Syriusz myślał, że się przesłyszał. Ale najwyraźniej nie.
- To niedorzeczne!
- Wiem - przyznał mu rację Sev z absolutną powagą, tylko go tym podjudzając.
- Całkiem z dupy! Do tego kupy się nie trzyma - zauważył dosadnie, jakby jego przyjacielowi coś umykało.
- To dość absurdalne, ale akurat kupy się trzyma. Jakby się uprzeć.
- Sev, pogięło cię? Serio w to wierzysz?
Ciemne oczy wpatrywały się w sufit, jakby wyczekiwały boskiej interwencji. Pomysłodawca tego wariactwa nie miał chyba jednak dobrych kontaktów na górze, bo żadne nadprzyrodzone siły nie przemówiły i musiał stawić czoła sytuacji sam jeden, uzbrojony w argumenty zupełnie nie empiryczne.
- Syriusz, a ma jakieś znaczenie w tym przypadku, w co ja wierzę? Albo ty? - zapytał spokojnie, opierając się plecami o ścianę. - Na moment spójrz na to z punktu widzenia kogoś, kto w przeciwieństwie do mnie i ciebie ma silny instynkt samozachowawczy, do tego żadnych skrupułów i obsesję na punkcie kontrolowania rzeczywistości. Nadążasz?
Fakt, takie spojrzenie zmieniało trochę perspektywę. Jednak jeśli Sev podzielał pogląd, że to co najwyżej gra na pozorach, to dlaczego tak się uparł?
Chyba, że…
- Rozum cię opuścił, jeśli myślisz, że kiwnę palcem dla Malfoya. Niech go Voldemort rozmaże na ścianie, wisi mi.
- Bo go nie lubisz? Serio?
- A tak, bo nie lubię gnoja!
- Czy dlatego, że to ja z tym przyszedłem?
Sev wytrzymał twarde spojrzenie szarych oczu. Miał trochę racji w tym, że Syriusza coraz bardziej uwierała coraz mniej jasna relacja mistrza eliksirów i pana Malfoy Manor. A poza tym ten nadęty dupek reprezentował wszystko, co Blacka w całej czystokrwistej kaście mierziło. No i było coś jeszcze, coś bardziej osobistego, czego nie chciał nawet przywoływać w myślach.
- Zależy ci, to sam za tym lataj.
- Dobrze wiesz, że nie chodzi o Malfoya.
- Narcyza wisi mi jeszcze bardziej. Niech idzie do Belli - syknął już nieźle wnerwiony.
Sev przeszył go lodowatym spojrzeniem.
- Jesteś rozpuszczonym gówniarzem.
O, czyli wytaczamy cięższe działa?
- Przynajmniej stabilnym emocjonalnie.
- Że co, proszę?
- Słyszałeś.
- Niech dobrze zrozumiem. Insynuujesz, że nie można polegać na mojej trzeźwej ocenie sytuacji, bo mnie emocje ponoszą?
Syriusz zaśmiał się złośliwie.
- Bo cały zmyślny plan ze szpiegowaniem Voldemorta powstał w oparciu o chłodną kalkulację i zdrowy rozsądek.
- Twoim zdaniem odwaliło mi, bo postawiłem ponad siebie kogoś, kogo znam całe życie, z kim się wychowałem i bez kogo byłbym kimś innym, tak? - Sev mówił zadziwiająco spokojnie. - Czekaj, a jak miała na imię ta panna, co znałeś ją pięć minut, przeleciałeś dziesięć razy i podzieliłeś się z nią magią?
Syriusz przemierzył dzielącą ich przestrzeń w dwóch krokach i zatrzymał zaciśniętą pięść centymetry od twarzy przyjaciela.
- Możemy się bić - wyłożył Sev, utrzymując kontakt wzrokowy - ale szczerze mówiąc mdli mnie już od samego zapachu Szkiele-Wzro.
Syriuszowa dłoń się rozluźniła i chłopak zrobił krok w tył.
- Syriusz, to jest ważne.
- Jasne, bo ty tak twierdzisz i przecież zawsze masz rację - fuknął Black, nie próbując nawet hamować gniewu. Szczerze mówiąc nie pamiętał, kiedy ostatnio dał się tak łatwo wyprowadzić z równowagi.
- Po prostu… Lucjusz chwilowo nie ogarnia. I jeśli ktoś inny tego nie ogarnie, to stanie się coś złego.
Syriusz zaśmiał się zimno.
- Człowieku, ja mam od twoich pomysłów stany lękowe i zespół stresu pourazowego. A po ostatnim… - Przeklął przez zęby. - A chuj. Ustawię to, ale sam sobie z nim gadaj - odszczeknął się, wciąż wściekły. - No chyba, że nie tylko ja jestem gówniarzem.
