Ciche marzenie

Zilidya D. Ragon

Sequel

02.

Harry w międzyczasie walczył sam ze sobą. Mógł w jednej chwili odblokować wspomnienia z tamtych dni i mieć nareszcie tatę. Jednak czy Severus naprawdę chciał mieć syna? Te kilka lat były dla niego bardzo trudne. Modyfikacja przysięgi spowodowała, że Snape pamiętał tylko to, co złego zrobił James, a to wpłynęło na jego postępowanie wobec Harry'ego. Widział jego niechęć do swojej osoby, ale i pomoc. Gdy miał dziesięć lat nie miał okazji poznać go lepiej, ale teraz miał całkiem inny obraz tego skrzywdzonego przez życie mężczyzny. Sam był już prawie dorosły i czy potrzebował teraz taty, który wskazywałby mu błędy?

Doskonale wiedział, że tak. Zawsze tego chciał. Snape nie był złym człowiekiem. Miał po prostu mnóstwo blizn i to nie tylko na ciele. Dyrektor dołożył ich zdecydowanie za wiele na barki młodego wtedy człowieka. Zmuszenie do zabicia przez przyjaciela było kroplą goryczy, która teraz przelewała się i w Harrym. Choć rozumiał postępowanie Dumbledore'a, nie podobało mu się ono. Zawsze można było znaleźć inne wyjście.

Siedział teraz w salonie Snape'a i rozmyślał.

Z drugiej strony nie mógł spać. Przeżywał na nowo całą bitwę i śmierć ofiar, które ponieśli, aby zwyciężyć. To wszystko wyrywało się z niego, nie dając mu chwili na odpoczynek. Każda próba kończyła się krzykiem i nagłym przebudzeniem po kilku minutach. Chyba bez eliksiru od Pomfrey się nie obejdzie albo zacznie przypominać zombiaki z filmów Dudleya.

Rozpalił ogień w kominku, mając nadzieję, że nie obudził tym Snape'a. Lubił zawsze patrzeć na ogień i teraz też rozluźniło to jego napięte mięśnie. Nawet nie wiedział, jak był spięty przez całą krótką rozmowę z profesorem. W pewnej chwili omal się nie wygadał, wspominając tatę. Tylko Severusa tak nazywał. James był dla niego ojcem, który poświęcił dla niego życie wraz z przybraną matką. Przywiązał się do tego Wrednego Nietoperza prawie nieświadomie przez te kilka lat, choć on sam nie poświęcał mu dużo czasu, dopóki nie ujawnił się Voldemort.

Podwinął kolana bliżej i podłożył na nie poduszkę, kładąc w ten sposób głowę, by móc dalej obserwować ogień. Ciągle było mu zimno, choć siedział naprawdę blisko ognia, ale podejrzewał, że to z powodu braku snu. Po długich minutach rozpraszanych trzaskiem płonącego drewna zasnął powoli.

OOO

Severus miał nie łatwiej. Coraz więcej nieznanych mu wspomnień przebijało się we śnie. Mały chłopiec chodzący po salonie i dotykający mebli obuszkami palców.

Mały Harry cofający się do kąta przed młodym Draco, trzymającym zabawki.

Pomfrey oburzona po badaniu przerażonego Pottera w jego dawnej dziecięcej sypialni na Spinner End.

„— Spójrz tutaj, Severusie. Nie spodoba ci się to. — Wskazała jakieś miejsce na tablicy.

Zamorduje Albusa! — warknął wściekle Severus, wyrywając z jej rąk tabliczkę po przeczytaniu pierwszych linijek. — Wieloletnie zaniedbanie, braki urozmaiconej diety o stałych porach. Źle zaleczone złamania. Blizny, które nie zagoiły się pod stałą kontrolą medyczną. Według standardowej tabeli powinien być o dwadzieścia centymetrów wyższy i dziesięć kilo cięższy. Idę o zakład, że nawet więcej."

Otworzył oczy.

Czegoś jeszcze brakowało. Czegoś ważnego.

Wstał powoli, nadal czując się niepewnie. Odrętwienie po zranieniu było mu znajome. Zdołał się już do tego przyzwyczaić przy ciągłych atakach dla Czarnego Pana i jego karach za niewykonanie pewnych zadań. Zbył prychnięciem podświadome ględzenie Pomfrey, żeby odpoczywał. Dwa lub trzy eliksiry później był już ubrany w swoje szaty i wyjmował myślodsiewnię ze skrytki w szafie.

