszenie spodni i oparł się plecami o ścianę - Wyprowadzam się z Malfoy Manor. Nie mogę tam spać, ktoś próbuje mieszać mi w głowie i nie jest tam dla mnie bezpiecznie. Poza tym po sprawie z Narcyzą i z dzieckiem potrzebuję do tego dystansu. Jeśli zostanę tam dłużej i to pójdzie dalej… - Zmarszczył brwi, szukając właściwych słów. - Dałem się rozegrać i to nie może się powtórzyć. Poza tym Lucjusz… Nie wiem jak to się stało, ale zbyt wiele spraw zacząłem relatywizować. To zmierza w złym kierunku. Jak przyjdzie co do czego, nie mogę mieć konfliktu interesów.
Syriusz skinął głową i odprowadził przyjaciela wzrokiem do drzwi. Sam potrzebował chwili, by to sobie poukładać w głowie.
Przy wszystkich stałych i zmiennych w całym szerokim planie to było coś, o czym nie pomyślał żaden z nich. Jakby już raz Severus Snape nie zaprzyjaźnił się z zaprzysięgłym wrogiem.
Syriusz stracił apetyt i porzuciwszy zamiar przygotowania śniadania, właśnie odstawiał do zlewu do połowy wypitą kawę, kiedy na Ealing postanowił pojawić się Remus.
- Kawy? Tosta? - zapytał taktownie gospodarz po zdawkowym powitaniu.
- Dzięki, jadę na kawie całą nocną zmianę, jeśli wypiję jeszcze jedną, to dostanę zawału. Zresztą, mniejsza o mnie. - Lupin niezgrabnie opadł na krzesło przy kuchennym stole. - Co jest z Rogaczem?
Syriusz usiadł naprzeciwko.
- A co ma być? - zapytał zagubiony.
- Ta akcja z Malfoyem to przegięcie. Wiem, nie mój cyrk, nie moje małpy, ale chłopaki chyba za bardzo lecą po bandzie.
- W sensie? - Syriusz miał coraz gorsze przeczucia. - Jaka akcja z Malfoyem?
- Wezwanie do wyjaśnień pod rygorem doprowadzenia? Lucjusza Malfoya?! Podejrzewałem Snape'a o więcej rozsądku, no ale to nie do niego się Malfoy dobierze. - Remus zamilkł, sondując reakcję rozmówcy. I zbladł. - Ty nie wiesz.
- I Sev prawie na pewno też nie - poinformował, bojąc się tego, co musiał usłyszeć. - Lunatyku, od początku, bez zbędnych szczegółów.
Spodziewał się raczej usłyszeć mało subtelne odniesienia do swego kolejnego tajemniczego zniknięcia z Malfoy Manor na całą noc, co bez wątpienia zostało odnotowane, jak i poprzednie takie sytuacje. Zamiast tego czekający na niego w drzwiach Lucjusz uznał za właściwe zabrać Severusa na długą i wyczerpującą - przede wszystkim psychicznie - eskapadę po najlepiej zaopatrzonych w wyszukane towary sklepach przy najbardziej tłocznej ulicy Magicznej Anglii. W dodatku trafiło na dzień targowy. Od tego zgiełku, mieszaniny zapachów, intensywności barw i natłoku innych bodźców Severus dostał migreny przed upływem kwadransa.
- Nie wiem, czym sobie zasłużyłem na tak zmyślne tortury, ale przyjmijmy, że osiągnąłeś cel - jęknął, kiedy po raz czterdziesty siódmy ktoś przykleił się twarzą do jego pleców, wcześniej kichnąwszy mu w kołnierz. - Zbieram się stąd.
Malfoy, do którego nikt nie ważył się w tłoku zbliżyć na odległość wyciągniętego ramienia z różdżką, przewrócił oczami i gwałtownie chwycił Severusa za ramię, przemocą zatrzymując w miejscu.
- Zaczekaj. Jeszcze nie.
- Zabieraj rękę.
Lucjusz puścił go i w pokojowym geście zrobił krok w tył, dając mu przestrzeń. Wobec ogólnego harmideru, uniemożliwiającego wymianę zdań w tłumie, cofnęli się w bramę najbliższej kamienicy.