Sev milczał, ale zrozumiał. Ten strzał był celny. Mogli o wielu rzeczach nigdy nie rozmawiać, ale jeden znał drugiego prawie jak samego siebie.
Wpatrując się uważnie w twarz przyjaciela mistrz eliksirów skinął głową.
- I palcem nie kiwnę dla Malfoya - przypomniał Black na wszelki wypadek.
- Mówiłem, że nie chodzi o niego - zapewnił tamten, odklejając się od ściany.
- Ustawię to - powtórzył Syriusz i policzył w myślach do dwudziestu trzech. - Zaraza na Malfoyów.
- Syriusz, wszystko gra?
Zapytany spojrzał spode łba, ale tym razem ugryzł się w język. W sumie coś było bardzo nie na miejscu, tylko nie wiedział, co. Może po prostu wstał lewą nogą.
- Źle spałem - uciął treściwie, co w sumie też było prawdą. Ostatnio było dość intensywnie, a Grimmauld Place nadal bardziej przypominało dom duchów niż taki normalny, do którego chce się wracać.
Może to było to.
- To zalicz drzemkę. Albo wieczorem ja będę mówił.
- Pocałuj mnie w …! - urwał, bo w dłoni, którą ze złością włożył do kieszeni, poczuł chłodny dotyk metalu. Powoli wyciągnął rękę i spojrzał na spoczywający na niej medalion. Zabrał go na spotkanie z Sevem, żeby zasięgnąć języka i zupełnie o nim zapomniał. Teraz przypomniał sobie coś jeszcze.
- Sev?
- Jeszcze gdzieś mam cię pocałować? - burknął jego przyjaciel już krok od kominka.
- Kojarzysz to?
Sev westchnął, odwrócił się i podszedł bliżej. Pochylił się, by obejrzeć dokładniej i bez badania zaklęciami orzekł:
- Wygląda na czarnomagiczne cholerstwo. Pozbądź się tego.
Syriusz zważył medalion w dłoni i ze zdziwieniem stwierdził, że wydaje się cięższy, niż kiedy miał go w rękach rano.
- James powiedział to samo.
- Jeden raz się z nim zgodzę - oznajmił uroczyście Sev, patrząc na wisior z niepokojem. - Skąd to masz?
- Regulus mi go zostawił, ale bez żadnych wyjaśnień. Wiem, co powiesz, ale myślę, że nie po to, by mi zaszkodzić.
- Nic nie powiem. Ale odradzam trzymanie go blisko. Może to jest powód, dla którego źle sypiasz.
Syriusz odłożył medalion na stół, cofnął się i osunął po ścianie. Poczuł na sobie badawcze spojrzenie.
- Wszystko gra? - Sev usiadł na podłodze obok. - Bo to, że ostatnio nikt ci nie połamał żeber i prawie nie poćwiartował, nie musi znaczyć, że jest w porządku.
- Jest ok.
- To jesteś farciarzem. Gdybym ja musiał wrócić na Spinner's End, to nie byłoby ok.
- No to nie jest. I co? - Syriusz zacisnął zęby i schował twarz w dłoniach. - Jest bardzo nie ok. Nie mogę tam spać. Czego się nie dotknę, to jest albo czarnomagiczne, albo przywołuje złe wspomnienia. Wywaliłem ze ścian wszystkie portrety, bo się ich bałem. Prawie cały czas koczuję w sypialni i gabinecie, bo tylko stamtąd pozbyłem się wszystkiego, czego tam nie chciałem. Boję się, że jeśli stracę czujność, to skrzat mojej matki zamorduje mnie we śnie. Albo zdradzi mnie Walburga. I przez ten medalion ciągle myślę o Regulusie, przez te ostatnie dni więcej niż przez minione pięć lat. Zaczynam tracić rozum, Sev.
- Nie, Syriusz. Musisz to sobie po prostu poukładać. Grimmauld Place 12 jest teraz twoje i możesz wywalić wszystko, czego tam nie chcesz. Ale nie pozbywaj się skrzata. Jesteś panem domu i to twój skrzat. Nie zrobi ci krzywdy, a jego magia będzie chronić ciebie i twój dom inaczej niż zaklęcia, tylko nie dawaj mu powodów, by miał kryzys lojalności. Jeśli cię wkurza, to nie wzywaj go za często i sam pierz sobie gacie, a o nim myśl jak o dodatkowej barierze ochronnej.
- On mnie naprawdę wkurza. Najbardziej to, jak na mnie patrzy.
Sev uśmiechnął się krzywo.
