Ciche marzenie
Zilidya D. Ragon
Sequel
03.
Snape znalazł Minervę w skrzydle szpitalnym, cicho rozmawiającą z Pomfrey. Większość łóżek była osłonięta parawanami. Znak, że nadal byli tu pacjenci, co go oczywiście nie zdziwiło. Podejrzewał, że święty Mungo mógł zająć się jedynie najcięższymi przypadkami, lżejsze przypadki pozostawiono tutaj wraz z kilkoma pomocnikami.
― Severusie, co ty tu robisz? Miałeś odpoczywać. ― Od razu dopadła go pielęgniarka, ale zbył ją gestem, by sobie darowała.
― Mam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Chcę odzyskać moje prawa do syna ― powiedział spokojnie zaraz w progu.
Szok na twarzy McGonagall go nie zdziwił, jednak łzy w oczach Pomfrey już tak. Natychmiast połączył fakty.
― Wiedziałaś? Przez cały ten czas wszystko pamiętałaś? ― warknął, próbując, aby jego słaby głos nabrał chociaż gram wściekłości.
― Oczywiście. Zdecydowaliśmy z Albusem, że tak będzie dla Harry'ego najlepiej. Oficjalnie Albus i mnie zmodyfikował pamięć, a Harry'emu powiedział, że zachowa wszystko w tajemnicy przed tobą, aż sam zdecyduje zdjąć modyfikację.
Cóż jednak mógł się spodziewać po Albusie?
Minerva przerzucała spojrzenie z jednego na drugiego. Gniew na twarzy Snape'a szybko się ulotnił, co raczej było niespotykane.
― Rozumiem, że masz syna, którego przez cały okres wojny ukrywałeś i chcesz go teraz odzyskać ― wtrąciła się. ― Co z tym ma jednak wspólnego Harry Potter?
― Harry Potter jest moim synem, objętym zaklęciem adopcyjnym przez Potterów.
― I on o tym wie? ― Nawet nie wydawała się tym zaskoczona.
Gryfoni to jakaś specyficzna rasa. Powinno się to gdzieś przebadać.
― Cały czas wiedział ― odparł.
― Biedne dziecko, a ty go tak traktowałeś… ― Dezaprobata w jej spojrzeniu bolała i musiał się z nią zgodzić.
Był okropny. Okrutny i z całą pewnością nie profesjonalny jako nauczyciel i opiekun w tej szkole.
― Severus nic nie pamiętał. Harry usunął siebie z jego wspomnień ― odezwała się pielęgniarka, ku jego zdziwieniu starając się go bronić.
Podsunęła Severusowi krzesło i przysunęła buteleczkę z miksturą.
― Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? ― spytał po wypiciu eliksiru przeciwbólowego. Zaczynał chrypieć i nie odmówił temu specyfikowi. ― Mogłem go inaczej przygotować do tej walki. Mogłem…
― Wyszkoliłbyś drugą kopie siebie, zabierając mu całe dzieciństwo. Spójrz, jaki wspaniały człowiek z niego wyrósł. Poradził sobie na swój własny sposób i zwyciężył.
― A teraz śpi otumaniony eliksirem bezsennego snu w moim salonie, bo od trzech dni budzą go koszmary. ― Nie wiedział, co ma myśleć o tym szybkim spojrzeniu kobiet na siebie nawzajem. ― Nie tego chciałem dla swojego dziecka. Miał być otoczony opieką i ochroną, a nie walczyć. Nigdy więcej na to nie pozwolę. Proszę o pomoc w odzyskaniu wszelkich praw do mojego syna.
― Wiesz, że zawsze ci pomożemy, Severusie. Pójdę do gabinetu dyrektora i porozmawiam z odpowiednim człowiekiem. Idź w końcu odpocząć, Severusie. Twoje stanowisko nadal na ciebie czeka. Hogwart jeszcze cię potrzebuje ― rzekła spokojnie Minerva, kładąc mu dłoń na ramieniu.
― Ta szkoła nie potrzebuje takiego dyrektora. ― Spuścił głowę, by nie widziały jego twarzy.
― Mam całkiem inne zdanie na ten temat, Hogwart raczej też. Gdybyś nie był odpowiedni, nigdy nie wpuściłby cię do gabinetu dyrektora. Chroniłeś dzieci na swój własny sposób, a tego pragnie ta szkoła.
― Wyraźnie jesteście przemęczone, bo pleciecie farmazony. Idźcie obie spać ― burknął wstając i przytrzymując się krzesła, gdy się zachwiał.
― Ciebie też się to tyczy, dyrektorze.
OOO
Harry budził się tym razem powoli. Był odrętwiały i nadal zmęczony, ale nie tak bardzo jak wcześniej. Piekielnie bolała go głowa, ale wolał nie przeszukiwać szafek w poszukiwaniu eliksiru. Chciał trochę jeszcze pożyć. Zwłaszcza teraz, gdy najgorsze miał już za sobą.
