Ciche marzenie

Zilidya D. Ragon

Sequel

06.

Wydawałoby się, że Potter ma jakiś ukryty plan, odkąd porozmawiał z dziennikarzami. Narzucenie własnych sugestii raczej nie można nazwać rozmową, ale wyraźnie zadziałało. Już rano, kilkanaście minut po ukazaniu się prasy, McGonagall przekazała Snape'owi, że znaleźli całkiem sporą ilość chętnych sponsorów do odbudowania Hogwartu po bitwie.

Sam zainteresowany raczej nie miał teraz do tego głowy, wisząc nad toaletą i wymiotując.

― Jeśli tak czują się kobiety w ciąży, to będę swoją żonę wielbił, gdy zechce nosić moje dziecko ― wymruczał Harry, opierając się o framugę drzwi łazienki.

Był blady oraz roztrzęsiony i jego dziwny humor nie zwiódł Severusa.

― Potrzebujesz eliksiru uspokajającego?

Mężczyzna pokiwał przecząco głową i skierował się do swojego fotelu przed kominkiem.

Zamówił gorzką herbatę dla siebie i coś dla taty. Nauczenie się, że skrzaty doskonale znają ulubione potrawy mistrza eliksirów poznał niedawno i rozbawiło go, że jajka na miękko są ulubionym śniadaniem tego człowieka.

― Czasem trzeba komuś rozbić czaszkę, inaczej bym się udusił ― powiedział mu całkiem poważnie Severus, gdy to odkrył.

― Chwała Merlinowi za jajka, bo inaczej Pomfrey musiałaby nam codziennie głowy sklejać ― zaśmiał się wtedy Potter, na co dyrektor zareagował krótkim prychnięciem.

― Zjesz coś tym razem? ― Severus doskonale widział, że to tylko sposób na zmianę tematu i uniknięcie posiłku.

― Nie mam na razie ochoty.

― Zaczynam podejrzewać, że to nie jest nic zwyczajnego. Ciągnie się to od dłuższego czasu, prawda? Miałeś problemy z jedzeniem już wcześniej?

Harry unikał spojrzenia mu w oczy.

― Harry? ― nalegał spokojnie Severus.

― Zdarzało się.

― Jak często? ― drążył cierpliwie dalej.

― Zaczynasz przesadzać ― warknął Potter, zrywając się z miejsca i zaczynając krążyć po salonie.

To było coś nowego, bo dotychczas siedział na kanapie większość czasu. Po raz pierwszy od zakończenia bitwy młody mężczyzna wybuchł, ale z drugiej strony powód był dziwny. Jeszcze bardziej zaskoczyło go zasapanie, choć Harry nie wykonał za dużo kroków, a już po chwili opierał się o gzyms kominka, próbując złapać oddech.

― Czy zjedzenie przy pannie Granger było symulowane, Harry?

Natychmiast odwrócił się do niego z wypisanym szokiem na twarzy.

― Słucham?!

Jednak nie nabrał Severusa.

― Harry… Doskonale wiesz, że mnie nie zwiedziesz. Zaczynam rozpoznawać objawy. I mam coraz więcej podejrzeń, że wkrótce pojawią się kolejne. Prawda jest niestety taka, że w stosunkowo krótkim czasie doprowadzisz do niebagatelnego spustoszenia w całym swoim organizmie.

― Naprawdę zaczynasz... coś sobie... nad interpretować, tato ― przerywał, by złapać oddech.

― Chcesz się kłócić z wieloletnim mistrzem eliksirów i pomocnikiem w świętym Mungo oraz szpiegiem? Pamiętam w jakim stanie przybyłeś do mnie po raz pierwszy. Teraz nie jest lepiej, choć pewnie to dzięki stałym posiłkom w Hogwarcie. Ostatni rok jednak spowodował wiele wyrzeczeń i teraz widać tego efekty. Nasza sytuacja także musiała jakoś na ciebie wpłynąć.

― Bawisz się w psychologa?

― Jeśli będzie trzeba. A jeśli ja nie dam rady, znajdę odpowiednią do tego osobę.

― Nie będę chodził do psychologa z powodu braku apetytu! ― krzyknął już teraz wściekły Harry.

― Przypominam ci, młody człowieku, że nadal nie jesteś pełnoletni według mugolskiego prawa.

― Kurwa, Snape, nie igraj ze mną! ― Zaraz potem upadł na kolana, łapiąc się za pierś. ― Czemu tak mi ciężko? ― jęknął słabo.

