Kolejny dzień w pracy. Mimo, że Hermiona kochała swoją pracę to czasami należy się odpoczynek. Najgorsze jest jednak to, że ludzie często robią awantury, bo aurorzy kogoś nie szukają, a to nie jest prawda.
Granger skończyła pracę trochę wcześniej, więc od razu pojechała prosto do swojego przytulnego domu, gdzie najpewniej czekał na nią jej chłopak. Tak Hermiona Granger miała chłopaka i to nie jest Ronald Weasley tylko Mike... Mike Smith. Jak się poznali?
Po wojnie Hermiona wróciła na powtórzeniowy rok w Hogwarcie. Oczywiście szkołę skończyła z najlepszymi wynikami. Po zakończonej nauce wyjechała na szkolenia dla aurorów w Hiszpanii. I to nie na byle jakie szkolenia, ale na jedne z najlepszych szkoleń aurorów. Tam właśnie poznała Mike'a, który po roku pracowanie jako auror wyleciał. Od 3 lat są w bardzo szczęśliwym pełnym miłości związku. Przynajmniej tak jej się wydawało...
Gdy otworzyła drzwi do domu zobaczyła coś niepokojącego. Na wieszaku wisiał damski płaszcz, który na pewno nie należał do niej tak samo jak szpilki, które stały trochę niżej. Przeszła się po domu. W salonie, kuchni, jadalni ani w łazience nikogo nie było. Nagle jakieś dziwne szmery i głosy dobiegły z sypialni. Postanowiła tam pójść, to był jej największy błąd. Żołądek dochodził jej do gardła, a w oczach stanęły łzy. Nie mogła uwierzyć. Jej chłopak albo już ex-chłopak zdradzał ją właśnie z jakąś blondynką, a do tego kochali się w ich łóżku. Tego było za wiele, chrząknęła głośno. Para kochanków szybko od siebie odskoczyła.
- Miona, co ty tutaj robisz? Miałaś być później
- Stoję, nie widać? Może ty mi powiesz co robisz? Długo mnie tak zdradzasz z tą lafiryndą!? Chciałam przyjść do domu i spędzić z Tobą czas, ale widzę, że ty bawisz się w najlepsze! Masz mi coś do powiedzenia?
- Tak... Zrywam z Tobą. Byłaś tylko moją zabawką i tak było od samego naszego „związku", miałaś przyjść później, ale w sumie dobrze się stało. - powiedział ze swoim akcentem.
- Mówiłeś, że mnie kochasz, że spędzimy ze sobą resztę życia, a ja ci głupia uwierzyłam.
- Tak naprawdę to Cię nigdy nie kochałem, a teraz możesz się wynosić z tego domu, bo muszę dokończyć moją sprawę, ale nam przerwałaś. Tak, więc idź już rzeczy masz spakowane przy drzwiach.
- Ale to mieszkanie jest wspólne! Ja też za nie płaciłam!
- Ale to ja wpłacałem wszystkie pieniądze.
- Nigdzie stąd się nie ruszę!
- To Cię siłą wyprowadzę.
- Nie ośmielisz się.
- Naprawdę? - założył na siebie jakiekolwiek ubrania i przewiesił sobie Hermionę przez ramię i wyprowadził na dwór. Zaczęła go bić po plecach, wyzywać, i wrzeszczeć na niego. On, gdy ją ostawił zaśmiał się jej prosto w twarz za co dostał z liścia od Granger. Gdy dostał po prostu odszedł. I tyle go widziała.
20min później
Nie mogła uwierzyć, że Mike mógł zrobić jej coś takiego. Teraz została całkiem sama, bez domu, kochającej osoby tuż obok, a z przyjaciółmi nie utrzymywała kontaktu od 3 lat.
W pewnym momencie obok Granger usiadła starsza kobieta.
- Dziecko, co się stało? Jest zima, a ty sama siedzisz na mrozie zamiast być w domu.
- Nie chcę pani obarczać moimi problemami pani...
- Narcyzo.
-... Pani Narcyzo.
- Sądząc po walizce nie jest dobrze. Widziałam tego mężczyznę z panią, pani...