Po „przypadkowym" wpadnięciu do niej Pottera nie trzymał jej już nigdy na wierzchu. Przywołał wspomnienia ze snu, chcąc je dokładniej przeanalizować i kilka z podobnego okresu czasu. Pamiętał, że z Lucjuszem znaleźli wtedy sierotę o magicznym potencjale. Oddali go pod opiekę odpowiedniej instytucji i tyle. Tylko dlaczego Kingsley nigdy potem o tym dziecku nie wspomniał, skoro to on je odebrał? Dlaczego auror miałby w ogóle odbierać dziecko, a nie ktoś z agencji spraw dzieci? Czemu wokół tych wspomnień krążyła mgła, uniemożliwiając mu dokładniejsze przypomnienie sobie ich?

Ból głowy stał się intensywniejszy, gdy tylko przykładał różdżkę do czoła, wyłapując te wspomnienia. Już był stuprocentowo pewien, że nie są prawdziwe. Tego uczucia nie pomylił z niczym innym.

Oba wspomnienia zamiast ułożyć się obok siebie, jak zwykle upłynniały się zaklęcie, te nachodziły jedno na drugie. Jeszcze nawet nie zanurzył się w nich i już widział, w którym momencie ingerowano w jego umyśle. I kto to zrobił.

Wziął głęboki oddech, oczyszczając umysł i pochylił głowę do myślodsiewni. Kilkanaście minut potem wynurzył się z niej, niesamowicie blady i wściekły jednocześnie.

Severus obserwował dziecko, gdy ten ściągał jedną z rękawiczek. Miał niepokojące przeczucie, że zaraz się o czymś dowie. O czymś niezwykle ważnym. Mała rączka dotknęła wnętrza jego dłoni. Znów pojawiło się mrowienie. Nie rozumiał, co się dzieje, ale miał całkowitą pewność, że jego syn używał właśnie magii i to na nim."

Jego syn. Własne dziecko wolało poświęcić siebie niż sprowadzić na niego niebezpieczeństwo. Wolało cierpieć w ciszy niż poprosić o pomoc. Ale dlaczego dopiero teraz zaklęcie przestało działać? Czemu nigdy wcześniej nie poczuł, że coś nie pasuje?

Wyszedł z sypialni i dostrzegł rozpalony kominek. Pottera nie dostrzegł, dopóki nie podszedł bliżej kanapy. Leżał zwinięty w kłębek, ściskając zbyt drapieżnie poduszkę. Jakby miała go przed czymś uchronić.

Coś w nim się ścisnęło.

Ten chłopak… Młody mężczyzna był jego dzieckiem, które zostało pozostawione samo sobie w najważniejszej bitwie tego stulecia, a on jedynie mógł go do tego jeszcze tylko popchnąć swoimi wspomnieniami. Jaki był z niego rodzic, skoro wcisnął go wręcz w największe niebezpieczeństwo? W łapy tego potwora, od którego chciał sam uciec jak najdalej przez tyle lat. Jego własny syn uratował go przed koszmarem życia nadal w tym piekle. Zmuszając się do morderstwa. Tego Potter nigdy mu nie wybaczy.

Harry szarpnął się, jęcząc cicho przez sen. Majak nie dał mu odpocząć.

― Potter, obudź się ― zawołał cicho Severus, wyciągając rękę, by nim potrząsnąć, ale zatrzymał się kilka centymetrów nad nim.

„― Proszę mnie nie dotykać, gdybym jednak zasnął."

Przypomniał sobie jego cichą prośbę tuż przed wyjściem. Jak jednak miał go obudzić z tej mary sennej? Dotknął jego ramienia, potrząsając nim lekko.

― Potter…

Zaraz potem musiał się odsunąć, bo Harry wrzasnął, łapiąc się za szyję i spadł na podłogę.

― Kurwa, Snape! Mówiłem, żebyś mnie nie dotykał. ― Dyszał ciężko u jego stóp, próbując się podnieść.

― Język, Potter. Nadal jesteś w szkole.

To zdanie musiało rozśmieszyć mężczyznę, bo prychnął rozbawiony.

― Nie jestem uczniem od roku, gdyby pan zapomniał.

Wyraźnie miał problem z wyprostowaniem, wciągnął się na kanapę z wysiłkiem i opadł na niej bez sił.

― Co to było? ― zapytał mistrz eliksirów.

Nie wiedział jak ma rozpocząć z nim rozmowę. Jak powiedzieć mu, że już pamiętał wszystko?

― To koszmar. Po prostu się wystraszyłem.