- Severusie, to nie żadna kara. Raczej przeprosiny. - Jasnowłosy czarodziej jednym ruchem różdżki otoczył ich zaklęciem prywatności. - Zależy mi, żebyś został jeszcze chwilę i mnie wysłuchał. Kiedy wymienialiśmy ostatnio myśli w temacie zabijania, chyba się nie zrozumieliśmy dobrze. Nie było moim zamiarem rzucać ci gróźb, jeśli tak to odebrałeś. Nie chce, by to nadszarpnęło nasze wzajemne porozumienie. Zwłaszcza że już wcześniej zdradziłem twoje zaufanie. Nie powinienem i za tamto przepraszam.
Severus słuchał wyznań tak niesamowitych i niepojętych w ustach Lucjusza Malfoya, że nie wiedział, jak sam ma się w tym odnaleźć.
- Co było, to było - stwierdził ostrożnie, chcąc wyczuć, dokąd to zmierza.
- Jesteś bardzo wyrozumiały, zważywszy że przeze mnie nie dość, że spadł na ciebie niezasłużony gniew Czarnego Pana, to jeszcze wpadłeś w łapy aurorów. I musiałeś iść na upokarzający układ.
Malfoy zrobił pauzę i wyczekująco patrzył na Severusa, a jemu po plecach przebiegł dreszcz.
- Lucjuszu, chyba cię ponosi.
- Nie jestem zły o Edwardsa, i tak był niezbyt użyteczny. Rozumiem, to była konieczność - ciągnął tamten niezrażony, nadzwyczaj spokojnie. - Poszedłeś na współpracę i cię puścili. Zapewne w zamian donosisz na mnie.
Kurwa.
Jakim cudem Malfoy się dowiedział?!
- To nie tak - zaprzeczył Severus, co nawet w jego głowie zabrzmiało głupio. Zmienił taktykę, bo sam musiał się dowiedzieć czegoś ważniejszego. - Nie wiem, co wydaje ci się, że wiesz, ale to bardziej złożone i wszystko ci wyjaśnię, jeśli mi pozwolisz. Tylko powiedz, jak się dowiedziałeś.
- Dzięki najgłupszemu oficerowi Biura Aurorów, jakiego w życiu spotkałem, Salazar Wężousty mi świadkiem. James Potter, miałeś przyjemność, prawda? - Malfoy zmrużył oczy i dodał zimno. - Uwierzysz, że ten gnojek wszczął oficjalne postępowanie i wystosował wobec mnie wezwanie do wyjaśnień w związku z podejrzeniem defraudacji? Do tego zagroził mi doprowadzeniem siłą? I wręczył wezwanie na środku hallu głównego gmachu Ministerstwa, przy tych wszystkich ludziach?!
- Nie wierzę - wyszeptał Severus, z każdym słowem Malfoya coraz mocniej podzielając jego pogląd na temat sprawności umysłowej Jamesa Pottera. Pozostawała jeszcze jedna kwestia, o którą bał się zapytać, ale musiał. - Sam ci to wszystko wyśpiewał?
- Cóż, tak byłoby na pewno taniej i szybciej, ale zważywszy, że kilka setek czarodziejów w ciągu kilku godzin wiedziało o wezwaniu, nie byłoby mądrym zapraszać aurorów pod moje drzwi w poszukiwaniu zaginionego kolegi. Wiesz, że do tego mam ludzi. Jeden z informatorów wywiedział się, że Potter dostał świeży awans akurat tego dnia, kiedy aurorzy zastawili zasadzkę na Bulstrode'a i przypadkowo też wpadłeś. Nie pomyślałem nawet, że coś takiego mogło się wydarzyć, moja wina. Nie będę się mścił za nic, co im na mnie dałeś, o ile nie dotyczyło Czarnego Pana, bo to już będzie problem - zaznaczył z naciskiem, obserwując uważnie Severusa.
- Lucjuszu, co z Potterem?
Malfoy spojrzał na wieżę zegarową, górującą ponad dachami Pokątnej. Dochodziła dziewiąta.