- Hermiono.
- Może odprowadzę Cię do domu. - rozpłakała się na nowo.
- Nie mam już domu mój ex-chłopak wyrzucił mnie z domu, rodzice mnie nie pamiętają, a ze starymi przyjaciółmi nie utrzymuję kontaktu. - wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.
- Dziecko nie płacz. Znajdziesz sobie wspanialszego mężczyznę, niż tego co miałaś.
- Może i ma Pani rację, ale nie sądzę by to nastąpiło.
- Nastąpi czuję to. Jesteś śliczną, młodą kobietą, jeżeli ten facet tego nie docenił to doceni to inny. To może odprowadzę Cię do dziadków?
- Umarli 4 lata temu. Zostałam całkiem sama...
- Tak Ci dziecko współczuję. Mam pewien pomysł, pomieszkaj parę dni ze mną i moim synem. Na pewno się na to zgodzi, a później pomożemy Ci znaleźć jakieś mieszkanie.
- Dziękuję Pani Narcyzo, ale nie trzeba jakoś sobie poradzę.
- Hermiono nalegam. Jesteś wykończona, zmarznięta i na razie nie masz dachu nad głową, a zaczyna się już powoli ściemniać.
- No dobrze... ale nie będę się narzucać.
- Nie narzucasz się, a teraz chodź. - podała jej rękę uśmiechnięta kobieta i podała jej rękę, żeby wstała z niewygodnej ławki. - do jakiej szkoły chodziłaś?
- Do Hogwa... do Oxfordu. - zapomniała, że może jednak rozmawiać z niemagiczną osobą.
- Spokojnie jestem czarownicą. Jeżeli do chodziłaś do Hogwartu to może kojarzysz mojego syna.
- Możliwe, ale jednak nie pamiętam wszystkich, minęło parę lat.
- Mój syn ukończył Hogwart tak jak Pani, ale dość o moim synu, pewnie się znacie i będziecie chcieli pogadać po paru latach. Pozwolisz, że nas teleportuję?
- Oczywiście.
Po chwili znaleźli się przed piętrowym domem z ogródkiem. Ściany miał jasnoszare, a dach czerwony. Znajdował się na ulicy z bardzo podobnymi domami. Weszły do środka. Nie był to duży dom, był też przytulny, a jego ściany miały ciepłe odcienie i zapraszały do środka.
- Ma Pani bardzo śliczny dom.
- Dziękuje dziecko. Chodź ze mną, pokaże Ci twój pokój, a później napijemy się herbaty.
- Nie wiem jak Pani dziękować.
- Nie ma za co Hermiono - uśmiechnęła się promiennie.
Dom miał 3 sypialnie, 3 łazienki oraz małą biblioteczkę, które znajdywały się na piętrze. Salon, kuchnia, jadalnia oraz gabinet znajdował się na dole. Narcyza zaprowadziła ją do pokoju gościnnego. Miał on brzoskwiniowe ściany i jasnobrązowe meble. Nie był duży, ale za to bardzo przytulny. Zostawiła swoje rzeczy na górze nie licząc torebki, którą wzięła do kuchni, gdy zaczęła schodzić na herbatę. Hermiona nadal miała podły humor, a gospodyni starała się ją pocieszyć jak tylko mogła. Wybiła 19:00, brązowowłosa poczuła zmęczenie po całym dniu płakania.
- Przepraszam bardzo, czy mogłabym pójść się położyć?
- Oczywiście Hermiono, a nie chcesz poczekać ze mną na mego syna? Bardzo by się ucieszył widząc znajomą ze szkoły.
- Przepraszam jeszcze raz, ale chętnie pogadam z nim jutro.
- Dobrze. Miłej nocy.
- Dziękuję, dobranoc.
Hermiona poszła do swojej sypialni i przebrała się w piżamę. Natomiast zanim położyła się spać zadzwoniła do Ministerstwa Magii, że potrzebuje kilka dni urlopu. Następnie poszła w objęcia Morfeusza.
