Ciche marzenie

Zilidya D. Ragon

Sequel

07.

― Co pamiętasz, Lucjuszu, sprzed sześciu lat? ― zapytał dziwnym głosem.

Na chłodnej twarzy mężczyzny pojawiła się nagle rysa. Przełknął wyraźnie i spojrzał na Draco, który kiwnął mu głową.

― Mam wraz z Draco dziwne wspomnienia z twojego pobytu u Severusa, gdy miałeś dziesięć lat.

― Kiedy się pojawiły?

― Zaraz po bitwie.

Harry uniósł okulary i potarł nasadę nosa. Popatrzył na moment na Severusa i westchnął.

― Czyli tę sprawę mamy rozwiązaną. Moje wyczerpanie magicznie spowodowało złamanie zaklęcia zmiany wspomnień. Wszystko wróciło do normy.

― Czyli to, co piszą w gazetach, to prawda? ― wtrącił się młodszy Malfoy. ― Jesteś Snapem? Nasze wspomnienia to nie wina zaklęcia i faktycznie próbowałem się z tobą zaprzyjaźnić jeszcze przed Hogwartem?

― Tak, Harry jest moim biologicznym dzieckiem ― odpowiedział za syna mistrz eliksirów.

Potter oparł głowę na oparciu, nadal bardzo blady.

― Harry? Wszystko w porządku?

― Nie, nie bardzo ― rzekł, ściskając dłonie w pięści. ― Zaczynam podejrzewać, że moja ingerencja w wasze wspomnienia mogła doprowadzić do takich a nie innych dalszych decyzji.

― Decyzje dorosłych nie powinny cię teraz martwić ― zauważył Snape.

― Gdybym nie zmienił waszych wspomnień cała wojna mogła potoczyć się inaczej. Draco nie stanąłby przed Dumbledorem, ty nie musiałbyś zabijać dyrektora, a Lucjusz… Nie wiem, może zdradziłby Toma, żeby ratować syna.

― I wszyscy zginęlibyśmy na torturach w lochach Czarnego Pana ― odezwał się starszy Malfoy.

― Co dokładnie pamiętacie z mojej wizyty u taty?

― Raczej wszystko. Twoją niezwykłą umiejętność, awersję do Draco, ogólnie wszystkie rozmowy.

Harry wstał i zaczął krążyć po salonie. Severus zauważył, że starał się niczego nie dotykać. Nawet siedząc w fotelu, nie oparł dłoni na oparciach, tylko trzymał je na kolanach.

― Panie Malfoy ― odwrócił się nagle do niego ― co by pan zrobił, gdyby dano panu teraz drugą szansę? Wiem doskonale co robił pan dla Toma, więc niechaj pan dobrze przemyśli swoją odpowiedź.

Snape spiął się tak samo jak zapytany. Gdy starszy Malfoy milczał, Potter obserwował Draco. Drugi mężczyzna nagle powstał i podszedł do niego. Ten automatycznie cofnął się.

― Nadal się mnie boisz, Potter?

― Nie boję się ciebie. Wiem co mogę po tobie oczekiwać, Malfoy. ― Splótł ramiona w obronny geście.

Ten gest, tak prosty w odczytaniu przełamał coś w Draco.

― Zawsze wiedziałeś, a jednak nic nie zrobiłeś. Mogłeś mnie wydać w dowolnej chwili i…

― Jesteś moim kuzynem. Mogę cię nie lubić, ale nigdy nie zdradzę rodziny, jak zła by była. Są inne wyjścia, żebyś wrócił na odpowiednią drogę. Wiesz sam, jaką masz naturę, więc zdecyduj czy tego pragniesz. Chcesz do końca życia być tym, którego ludzie się boją i nigdy nie zaufają? Czy chcesz coś znaczyć?

To ostatnie pytanie skierował także do Lucjusza, patrząc mu prosto w oczy.

― Dajesz nam szansę? ― odparł pytaniem.

― Widziałem dość, by mieć o was wszystkich zdanie. Narcyza mnie uratowała, za co jestem jej wdzięczny. Pan, choć nieświadomie, pomógł mi w pewnym zadaniu, które zapoczątkowało upadek Toma. Nadal wierzę, że Draco ma w sobie cząstkę, która nakieruje go w dobrą stronę.

― Twoje zdanie o nas nie spowoduje tego, że nie wylądujemy w Azkabanie.

― Naprawdę? ― Uśmiechnął się słabo.

Snape jęknął cicho. To był Potter, uparty bachor, który zawsze dążył do celu. Nic go nigdy nie powstrzymało, więc dlaczego teraz miałoby się to zmienić.

― Czego po nas oczekujesz?

― Odpowiedzi na moje wcześniejsze pytanie. Co zrobiłbyś, gdyby dano panu teraz drugą szansę?