- O tej porze? Zważywszy, ile za to zapłaciłem, spodziewałbym się, że sprawa jest już załatwiona.
Teraz wszystko nabrało sensu. Malfoy przywlekł tu ze sobą Severusa, żeby mieć setki świadków niewinności, podczas gdy gdzie indziej…
- Odwołaj to.
Nawet gdy jego usta wypowiadały już na głos słowa, wciąż jakaś cząstka severusowego mózgu wydawała się takim obrotem spraw zaskoczona. Pół roku temu chciał Pottera widzieć martwym. Ale sześć miesięcy to naprawdę kupa czasu.
Z kolei jasne oczy Malfoya wyrażały bezbrzeżne zdziwienie.
- To prezent - wyłożył, niemalże literując Severusowi jak dziecku. - Moja forma wynagrodzenia za problemy, w które tamtej nocy zostałeś przeze mnie wciągnięty. Uwolnię cię z kłopotliwego układu i sam nie będziesz musiał nikogo zabijać. Nikt żadnego z nas z tym nie powiąże.
- Lucjuszu Malfoyu, jesteś idiotą. A nie przyszło ci do głowy, że może to on jest moim źródłem informacji, a nie odwrotnie? Poradziłem sobie z Blackiem, miałem się przestraszyć Pottera? - wycedził Severus przez zęby, starając się ratować sytuację. - Odwołaj to, nie żartuję.
- Przypominam, że Potter mnie też personalnie nadepnął na odcisk.
- Wezwanie się rozpłynie w powietrzu, nie będzie tematu.
- Tak ci zależy?
- Wmieszałeś się w moje sprawy, nie tak się umawialiśmy. Poza tym to coś osobistego. Potter był przyjacielem Syriusza Blacka i mamy swoją wspólną hogwarcką historię. Ogólnie za sobą nie przepadaliśmy, mówiąc bardzo oględnie. Z tym, że oni zawsze byli w przewadze liczebnej. Teraz podoba mi się, że Potter chodzi przy nodze, bo jemu bardzo się to nie podoba i nie może nic z tym zrobić. A ja jestem diabelnie pamiętliwy.
Malfoy chwilę kalkulował, wyraźnie niepocieszony, że jego wspaniały koncept nie został przyjęty owacjami na stojąco.
- Jeśli Potter wyprostuje sprawę z tym bzdurnym oskarżeniem, to proszę bardzo, tresuj go sobie dalej - powiedział wreszcie, wzruszając ramionami.
Z miejsca transmutował jedwabną chusteczkę w pergamin, różdżką nakreślił na kartce kilka słów i zapieczętował zaklęciem, zapewne by odczytać mogła jedynie wtajemniczona osoba. Następnie wypowiedział nieznaną Severusowi inkantację i pergamin zniknął w kłębie fioletowego dymu. Kiedy dym się rozwiał, Malfoy spojrzał na Severusa sceptycznie.
- Tyle zachodu…
- Wystarczyło wcześniej zapytać. Zlecenie jeszcze nie zrealizowane?
- Nie wiem. Napisałem, że zapłacę połowę odstępnego. Ale jeśli Potter jest już martwy, to oczekuję zwrotu całości, bo się rozmyśliłem. - Lucjusz znacząco uniósł brew w reakcji na powątpiewanie Severusa. - Ja mogę się rozmyślić, jestem priorytetowym klientem. Jeśli zlecenie jest wciąż w realizacji, to mojemu człowiekowi będzie się opłacało zrobić tak, jak sobie życzę. Zadowolony?
- Dziękuję za wyrozumiałość. I na przyszłość, nigdy więcej nie rób mi prezentów-niespodzianek.
Lucjusz Malfoy potwierdził, ale zatrzymał go jeszcze chwilę.
- Co było, to było. Ale jeśli jeszcze raz doniesiesz na mnie aurorom, to porozmawiamy inaczej. A jeśli mnie zdradzisz z premedytacją, mój człowiek z pocałowaniem ręki odrobi sobie stratę.
Martisz i Piekielna - dziękuję za komentarze. Do następnego.