O godzinie 20:30 do domu wszedł mężczyzna o platynowych włosach i szaro-niebieskich oczach. Poszedł do salonu i przywitał się ze swoją matką.
- Witaj mamo, jak Ci minął dzień?
- A dobrze Draco, poszłam na zakupy, a póżniej do parku na spacer i spotkałam dziewczyną na oko w twoim wieku. Jej chłopak wyrzucił ją z domu z walizkami, a ona sama, zmarznięta siedziała na ławce. Zaproponowałam, że odprowadzę ją do rodziców, odpowiedziała, że jej nie pamiętają. Została sama, bez dachu nad głową, bez rodziny i przyjaciół. Żal mi się jej zrobiło, więc zaprosiłam ją do nas i została dopóki nie znajdzie mieszkania. Gdybyś ty ją widział jaka jest do tej pory roztrzęsiona. Do tego dowiedziałam się, że ukończyła Hogwaty w tym samym roku co ty.
- Jaki podły to człowiek, żeby wyrzucić dziewczynę z domu w środku zimy, to okropne. Bardzo dobrze zrobiłaś mamo, proponując jej pomieszkanie z nami trochę. Nie wiesz jak ma na nazwisko? Po nazwisku szybciej ją rozpoznam.
- Niestety nie podała mi go.
- No dob... Czy to jest jej torebka?
- Tak. Najwidoczniej zostawiła ją tutaj po herbacie. Draco co ty robisz?! Nie można grzebać w rzeczach innych - powiedziała, gdy zobaczyła, że jej syn sięga po torebkę.
- Po prostu chcę wiedzieć jak się nazywa... - powiedział, a jego matka przewróciła oczami. Gdy zobaczył kto z nimi mieszka oczy wyszły mu z orbit. - ... mamo chcesz wiedzieć kto aktualnie z nami mieszka?
- Tak... - Draco podał jej dowód osobisty. Okazało się, że mieszka z nimi sama Hermiona Granger TA Hermiona Granger, która była torturowana przez ciotkę Dracona Bellatrix Lestrange. - ... panna Granger?! Czy to przypadkiem nie jest ta dziewczyna, która...
- Cicho! Nikt o tym nie wie oprócz Ciebie.
- Dobrze nic nie mówię.
- Dobranoc, Matko.
- Dobranoc.
Nastał ranek. Pani Malfoy przygotowała śniadanie dla swojego syna oraz dla Hermiony. W pewnym momencie usłyszał kroki dobiegające ze schodów. Do eleganckiej kuchni wszedł Draco.
- Dzień dobry.
- Dzień Dobry, synku. Przygotowałam Ci śniadanie i dla panny Granger. Andromeda zaprosiła mnie na kawę, więc zaraz wychodzę, będę gdzieś o 15:00... - i wyszła z rezydencji.
- Pozdrów ode mnie ciotkę. - gdy to powiedział Narcyza wyszła z domu mówiąc „Do zobaczenia"
Wybiła godzina 11 na zegarach w całym domu, ale Hermiona nadal nie zeszła na śniadanie.
„Może wie kim jestem i nie chce mnie widzieć?" - pomyślał. Zabrał tacę z przepysznym śniadaniem i powędrował do pokoju gościnnego, gdzie znajdowała się panna Granger. Zapukał cicho do drzwi, ale niestety nikt nie otworzył. Postanowił, że wejdzie do środka. Otworzył delikatnie drzwi, tackę postawił na biurku i podszedł do łóżka. Kołdra odsłaniała jej talię,a na sobie miała krótką koszulę nocną. Draco Malfoy był wpatrzony w nią jak w obrazek mimo, że była to Granger. Jej piękne kasztanowe loki opadały na odsłonięte ramiona. Śliczne, malinowe usta układały się w lekki uśmiech, natomiast na oczach miała założoną przepaskę. Chciał ją zdjąć, ale dziewczyna odwróciła się w inną stronę. Jej usta kusiły go niemiłosiernie by je pocałować. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale uległ. I delikatnie ją pocałował.