- Stworek? - dopytał, prawdziwie zaskakując Syriusza, że po zapewne przelotnym kontakcie na jakimś spotkaniu u Oriona gość zapamiętał takie detale, jak imię skrzata. - Na wszystkich tak patrzy. Obiecaj mu, że powiesisz kiedyś jego głowę na środku ściany w pozłacanych ramkach i będziesz miał jego dożywotnią lojalność. Zachowuj się jak pan domu, nie intruz, to zacznie cię tak traktować. A jeśli nie zacznie, to miej z tyłu głowy, że kiedyś już skrzat domowy uratował ci dupę.
Syriusz z tym nie zamierzał dyskutować.
- Może uratuje mnie przed Walburgą. Żałuję, że tak z nią to rozegrałem i pozwoliłem jej zostać. Liczyłem, że zmieni zdanie i odejdzie, ale nie. Nie wiem, jak to miałoby funkcjonować na dłuższą metę.
- No to zdecyduj się i albo ją eksmituj, albo się dogadaj.
- Bardzo pomocne, Yoda. - Syriusz się skrzywił na samą myśl o emocjonalnej rozmowie z matką. - Nie wiem, po co została. W sumie nic o niej nie wiem. Prawie jej nie znam. Przez większość życia byłem dla niej jak powietrze. Cały swój rodzicielski potencjał ładowała w Regulusa. - Obrócił gwałtownie głowę, szukając wzroku przyjaciela. - Uwierzysz, że mi chłodno zakomunikowała, iż to Regulus był jej największym życiowym osiągnięciem? A ja największą porażką Oriona. Ona się nie angażowała, bo ojciec sobie tego nie życzył. Jakbym był projektem, a nie po prostu człowiekiem. Dzieckiem.
Sev dłuższą chwilę patrzył na niego poważnie, jakby układał sobie w głowie myśli.
- Odpuść to. Czasu nie odwrócisz.
- Łatwo ci powiedzieć. Nie masz pojęcia, jakie to posrane.
- No właśnie chyba mam - zaprotestował tamten, już nie tak spokojnym głosem. - Moja matka była z domu Prince. Z tych Prince'ów.
Syriusz zrobił wielkie oczy. Jak to się stało, że nie wiedział? Oczywiście miał świadomość, że matka Seva była wiedźmą, Ślizgonką z zamiłowaniem do czarnomagicznych eliksirów, ale jakoś nie dotarło do niego, że pochodziła z jednego z najstarszych rodów czystej krwi w Anglii. A w kontekście powyższego to, że wyszła za mugola i to konkretnie takiego, było absurdalne.
- Jak to się stało, że twoja matka…
- Wylądowała na Spinner's End z Tobiaszem Snapem? Nie mam, kurwa, bladego pojęcia. Może tendencję do głupich pomysłów mam we krwi. Ale nie o tym - uciął Sev. - Wiem, o co chodzi z twoją matką. Była zawsze w tle, nigdy cię osobiście nie karała, nie krzyczała, ale też nie dotykała. Mówiła do ciebie, ale nie rozmawiała. Nie reagowała, kiedy ojcu odwalało, bo był panem domu. Projektem życia twojej był Regulus. Moja miała mnie i zapowiadało się bardzo obiecująco. Nie pamiętam kiedy zacząłem czarować, bo manipulowałem magią od zawsze. Dopóki nie poszedłem do Hogwartu było raczej dobrze. A potem się posypało. Moja matka całe miesiące tkwiła w domu tylko z ojcem i doprowadzali się wzajemnie do szału, a ja w Slytherinie czułem się źle, nie pasowałem, ale nikomu się nie skarżyłem. Z Lily się schrzaniło. W domu było okropnie. Zablokowałem się, nie rozwijałem magicznych zdolności, stałem się przeciętny. Matka wybrała eliksiry, bo wymagają skrupulatności, ale nie wybitnych uzdolnień. Jakiś czas mnie uczyła i warzyliśmy mikstury razem. Czułem, że jest mną zawiedziona, na moim czwartym roku porzuciła projekt. I straciła cel w życiu.
Jego przyjaciel zamilkł i Syriusz wiedział, dlaczego. Pamiętał, że Eileen Snape zmarła w niejasnych okolicznościach, kiedy Sev był na piątym roku. Dawno temu powiedział mu, że matka zapewne otruła się jakimś eliksirem. Niechcący. Być może była to prawda.
- Ok, może trochę masz pojęcie, co mnie gryzie - rzucił Syriusz, by przerwać nieprzyjemną ciszę.