― Nasilone zaburzenia rytmu serca, utrata masy mięśniowej, osłabienie kośćca, gwałtowne zmiany nastroju, uszkodzenia przełyku, utrata masy ciała, gorszy wygląd skóry, pogorszenie kondycji włosów, nieuzasadnione osłabienie czy ospałość ― wymieniał Severus, pomagając mu przenieść się na kanapę. ― Mogę wymieniać dalej, Harry. To są typowe objawy zaburzenia odżywiania. Z drugiej strony muszę tutaj wyraźnie podkreślić, iż zaburzenia odżywiania uznawane są za zaburzenia psychiczne o najwyższej śmiertelności. Jak to ładnie przed chwilą podkreśliłeś: Kurwa, Potter, nie dam ci umrzeć! ― wycedził przez zaciśnięte zęby.

Zapadła cisza. Harry patrzył na niego zszokowany takim wybuchem, a Severus próbował zapanować nad sobą.

― Doskonale wiemy, jak traktowali cię Dursleyowie i to mogły być początki. Z czasem to tylko ewoluowało. Stres tego lata był taką wisienką na torcie. Rodzajem zapalnika, który doprowadził cię do tego stanu. Nasza sytuacja także jest napięta, bo rozumiem, że nie wiesz na czym stoisz. ― Snape mówił spokojnie, starając się panować nad sobą i jednocześnie wytłumaczyć synowi problem. ― Czujesz się niepewnie. Nasze wcześniejsze relacje nie można nazwać spokojnymi i już z całą pewnością nie normalnymi. Ty pamiętałeś wszystko, ja nic.

Harry ukrył twarz w dłoniach i pochylił się do przodu, nie chcąc mieć z nim kontaktu wzrokowego.

― Rozumiem, że możesz się obwiniać. Ja także to robię. ― Przykucnął przed nim i położył mu dłoń na ramieniu. ― To jednak nie rozwiąże naszego problemu, synu.

Westchnął ciężko i przyciągnął go do siebie, obejmując ramionami. Harry drżał, nadal ciężko łapiąc oddech. Nagle złapał go za ubranie, szlochając i wtulając twarz w szaty taty.

― Naprawdę nie chcę ci sprawiać problemów, tato.

― Wiem, synu. Ale podświadomość ludzka już taka jest. Musisz sam z tym dojść do ładu, a rozmowa w tym pomoże. Możemy się kłócić, wywrzeszcz nawet na mnie, że jesteś wściekły, ale nie zamykaj tego w sobie. Za każdym razem będzie tylko pogłębiać problem. Nie odrzucę cię teraz, bo nagle powiesz mi, co o mnie myślisz. Nigdy nie byłem idealnym człowiekiem, ale i ja potrafię pracować nad sobą. Straciliśmy tyle czasu. Zbudowanie relacji pomiędzy nami od podstaw będzie bardzo trudne, ale nie zostawię cię. I z całą pewnością nie będę cię traktować jak ci przeklęci mugole. Ograniczanie jedzenia dziecku… ― zacisnął szczękę, przypominając sobie niektóre wspomnienia podczas lekcji oklumencji.

Już wtedy miał podejrzenia, że coś jest nie tak z cudownymi opiekunami Pottera. Gdzie to rozpieszczanie, wręcz rozpuszczanie bachora, które sobie zawsze wyobrażał, krytykując dzieciaka? Nigdy wprost mu się nie sprzeciwiał. Nie walczył o siebie. O innych tak, jak gryfoński lew, ale o siebie nigdy.

Harry uspokoił się i wręcz zasypiał w ramionach taty.

― Pozwolę ci na drzemkę, a potem i tak coś zjesz, Harry.

Mężczyzna coś mruknął, raczej nic dobrego i dał się położyć na poduszce. Przykrycie kocem już nie zauważył, zapadając głębiej w sen.

Snape wstał i rzucił zaklęcie identyfikujące. Nie potrzebował już do tego Poppy. Zwój ukazał się nad śpiącym i Severus pokiwał głową, widząc nowe wyniki. Nie pomylił się w swoich podejrzeniach. Zaburzenie odżywiania już zaczęło postępować. Odpowiednie eliksiry mogły pomóc, ale nie były wyjściem na dłuższy czas. Harry musiał zacząć jeść normalnie albo przypłaci to życiem.

Miał nieszczęście widzieć w świętym Mungo takie przypadki. Zamykanie przez rodziców potomstwa w szpitalu, aby nabrały ciała nie pomagało. Co z tego, że podczas pobytu wszystko niby wracało do normy, gdy zaraz po wyjściu potrafili doprowadzić się do stanu wręcz wegetatywnego w tak szybkim tempie, że nawet magiczne mikstury nie mogły już potem tego naprawić.

To była ta chwila, że pożałował, iż Remus Lupin zginął w bitwie. Chłopak go potrzebował do rozmowy. Jakoś wątpił, by otworzył się przed kimś całkowicie obcym. Podejrzewając każdego o to, że wszystko przecieknie do prasy, nie zaufa nikomu spoza swojego małego kręgu zaufanych.