Dziewczyna po raz kolejny odwróciła się w przeciwną stronę i usiadła na łóżku i spojrzała na zegar. Miała nadzieję, że tak naprawdę nadal miała chłopaka i jej nie zdradził, ale niestety było inaczej. Nawet się nie zorientowała kiedy stróżka łez zaczęła spływać po je policzkach. Nawet nie wiedziała, ze ktoś jej się cały czas przygląda. Dopiero gdy usłyszała za sobą głos odwróciła się w jego stronę.
- Nie płacz Granger, wszystko się ułoży. - głosu tak przyjemnego dla ucha nigdy nie słyszała.
- Przecież nie płaczę, oczy mi się pocą... - powiedziała i dopiero po chwili dotarło do niej, że ktoś powiedział jej nazwisko mimo, że nie podawała go Pani Narcyzie. - ... skąd wiesz jak się nazywam? - gdy otarła łzy przyjrzała się dokładnie. - Malfoy?
- Aż tak to Cię dziwi?
- To nie możliwe, ... to tylko zły sen.
- Niestety nie Kotku to jest rzeczywistość.
- Nie mów tak do mnie. Mam wystarczająco dużo problemów , a ty nie jesteś mi potrzebny, żebym miała ich więcej - powiedział wstając.
- Uważaj co mówisz. Pamiętaj, że jesteś w moim domu, z którego ty mnie nie wyrzucisz. Ewentualnie mogę zrobić to co ten facet wczoraj - powiedział podenerwowany. Jej serce zaczęło znów krwawić, a po policzku kolejny raz leciała jej stróżka łez. Malfoy miał rację nie powinna mówić tych rzeczy. Draconowi też było źle z tego powodu. On również powiedział o dwa słowa za dużo.
- Nie trzeba mnie wyrzucać sama wyjdę skoro przeszkadzam. Podziękuj swojej matce za to, że mogłam się tutaj przespać. - powiedziała ze smutnym, a zarazem zdenerwowanym głosem. Chciała pójść do łazienki, ale złapał ją za nadgarstek i zatrzymał.
- Hej, Granger, nie płacz. Przepraszam nie chciałem tego powiedzieć.
- Myślisz, że to takie fajne, gdy zostajesz bez dachu nad głową, bez rodziny i przyjaciół?! Nic nie wiesz!
Po chwili po prostu pociągnął ją w swoją stronę i przytulił by mogła się wypłakać. Zaczęła go od siebie odpychać, ale on nie dawał za wygraną i cały cas ją trzymał w swoim żelaznym uścisku. Hermiona była zaskoczona zachowanie byłego Ślizgona, ale potrzebowała ramienia do wypłakania się. Co z tego, że się nienawidzą, nie miała teraz nikogo...
Płakała tak jeszcze z 25min, aż się uspokoiła, on odsunął się i spojrzał w jej śliczne czekoladowe oczęta:
- Jest już okay?
- Od kiedy ty się tak zachowujesz, przytulasz przecież nic nie wartą szlamę.
- Po pierwsze Granger nie nazywaj się tak, a po drugie nie mówię tak, odkąd jedna osoba pomogła mi przejrzeć na oczy.
- Pewnie mama - pomyślała, ale nie powiedziała swoich przemyśleń na głos.
- Przyniosłem Ci jedzenie z racji tego, że nie zeszłaś na śniadanie. - podał jej tacę na kolana i patrzył jak Hermiona powoli jeść, Wymęczona płaczem i bezsilnością musiała jeść, choć wcale nie chciała. Mimo, że Draco ukrywa swoje prawdziwe uczucia pod maską obojętności, to w środku cierpiał. Gdy patrzył na dziewczynę serce mu się krajało, a to tylko dlatego, że płakała przez jakiegoś debila. „Przynajmniej nie płacze przeze mnie." - pomyślał.
- Nie chcę nigdzie wychodzić. - powiedziała po chwili.
- Chcesz siedzieć sama? Zamknięta w ciemnym pokoju?
- Tak.