- One takie po prostu są. Czystokrwiste matki, tkwiące w ustawionych albo nietrafionych małżeństwach, uległe wobec mężów, bez znaczenia i ważnej roli w życiu. Rodzące dzieci z obowiązku. Same wychowane w takich samych domach.
Syriusz kiedyś o tym myślał, chociaż w innym aspekcie. I dodając swoje wnioski do przemyśleń Seva, teraz miał pełny obraz.
- Domy od stuleci celebrujące magiczną spuściznę bez odrobiny ludzkich uczuć. Bez miłości. Dlatego w starych rodach nie rodzą się dzieci - wyłożył na głos. - Jestem ostatnim mężczyzną z rodu Black. Lucjusz jest jedynakiem. Yaxley'ów już nie ma. W Hogwarcie zmienia się proporcja mugolaków do czystokrwistych, bo tych drugich rodzi się coraz mniej. Fanatykom czystości krwi nie jest potrzebny Voldemort, tylko terapeuta.
Sev uniósł kąciki ust.
To nasuwało nie tak znowu odkrywczy wniosek, że właśnie czystokrwiste wychowanie stworzyło idealne warunki dla Czarnego Pana, nawet pomijając całą ideologię. Trafił na grupę potężnych, zdyscyplinowanych, karnych i wygłodniałych uwagi czarodziejów, którym wystarczyło dać cel. Do tego łatwych do kontrolowania, bo nauczonych, że szukanie pomocy jest słabością.
- Jeśli chodzi o Walburgę - podjął Sev - to coś w tym jest. Regulus był dupkiem i miał inne wady charakteru, ale jako całokształt był nadzwyczaj udanym projektem. Oczywiście to po części kwestia wrodzonego talentu i predyspozycji, ale finalnie był ponadprzeciętny w zasadzie we wszystkim, czego się dotknął. Jeśli chodzi o runy, to nie jestem laikiem, ale mówiąc szczerze on łapał wszystko trzy razy szybciej. I taki się nie urodził. W jakiejś części stworzyła go Walburga.
- Świetnie, ale mnie już nie trzeba wychowywać. Nigdy nie będzie dla mnie matką.
- Nie będzie. Może być za to sojusznikiem. Jest całkiem efektywna, jeśli ma przed sobą cel.
Syriusz zmarszczył brwi. To nie było takie głupie, o ile przepracuje sam ze sobą kwestię zaufania. Będzie się musiał nad tym pochylić dłużej na spokojnie.
- Dobra, spadam - oznajmił Sev, podnosząc się z podłogi. - Widzimy się wieczorem.
- Dlatego ci zależy? - Syriusz zatrzymał go pytaniem w pół drogi. - Bo Malfoyowie raczej dadzą się zabić, ale nie poproszą o pomoc?
- Po części. Ale jest coś więcej. Narcyza nie jest jak nasze matki, w tle. Ona współdecyduje. Poza tym kocha Lucjusza. A on kocha ją i boi się o nią i o dziecko bardziej niż o siebie. - Sev wzruszył ramionami. - Nie wierzę w przepowiednię. Ale gdyby coś w tym było, to Malfoyowie w kontekście silnych magicznie kandydatów na rodziców pogromcy Czarnego Pana nie byliby takim głupim strzałem.
W kominku błysnęły już zielonkawe płomienie, kiedy Syriusz z czegoś jeszcze zdał sobie sprawę i postanowił się tym podzielić.
- Sev?
- Wyjdę stąd dzisiaj?
- A wiesz, że przez Fornaxa Blacka i Godivę Prince jesteśmy spokrewnieni w piątym pokoleniu?
Świeżo przywrócony na łono rodziny kuzyn Syriusza w piątym pokoleniu parsknął śmiechem. Ich pokrewieństwo nie było takie znowu zaskakujące, bowiem wszyscy czarodzieje i wiedźmy wywodzący się ze starych magicznych rodzin byli bliższymi lub dalszymi krewnymi.
- Znasz całe drzewo genealogiczne Blacków tylko do czasów Wilhelma Zdobywcy czy aż do rzymskich cesarzy?
- Genealogię mojego rodu do dwunastego pokolenia wstecz. Oraz kilka pokoleń do tyłu innych starych rodów. Po rodzinie - wyjaśnił pan domu Black z udawaną powagą. - A teraz uważaj. Zgadnij, z kim łączy cię pokrewieństwem prababka Meluzyna.
- Bliżej niż z tobą? Umieram z ciekawości.
- Z Jamesem Potterem.