OOO

Dwie godziny później Harry mieszał widelcem w jajecznicy. Wzrok Severusa nie był oskarżycielski, ale wyraźnie zmuszał do jedzenia.

― Jeszcze dwa kęsy i możesz odsunąć talerz ― westchnął cicho i podsunął mu buteleczkę z eliksirem. ― Będę ustalał zasady, synu.

― Co? ― Uniósł głowę i zmarszczył czoło.

― Będziesz jadł tyle, ile ci powiem. Nigdy mniej. Eliksir powstrzyma cię przed wymiotowaniem. Nie będziesz też zmuszał się do nich potem, gdy eliksir straci moc. Twój przełyk jest w fatalnym stanie. Kwasy żołądkowe wypaliły już w nim rany.

Harry zjadł ostatni kęs i odłożył sztućce.

― Będziesz mnie kontrolował?

― Doskonale wiesz, że w tym przypadku muszę. Teraz wypij eliksir. ― Cierpliwie czekał, aż oddał mu pustą buteleczkę. ― A teraz idź się przebierz, mamy wizytę u Malfoyów.

Harry natychmiast okazał zainteresowanie.

― Możemy?

― Kto odmówiłby dwóm bohaterom? ― Uśmiechnął się szyderczo.

Godzinę później znajdowali się w atrium ministerstwa. Obstawa czterech aurorów była wręcz wymagana, bo reporterzy oblegli ich zaraz po przejściu przez kominek.

― Skąd wiedzieli, że tu będę?

― Nie wiedzieli. Ciągle tu krążą, taka ich praca, panie Potter ― odparł jeden z towarzyszących im aurorów.

Harry zasłonił oczy, gdy błyski lamp raziły go zbyt intensywnie. Severus przyciągnął go do siebie, swoją posturą osłaniając go od ciekawskich.

― Jeśli ponownie będziemy musieli tu przybyć, będę żądał prywatnego kominka ― uprzedził aurora.

― Oczywiście, panie Snape.

Zjechali windą na niższe piętra, choć po widoku, który Harry ujrzał po opuszczeniu jej, można spokojnie uznać, że byli na najwyższym piętrze Big Bena.

― To tylko zaklęcie, Harry. Psychologiczne pokazanie skazanym, że to ich ostatni widok, zanim trafią do Azkabanu.

― Wredne.

― I to bardzo.

Severus to przeszedł i młody mężczyzna o tym wiedział, ale nie chciał, żeby tata znów o tym rozmyślał. Ścisnął jego dłoń w pocieszającym geście i ruszyli za aurorami.

Wprowadzono ich do salonu.

― Za chwilę wprowadzimy Malfoyów ― W głosie aurora słychać było wyraźnie wrogość. ― Są panowie pewni, że chcą pozostać z nimi sam na sam? To śmierciożercy.

― Z tego, co wiem, nie otrzymali jeszcze wyroku, więc będę wdzięczny od powstrzymania się od takich pomówień ― odezwał się Potter lodowato.

Wszyscy aurorzy drgnęli.

― Oczywiście, panie Potter.

Skinął natychmiast na innego aurora, który zniknął za drugimi drzwiami. Pozostali wyszli tymi samymi, którymi weszli.

Harry ciężko opadł na kanapę.

― Wszystko w porządku? Zbladłeś.

― Potrzebuję chwili. Niedobrze mi.

Snape wyczarował szklankę wody, którą podał synowi.

― Pij powoli, to uspokoi żołądek.

W tej chwili wprowadzono Malfoyów.

Snape stanął prosto, niewielkim tylko gestem sprawdzając różdżkę. Potter obserwował ich znad brzegu szklanki, ledwo unosząc tylko głowę. Nie wiedział czego po nich oczekiwać.

― Witaj, Severusie ― przywitał się grzecznie Lucjusz. ― To miłe, że nas odwiedzasz. Draco, przywitaj się z wujem.

― Dzień dobry, wuju.

Obaj byli bladzi.

― Usiądźcie proszę. ― O dziwo, poprosił o to Potter, odstawiając szklankę na stolik i opierając o fotel. ― Naprzeciwko mnie, jeśli to nie problem.

― Oczywiście.

Snape nie okazał po twarzy, że ta prośba go zaskoczyła.

― Domyślam się, panie Potter, że ma pan do nas jakieś pytania, skoro jesteśmy tu prywatnie, bez obstawy aurorów.

― Od tego jak odpowiecie, zależeć będzie wasz wyrok.

― Harry! ― Snape zbliżył się i położył mu dłoń na ramieniu. ― Nie masz takiej mocy prawnej!

― Naprawdę? ― Spojrzał na niego całkowicie pewien swojego pomysłu.

Snape puścił go i cofnął o krok. Potter odwrócił się z powrotem do Malfoyów.

― Co pamiętasz, Lucjuszu, sprzed sześciu lat? ― zapytał dziwnym głosem.