― Zmieniłbym co nieco w ministerstwie. To, co wyrabiało przez całą wojnę, tylko ułatwiało nam jego infiltrację. Taka sytuacja może pojawić się w przyszłości, a nikt nic z tym nie robi. Mogę też usiąść na laurach i po prostu nic nie robić, dożyć starości. Wiem, że Azkaban wisi nade mną jak gilotyna, ale nie jestem w stanie już tego zmienić. Zrobiłem co zrobiłem, bo pragnąłem by było lepiej.

― A ty, Draco? ― skierował pytanie do drugiego Malfoya.

― Ja?

― Nie, Merlin, jeśli widzisz go w tym pokoju! ― wybuchł Potter.

Severus syknął i Harry spiął się.

― Przepraszam. Co chciałbyś robić w najbliższej przyszłości? Ukończyć Hogwart? Masz jakiś upatrzony zawód? ― dodał już spokojniej, marszcząc tylko czoło.

― Zawsze byłem dobry w ekonomii. Mam smykałkę do mnożenia pieniędzy i raczej w tym kierunku patrzę. Ukończenie Hogwartu na tę chwilę chyba nie jest możliwe, ale mogę mieć prywatnych nauczycieli, gdy będę już wolny.

Harry bez żadnego ostrzeżenia podszedł do niego i przyciągnął do siebie, stykając się z nim czołem. Zamknął oczy i cicho sapnął, powstrzymując mocnym uchwytem przed cofnięciem się Draco.

Ten, zaskoczony, nawet nie drgnął. Czuł mrowienie na skórze, ale nic poza tym. Po chwili Potter odsunął się i zachwiał, ale szybko odzyskał równowagę. Powoli otworzył oczy i spojrzał najpierw na Draco, potem na Lucjusza.

― Tato, możesz wezwać aurorów? ― zapytał, nie odwracając się nawet na moment.

― Oczywiście.

Otworzył drzwi i zaprosił ich do środka.

― Chcę się widzieć z ministrem ― rzucił od razu Harry.

― Jest w tej chwili zajęty.

Potter wyprostował się i spojrzał na aurora chłodno.

― Chcę się widzieć z ministrem ― powtórzył. ― To nie jest prośba. Czy się rozumiemy?

Ci, którzy brali udział w ostatecznym pojedynku, widzieli moc, którą emanował wtedy Potter. Snape poczuł ją w tej chwili. Aurorzy jak widać też. Drgnęli i jeden z nich szybko wyszedł.

― Zaraz zorganizowane zostanie spotkanie, panie Potter.

― Dziękuję. Panowie Malfoy są pod moją opieką. Chyba nie muszę wyjaśniać więcej na ten moment?

― Oczywiście. Nadal jednak muszą przebywać w areszcie do otrzymania wyroku.

― Rozumiem. Zapewnicie im odpowiednie warunki do tego czasu?

― Tak, panie Potter.

Harry odwrócił się do stojących za nim mężczyzn.

― Lucjuszu, Draco, do zobaczenia wkrótce. Wtedy wyjaśnię wam resztę waszych zadań.

Nawet jeśli któryś z nich miał coś do powiedzenia, powstrzymali się na ten moment i poszli z aurorami.

― Minister oczekuje pana, panie Potter ― przekazał auror, gdy tylko wyprowadzono więźniów.

Kingsley Shacklebolt, nowy minister, jakoś nie wydawał się zaskoczony jego żądaniem, gdy wkroczyli do jego gabinetu.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za Severusem, Harry zachwiał się ponownie i tylko szybka interwencja Snape'a uchroniła go przed upadkiem.

― Muszę usiąść ― szepnął Harry.

― Proszę położyć go na kanapie. ― Wskazał minister. ― Mam wezwać magomedyka?

― Nie trzeba ― odparł Severus, kładąc syna. ― Proszę dać mu chwilę.

Harry zasłonił oczy i obaj mężczyźni odsunęli się na drugą część gabinetu, by dać mu odrobinę przestrzeni.

― Dobrze wyglądasz, Severusie. Nie spodziewałem się tak szybkiej wizyty.

― To Harry jej zażądał. Zaskoczył nawet mnie.

― Domyślam się, że to nadal efekty po pojedynku. Mam się martwić czy nad wszystkim panujecie?

Severus spojrzał na syna, który powoli siadał na kanapie.

― Poradzimy sobie.

Obaj podeszli do Harry'ego, który wstał i stanął przed Kingsleyem.

― Chcę mieć pełną pieczę nad wszystkimi Malfoyami. Biorę pełną odpowiedzialność za ich czyny, niezależnie co zrobili w przeszłości. Mogę udowodnić, że byli objęci zaklęciem. Ten protektorat obejmuje każdego Malfoya bez wyjątku.