Dochodziła północ, co znaczyło, że gość, na którego oczekiwali z coraz mniejszą wyrozumiałością, był już prawie godzinę spóźniony. Zważywszy że ten konkretny czarodziej nigdy nie robił nic przypadkiem, nasuwało się pytanie, czy rzeczywiście zatrzymały go sprawy większej wagi, czy może zrobił się bardziej nieufny. Albo zwyczajnie chciał pokazać, że jeśli ktoś oczekuje od ręki wepchnąć się w napięty grafik dyrektora Hogwartu, to powinien zarezerwować cały wolny wieczór. I z każdą upływającą minutą Severus coraz bardziej obstawiał to ostatnie.
Chociaż - między Bogiem a prawdą - oni też nie byli w kwestii zaproszenia na spotkanie do końca szczerzy.
- Czuj się jak u siebie. - Lupin, od kwadransa przestępujący z nogi na nogę, naciągnął na plecy aurorską kurtkę. - Spadam, bo jak nie zdążę na odprawę, to mi dowódca nogi z dupy…
W tym momencie odezwał się alarm zwiastujący naruszenie osłon przed drzwiami wejściowymi.
Lupin złapał za klamkę i szarpnął drzwi.
- Witaj, Remusie. Wybacz spóźnienie, ale miał miejsce mały kryzys, wymagający mojej obecności w Departamencie Przestrzegania… - Albus Dumbledore urwał, kiedy twarz Lupina przemieściła się z jego pola widzenia w okolice kominka w głębi pokoju. - Wychodzisz?
- Wybaczy pan, dyrektorze, ale już jestem spóźniony na odprawę. Zresztą, ja tu tylko sprzątam. Nie za często. - Gospodarz uśmiechnął się z zakłopotaniem, kiedy spojrzał za siebie, na odbite na zakurzonej podłodze ślady swoich butów. Łypnął w stronę kąta, gdzie stał Severus i ponownie odwracając się do Dumbledore'a wzruszył ramionami. - Przepraszam, zmusili mnie - rzucił niezgrabnie i jego plecy zniknęły w palenisku.
Severus ruszył się ze swojego miejsca przy ścianie, niewidocznego z drzwi wejściowych, trzymając różdżkę wetkniętą za pasek spodni, a dłonie na widoku.
- Albusie.
Dyrektor Hogwartu zmierzył go wzrokiem i chociaż jego usta się nie poruszyły, chłopak poczuł prześlizgujące się po pomieszczeniu zaklęcie skanujące. Wobec nieujawnienia zagrożenia zmarszczki na czole starca nieco się wygładziły, ale jasne oczy za połówkami okularów pozostały czujne.
- Severusie, jak kiedyś mówiłem, zaufanie to luksus na który nie zawsze można sobie pozwolić. Zwłaszcza gdy druga strona najwyraźniej ma coś do ukrycia, skoro stosuje podstęp.
Szpila, której się spodziewał.
- Gdybym próbował się umówić z tobą bezpośrednio, odmówiłbyś albo nasłał na mnie aurorów.
- Zastraszyłeś Remusa Lupina? Tego rzeczywiście się po tobie nie spodziewałem.
- Tak bym tego nie określił, ale mniejsza o to - uciął Severus. - Wiesz, po co chciałem się spotkać. Sytuacja się zmieniła. Jesteś w potrzebie.
Dyrektor uśmiechnął się zimno.
- Tak bym tego nie określił. Ale skoro chcesz wrócić…
- Wisisz mi dziesięć galeonów!
Dumbledore odruchowo sięgnął po różdżkę, zwracając się w stronę korytarza, skąd dobiegł okrzyk tryumfu. W tym samym czasie, kiedy rozwiało się ukrywające Syriusza Zaklęcie Kameleona, Severus pacnął się otwartą dłonią w środek czoła.
- Albusie, naprawdę? Uwierzyłeś, że przywlokłem się żebrać o szansę powrotu? - Ex-szpieg dyrektora z uczuciem porażki pokręcił głową. - Ty mi nie zaufałeś, a ja w swej naiwności postawiłem na ciebie i przegrałem. Jak to o nas świadczy?
- Nie najlepiej, muszę przyznać. Ja na starość najwyraźniej dziwaczeję - wyłożył filozoficznie - a tobie nie służy hazard.
- Skoro tak mówisz, Albusie, nie wypada mi się częściowo nie zgodzić - przyznał Severus. - Co do drugiej części, dwa dni temu wygrałem od Syriusza motocykl.
Dumbledore zmrużył oczy i pogładził brodę.
- Chyba naprawdę robię się stary. - Westchnął melodramatycznie i przeniósł wzrok z Severusa na Syriusza. - Dobrze cię widzieć, mój chłopcze - powiedział powoli, zapewne na bieżąco dopowiadając sobie resztę historii.
