Szare oczy wyrażały najwyższy stopień zniecierpliwienia.

- Ej, jesteś tu, czy gadam do ściany?

Jakkolwiek fizycznie Severus znajdował się na kanapie w pokoju przy Ealing Road 218B, to mentalnie rzeczywiście był nieobecny. Znowu. I to zaczynało stanowić problem.

- Sorry, możesz powtórzyć?

Syriusz przyjrzał mu się z czymś, co zakrawało na troskę. Było już naprawdę źle.

- Nieważne. - Tamten machnął ręką, ucinając poprzedni wątek. - Kiedy ostatnio porządnie się wyspałeś?

Obaj wiedzieli, kiedy. Nie spał dobrze od tamtej nocy. Prawie miesiąc. Był już na granicy.

- To przez te pojebane sny.

Nie miał problemów z zasypianiem, wystarczyło, że głowa dotknęła poduszki i odpływał. Jazda zaczynała się później. Po jakimś czasie, gdy przychodziły sny, coś się zmieniało i gdzieś w tle pojawiała się obca obecność. Severusowa magia nie identyfikowała jej jako wrogiej, jak to miało miejsce przy legilimencji, automatycznie uruchamiającej reakcję obronną umysłowych barier. To było coś innego, bardziej skomplikowanego. I o ile wiedział, jak radzić sobie z legilimentą, to tej dziwnej obecności, towarzyszącej mu tylko w snach, nie potrafił się pozbyć. Najpierw po prostu ledwie ją czuł. Po kilku dniach zaczął mieć wrażenie, że podsuwa mu wątki, wokół których zaczynają krążyć jego senne majaki. Dzisiejszej nocy z kolei ten niechciany gość wręcz urządził sobie spacer po jego głowie, zapuszczając się niebezpiecznie blisko muru, jaki Severus na stałe wytyczył wokół tej cząstki, którą nie zamierzał się dzielić z nikim.

To był problem, na którego rozwiązanie nie miał pomysłów opartych na zdobytej wiedzy o magii umysłu. Miał za to niezbyt racjonalne przeczucia, ale czego się nie chwytamy w akcie desperacji? Okaże się dzisiejszej nocy.

- Na pewno tylko sny?

A tak, dochodziło też niepokojące wrażenie nadciagającej katastrofy w związku z tym, że Severus się wmieszał w sprawy, w które pakować się nie powinien. Czuł ulgę, że mały Malfoy nie okazał się dzieckiem przeznaczenia i tym samym to nie będzie po części severusowy bajzel, ale tutaj mieli z Syriuszem rozbieżne stanowiska.

Jego przyjaciel uważał, że tak miało być i nie ma sprawy.

Z kolei Severus miał wewnętrzne przekonanie, że włożył palce między drzwi, wpłynął pośrednio na koleje losu i to się zemści. Ironia, bowiem wszystko w nim samym buntowało się przeciwko uznaniu przepowiedni za prawdziwą, a jednocześnie czuł coraz większy niepokój.

A może to przez brak snu.

- Mam teorię, dziś zamierzam ją sprawdzić - oznajmił, ucinając niewygodny temat. Potrzebował wiedzieć coś jeszcze. - Wyciągnąłeś od Walburgi więcej o Abraxasie?

Syriusz obrócił ku niemu chmurne oblicze.

- Potrzebuję pretekstu. Nie chcę, żeby nabrała przekonania, że jest mi bardziej potrzebna niż ja jej.

No tak, każdy z nich miał swoje problemy.

Severus uznał, że pora się zbierać. Już sięgał po proszek Fiuu, kiedy w palenisku pojawiły się płomienie i przed jego twarzą wyskoczył James Potter.

- Gryffindorze, wyglądasz jak ghul - zawyrokował auror, unosząc krytycznie brew. - Deadline w pracy?

