Ciche marzenie

Zilidya D. Ragon

Sequel

16.

Harry miał nowe marzenie. Chciał mieć spokój. Zwyczajny spokój, gdzie mógłby siedzieć z rodziną na tarasie i pić mrożoną herbatę, nie nękany ciągłą pocztą czy wizytami ministra. Nie myśleć o przyszłości całego świata czarodziei ani tym bardziej mugoli.

Nie pozwalano mu spełnić tego marzenia i coraz bardziej czuł irytację. Była tak doskonale wyczuwalna, że tylko tata odważył się w tej chwili do niego zbliżyć.

Siedział teraz w parku Malfoyów pod jednym z ogromnych dębów i próbował powstrzymać nerwowe drganie nogi, ale nie wychodziło mu to wcale. Zwyczajnie uciekł od wszystkich, nawet nie żegnając się z przyjaciółmi, którzy wyszli chwilę wcześniej.

Snape usiadł obok i początkowo milczał. Objął go ramieniem i przyciągnął bliżej. Dotyk go uspokajał i westchnął rozdrażniony jedynie, że nadal traktowany był jak małe dziecko, jednak nie odsunął się.

― Wiem już kto jest moim Wybrańcem ― szepnął.

― Domyślam się, że to jednak nie pan Weasley.

― Nie, ale druga opcja też ci się nie spodoba.

― Wolisz zachować to dla siebie?

― Chciałbym, żebyś wiedział, ale na razie nie zdradził nikomu.

― To Draco.

Harry drgnął.

― Skąd wiesz?

― Odkryłeś to w banku?

― Tak.

― Wróciłeś tak blady, że trudno byłoby teraz nie połączyć faktów. Byłeś też zdenerwowany, że trudno było nad tobą zapanować. Nic nie zjadłeś od tej pory.

Potter przewrócił oczami, ale w tej samej chwili pojawił się skrzat z miniaturowymi kanapkami i postawił talerzyk obok Harry'ego.

― Panicz Draco przekazał, że jeśli nie zje pan chociaż połowy, to nie pobawi się z panem.

― On szantażuje mnie jak małe dziecko.

Sięgnął jednak po kanapkę i zjadł powoli pierwszą.

― Skąd wytrzasnąłeś Nutellę? ― spytał skrzata, gdy cudowny smak rozpłynął mu się w ustach.

― Panna Granger pomogła, gdy panicz zapytał jej, co pan lubi. Powiedziała, że to przekona każdego do jedzenia.

Przyjaciółka doskonale znała jego słaby punkt. Kochał czekoladę w każdej postaci.

Ku zdziwieniu Severusa zjadł aż trzy kanapki, potem musiał przerwać, bo zrobiło mu się niedobrze, ale raczej od zbyt szybkiego jedzenia niż swojego problemu. Oparł się o ramię taty, starając się nie oddać posiłku. Severus głaskał go po plecach i cicho się zaśmiał.

― To dobrze wróży, Harry. Podłoże twojego problemu z zaburzeniem odżywiania jest mocno psychiczne. Jeśli to coś, co lubisz, nie masz większych problemów. Podejrzewam też, że ograniczano ci dostępu do smakołyków i Draco to odkrył. Dlatego tak łatwo cię podchodzi. Od niego jesz prawie każdy posiłek, nawet jeśli chwilę wcześniej na coś innego nie miałeś w ogóle ochoty.

― Umrę pod górą słodyczy od Malfoya albo od cukrzycy, co na jedno wyjdzie.

― Mam przeczucie, że to potoczy się innym torem ― mruknął Severus, pomagając wstać synowi.

W salonie czekali na nich goście, chociaż sądząc po ciężkiej atmosferze, zanosiło się na coś mało miłego.

Czwórka Ślizgonów, tak podejrzewał Harry po niewielkich znaczkach hogwarckich wpiętych w rożne elementy strojów, siedziała sztywno na jednej z ogromnych kanap. Malfoyowie zajmowali fotele przy wyjściu na taras, Draco nonszalancko opierał się o oparcie fotela ojca i nie spuszczał gości z oczu, jakby w każdej chwili mieli wyciągnąć różdżki i strzelać zaklęciami na oślep.

Harry szarpnął się lekko i spojrzał na wszystkich, marszcząc czoło. Malfoyowie powstali bez słowa. Goście zrobili to samo, ale dużo wolniej i z niepewnością, zerkając po sobie.

Severus zatrzymał się zaraz przy drzwiach, opierając się o szafkę i lustrując wszystkich.

― Tak? ― zapytał po prostu Harry, patrząc na nowo przybyłych.

― Nie będziemy na twoje posyłki, Potter! ― przełamał się nagle jeden z nich.

Z wyglądu najstarszy, około czterdziestki. Elegancko ubrany, jak na czarodziejską modę.

Harry prychnął rozbawiony, zerkając na Lucjusza, ale ten tylko wzruszył ramionami, nic nie rozumiejąc z tej sytuacji.

― Nie poniżysz mnie!

― Mogę prosić trochę jaśniej? ― stwierdził spokojnie Harry, stając przed nimi i zakładając kciuk za szlufkę spodni.

Palcami stukał w biodro, co wyglądało jakby już się zirytował.

― Harry…

Potter powoli odwrócił twarz w stronę Draco i ten tylko przełknął. Pochylił lekko głowę i wycofał się o krok.

― Słucham ― zwrócił się na powrót do gości. ― Czymże moja skromna osoba wam przeszkadza? Co takiego uczyniłem, że odważyliście się wparadować do domu mojej rodziny bez wcześniejszej zapowiedzi?

― Nie będziemy służyć kolejnemu Czarnemu Panu, który nami pomiata i poniża, wykorzystując do mordowania.

Harry tupnął.

Wszyscy jak na znak usiedli. Jedynie Severus tylko drgnął, unosząc brew, na ten pokaz magii.

― Po pierwsze ― odezwał się najnowszy Czarny Pan ― nawet was nie znam. Po drugie, jakoś nie lubię poniżać ludzi, zwłaszcza tych, którzy za mną podążają. Nie mam zamiaru także zabijać.

― A ten, którego imienia nie wolno było wymawiać? Zabiłeś go.

― Sam się unicestwił.

― Kiedyś będzie pierwszy raz ― wtrąciła się kobieta o tak ciemnych oczach, że wyglądały niczym węgle.

Jej szata była szara i wyglądała przez to bardzo niezdrowo na twarzy.

Na jej słowa Harry zbladł, przygryzając wargę. Snape wyprostował się, doskonale odczytując syna. Ukrywał to przed wszystkimi, ale on znał się na ludziach. Ręce Pottera były już splamione krwią i zdawał sobie z tego sprawę, choć nikt nie znał prawdy, kim była jego ofiara.

― Domyślam się, że przybyliście oznajmić mi, że nie jesteście moimi zwolennikami.

― Staniemy tym razem po odpowiedniej stronie, odpokutując nasze winy.

― To może zgłoście się lepiej do ministra ― nie wytrzymał w końcu Draco. ― Ma miejsce dla byłych śmierciożerców.

― Was nie uwięził.

― My jesteśmy chronieni. A wy właśnie zniszczyliście swoją osłonę, Harry nie stanie po waszej stronie.

― Minister nie może traktować nas inaczej niż was. Uniewinni nas!

Wstali znowu i zaczęli wychodzić.

Potter zacmokał, gdy mijał go ostatni z gości.

― Przypominam, że sprawiedliwość jest ślepa.