- Takiego nie martwego, prawda? - Black wyszczerzył się jak dziecko i uprzedzając oczywiste pytanie wskazał na tatuaż na karku. - Skoro oficjalnie jestem trupem, to nie mogę wszędzie zostawiać śladów swojej magii. To by było wysoce nieprofesjonalne.
Miał powody triumfować i nie omieszkał tego okazać.
A Severus naprawdę myślał, iż dyrektor zna swojego byłego szpiega lepiej i nie uwierzy, by desperacko przyszedł żebrać o szansę powrotu. Trudno, dziesięć galeonów to nie majątek.
- Możesz go ignorować, Albusie. - Severus przewrócił oczami na widok wciąż głupawego uśmiechu przyjaciela. - Gdybym przyszedł sam, nie uwierzyłbyś mi albo chciałbyś mnie sprawdzić. A na to nie mam czasu. - Odetchnął głębiej. - Czarny Pan wie o przepowiedni.
Brwi Dumbledore'a poszybowały w górę, a w oczach pojawił się nietajony strach.
- Sidius? - Kiedy Severus potwierdził skinieniem, starzec dodał ciszej. - Mój błąd. A ty, skąd… ?
Severus na chwilę podciągnął nogawkę i zdjął zaklęcie maskujące. Widok obręczy na kostce szpiega powiedział dyrektorowi wszystko, a w jego oczach zaraz po zaskoczeniu pojawiło się głębokie uznanie.
- Ile wie?
- Najwyżej tyle, ile usłyszał Sidius Yaxley i udało mu się jakoś ukryć przed tobą. A usłyszał mniej niż ja. Z kolei ja nie znam ostatnich słów.
Starzec spojrzał pytająco na stojącego w milczeniu drugiego chłopaka.
- Ja wiem tyle, co Sev - wyjaśnił za siebie Syriusz. - Zechce się dyrektor podzielić tym, co było na końcu?
- Jeśli przeznaczenie chce, by któryś z was znał całość, to ją pozna. Ale w tym momencie nic za tym w moim przekonaniu nie przemawia - powiedział dosadnie dyrektor i zwrócił się do Severusa. - Riddle uwierzył, że nie masz tego wspomnienia?
- Uwierzył, bo go nie miałem. Zrządzeniem losu przeniosłem je do myśloodsiewni - wyznał szczerze. W tej sprawie nie mogli sobie kłamać. - Jeśli chciałeś spytać, jak u mnie z oklumencją, to na razie nic ode mnie nie dostał poza tym, co chciałem mu sprzedać. Ale teraz strach wzmocni jego paranoje i może być trudniej.
- Kto jeszcze wie o przepowiedni?
- Treść ode mnie usłyszał tylko Syriusz i u niego tajemnica jest bezpieczna, jakby cię to niepokoiło.
- Nie jest oklumentą.
- Nie, ale umiem coś lepszego. Jeśli przeznaczenie chce, żebyś wiedział co to, to się w końcu dowiesz, dyrektorze.
Severus zgromił Syriusza wzrokiem, bo wiedział dość o swoim byłym mentorze, by wychwycić moment, w którym lepiej ugryźć się w język. A podobno Black miał się dzisiaj za wiele nie odzywać.
- O samym jej istnieniu mogą wiedzieć albo się domyślać niektórzy bardziej domyślni śmierciożercy, których Czarny Pan pod tym kątem legilimentował - kontynuował. - Ewentualnie ktoś, komu powiedział Yaxley.
- I wie Gawain Robards, bez szczegółów - włączył się Syriusz. - Uznaliśmy, że ktoś z Biura powinien wiedzieć, na wypadek, jakby śmierciożercy zaczęli węszyć. Niedługo pewnie zaczną.
Dumbledore wydawał się co najmniej zdziwiony.
- Gawain Robards? - dopytał, mrużąc oczy. - Ach, dlatego nie przyszedłeś prosić o możliwość powrotu.
Przy wszystkich drobnych i kilku grubszych rzeczach, które go w dyrektorze Hogwartu drażniły, Severus naprawdę doceniał lotność jego umysłu. Do tego tamten również cenił swój czas i wyłapywał między słowami to, co nie wymagało wypowiadania na głos.
- To kwestia zaufania - powiedział Severus i wiedział, że Dumbledore zrozumie. - Dlatego odszedłem i nie wrócę.
Chociaż wygodniej mu było udawać, że to dyrektor porzucił swojego szpiega, tak właściwie to jego szpieg przestał się pojawiać na wyznaczonych spotkaniach.
- Bardziej ufasz Robardsowi niż mnie?