Cóż, jeśli chodziło o śmierciożercze aktywności, to tutaj nieprzewanie trwały wakacje. Na ile się Severus zdążył zorientować - najdłuższe, jakich kiedykolwiek swoim sługom Czarny Pan udzielił. Raz na parę dni któryś tam ze śmierciożerców wypadł w miasto z własnej inwencji, ale w szerokim obrazie działo się tak niewiele, że Potter nie miał o czym raportować do Urquarta. Od miesiąca Mroczny Znak nawet nie zaswędział i ten stan zaczynał Severusowi robić źle na głowę. Niebezpiecznie szybko przyzwyczajała się do tego spokoju i odsuwał od siebie oczywistość, że to tylko stan przejściowy. Ta pragmatyczna, skupiona na najważniejszym celu część jego mózgu wyczekiwała coraz bardziej wezwania, bo inna cząstka, ta teraz bardziej zaopiekowana, coraz śmielej podsuwała myśli, by nie wracać. I najgorsze, że jego determinacja, aby odganiać te myśli, z każdym dniem słabła.

Z tego względu słaby żart Pottera ani trochę go nie rozbawił i Severus westchnął melodramatycznie.

- Mały Malfoy całe noce drze ryja - oznajmił cierpiętniczo. - Aaa… Bo ty myślałeś, że niemowlęta to jak w reklamach, głównie śpią?

Z twarzy Pottera spełzł i tak niewyraźny uśmiech. Nie siadło, nie pierwszy raz. Ex-Gryfon najwyraźniej uroił sobie, że dobrze będzie czasem zejść z płaszczyzny zawodowej, poza suchą wymianę danych. To leżało w jego naturze i tak funkcjonował w Biurze - zagadywał do ludzi na korytarzu, pamiętał imiona żon i był kopalnią plotek. Ale tutaj tak nigdy nie będzie. Może wreszcie przyswoi, że w tej dwustronnej relacji osiągnęli już maksymalny możliwy poziom zażyłości i jest to o wiele więcej, niż można było na przestrzeni ich wieloletniej burzliwej historii oczekiwać.

- Wieczorem będzie akcja w dokach - poinformował sucho, przechodząc na stopę zawodową.

Severus skinął przez ramię, ale odwrócił się, tknięty złym przeczuciem.

- Potter, oczywiście to nie jest twoja akcja?

- Oczywiście - zapewnił auror poważnie. - Sprzedałem to Nate'owi Brentowi. Mogą wysłać moją grupę jako wsparcie, ale nie wiszę nigdzie w papierach.

To było ważne. Nigdy nie ustawia się samemu operacji pod obiekt, który się inwigiluje w oparciu o tajnego informatora, jeśli w organizacji ma się kreta. A w Biurze na bank był przynajmniej jeden dobrze kryty, poza tymi, o których Severus wiedział. Jeśli Potter po cichu zbierał brudy na Malfoya, to nie mógł go oficjalnie ścigać, żeby nie narazić swojego źródła. Ale najwyraźniej temu aurorowi nie musiał niczego tłumaczyć. Wbrew uprzedzeniom Severusa, ich dotychczasowa współpraca pokazała, że Potter nie był głupi.

- Jasne - uciął.

Gość wkroczył do kuchni i z instynktem drapieżnika rzucił się na poszukiwania prowiantu. W drugiej z kolei szafce namierzył krakersy. Czuł się jak u siebie, bo odkąd Syriusz oficjalnie przeniósł się na Grimmauld Place, życie towarzyskie toczyło się na Ealing na innym poziomie. Potter i Lupin nie mieli teraz oporów, by wpadać o najdziwniejszych porach jak do hostelu, aby skorzystać z prysznica, kanapy czy wyjeść zawartość lodówki. Będąc szczerym, rzeczoną lodówkę czasem też zaopatrywali. I odkupili kawę, naprawdę dobrą. Nie naruszali niczyjej prywatności, a lokalizacja była dogodna i bezpieczna jako miejsce bieżących spotkań.