Mikstura pojawiła się przed oczami w chwili, gdy zaczął trzeć czoło.
― Spałeś szesnaście godzin ― poinformował go Severus, stojąc przy łóżku. ― Pewnie stąd migrena.
Rozluźnił się, gdy lek zaczął swoje działanie.
― Dziękuję, że pozwolił mi pan tu spać.
― Na górze nie miałbyś tej możliwości. Wszędzie kręcą się dziennikarze i każdy chciałby z tobą porozmawiać. Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać, to wolałbym, żebyś na razie tutaj spał. ― Dziwna niepewność zwróciła uwagę Harry'ego, który podniósł głowę i przyjrzał się tacie.
― Zwykle wyrzucał mnie pan zaraz po szlabanie. Naprawdę mógłbym? ― zapytał cicho, starając się nie patrzeć w oczy Severusa.
Nie wiedział nadal, co ma myśleć o całej sytuacji. Snape już pamiętał, ale jak go przyjmie?
― Chyba czas na rozmowę.
Profesor przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko Harry'ego, który w końcu podniósł się i także usiadł, okrywając kocem. Ciągle było mu zimno, ale na razie nie chciał tym martwić taty. Lubił tak nazywać go w myślach. Chyba chociaż na tyle mógł sobie teraz pozwolić?
― Dlaczego wtedy uciekłeś? Czemu wymazałeś siebie z naszych wspomnień?
Harry westchnął i odpowiedział:
― Malfoy mówił, żeby zastosować na mnie Obliviate i to dało mi do myślenia. Chciałeś mnie chronić, ale gdybym zapomniał o naturze Draco, to mogło spowodować więcej kłopotów. Moje podejrzenia się sprawdziły. Dużo później, ale jednak. Moja intuicja nigdy mnie nie zawodziła. Może i wtedy mało wiedziałem, ale powoli cała układanka z każdym rokiem się układała. Szczegóły, wiadomości o czarodziejskim świecie, o Potterach, nawet o Neville'u. Nie żałuję, że to zrobiłem. Dokonałbym tej samej decyzji, nawet znając wtedy całą prawdę o Tomie i wojnie. Zrozumiem, jeśli teraz nie będziesz chciał mnie uznać. ― Zaryzykował grać w otwarte karty, odsłaniając swoje serce.
Objął się, gdy znów zaczął drżeć, choć podejrzewał, że tym razem bardziej z emocji niż zimna. Pewnie ze zmęczenia dał się tak podchodzić tacie.
― Durny bachor ― burknął Severus i wyciągnął do niego dłoń z zamiarem objęcia.
Zatrzymał się w miejscu i ścisnął dłoń w pięść, przeklinając w duchu.
― Wiem ― odparł Harry, nie patrząc na niego. ― Ciągle to powtarzasz.
Snape podjął decyzję. Przyciągnął zagubione dziecko do piersi i przytulił mocno.
― Nigdy więcej nie rób takich głupot. Straciliśmy siedem lat. Nie pozwolę ci zmarnować żadnego więcej dnia.
Nie oczekiwał, że ten młody mężczyzna coś odpowie na te słowa. Spodziewał się raczej odepchnięcia i przeklęcia. To, co Harry zrobił, zaskoczyło go bardziej niż wszystkie jego czyny, jakich dokonał odkąd przekroczył próg Hogwartu w wieku jedenastu lat.
Jego syn objął go tak samo zachłannie jak on jego. Poczuł jak wbija palce w jego ubrania, próbując chyba go powstrzymać przed wycofaniem się. Nie zamierzał tego zrobić.
Cichy szloch zaskoczył go ponownie. Jednak, biorąc pod uwagę co przeżył dosłownie trzy dni temu, był pewien, że ten moment musiał kiedyś nadejść. Stres całej bitwy uwolnił się w tej chwili.
― Było mi tak ciężko, tato ― mówił, łapiąc oddech. ― Tyle razy chciałem zdjąć zaklęcie i porozmawiać z tobą. Bałem się, że Tom to wykorzysta i cię zabije, a potem mnie. Nie chciałem niczyjej śmierci. Niczyjej… Oni wszyscy nie żyją...
Zaczął go głaskać po plecach, czując jego drżenie i łapczywe łapanie oddechu. Harry przechodził w hiperwentylację i pozwolił mu na to. Lepiej teraz, gdy nikt go nie widział niż na oczach ludzi. Złapał go w chwili, w której stracił przytomność i położył z powrotem na poduszce. Nadal drżał i był nienaturalnie ciepły. Podejrzenia potwierdziły się, gdy tylko dotknął jego czoła.