- Niech Ci będzie, ale chodź zejdź tylko na obiad. Moja mama się ucieszy, że normalnie funkcjonujesz i chcesz zapomnieć o tym wszystkim co się wczoraj stało, a nie, że siedzisz sama zamknięta w swoim pokoju. Nie rób tego dla mnie, tylko dla siebie i mojej matki. - po czym wyszedł z pokoju.
Hermiona była bardzo pozytywnie zaskoczono „przemianą" Malfoy'a. Już nie jest taki oschły tylko widać, że ma uczucia. Mimo, że próbuje je ukryć. „Może ma rację... może nie powinnam brać sobie wszystkiego do serca?" -pomyślała. Nie chciała już płakać za swoim byłym chłopakiem. Niestety wspomnienia do niej powróciły, a łzy po raz kolejny zaczęły jej skapywać po policzkach. Wyciągnęła swój telefon wraz ze słuchawkami i włączyła muzykę. Położyła głowę na poduszce patrząc w sufit, aby odgarnąć te wszystkie natrętne myśli od siebie. Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła.
Draco wyszedł zmartwiony z pokoju dziewczyny. Kiedyś w jej oczach mógł dostrzec iskierki pełne radości, złości i nienawiści do niego. Jednak dziś widział w nich pustkę, zmartwienie oraz smutek. Myślał jak ją odciągnąć od tych okropnych wspomnień, ale niestety nic nie przychodziło mu do głowy.
Dochodziła godzina 15:30, a Narcyza nadal nie zjawiła się w domu. Musiał przyznać, że zaczął się martwić. W pewnej chwili usłyszał stukanie w oknie, była tam sowa ciotki Andromedy. Była to wiadomość od matki.
„Synku, tak dobrze mi się rozmawia z Andromedą, że postanowiła zostać u niej do wieczora. Nie martw się wszystko jest w porządku. Będę późnym wieczorem.
Ps. Zaopiekuj się panną Granger" Mama
Bardzo długo zastanawiał się jak pomóc Granger przynajmniej minimalnie. Gdy on miał problemy przychodził do niego Blaise Zabini z butelką ognistej i kazał mu się wyżalić czy też jak on to nazywał „wyspowiadać".„Warto spróbować."- pomyślał.
Wybiła godzina 18:00,a na schdach słychać było cichutkie kroki. Do salonu weszła Hermiona ubrana w szary dres, z podpuchniętymi oczami i szopą na głowie. -„Pewnie znowu płakała."- pomyślał.
- Jesteś głodna?
- Nie... - mówiła cichuteńko.
- Może przyszłaś się napić?
- Jest mi źle, smutno i czuję jedną wielką pustkę.
- W takim razie Dr. Draco zaleca dużą szklankę trunku na uspokojenie się oraz ramię do wypłakania się.
- To nie będzie konieczne. Wracam na górę.
- Nie, zostań. Oferuję Ci ramię do wypłakania i ognistą.
- Dlaczego to robisz?
- Bo miałem podobne problemy,a w taki sposób dzięki Blaise'owi wyszedłem z nich i żyję. Nie wspominam przeszłości. Więc jak?
- Niech będzie. Jak coś będę mogła wyjść w każdej chwili?
- Tak - usiadła na kanapie i pewnie czekała, aż Draco się odezwie. On natomiast podszedł do barku, a gdy wrócił trzymał w rękach dwie szklanki z bursztynowym płynem.
- Chcesz mnie upić, wykorzystać i wyrzucić? Chyba jednak podziękuje.
- Nie. Chcę po prostu, żebyś po prostu zapomniała o swoich problemach i wypłakała się. Mówiłem już. - podał dziewczynie szklankę, a ona wypiła całą jej zawartość duszkiem - To ja może wezmę dwie butelki. Tak na zapas. - uśmiechnął się ironicznie.
- Nie dogaduj tak, bo zaraz będziesz pić sam.
- Dobra. Spokojnie, nie mogłem się powstrzymać od tej złośliwości.
- Czyli jakoś bardzo się nie zmieniłeś. Mogłam się tego spodziewać.
- Jeszcze nie raz się przekonasz, że się zmieniłem.
- Yhmmmm... jasne.