Sam Severus bywał tu co kilka dni. Najczęściej widywał się z Syriuszem, bowiem obydwaj zgodnie preferowali kontakt bezpośredni ponad zostawianie sobie wiadomości i to niekoniecznie ze względów pragmatycznych. Po prostu dla zdrowia psychicznego potrzebowali tych momentów, obok całej reszty. Severus korzystał również z pracowni, kiedy zamierzał uwarzyć coś poza wiedzą Malfoya, tutaj też wymieniał informacje z Potterem. Ten z kolei wpadał przeważnie po służbie w stanie, w którym nie zamierzał pokazywać się w domu. Doprowadzał się do porządku, czasem zostawał kilka godzin, jeśli ogarnięcie się obejmowało kurację Szkiele-Wzro. I często coś jadł. Potter prawie zawsze był głodny. Natomiast Lupin, zważywszy że niechcący zaczął tu sprzątać i trzymał zapasowe ciuchy w dawnym pokoju Syriusza, w zasadzie chyba bardziej mieszkał pod tym adresem niż u siebie na East Endzie. Co w sumie było dziwne, jako że poza ustawianiem czasem jakiegoś spotkania albo robieniem okazjonalnie za kuriera nie był w spisek głębiej zaangażowany. Chyba taka działalność poza prawnie usankcjonowanymi ramami, wymagająca naginania zasad i redefinicji systemu wartości, kłóciła się z tym, jak postrzegał walkę po Jasnej Stronie. A jednak zawsze był obok swoich gryfońskich przyjaciół, niezmiennie w odwodzie, by w razie awarii ratować im dupy, jak bywało od czasów Hogwartu. Wreszcie i sam Syriusz przesiadywał częściej na starych śmieciach niż w rodowej rezydencji, preferując towarzystwo swojej rodziny z wyboru ponad więzy krwi. I tak jakimś cudem z pierwotnej dwójki współlokatorów zrobiła się ekipa przelotnych bywalców. Na obecnym etapie tego zbrojno-szpiegowskiego przedsięwzięcia nie wyobrażali sobie już bieżącego funkcjonowania bez mieszkania przy Ealing Road 218B.

Potter zanurzył rękę w pudełku krakersów i nabrał pełną garść.

- A wiesz, Łapo, że Nate i Amy mają córkę?

- Oby odziedziczyła rękę do zaklęć po matce, a do kart po ojcu. - Obaj wybuchnęli śmiechem. Syriusz, uchwyciwszy spojrzenie Severusa, odchrząknął i zapytał aurora niby mimochodem. - A u was kiedy rozwiązanie?

- Na początku września - odpowiedział Potter, równie kiepsko udając lekki ton.

Severus, zawzięcie wpatrujący się w wygasłe palenisko, starał się nie okazać, z jaką ulgą przyjął tę informację.

Przez chwilę zapadła cisza.

- Co u Nate'a? - Podjął Syriusz, nadgryzając krakersa. - Z pół roku go nie widziałem.

Severus stał przy kominku, przysłuchując się chwilę luźnej rozmowie dwóch byłych Gryfonów. Kojarzył Brenta, rok starszego, bardziej imprezowego ścigającego Gryffindoru z mugolskimi korzeniami. Amy Prewett, również z Domu Lwów, była z kolei na ich roku i pochodziła z rodu czystej krwi. W obecnych czasach związek podwyższonego ryzyka, ale czy to Gryfonów ruszało? Minęły dwa lata od zakończenia Hogwartu, ale czy aż tak wiele się zmieniło? Co najwyżej skala. Dawni Gryfoni pozostawali gryfońsko bezkompromisowi, kryli sobie plecy i umierali dla Jasnej Strony. Ex-Ślizgoni zasilali szeregi śmierciożerców, nikomu nie ufali i byli w stanie zabić bez pytania o powód. Połowa Ślizgonów z severusowego roku miała na sumieniu morderstwo, względnie sama była martwa.

Coś w tym świecie poszło bardzo nie tak. Możliwe, że nigdy nie miało szansy być inaczej, bo przecież nie wszystko było kwestią wyboru.

Potter znowu podzielił się czymś najwyraźniej przezabawnym i razem z Syriuszem zaczęli tarzać się ze śmiechu.

A może jednak nic nie było zapisane w gwiazdach, po prostu ludzie zwykle płynęli z nurtem, bo tak było prościej. Nie stawać naprzeciw fali, nie decydować. A co, jeśli to Severus miał rację z przepowiednią i zmienił przeznaczenie? Jakie nieprzewidziane konsekwencje to wywoła? Raz już postawił się przeznaczeniu, przy Ceremonii Przydziału i to miało następstwa. Wciąż nie potrafił ocenić, czy wyszło na gorsze czy na lepsze. Patrząc na Blacka i Pottera przyszło mu do głowy, że to bardzo zależy, z czyjej perspektywy.

Otrząsnął się. To z niewyspania, pomyślał i wkroczył w zielone płomienie.


Jeśli Syriusz chciał swojego pretekstu, to właśnie go dostał.