- Ja nie ufam tobie, Albusie, ale ty też nie ufasz mnie. Ja potrzebuję wiedzieć rzeczy, które ty chcesz zachowywać dla siebie. Ty boisz się, że w każdej chwili złamię twój rozkaz i zrobię po swojemu. Tak jest teraz i tak było wtedy, nie mam przekonania, że to się kiedykolwiek zmieni - przyznał Severus absolutnie szczerze. - I nie zaufałem Robardsowi na tyle, by w ogóle o mnie wiedział. Nie o niego chodzi.
Dumbledore spojrzał poważnie na Syriusza.
- Oczywiście. Severus ufa tobie i to wszystko zmienia, czyż nie?
- A ja jemu. Bezgranicznie. Na tyle, by stanać na torze lotu jego Avady.
Z oblicza dyrektora wyraźnie odpłynęło wcześniejsze napięcie i albo był tak dobrym aktorem, albo prawdziwie poczuł ulgę.
- To dobrze. Naprawdę dobrze widzieć was obydwu takich nie martwych, jak to Syriuszu zgrabnie ująłeś - powtórzył, nie spuszczając z niego oczu. - Przez ten rok chyba dużo się wydarzyło.
- Nawet nie masz pojęcia, dyrektorze - usłyszał Dumbledore w odpowiedzi.
- Przyjmij moje wyrazy szacunku z powodu śmierci twojego ojca. I przykro mi z powodu Regulusa.
Syriusz niemo potaknął, wychwytując subtelną różnicę.
- Wierzę, że u ciebie jest lepiej.
To z kolei było niewypowiedziane pytanie do szpiega, który minionego lata, świeżo po naznaczeniu był psychicznie w stanie zupełnego rozbicia. Obaj wiedzieli, że to był drugi powód, dla którego Severus odciął się od dyrektora. Wtedy szczerze żałował, że w to wszedł i chociaż sam przed sobą się do tego nie przyznawał, miał za złe Dumbledore'owi, iż mu na to pozwolił. Zaryzykowałby stwierdzenie, że dyrektor miał podobne odczucia.
Ale przez ten rok rzeczywiście wiele się zdarzyło. Przede wszystkim Severus przestał być chłopcem, który pozwalał się zaskakiwać wydarzeniom i nie potrafił sobie poradzić z ceną, jaką zapłacił za Mroczny Znak. Stał się mężczyzną, który wymyślił jak wejść do Wewnętrznego Kręgu, nie musząc tego żałować i zaczął układać tę grę podług własnych zasad.
Uwzględniwszy, że tę drogę przeszedł po rozstaniu z dyrektorem, nasuwał się wniosek, iż może Albus Dumbledore nie był wcale takim dobrym mentorem.
- Wyrabiam się. Od roku nikogo nie zabiłem.
Starzec odchrząknął.
- Jak zdążyłem się zorientować, poczynacie sobie bardzo śmiało. Więc skoro pozwoliłem się już przekonać, że mam do czynienia z poważnymi graczami, to zamieniam się w słuch. Bo, rzecz jasna, nie przyszliście tu tylko z powodu dziesięciu galeonów.
Kątem oka Severus widział, jak Syriusz przygryza wargę, by nie parsknąć śmiechem, co trochę podkopałoby ich obraz poważnych graczy.
- Chodzi o dziecko z przepowiedni. Mamy pewną teorię. Właściwie, to ja mam - poprawił się, słysząc z boku chmurne mruknięcie.
- Żadne dziecko nie spełnia jeszcze warunków przepowiedni, wiesz o tym.
- Ale rodzice spełniają swoją cześć. Mniej więcej.
Dumbledore ewidentnie nie podzielał takiego przekonania.
- Przepowiednie są przewrotne, bezcelowym jest teoretyczne dywagowanie o wypełnieniu ich warunków w oderwaniu od skonkretyzowanej sytuacji.
- Myślę, że może chodzić o Malfoyów.
Niedowierzanie, które ujawniły oczy starego maga, powiedziało jednoznacznie, że gdyby Dumbledore był hazardzistą, to tą kartą zagrałby jako ostatnią.
- Severusie, na pewno masz argumenty na poparcie swoich założeń, które mnie nie przychodzą do głowy, więc podziel się z resztą klasy.
- Narcyza urodzi w połowie lata. Od tygodni ma sny, przez które wierzy, że wisi nad nimi klątwa. Lucjusz też jest niespokojny, popełnia błędy, które można poczytać za zdradę. Wczoraj powiedział, że udało mu się już dwa razy, ale trzeci raz nie oprze się Czarnemu Panu. Do tego oboje, Narcyza i Lucjusz, są silnymi osobowościami z potężnych magicznie rodów.