- Dobra dość gadania o mojej zmianie. Może ty mi opowiesz swoją historię dokładnie. To co działo się u Ciebie przez te parę lat.
- Po co Ci to wiedzieć? Chcesz sobie drwić ze szlamy?
- Skąd u Ciebie tyle jadu? Chcę Ci po prostu pomóc. Poza tym nie mówię już tak o Tobie i mugolakach. I chcę Cię przeprosić.
- Niby za co?
- Za to wszystko co Ci zrobiłem. Za dręczenie,szydzenie, wyzywanie i nienawiść.
- Nie da się tak łatwo tego wybaczyć.
- Wiem, ale tylko o tę jedną rzecz proszę. O nic więcej.
- Powiedzmy, że na razie przyjmuję twoje przeprosiny, co dalej?
- Będę Cię przepraszać do póki nie będziesz chciała ich przyjąć.
- Jesteś strasznie upierdliwy
- A ty uparta, tak jak za młodych lat, jeszcze mi kiedyś podziękujesz. Opowiesz mi swoją historię tylko, że od początku waszej znajomości. Moja matka mi powiedziała ją w bardzo dużym skrócie i nie za dużo zrozumiałem.
- Niech Ci będzie. - zaczęła swoją opowieść od samego początku. Jak zdała Hogwart, szkolenia dla aurorów je praca i inne rzeczy, które działy się przez te parę lat.
On słuchał jej bardzo uważnie, a wspomniany Hiszpan od początku historii był nie lubiany. W połowie opowieści wtuliła się w jego ramie i dała płynąć swoim łzom. Draco tulił ja do siebie i gładził po jej kręconych, kasztanowych włosach. Powoli się uspokajała. Co chwilę sięgała po swoją szklankę z bursztynowym trunkiem. W swojej głowie zaczęła już czuć lekki szum.
- Podaj mi adres pod, którym mieszkałaś.
- Po co Ci to wiedzieć?
- Chcę mu podziękować.
- Za co? Za to, że wyrzucił mnie z domu?
- Nie, za to, że jest większym pojebem niż kurwa myślałem. Weasley przy nim jest mądry. - powiedział„A po drugie, że dzięki temu mogę z Tobą porozmawiać"- pomyślał.
- Malfoy, to miłe, ale nie idź tam. Przysporzysz tylko kłopotu. On później będzie mnie nachodził.
- Nie pozwolę mu na to.
- Od kiedy ty taki jesteś?
- Odkąd zrozumiałe, że źle się zachowywałam i stanąłem na równe nogi.
- Coś nie chce mi się w to wierzyć. - powiedziała szczerze Granger.
- Wierz lub nie, ale taka jest prawda.
- Teraz ty!
- Co ja?
- Opowiedz mi swoją całą historię.
- Wiesz, może kiedy indziej nie chcę do tego wracać.
- I tak Cię kiedyś o to zapytam.
- Ehh... nie odpuścisz co? - pokręciła przecząco głową.
- Dlaczego nie mieszkasz już w tamtym zamczysku. - od razu przypomniała jej się rezydencja, w której była torturowana przez Bellatrix.
- Chodzi Ci o Malfoy Manor? - Pokiwała głową na „tak". - To długa historia.
- Mam czas. Ty poświęciłeś swój dla mnie i moją historię, więc teraz zrobimy na odwrót.
- Dobrze, ale to jest powiązane z tym z czym się zmagałem przez całe dzieciństwo.
- I co? To jest jakaś wielka tajemnica?
- Jesteś strasznie uparta!
- Dla ciebie? Odkąd pamiętam. - uśmiechnęła się złośliwie.