- Abraxas Malfoy ufa, że znajduje cię w dobrym zdrowiu i zapytuje, czy jesteś w tym tygodniu bardzo zajęta - poinformował Walburgę, przekazując jej otwartą korespondencję.

Zastanawiało go, czy ją to irytuje, czy po prostu zaakceptowała nowe zasady, zgodnie z którymi jej listy najpierw przechodziły przez ręce syna. Do odwołania, to jest do czasu, kiedy będzie w stanie jej zaufać, czyli bardzo prawdopodobne, że nie w tym życiu. Nie był jednak tak chorobliwie ciekawy, by zapytać wprost.

Nigdy nie rozmawiali wprost.

Korespondencja z Abraxasem Malfoyem zaczęła się od listu z inicjatywy Walburgi, która uznała, że dobrze widzianym będzie w ślad za gratulacjami dla młodych rodziców przekazanie wyrazów szacunku i dobrych życzeń na ręce formalnego pana domu Malfoy. Jak by nie było, Abraxas kilka tygodni wcześniej przysłał jej kondolencje z powodu śmierci Oriona. Na przestrzeni trzech tygodni wymienili parę kurtuazyjnych listów. Nic znaczącego, żadnych istotnych informacji. Nic, co Syriusz mógłby uznać za próbę zdrady.

Miał na ten temat swoją teorię, którą zamierzał zweryfikować.

Walburga wyciągnęła dłoń i wskazała mu wolne miejsce. Usiadł w fotelu, który pojawił się tu wczoraj. Najwyraźniej gospodyni w swej mądrości uznała, że wygodniej jest patrzeć na twarz rozmówcy na wysokości swojej własnej niż zadzierać głowę w górę na prawie dwa metry.

- Cóż za niedogodność, że z lęku o swoje bezpieczeństwo w tych niespokojnych czasach nie przyjmuję gości - rzekła z przekąsem. - Odpisać krótko, czy porozpływać się kwieciście nad jego szarmanckim obyciem?

Wciąż go to zaskakiwało. Ta Walburga nie pokrywała się z obrazem, jaki wyniósł z dzieciństwa - powściągliwej w słowach żony, robiącej za godne tło dla swojego niezwykle ważnego i niezbyt subtelnego męża. Może różnica leżała w tym, że starsza Walburga już nic nie musiała. To była wartość dodana, którą w niej niechętnie doceniał - jej cięty język i ironiczne poczucie humoru, korespondujące z jego własnym. A jednak i tu nie był pewien, czy - odkrywszy tą styczną - ze swojej strony ona nie próbuje go rozgrywać. Sam by pewnie tak zrobił.

Tymczasem, skoro byli przy liście...

- To wszystko, nic między słowami?

- Och? - Wyprostowała się z fotelu i chwilę mierzyła go wzrokiem. - Pytasz, czy nie knuję za twoimi plecami z seniorem wrogiego rodu?

- Pytam, czy Abraxas Malfoy odkleił się od rzeczywistości, czy może chce, by takim go postrzegano? Też cię to zastanawia, nieprawdaż? Czemuś ta przesadnie wylewna korespondencja miała służyć.

Walburga zmarszczyła nos, jakby wahała się między okazaniem wesołości i bezbrzeżnego zadziwienia. Oczyma wyobraźni niespodziewanie zobaczył twarz McGonagall. Również opiekunka jego Domu miała podobny grymas w tych nielicznych momentach, kiedy niepokornemu Gryfonowi zdarzało się niechcący przekroczyć jej oczekiwania i w dodatku nie stracić dla Gryffindoru żadnych punktów.

- Nie jest szalony. I on robi to samo. Bada grunt. Zaczął listem po śmierci Oriona, wtedy go zignorowałam.

- Chce wiedzieć, kto właściwie jest panem Grimmauld Place 12? Zrozumiałe. To pewnie jeden z wyżej obstawianych zakładów po tej stronie Dziurawego Kotła.

- Nie tylko. Wie, że nie piszę do niego z nudów, ale z czyjegoś polecenia albo pod czyjąś kontrolą. Sprawdza, czy ta nowa sytuacja to potencjalne zagrożenie. Bada, na ile swobodnie możemy się komunikować. - Zawahała się, jakby sama stąpała po niepewnym gruncie. - Pośrednio pytał o Regulusa. Zależy mu, żeby odwiedzić Grimmauld Place.