Westchnął ciężko. Jego rola ojca zaczęła się dosyć szybko. Przywołał skrzata i nakazał donieść więcej koców i termofor. Kolejne eliksiry były teraz niewskazane, zbyt dużo ich ostatnio brał. Okład na czoło musiał na kilka godzin wystarczyć. Rzucił jeszcze zaklęcie monitorujące, nim usiadł za biurkiem nad dokumentami przesłanymi mu przez człowieka Minervy.
Odzyskanie syna nie powinno być trudne. Adopcyjni rodzice nie żyli, matka Pottera była mu nieznana, choć tego ostatniego nie potrafił zdradzić Harry'emu. Ojciec chrzestny także odszedł. Został tylko on, więc prawnie jak i magicznie mógł żądać nadania mu statusu opiekuna prawnego.
Co jakiś czas podchodził do łóżka i zmieniał okład, monitorując jego stan. Nie spodziewał się teraz szybkiej pobudki. Wcześniejsze długie spanie nie było zdrowym snem, ten zresztą takim też nie będzie. Czekało go kilka dni stałej opieki nad synem, ale nie miał zamiaru żałować ani minuty. Jego rana goiła się idealnie, więc nie przejmował się sobą. Nauczony szybkiego leczenia nie potrzebował długiej rekonwalescencji.
OOO
Gorączka męczyła Harry'ego jeszcze długo. Stres, przygotowania do bitwy, użycie sporej ilości magii, to wszystko spowodowało, że jego organizm był wyczerpany ponad miarę. O ile fizycznie Severus i Pomfrey mogli go wspomóc, tyle psychicznie niewiele zdziałali. Koszmary, majaczenia dawały się ciału tak samo we znaki jak trawiąca je gorączka.
Severus przesiadywał przy jego łóżku w każdej możliwej chwili, przejmując się jednocześnie tym, co działo się w zewnętrznym świecie. To wszystko wkrótce spadnie wodospadem na barki Pottera, Wybrańca, Chłopca Który Pokonał Czarnego Pana.
― Tato…
Ledwo słyszalny, chrapliwy głos Harry'ego ocucił go z rozmyślań nad przyszłością.
― Nareszcie ― westchnął z ulgą, szybko rzucając zaklęcia diagnostyczne. ― Przeraziłeś wszystkich.
― Całe ciało mnie boli. Co się dzieje? ― Spróbował się podnieść, ale nie miał siły.
― Rozchorowałeś się. Miałeś do tego prawo. To, co zrobiłeś, miało swoją cenę.
Zaklęcie ujawniło nadal istniejące zagrożenie życia, ale już z lepszymi wynikami. Powoli podał mu szklankę wody, delikatnie unosząc i przytrzymując ramieniem, aby mógł się napić. Nawet tak niewielka czynność była dla młodego mężczyzny wyczerpująca. Wypił tylko kilka łyków i opadł na poduszkę.
― Podejrzewam że to, co łączyło cię z Czarnym Panem, też wpłynęło na twój organizm i musi się teraz przyzwyczaić.
Harry automatycznie chyba dotknął czoła, na co Severus prychnął.
― To blizna po zaklęciu, nie zniknie, bo on w końcu umarł. Blizna pozostanie blizną, niezależnie czy jest magiczna, czy nie.
― Szkoda, łatwiej byłoby się ukryć. Przefarbowałbym włosy, soczewki zmieniłyby mi kolor oczu i byłbym kimkolwiek.
― Nie uciekniesz od tego, Harry.
Zielone spojrzenie przykuło go intensywnie.
― O co chodzi?
― Zwykle nazywałeś mnie Potter lub bachorem. Czemu nagle używasz imienia?
― Jeśli ci to przeszkadza…
― Tego nie powiedziałem ― przerwał mu. ― Nie przeszkadza mi to ― szepnął zażenowany.
― Jak mówiłem ci wcześniej, straciliśmy siedem lat. Byłem wredny i mam zamiar naprawić wszystkie swoje błędy.
― Przecież to nie była twoja wina. Zmieniłem ci pamięć.
― To nie usprawiedliwia mojego zachowania względem dziecka. Chcę odzyskać mojego syna, a okazywanie mu szacunku i wołanie go po imieniu za to uważam.
Pochylił się nad nim i przeczesał mu włosy. Zaraz potem odwrócił się i nie dostrzegł słabego uśmiechu Harry'ego.
― Dziękuję, tato.
Postronny obserwator mógłby dostrzec niewidzialną strzałę, która przebiła czarne i mroczne dotąd serce mistrza eliksirów, rozbrajając go ponownie w ciągu tych kilku dni.
Można nawet podejrzewać, że teraz wszystko zacznie się dla tej dwójki układać pomyślnie.