― Ooo! ― sapnął zaskoczony minister. ― Czyżbyś chciał przejąć też moje stanowisko, skoro wziąłeś się za ferowanie wyroków na śmierciożercach?

― A chce mi pan stanąć na przeszkodzie?

― Harry! ― Severus stanął natychmiast przed synem. ― Opanuj swoje emocje! Twoje wahania nastrojów zaczynają być irytujące!

Nie starał się go dotknąć, bo doskonale widział, że Harry już z ledwością nad sobą panuję.

― Nie pozwolę wsadzić mojej rodziny do Azkabanu! ― krzyknął wściekły Potter. ― Ponoszę pełną odpowiedzialność za ich zachowania. Za twoje także. Gdyby nie to zaklęcie…

Minister tylko patrzył i czekał w milczeniu. Pozwolił Snape'owi zapanować nad synem.

― Harry, tłumaczyłem ci, że decyzje dorosłych nie powinny cię martwić. Twoje zaklęcie nie wpłynęło na nich w żaden sposób.

― Nie wiesz tego. Może zachowalibyście się wszyscy całkiem inaczej! Może w trosce o mnie nie wróciłbyś do roli szpiega. Może jednak zaprzyjaźniłbym się z Draco i nie ruszyłby w ślady ojca. Lucjusz, widząc mnie u twego boku, nie podjąłby ponownie ryzyka pojawienia się w Wewnętrznym Kręgu, bo czułby, że Tom ze mną nie wygra. Automatycznie Draco nie miałby powodu wkraczać w krąg śmierciożerców, bo ojca już tam by nie było.

Potter wyrzucał to wszystko z siebie z szybkością karabinu maszynowego. Pod koniec z ledwością łapał oddech i złapał się za szatę na piersi.

― Harry, za dużo bierzesz na siebie ― odparł spokojnie minister. ― Nadal jesteś dzieckiem. Masz zbyt sporo ciężary na swoich barkach, by brać na nie kolejny problem.

― Nie jestem dzieckiem. Nie traktuj mnie tak! Gdyby Albus mnie słuchał, to wszystko mogłoby skończyć się inaczej.

― Ale potoczyło się to tak a nie inaczej. Powinieneś teraz cieszyć się wraz z przyjaciółmi i zorganizować wielką imprezę w salonie Gryfonów.

― Przestań, Kingsley! ― wrzasnął Potter i meble w gabinecie zadrżały. ― Mam gdzieś imprezę. To nie kolejna balanga po wygranym meczu. Ludzie zginęli, pomagając mi zwyciężyć, a ty chcesz żebym świętował? Kurwa, czy tylko ja tu myślę racjonalnie?

― Harry… ― Severus przestał się powstrzymywać i podszedł do syna, gdy zobaczył pierwsze objawy.

Przyciągnął go do piersi i objął. Młody mężczyzna drżał. Może z gniewu, może z irytacji, ale drżał tak mocno, że w każdej chwili mógł znów zasłabnąć. Brak stałych posiłków wyczerpywał go o wiele szybciej i widać było tego efekty.

O dziwo, Harry nie bronił się. Wtulił się w szatę taty i próbował się uspokoić, ukrywając twarz.

― Jakie są szansę na uwolnienie Malfoyów? ― zapytał za niego Snape.

― Niewielkie. Świadkowie…

Potter odsunął się nagle, przerywając tym wypowiedź ministra.

― Postawię warunki, ministrze ― rzucił lodowato i ten przełknął, czując gromadzącą się magię. ― Albo ich uwolnisz, albo zrobię wszystko, aby to się stało. Już raz wykorzystałem prasę, żeby osiągnąć cel. Zrzucenie cię z tego stołka nie będzie dla mnie problemem i doskonale jesteś tego świadom. Mają być wolni do końca tego tygodnia. Pozwalam na zastosowanie aresztu domowego przez jakiś czas, kontrolę w pracy lub jakiś rodzaj zaklęcia, ale mają być wolni. Przyjmujesz moje warunki albo zacznę działać zaraz po opuszczeniu tego gabinetu.

Nawet Snape patrzył na niego przerażony, nie mogąc nic zrobić.

Widział w tej chwili siebie samego, gdy musiał podejmować przerażające decyzje, by ratować innych, czasami nawet gdy zainteresowani sami nie wiedzieli, że robi to dla nich.

― Jest pan trudnym zawodnikiem, panie Potter ― odparł spokojnie minister, wyciągając w jego stronę dłoń. ― Przyjmuję warunki. Odpowiedni protokół jeszcze dziś znajdzie się w pana posiadaniu.

― Nie lubię być dotykany ― rzekł tylko Harry i kiwnął mu głową. ― A teraz muszę iść. Szczegóły możemy omówić listownie.

Wyszedł, gdy tylko Severus otworzył drzwi.