Syriuszowi zabrakło powietrza. Na Merlina, czytał te listy dwadzieścia razy i nic w nich nie widział.

- Walburgo, pisałaś mu o mnie? - zapytał napiętym głosem, porzucając maski. I tak była w tym od niego lepsza.

Chwila ciszy.

- Nie. Byłam ostrożna, nie wspomniałam o niczym istotnym. Abraxas Malfoy nie jest godny zaufania.

Mal foi.

- Jesteś uprzedzona.

- W każdej miejskiej legendzie jest ziarno prawdy. I mam własne doświadczenia.

Kim był, by się o to kłócić? Wszak tak jak Malfoyom przypisywano wiarołomność, tak o Blackach od pokoleń mówiono, że w ich krwi jest szaleństwo i to drugie nie było wyssane z palca.

- A jeśli powiem, że Abraxas sprowadził do Malfoy Manor córkę Catona Greengrassa?

- To zaczęłabym się martwić o Narcyzę.

Syriusz pokręcił głową.

-No właśnie, zły strzał. Aretha pomogła przy porodzie i chroniła Narcyzę wcześniej. To coś innego.

Walburga zamyśliła się.

- Ostatnim razem, kiedy Cato i Abraxas robili coś w porozumieniu, zakończyło się to katastrofą.

A teraz Syriusz był więcej niż zaciekawiony.

- Co zrobili?

- Razem z trzecim zabili silniejszego. I pogorszyli sytuację. Trzymaj się od nich z daleka - ostrzegła śmiertelnie poważnie. - Odpiszę Abraxasowi krótko. W zależności od tego, czy będzie odpowiedź, zobaczymy, czego naprawdę chce. I jak bardzo jest zdeterminowany.

My. Ciekawe.

- Co to za historia? Z tym morderstwem.

- Stara i bez szerszego kontekstu niewiele wnosząca.

- A ten trzeci? - zapytał, chociaż chyba już wiedział. Tylko ten jeden pasował do zestawu.

- To było dawno i nie masz pełnego obrazu, by wyciągnąć właściwe wnioski. Musisz wiedzieć tylko, że pomyłka w osądzie drogo kosztuje.

- Tylko tobie mogę ufać, bo tak ci na mnie zależy. - Syriusz rozparł się w fotelu i zaśmiał zimno. - A ty mi będziesz mówić jedynie to, co ci pasuje.

- Nie musisz mi ufać. Uwierzysz, w co zechcesz. Na tym polega bycie dorosłym.

Powstrzymał się, by nie wstać i zamiast tego rzeczywiście pochylił się na tym, czego się dowiedział.

Abraxas Malfoy był wytrwałym graczem, gotowym dla swoich celów stracić na prestiżu, ustąpić w swoich najlepszych latach na rzecz syna i stać się tematem do obśmiania przy kieliszku. W przeszłości walczył niegodnie i dla wyższego celu był w stanie porozumieć się z wrogami. Teraz też grał o wysoką stawkę. Znał dobrze Walburgę, bo bardzo sprawnie poruszali się ze wzajemnym zrozumieniem po polu niedopowiedzeń i nawiązań tylko dla nich coś znaczących. Kiedyś sobie ufali i wymieniali myśli, prawdopodobnie myśleli podobnie. Dziś już mu nie ufała i pewnie był tego świadomy, a mimo to czegoś od niej chciał.

Chyba że nie od niej samej.

- Kiedy pytał o Regulusa, to chodziło o niego samego, o to, czy żyje? A może o coś, co do niego należało? Jakiś przedmiot? - Zastanawiał się na głos, obserwując uważnie twarz wiedźmy.

Wywnioskował po zmianie w szarych oczach, że nie wiedziała, ale też skłonił ją do własnych przemyśleń.

- Myślisz, że Malfoy przyczynił się… - Odetchnęła głębiej. - Czy ponosi za to winę?

- Na razie nic nie myślę - uciął, zaczynając wbrew własnym słowom coś już sobie układać w głowie. - Odczekasz kilka dni i odpiszesz Abraxasowi kwieciście. Co prawda odmówisz odwiedzin, ale zaoferujesz przekazać prezent dla przyszłego dziedzica. Coś, co wiele znaczyło dla twojego ukochanego syna i chciałby na pewno, by trafiło w ręce rodu Malfoy.