- Zaczęło się tuż po wojnie. Gdy ukończyliśmy dodatkowy siódmy rok przyjechałem do domu, wtedy jeszcze nie wiedziałem co się działo w Malfoy Manor pod moją nieobecność. Gdy stanąłem w drzwiach podeszła do mnie moja matka. Miała rozcięty policzek, siniaki na rękach i smutne oczy. Kiedy spytałem się jej co się stało powiedziała, że się potknęła i uderzyła o stół. Chodziłem do pracy. Wychodziłem rano, a wracałem na późnym wieczorem. Z dnia na dzień widziałem u niej coraz więcej siniaków i śladów pobicia, wtedy nie miałem wątpliwości kto je zadawał. Powstrzymywała mnie, żeby nie iść do ojca. Wtedy jej nie posłuchałem i to był mój błąd. Kiedy tylko wparowałem do jego gabinetu zacząłem krzyczeć na niego, za to co robił, znosił do to czasu. W końcu nic nie mówiąc po prostu rzucił na mnie zaklęcie Crucio. Nie okazywałem słabości mimo, że ból stawał się coraz bardziej uporczywy. Moja mama wchodząc do jego gabinetu nie mogła znieść tego strasznego widoku i rzuciła się na ojca. Wtedy zaklęcie ze mnie przeszło na nią. Krzyczała, a ja ledwo mogłem się ruszać. Kiedy zaklęcie już puściło, on podszedł do niej i skopał jak nic niewarte zwierzę. Nie mogłem na to patrzeć. Wstałem, wyciągnąłem różdżkę i... - zawahał się, ale poczuł uścisk na swoim ramieniu i kontynuował. -... wypowiedziałem dwa śmiertelne słowa. Pierwszy raz zabiłem z zimną krwią oraz mordem w oczach i to własnego ojca. Jednak wiesz co? Nie żałuje.
Po tym wszystkim wyprowadziliśmy się do jakiejś spokojnej dzielnicy by zapomnieć o przeszłości, problemach i zacząć żyć na nowo. Pomógł nam Blaise, uprzedzając twoje pytanie to tak jest on psychologiem chociaż na niego nie wygląda. I tak po dwóch latach wszystko wróciło do normy. Mama zapomniała o tym co było, spędza bardzo dużo czasu na powietrzu i wśród swoich znajomych, a nie jak kiedyś w czterech ścianach. Natomiast ja zająłem się pracą, od czasu do czasu spotykam się z Blaise'm na coś mocnego, zwykle na nic nie mam czasu. Teraz już wiesz dlaczego. - siedziała jak wmurowana i nie wiedziała co powiedzieć.
- Ja... Tak bardzo Ci współczuję. Przeżyłeś piekło po którym teraz stoisz na własnych nogach. Nie każdy dałby radę to zrobić. Mam w sobie wielką siłę Malfoy.
- A gdzie podziała się twoja siła? Gdzie ta Gryfonka, która nie lękała się niczego ani nikogo? Co się stało?
- Moja zniknęła bardzo dawno temu.
- To ja ją odbuduję.
- I co? Myślisz, że Ci się uda.
- Oczywiście, że tak! W końcu jestem Malfoy. - zaśmiał się, a ona mu zawtórowała.
Siedzieli w ciszy. Alkohol powodował coraz śmielsze gesty i swobodę w swoim towarzystwie. Nie wiadomo kiedy znaleźli się w bardzo dziwnej pozycji siedzącej. Draco trzymał Hermionę na swoich kolanach natomiast ona zarzuciła mu ręce na szyję i oparła się swoją głową na jego ramieniu.
- Co ten alkohol robi z ludźmi?
- Ta kanapa jest niewygodna!
- I dlatego postanowiłaś uwiesić mi się na ramieniu.
- Dokładnie! Twoje ramie jest wygodniejsze.
- Zaniosę Cię do pokoju - wstał i skierował się w stronę jej tymczasowego pokoju.
- I co, teraz mnie wykorzystasz? Bo jestem łatwiejsza po wypiciu tyle whisky.
- Nie, mówiłem, że tego nie zrobię. A poza tym whisky pozwala zapomnieć.
- O czym?
- O tym, że ten dzień nie miał w ogóle miejsca. - powiedział kładąc ją na łóżku przykrywając kołdrą.
- Dziękuje. - uśmiechnął się pod nosem. Gdy jego ręka znajdowała się na klamce dziewczyna zawołała. - Malfoy, Blank Street 6/18.
- Dobranoc - powiedział zamykając za sobą drzwi i udał się do swojej sypialni.