Wierutne kłamstwo i Snape doskonale o tym wiedział, nawet bez znajomości przeszłości. Potter nie chciał na niego spojrzeć.

― Od kiedy to koszmary powodują spazmy bólu?

Już wiedział, co zobaczył. Trzymanie się za szyję w tym samym miejscu, w którym Nagini go ugryzła, mogło oznaczać tylko jedno. Harry widział jego ostatnią walkę z wężem Czarnego Pana. Odwrócił się do szafki i wyjął z niej kilka mikstur. Jedne zostawił na półce, czując, że i jemu mogą się w każdej chwili przydać. Niebieską wręczył Potterowi.

― Pij ― nakazał cicho.

Nigdy dotąd Potter nie bał się jego mikstur, a teraz trzymał buteleczkę w dłoni i tylko na nią patrzył.

― Nie zatrułem jej. ― Naprawdę poczuł się zraniony. Już przestał mu ufać?

― Wiem. Po prostu nie zadziała. Nie na to.

Severus wziął głęboki, choć ostrożny oddech.

― Czy widzenia przez dotyk zawsze sprawiają ci tyle bólu? ― zapytał powoli, ważąc każde słowo i obserwując jego reakcję.

Harry spiął się i nienaturalnie powoli podniósł głowę, odrywając wzrok od butelki. Jego oczy były szeroko otwarte w szoku. Poruszał ustami, ale nie mógł powiedzieć słowa.

Severus obszedł kanapę i przykucnął przed nim. Nie odważył się go dotknąć po raz drugi.

― Jak zapanowałeś nad tym, że przez tyle lat nikt niczego nie zauważył, synu? ― Wiedział, że to rozbroi go całkowicie, a jego odsłoni.

― Ćwiczyłem do skutku. Tylko przez sen nad tym nie panuję. Blokuję magię w dłoniach, tak jakbym zawsze miał na nich rękawiczki. Ubrania pomagają, bym nie dotykał nagiej skóry innych osób. ― Oddychał ciężko, przełykając co chwilę. Nagle pochylił się w jego stronę i oparł czoło na ramieniu. ― Musiałem, tato. Przepraszam.

― Nie, nie musiałeś. Mogłeś doprowadzić do czegoś niebezpiecznego takim działaniem. ― Harry odsunął się, lekko wytrącony z równowagi. ― Byłeś niewyszkolonym czarodziejem, który namieszał w umysłach dwóch dorosłych mężczyzn i dziecku. Mogliśmy wylądować w Mungu jeszcze przed Lockhartem.

― Ooo…

― Tylko bez takich mi tu teraz. ― Nie mógł podnieść głosu, co irytowało go jeszcze bardziej, zaczął więc chodzić.

― Dobrze, proszę pana.

Takiej spokojnej odpowiedzi nie spodziewał się po Potterze. Odwrócił się do niego i natychmiast dostrzegł drżenie. Od razu przypomniał sobie słowa Pomfrey.

― Ile spałeś od czasu zakończenia bitwy?

― Niewiele. Ciągle widzę bitwę.

Nawet mu się nie dziwił. Każda wojna ma takie ofiary na koniec. Potter zawsze był wrażliwszy niż reszta.

― Dam ci eliksir bezsennego snu. Prześpij się teraz. Potem może nie być okazji.

Wrócił do sypialni po koc i poduszkę. Po drodze zgarnął miksturę. Gdy młody mężczyzna wypił ją tym razem bez opieszałości, szybko zmienił kanapę w łóżko.

― Pan też powinien jeszcze odpoczywać ― rzekł, powoli robiąc się śpiącym.

― To ja tu jestem dorosłym. Porozmawiam tylko z McGonagall i wrócę. Śpij, synu.

― Przepraszam, tato ― wyszeptał jeszcze i zasnął z lekkim uśmiechem na twarzy, co spowodowało, że Severus drgnął.

― Wiem, synu. Porozmawiamy potem. Niech ten świat tylko się uspokoi.

Wypił jeszcze jeden eliksir, bo wcześniejsze przestawały działać i zafiukał do Minervy. Teraz nic już nie stało mu na drodze, by Harry był jego. Nie popełni drugi raz tego błędu. Może i jest już prawie dorosły i może nie chcieć jego wsparcia, ale będzie próbował. Nie będzie mu zbytnio wypominał utraconych lat i tak dosyć wycierpiał, by słuchać jego złorzeczenia. Może da mu szlaban. Jakieś kociołki albo krojenie gumochłonów. Coś na pewno wymyśli, ale później. Gdy zamieszkają razem i będzie mógł go obserwować i rozmawiać.