Walburga zmarszczyła czoło, zupełnie się gubiąc.

- Co takiego?

- Wiekowy, czarnomagiczny medalion.

- Regulus chciałby przekazać go Malfoyowi?

Syriusz zawahał się, bo nie chciał grać tą kartą. Jednak jeszcze bardziej nie chciał, by Walburga Black w zaistniałej sytuacji grała przeciwko niemu. A jeśli było cokolwiek, co poza poczuciem humoru mogło ich połączyć, był to Regulus.

- Nie. Przekazał go mnie.


Dla odmiany, po tygodniach paranoi, Severusa wybudziło ze snu całkiem realne zagrożenie. Otóż najpierw usłyszał głuchy odgłos uderzającego o podłogę krzesła, a następnie poleciała wiązanka nie do końca poprawnie wyartykułowanych inwektyw, nie wiedzieć pod czyim adresem.

Nie był to znajomy głos, którego mógł się spodziewać, wobec czego mistrz eliksirów natychmiast chwycił za różdżkę. Uzbrojony i czujny sunął boso w stronę nietypowych hałasów, trzymając się ściany korytarza. I tak, z różdżką w dłoni i wredną klątwą na końcu języka, zastał w salonie na Ealing w środku nocy Jamesa Pottera. I jakby to nie było dość, rzeczony sprawiał wrażenie pijanego w cztery dupy. Na potwierdzenie tej teorii mogła służyć za dowód do połowy opróżniona butelka czegoś przezroczystego. Zapach wskazywał na wódkę.

Fantastycznie. Kolejny z kryzysem egzystencjalnym.

- Snape? - wydukał Potter, zadzierając głowę znad kuchennego stołu. Jego oczy się szkliły, a oddech walił gorzelnią. - Co tu, u licha, robisz po nocy?

- No nie wiem. Śpię?

- Tutaj? Nie u Lucjusza-Srał-Go-Pies-Malfoya?

Severus odetchnął głębiej. I jednocześnie uświadomił sobie coś ważnego. A więc jego przeczucia go nie zwiodły.

- Nie mogę w tamtym domu spać.

Potter spojrzał na niego jakby trzeźwiej.

- Nie dziwię się.

Zapadła cisza.

- A ty? Co tu robisz?

- Odreagowuję - oznajmił auror i objął rękami głowę. - Nate Brent nie żyje. Jego córka nie ma ojca. A ja mu, kurwa, nadałem tę robotę.

Ach. A więc takie buty.

Severus bardzo chciał być gdzieś indziej, bo obaj mieli świadomość, jak bardzo niewłaściwą osobą jest do zabierania teraz głosu.

- Takich rzeczy nie przewidzisz, zwłaszcza kiedy sytuacja niespodziewanie wymyka się spod kontroli.

Potter spojrzał na niego tępo.

- Nic się nie wymknęło spod kontroli. Rutynowa konfiskata, żadnej wymiany ognia. Po prostu ten skurwysyn go zamordował i w dodatku się wywinie. Na akcji kilkanaście osób i nie było świadków, totalne zaskoczenie. - Sięgnął po butelkę, przełknął prosto z gwinta i się skrzywił. - Malfoy go po prostu zabił, zupełnie bez powodu. Jak tak można?

Severus zesztywniał.

- Malfoy ostatnio ma gorszy okres.

Sekundy za późno zrozumiał, że nie powinien się odzywać.

- W moim świecie ludzie nie zabijają, bo wstali lewą nogą - wycedził Potter przez zęby. - A w twoim?

Patrzyły na niego oczy pełne nienawiści i tym razem dla odmiany wiedział, że kto inny jest jej adresatem. Oby Potter odreagował inaczej, niż podpowiadało Severusowi przeczucie.

- Potter, nie rób tego. O czymkolwiek myślisz.

Auror spojrzał przenikliwie, jakby w ogóle nie był pijany. Po chwili spojrzenie znów stało się mętne, a ręka sięgnęła po butelkę.

- Idź spać. I nie mów Syriuszowi.


Dziękuję wszystkim, że jesteście. Wasze komentarze ogrzewają moje serce, zwłaszcza w te zimne i mało wiosenne dni ;) Wesołych Świąt i do następnego.