W miarę, jak chłopak mówił, początkowy sceptycyzm ulatywał z twarzy starego czarodzieja, ustępując rosnącemu zaniepokojeniu. A jednak dyrektor wdał się w polemikę.
- Jeśli chodzi ci o to, że moc z przepowiedni, której Czarny Pan nie zna, to dosłownie silna moc magiczna, możesz się mylić. Przepowiednie są przewrotne - powtórzył. - Niekoniecznie dziecko musi pochodzić od silnych, szczególnie utalentowanych magicznie rodziców.
Severus zerknął na Syriusza i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Też tak myślimy - powiedział Black, decydując się na poparcie pomysłu, z którym jeszcze rano się nie zgadzał. - Chodzi o inny rodzaj mocy. Taki, którego nie zna Voldemort i odrzuciła większość starych rodów czystej krwi. O miłość.
Dumbledore otworzył usta, ale nie wypowiedział słowa. Gestem pozwolił im kontynuować.
- Narcyza kocha Lucjusza. On kocha ją, drży o bezpieczeństwo jej i dziecka. Jest rozbity i zawiedziony, myślę, że za gwarancję bezpieczeństwa z miejsca by zdezerterował. - Severus zrobił pauzę. - Tylko że to nie wchodzi w grę. Bez niego zginę albo też musiałbym odejść, a nie ma takiej opcji. Potrzebujemy być blisko Czarnego Pana. Nawet jeśli dziecko Malfoyów byłoby tym z przepowiedni, wszystko pozornie musi zostać, jak jest, dopóki wybraniec nie będzie w stanie realnie zagrozić Czarnemu Panu albo nie będzie większego planu. Teraz co najwyżej możemy ewakuować Narcyzę, ale w sposób nie wzbudzający podejrzeń.
- Dlatego rozmawiamy - orzekł Dumbledore.
- Ktoś musi spotkać się z Narcyzą. Naświetlić jej sytuację - wyjaśnił Severus. - Ja nie mogę się ujawnić, Syriusza Narcyza postrzega jako wroga, poza tym on uchodzi za martwego i lepiej, by tak jeszcze chwilę pozostało.
- Zakładasz, że zaufa nieformalnemu przywódcy Jasnej Strony? Bardzo optymistyczne założenie.
- Na pewno potraktuje ostrzeżenie poważnie, potem możemy się zastanowić nad kwestią zaufania.
- Chcesz jej powierzyć tę tajemnicę?
- Narcyza nie będzie zagrożeniem. Skorzysta z pomocy i ją przejmiemy, jeśli nie to ewentualnie ją zoblivatuję. Ale nie jest głupia, nie pójdzie z tym prosto do Czarnego Pana, bo musiałaby się tłumaczyć ze zbyt wielu rzeczy. I ma świadomość, kim on jest.
- A Lucjusz?
- Dokonał wyborów, które go doprowadziły tu, gdzie jest teraz. Nie chodzi o niego, tylko o dziecko. Lucjusz nie jest tu przypadkową ofiarą, ale mieści się w dopuszczalnych stratach - oświadczył Severus, patrząc tylko w oczy Syriusza.
Starzec chwilę rozważał w ciszy, ogniskując wzrok na swoich dłoniach.
- Zgadzam się, że w tym przypadku, nawet jeśli brak mi przekonania co do prawdziwości waszych teorii, uzasadnionym jest dmuchać na zimne. Co jednak, jeśli okaże się, że chodzi o kogoś innego?
Severus miał na to odpowiedź.
- Wszystko zależy od tego, ile Czarny Pan wie. Jeśli zna chociaż część przepowiedni, to myślisz, że zaryzykuje i będzie czekał, czy podejmie działania prewencyjne, choćby miał wybić dziesiątki ciężarnych wiedźm w całym kraju?
Dyrektor Hogwartu nie podjął się dyskusji.
- Mogło pójść gorzej - podsumował Syriusz, kiedy za Dumbledorem zamknęły się drzwi.
Pozostawało dograć to, jak dotrzeć do Narcyzy, ale ten temat zaskakująco bez oporów Black wziął na siebie.
Było coś jeszcze, coraz mocniej wiercące dziurę w severusowej czaszce.
- Syriusz, wiesz kiedy Lily będzie rodzić?
- Nie - odparł tamten, nie bez niepokoju, dobrze chwytając sedno. - Chyba jakoś jesienią.
- To się dowiedz dokładnie.
Dziękuję za odzew. Świetnie, że wciąż tu jesteście. Piekielna, Seshien, Martisz i wszyscy bezimienni weterani - macie ode mnie Medal Merlina Pierwszej Klasy za wytrwałość ;)
